Wszystko będzie dobrze
We wsi, graniczącej z miastem, stał niepozorny dom. Ściany miał otynkowane na delikatny żółty kolor. Dach pokrywała czerwona blacha falista. Nie był to jeden z tych dużych domów, lecz średniej wielkości. Obok niego dobudowano garaż, mieszczący jedno auto - starego Volkswagena. Podjazd ciągnął się od rzeczonej dobudówki, aż po pomalowaną na zielono bramę. Resztę podwórka widocznego z ulicy zajmowała głównie trawa, kilka drzew owocowych i niewielki ogródek kwiatowy, codziennie pielęgnowany przez panią Marię. Przed wejściem do domu znajdował się ganek, na który wchodziło się po kilku drewnianych stopniach, tak zużytych, że przeraźliwie skrzypiały przy każdym kroku. Chodnikiem przechodził mężczyzna, ciepło ubrany, ponieważ była zima, śpieszący do domu po pracy. Szedł od strony przystanku Komunikacji Miejskiej. Ledwo zerknął na dom. Już po chwili zasłoniły go modrzewie rosnące u sąsiadów. Drogą, co jakiś czas, przejeżdżały samochody osób wracających z pracy w mieście. Nikt nie zwracał uwagi na dom. Bo i po co? Kolejny zwyczajny budynek, których mija się dziesiątki. Ale nie wiedzieli, że ktoś ich wszystkich obserwuje. W oknie stał chłopak, blondyn, i opierając się łokciami o parapet, przyglądał wydarzeniom odgrywającym się na zewnątrz. Codziennej podróży tysięcy osób, z tej i okolicznych wsi, wracających do domów, do rodzin. Westchnął. Zawsze marzył, żeby się ożenić i mieć piątkę, lub nawet więcej, dzieci. I to nie z byle kim. Z Gosią, najpiękniejszą, jego zdaniem, dziewczyną jaką w życiu poznał. No, może nie ze względu na wygląd, ale na wnętrze. Zawsze chodziła uśmiechnięta, rozmawiała ze wszystkimi dookoła. I niesamowicie się śmiała. Była niezwykle otwarta, nawet na niego, chociaż zawsze trzymał się z boku. Nienawidził być w centrum uwagi. Dobrze się z tym czuł, ale momentami było to jak wyrok. Wyrok skazujący na wieczną samotność. Z trudem zawierał znajomości, nawet z chłopakami, co tu mówić o dziewczynach. Okrągły rok minął nim zaprzyjaźnił się z Hubertem. I tak szybko, w podstawówce w ogóle nie miał kogoś takiego jak przyjaciel. Tak, był teraz w trzeciej gimnazjum, koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, a nikt nadal nie zwracał na niego uwagi. Nigdy nie miał dziewczyny. Nie rozumiał jak inni mogą je zmieniać, niczym rękawiczki. Sam od połowy pierwszej klasy kochał się w Małgosi, ale nadal nie osiągnął niczego, prócz bliższego koleżeństwa. Bezustannie o niej myślał, o jej śmiechu, pięknych, długich, czarnych włosach, które zazwyczaj zaplatała w warkocz. Kiedy tylko była w pobliżu, stawał się jeszcze bardziej nieśmiały, nie odzywał się praktycznie w ogóle. Rzucał na nią tylko ukradkowe spojrzenia, mimo że pragnął, aby mógł wpatrywać się w nią bez przerwy. W jej twarz, radosne, brązowe oczy, policzki często zarumienione od śmiechu. Podziwiał jej figurę, która nie była idealna, ale taką ją kochał. Nie była uważana za szczególnie atrakcyjną, ale to ona wydawała mu się tą najpiękniejszą, mimo że doskonale zdawał sobie sprawę, że tak nie jest. Po prostu ją kochał. Ale nie był w stanie jej tego powiedzieć. Nienawidził się za to. Jednak nie było tak źle. Codziennie spędzał z nią sam na sam aż półtorej godziny. Byli tylko we dwoje. Nie licząc tłumu osób w najróżniejszym wieku, pchających się na nich ze wszystkich stron. Jechali, tak jak oni, do miasta. Chodził z Małgosią do równoległych klas, do tej samej szkoły. Dojazd zajmował im czterdzieści pięć minut, czyli zdecydowanie za mało. Wtedy, kiedy byli względnie sami, stawał się dużo bardziej otwarty. Mógłby z nią rozmawiać godzinami i byłby to czas bez chwili nudy, wypełniony radością. Wtedy mógł się śmiać, otwarcie opowiadał jej o sobie i swoich zainteresowaniach. Z miłą chęcią wysłuchiwał jej i starał się wszystko pamiętać. Chciał poznać ją jak najlepiej. Rozmawiał wtedy w najlepsze, jak przy nikim innym, nawet swoim przyjacielu. Ale nigdy jej nie dotykał. Nawet ukradkiem. Nie był w stanie się zdobyć nawet na muśnięcie jej dłoni czy ramienia. Nie, dopóki nie znał odpowiedzi. Czy ona czuje to samo? Tą rozsadzającą serce radość, ale i przemożne zawstydzenie. To pragnienie bycia zawsze obok, pocałowania jej, czy choćby przytulenia. Nie był jednak w stanie o to zapytać. Zanurzył się w rozmyślaniach, zapominając o codziennej rutynie patrzenia na ludzi idących chodnikiem i samochody przejeżdżające ulicą. Nie był w stanie przywołać jej twarzy w umyśle. Niepokoiło go to, jednak podejrzewał, że chodzi o wewnętrzną pewność, że będzie ją widział codziennie, do końca swojego życia. Cieszyło go to, a konkretniej cieszyłoby, gdyby tylko był tego pewien, także kiedy starał się myśleć trzeźwo. Westchnął cicho i zdjął łokcie z parapetu, ponieważ zaczęły go już pobolewać. Potarł najpierw jeden, potem drugi. I wtedy zadzwonił telefon. Westchnął i sięgnął do kieszeni jeansów. Zastanawiał się, kto to mógł być. Uniósł komórkę do twarzy. Hubert. Na ekranie wyświetlało się zdjęcie, przedstawiające jego przyjaciela mierzwiącego mu włosy. Uśmiechnął się do wspomnień i odebrał.
- Halo? - powiedział, kiedy już przyłożył urządzenie do ucha.
- No siema - usłyszał radosny głos Huberta. - Jest sprawa. Jutro idziemy grupą do kina. Wiesz, na ten nowy film "La la land". Jakoś tak. Dziewczyny chciały.
- No i? - zapytał blondyn.
- No Kamil, nie udawaj głupiego. Idziesz?
- Wiesz, bo nie mam czasu... - skłamał, ale było warto. Nie chciał się zbyt dużo spotykać z ludźmi.
- Ej weź. Idzie Daniel, Kamil z C. A to tylko chłopcy. Jeszcze dziewczyny. Ania, Karolina i Gosia z C... - wymieniał dalej, pełen entuzjazmu, ale Kamil już go nie słuchał. Serce mu przyspieszyło kiedy dowiedział się, że idzie Małgosia. Uspokoił się i zaczerpnął powietrza.
- Dobra, dobra. Niech już ci będzie... - powiedział, starając się udać zrezygnowany głos, choć mało nie piał z radości.
- Weź się nie załamuj. Zobaczysz, będzie genialnie. Potem idziemy na pizzę.
Hubert nie wiedział o jego miłości; nikt nie wiedział. Dlatego źle zrozumiał jego reakcję. Kamil postanowił, że kiedyś mu powie. Tymczasem Hubert cały czas się produkował do słuchawki.
- No dobra, dobra, pa - powiedział i zakończył połączenie, zanim jego przyjaciel zdążył odpowiedzieć. Westchnął.
Hubert bez przerwy go gdzieś zapraszał, żeby polubił towarzystwo. Kamil zawsze odmawiał. Ale tym razem chciał pójść. Miał pewien zamiar. Uśmiechnął się do siebie i włożył telefon do kieszeni. Wyminął stół stojący na środku jadalni i wyszedł na korytarz. Zebrał się w sobie i krzyknął:
- Mamo, mogę iść jutro ze znajomymi do kina?
- A niedzieli nie powinno się spędzać z rodziną? - odkrzyknęła jego matka, pani Maria.
- Mamo!...
- Oczywiście, możesz! - odpowiedziała dalej podniesionym głosem, który zaczął się przybliżać. - Tylko powiedz ile ci dać pieniędzy.
Usłyszał tupot stóp zbiegających po schodach i po chwili obok niego stanęła uśmiechnięta, trzydziestopięcioletnia blondynka.
***
Stał na przystanku Komunikacji Miejskiej ubrany w ciepłą kurtkę. Cieszył się na zbliżające się spotkanie z Gosią. Nawet pogoda, która chyba zwariowała, jak on na punkcie tej dziewczyny, nie była w stanie go zniechęcić. Raz mżyło, raz nie. Niebo było zachmurzone. Jednym słowem, idealne warunki atmosferyczne na walentynki. Uśmiechnął się do siebie w duchu i zatupał w miejscu, bo jednak zrobiło mu się trochę zimno. Miał ochotę przekląć pogodę za temperaturę i brak śniegu. Tylko głupi deszcz. Westchnął i spojrzał na jezdnię. Co jakiś czas przejeżdżał samochód. Nie była to najczęściej używana droga.
Zza zakrętu wyjechał autobus. Chłopak wypuścił powietrze, nie mogąc się doczekać ciepła i obecności dziewczyny, której potrzebował do życia, niczym powietrza, które właśnie wypuścił.
Uśmiechnął się, kiedy autobus był już bliżej, a przy przedniej szybie zobaczył ją, stojącą z pełnym uśmiechem i czekającą na niego. Mieszkała dwie wsie dalej, więc kiedy on wsiadał, ona już była w środku.
Potrząsnął głową, budząc się z marzeń i szybko zamachał, żeby autobus się zatrzymał. Wsiadł do środka i był już przy niej.
- Hej - przywitała się z uśmiechem, a on odpowiedział tym samym.
Zalała go fala uczuć. Ogarnęła go radość ze spotkania, smutek, że jeszcze nic jej nie powiedział o tym, co do niej czuje. Trochę zawstydzenia, ale takiego naturalnego, nie obezwładniającego, jak przy innych. Poza tym poczuł wiele innych uczuć, których nie potrafił opisać, ale były przyjemne. Siła przepełniała go. Czuł, że to dzisiaj. Zauważył, że kiełkuje w nim panika, więc, na miarę swoich możliwości, zdusił ją w zarodku.
- Coś się stało, że tak się patrzysz przed siebie, jakbyś był nieobecny? - zapytała, śmiejąc się, Małgosia.
Wtedy ruszył autobus, a on niemal się przewrócił. Dziewczyna zachichotała. Uwielbiał ten dźwięk. Natychmiast zrobiło mu się raźniej i powoli zaczął zbierać siły do przyszłego wysiłku. Rozejrzał się po autobusie, było kilka wolnych miejsc, ale i tak parę osób stało. Kamil nigdy nie mógł tego pojąć. Czemu niektórzy wolą stać? Uśmiechnął się, kiedy wypatrzył dwa wolne miejsca obok siebie.
- Chodź, usiądziemy - zaproponował, a Gosia energicznie skinęła głową. Podróż minęła jak z bicza trzasnął. Całą przegadali. Dowiedział się, między innymi, że jego koleżanka (a może przyjaciółka; sam nie wiedział) skończyła najnowszy obraz. Umówili się, że przyjedzie do niej jak będą wracać. Po prostu przejedzie kilka przystanków dalej. Był ciekaw obrazu, twierdziła, że jej wyszedł, a ona nigdy nie oceniała się zbyt wysoko. W centrum przesiedli się do tramwaju. Do kina było osiem przystanków, więc mieli jeszcze chwilę. Dość długą. Choć tylko względnie. Kamilowi minęła niczym ułamek sekundy.
Pod kinem zastali już całą ekipę z równoległych klas. Sześć osób, oprócz ich dwojga. Jak dla Kamila zdecydowanie za dużo. Natychmiast ogarnęła go nieśmiałość. Odsunął się od Gosi i przesunął w stronę Huberta. Wszyscy przywitali się z Małgosią, a jego pominęli. Wydawało się, że jego pojawienie zauważył tylko przyjaciel.
- Też was denerwuje ta pogoda? - zapytał Hubert, a wszyscy oprócz Kamila, mruknęli zgodnie.
Razem weszli do środka, on zostawał trochę z tyłu. Kamil z C zebrał od wszystkich pieniądze i kupił bilety. Udało im się zarezerwować wszystkie miejsca obok siebie. Przy bramce młody mężczyzna, ubrany w garnitur, skasował im wejściówki i wskazał salę, a oni się do niej skierowali. Po drodze dziewczyny odpadły i zniknęły w łazience. Chłopcy niewzruszenie poszli dalej, co zabolało Kamila. Jego serce wyrywało się, żeby zostać, ale nie mógł zrobić absolutnie nic.
W sali weszli po kilku schodkach i po kolei weszli do swojego rzędu. Tym razem nagle go zauważyli i puścili przodem. Zdziwiony wszedł pierwszy, a reszta chłopaków zaraz za nim. Wtedy się zorientował. Zepchnęli go na sam koniec rzędu. Westchnął cicho i usiadł. Obok niego spoczął Hubert i położył mu rękę na ramieniu.
- Zapowiada się niezwykle ciekawy seans - zagadnął.
- Taaaa... - mruknął niemrawo Kamil. Przyjaciel widząc to, wzruszył ramionami i obrócił do reszty kolegów. Zaczęli rozmawiać przyciszonymi głosami, ale w końcu stracili kontrolę i gawędzili jak gdyby nigdy nic.
Wtedy na salę weszły dziewczyny. Zatrzymały się na chwilę i rozejrzały, a następnie skierowały w stronę grupy chłopaków. Kiedy usiadły, zaczęły mówić coś o niewychowaniu. Kamil złapał tylko na chwilę wzrok Gosi, która mu mrugnęła. Siedziała na drugim końcu grupy nastolatków. Dzieliło go od niej sześć osób. Jego przyjaciel Hubert, Kamil z C, Daniel, który trzymał za rękę Karolinę - najwyraźniej byli parą. Zastanowił się na ile. Obstawiał tydzień, góra dwa - dalej siedziała Anna, Zuzanna i dopiero Gosia. Westchnął zawiedziony. Liczył, że będzie bliżej, ale los jak zwykle mu zagrał na nosie.
Zwrócił uwagę na reklamy, ale nie zainteresowały go, więc obrócił głowę w stronę Gosi. Po drodze widział wszystko co robiła reszta. Skrzywił się w myślach, kiedy Daniel pocałował Karolinę. Ile jeszcze dziewczyn tak będzie traktował? Miał swój system, a Kamil dobrze o tym wiedział. Podrywał jedną, a kiedy mu się znudziła, wymieniał na następną. Tak to jest być tym najprzystojniejszym chłopakiem w szkole. Jednak Kamil nie mógłby powiedzieć, że mu zazdrości. On zawsze marzył o prawdziwej, wiecznej miłości. I liczył, że to będzie Gosia. Ale nie potrafił się zdobyć, żeby jej to powiedzieć. Bał się reakcji. Że go wyśmieje, a co gorsza zerwie kontakty lub stanie się oschła. Tego by nie zniósł. Zarejestrował, że zaczął się seans, ale był zbyt zajęty patrzeniem w zaciemnioną twarz Gosi. Starał się równocześnie udawać, że uważa na akcję. Nie był w stanie.
Obudziło go szturchnięcie w ramię. Podniósł się z ramienia przyjaciela, który patrzył się na niego wyszczerzony w uśmiechu. Kamil momentalnie zrobił się czerwony. Ucieszył się, że jest ciemno i tego nie widać, ale niespodziewanie zapaliły się światła. Dopiero wtedy spojrzał na ekran. Przesuwały się przez niego napisy końcowe. Przespał cały film. Westchnął i założył kurtkę. Następnie wyszedł za resztą z sali. Rozmawiali głośno o filmie.
- I jak? - zapytała Karolina.
- Beznadziejny. Jakieś babskie czułości - odparł Daniel.
- A o czym był? - nie odpuszczała jego dziewczyna.
- Nooo... Coś tam o miłości.
- A widzisz, po prostu nie słuchałeś.
- Ja się nie wypowiadam! - zastrzegł Kamil z C.
- A mi się podobał - powiedział Hubert, a ze strony dziewczyn rozległy się pomruki uznania.
Następnie zaczęły gadać między sobą. Kamil nawet ich nie słuchał. Chyba nadal był zaspany. Wyszli na zewnątrz.
- To gdzie idziemy na pizzę? - zapytał Daniel, a Kamil zauważył, że już nie trzyma się z Karoliną za rękę.
- Na pewno nie tu - odparł Hubert. - Ta w galerii mi nie smakuje. Za to znam inną pizzerię, bardzo blisko.
- To prowadź - powiedziała Anna.
Ruszyli grupą, Kamil jak zwykle nieco z tyłu. Dziewczyny ciągle gadały o filmie, a chłopcy przeszli na temat gier. Tylko on milczał i szedł, wbijając wzrok w płytki. Inni się przepychali, śmiali. Kiedy przechodzili obok lodowiska, zobaczył staruszka niosącego herbacianą różę. Uśmiechnął się na ten widok. Minęli go.
- Daleko jeszcze? - zapytał zniecierpliwiony Daniel.
- Nie - odparł spokojnie Hubert.
Przeszli jeszcze dwie przecznice, skręcili w lewo i ich oczom ukazała się „Pizza Hut".
- Mówiłem, że niedaleko - rzucił Hubert.
- Taaa... - mruknął Daniel. - Bliziutko...
Dziewczyny zamiast tego dalej słuchać, po prostu weszły do środka. Chłopaki, żeby nie marznąć, zaraz podążyli za nimi. Wybrali stolik w rogu i usiedli przy nim. Trzeba było dostawić dwa krzesła. I wtedy zaczęły się kłótnie. Dziewczyny miały zamówić jedną pizzę, chłopcy drugą. Oczywiście to część męska robiła najwięcej hałasu. Kamil tylko siedział z boku i rzucał ukradkowe spojrzenia na Gosię. Nie zależało mu na żadnej konkretnej pizzy. Zwrócił swój wzrok na resztę osób w sali. Zauważył dwóch chłopaków, w różnym wieku, którzy właśnie weszli i zajęli miejsca przy ścianie. Westchnął i odwrócił się do znajomych. Chyba wybrali pizze. Zamówili je i zaczęło się czekanie. Wszyscy oprócz Kamila gadali. Kiedy już przynieśli pizze, wszystko poszło szybciej. Zjedli je, potem rozmawiali, aż wreszcie pożegnali się i po kolei opuścili lokal. Kamil uśmiechnął się. Wreszcie byli względnie sami. Szli po chodniku szybkim krokiem. W końcu dotarli na przystanek i wsiedli do tramwaju.
- A tobie jak podobał się film? - zapytała Gosia.
- Ja - zaczął Kamil niepewnie - zasnąłem na samym początku.
- Przynajmniej jesteś szczery - odparła z uśmiechem na ustach, choć w jej oczach pojawiła się iskierka smutku.
Resztę drogi milczeli. Nigdy im się to nie zdarzyło. Odezwała się dopiero, kiedy wsiedli do autobusu. Ale rozmowa wydawała się nie kleić. Kamil postanowił. Zamierzał zrobić to teraz. Powiedzieć jej prawdę. Nabrał powietrza, ale chwilę potem je wypuścił, ponieważ ogarnęła go panika. Zastanawiał się, co będzie jeśli ona nie czuje tego samego. Bał się odrzucenia. Próbował walczyć, ale to było silniejsze. Nie dał rady. Westchnął i wznowił konwersację. Patrzył na twarz Gosi. Była taka radosna. Jak taki ktoś mógłby kogoś odrzucić, nawet jego? Westchnął i poprzysiągł, że zrobi to u niej.
Wydawało się, że podróż minęła mu szybciej niż zwykle. Wysiedli z autobusu i poszli razem w kierunku jej domu. Kiedy weszli, okazało się, że nikogo nie było w środku. Kamil westchnął z ulgą. Będzie mu łatwiej. Czuł, że da radę. Gosia zapytała czy chce obiad, ale stwierdził, że zje kiedy wróci do domu. Weszli po schodach na piętro i udali się do pokoju Małgosi. Usiedli na łóżku. Rozejrzał się po pokoju. Znał go bardzo dobrze. Biurko, na którym panował nieład, zawsze intrygowało go najbardziej. Walały się tam różne szkice. Wiele trafiło do kosza na śmieci, z którego, mimo regularnego opróżniania, zawsze wysypywały się kulki papieru. Obok stała sztaluga, na której umieszczono obraz. Była ustawiona pod ścianą, w stronę której byli zwróceni. Zaintrygowany, wstał i powoli zbliżył się do dzieła, które jak na jego gust było już skończone. Ale Gosia najwyraźniej dalej widziała w nim niedociągnięcia. Przyjrzał mu się.
Na pierwszym planie był anioł, kobieta. Płakała. Roztaczała wokół siebie blask, ale ten wydawał się gasnąć. Sama postać była półprzezroczysta. Można było przez nią zobaczyć ciemne tło, wydające się bezkształtnym. Skierował wzrok na prawy skraj obrazu, gdzie leżała młoda dziewczyna, z rękami rozpostartymi na wznak. Wyglądała na martwą. Rękę znajdującą się bliżej widza miała otwartą. Obok niej leżało białe opakowanie, z którego wysypywały się tabletki. Przedawkowała. Nie licząc jaśniejącej postaci i kobiety, na którą padało światło, obraz był zaciemniony. Jednak po chwili Kamil dostrzegł, że to był pokój. W kącie łóżko, obok jakaś szafa. Biurko przy oknie, przez które widać było ulicę i rosnące obok drzewo.
Całość wywołała u niego smutek. Wzdrygnął się, kiedy poczuł na ramieniu dotyk palców. Nawet nie zauważył kiedy podeszła.
- I co myślisz? - zapytała.
- Ja... Jest niesamowity - odpowiedział cicho. - Ale przerażający.
- Cóż, to na obrazy przelewam cały smutek - odparła wzruszając ramionami. Przyglądali się jeszcze chwilę obrazowi, ale w końcu usiedli z powrotem na łóżku. Spojrzał na Gosię i wpatrzył się w jej brązowe oczy, które tym razem były poważne. W głowie mu szumiało, czuł, że zaraz zemdleje. Wiedział, że to ten moment. Teraz ma jej wyznać miłość.
- Ja.. - zaczął, a Gosia spojrzała mu w oczy z zainteresowaniem. - Nigdy nie spotkałem kogoś tak miłego.
Poganiał się w myślach, wiedział, że jeśli nie powie tego natychmiast, stchórzy.
- Poza tym pięknie malujesz, lubię cię.
- Ja ciebie też - odpowiedziała i lekko się uśmiechnęła.
Napełniły go nowe siły. Czuł, że jeśli odpowiednio się postara, może dać radę.
- I tak sobie myślałem.
Zrobił dłuższą przerwę.
- Czy moglibyśmy...
Czuł napięcie rozsadzające go od środka. Bał się.
Zamknął oczy. Starał się zignorować ból brzucha i rozsadzające go emocje. Skupić się tylko na tych kilku słowach.
Zaczerpnął powietrza. Następnie je wypuścił. Potem powtórzył to jeszcze kilka razy.
- Zostać przyjaciółmi?
W tamtym momencie znienawidził siebie. Wszystko zwaliło się na niego, miał ochotę się rozpłakać.
- Oczywiście - słyszał odpowiedź, ale jej nie zarejestrował.
Wymusił uśmiech.
- To... ja... może już... pójdę? - wydukał.
- Jeśli chcesz...
Wstał, bał się, że zaraz pęknie i rozpłacze się jak małe dziecko. Życie zaczęło tracić sens. Szybkim krokiem wyszedł z pokoju i zbiegł na dół. Błyskawicznie się ubrał. Słyszał jej pospieszne kroki. Zachowywał się, jakby uciekał przed jakimś zagrożeniem. Ale to była tylko jego nieśmiałość. Wyszedł na zewnątrz. Ktoś pociągnął go za ramię.
- Poczekaj - usłyszał jej głos.
Ten głos, który chciałby słyszeć codziennie. Jednak teraz myślał tylko o ucieczce. Mimo wszystko, zatrzymał się i obrócił w jej stronę. Stała ledwo kilkanaście centymetrów od niego. Przybliżyła swoją twarz do jego. I wtedy...
Pocałowała go. Nagle wyparowały z niego wszystkie negatywne emocje. Trwało to jedynie ułamek sekundy, jednak dla niego ciągnęło się wieczność. I chciał, żeby trwało jeszcze dłużej.
- Ja ciebie też - szepnęła i obróciła się na pięcie, wracając do domu.
Drzwi się zatrzasnęły, on został sam. Stał sparaliżowany. Po jego policzkach spłynęły łzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro