Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 - Przyjaciele

Aria była niezbyt wyróżniającą się dziewczyną na wydziale psychiatrii na Sternvardzie. A przynajmniej z zewnątrz nie przyciągała nadmiernej uwagi. Ubierała się jak wszyscy inni, a burzę brązowych loków sięgających za łopatki najczęściej spinała w luźny kok lub zaplatała w warkocz, bo nie cierpiała, gdy kosmyki plątały jej się koło twarzy lub zostawały na ubraniach. To, co jednak wyróżniało ją spośród wielu innych studentów, to wybitny projekt.

Aria miała jeden cel - sprawić, żeby można było zajrzeć do ludzkiego umysłu i zrozumieć go jak książkę. Był to kontrowersyjny, a zarazem rewolucyjny i niebezpieczny pomysł. Razem z nią pracowało kilku innych utalentowanych głów, w tym z Instytutu Technologicznego w Spruceville, nazywanego zwykle SIT.

Jednak po ostatnich wydarzeniach cały projekt stanął pod wielkim znakiem zapytania.

Aria dostała tabletki uspakajające od swojego promotora. Opłacało się studiować psychiatrię - miała lekarza na wyciągnięcie ręki i to za darmo. Dzięki nim była w stanie w ogóle funkcjonować przez to niemiłosiernie dłużące się półtora tygodnia. Dzięki nim i jej kochanym przyjaciołom. Nie wiedziała, co by bez nich zrobiła. Chyba zakradłaby się do gabinetu profesora i wykradła mu najsilniejsze psychotropy, żeby po prostu przestać myśleć.

Odejście taty było stratą tak bolesną i tak nagłą, że odebrało jej chęć do robienia czegokolwiek. Był jej jedyną rodziną. Babcia z dziadkiem umarli dawno temu, w swojej późnej starości - jej tata był późnym i długo wyczekiwanym dzieckiem. Teraz wiedziała, co on musiał przeżywać, gdy najpierw zostawiła ich matka Arii, a zaraz potem musiał pogrzebać rodziców.

Tego dnia to Aria stała nad jego mogiłą. Słońce okrutnie grzało w plecy przez czarną sukienkę, a łzy wysychały w tym skwarze zanim zdążyłyby ścieknąć po policzkach. Jakież to nietaktowne ze strony tej gwiazdy. Gdy tamtego nieszczęsnego wieczoru była potrzebna, nie było jej. Schowała się tchórzliwie za ciemnymi, niosącymi chaos chmurami, zabrała swój blask i zaciemniła drogę. A teraz bezczelnie patrzyła się z góry się na czyjąś tragedię, do której się przyczyniła swoją własną kapryśnością.

Wszyscy już dopełnili swoich obowiązków pogrzebowych - przyjaciele ze studiów Arii, jej taty, jego współ-absolwenci, studenci pod jego protektoratem, recenzent, sąsiedzi. Złożyli dziewczynie kondolencje, zostawili kwiaty, wysłuchali kazania i mowy pożegnalnej i poszli każdy do swoich domów. Została tylko ona, Agatha i Daven. Oparła czoło na ramieniu Agathy, która stała niewzruszenie i milczała, jakby to nie była ona. W jednej ręce Aria nadal trzymała grudkę ziemi, której nie była w stanie rzucić do dołu, a drugą trzymała za rękę przyjaciółkę tak, jakby miała zniknąć cała jej postać, gdyby ją puściła. Daven stał po jej drugiej stronie ze wzrokiem wbitym w czubki swoich półbutów, które wypolerował dziś rano, a które zdążyły się już zakurzyć od przemarszu przez cmentarz. Każde z nich milczało.

- Powiedzcie coś. - powiedziała Aria głosem zachrypniętym od płaczu.

- Dziwne, po raz pierwszy w życiu odebrało mi mowę. - oznajmiła Agatha, a jej samej głos wiązł w gardle jak za duży kęs kluski i sama się chyba zdziwiła tym jak brzmiał.

Niespodziewanie Daven czule i łagodnie chwycił jej pięść z glebą w obie swoje dłonie. Aria spojrzała na niego jak dziecko na rodzica, nierozumiejące czemu zadrapanie na kolanie boli. Daven patrzył jej w oczy ze smutkiem, współczuciem i niepewnością a nawet swego rodzaju bezradnością - jak kochający starszy brat, który chciałby pocieszyć młodsze rozpłakane rodzeństwo.

- Pozwól mu odejść. - powiedział prawie szeptem i delikatnie przeciągnął jej dłoń nad mogiłę. Ostrożnie rozchylił jej palce, a ciemny piasek bez przeszkód się wysypał.

I to koniec. Już nic więcej nie mogła zrobić. Ta myśl nagle dotarła do niej z taką siłą, jakby przygniotło ją całe World Trade Center. Złudnie myślała, że jeśli przetrzyma ten piasek jeszcze chwilę dłużej, może coś się zmieni. Może jej tata nagle ożyje lub ona obudzi się z tego koszmaru. Jednak to koniec. Wieko zamknięte, słup wbity w ziemię, zalany betonem, kłódka zakluczona, klucz wyrzucony.

Przyjaciele odwieźli Arię do domu. Dotychczas ciągle była czymś zajęta. Dzwonienie do ubezpieczyciela, po różnych firmach pogrzebowych, negocjowanie cen, wybór trumny - ostatecznie i tak zdecydowała się na kremację, bo było taniej i prościej - rozmowy z prawnikiem i notariuszem. Teraz nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, została tylko pustka.

Agatha zamówiła jedzenie. Z całej ich trójki, to Aria była tą, która gotowała. Daven umiał coś tam upichcić, ale nie lubił stać przy garach, a Agatha mogła raczej spalić całą kuchnię próbując ugotować zaledwie makaron, taka była roztrzepana. Znali się prawie od zawsze. Daven i Aria mieszkali naprzeciwko, na dalekich przedmieściach Spruceville i razem się wychowywali. Ponoć ich mamy (tak, mama Arii kiedyś jeszcze ją kochała) codziennie przechwalały się między sobą, której dziecko jest śliczniejsze, które szybciej nauczyło się składać razem rączki, które włożyło stopę do buzi, któremu wyszedł pierwszy ząbek. Między Arią a Davenem było tylko 20 dni różnicy i to ona była tą starszą.

Agathę poznali w podstawówce. Zawsze była głośna i kolorowa, i lubiła zwracać na siebie uwagę. Ale nie w taki egoistyczny czy zaborczy sposób. Ona po prostu lubiła się wyróżniać z tłumu i biła od niej niesamowita energia. Niektóre dzieciaki wyzywały ją od kosmitki i wariatki, ale Aria ją polubiła. Nigdy się z nią nie nudziła. Zawsze wymyślała nowe gry i zabawy. Tworzyła porywające historie nie z tej ziemi, a to wszystko w wielkim kartonie po gigantycznym telewizorze Sony Trynitron w zestawie z kinem domowym i szafką pod telewizor. Jak na początek XXI w. prawdziwy luksus. Jej rodzice nie byli ani biedni, ani bardzo bogaci, ale nie chcieli odstawać od sąsiada, więc ciułali i ciułali, wzięli też trochę kredytu i w końcu kupili to cudeńko. A dzieciaki wyświetliły na nim miliardy godzin VHS-ów i DVD, żeby później przerabiać te obejrzane historie w ich kartonowym świecie.

Daven też ją polubił. Aria od zawsze podejrzewała, że było w tym coś więcej niż tylko lubienie, ale Daven nigdy nie chciał się przed nią do tego przyznać. Ale Aria to widziała i aż do teraz ciągle przyuważała ich szepczących między sobą na osobności. W zawstydzeniu i zażenowaniu zawsze nagle przerywali dialog, gdy tylko wracała do pokoju lub podchodziła do nich na korytarzu lub ulicy i udawali, że wcale nie szeptali sobie słodkich słówek przed sekundą. Aria nie chciała jednak się w to mieszać. Jeśli woleli to ukrywać po grób, to ich sprawa. Z resztą, wcale nie byłoby jej na rękę, gdyby oni zostali parą, a ona zostałaby sama. Najstabilniejsze stoły mają trzy nogi i tak powinno pozostać. Nie sądziła też, żeby Agacie się podobał. Ciągle marudziła, że z Davena jest nerd i nudziarz. Trochę było w tym racji, ale koniec końców ta trójka nie mogła trafić lepiej. Z jednej strony żywiołowa Agatha, z drugiej spokojny i opanowany, acz wesołkowaty Daven, a Aria była gdzieś pośrodku lubiąc i szalone imprezy, i chill na plaży z książką w ręku.

Agatha chyba by zniosła strusie jajo, gdyby miała przeczytać więcej niż trzy zdania z książki. Więc Aria z Davenem czytali lektury na głos na zmianę, a ona słuchała łażąc po pokoju, robiąc różne rzeczy od malowania paznokci do robienia sezonowych porządków w swojej szafie. Ta to miała z nami dobrze - robili jej za darmowy audiobook zanim to się stało modne. Miało to jeszcze inną zaletę. Agatha naprawdę uważnie słuchała i pytała się co chwilę zbulwersowana o intencje bohaterów. "Co on głupi jest? Czemu nie poszedł tu i tam? A to szuja. Jak mógł się zakochać w takiej tępej wieśniarze? Ale z niej walnięta jędza." Co rusz komentowała, doprowadzając tym przyjaciół do śmiechu, a oni dobrze zapamiętali treść każdej lektury dzięki jej dobitnym i szczerym komentarzom. Od momentu, kiedy dzieci poznają nowe dziwne wyrazy i uczą się, że gdy w pobliżu nie ma dorosłych można ich używać, Agatha nie przebierała też w słowach.

Teraz Aria gapiła się w talerz spaghetti i było jej wstyd, że była zbyt słaba, żeby ruszyć swoje cztery litery i samej coś ugotować, że nie potrafiła się ogarnąć bez dwóch tabletek dziennie i wsparcia przyjaciół. Czuła, że gdzieś po drodze na cmentarz zgubiła siebie samą.

- Aria, zjedz zanim wystygnie. Potem będziesz marudzić, że jest zimne. - Agatha wyrwała ją z otępienia.

- Przepraszam. - Aria mruknęła pod nosem i zrobiło się dziwnie. Daven i Agatha popatrzyli na siebie nie rozumiejąc, czemu to powiedziała. Sama też nie bardzo wiedziała.

- Hej, może pójdziemy po obiedzie na spacer do parku? - zaproponował Daven, próbując zmienić nastrój, przy czym ważył każde słowo. Jakby się bał, że cokolwiek, co by powiedział sprawi, że Aria wybuchnie płaczem niczym jakaś bomba wodorowa.

Aria miała ogromną ochotę powiedzieć mu, że nie musi być tak spięty, że nie musi cedzić wyrazów przez siedem sitek, że nawet jeśli coś palnie, to mu wybaczy, bo w końcu jest tu przy niej i się o nią martwi, i że w ogóle z jego inteligencją, to raczej mało prawdopodobne, żeby powiedział coś głupiego - coś, co mogłoby ją urazić. Niestety sama nie była na tyle inteligentna, żeby mu to powiedzieć, a przynajmniej nie umiała tego zrobić w taki sposób, żeby nie zabrzmiało jak wybuch złości i chęć rzucenia w niego nożem. Choć egzamin z komunikowania emocji zdała celująco, teraz zupełnie nie umiała zastosować zdobytej wiedzy w praktyce. Tak ciężko jest nad sobą zapanować. Więc milcząc uśmiechnęła się blado i przytaknęła kiwnięciem głowy.

- Przepraszam, że jestem taka posępna. Powinnam być wdzięczna, że jesteście tu ze mną...

Trzask!

Agatha walnęła otwartą dłonią w stół, tak, że zabrzęczały wszystkie naczynia i sztućce, a Aria i Daven podskoczyli w miejscu.

- Nie wytrzymię z tobą Aria, serio. Jak jeszcze raz nas przeprosisz za smutek, to przestanę się z tobą zadawać. Spotkała cię tragedia, do jasnej cholery, więc przestań ukrywać swoje emocje i daj sobie popłakać. To właśnie robią normalni ludzie, gdy chowają bliskich. Płaczą i płaczą, aż skończą im się łzy, a potem siedzą pod kocem koło miesiąca nie mając siły na egzystencję. Przestań się wstydzić swojej żałoby. Nie przed nami.

Daven o mało co nie spadł z krzesła, gdy usłyszał co powiedziała. Już chciał coś powiedzieć, żeby pocieszyć przyjaciółkę, żeby nie złościła się na Agathę, ale było już za późno. Aria zaczęła głośno płakać, a łzy leciały jej z oczu niepohamowanym strumieniem, a że kanaliki łzowe są za małe, żeby dać im tak szybkie ujście, zaczęły lecieć też z nosa w postaci smarków. W tym wszystkim Aria czuła się taka bezbronna, ale było to dobre uczucie, uspokajające, przynoszące ulgę i odświeżenie.

Nie była zła na Agathę. Była jej niezmiernie wdzięczna za to, co powiedziała, choć wybrała najmniej taktowne i miłe słowa.

- No i patrz, co zrobiłaś. - Daven syknął do Agathy, ale Aria chwyciła go za ramię kręcąc przecząco głową.

"Dziękuję." chciała powiedzieć, ale wydobył się z niej tylko jakiś bezkształtny bełkot. Agatha się uśmiechnęła, ale dało się zauważyć, że w głębi siebie zwijała się ze śmiechu słysząc to bla-bla. I wtedy Aria sama zaczęła się śmiać uświadomiwszy sobie, jak bezsensownie i głupio zabrzmiała. I wszyscy zaczęli się głośno śmiać i płakać ze śmiechu.

Ten śmiech jest sto razy lepszym lekarstwem niż te moje pigułki, pomyślała Aria.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro