🍺Niespodziewana ciąża i miłosne rozterki🍺
- Ty kanalio! Ty tępa kupo! Ty gnido! Karaluchu bez serca! - Feliks biegał po domu próbując mnie złapać i rzucał we mnie dosłownie wszystkim, co wpadło mu w ręce.
- Co ja ci takiego zrobiłem słońce? - zrobiłem szybki unik przed lecącym w moją stronę wazonem. Biedne kwiatki [*]. Niech spoczywają w pokoju. Tak jak ja. Ksesese~ żartowałem! Bo nie uwierzycie, ale ja żyję!
- Jak to co!? - usiadł załamany na dywanie i oparł się plecami o wersalkę. Po co na niej siadać? Podłoga wygodniejsza! - PRZEFARBOWAŁEŚ MOJE PIĘKNE WŁOSY!!!
- Oj tam. - wzruszyłem ramionami z uśmiechem. - Teraz są jeszcze piękniejsze!
- Ale są niebieskie! - Fela ledwo powstrzymywał płacz. - Rozumiesz to!? N I E B I E S K I E!!!!
- Ja! - Uśmiecham się dumnie. - Specjalnie użyłem pruskiego błękitu!
Ten fakt na pewno poprawi mu humor. W końcu to kolor stworzony na mą chwałę i cześć.
- Ja pierdole! - słyszę tylko, a potem płacz. Pewnie ze wzruszenia, czy coś. - Musiałeś? Czemu nie różowy? Tylko cholera niebieski. Na dodatek kurwa pruski!
- Widzę, że jesteś równie szczęśliwy jak ja pchełko! - powiedziałem z szerokim uśmiechem. - Wybrałem ci najzaglibistrzy kolor jaki tylko istnieje!
- ZAJEBIE CIĘ! - Więc ten... czas uciekać jak najdalej.
***
- Gi... Gilbert~ - mruczy moja mała pchła między pocałunkami.
- Ja? - pytam z uśmiechem delikatnie się od niego odrywając.
Lubię na niego patrzeć w takiej sytuacji. Jest wtedy taki bezbronny. Nie to co pod Grunwaldem. Eh.. po prostu dałem mu fory, bo nie chciałem go skrzywdzić. Gdyby to był sam Litwin, to co innego. Tak. Stoi przyszpilony przeze mnie do ściany i nie chcę się chwalić, ale gdyby nie ja, to nie utrzymałby się na własnych nogach.
- Tak ty idioto. - uśmiecha się przebiegle, jakby coś kombinował. - Ugh. Jestem w ciąży. - jego głos jest jak najbardziej poważny.
- WAS!? - ale... JAK!? - To niemożliwe Feliks. Jesteś facetem. Jak ja. To.. to niemożliwe!
- Wiem. - w jego tak ślicznych, że zajmujących drugie miejsce w światowym konkursie na najładniejsze patrzały, oczach pojawiają się łzy. A ja nie chcę żeby płakał. - Ale..e to..to się sta..ało!
- Nooo Fela, już dobrze. - delikatnie głaskam go po główce. Ma mięciutkie włoski. - Nic się nie stało..
- Jak nie stało!? - Zawołał oburzony Polaczek. Hah. Kocham się z nim drażnić, ale w tym stanie chyba nie powinniśmy...
- Znaczy.. stało i to długo stało - popatrzyłem na niego miną aka. Francis, za co mi się oberwało po mojej seksi główce. - Ale to będzie przypieczętowanie naszej miłości i już żaden durny Litwin mi ciebie nie zabierze.
- Liciek nie jest durny! Za to ty jesteś! I to go kocham. Nie możesz tak o nim mówić! - Okej. To bolało. Nawet kogoś tak zaglibistego jak ja..
- Ale on ciebie nie kocha. - powiedziałem oschle. - Kiedy wreszcie to zrozumiesz!? - udeżyłem pięścią w ścianę obok jego twarzy. Nie potrafiłem stłumić emocji. Nie jeśli chodzi o miłość mojej pchły do Taulysa.
Zobaczyłem strach w jego oczach. Chyba mnie poniosło... ale to naprawdę boli, kiedy osoba, którą kochasz jest zakochana w kimś innym... W dodatku kimś, kto ma go za nic więcej niż przyjaciela.
- Przepraszam.. - westchnąłem. - Po prostu nie widzę w tym sensu. Dlaczego ci na nim jeszcze zależy po tym, jak cię ranił. Przecież on dobrze wie, o twojej miłości do niego, a mimo to przy tobie ciągle mówi o tej swojej... Ty serio jesteś ślepy. Jak możesz tego wszystkiego nie dostrzegać!? Czemu upierasz się przy nim? Przecież.. Ja.. ugh.
Nie wytrzymałem. Zacisnąłem oczy, przygryzłem dolną wargę, odwróciłem się i ruszyłem w kierunku drzwi.
- Gilbert...
🐥🐥🐥🐥
A wy nie spodziewaliście się rozdziału (wreszcie... teraz jeszcze przyda się Te amo...)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro