Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Znalezisko

Pierwsze dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Bliźniaki wspólnie chodziły po mieście i odwiedzały bliższych znajomych. Wendy pojawiła się w Tajemniczej Chacie jako sezonowa pracownica. Formalnie stała na kasie, a w praktyce całymi dniami czytała magazyny i plotkowała z Mabel. Szatynkę niemal codziennie odwiedzały też Cuksa i Grenda. Stanek wyrywał się z pracy częściej niż kiedyś i chodził z Soosem na ryby. Dipper pomyślał, że wujek naprawdę musiał się sporo zestarzeć od ich ostatniej wizyty. Poza drobnymi szczegółami, wszystko było właściwie tak samo jak kiedyś.

Młody Pines leżał właśnie na łóżku. Szykował się ładny wtorek, słońce świeciło, było ciepło, a na niebie ani jednej chmurki. Stanley i Soos wyruszyli nad jezioro, Mabel poszła na spacer po lesie z przyjaciółkami, a Dipper spędzał czas zupełnie bezproduktywnie. Nie miał nastroju nawet na czytanie. W końcu doszedł do wniosku, że dłużej nie wytrzyma takiego stanu. Podniósł się i ruszył w kierunku schodów.

Przez ostatnie kilka dni rzadko kiedy z kimś rozmawiał. Darował sobie nawet wieczory telewizyjne. Czuł się wyobcowany, ale jednocześnie był w pełni świadomy, że to jego wina. Mimo wszystko w wojnie radości z przygnębieniem, wygrało to drugie, powiązane z chęcią powrotu do Kalifornii. Oczywiście to akurat nie było możliwe, bo rodzice wyjechali na długą wycieczkę i uznali, że nie zostawią dzieci samych w domu. Mieli już siedemnaście lat, ale dwa miesiące to za długo. Chłopak prychnął sam do siebie. Nie tak dawno temu uratowali świat, a nie mogli zostać sami w domu na wakacje. Idiotyzm.

Zszedł na dół, kierując się do kuchni. Miał szczerą nadzieję, że nikogo tam nie zastanie. Otworzył lodówkę i wyjął puszkę gazowanego napoju. Wujek wciąż kupował ten sam, którym raczył się wraz z Tyronem, zanim ten się rozpuścił. Wspomnienia o zbiorowym ataku klonów napłynęły same, ale szybko je przegonił. Nie chciał do tego wracać. Przygody przygodami, ale naprawdę czuł, że ma dość. Te wakacje mają być spokojnie. Całodzienne nic nie robienie i nic ponadto. Gdy zamknął lodówkę, usłyszał kroki, a zaraz potem przyjazny głos.

- Witaj Dipper, nareszcie wyszedłeś z pokoju.

- Cześć wujku Fordzie - odparł szatyn, obracając się i siadając przy stole.

- Co jest młody? - zapytał Stanford, siadając na krześle obok - Nie wydajesz się zachwycony pobytem tutaj. Nie łam się, nie będzie tak źle. Może w coś zagramy? Albo pomajsterkujemy?

- Nie, raczej nie - westchnął chłopak - To nie chodzi o to, że się nie cieszę. Po prostu wydaje mi się, że nie przetrawiłem do końca sytuacji. I wiem, że minęły już prawie cztery lata, ale wszystko tutaj wiąże się z jakąś przygodą. Nawet ta przeklęta puszka gazowańca.

- Rozumiem - wuj położył bratankowi dłoń na ramieniu - Dla nikogo nie było to łatwe, całe miasto zbierało się praktycznie od nowa. Ale to nie znaczy, że nie pamiętamy. Było co było, teraz jest jak jest. Spróbuj się trochę odprężyć. W tym roku nie będziesz musiał ratować świata.

- Miejmy nadzieję - mruknął szatyn, popijając napój.

^^^

Mabel Pines tymczasem bawiła się w najlepsze. Spacerowała po lesie z Grendą i Cuksą, rozmawiając na wszystkie tematy, które przyszły im do głowy. Obie dziewczyny się zmieniły. O ile Cuksa ciągle była chuda i niezbyt wysoka, przypominając siebie, Grenda zmieniła się dość znacznie. Sporo urosła, ale i schudła. Zapuściła włosy, które niezmiennie były związane w kucyk. Obok dziewczyn grzecznie dreptał Naboki, ciesząc się spacerem.

Szatynka rozglądała się dookoła, absolutnie zachwycona otaczającym je lasem. Dobrze pamiętała klimat otoczenia jeszcze z ostatnio spędzonych tutaj wakacji, mimo że minęło już sporo czasu. Ziarna piasku na ścieżce chrupały pod podeszwami tenisówek, wiatr poruszał liśćmi, wywołując subtelny, uspokajający szum. Wokół pachniało mchem i żywicą, promienie słońca delikatnie prześwitywały przez korony drzew, wywołując na trawiastym podłożu teatr tańczących cieni i przebłysków. Było idealnie, a Mabel nie mogła nacieszyć się powrotem tutaj.

Nagle szatynka zatrzymała się, dostrzegając coś błyszczącego w trawie. Rozejrzała się wokół, ale nie było to żadne ze szczególnych miejsc, których miała okazję znaleźć swego czasu całkiem sporo. Ale tym razem widziała tylko drzewa i zwykłą ścieżkę, którą chodziła już milion razy. Jednak to błyszczące coś... To mogła być jedynie kropla wody albo jakiś owad, ale przeczucie nie dawało jej spokoju. Czuła, że to coś ważnego. Przyjaciółki również się zatrzymały, patrząc na nią z wyczekiwaniem, a świnka chrumknęła ostrzegawczo.

- Coś się stało, Mabel? - zapytała Grenda, schylając się, by pogłaskać Nabokiego.

- Wydawało mi się, że coś widziałam. Tylko to sprawdzę.

Nie czekając na odpowiedź, ruszyła szybko na lewo. Nieopodal w trawie coś ewidentnie błyszczało w słońcu. Im bardziej się zbliżała, tym silniejszą energię czuła. To nie mógł być owad, porzucona butelka czy inne śmiecie. To było coś. Ostatni metr pokonała powoli, jakby bała się, co może zobaczyć. Przykucnęła i rozgarnęła dłońmi źdźbła trawy, odnajdując nieduży, złoty przedmiot. Ostrożnie wzięła znalezisko w dłoń, przyglądając mu się uważnie. Że skądś to znała, byłoby za mało powiedziane. Zacisnęła dłoń i ukryła przedmiot w kieszeni spódniczki. Dobrze, że założyła akurat tą. Będzie musiała porozmawiać z Dipperem. Podniosła się i wróciła do czekających przyjaciółek.

- Znalazłaś coś? - zapytała zaciekawiona Cuksa.

- Nie. Chyba mi się zdawało - Mabel wzruszyła ramionami z obojętnym wyrazem twarzy.

Przyjaciółki westchnęły, wyglądając na lekko zawiedzione. Same też stęskniły się za odrobiną akcji. Może nie marzyły o kolejnym Dziwnogedonie, ale bez Pinesów w Wodogrzmotach zrobiło się zupełnie nudno. Dziewczyny ruszyły w dalszą drogę, ciągle rozmawiając, a Naboki grzecznie dreptał obok. Korzystając z chwil nieuwagi przyjaciółek, szatynka klepała kieszeń, by upewnić się, że znalezisko ciągle tkwi na swoim miejscu.

^^^

Dipper ponownie bezproduktywnie leżał na łóżku, obracając w dłoniach pustą już puszkę po gazowanym napoju. W ciągu dnia zamienił tylko kilka słów z Wendy i wujkiem Fordem. Nie miał nastroju na chodzenie po mieście. Wcześniej Mabel wyciągała go na przechadzki i to ona głównie rozmawiała z ludźmi. On był tylko towarzystwem. Jasne, tęsknił za nimi podobnie jak siostra, ale nie był w stanie się przemóc. Wewnętrzna blokada nie pozwalała mu w pełni cieszyć się pobytem w miasteczku, cały czas przysuwając na myśl obrazy, które uparcie odganiał od tak długiego czasu. Chciał zaakceptować to, co się stało, chciał być jak Mabel. Ale nie potrafił. Niestety zupełnie zapomnieć też się nie dało.

Myślał, żeby coś porobić i przy okazji się przydać. Zrobić coś, co oderwie jego myśli od rzeczywistości chociaż na chwilę. Miał w planach oczyszczenie ganku z liści, ale nie mógł znaleźć dmuchawy, więc odpuścił. Wrócił do pokoju, by w spokoju pogrążać się w wieczornej melancholii, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się gwałtownie, a zaraz potem zamknęły z hukiem.

- Dip, nie uwierzysz, co znalazłam w lesie! - krzyknęła podekscytowana Mabel, siadając na łóżku brata tak gwałtownie, że chłopak aż podskoczył na materacu.

- Błagam, nie mów tylko, że krasnoludy - westchnął, podnosząc się do siadu - Dmuchawa do liści akurat zaginęła.

- Nie, to nie krosnoludy - machnęła ręką - Patrz.

Dziewczyna wyciągnęła z kieszeni drobny złoty przedmiocik i podała bratu. Dipperowi wystarczyło jedno spojrzenie, żeby zorientować się, że to oznacza kłopoty. A już miał nadzieję na święty spokój. Trzymał w dłoniach niewielki, złoty medalion w kształcie trójkąta. Był rzeźbiony w delikatne cegiełki, a na środku miał oko. Myśli chłopaka natychmiast powędrowały do odpowiednich wspomnień. Nie, nie był marionetką. Spojrzał na siostrę z powagą.

- Wiesz, co to może oznaczać? Trzeba to pokazać Fordowi.

- Domyślam się - kiwnęła głową - Najpierw chciałam pokazać tobie.

Dipper uparcie wpatrywał się w medalik, nie do końca mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Jakim cudem mógł wrócić? I dlaczego akurat teraz, kiedy szatyn naprawdę robił co mógł, żeby dać sobie radę z natłokiem niechcianych emocji? Pragnął z całego serca poczuć się dobrze w Wodogrzmotach i miał na to jeszcze półtora miesiąca, więc mogło się udać. A teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Znowu miał przed oczami obraz swojego największego wroga w najgorszej z możliwych form. A w dłoni trzymał przecież tylko niewinny medalik. Nagle krzyknął, a błyskotka znalazła się na dywanie.

- Coś ci się stało? - zmartwiła się Mabel, patrząc na brata z lekko przekrzywioną głową.

- Mrugnęło do mnie - powiedział, momentalnie blednąc - Sister, musimy pogadać z Fordem. Teraz.

Mabel kiwnęła głową na potwierdzenie. Dipper podniósł medalion i oboje ruszyli do salonu. Potem do kuchni i piwnicy, ale nigdzie nie znaleźli wuja. Wrócili więc do pokoju. Usiedli naprzeciwko siebie na dywanie, a złoty trójkącik leżał pomiędzy nimi. Gapili się to na niego, to na siebie nawzajem, nie bardzo wiedząc, co powinni zrobić.

- Dlaczego nie jest kamiennym posągiem? - zastanawiał się na głos chłopak - Tak go zostawiliśmy, więc z jakiej mańki nagle jest złotym medalikiem? Nie widziałaś w lesie tej marmurowej wersji? I w ogóle dlaczego zabrałaś to ze sobą?

- Czułam jakby... Jakby mnie przyciągał - szatynka wzruszyła ramionami - Nie widziałam posągu, nie wiem nawet, czy przechodziłyśmy obok tamtego miejsca. Minęło sporo czasu, dużo mogło się zmienić. Poza tym ty lepiej ogarniasz te tematy, dlaczego pytasz mnie?

Dipper wzruszył ramionami. Zasępił się i wgapiał uparcie w znalezisko siostry. Nie lubił nie wiedzieć i nie rozumieć. Zawsze starał się dociekać prawdy, ale tym razem nie był w stanie zrobić tego sam. Potrzebował pomocy wujka, albo chociaż dzienników. W tej chwili nie miał jednak dostępu ani do jednego, ani drugiego. Ford akurat teraz postanowił się zmyć, jakby nie mógł zrobić tego kiedykolwiek indziej. Dlaczego rzeczywistość zawsze była przeciwko niemu?

Dodatkowo martwiło go to, że dokładnie wiedział, co miała na myśli siostra. On też czuł przyciąganie, choć nie tak dosłowne jak dziewczyna. Dipper miał wrażenie, że jakaś nieukierunkowana energia usiłuje się z nim porozumieć. Nie chciał i nie miał najmniejszego zamiaru odpowiadać na wezwanie, nawet jeśli interpretował to nie do końca tak, jak powinien. Demona nie było w Chacie, to na pewno, ale to nie znaczy, że nie było go w ogóle. Gdzieś się znajdował, i to zapewne niedaleko. A szatyn zaczynał odczuwać coraz silniejszy strach.

- A gdyby go, no wiesz, zawołać? - zasugerowała nieśmiało dziewczyna, przerywając długą ciszę.

- Forda? Przecież go wołaliśmy. W domu na pewno go nie ma - odparł, nawet nie podnosząc głowy.

- Mówiłam o nim - wskazała palcem na błyskotkę.

- Chyba żartujesz - pokręcił głową, spoglądając na siostrę z mieszanką zdziwienia, niepewności i przestrachu - Nie ma szans. Nie znowu. Nie dość się wycierpieliśmy? Musiał wracać? I nie mów mi nawet, że przecież go tutaj nie ma. To coś mrugnęło, rozumiesz? Jest tutaj, na pewno. Nie wiem gdzie i jak, ale jest. I nie mam zamiaru go przywoływać, żeby się upewnić, czy mam rację.

- Dobrze - mruknęła - Skoro nie chcesz, to tego nie róbmy. Już późno, chodźmy spać. Porozmawiamy z wujkiem jutro.

^^^

Obudziła się kilka minut przed drugą w nocy. Powoli wstała z łóżka, starając się nie narobić hałasu. Ostrożnie podeszła do komody i delikatnie podniosła złoty amulecik. Obiecała Dipperowi, że go nie dotknie, ale nie mogła się powstrzymać. Po prostu nie mogła. Przyciągał ją niczym magnes. Zobaczyła w lesie błysk, a potem nie była w stanie zostawić go w trawie. Musiała go zabrać, czuła to podświadomie. Nawet nie martwiła się tym stanem, choć prawdopodobnie powinna.

Cicho wyszła z pokoju, przeszła przez korytarz, po czym zamknęła się w łazience. Gapiła się w trójkącik, ale nie wyglądał, jakby miał zamiar mrugać, czy robić cokolwiek innego. Usiadła na brzegu wanny i ułożyła błyskotkę na otwartej dłoni. To nie to samo, co właściwy rytuał, ale nie mogła przeprowadzić przywołania bezpośredniego, to byłoby zbyt niebezpieczne. Mimo wszystko zdecydowała się na powtórzenie imienia. Był środek nocy, może zadziała. Nie chciała nikogo obudzić, więc mówiła dość cicho.

- Bill Cipher.

W pomieszczeniu zawiał lekki wiatr. Okno było zamknięte, drzwi też, zero szans na przeciąg. Powinna była wziąć to za zły znak, ale zignorowała palące przeczucie, że jeśli Dipper się dowie, na pewno ją ochrzani. Wewnętrzne pragnienie i aura amuletu zwyciężyły nad złością brata. Była zadziwiająco spokojna, ani grama niepokoju. Jakby to była gra planszowa czy coś w tym rodzaju. Zresztą, w tym mieście nawet planszówki potrafiły być niebezpieczne.

- Bill Cipher.

Tym razem zamrugała żarówka, gasnąc na chwilę, po czym ponownie się zapaliła. To nic niezwykłego, prawda? Żarówki mrugają, to zdarza się na co dzień wielu ludziom. Bo to raz już widziała gasnącą żarówkę? Odetchnęła głęboko. Gdyby w tym momencie wróciła do pokoju, czułaby się źle. Chciała dokończyć to, co zaczęła. Zwłaszcza, że nie wierzyła w zagrożenie. A przynajmniej nie bała się go tak, jak Dipper.

- Bill Cipher.

Tym razem nie stało się zupełnie nic. Nie pojawił się, z nieba nie sypały się błyskawice, w powietrze nie wzbiła się chmura kurzu. Nic niepokojącego, czego można było spodziewać się po przywołaniu demona. Wzruszyła ramionami sama do siebie. Skoro nic się nie stało, nie miała się czym martwić. Ścisnęła w dłoni medalion i po cichutku wróciła do pokoju. Delikatnie odłożyła amulet w to samo miejsce, z którego go wzięła, po czym zakopała się w pościeli. Po kilku minutach spała. Nie zobaczyła już, że złota figurka faktycznie może być w stanie mrugać.

~~~

Jeśli są błędy przepraszam, można śmiało wypominać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro