2
Rozdzielili się i zaczęli przeszukiwać okolice baru w poszukiwaniu anioła - nie miał skrzydeł, więc nie mógł uciec daleko.
- Cas?! - krzyczał to jeden, to drugi.
Anioł słyszał ich obu, jednak nie zamierzał teraz rozmawiać z żadnym z nich. A z Deanem szczególnie. Wiedział też, że jeśli zacznie rozmawiać z Samem to nie minie dużo czasu, zanim pojawi się starszy z braci.
Postanowił więc w dalszym ciągu siedzieć na jednym z drzew (właściwie to nie był pewien jak na nie wszedł, ale efekt go zadowalał, bo był pewien, że Winchesterowie nie będą go szukać na drzewach), które znajdowały się na skraju lasu obok baru, w którym pierwszy raz głośno przyznał się do swoich uczuć. Nawet jeśli nie powiedział tego Deanowi prosto w twarz, to zaśpiewał to na scenie, patrząc się na niego przez cały utwór. Musiał wiedzieć, że te słowa są skierowane do niego. I nie zrobił absolutnie nic. Zignorował go.
A teraz Castiel siedział na drzewie, żałując, że wypił odrobinę za dużo i zdecydował się na ten ruch. Dlaczego nie zszedł ze sceny, kiedy Sam i Dean weszli do baru, tylko zdecydował się zaśpiewać kolejny utwór? Tylko wszystko pogorszył, bo teraz stracił nawet nadzieję na to, że Dean może czuć coś więcej. Próbował się nie rozpłakać... Płaczący anioł - to chyba nigdy się nie wydarzyło.
Czy właśnie to miała na myśli Anna mówiąc mu, że będzie gorzej?
Ona wiedziała co czuł do Deana - już wtedy, może kilka miesięcy po tym, gdy wyciągnął go z Piekła. Gdy jeszcze był lojalny Niebu.
Balthazar też wiedział.
Tak samo jak Naomi.
I wielu innych. W tym Sam.
Wiedział, że nigdy nie powinien poczuć czegoś takiego do człowieka. Ile razy musiał jeszcze przez to cierpieć nim w końcu to do niego dotrze?
Do tej pory pamiętał słowa Hael skierowane do Deana: Kiedy Castiel pierwszy raz położył na tobie swoją dłoń w Piekle był już stracony!
Nigdy nie zapomni tych słów. Nie mógł zapomnieć tych słów, bo były prawdą.
Poświęcił dla Deana wszystko. Postawił się rozkazom Nieba. Zbuntował się. Zmienił się.
To wszystko zrobił dla niego. Dla uczucia, którym go darzył.
A ten go zranił.
W pewnym momencie próbował odkupić swoje winy w Niebie i dostał jedno proste zadanie - zabić Deana Winchestera.
Zawiódł.
Po prostu nie mógł tego zrobić.
Tak samo jak nie mógł teraz zejść z drzewa i porozmawiać z nim.
Zbyt wiele bólu.
Co się z nim stało? Był świetnym żołnierzem. Nie okazywał emocji. Nie okazywał słabości. Służył jedynie Niebu. Ale potem dostał zadanie, aby wyciągnąć Deana Winchestera z Piekła i kiedy dotknął tego mężczyzny... Kiedy zostawił odcisk swojej dłoni na jego ramieniu... Wtedy coś ich połączyło. Coś, czego Castiel nie czuł nigdy wcześniej.
Nie trzeba było dużo czasu od tamtego zdarzenia, aby przestał wykonywać rozkazy - ile minęło? Kilka miesięcy?
Wszystko przez jednego człowieka... W przenośni można powiedzieć, że padł przed człowiekiem.
Następne kilka sekund były ironią, która to potwierdziła w dosłownym tych słów znaczeniu... Gałąź, na której siedział nagle zaczęła się uginać i akurat w momencie, w którym Dean przechodził obok, złamała się, a anioł spadł i wylądował plackiem może dwa metry przed łowcą.
- Cas?! - krzyknął Dean i rzucił się w stronę anioła, pomagając mu wstać. - Jak się czujesz? - spytał.
Anioł spojrzał mu w oczy, po czym szybko odwrócił wzrok. Nie mógł... Po prostu nie mógł patrzeć w te zielone oczy wiedząc, jak bardzo zaboli go brak odwzajemnienia uczucia, którym darzył Deana.
- Jakbym spadł z drzewa - wypalił bez większego zastanowienia, a Dean roześmiał się lekko.
- Chodź, Cas - powiedział klepiąc go po plecach. - Spadamy stąd.
Anioł spojrzał na łowcę i normalnie by się tak nie zachowywał, ale wciąż miał zbyt dużo alkoholu we krwi, aby móc się kontrolować.
Dlaczego wypił aż tyle?
- Nigdzie nie idę, Dean - powiedział wyrywając się z przyjacielskiego uścisku, kiedy Dean ruszył w stronę auta.
Winchester spojrzał zdezorientowany na anioła.
- Czemu nie?
- Bo nie mogę... - nie dokończył, bo co miał powiedzieć?
...być blisko ciebie?
...znieść myśli, że nie czujesz tego samego?
To nie byłoby chyba nie zostałoby przyjęte zbyt dobrze.
- Nie możesz, bo co? - upierał się Dean. Anioł nie odpowiedział. - Cas, porozmawiamy o tym, a teraz chodź, wracamy do bunkra.
- Nie, nie porozmawiamy, Dean.
Łowca patrzył na anioła, próbując rozgryźć, o co mu chodzi. Zobaczył tylko, że Castiel ma problem, aby spojrzeć mu w oczy i w ogóle, aby patrzeć na niego - patrzył się na wszystko co możliwe dookoła, byle tylko nie patrzeć się na Winchestera. Dla Deana było to dość dziwne, bo pamiętał, jak Castiel patrzył się na niego podczas karaoke.
I wtedy zrozumiał. A przynajmniej myślał, że zrozumiał.
- Zaraz, chodzi o tą piosenkę, którą śpiewałeś w barze? - spytał, a anioł spojrzał na niego kątem oka, jakby mając lekką nadzieję. - Śpiewałeś to do tej dziewczyny, z którą flirtowałem?
I w tym momencie nadzieja prysła, a Castiel przechylił głowę do tyłu i zaczął się śmiać, jakby mając wrażenie, że nic innego już mu nie zostało.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz - powiedział z nutką szaleństwa w głosie.
- Nie rozumiem czego?
W tym momencie znalazł ich Sam.
Zatrzymał się nieco z boku, aby nie przeszkadzać im w rozmowie.
Anioł nie odpowiedział, więc Dean podszedł blisko. Zbyt blisko.
Castiel walczył teraz sam ze sobą, próbując nie pocałować Deana, aby ten może zrozumiał. Alkohol kazał mu to zrobić, ale wiedział, że nie powinien. Dlatego po prostu stał, wciąż z odwróconym wzrokiem, zdając sobie sprawę, że kiedy spojrzy w jego oczy, nie będzie w stanie dłużej się powstrzymywać.
- Czego nie rozumiem, Cas? - spytał, będąc już nieco zdenerwowany. Znowu się przybliżył.
Był na wyciągnięcie ręki.
Anioł przełknął ciężko ślinę, walcząc, aby wciąż na niego nie spojrzeć.
- Patrz na mnie, kiedy do ciebie mówię - powiedział ostro łowca.
Dalej nic.
Dean nie wytrzymał, chwycił twarz anioła i zmusił go do patrzenia mu w oczy.
- Czego nie rozumiem? - spytał, mając dość tej sytuacji.
I w tym momencie Castiel pękł. Nie myśląc nawet nad tym co robi, prawą ręką chwycił twarz Deana i pocałował go tak namiętnie, jak tylko potrafił.
Winchester odskoczył od anioła jak poparzony.
- Whoa, whoa - powiedział, totalnie zbity z tropu, wyciągając przez siebie ręce, jakby chciał się upewnić, że ten za chwilę nie pocałuje go po raz drugi. - Co do cholery, Cas?!
Castiel opuścił głowę. Był skończonym idiotą, że miał nadzieję na inną reakcję. A teraz Dean nie będzie chciał go znać. Co on najlepszego zrobił?
Spojrzał niepewnie na łowcę, który wciąż wpatrywał się w anioła zdezorientowany i totalnie oszołomiony tym, co właśnie się stało.
W międzyczasie Sam wycofał się na bezpieczną odległość i ruszył w stronę parkingu, aby czasem nie stać się trzecią stroną w tej sytuacji. Owszem - było mu szkoda anioła, ale co miał zrobić? Przecież nie mógł zmusić Deana do odwzajemnienia uczuć względem Castiela.
- Cas, co to było? - powtórzył Dean, już nieco spokojniejszym tonem.
- Zapomnij o tym, Dean - powiedział, po czym ruszył w stronę lasu.
Dean potrząsnął głową, aby pozbyć się oszołomienia po tym pocałunku i ruszył za aniołem. Zatrzymał go, kładąc mu dłoń na ramieniu i obracając w swoją stronę, modląc się przy tym, aby Castiel nie potraktował tego jako czegoś więcej.
- Dlaczego mnie zatrzymujesz, Dean? - spytał anioł. - Pewnie nie chcesz mnie teraz znać.
- Co ty pierdzielisz, Cas? - Dean wciąż był w szoku, ale zaczynał rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. Było to jednak dla niego tak dziwne, że nie miał ochoty o tym myśleć. - Jesteś przyjacielem. Uznajmy, że to się nie wydarzyło - zaproponował. - Uznajmy, że to przez alkohol i wracajmy do domy.
Castiel nieśmiało skinął głową na znak zgody i powolnym krokiem, w całkowitym milczeniu, ruszyli w stronę stojącej na parkingu pod barem Impali, gdzie czekał na nich Sam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro