Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Podobno się nie boisz

Przełamanie. To dobre słowo na określenie poprzedniego wieczoru. Jednak Dipper, ku własnemu zdziwieniu, nie czuł się tak dobrze, jak podejrzewał, że powinien w obecnej sytuacji. Obudził się w nocy, nie pierwszy raz zresztą. Od kilku dni ogólnie słabo spał i powoli zaczynał odczuwać ogólne zmęczenie. To że zasypiał wieczorem, niekoniecznie kończyło się normalnym spaniem. W większości budził się w nocy lub nie wysypiał przez dziwne sny i myśli przebiegające przez głowę wbrew jego woli.

Tym razem było podobnie. Nie miał żadnego koszmaru, jednak mimo tego nie był w stanie zamknąć oczu ponownie. Czuł, że Bill obejmuje go, przyciągając bliżej siebie. Powinno go to uspokoić, ale skutek był dokładnie odwrotny. Dlaczego? Przecież wieczorna rozmowa tyle wyjaśniła im obu. Jeszcze kilka godzin temu czuł się perfekcyjnie na miejscu, a teraz znowu miał wrażenie, że rzeczywistość zwyczajnie go przytłacza.

Ostrożnie wyplątał się z objęć, nie chcąc przypadkiem obudzić blondyna. Przetarł oczy i podszedł do łóżka, na którym spoczywała jego siostra. Słońce zaczynało już wstawać, mogło być po piątej. Spojrzał na widoczny w półmroku spokojny wyraz na dziecięcej twarzy szatynki. Zaczął zastanawiać się, co powiedziałaby, gdyby o wszystkim się dowiedziała. To znaczy, i tak miała się niedługo dowiedzieć, ale Dipper nie był w stanie przewidzieć jej reakcji, choć znali się najlepiej na świecie.

Ruszył do łazienki. Stanął przed lustrem, skanując odbicie zmęczonej twarzy, krzywego grymasu na ustach i dość mocno już widocznych cieni pod oczami. Śmiało mógł stwierdzić, że zaczynało się robić źle. Długo nie pociągnie z tak nieregularnym trybem funkcjonowania i niewielkiej ilości porządnego snu. W głowie ciągle dźwięczały mu słowa Pacyfiki. Zwariował, pozwalając Cipherowi zwyczajnie zostać w Chacie? Być może, jednak w tej chwili ta konkretna kwestia akurat obchodziła go najmniej.

Zszedł na dół, udając się do kuchni. Wstawił wodę na kawę, po czym przygotował dla siebie śniadanie. Wiedział doskonale, że już nie zaśnie, więc równie dobrze mógł zjeść już teraz. Gdy woda wreszcie się zagotowała, zalał napój. Siedząc przy stole i przegryzając kanapkę, nie mógł przestać myśleć o wszystkim, co się stało. Właściwie wprost przyznał się, że Bill mu się podoba. Trudno było zaprzeczać, podobnie jak wyrzucić z głowy nasuwające się myśli i obrazy blondyna.

Cipher był... inny. Tego nie dało się określić żadnym pasującym słowem, które byłoby w stanie bardziej skonkretyzować naturę demona. Z jednej strony miał ogromną wiedzę o świecie i ludziach. Wiedział doskonale jak sprawić, żeby się bali albo zdobywać zaufanie tych, którzy nie znali jego prawdziwej tożsamości. Był mistrzem w oszukiwaniu i świetnie się przy tym bawił, emanując pewnością siebie na wszystkie strony. Jednocześnie przy Dipperze zachowywał się jak zagubiony przedszkolak w centrum handlowym, który wszystko widzi, ale mało co do niego dociera. Znał drogę na pamięć, a mimo to labirynt nagle stał się na tyle skomplikowany, że nie był w stanie przedostać się przez niego bez pomocy. Dipper miał robić mu za drogowskaz.

Muszę się przejść, zanim do reszty zgłupieję. Szatyn dopił kawę, po czym szybkim krokiem ruszył do wyjścia. Spacer przez las dobrze mu zrobi, a przynajmniej tak mu się wydawało. Mabel i Bill chyba dadzą sobie radę sami przez jakiś czas. Poza tym, gdyby coś się działo, w pobliżu będą też Wendy i Soos. Mimo wszystko w pewnym stopniu ufał Cipherowi i wierzył, że Mabel jest z nim bezpieczna. Jego moc może i nie była zupełnie zregenerowana, ale większość sztuczek wychodziła mu bez problemu. Da radę zająć się pięciolatką przez kilka godzin. Pines, trochę uspokojony tymi myślami, wydostał się poza teren Tajemniczej Chaty, kierując się w przypadkowym kierunku. Gdziekolwiek, byle w las.

^^^

Pukanie do drzwi. Bill uniósł głowę, zastanawiając się, kogo przywiało do nich o dziesiątej rano. Byli już po śniadaniu, Mabel poszła na górę i zajęła się rysowaniem, a demon z nudów postanowił pooglądać telewizję. Siedzenie w Chacie zaczynało go nudzić. Ściszył trochę telewizor i z ociąganiem podniósł się z kanapy. Nie miał najmniejszej ochoty na interakcje z kimkolwiek, nie licząc Dippera, który akurat tego dnia postanowił się zmyć.

Otworzył drzwi i nawet nie zdziwił się przesadnie, widząc w progu Pacyfikę. Blondynka miała na sobie krótką, zwiewną sukienkę w kolorze jasnej zieleni i lekko podwyższane sandałki. Włosy opadały luźno na ramiona, w błękitnych oczach tliły się iskierki ekscytacji, a twarz zdobił radosny, choć nieco niepewny uśmiech. Wyglądała jak uosobienie słonecznego dnia. Na ten widok Bill momentalnie poczuł się jeszcze gorzej.

- Dippera nie ma i nie wiem, kiedy wróci. Źle trafiłaś, przykro mi - oczywiście kłamał. Nie było mu przykro ani odrobinę, po prostu chciał w jakiś sposób dać upust targającym nim uczuciom irytacji i znudzenia.

- Tak się składa, że nie przyszłam do niego, tylko do ciebie. Mogę wejść, czy będziesz trzymał mnie w progu? - mówiła spokojnie, jednak Bill wyczuwał w jej głosie, że się stresuje. Ta dziewczyna chciała czegoś konkretnego i najwyraźniej nie miała zamiaru odpuszczać, a on nie miał nastroju, żeby się z nią spierać.

Odsunął się na bok, gestem zapraszając ją do środka. Weszła pewnie, od razu siadając na kanapie w salonie. Odmówiła, gdy zaproponował jej coś do picia, więc po prostu usiadł obok blondynki, studiując wzrokiem jej twarz i usiłując rozgryźć, w jakim celu w ogóle się pojawiła. Uprzedziła go, zanim zdążył zapytać.

- Wiem, że pewnie nie spodziewałeś się mojej wizyty tutaj - westchnęła, zbierając myśli - Chciałam pogadać, ale jeśli bardzo nie masz na to ochoty, to nie będę cię męczyć.

- Skoro już jesteś, to powiedz po co - wzruszył ramionami - I tak się nudzę, bo nie mam nic do roboty, a Mabel niańczy się sama.

- W porządku. Więc zacznę od tego, że spotkałam wczoraj Dippera z Mabel w mieście. Poszliśmy do parku i trochę rozmawialiśmy. Cieszyłam się, że znowu mogę spędzać czas z Dipperem. Żałowałam tylko, że nie ma jego siostry. Wiesz, zdawało mi się, jakby to wszystko było strasznie odległe.

- Zmierzasz do czegoś konkretnego? - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, wpatrując się w blondynkę tak obojętnym wzrokiem, na jaki tylko było go stać.

- Wszystko mi powiedział - odparła, poważniejąc - Wiem, że Mabel to Mabel. I wiem, czemu wygląda na przedszkolaka.

Spojrzała na chłopaka z ogniem w oczach. Wewnątrz Bill poczuł, jakby ktoś potężnie nim potrząsnął, rozwalając i zamieniając miejscami wszystko, co miał w środku. Wiedziała. Pacyfika Północna była zupełnie świadoma, z kim ma do czynienia. A i tak miała śmiałość pojawić się w Chacie i zawracać mu głowę. Wbrew pozorom nie wściekł się bardziej, a raczej nabrał swego rodzaju podziwu dla blondynki. Na pewno się bała, a mimo tego przyszła z "przyjacielską" wizytą. Co miał zrobić z tą wiedzą? I co ona miała zamiar zrobić ze swoją?

- Nie powiem nikomu, jeśli tym się martwisz - rzuciła, jakby czytała mu w myślach - Chciałam tylko cię o czymś uświadomić.

- Mianowicie? - uniósł brwi, autentycznie zaciekawiony tym, co Północna ma do powiedzenia.

- Nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić. Postanowiłam, że powiem ci o tym osobiście. Widzę, co zrobiłeś Mabel, ale Dipper twierdzi, że to przejściowe i niedługo znowu będzie sobą, a ja mu ufam. Gorzej, że on ufa tobie.

- Co masz na myśli? - zapytał, choć właściwie domyślał się odpowiedzi.

- Długo walczyłam o normalne życie, podobnie jak o przyjaźń z Dipperem i Mabel. I nie pozwolę ci tak po prostu zniszczyć tego, na co całą trójką pracowaliśmy tyle czasu. Nie ufam ci i zaufać nie mam zamiaru. Przy naszej pierwszej rozmowie jeszcze nie wiedziałam, kim jesteś, ale teraz jestem świadoma. I nie myśl sobie, że się ciebie boję.

- Dogadałabyś się z Corduroy - mruknął, przewracając oczami - Ona też ostatnio mi groziła, jak się dowiedziała. A tak poza tym...

Uśmiechnął się złowieszczo. Nudził się i miał ochotę na zabawę. Skoro Dipper postanowił wybyć, a Mabel akurat zrobiła się spokojna, demon postanowił znaleźć sobie rozrywkę gdzie indziej. A że Północna sama do niego przyszła, żal było nie skorzystać. Wokół dłoni blondyna pojawiła się niebieskawa poświata, a po chwili dziewczyna uniosła się w powietrze.

- Co ty robisz?! Puszczaj mnie! - pisnęła.

- Podobno się nie boisz - odparł z uśmiechem.

W oczach blondyna zagościł złowrogi błysk, a Pacyfika była o krok od rozpłakania się. Nie chciała się poddać, ani dać po sobie poznać, że jest przerażona postępowaniem demona, ale miała świadomość, że on i tak wszystko zauważył. Strach w oczach i drżące usta zdradzały ją bez wątpienia. Blondyn zmrużył oczy w satysfakcji. Już tak dawno nie czuł prawdziwego strachu...

- Bill! Co ty robisz? Odstaw ją! - karcący krzyk Dippera pojawiającego się w drzwiach popsuł demonowi całą zabawę.

Westchnął cierpiętniczo, przewracając oczami, jednak posłusznie wykonał polecenie szatyna, ostrożnie stawiając blondynkę na podłodze. Dziewczyna szybko obróciła się i bez słowa pożegnania wybiegła z Tajemniczej Chaty. Pines popatrzył z wyrzutem na Ciphera, który chyba nie bardzo rozumiał, co zrobił źle. Teraz już wiedział, skąd wzięły się jego poranne obawy. Bill ciągle był demonem. Miał w sobie to coś, czego podświadomie bał się chyba każdy poza Mabel. A przynajmniej tą mniejszą wersją Mabel.

- Bawiło cię to, prawda? - spytał cicho, powoli robiąc krok w stronę blondyna.

- Nudziło mi się, a ona sama się napatoczyła - wzruszył ramionami - Nie chciałem jej przecież skrzywdzić, tylko się zabawić.

- I właśnie o to mi chodzi - spojrzał prosto w oczy demona - Słuchaj, rozumiem, naprawdę, ale nie możesz tak robić ludziom. Wiem, że Mabel to bawi, ale ona chwilowo jest tylko dzieckiem, wszystko ją bawi. Pacyfika się bała. I nie uwierzę, jeśli powiesz mi, że nie sprawiało ci to przyjemności.

Bill otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak żadne słowo nie wydobyło się z jego gardła. Zamknął buzię, wpatrując się z zaciekawieniem w poważnego Dippera. Rozumiał, co szatyn miał na myśli. Wiedział, że chce mu zaufać, ale nie może właśnie przez takie sytuacje. Ciągła niepewność, czy demon przypadkiem nie zrobi czegoś głupiego była męcząca.

- Słuchaj, wiem, że Mabel jest z tobą bezpieczna i z jakiegoś powodu się zmieniłeś, przynajmniej częściowo. Ale mam świadomość, że ciągle jesteś demonem i stać cię na wiele. A ja boję się o całe miasto i nie tylko, bo jeśli komukolwiek coś się stanie, to będzie moja wina. Będę winny temu, że nie byłem w stanie cię powstrzymać. A nie byłbym, mogę ci to obiecać.

- Nie zabiłbyś mnie, gdyby od tego miał zależeć los świata? - Bill uniósł brwi w niedowierzaniu, a Dipper prychnął pod nosem.

- Nie, nie zabiłbym.

- Dlaczego? To znaczy, wiem, co się ostatnio działo. Ale przecież to nic nie znaczy, prawda? I tak mi nie ufasz, nie możesz spać. Boisz się mnie.

- Nie boję się ciebie, tylko tego, co możesz zrobić światu. Chciałbym, żeby te ostatnie kilka dni nic nie znaczyły, naprawdę, ale niestety znaczą. Nie mogę spać, ale nie mam koszmarów. Po prostu w mojej głowie jest za dużo myśli, których nie umiem uspokoić i poukładać. I w większości dotyczą ciebie, na moje nieszczęście.

Przez chwilę stali tylko w ciszy naprzeciwko siebie. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu, a Bill nagle poczuł się źle. Nie, to mało powiedziane. Czuł się gorzej, niż kiedykolwiek wcześniej. Ciągle nie był pewny, co siedzi w jego własnej głowie. Nie umiał dokładnie określić targających nim uczuć. Ale jedno wiedział na pewno. Z jakiegoś dziwnego powodu nie chciał, żeby Sosenka źle się czuł albo żeby się bał. Chciał uwolnić go od zmartwień. I nagle do głowy wpadł mu genialny pomysł. Może i do umysłu Dippera nie mógł wejść, żeby uspokoić go od wewnątrz, ale jakiś drobny urok chyba nie zaszkodzi. Jakby nie patrzeć, krzywdy mu zrobić nie chciał.

Powoli podszedł do Pinesa, dopóki nie zbliżyli się na odległość niecałego pół metra. Demon ostrożnie uniósł dłoń, opierając ją na policzku szatyna. Jednocześnie szukał w jego oczach jakichkolwiek oznak sprzeciwu, jednak nie znalazł ani jednego sygnału. Druga dłoń znalazła się na drugim policzku Dippera, który domyślając się zamiarów blondyna oparł ręce na jego ramionach.

Bill był pewny co do swoich chwilowych zamiarów, dlatego złączył ich usta, dając się ponieść temu magicznemu momentowi. Jednocześnie pamiętał o planie, który zaczął realizować niemal natychmiast. Przesunął dłonie z twarzy Dippera na ramiona, a dalej na biodra. Czuł, że ciało chłopaka staje się coraz mniej spięte. Gdy po chwili demon się odsunął, Pines bezwładnie opadł w jego ramiona. Z drobną pomocą magii blondyn przetransportował szatyna na górę i ułożył na materacu.

- Bill? - Mabel oderwała się od rysowania - Dipper jest teraz chory? Tak jak ty wczoraj?

- Nie martw się, Gwiazdeczko - uśmiechnął się czule do siedzącej na dywanie dziewczynki - Sosenka po prostu był zmęczony i musiał iść spać.

- Ale jeszcze wcześnie. Skoro Dipper śpi, to może się pobawimy? - zapytała z nadzieją, spoglądając na blondyna swoimi dużymi, brązowymi oczami.

Bill zamknął na chwilę oczy, rozmyślając. Czuł się silny. Minęły dwa dni od ostatniej próby wykonania jakiejś bardziej wymagającej "sztuczki", mógł spróbować ponownie. Dzisiejsza sytuacja z Pacyfiką przypomniała mu, jak lubi czuć, że panuje nad sytuacją. A ostatnio wszystko szło wbrew przewidywaniom. Zgubił się gdzieś po drodze i bardzo chciał znowu poczuć, że to on jest panem sytuacji. Spojrzał na szatynkę z uśmiechem.

- W prządku, Gwiazdeczko. Możemy się pobawić.

~~~

Tak, wiem, mnie też denerwuje niepewność Dippera, ale przecież nie może tak od razu być pięknie, prawda? To byłoby za łatwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro