Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

B E L O V E D

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Wojna miała udowodnić, że jeżeli coś lub kogoś kochamy to będziemy walczyć do końca. Scenariusz miał być taki, że każdy przeżyje, że będziemy szczęśliwi i z dumą będziemy mogli opowiadać o naszej wygranej. Problem był taki, że wojna była jedną z najgorszych, jakie przeżyliśmy. Nikt nie obstawiał, że scenariusz ulegnie zmianie na ostatnim akcie, jaki mieliśmy zagrać. Szczególnie, że będzie to zmieniać całe patrzenie na ten spektakl.

Nie wiedziałam, dlaczego porównuję wojnę do jakiegoś dennego przedstawienia. Teatr był piękną sztuką, a wojna? Wojna to obrzydliwa brutalność społeczeństwa i była przeciwieństwem sztuki. 

Więc dlaczego musieliśmy uczestniczyć w tym bez końca?

Wszystko zaczęło się od momentu, kiedy zostałam żołnierzem Pandory. Chroniłam ją niezależnie od powagi bezpieczeństwa. Nie ważne czy to były thanatory, prolemury, które miały jakąś wściekliznę czy choroba spowodowana kwiatami usypijającymi. Zawsze byłam czujna. Mogło to wynikać z tego, że byłam przewrażliwiona. I faktycznie, taka byłam. Panikowałam nawet kiedy podczas opieki nad rodziną Sully najmłodsza z rodzeństwa na’vi potknęła się i zrobiła sobie krzywdę w postaci rany zamkniętej, z której delikatnie leciała krew. 

I właśnie wtedy poznałam jego - Neteyama Sully’ego. Chłopak, który według innych na’vi budził respekt, był miły, uczuciowy i zawsze stawiał innych ponad siebie. I takiego właśnie go poznałam.

Stało się to pewnego dnia, kiedy nasze terytorium zostało otoczone przez thanatory, które pojawiły się znikąd. Właśnie wtedy go uratowałam, podczas gdy on chronił rodzeństwo. I wtedy spojrzałam mu głęboko w oczy, które do końca mojego życia zostaną w pamięci, ponieważ było w nich coś niesamowitego. Było to coś unikatowego, tak pięknego i cennego, że nie umiałam myśleć o niczym innym, jak o jego oczach. 

I wtedy oboje zrozumieliśmy, że nasza więź z czasem będzie mocniejsza, silniejsza i wyjątkowa. 

Wszystko zmieniło się, kiedy musiałam zostać w lesie Pandory, a on musiał uciec. Chroniłam go, kiedy żołnierze ZPZ zaczęli mnie przypalać, aby dowiedzieć się ode mnie, gdzie jest rodzina Sully. Chroniłam nie tylko ich, ale resztę mojego klanu. 

Kiedy było wszystko po wszystkim dostałam przepustkę, aby tam kontynuować swój obowiązek. 

Ale było inaczej.

Wtedy to nie był najlepszy czas dla nas. Kłóciliśmy się i nie umieliśmy się dogadać, tak, jakbyśmy się od zawsze nienawidzili. Pewnego dnia było tak samo, ale wtedy wybuchła wojna.
Kiedy uratowaliśmy Pająka dopadli nas żołnierze z ZPZ. I właśnie wtedy nie zdążyłam zakryć go ciałem. Nie zdążyłam przyjąć naboju, który poleciał w klatkę piersiową mojego ukochanego.

Wtedy życie mojego ukochanego Neteyama się skończyło.
Tak samo jak moje.

***

Kolejnego dnia siedziałaś przy Eywie. Trzymałaś kurczowo naszyjnik Neteyama, który podczas umierania oddał go tobie. Nie umiałaś go założyć bo czułaś się niegodna.

To wszystko twoja wina.

Takie właśnie miałaś odczucie.

- Przepraszam...- zaczęłaś łkać.- Tak bardzo cię Neteyam przepraszam...

Chciałaś mu tyle jeszcze powiedzieć.
A teraz nie umiałaś wydusić z siebie ani jednego słowa.
Wytarłaś swoją mokrą twarz i spojrzałaś smutno na wszechmatkę.

- Dlaczego nie mogłam to być ja...- znowu zaczęłaś płakać.- Neteyam, proszę wybacz mi...

Osunęłaś się na ziemię i zaczęłaś płakać. Łzy znowu kapały na ziemię, a ty już traciłaś siły na cokolwiek.

- [T.I]?

Zdawało ci się. To nie mogła być prawda. To wcale nie był głos twojego ukochanego. To nie mógł być on. Przecież on nie żyje, prawda?

- Neteyam?.- zapytałaś, podnosząc wzrok.

To nie była wizja, ani omamy.
Przed tobą stał Neteyam Sully w postaci ducha, utworzonego przez Eywę, która wysłuchała twojej modlitwy.
Nie umiałaś się ruszyć z miejsca, ale za to on do ciebie podszedł i pomógł ci wstać.

- To naprawdę ty?.- powtórzyłaś pytanie.

- Tak, to ja, puella.

Kochałaś te przezwisko, szczególnie jeśli padało z ust Neteyama.
Jeszcze raz spojrzałaś w jego oczy i mocno go przytuliłaś. Oboje opadliście na ziemię, ciągle się przytulając. Po kilku minutach znowu spojrzeliście sobie w oczy, a następnie wpiłaś się w jego usta. Złapał cię za policzek i mocniej docisnął swoje usta do twoich.

- Tak bardzo mi ciebie brakuje, Neteyam...- powiedziałaś między pocałunkami.- Bez ciebie nie umiem żyć...

- Nie mów tak, proszę.- powiedział również bliski płaczu.- Musisz żyć, wiem, że to będzie dla ciebie trudny czas, ale proszę, zrób to dla mnie.

- Chce z tobą być, proszę...- spojrzałaś mu głęboko w oczy.- Eywo.- zwróciłaś się teraz do niej.- Pozwól mi być twoją częścią.

- [T.I]? Co ty robisz?

- Chce być z tobą. Czy o wiele proszę?

- Nie chce abyś zmarnowała sobie przeze mnie życie. To...nie powinno mieć miejsca.

- Dla ciebie zrobię wszystko, Neteyam. Chciałabym być z tobą. Ja już wykonałam swoją misję na Pandorze. Może...może mój czas też dobiega końca? W końcu jesteśmy sobie przeznaczeni. A przeznaczenia zawsze się wypełniają.

Podeszłaś do pnączy Eywy, które opatuliły twoją sylwetkę i powoli zaciskały.
I wtedy nastąpił cud, który zdarza się raz na milion.

Zaczynałaś się przeistaczać w ducha, a jedyne, co po tobie zostało to naszyjnik, który dostałaś od Neteyama.
Poczułaś lekki ból, ale szybko minął, ponieważ już po kilku sekundach wróciłaś do swojego ukochanego, który patrzył na ciebie z miłością większą niż przedtem.

Chłopak złapał cię za rękę i razem wróciliście do krainy duchów.

Bo właśnie tym jest miłość.
Poświęceniem...

Mam nadzieję, że taki one shot wam się podobał, tymbardziej, że jest z Avatara...
Tsa, mam wrażenie, że wyszłam z prawy, a przecież mam jeszcze dziesięć książek zrealizowania właśnie z AVATARA.

Miłego dnia/nocy wam życzę!❤

Dedykuję tę książkę wszystkim, którzy czuli, że zatracili siebie w tym świecie i nie umieli się odnaleźć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro