Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Welcome

Obudził mnie zdenerwowany głos Perły, która z niewiadomych powodów znalazła się w szopie. MOJEJ szopie. No może mojej i Perydot. Nie ważne, ale na pewno nie była to jej szopa i na pewno nie miała do niej prawa wstępu. Wyrwała mnie ze stogu siana i kazała się otrzepać. Nigdy nie byłam osobą, która się czemukolwiek sprzeciwiała, ale od kiedy ona miała nade mną jakąkolwiek władzę?

- Czemu? - Zapytałam obojętnym głosem.

- Czemu, co? - Nie zaprzestając czynności i nawet na mnie nie patrząc zdziwiła się.

- Czemu mam wstać, otrzepać się, czemu sprzątasz stodołę i chcesz mnie zawieźć do świątyni? -

- Och - spojrzała na mnie wzrokiem pełnym poirytowania - mamy dziś gości. - Uprzedzając moje dalsze pytania kontynuowała odpowiedź. - W ramach jakieś ludzkiego programu przyjmujemy pięć dziewczynek ze szkoły w Beach City. Mamy im pokazać kim jesteśmy i co robimy. Ludzie mają nas poznać, żeby się mniej bać, czy coś takiego. Same idiotyzmy...

- Czy będę mogła siedzieć w koncie i się nie odzywać?

- A czy jeśli ci nie pozwole zrobisz coś innego? - Pokiwała głową. - A teraz pakuj się do auta, bo zaraz wszyscy będą. - Rzuciła i poprowadziła mnie w stronę furgonetki Grega, wkótej czekał już Steven, Perydot i oczywiście właściciel maszyny. Po drodze Steven opowiadał mi o tym, że będzie między innymi Connie i jej koleżanka. Mówił też wiele innych, nieistotnych rzeczy, których nie słuchałam, gdyż uznałam to za niepotrzebne. Na prawdę bardzo go lubiłam, ale czasami dużo mówił. Zdecydowanie za dużo.

Nie musieliśmy długo czekać, bo po kilku minutach od przybycia rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyła je Granat, równocześnie częstując gości świeżo upieczonymi ciasteczkami. Jako pierwsza przez drzwi wbiegła Connie witając się ze wszystkimi, a w szczególności ze Stevenem. Grupka dziewczyn stanęła i zaczęła się rozglądać. Każda wyglądała zupełnie inaczej, ale zarazem wszystkie były takie sam, nie tak jak klejnoty. Każda miała podobny kolor skóry, podobne rysy twarzy, sylwetki i wzrost. Poza jedną, stojącą na szarym końcu osobą. Była nieco wyższa, miała krótkie, białe włosy, na końcówkach pofarbowane na dwa kolory: po prawej stronie pudrowy róż, a po lewej ledwie widoczny błękit. Jej twarz wyrażała pozorne "nic mnie nie obchodzi", ale po głębszej analizie ogromny smutek i strach. Nie miałam się jednak czasu zastanawiać nad tą jedną osobą. Pewnie tylko tak wygląda, a jest kolejnym, identycznym człowiekiem.

- No, więc dziewczynki... Może... eem, tak. - Perła spróbowała coś powiedzieć, wykazać się umiejętnością kontaktowania z ludźmi, ale szybko odeszła i przekazała głos Granat.

- Przedstawcie się. - Burknęła i postawiła stołek na środku pokoju. - Wszyscy usiądźmy na kanapie i każdy po kolei się przedstawi. Najpierw wy, a potem my. Już. - Brunetka w rozpuszczonych długich włosach stanęła na tymczasowym podeście i zaczęła mówić:

- Ja jestem Joan. Musicie wiedzieć, że trzeba mnie szanować, bo jak nie to nie będzie dobrze. - Spojrzała jadowitym wzrokiem na każdą z obecnych osób po kolei. - No i to tyle. - Usiadła z powrotem na sofę i po kolei wstawali wszyscy.

- Jestem Connie i mnie znacie. - Dziewczyna spojrzała na Stevena, zarumieniła się i zaśmiała.

- Nazywam się Marie.

- A ja jestem Ellie i jestem siostrą Marie. - Rzeczywiście były do siebie uderzająco podobne, ale ubrane zupełnie inaczej. W stroju Marie jedynym kolorowym akcentem był napis "NO" na czarnej koszulce. Z kolei Ellie była w zielonej sukience, która bardzo przypadła do gustu Perydot.

Jako ostatnia, niechętnie ruszyła białowłosa.

- To ja jestem Opal. - Rozległy się szepty, zarówno klejnotów, co dziewczyn. - Ale możecie mówić mi Steve - dopowiedziała speszona - lub George. Przecież to tylko imię. - Uśmiechnęła się. - Connie namówiła mnie na przyjście tu i w sumie całkiem się z tego cieszę.

- Cieszysz się?! Nie widać po tobie, SMUTASIE! - Podkreśliła ostanie słowo i wszystkie roześmiała się wraz z Ellie i Marie. Opal zacisnęła zęby i przymknęła oczy po czym szybko wybiegła z domu. Perła nie wiedziała co o tym myśleć i chciała jakoś rozluźnić sytuację, ale w efekcie usiadła i zamarła w bezruchu. Ametyst z Granat zaprowadziły resztę dziewcząt do ich świątyń, a Connie ze Stevem pobiegli za Stevem lub jak kto woli Opal. Zostałam stojąc na środku patrząc na turlającą się ze szczęścia po podłodze Perydot, która została obdarowana zielonym T-Shirtem z różowym kwiatkiem na środku.

- Idę zobaczyć co ze Stevem aka Opal ewentualnie Georgem. - Nagle wstała i spoważniała. Uśmiechnęłam się. - Idziesz ze mną Lazuli?

- Nie. Ja... popatrzę przez okno. - Zdezorientowana podeszłam do szyby i zaczęła wgapiać się w trójkę dzieciaków siedzących na piasku, kawałek od domu. Po chwili doszła do nich zielona. Nie zdążyłam długo na nich patrzeć, ponieważ po paru sekundach do pokoju wpadła roześmiana Ametyst i nieco mniej, ale też uśmiechnięta Granat.

- Gdzie podziałyście te dziewczynki? - Perła przebudziła się z "transu" i od razu zaczęła się denerwować.

- Małe, zarozumiałe ludziki lecą właśnie niekończącą się dziurą. - Granat przybiła piątkę Ametyst. - A teraz może rozpalimy ognisko i pogadamy z tą...

- Opal. - Dokończyłam równocześnie z Peri.

- Może jednak George?

- Nie, Perło. To jest Opal i niech tak zostanie. - Zablokowała ją fuzja.

- Nie wiem co mówią ci twoje wizje przyszłości, ale nie jestem przekonana co do tej wersji. - Znów zaczęła burczeć pod nosem, niby obrażona.

Zgarnęłyśmy z półek parę rzeczy w stylu pianki, kiełbaski i krakersy do upieczenia na ognisku i wyruszyłyśmy w stronę plaży. Gdy Steven i Connie dowiedzieli się o naszych zamiarach od razu zaczęli znosić drewno i gałęzie. Nieco mniej entuzjastyczna, ale równie pomocna okazała się Opal, która wyjęła z plecaka pudełko zapałek i roznieciła płomień. Usiedliśmy w kręgu i jeszcze raz się przedstawiliśmy. Żeby rozmowa się kleiła Ametyst co jakiś czas podrzucała tematy do rozmowy. Padały takie zagadnienia jak ulubione jedzenie, picie, ulubiony film, czy serial, a nawet bardziej ambitne jak "co zabralibyście na bezludną wyspę". Wszyscy chętnie odpowiadali nawet jeśli inni już od początku znali odpowiedź. Problemy pojawiły się dopiero przy pytaniu i rodzinę. Klejnoty po prostu odrzuciły pytanie, Steven opowiedział co wiedział na temat Rose, a Connie mówiła o mamie-lekarce, która pracuje w szpitalu. Gorzej było z Opal:

- Moi rodzice odeszli. Nie... nie wiem nawet kim byli. Mam parę starych zdjęć mamy, po których wnioskuję, że była odjechaną osobą. Ciotka mówiła, że popełniła samobójstwo, natomiast wuj twierdzi, że zabrali ją do psychiatryka, ale jedna rzecz jest wspólna: podobno mama twierdziła, że została tu porzucona, dawno temu, że przyjaciele ją zostawili, wszyscy, którym ufała wyrzucili ją na tej planecie. - Po jej głosie słychać było, że wierzy w tę historię. - A taty nie mam zdjęć, nikt o nim nie mówi... - Nagle sprawnie zmieniła temat. - Nie tęsknię.

- Ej, sorry, nie wiedziałam, że masz takie... złe doświadczenia? - Speszyła się Ametyst, która wymyśliła pytanie.

- Nie ma problemu. Ja nie tęsknię, widać ich nie potrzebowałam. - Uśmiechnęła się.

Niedługo potem zaczęło się robić ciemno, więc zebraliśmy się i zmierzaliśmy w stronę chaty na plaży. Steven siedział na łóżku wraz z Connie i opowiadali sobie o wydarzeniach z kolejnej książki lub serialu. Perła z Perydot dyskutowały na bliżej nieokreślony, naukowy temat. Granat rozmawiała z Opal siedząc na kanapie i podjadając ciasteczka, podczas kiedy ja siedziałam przy blacie kuchennym.

- Chcesz czegoś? Możemy dać ci coś na pamiątkę, no i wiesz, możesz do nas czasem przychodzić. - Białowłosa uśmiechnęła się. To był najsmutniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam. Nie było w nim ani grama szczęścia.

- Ja chcę tylko wrócić do domu. - Zdziwiła mnie ta odpowiedź, więc zaciekawiona zaczęłam się przysłuchiwać dalszej rozmowie.

- Możesz iść, nic ci tego nie broni. - Granat niepewnie odrzekła, a dziewczyna się roześmiała, tym razem nieco weselej.

- Gdyby to było takie łatwe, to... - Wzięła głęboki oddech i zaczęła tłumaczyć. - Nie sądzę aby mój dom był tu, na Ziemi, wśród setek ludzi. Kocham Beach City, ale gwiazdy... Kosmos. Tam jest mój dom. Wśród tysięcy galaktyk, setek konstelacji, tam jest miejsce do którego należę. - Nie mogłam już dłużej jej obojętnie słuchać, bo mówiła coś o czym i ja myślałam wiele miesięcy. Wybiegając przez drzwi spojrzenia Opal i moje się spotkały. Przeszły mnie ciarki i poczułam coś dziwacznego. Jakby klejnot na moich plecach przeszył nagły płomień ciepła. Wszyscy zwrócili na nas wzrok, ale ja tylko rozłożyłam skrzydła i odleciałam do szopy.

_______informacje_______

Jeeej! Pierwszy rozdział za nami! Ale nie cieszmy się tak i wyjaśnijmy sobie parę rzeczy

1. Czas akcji to mniej więcej moment, w którym Lapis już została uratowana i "wyciągnięta" z fuzji z Jaspis, Perydot jest na Ziemi i próbuje pomóc Kryształowym Klejnotom, ale to tylko taki mniej więcej czas, bo mogę coś poskręcać z dalszą akcją.

2. To na 90% nie będzie pisane regularnie. Czasem rozdział pojawi siędwa razy w tygoniu, a czasem nie będzie nic przez 2 miesiące.

3. Narracja będzie prowadzona mniej więcej na zmianę przez Lapis i Opal.

3b. Ale planuję też rozdziały narratorowane (jak to się powinno odmienić?) przez Granat, czy Perydot, a może nawet Perłę.

4. Przepraszam za ilość dialogów, których nie umiem opanować i jest ich duuużo,

5. Piszcie co myślicie w komentarzykach ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro