Dodatek - Niechciany gość
Opis: Jak się skończy spotkanie rodziny Styles i rodziny Grimshaw?
Zaproponowane przez ilharrysboyf
Autorka: Mam nadzieję, że nie zepsułam go aż tak bardzo:/
**********************
Dziecięcy pisk roznosił się po całym domu, razem z tupotem małych stóp. Dwaj mali chłopcy wpadli z krzykiem do kuchni, gdzie ich tatuś przekładał ciasteczka z blachy na kratę, aby mogły wystygnąć. Podbiegli do rodziciela, owijając się dookoła jego nóg.
- A co to? – spojrzał na nich z góry, posyłając im szeroki uśmiech.
- Tatusiu, potwór! – piszczał 4-letni Alex, mocniej obejmując nogę Louisa – Ratunku!
- Tunku! – 2-letni Tommy, powtarzał po starszym bracie.
- Potwór? – domyślał się, o co chodzi i nie mylił się. Chwilę późnej do kuchni wpadł roześmiany Harry.
- Tu są moje skrzaty! – krzyknął, kierując się w stronę synów – A teraz łaskotki!
- AAAAA! – cienkie głosiki rozbrzmiały w pomieszczeniu, a dwójka chłopców, próbowała się wspiąć na szatyna. Ten ze śmiechem, odwrócił się w stronę męża, chowając za sobą Alexa i Tommy'ego.
- Potworze, zostaw moje dzieci! – rozbawiony szatyn pogroził kędzierzawemu – Nie oddam ci ich! – pogroził mu palcem.
- W takim razie wezmę ciebie – rzucił się na mniejszego, z głośnym śmiechem. Złapał Louis, owijając dookoła niego swoje ramiona i przyciągając do swojego ciała.
- Nieeeee! – mały Alex zaczął krzyczeć i tym razem rzucił się na nogi Harry'ego – Zostaw tatusia!
- Zostaw! – Tommy naśladował swojego brata.
- A co dostanę w zamian? – próbował targować się z synami.
- Buuuuuziiiii! – pisnął Tommy, wyciągając pulchne rączki w kierunku kędzierzawego.
Harry wypuścił Louisa z objęć i wziął dwulatka na ręce, wyciskając na jego twarzy pocałunki, wywołując tym śmiech dziecka.
- Ja tez! – dopominał się Alex.
Styles przekazał najmłodszą latorośl mężowi i zgarnął w objęcia drugiego syna, wyciskając na jego policzku soczystego całusa. Louis podziwiał ten widok z zachwytem w oczach. Zawsze w takich momentach, rozpływał się z miłości do swojego męża. Uwielbiał obserwować jak obchodzi się z ich dziećmi. To jaki był wtedy szczęśliwy, to jak dzieci były wtedy szczęśliwe. Kochał to.
- Tatusiu, ciasteczka! – zawołał wesoło Alex, dostrzegając wypieki na blacie.
- Jeszcze nie kochanie – na małej buzi czterolatka pojawił się grymas niezadowolenia – Są za ciepłe. Dostaniesz jak przyjedzie ciocia Eileen i wujek Peter, dobrze?
- Taaaaak! – pisnął zachwycony, wiercąc się w objęciach Harry'ego. Ten ostawił go na ziemię i po chwili nie było malucha. Mały Tommy również uwolnił się od tatusia i pobiegł za starszym bratem.
- A co to za mina? – zauważył, że twarz kędzierzawego stała się bardziej nachmurzona.
- Jaka mina? – udawał głupiego.
- Harry.
- Po prostu nie jestem zadowolony z tych odwiedzin – westchnął pokonany.
- Czemu? – brwi Louisa zmarszczyły się – Myślałem, że ich lubisz.
- Uwielbiam – potwierdziła – Ale Nick...
- Harry, Nicka tu nawet nie będzie – przypomniał mu szatyn. Był odrobinę rozczulony zachowaniem męża.
- Nigdy nic nie wiadomo.
- Będzie dobrze – przekonywał zielonookiego. Owinął ręce dookoła jego karku i przyciągnął do pocałunku. Tym samym chciał mu dać do zrozumienia, aby przestał się martwić.
*****
- Harry! – rozpromieniona kobieta objęła mężczyznę, ciągnąc go do mocnego uścisku. Poddał się temu, zatapiając się w ciepłych ramionach pani Grimshaw. Uwielbiał swoją ciocię, zawsze traktował ją jak drugą matkę. Szkoda tylko, że jej syn jest dupkiem.
- Dzień dobry ciociu – pocałował ją w policzek, po czym odsuną się i przywitał ze starszym mężczyzną. Odsunął się w wejściu, robiąc przejście dla gości, kiedy dołączyła do nich jeszcze jedna osoba.
- Siema Harry! – szeroki, ale odrobinę złośliwy uśmiech widniał na twarzy nowoprzybyłej osoby.
- Nick – starał się, aby jego głos był jak najbardziej spokojny i miał nadzieję, że mu się udało. Nie chciał przy swoim wujostwie pokazywać, jak bardzo nienawidzi ich syna.
- Przepraszamy Harry – głos zabrała Eileen, a na twarzy pojawiła się lekka skrucha – Nie powiedzieliśmy, że Nick przyjedzie, ale to wyszło tak nagle. Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza.
- Nie! Oczywiście, że nie – skłamał, posyłając jej fałszywy uśmiech.
Wpuścił wszystkich do domu i poprowadził do salonu, gdzie Louis zakładał buciki Tommy'emu, a Alex siedział na fotelu, oglądają kolorową książeczkę.
- Louis!
- Witaj Eileen – postawił dwulatka na ziemi i podszedł do kobiety, pozwalając, aby ta go przytuliła.
- Wyglądasz cudownie – skomplementowała go, na co policzki szatyna lekko się zarumieniły – A to Alex i Tommy – odsunęła się do Louisa i podeszła do małych chłopców - Jak wyrośli, ostatni raz widziałam ich niedługo po narodzinach Tommy'ego – zachwycała się – Alex to cały Harry, za to Tommy wdał się w ciebie Lou.
- Tak to prawda – zachichotał, spoglądając z czułością na synów, którzy z nieufnością spoglądali na przybyłych gości.
- Ja tam nie widzę podobieństwa – doszedł głos zza pleców Petera, z którym właśnie witał się Louis.
- Ciebie też miło widzieć, Nick – ton szatyna był obojętny. Już dawno przestał przejmować się Grimshawem. Dalej za nim nie przepadał, ale nie pałał do niego już taką nienawiścią jak dawniej. W sumie, to poniekąd dzięki niemu miał teraz wspaniałego męża i cudowne dzieci. Kto wie, jak teraz wyglądałoby jego życie, gdyby nie pozwolił omamić się Nickowi.
Niestety Harry, w przeciwieństwie do jego małżonka, ciągle miał ogromny uraz do kuzyna, za to jak potraktował szatyna i nie potrafił być wobec niego obojętny, tak jak jego ukochany.
Louis wskazał gościom kanapy, aby usiedli i udał się do kuchni, by przynieść ciastka i herbatę, zostawiając Harry'ego z rodziną. Nie minęła jednak minuta, jak poczuł obecność kędzierzawego za sobą.
- Lou, wszystko dobrze? – na jego twarzy dostrzegalne było zmartwienie.
- Hm? – zmarszczył brwi, spoglądając na kędzierzawego przez ramię. Nie rozumiał o czym mówił.
- Chodzi o Nicka – wyjaśnił.
- Harry – uśmiechnął się rozbawiony, zachowaniem kędzierzawego – Daj spokój. Nick należy już dla mnie do przeszłości, nie przejmuję się nim. Ty też nie powinieneś.
- Wiem, ale...
- Hazz – odwrócił się do męża – Nie warto przejmować się tym, co on mówi. Po co sobie szargać nerwy?
- Masz rację – uśmiechnął się słabo do męża.
- A może Ty się boisz, że coś ponownie pomiędzy mną a nim zaiskrzy – zażartował, aby trochę rozładować panujące tam napięcie. Harry jednak nie zaśmiał się, ani nie odezwał, jego twarz za to wyrażała niepokój – Serio Harry?! Boisz się, że zostawię cię dla Nicka?
- Co poradzić? – mruknął, wzruszając ramionami – Już raz cię oczarował.
- W takim razie – zbliżył się do męża, zarzucając mu ramiona na szyję – uświadamiam cię, że nic nie czuję do Nicka i nic nie poczuję. Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. Zawsze będziesz moją prawdziwą miłością – stanął na palcach i złożył pocałunek na ustach kędzierzawemu, dzięki czemu ten się rozchmurzył – No, a teraz wracaj do gości. Zaraz do was dołączę.
*****
- Tatusiu, mogę ciastko? Proszę? – duże zielone oczy wpatrywały się w Louisa, a po chwili dołączyła jeszcze para błękitnych tęczówek.
- Wystarczy kochanie.
- Proszę – Alex próbował.
- Dużo już zjedliście. Nie będziecie później chcieli kolacji – próbował wytłumaczyć synom. Widział na ich twarzach smutek i nie chciał tego oglądać, jednak nie mógł się zgodzić.
- Daj im, co ci szkodzi – wtrącił się Nick, ze znudzeniem spoglądając na Louisa.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś się nie wtrącał – głos Louisa był spokojny, a spojrzenie obojętne, kiedy odwrócił wzrok w kierunku Grimshawa. Harry z kolei siedział obok szatyna, gryząc się w język i zaciskając dłonie w pięści, nie chcąc zrobić czegoś głupiego.
- Dzieciom nie dasz, a to sam się objadasz i teraz widać tego skutki – prychnął, dokładnie lustrując ciało szatyna i chwilę zatrzymując wzrok na lekko wypukłym brzuchu Louisa.
- Nick, to niegrzeczne – pani Grimshaw skarciła syna za jego zachowanie.
- Powiedział prawdę – Lou wzruszył ramionami – A przynajmniej część prawdy. Aby wyjaśnić – na jego twarzy zaczął pojawiać się uśmiech, a niebieskie tęczówki odnalazły te zielone, po czym ponownie spojrzał na zgromadzonych – Spodziewamy się z Harrym dziecka – wyjaśnił, kładąc dłoń na brzuchu i lekko go gładząc.
- Cudowna wiadomość! Gratuluję! – Eileen poderwała się z kanapy, klaszcząc w dłonie i z szerokim uśmiechem przytuliła Louisa, a następnie Harry'ego – Jak daleko jesteś?
- 17 tydzień – odpowiedział z uśmiechem.
- I pomyśleć, że to mógłby być mój wnuk – zaśmiała się żartobliwie – Nick jak mogłeś pozwolić odejść, tak cudownej osobie – dodała. Nick jedynie przewrócił oczami mrucząc coś cicho pod nosem. Harry'emu również nie spodobało się to co powiedziała jego ciocia. Na samą myśl, że Lou mógłby być mężem Nicka i to z nim mieć dzieci, jego serce nieprzyjemnie się ściskało.
Państwo Grimshaw wiedzieli, że on i Louis byli parą. Oczywiście nie znali całej prawdy. Nie wiedzieli, że szatyn był w ciąży, a oni mieli zostać dziadkami i nie wiedzieli także, że to ich syn zakończył ten związek i okropnie potraktował Lou.
- Jakieś konkretne wymagania co do płci? – spytała, wracając na swoje miejsce.
- Wiadomo, najważniejsze by było zdrowe. Już je kochamy, jednak bardzo chcielibyśmy tym razem córkę – Harry chwycił dłoń Louisa, splątując ich palce razem.
*****
Ogólnie całe odwiedziny rodziny Grimshaw minęły dobrze i w miłej atmosferze. Niestety nie obyło się bez kąśliwych uwag ze strony Nicka, które głównie były kierowane do Louisa. Harry za każdym razem musiał wykorzystywać całą swoją silną wolę, aby nie odpowiedzieć mu lub nie uderzyć kuzyna. Naprawdę nie rozumiał jego zachowania. Był dorosłym facetem, a Harry odnosił wrażenie jakby miał do czynienia z 5-latkiem. Zastanawiał się po co w ogóle Nick tu przyjechał. Czy naprawdę chciało mu się marnować weekend, aby uprzykrzyć wszystkim życie?
*****
Siedzieli wspólnie przy stole, spożywając posiłek, który został przygotowany przez Louisa i Eileen. O dziwo przez cały ten czas Nick siedział cicho, więc towarzyszyła im naprawdę przyjemna atmosfera. Po posiłku poznosili wszystko do kuchni, gdzie Louis i Harry chowali resztki i płukali naczynia, a następnie układali się w zmywarce.
Kiedy po całym domu rozniósł się krzyk Tommy'ego, Harry zaoferował, że to sprawdzi i zostawił Louisa samego w kuchni. Nie trzeba było długo czekać, gdy w pomieszczeniu pojawił się Nick.
- Muszę przyznać, że tyłek wciąż masz niezły – Grimshaw stał w wejściu, opierając się ramieniem o framugę. Louis zerknął na niego przez ramię, po czym wrócił do sprzątania po obiedzie – Ciekawe, czy ciągle tak samo ciasny.
- Nie interesuj się tym i tak się nie dowiesz – mruknął, wkładając ostatni talerz.
- A może jednak – zaczął zbliżać się do szatyna – Wiesz, mogę sobie przypomnieć jak ciasny jesteś, a ty jak dobrze ci ze mną było.
- Zapomnij! Miałeś swoją szansę, straciłeś! – odwrócił się do niego, opierając o blat i wycierając dłonie w ścierkę – Po za tym Harry jest o niebo lepszy od ciebie – uśmiechnął się złośliwie, widząc niezadowolenie na twarzy Grimshawa.
- Nick, skończ! – do kuchni wrócił kędzierzawy. Od razu podszedł do męża, obejmując ramieniem.
- Oj Harry, a ty ciągle taki naiwny – pokręcił głową, cicho cmokając.
- Co ty pieprzysz? – warknął. Był już naprawdę zirytowany i zmęczony zachowaniem kuzyna.
Nie uzyskał odpowiedzi na pytanie, zamiast tego Grimshaw postanowił jeszcze bardziej obrazić szatyna i zdenerwować Harry'ego.
- Uwielbiałem, kiedy jęczał gdy go pieprzyłem – jego usta ułożyły się w wrednym uśmiechu, a Harry resztkami silnej woli powstrzymywał się od przywalenia kuzynowi – Dalej jest taki głośny? Założę się, że tak. Takie dziwki jak on się nie zmieniają.
Tego było za wiele! Harry już nie potrafił się powstrzymać, nie umiał utrzymać swoich nerwów na wodzy. W jednak chwili doskoczył do Grimshawa, a w następnej Nick leżał na podłodze trzymając się za krwawiący nos.
- Nigdy. Więcej. Nie. Mów. Tak. O. Lou – wycedził powoli przez zęby.
*****
- Nareszcie Tommy zasnął – westchniecie ulgi wydostało się z ust Harry'ego, kiedy wszedł do sypialni. Louis siedział na łóżku, oparty o poduszki. Na jego nosi spoczywały okulary, a w dłoni trzymał książkę. Jednak, kiedy jego mąż pojawił się w pokoju, oderwał się od lektury, spoglądając z uśmiechem na kędzierzawego.
- Chodź tu mój bohaterze – zaśmiał się, odkładając książkę.
- Lou – jęknął Harry, jednak położył się na łóżku. Jego twarz była przy brzuchu Louisa i po chwili spoczęła na nim również jego duża dłoń, a z kolei szatyn zaczął przeczesywać gęste loki ukochanego – Jak to jest, że jego zachowanie ciebie nie rusza?
- Już ci mówiłem, że nie interesuje mnie Nick i to co ma do powiedzenia.
- Wiem – mruknął – Ale on nazwał cię dziwką - ostatnie słowo powiedział ciszej.
- I co z tego? Jego zdanie i jego opinia mnie nie interesuje. On jest dla mnie nikim. Wiem, że nie jestem dziwką i ty to wiesz, tak jak każda inna ważna dla mnie osoba. Gdybyś ty mnie tak nazwał, zabolałoby mnie to, ale słowa Nicka mnie nie ruszają.
- Nigdy bym się tak nie nazwał – przesunął głowę, aby móc spojrzeć w niebieskie oczy męża.
- Wiem – uśmiechnął się do niego – Szkoda mi tylko Eileen i Petera. To rozczarowanie i smutek na ich twarzach, kiedy dowiedzieli się prawdy na temat mojego związku z Nickiem. Chciało mi się płakać, kiedy mnie przepraszali za zachowanie syna.
- Tak – zgodził się z Louisem. Jemu również było żal wujostwa. Uwielbiał ich i patrząc na nich, gdy Louis mówił prawdę, było dla niego torturą. Jednak nie mieli wyjścia. Po tym jak Harry uderzył Nicka i zaczął po nim wrzeszczeć, byli zdezorientowani i zaskoczeni, domagając się przy tym wyjaśnień. Harry był tak nabuzowany i wściekły, że powiedział coś czego nie powinien i później nie było odwrotu. Nie można było skłamać i trzeba było powiedzieć prawdę – Myślę jednak, że się po tym pozbierają. Potrzebują tylko trochę czasu.
- Wiesz, tak pomyślałem sobie, aby za jakiś czas ich zaprosić. Pokażemy im, że pomimo tego co zrobił Nick, nic się nie zmieniło w naszym stosunku do nich.
- To dobry pomysł. Ciocia tego nie przyzna, ale znam ją na tyle dobrze, że teraz pewnie zamartwia się, że już nie będziemy chcieli się z nimi spotkać.
- W taki razie postanowione. Dajmy im trochę czasu na przetrawienie tego, a później ich zaprosimy do siebie lub sami ich odwiedzimy.
- Kocham cię – poprawił się na łóżku, aby zrównać się z mężem i móc go pocałować. Uwielbiał w Lou to, że zawsze dbał, aby każdy czuł się dobrze i nie zadręczał się niepotrzebnymi rzeczami. Pomimo tego, że minęło już tyle czasu, odkąd się związali, dalej miał wrażenie, że to sen. Nie mógł uwierzyć, że ktoś tak niesamowity jak Louis należy do niego i dał mu trzy najpiękniejsze skarby – swoje serce i dwójkę wspaniałych dzieci. A wkrótce miał pojawić się jego czwarty skarb.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro