Chapter 4 "You Never Walk Alone"
Jimin POV:
Samotność jest czymś czego boi się każdy człowiek, a zarazem bywa tym czego czasami potrzebujemy najbardziej na świecie.
Wrzuceni w wir obowiązków, będąc otoczeni dokoła przez masę twarzy podświadomie tak bardzo pragniemy chwili spokoju w samotności.
Chwili aby pobyć sam ze sobą,najlepiej z puchatym kocykiem i kubkiem, gorącej parującej herbaty. Czyż nie brzmi to pięknie?
Cóż, zależy od sytuacji. Nie mogę powiedzieć, że jestem wiecznie zadowolony z faktu iż otacza mnie tyle ludzi, jednak czy chciałbym być sam?
Czy przetrwałbym dłużej z myślą, że jestem pozostawiony sam sobie? Myślę, że nie. Owszem lubię czasami pobyć sam. Kocham usiąść w starym fotelu, otulony kocem, wpatrując się w ogień iskrzący się w kominku. Uwielbiam nocami wyjść na balkon, czując jak nieprzyjemny chłód muska moją rozgrzaną skórę, a tysiące gwiazd ozdabia czerń nieba.
Jednak jestem osobą, która potrzebuje innych. Uwielbiam bliskość i poczucie istnienia. Bycia ważnym dla kogoś.
Mogę wydawać się osobą, która zachowuje się jak małe dziecko. Naiwnie wierzy, że jej ukochany zespól przetrwa wieki, zachwycając innych swoją magią. Jednak podoba mi się ta myśl.
Chce wierzyć i nigdy nie wątpić. Jak mógłbym zwątpić w coś, co tworzy to kim jestem? Jak śmiałbym się poddać skoro moje serce tak szczęśliwie bije gdy stoję dumnie, u boku moich sześciu braci z którymi przeżywałem te najgorsze jak i najpiękniejsze momenty w moim życiu.
No właśnie. Jak?
Siedziałem na balkonie w rodzinnym domu , otulony jednym z grubszych koców, popijając przy tym gorącą czekoladę, spokojnym wzrokiem wpatrując się w budzący się do życia świat. Rześkie powietrze muskało moje policzki, powodując lekkie drżenie ciała.
Nie miałem jednak zamiaru tego przerywać. Chciałem trwać tak, otulony rodzinnym bezpieczeństwem bijącym od ścian domu, w którym spędziłem całe dzieciństwo.
Tak piękne i niewinne czasy. Czasy gdy nie trzeba się martwić o nic, pozwalając aby dziecięca wyobraźnia królowała w szarej codzienności. Zabawne jest to , że gdy jest się dzieckiem chce się być odpowiedzialnym, podejmować poważne decyzje zamiast się cieszyć wolnością.
Gdy tymczasem jako dorośli, przerażeni codziennością, ilością decyzji błagamy o powrót do czasów niewinności.
Jedyne co się nie zmienia, to potrzeba bezpieczeństwa i bliskości, ponieważ każdy człowiek potrzebuje tej drugiej osoby. Nawet jeśli idzie w zaparte mówiąc, że ich życie jest trzy razy lepsze gdy są sami.
Uniosłem kubek z czekoladą, biorąc łyka ciepłego napoju. Przyjemny posmak pozostał mi w ustach, przypominając mi wszystkie szczęśliwe chwile gdy u boku moich przyjaciół siedziałem z kubkiem czekolady, drżąc z zimna po powrocie z zimnego dworu.
Cicho westchnąłem, wzrokiem rozglądając się po pustej ulicy , która była ukojeniem dla mojego serca.
Potrzebowałem chwili odpoczynku od życia światowej gwiazdy. Musiałem odciąć się od szaleństwa, które rządzi w Seulu.
Decyzja przyjechania do rodzinnego domu była impulsem. Mieliśmy dzień wolny, a ja nie chcąc siedzieć samemu w dormie tęskniąc za pozostałymi członkami grupy , spakowałem kilka rzeczy i przyjechałem do miejsca, gdzie zawsze czułem bezpieczeństwo.
-Co się stało, że ty już na nogach jesteś, co synku?-nagle dotarł do mnie cichy , melodyjny głos mojej mamy.
Przeniosłem na nią swój wzrok, posyłając jej delikatny uśmiech. Kobieta usiadła obok mnie, otulając swoim ramieniem. Z ufnością wtuliłem się w jej ciało. Poczułem zapach wanilii i czekoladowych ciasteczek, które mama piekła każdego dnia o poranku, dając mi jakąś porcję do szkoły.-Z tego co słyszałam jesteś osobą, która z trudem wstaje i jest mistrzem spóźniania-roześmiała się.
-Bo jestem. Stąd powiedzenie u reszty "Jestem dzisiaj Jiminem"-zachichotałem ,przymykając oczy-A stało się to, że potrzebowałem pomyśleć...o tym co się dzieje..
-A cóż takiego się dzieje Minnie?-Zapytała zaniepokojona, delikatnie przeczesując palcami moje kosmyki-Jeszcze miesiąc temu było dobrze..chyba, że kłamałeś.
Ciężko westchnąłem, uchylając powieki.
-Wtedy było...jeszcze do przeżycia..to od dwóch tygodni..wszystko się psuje-wyjaśniłem ze smutkiem, wsłuchując się w jej spokojne bicie serca.
-Co dokładnie się dzieje synku?
-Ciągle się kłócimy, każdy wiecznie się obraża, nie spędzamy czasu razem..a jeśli nawet się uda to i tak wszystko się niszczy...ja już nie wiem co mam mamo zrobić-wyszeptałem łamiącym się głosem. Zacisnąłem mocno powieki, czując napływające do oczu łzy.-Ja nie chce ich stracić, oni są dla mnie jak rodzina..
Kobieta ciężko westchnęła. Zabrała kubek z moich dłoni, odkładając go na parapet za sobą. Wtuliła mnie mocno w siebie,leciutko się ze mną kołysząc.-Tak strasznie się boje..-wymamrotałem niewyraźnie w jej klatkę piersiową. Zaciskając rączki na jej bawełnianym sweterku , przypominałem sobie wszystkie chwile gdy jako mały chłopiec zmartwiony ciężkimi dla mnie chwilami , wtulałem się w jej bok, pozwalając aby jej matczyna miłość mnie otuliła. Robiłem to zawsze z nadzieją, że moja ukochana rodzicielka rozwiąże wszystko co złe, a szczęście ponownie do mnie powróci.
Teraz pomimo upływu lat nadal w jakiś sposób w to wierzyłem. Owszem wiedziałem, że większość wyborów spoczywa na moich barkach, jednak perspektywa ochronny matczyną miłością nieco mnie uspokajała.
-W każdej rodzinnie zdarzają się kłótnie mój drogi Minnie. Dobrze o tym wiesz -wyszeptała pieszczotliwie , palcami przeczesując moje farbowane kosmyki. -Czasem te kłótnie są mniejsze, a czasem większe przynoszące więcej łez czy bólu, jednak czy warto się poddawać skoro te osoby dają nam szczęście?
Nie wahałem się ani moment co do odpowiedzi.
-N..nie-rzuciłem krótko.
-Jesteście zgrani, akceptujcie się, kochacie. Może każdy z was jest inny, każdy podąża inną drogą, lecz cel macie taki sam. Mam rację?-powiedziała, z czułością do mojego ucha. Leciutko pokiwałem głową.-Macie ciężki okres, w ostatnim czasie osiągnęliście dużo dlatego teraz...się zagubiliście. Nie byliście na to gotowi. Wiesz, na ogół każdy z was jest bardzo skromny. Pamiętam gdy spotkałam się z wami chwilę po debiucie. Powiedzieliście mi wtedy, że chcecie osiągnąć sukces, lecz co może zrobić siódemka chłopaków z małej wytwórni zwanej BIG HITEM? I nagle się stało, wasz talent został dostrzeżony przez wszystkich. Nagle staliście się artystami na skalę światową. Dotychczasowe czasy zmieniły się. Nagle każdy was rozpoznaje, zaczęliście wyjeżdżać do Ameryki, być zapraszani na różne rozdania nagród.. -stwierdziła z czym w pełni się zgadzałem.
-Tak..wiem-wyszeptałem leciutko odsuwając się od kobiety. Ciężko westchnąłem, przecierając twarz dłońmi.-Ale..i tak nie wiem co powinienem zrobić, aby wszystko ponownie się ułożyło.-odparłem czując się zagubiony zupełnie jak za czasów dzieciństwa.
-A myślałeś o rozmowie? Czasami zwykła rozmowa, wyrzucenie tego co leży nam na sercu pomaga i jest w stanie wszystko naprawić-zaproponowała wesoło, podnosząc się.-Kiedy ostatni raz usiedliście wszyscy razem i zaczęliście rozmawiać, o tym co wam leży na sercu co?
-Nie wiem...nie pamiętam..zazwyczaj się kłócimy..-szepnąłem , spuszczając wzrok-Ostatnio niby spędziliśmy szczęśliwą chwilę, lecz nie poruszyliśmy tego tematu.
-Cóż, więc może powinniście to zmienić -stwierdziła lekko wzruszając ramionami-Im dłużej będziecie trzymać to w sobie, tym gorzej może być. A kto wie może jeśli usiądziecie razem i powiedzie co was najbardziej ostatnio boli, znajdziecie złoty środek i wszystko skończy się bez dramatycznego końca.
-Dramatycznego końca?-Spytałem drżącym głosem, czując okropną gulę w gardle. Z trudem przełknąłem ślinę-Masz na myśli rozpad z-zespołu?-za jąkałem się przy ostatnim słowie wzbudzając w kobiecie chyba lekkie poczucie winy. Potwierdziło mnie w tym jej ciche westchnienie i ułożenie jej ciepłej dłoni na moim policzku.
-Wybacz synku, nie chciałam tego mówić..wiem, że myśl o tym...bardzo Cię przeraża-wyszeptała cicho, a jej głos wydawał się drżący, zupełnie jakby miał się w każdej chwili załamać.
Przełknąłem z trudem ślinę oblizując usta.
-J-jest d..dobrze-wyjąkałem odwracając wzrok-Nie zrobiłaś nic złego. Naprawdę, nie obwiniaj się mamo.
-No dobrze, nie będę -powiedziała cicho, ponownie mnie do siebie przytulając-A teraz koniec smucenia się. Nie chce widzieć smutku, na twojej ślicznej twarzy.-dodała wywołując u mnie ciche westchnienie-Nie ma wzdychania. No już Park Jimin, uśmiech poproszę!
Kilka godzin później...
Muszę przyznać , że czas spędzony z moją ukochaną rodziną postawił mnie na nogi. Powrócił dawny Jimin, który był beztroski a uśmiech nie znikał z jego ust. Wszystkie problemy na ten czas wyparowały, zupełnie jakbym miał chwilową amnezję.
Pochłaniałem dobrze spędzone chwilę niczym gąbka, nie chcąc tracić radości,którą dopiero mi przywrócono.
Kilka godzin przed planowanym powrotem do Seulu, kiedy słońce po mało ukrywało się za horyzontem spacerowałem po plaży wraz z moim młodszym bratem, Napawałem się jego obecnością wiedząc , że jak wyjadę znowu długo mnie nie będzie. Stanie się bardziej popularnym miało swoje plusy,lecz niestety jest dużo negatywów. Jak mało czasu dla rodziny. A często zdarza się tak, że tęsknie za tym młodym wariatem.
-I wtedy Yungsun mnie pocałowała rozumiesz?! Właśnie mnie! Na oczach wszystkich, boże to było tak magiczne uczucie!-wykrzykiwał entuzjastycznie , wymachując przy tym rączkami. Chichotałem na jego słowa, kręcąc niedowierzaniem głową.
-To kiedy wasz ślub?-zażartowałem, niemal natychmiastowo dostając kuksańca w bok.
-Jimin Hyung nie nabijaj się ze swojego braciszka!-powiedział urażonym głosem, pokazując mi język. Z trudem opanowałem wybuch śmiechu. Spróbowałem zrobić zakłopotaną minę, starając się wyglądać przy tym poważnie.
-Och wybacz mój mały braciszku! Jak żem ja śmiał mówić coś tak zawstydzającego! Przebacz mi o dobry bracie!-powiedziałem pochylając się , na co młodszy zareagował śmiechem.
-Wybaczam ci głupku!
-Ej a szacunek to co?-spytałem z udawanym oburzeniem, przyciągając do siebie brata. Na żarty objąłem jego szyję ramieniem, udając ze go podduszam.
-Hahaha Hyung, wybacz...nie duś ja muszę żyć! Nie zostawię swojej dziewczyny.
Puściłem młodszego, który wywalił się na piasku wywołując u mnie wybuch śmiechu. MImowolnie usiadłem obok niego na piasku, obejmując ramionami moje kolana. Oparłem brodę o nie, spoglądając daleko niemal po horyzont. Wsłuchiwałem się w szum fal, drżąc z zimna bijącego od wody.
Czułem na sobie uważne spojrzenie JiHyuna , jednak nie odezwał się ani słowem. Byłem mu w sumie za to wdzięczny. Chciałem spędzić chwilę po prostu w ciszy, ciesząc się bliskością młodszego.
Kiedy byłem jeszcze trainee miałem więcej czasu dla rodziny i w każdy weekend chodziłem na tą plażę z młodszym, czasami aż za bardzo narzekając jaki irytujący jest. Jednak teraz napawałem się tym co mnie otaczało, chcąc zabrać te dobre wspomnienia ze sobą.
-Tęsknie za wspólnymi chwilami Hyung. Tęsknie za tym jak wracaliśmy ze szkoły, a ty mówiłeś mi, że jestem małym głupkiem, ale i tak mnie kochasz..
-Nadal nim jesteś. Udowodniłeś to chwilę wcześniej gdy piszczałeś jak dziewczyna-powiedziałem żartobliwie, uzyskując jego gniewne spojrzenie-Tak samo nadal mocno Cię kocham. To się nigdy nie zmieni.
-Nigdy o nas nie zapomnisz?-Spytał drżącym głosem, powodując, że odwróciłem wzrok od tafli wody, spoglądając na młodszego.
-Jesteście moją rodziną, to chyba oczywiste , że nie. Kocham was całym sercem i bardzo tęsknie za wami. Ja wiem, że możesz czuć się zaniedbany przeze mnie, ale ostatnio mamy bardzo,ale to bardzo dużo spraw na głowie plus...niektóre rzeczy się komplikują.-wyjaśniłem cicho, przepraszająco na niego spoglądając. Westchnąłem ciężko, ponownie przenosząc wzrok przed siebie, nerwowo obracając pierścionki na palcach.
-Wiesz Jimin Hyung...ja to rozumiem, ale odpoczynek też jest ważny. Gdy wczorajszego wieczora przekroczyłeś próg domu...mialem wrażenienie jakbyś nikł w oczach. Jakbyś...stawał się cieniem samego siebie.
Słysząc słowa młodszego zmarszczyłem brwi. Przez chwilę uważnie analizowałem jego słowa, aż cicho wyszeptałem.
-Skąd taki wniosek?
-Schudłeś, jesteś bledszy, nie uśmiechasz się tak często i nie śmiejesz. Sprawiasz wrażenie nieobecnego, zamkniętego na szczęście-wyjaśnił opierając głowę na moim ramieniu-Cieszę się, że spełniasz się jako idol, ale nie chce stracić przez to wszystko ukochanego starszego brata.
-Tak wiem JiHyun.. przepraszam, że musisz na to patrzeć. Ale naprawdę mamy cięzki okres z chłopakami..i to odbija się na mnie. Wiesz jak to jest. Martwię się o to co będzie, zupełnie jak ty o mnie...
-Wiesz, że nie jesteś sam prawda? Ja zawsze będę przy tobie. Będę Cię wspierał i nakręcał do działania. Rodzice zawsze będą się troszczyć i pokazywać ci swoją miłość nawet jak będziesz tysiące mil stąd -wyszeptał szczerze, powodując u mnie łzy wzruszenia.-Kochamy Cię i wierzymy w Ciebie. Czy za czasów gdy byłeś po prostu Jiminem, który kochał zjadać ciasteczka mamy czy teraz gdy jesteś wszystkim znanym Park Jiminem braciszku.
-Stałeś się bardzo emocjonalny-powiedziałem żartobliwie, czując w duchu szczęście, że mam tak cudowne osoby wokół siebie.
Tymczasem chłopak przewrócił oczami.
-Ty to umiesz popsuć magiczne chwile Hyung. Nie dziwię się dlaczego nie masz chłopaka.
-EJ! Bez takich mi tu. Poza tym nie oświadczyłem jednogłośnie jakiej jestem orientacji. Czuje się pomiędzy..
-Jest na to określenie geniuszu. Bi seksualizm. Mowił ci ktoś o tym?-Spytał z wrednym uśmiechem, na co dostał ode mnie po głowie.
-Nie wymądrzaj się pabo! A teraz ruszaj tyłek, powinienem wracać-odparłem nieco zawstydzony, podnosząc się z piasku. Wytrzepałem swoje spodnie, patrząc na niego wyczekująco.
-Obiecaj mi, że nie będę musiał czekać kolejnych miesięcy na spotkanie Ciebie - poprosił młodszy, szybko się podnosząc i kierując się w stronę powrotną.
-Nie mogę obiecać, ale spróbuję przyjechać jak najszybciej - powiedziałem z uśmiechem, obejmując go ramieniem.
Uśmiech po mału znikał z mojej twarzy, a serce zaczęło boleśnie bić na myśl o tym co może mnie czekać po powrocie do Seulu.
Przepraszam za błędy, obiecuję że poprawię zaraz po powrocie do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro