Chapter 3 "Save Me"
Jimin POV:
Głośne wiwatowanie, dudniąca muzyka, tysiące ludzi i oślepiające światła.
A pośród tego wszystkiego ja.
Byłem uwięziony z każdej strony, czując jak tysiące par oczu wypala dziurę w moim ciele.
Mimo to czułem się wolny.
Czułem bezpieczeństwo, kiedy stawiałem krok za krokiem, w znajomej mi choreografii.
Wszystko musiało, ze sobą współgrać.
Każdy bit i krok miały stanowić jedność.
Nagle muzyka zamilkła.
Głośne oklaski i wiwaty zmieniły się w szyderczy śmiech.
Zacząłem cofać się do tyłu, czując jak moje ciało zaczyna drzeć.
-Uratuj mnie - usłyszałem cichy szept, tuż przy swoim uchu. Zacząłem się rozglądać, słysząc go coraz bardziej.
Śmiechy stały się głośniejsze. Spanikowałem. Chciałem uciec, lecz nagle coś mocno mnie chwyciło powalając na kolana.
Uniosłem wzrok na swoje ręce, zauważając na nich małe, na pierwszy rzut oka nie rzucające się linki.
"Uratuj mnie"
Zacząłem się wyrywać, krzycząc na całe gardło lecz mój krzyk nie wychodził z moich ust.
Słyszałem tylko przyśmiewcze słowa jak i drwiący śmiech.
Śmiech zupełnie jakbym się shańbił.
Wykorzystując cała siłę, zerwałem się z uwięzi, pierwszy raz w życiu uciekając ze sceny.
Pierwszy raz nie była ona mym bezpiecznym miejscem, gdzie mogłem być sobą.
-Jimin, do cholery czemu przerwałeś występ?! - Spytał rozgniewany starszy mężczyzna, którego pierwszy raz w życiu widziałem na oczy.
Przyglądałem się mu, czując jak moje serce szaleje z niepokoju.
-G.. Gdzie reszta? Co to za sznury.. Dlaczego.. Jestem sam? - wypaliłem na jednym wydechu, pocierając drzące ramiona.
-Jaka reszta do cholerny Jimin? W co ty pogrywasz? - Zapytał gniewnie, powodując u mnie nieprzyjemny uścisk w sercu.
-R.. Reszta BTS.. No wiesz Jungkook.. Namjoon..
-Przecież jesteś solistą od pięciu lat-Powiedział najwyraźniej zirytowany moim zachowaniem.
Zacząłem szybko kręcić, przecząco głową.
-To niemożliwe! Jestem jednym z..
-BTS nie istnieje. Rozpadliście się dawno temu - oświadczył brutalnie, powodując, że moje serce zamarło.
Nie..
Zacząłem się cofać, aż wpadłem na ścianę za sobą.
-To nie jest prawdą! -wykrzyknąłem, mocno zamykając oczy. - To tylko zły sen.
-Jimin..
-Nie! - wykrzyknąłem na całe gardło, zrywać się do siadu.
Głośno dyszałem, czując jak mokre ubrania lepią się do mojego ciała, które trzęsło się jak galaretka.
Byłem roztrzęsiony. Panika w pełni przejmowała moje ciało, kiedy w mojej głowie głośnym echem odbijały się brutalne słowa mężczyzny.
Spanikowanym wzrokiem rozglądałem się po pokoju pogrążonym w mroku.
Jedynym dźwiękiem, poza moim szybkim oddechem było ciche chrapanie Hoseoka na łóżku obok.
Chłopak spał jak zabity, jak zawsze z resztą.
Żeby go obudzić trzeba było cudu, albo głośnego krzyku Jina.
Opadłem na poduszki, niespokojnym wzrokiem patrząc w sufit.
Wsłuchiwałem się w mój szybki oddech, próbując się jak kolwiek uspokoić.
To tylko zły sen.
Koszmar, który się nie wydarzy.
Dłonią sięgnąłem pod poduszkę. Poczułem pod palcami, śliski kawałek papieru, który od razu wyciągnąłem.
Pomimo panującego mroku dokładnie wiedziałem co tam jest.
Wiedziałem kto jest na małej fotografii, którą zawsze mam przy sobie.
Było to zdjęcie sprzed dwóch lat, kiedy po ciężkim czasie w końcu osiągnęliśmy sukces.
Tamtego wieczoru byliśmy niewyobrażalnie szczęśliwi i dumni nie wierząc w to, że to stało się naprawdę.
Tamtej nocy obiecaliśmy sobie, że nic nas nie pokona, a BTS będzie pnąć się coraz bardziej w górę.
Przyłożyłem zdjęcie do swojej klatki piersiowej, kładac ją w miejscu serca.
Przymknąłem oczy, cicho szepcząc pod nosem :
-To tylko zły sen..
~×~×~×~×~
-Nie wyglądasz najlepiej Jiminie-Powiedział do mnie Taehyung, gdy szykowałem się na nasz występ.
Westchnąłem ciężko, ukrywając twarz w dłoniach.
Po tym jak obudziłem się w nocy, więcej nie zmrużyem oczu.
Bałem się co jeszcze może mi się przyśnić.
-Miałem bardzo zły sen - wyjaśniłem cicho, przecierając zmęczoną twarz.
Chłopak bez słowa podszedł i mnie mocno przytulił.
Wtuliłem się w niego, nie ukrywając, że jedyne czego teraz mocno potrzebuje to bliskość.
-Co ci się śniło Mochi? - Spytał, delikatnie głaszcząc mnie po plecach.
-Śniło mi się - urwałem, mocno zaciskając powieki-Że doszło do rozpadu zespołu - dodałem, a mój głos się urwał.
Młodszy wciągnął powietrze, mocno mnie tuląc.
Wciągnął powietrze, a ja zauważyłem nagłą zmianę u mojego przyjaciela.
-Ostatnio... Też mi się to śniło - wyszeptał drżącym głosem. Odsunąłem się od niego, patrząc na jego smutną twarz.
-C.. Co? - zająkałem się.
-No kilka dni temu.. Śniło mi się, że leżę w swoim starym domu u rodziców, a w radiu słyszę jak ktoś mówi słowa "To bardzo przykre i dla wielu z nas bardzo bolesne, że BTS się rozpadło"
Zacząłem nerwowo chodzić po pokoju, czując jak moje serce zaczyna szybciej bić, a gęsia skórka pokrywa moje ciało.
-To się nie stanie... Jesteśmy BTS... Jesteśmy rodziną!
-Chłopaki zostały wam cztery minuty, musicie już iść - odparł dźwiękowiec, patrząc na nas wyczekująco.
-Już idziemy...
To tylko... Złe sny..
~×~×~×~
-Puk, Puk-powiedziałem wesoło, wchodząc do małego studia, zwanego przez jego właściciela Genius Lab.
Uśmiechnąłem się nieśmiało, patrząc na zmęczonego chłopaka siedzącego przy biurku.
Kiedy usłyszał mój głos, obejrzał się w moją stronę, a lekki uśmiech zawitał na jego cudownych ustach.
-Witaj Jiminnie-odparł zmęczonym głosem. Wyciągnąłem w jego stronę rękę z kubkiem, w którym była kawa.
-Proszę, kawa dla cudownego Hyunga - oświadczyłem troskliwie, zauważając jak uśmiech na jego ustach się poszerza.
Zabrał kubek, biorąc łyka kawy.
-Mm uratowałeś mnie Mochi-zaśmiał się, klepiąc materac.
-Służę pomocą - zachichotałem, siadając wskazanym miejscu.-Co robisz? Tworzysz nowy Mixtape?
-Próbuję - odparł, ciężko wzdychając.-Ale pisanie tekstów zaczyna być coraz trudniejsze
-Może.. Zrób sobie odpoczynek-zaproponowałem nieśmiało, kładąc dłoń na jego kolanie.
Zacząłem je głaskać, wpatrując się w piękną twarz YoonGiego.
-Mówi to pracoholik - zachichotał, powodując u mnie cichy śmiech.
-Właśnie dlatego mnie posłuchaj Hyung. Nic nie zrobisz kiedy jesteś zmęczony. Jedynie nabawisz się złości i niezadowolenia ze swojej pracy - oświadczyłem przytulając się do jednej z jego poduszek.
Starszy ciężko westchnął.
-Tak wiem.. - rzucił krótko, podnosząc się z krzesła. Usiadł obok mnie, dzięki czemu mogłem oprzeć głowę na jego ramieniu - Ale... Boje się, że to nie jest wina tylko zmęczenia Mochi..
-To czego Hyungie? - Spytałem, unosząc na niego zaciekawione spojrzenie.
-Pustki.. Tego, że się wypaliłem - odparł słabym głosem, zamykając powieki.
Mocno przygryzłem wargę, wtulając się w niego, chcąc w ten sposób dać mu ciepło jak i wsparcie.
-Na pewno tak nie jest. Jesteś cudownym artystą i wierzę, że to po prostu ciężki okres... Każdy z nas ostatnio... Nie odnajduje tyle radości ile wcześniej znajdywaliśmy-wyjasniłem, starając się panować nad drżeniem głosu. - Po prostu.. Mamy natłok... I to dlatego.
-Nie wiem Jiminnie... Ja naprawdę nie wiem... Czuję... Jakby.. Z dawnych nas nie zostało nic.. Jakby z nas.. uchodziło życie - wyszeptał, wtulając twarz w moją szyję - Nie chce was stracić, nigdzie nie czułem się tak dobrze jak przy was-dodał, a jego ciepły oddech łaskotał mnie po karku.
Mimowolnie zadrzałem na to, czując jak pojawia mi się gęsia skórka.
Moje policzki pokryła lekka czerwień.
-Nie stracisz Hyung.. Zawsze będziemy przy tobie - Wyszeptałem z mocno bijącym sercem jak i przyśpieszonym oddechem.
-Co się dzieje Jiminnie? - Spytał najwyraźniej zauważając nagłą zmianę u mnie. Przełknąłem ślinę, unosząc na niego wzrok.
To był błąd.
Zbyt późno, zrozumiałem jak bardzo niebezpieczne może być jedno spojrzenie.
Tak blisko na dodatek.
Zatraciłem się w jego oczach bez pamięci.
Wszystko inne przestało mieć jakie kolwiek znaczenie.
-N.. Nic-zająkałem się, rozchylajac usta, gdy jego duża dłoń spoczęła na moim rozpalonym policzku.
-Ty płoniesz- skomentował- Zaczynam się o Ciebie martwić. Jeszcze chwilę temu było dobrze, a teraz.. Cały się trzęsiesz, twoje serce bije niemal tak szybko, że nawet ja to słyszę i..
-I..?
-Twój oddech drży- wyszeptał sunąc palcem po moim policzku, powodując zamknięcie się moich powiek-Coś ci dolega mały?
Tak. Miłość do Ciebie.
-To ze stresu Hyung - skłamałem, a mój głos się załamał- Martwię się o nasz zespół.. To dlatego.
-Tylko dlatego? - dopytał niskim głosem, powodując przechodzące przez moje ciało ciarki.
-Tak Hyung, nie martw się o mnie... Jest naprawdę dobrze, przysięgam - zapewniłem odsuwając się od niego. Usiadłem po turecku, przeczesując paluszkami swoje farbowane włosy.
-Skoro tak mówisz, niech tak będzie Mochi. Aczkolwiek... Czuję, że mnie okłamujesz- wyszeptał biorąc łyk kawy - Boli mnie to.
Nie mogę Ci powiedzieć.
-To nie jest tak, że Cię okłamuje-rzuciłem na swoje usprawiedliwienie-Ja po prostu muszę dać sobie z tym radę sam.
-Podobno rodzina trzyma się razem-wtrącił chłodnym tonem, powodując, że moje serce się zatrzymało - Ale chyba Park Jimin woli radzić sobie sam.
Hyung... Jak możesz... Ja.. Robię to dla nas.. Dla naszej przyjaźni
-Wyjdź Mochi-dodał po chwili, beznamiętnie wpatrując się w laptopa-Chce zostać sam.
-Ale Yoonie..
-Wyjdź. - rzucił chłodno, powodując bolesny uścisk na moim sercu.
Mocno przygryzłem wargę, podnosząc się z jego kanapy.
Bez słowa ruszyłem w stronę drzwi.
-Właśnie dlatego rodzina się pozpada-skomentował, powodując rosnącą pustkę w moim sercu-Bo każdy się odsuwa.
Pociągnąłem za klamkę otwierając szybko drzwi, zostawiając za sobą obiekt moich westchnień.
-Przepraszam.. - Wyszeptałem cichutko, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę, że starszy tego nie słyszy - Przepraszam, że ukrywam moją miłość do Ciebie...
Miłego dnia i przepraszam za błędy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro