Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5 - Marzenie

Pod wieczór Arię znów dopadł niepokój. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna się tak denerwować, bo wzięła już dzienny limit tabletek, jednak niecierpliwiła się przez policję, a sprawa włamania nie dawała jej spokoju. Miała nadzieję, że funkcjonariusze przyjdą po południu. I denerwowała się też własnym stanem. Profesor powiedział, że z czasem powinna zmniejszać dawkę, a miała wrażenie, że potrzebuje ich coraz więcej. Spojrzała na ulotkę, chcąc sprawdzić, czy przypadkiem nie było tam żadnego psychotropowego syfu. Ale nie, same ziółka.

Tak bardzo chciała rozwiązać tę zagadkę. Miała głupią nadzieję, że może dzięki temu uda jej się znaleźć winnego, że może to przyniosłoby jej jakieś wyjaśnienie, jakąś ulgę.

Przypomniało jej się, że nadal nie odsłuchała wiadomości od taty. Weszła więc na Whatsappa, pełna przekonania, że znajdzie tam odpowiedzi. Kciuk zadrżał jej jednak nad przyciskiem play. Wiedziała, że ta wiadomość była z chwili wypadku. Wiedziała, że kończy się śmiercią, że jej tata wyda w niej swoje ostatnie tchnienie i nie dała rady jej odtworzyć. Jeszcze nie. Oblał ją zimny pot, wstrząsnął dreszcz, żołądek się ścisnął i zrobiło jej się niedobrze.

O dziwo, zamiast spróbować się uspokoić lub choćby zwymiotować, poleciała do kuchni i zaczęła gorączkowo szukać tych głupich, niedziałających tabletek. Trzęsły jej się dłonie, rozsypała je. Na dłoni miała kilka. Już prawie by je wszystkie wzięła, ale Luke chwycił jej rękę.

– Aria, co ty wyprawiasz, dziecko? – zapytał mocno zmartwiony.

– Proszę się nie martwić, to nie są żadne psychotropy, tylko takie tam naturalne ziołowe tabletki.

– Nawet jeśli tak jest, po takiej dawce, tak cię przeczyści, że jutro nie wyjdziesz z toalety. Ale Aria, co się dzieje? Co cię tak dręczy, że tak panikujesz?

– Wszystko mnie dręczy! – wrzasnęła i jeszcze bardziej się przeraziła. Co się ze mną dzieje? Czy to możliwe, że to stres tak na mnie wpływa?

– Aria, musisz się uspokoić. Porozmawiaj z nami, jeśli coś cię martwi. Wysłuchamy cię i postaramy pomóc. Oddychaj powoli. Nie pozwól, żeby ogarnęła cię panika. – powiedział bardzo spokojnym głosem i zaczął pokazywać jej jak ma zaczerpnąć oddech.

Powoli wróciła do siebie. W międzyczasie Esther przyszła do nich po tym, jak usłyszała krzyk. Gładziła dziewczynę po plecach, co też pomagało.

– Mam dość. Mam wrażenie, że zaraz zwariuję. – w końcu to z siebie wyrzuciła. Powiedziała im o wszystkich swoich obawach, nawet o tym, że leki nie działają tak, jak powinny, że bez nich czuła się fatalnie.

– Och, słońce. Tak mi przykro. – Esther powiedziała współczująco. – Musi ci być naprawdę ciężko.

– Aria, a czy uważasz, że to dopuszczalny skutek uboczny? Czy może raczej powinnaś zmienić tabletki na inne? – zapytał Luke i wręcz uderzyło ją, jak trafne było to pytanie.

– Racja. Jeśli to tylko zioła, to nic takiego nie powinno się dziać. Coś jest nie tak. Jutro pójdę do apteki i sama coś kupię.

– Czyli nie kupowałaś ich osobiście? – Luke dopytał, a w jego głosie dało się niestety wyczuć nutkę podejrzliwości, która akurat była najmniej potrzebna. – Kto ci je dał?

– Psychiatra, mój promotor.

– Aria, koniecznie, z nim porozmawiaj. Zresztą, sama dobrze pewnie wiesz, jak postępować.

– Wiem, ale w sumie dzięki za przypomnienie. Jak sami widzicie, ostatnio ciężko jest mi samej myśleć trzeźwo.

Kolejnego ranka poszła do apteki po zastępcze lekarstwa. A po śniadaniu zadzwonił Daven. Był wściekły.

– Usiądź, bo się przewrócisz, jak ci powiem. – burknął przez słuchawkę. Złość wręcz z niego kipiała i z trudem się opanowywał. Nie był zły na Arię, na szczęście, lecz na Codiego, który namieszał.

– O co chodzi? Czemu jesteś zły?

– Postaraj się nie zabić Codiego, gdy wrócisz do Spruceville. – zapowiedział Daven i przetarł sobie twarz dłonią.

– No ej, stary, mógłbyś jej nie podjudzać? Mówiłem ci, że to jedyny sposób. – w tle odezwał się zrozpaczony, panikujący chłopak.

– Powiecie wreszcie o co chodzi? – Aria westchnęła zniecierpliwiona.

– Więc z tym Nowym Jorkiem, to wyjazd jest już dziś wieczorem. Tylko, że ty nie zostałaś zaproszona, bo Cody namieszał i nie powiedział inwestorowi, że nasz projekt jest międzywydziałowy. I tylko ludzie z naszego wydziału dostali zaproszenie na szkolenie.

– Aria, strasznie cię przepraszam, wyjaśnię ci to wszystko. – Cody próbował się dobić do słuchawki.

– Chcę wiedzieć jedno. Cody, czy to jest próba przywłaszczenia sobie projektu, nad którym pracujemy od kilku ładnych lat?

– Nie, właśnie chcę ci to wyjaśnić. Posłuchaj mnie, proszę.

– No dajesz.

– Kontaktowałem się z wieloma inwestorami. Ale żaden nie zadowalał się powierzchownym opisem projektu. Każdy dopytywał o szczegóły, których nie mogliśmy im ujawnić. Kumpel z wydziału powiedział mi o tym funduszu, który oferuje szkolenia z AI. Ale nie chciałem ryzykować, że znów nam odmówią, więc zgłosiłem osobny projekt.

– Jeśli tak to faktycznie wygląda, to w porządku. Wyciągnijcie z tego, ile tylko się da.

– Nie jesteś smutna, że nie jedziesz? – Daven zapytał zatroskany.

– I tak nie miałabym teraz do tego głowy i czasu.

Oczywiście było jej trochę smutno, ale starała się patrzeć na to z szerszej perspektywy. W końcu dostaną tak potrzebne dofinansowanie, nowe systemy i szkolenie. Bardziej też martwiła się o to, jak wyjaśni to innym członkom grupy, którzy byli na wydziale psychiatrii. Po cichu liczyła na to, że Cody nie wypaplał wszystkim o swoim planie.

Daven był jednak bardziej zmartwiony. Naprawdę chciał, żeby Aria mogła z nimi pojechać. Liczył na to, że w przerwach między prezentacjami i nauką mógłby zwiedzić z nią Nowy Jork i spędzić miłe chwile. Nie chciał też zostawiać jej samej, gdy wciąż jeszcze przeżywała żałobę. Czuł, że mógł ją zawieźć. Nie potrafił ukryć swojego rozczarowania przed Codym, a fakt, że Aria tak łagodnie to wszystko przyjęła jeszcze bardziej go dołował.

– Biedny mały Daven będzie tęsknił za swoją ukochaną. – Cody nie omieszkał zwrócić mu bezczelnie uwagi. Byli współlokatorami, a dogryzanie sobie nawzajem było u nich na porządku dziennym. – Tylko się nie popłacz.

– Cody, jeśli chcesz pojechać do Nowego Jorku przed śmiercią, to lepiej zamilknij. – odgryzł się Daven i wyszedł z pokoju.

Niespodziewanie, ktoś zadzwonił do drzwi w domu państwa Heartwood. Był to policjant i chciał ze porozmawiać z Arią.

– Następnym razem dobrze poszukajcie, zanim zechcecie zawracać głowę policji, dzieciaki. – powiedział wyraźnie dając odczuć dziewczynie jak bardzo był niezadowolony z faktu, że musiał się tu pofatygować.

– Nie bardzo rozumiem. – odpowiedziała nieco zbita z tropu. Jak niby sami mieliby znaleźć włamywaczy?

– Szukałaś części z komputera ojca. Jakbyś się dobrze rozejrzała, to znalazłabyś go w kominku. – powiedział i wyciągnął coś ze swojej torby. Był to zwęglony i nadtopiony dysk twardy zapakowany w przezroczystą koszulkę. – Raczej już na nic ci się nie zda. – uśmiechnął się sarkastycznie i schował urządzenie z powrotem do swojej torby.

– A co ze śladami? – zapytała gorączkowo. Policjant nie mógł przecież tak odejść bez żadnych wyjaśnień.

– Nie było żadnych śladów oprócz twoich i twojego kumpla.

To było bez sensu. Dlaczego Fletcher miałby wrzucić coś tak cennego w ogień? To na pewno nie mógł być on. Zamiast uzyskać odpowiedzi, była pozostawiona z jeszcze większą ilością niewiadomych. Musiała w końcu odsłuchać tę wiadomość. Ale tak bardzo brakowało jej na to sił i odwagi.

W końcu przyszedł jej do głowy pomysł, żeby poprosić kogoś o zapisanie słów taty i poprosiła o to Luka. Początkowo nie był zdecydowany i zachęcał ją, żeby raczej sama tego odsłuchała. Widząc jednak przerażenie i niechęć dziewczyny, uległ i przepisał wszystko na kartkę. Gdy wyszedł ze swojego pokoju, wręczył notatkę. Płakał.

"Kochanie, odkryłem to. Ale oni też o tym wiedzą i chcą wykorzystać naszą pracę. Usunąłem wszystko co się dało. Nie możemy im na to pozwolić. Musisz zakończyć projekt natychmiast. Spotkamy się w..." w tym miejscu wiadomość się urywała.

Aria opadła bezsilnie na fotel. Pytania, pytania i jeszcze więcej pytań. Czemu tata chciał, żebyśmy zakończyli projekt tak nagle? Gdzie chciał się ze mną spotkać? I czym był ten brakujący element układanki, który odkrył? Kim byli oni? Czy to ktoś z wojska, rządu? Czy to ich widziałam pod domem? Ale jak mogli się dowiedzieć?

W pierwszej chwili wahała się, czy posłuchać taty. Nie chciała tak łatwo odpuszczać. Poza tym nie była sama. Jak miała powiedzieć grupie, że projekt, w który włożyli tyle swojego czasu, energii i w którym pokładali nadzieje, zakończył się fiaskiem? Daven i ekipa z SIT mieli jeszcze jakieś inne perspektywy, zwłaszcza, że dostali ten grant. A ci ze Sternvardu? Co teraz? Musieliby zacząć wszystko od nowa. Wybrać nowe tematy rozważań, od nowa prowadzić różne badania. Praktycznie, cała ich kariera wisiała od teraz na włosku i tylko od Arii zależało, jak długo się utrzyma.

Zginął, próbując utrzymać swoje odkrycie w tajemnicy. Nie mogę pozwolić, żeby to poszło na marne, pomyślała. Zdecydowała, że jeszcze tego samego dnia, pożegna się ze swoim marzeniem na zawsze. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro