12.
Od mojego przyjazdu nie opuszczał mnie dziwny uścisk żołądka. Chyba się denerwowałem. Co ja mówię, cholernie się denerwowałem jak to będzie. Nowa uczelnia, nowe zajęcia, nowe otoczenie. Wszystko nowe, chociaż jednocześnie tak znajome. W mojej głowie wciąż kłębiły się czarne myśli. Miałem przeczucie, że wcale nie będzie tak kolorowo jak wszystkim moim bliskim się wydawało. W pewnym sensie byłem tutaj "nowością". Jak nic wiele osób zwróci na mnie uwagę.
W końcu nadszedł długo oczekiwany pierwszy dzień wymiany. Wstałem na dźwięk budzika po niespełna trzygodzinnym śnie. Nerwy nawet w nocy postanowiły mnie nie opuszczać. Może sądziły, że dzięki nim nie będę się czuł taki samotny. Po doprowadzeniu się do porządku i ubraniu stosownie co do dzisiejszego dnia, udałem się do samochodu. Stwierdziłem, że to będzie najbardziej stosowny środek transportu. Do uczelni miałem kawałek drogi, więc nie było sensu iść na nogach, bo zdecydowanie nie zdążyłbym za zajęcia.
W czasie jazdy, co jakiś czas wyglądałem za szybę. Rozglądałem się po uliczkach wioski, która powoli budziła się po ciężkiej, zimnej nocy. Zdecydowanie tutejszy klimat był chłodniejszy, przez co byłem zmuszony nawet założyć zimowy płaszcz. Kiedy w końcu wjechałem na parking przy uczelni, na której miałem uczyć przez najbliższy miesiąc, rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu. Zaparkowałem na najbliższym wolnym miejscu parkigowym i wyciągnąłem smartfona z torby. Na widok zdjęcia brata na wyświetlaczu, od razu przesunąłem zieloną słuchawkę.
- Cześć braciszku. - odezwał się jako pierwszy, nieco zaspanym głosem mój rozmówca. - Jak humor przed pierwszymi zajęciami?
- Cześć. Jest dobrze, trochę się denerwuję, ale to przejdzie. Wydaję mi się, że nie będzie aż tak źle. Jakoś muszę sobie dać radę.
- Pewnie, że dasz radę. Kto jak nie ty. - brat zaśmiał się delikatnie, co przyznam wpłynęło na mnie nieco kojąco . - Dobra nie będę ci przeszkadzać. Zadzwoń później. Cześć.
Nie zdążyłem już nic więcej powiedzieć, bo w słuchawce usłyszałem przerywany sygnał, co oznaczało jedno - mój rozmówca rozłączył się. Westchnąłem ciężko, odkładając telefon do torby. Liczyłem, na dłuższą rozmowę. No cóż, przeliczyłem się. Ale czego ja się spodziewałem, po moim kochanym braciszku. Jednak nie było sensu dłużej siedzieć, bezczynnie w samochodzie. Wyjąłem z torby plan zajęć wykładowcy, któremu miałem pomagać w zajęciach. Z rozpiski wynikało, że jako pierwszy miał odbyć się wykład z grupą drugiego roku, niestety nie było napisane jakiej specjalizacji. Zapamiętałem jeszcze numer sali i po krótkiej chwili, w końcu poszedłem na uczelnię.
Po wejściu do budynku okazało się, że jest prawie pusty. Widocznie przyjechałem nieco za wcześnie. Cóż, to nawet i lepiej. Na spokojnie będę mógł rozejrzeć się po uczelni, znaleźć salę i przygotować się do zajęć. Po zameldowaniu się u portiera, zrobiłem sobie krótki spacer po budynku Akademii. Jednak jak się okazało, uczelnia niewiele różniła się od innych budynków tego typu, więc szybko zrezygnowałem z dalszego zwiedzania. Na pierwszym piętrze odnalazłem salę, w której miałem mieć pierwszy wykład. Chwyciłem za klamkę i ku mojemu zaskoczeniu, zamek ustąpił. Wszedłem do pomieszczenia, które okazało się być niewielką aulą. Na moje oko mogła ona pomieścić może ze sto osób. Poza ogromną tablicą, na ścianach nie było nic.
- Zwykła aula. Co za zaskoczenie... - mruknąłem sam do siebie z ironią. Z resztą, czego ja oczekiwałem.
Rozglądałem się jeszcze chwilę po pomieszczeniu, kiedy na prawie pustym biurku dostrzegłem kartkę, która w porównaniu z porządkiem panującym w auli, bardzo rzucała się w oczy. Podszedłem bliżej, by móc odczytać co jest na niej napisane. Ktoś widocznie chciał, żebym ją zauważył, bo kto bez przyczyny używa czerwonego tuszu? Na papierze widniał napis:
"Witaj mój przyszły stażysto! Mam nadzieję, że nie krępowałeś się i wszedłeś do mojego małego królestwa (specjalnie dla ciebie go nie zamykałem). Możliwe, że spóźnię się na pierwsze zajęcia. Cóż, czasami mi się to zdarza. Dlatego nie bój się i rozgość się. Za tablicą są drzwi do kantorka, w którym możesz sobie zostawić rzeczy. Klucz do niego jest w prawej szufladzie biurka. Do zobaczenia!
Profesor X
P.S. Jako iż nie znam twojego nazwiska, ja też się nim nie podpisze. Zachowajmy trochę tajemnicy. "
Po przeczytaniu wiadomości wywnioskowałem, że mój mentor był mężczyzną i wiedziałem, że będzie z nim ciekawie. Mam nadzieję, że będzie się go dało lubić.
Idąc za wskazówkami profesora, wziąłem klucz z szuflady i zacząłem rozglądać się za drzwiami do kantorka. Jak się okazało były pomalowane na ten sam kolor co ściana, przez co ledwo je zauważyłem. Kantorek był blisko wejścia do auli. Otworzyłem zamek i wszedłem do środka. Pomieszczenie za drzwiami było małe. Mieściły się w nim dwa małe fotele, stolik kawowy, szafa na dokumenty i wieszak, a na ścianie o dziwo wisiał stary zegar z kukułką. Jego wskazówki ustawiły się na cyferkach pokazując godzinę siódmą i pięćdziesiąt minut. Miałem więc jeszcze chwilę do rozpoczęcia zajęć. Postanowiłem poczekać w kantorku. Odwiesiłem płaszcz na wieszak i usiadłem w jednym z foteli, z telefonem w ręku.
Przeglądałem jakiś czas portale społecznościowe, kiedy usłyszałem rozmowy dochodzące z auli. Najwyraźniej studenci powoli zaczęli się schodzić. Sprawdziłem godzinę, było pięć po ósmej. Postanowiłem, w końcu wejść na aulę i zmierzyć się z tym cholernie trudnym zadaniem, jakim miała być pomoc w zajęciach. Z delikatnie mocniej bijącym sercem, wstałem z fotela i wyszedłem z kantorka.
Ledwo przekraczając próg z kimś się zderzyłem. Uniosłem nerwowo wzrok na osobę, która weszła mi w drogę i momentalnie zamarłem. Serce, które jeszcze przed chwilą biło nierówno, teraz chciało dosłownie wyrwać się z mojej piersi. Nie wiedziałem co mam powiedzieć, co zrobić, więc tylko wpatrywałem się bez sensu w te jakże dobrze mi znane piękne, duże oczy, których źrenice na mój widok rozszerzyły się znacząco. Po chwili, jednak do moich uszu dotarł cichy, rozedrgany kobiecy głosik.
- Sasuke, co ty tutaj robisz...?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro