7.
Siedziałam pod salą laboratoryjną czekając na Naruto. Za dziesięć minut mięliśmy mieć kolejne zajęcia, a chłopak nadal się nie pojawił. Z tego co ostatnio mówił, miał spotkać się z Kakashim w celu omówienia szczegółów wyjazdu. Ehh... Jeszcze nie wyjechał, a ja już boję się jak to będzie. Szczerze ? Już zapomniałam jak to jest, kiedy tej ukochanej osoby nie ma obok. A co jeśli Naruto pozna tam jakąś długonogą piękność? Albo, no nie wiem, spodoba mu się na tamtej uczelni i będzie chciał tam zostać? Na samą myśl o tym mdli mnie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk szybkich kroków. Ktoś biegł w moją stronę. W końcu z tłumu wyłoniła się znajoma kobieca postać. Temari?! Co ona tutaj robi ? Przecież chodzi na zajęcia dwa budynki dalej.
- Sakurcia... musisz...ze mną...iść... - odezwała się przyjaciółka, a raczej wydyszała kiedy tylko znalazła się obok mnie. Blondynka oparła ręce na biodrach, z trudem łapiąc powietrze.
- O co chodzi? I co ty tu robisz? - zapytałam podnosząc się z ziemi. Podałam Temari butelkę wody, którą dziewczyna opróżniła z prędkością światła.
- Dzięki... - oddała mi pusty pojemnik. - Zerwałam się z zajęć. Od rana śledzę Shikamaru.
- Co znowu wymyśliłaś ? - spojrzałam na Temari z politowaniem. Ta dziewczyna chyba na prawdę ma skrzywienie psychiczne jeśli chodzi o jej chłopaka. Ubzdurała sobie jakąś zdradę i za nic nie można wybić jej tego z głowy.
- Nic sobie nie wymyśliłam. - odburknęła, widocznie urażona moim olewackim podejściem do rzekomej "zdrady" Shikamaru. - Na twoim miejscu przypilnowałabym też Naruto. - spojrzała na mnie wymownie. Jej oczy mówiły jedno - "Sakura, ja coś wiem."
Odetchnęłam głębiej. A jeśli Uzumaki już sobie kogoś znalazł...
- Mów. - ucięłam krótko.
- Nie ma czasu na pogaduszki. Opowiem ci po drodze. - Na ustach Temari pojawił się szeroki, konspiracyjny uśmiech. Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę korytarza prowadzącego do wyjścia z budynku Akademii. W pośpiechu zarzuciłam na siebie płaszczyk. - Tak jak wspomniałam wcześniej, śledziłam dzisiaj Shikamaru.
- To już wiem, ale co ma z tym wspólnego Naruto ? - przerwałam przyjaciółce, byłam co raz bardziej zaniepokojona.
- Dasz mi dokończyć? - kiwnęłam potwierdzająco głową. - Dziękuję. Tak więc idąc za Shikamaru dotarłam za nim pod wydział artystyczny. Na początku myślałam, że może umówił się z Saiem, jednak... - przerwała na chwilę w celu ubrania szalika, kiedy znalazłyśmy się przed budynkiem. Sama zrobiłam to samo. - Z drugiej strony dziedzińca uczelni pojawił się nie kto inny jak Naruto.
Serce zabiło mi szybciej. Bałam się tego co dalej zrelacjonuje mi Temari.
- Iiii ? - ponagliłam ją.
- I co, nic ! Przybiegłam po ciebie.
- Że co ?! - wybuchłam. - Spotkanie przyjaciół to powód żeby zrywać się z zajęć i wymyślać jakieś zryte akcje ze zdradą?!
Temari spojrzała na mnie groźnie, wciąż ciągnąc mnie w stronę wydziału artystycznego. Byłyśmy już prawie na miejscu.
- Ja cię bardzo proszę nie krzycz. Zaraz zobaczysz ich "przyjacielskie spotkanie". - wypowiadając dwa ostatnie słowa blondynka zakreśliła w powietrzu cudzysłów. Odetchnęłam głęboko, żeby chociaż troszkę się uspokoić. Wszystko działało mi na nerwy, dosłownie.
Kiedy w końcu znalazłyśmy się na dziedzińcu wydziału artystycznego, usiadłyśmy na ławce za jednym z drzew przy uczelni, żebyśmy (jak to twierdzi moja "wspaniałomyślna" przyjaciółka) były mniej widoczne. Jak dla mnie to było żałosne, bo widać nas było z kilometra, ale dobra. Niech jej będzie. Temari wskazała ruchem głowy na budynek uczelni. Spojrzałam za blondynką. Od prawej strony od wejścia, cała ściana miała ogromne okna, przez które idealnie było widać wewnętrzną część Akademii, a dokładnie jej korytarz. Przymrużyłam oczy, wysilając się żeby cokolwiek dostrzec w budynku. Przez korytarz przewijało się mnóstwo studentów. Jednak jedna z sylwetek była mi bardzo dobrze znana. Naruto. Stojącym obok chłopakiem sądząc po postawie musiał być Shikamaru. Jednak kim do jasnej cholery jest czerwonowłosa okularnica, która wesoło rozmawiała z Naruto?!
- Co do jasnej anielki... - szepnęłam, przekręcając się na ławce. Ze zdenerwowania znów mnie zemdliło.
- Mówiłam. - prychnęła triumfalnie Temari. - Znowu ta suka...
- Wiesz kim ona jest ?
Blondynka przysunęła się bliżej mnie.
- Po ostatniej akcji z Shika, wypytałam o nią Saia. Karin to straszydło jakich nie mało. Mizdrzy się do każdego osobnika wydzielającego wygórowaną dawkę testosteronu. Przyjechała tutaj na studia z Kusagakure. Jednym słowem - dziwka. - rzuciła pogardliwie Temari, po przedstawieniu owej Karin. Jednak nie skomentowałam wypowiedzi przyjaciółki. Wróciłam wzrokiem do sytuacji w budynku.
Cała trójka rozmawiała o czymś wesoło. Nic nadzwyczajnego, jednak po chwili Karin wyjęła z torebki dwa przedmioty, przypominające sakiewki i podała po jednej chłopakom, którzy od razu zajrzeli do środka. Z twarzy Naruto nie znikał uśmiech, który jak na mój gust teraz stał się jeszcze szerszy. Po chwili dziewczyna przybliżyła się do Shikamaru i cmoknęła go w policzek. To samo zrobiła z Naruto, po czym odeszła, a chłopcy udali się w stronę wyjścia.
Spojrzałam wymownie na Temari, w której wyraźnie się kotłowało. Jak nic miała chęć zrównać twarz Karin z chodnikiem. Cóż, sama miałam ochotę to zrobić.
- Jak Hokage kocham, Nara dzisiaj oberwie... - wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Kiedy tylko Naruto z Shikamaru zniknęli nam z oczu, zerwałyśmy się szybko w stronę mojego wydziału.
Jednak kiedy biegłyśmy w stronę Akademii poczułam mocny ból w podbrzuszu. W momencie przystanęłam i zgięłam się w pół.
- Sakura co jest? - przykucnęła przy mnie Temari.
- Nic, nic... To pewnie kolka... - wydyszałam. Jednak ból nasilił się . Z moich ust mimowolnie wydobył się gardłowy krzyk. Czułam jakby na moje podbrzusze spadł dwustukilogramowy głaz. Upadłam na kolana wciąż zwijając się z bólu.
- Cholera jasna Sakura ! - słyszałam przytłumiony głos blondynki. - Nie ruszaj się stąd, biegnę po pomoc.
- B-bardzo.. śmiesz..ne... - wyjęczałam, jednak przyjaciółki już przy mnie nie było. Minęła krótka chwila, a do moich uszu dobiegł odgłos biegnących osób. Kilka osób rozmawiało między sobą. Ktoś wołał moje imię ? Wszystko było rozmazane, przytłumione. A ból był tak silny... Ostatnie co pamiętam, że ktoś mnie niósł, a później miękkość pode mną.
I odpłynęłam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro