Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 1 "Tomorrow"

Jimin POV :

Głośne echo muzyki odbijało się z ogromną mocą od ścian. Sprawiało to wrażenie dudnienia, które napierało na mnie całego.

Idealne dźwięki znajomej mi piosenki, zakłócane były  moimi szybkimi krokami jak i piskami ocieranych butów o parkiet.

Moje serce uderzało niemiłosiernie szybko o zebra, gdy w samotności wykonywałem choreografię do Not Today.

Raz po razie aby uzyskać idealną harmonię.
Chciałem aby moje ciało reagowało na każdy poszczególny bit, sprawiając wrażenie związanego z muzyką niewidzialną linią.

Chciałem sprawiać wrażenie małej kukiełki, poruszanej przez kuglarza, którym była muzyka.

Wykonując ostatnie kroki, spojrzałem na swoje odbicie.
Muzyka ucichła, a jedyny dźwięk jaki wypełniał sale treningową był mój szybki oddech.

Przeczesałem palcami moje mokre, klejące się do czoła kosmyki.
Sięgnąłem po butelkę wody, kiedy drzwi się otworzyły, a ciche kroki dotarły do moich uszu.

W tym samym czasie zobaczyłem sylwetkę, mojego najlepszego przyjaciela.

Jego idealne czarne kosmyki, były ułożone w artystyczny nieład, który mu akurat idealnie pasuje.

Za duża czarna bluza, idealnie opinała jego umięsnioną klatkę piersiową.

-Znowu spędzasz cały dzień na treningu Jimin'ssi? - Odezwał się w moją stronę bardzo przyjaznym głosem. 

Mimowolnie przewróciłem oczami. Tego dzieciaka równie mocno kochałem, co czasem miałem ochotę udusić gołymi rękoma.

-Czy ty kiedyś nauczysz się używać tego magicznego zwrotu "Hyung"? Czy raczej nie ma takiej mocy na tym świecie, aby to się stało? - Spytałem nieco sarkastycznie, posyłając mu lekki uśmiech.

Jaki był taki był, ale każdy kto chociaż przez chwilę miał do czynienia z Jeon Jeonggukiem wie, że ten chłopak jest wspaniałym przyjacielem.

Wkurzającym również.

Czując jego wzrok na swojej sylwetce usiadłem pod ścianą, chcąc poczuć jej chłód.

Niedługo później młodszy usiadł u mojego boku, wydając ciche westchnienie.

-Oj tam, niepotrzebnie się spinasz. I tak wiem, że mnie kochasz - roześmiał się, opierając głowę o ścianę.
Niestety ja w jego śmiechu słyszałem nieco sztucznosci, jakby wcale nie było mu do śmiechu.

Chłopak zdawał się być inny niż dotychczas, zupełnie jakby coś go niepokoiło przez co jego serce było niespokojne.
-Moja miłość do Ciebie w końcu może przeminąć Jungkook'ah, więc mnie nie prowokuj bo będę złym Park Jiminem-zagroziłem żartobliwie, opierając głowę na jego ramieniu.

Wpatrywałem się w lustrze w nasze odbicia, starając się uspokoić przyspieszony przez trening oddech.

Poza tym w sali panowała kompletna cisza.
Bardzo niepokojąca jak na mój gust.
Zwiastująca coś niedobrego.

Trwaliśmy więc tak, w kompletnej ciszy. Ja wpatrując się w nasze odbicia, próbując odgadnąć jego dziwne zachowanie - on będący myślami gdzieś naprawdę daleko.

W pewnym momencie kiedy cisza zaczęła, wypalać niewidzialne piętno na moim zaniepokojonym sercu odezwał się młodszy.

-Czy Ciebie również czasami przerasta ilość obowiązków Jiminssi? - Spytał spoglądając głęboko w moje oczy. Zmarszczyłem lekko brwi-Ugh niech ci będzie Hyung.
-Też Cię kocham dzieciaku-uśmiechnąłem się do niego słodko, po czym pokiwałem głową. - Czasami.. Tak. Kocham to co robię, jednak każdy z nas pewnego dnia będzie czuł jak ilość obowiązków go przerasta-odparłem ze spokojem.
-Um.. A ilość... Osób wokół nas... I.. Nadzieji jakie w nas pokładają nie przeraża Cię? - Spytał cichym głosem, sprawiając wrażenie małego zagubionego chłopca.

Patrząc w jego oczy, ponownie widziałem tego szesnastoletniego Jungkooka, który z przerażeniem patrzył na świat.

Przez chwilę trwałem w kompletnej ciszy. Lustrowałem jego przystojną twarz, myśląc nad odpowiedzią.
-Cóż.. Zależy co masz na myśli mówiąc pokładają w nas duże nadzieje.

Głośne westchnienie opuściło jego usta, a oczy znowu zaczęły błądzić po pokoju.
-Ludzie.. Którzy nas.. Otaczają bardzo w nas wierzą.. - zaczął niepewnie.
-To chyba dobrze-wciąłem mu się zdanie, na co przygryzł wargę - Uh kontynuuj.
-Chodzi mi o to, że dają nam poprzeczkę bardzo wysoko. To cudownie, że w nas wierzą..
-Ale? - Spytałem cicho, mocniej się w niego wtulając.
Chłopak wziął moją małą rączkę(która swoją drogą nadal nieco mnie irytuje) i zaczął ją leciutko głaskać.
-Boję się, że pewnego dnia zmęczenie nad nami wygra... Pewnego dnia nie podołamy i.. Ze szczytu.. Spadniemy na samo dno.. Wytykani palcami-wyjaśnił drżącym głosem.
Zimny dreszcz przeszył moje ciało, przez co przymknąłem oczy.
-Nie mów tak - poprosiłem - BTS dawało radę już w gorszych okolicznościach.. To się nie wydarzy-zapewniłem, czując wzrastający niepokój.
-Owszem przechodziliśmy-przytaknął-Lecz wtedy.. Nie było tej ciszy.. Pustki..
-Ja.. Nie rozumiem..
-Właśnie, że rozumiesz - powiedział, a jego głos głos zrobił się chłodniejszy. Poczułem jak puszcza moją dłoń i się odsuwa.
Uchyliłem więc powieki, patrząc na niego błagalnie.
-Jungkook'ah..
-Nie Jimin. Każdy z nas to widzi. Każdy z nas czuję, że BTS ma ciężki okres.. Powiedz mi kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas? - Zapytał powodując nieprzyjemny uścisk na moim sercu.
Spuściłem głowę, palcami bawiąc się rękawami koszulki.
-No właśnie-zaśmiał się sarkastycznie - Każdy z nas to ignoruje, zamiast coś z tym zrobić i to powoduje, że ta więź jaką mieliśmy zanika.
-To nie jest prawda! - powiedziałem zdenerwowanym głosem, podnosząc na niego wzrok - To, że mamy teraz cięższy okres nie świadczy o tym, że nasza więź znika. Nie jesteśmy tylko zespołem a rodziną.. W rodzinie zdarzają się gorsze chwilę - starałem uspokajać się, sam siebie lecz widząc wzrok Jungkooka spuściłem wzrok.
-Sam w to nie wierzysz Park Jimin-odparł chłodnym głosem, a po chwili głośny trzask drzwi dotarł do moich uszu.

Zacisnąłem mocno powieki.
Gdzieś w podświadomości wiedziałem, że młodszy ma rację.
Czułem jak nasza bliskość zatraca się przez obowiązki i ciągłe kłótnie.

Spychałem jednak tą myśl za każdym razem gdzieś głęboko, na samo dno mojego serca chcąc cieszyć się z każdej chwili kiedy mogłem być u ich boku na scenie.

Na drżących nogach podniosłem się, kierując w stronę drzwi.
Potrzebowałem zimnego prysznica, który w pełni wyrzuciłby z mojej głowy napierający na mnie niepokój.

Niestety wystarczyło abym otworzył drzwi i przeszedł kawałek korytarza, aby dziura, którą utworzył w moim sercu zaczęła rosnąć powodując ból.

Odwróciłem głowę w stronę pokoju Taehyunga, słysząc za drzwi jego głośną wymianę zdań Hoseokiem.

-Dasz radę Jimin-powiedziałem sam do siebie. Powoli, z głośno bijącym sercem zbliżyłem się do drzwi. Uniosłem dłoń chcąc zapytać, lecz wtedy stanąłem twarzą w twarz z rozzłoszczonym Hoseokiem.
-H.. Hyung-wyjąkałem, przełykając ślinę, niestety Hoseok pokręciłem głową.
-Muszę iść Jimin, wybacz - odparł wymijając mnie, bez słowa wytłumaczenia.

"Ta więź jaką mieliśmy zanika" - usłyszałem z głośnym echem słowa, najmłodszego z nas sprzed paru chwil.
-Czy mogę Ci jakoś pomóc Mochi? - usłyszałem uprzejmy głos Taehyunga, wyrywający mnie z świata moich własnych myśli.
Uchyliłem powieki, patrząc na niego niepewnie.
Bałem się, że zobaczę u niego żal bądź gniew jednak to wciąż był mój dobry Tae, z którym byłem przyjacielem.
Uśmiechnąłem się lekko do niego, bez słowa się w niego wtulając.
-Jimin śmierdzisz-skomentował, wywołując u mnie śmiech.
-Zamknij się i mnie tul-rozkazałem, a po chwili znalazłem się w jego ramionach. - Dziękuję.
-Proszę, ale to nie zmienia tego, że jak chcesz się ze mną miziać idź się wykąp-odparł rozbawiony, powodując u mnie przewrócenie oczami.
Uderzyłem go lekko w biodro.
-Ty to zawsze zepsuje każdą romantyczną chwilę - odparłem, odsuwając się od chłopaka. Popatrzyłem na niego z udawanym gniewem-Jeszcze będziesz chciał tuli, a ja ci wtedy powiem, że śmierdzisz.
-Jasne, jasne. Tak sobie mów. Masz za dobre serce na to Park-odparł rozbawiony, wracając do swojego pokoju. Wydałem z siebie ciche parsknięcie, uśmiechając się pod nosem.
Krótka chwila bliskości z przyjacielem,  a jak potrafi pomóc.

~×~×~×~×~

Późnym wieczorem, kiedy postanowiłem posiedzieć na balkonie zauważyłem, że był ktoś kto zdążył mnie w tym wyprzedzić.
Kąciki moich ust mimowolnie uniósły się na widok naszego lidera, który jak zaczarowany wpatrywał się w gwiazdy.
-Czasami.. Chciałbym być jedną z tych gwiazd-odparł cicho, wywołując u mnie zaskoczenie.
W pierwszej chwili myślałem, że mówił w kierunku nieba lecz w tym samym czasie obejrzał się w moim kierunku - Chciałbym być jedną z nich, aby nie musieć podejmować decyzji.

Poruszyłem bezgłosnie ustami, mocniej otulając się swoim żółtym kocykiem.

Tymczasem wzrok młodego lidera ponownie spoczął na nocnym niebie.
-Jesteś.. Jedną z gwiazd... I.. Twoje.. Wybory są dobre - Wyszeptałem, podchodząc do niego powolutku. Usiadłem obok niego na małej ławeczce, przyglądając się jego zaniepokojonej twarzy - Ja.. W Ciebie wierzę i jestem dumny z twoich wyborów - dodałem szybko, chcąc podnieść lidera na duchu.

Chciałem również dać mu tym znać, że ma moje pełne poparcie.

I chyba nawet mi się udało, ponieważ lekki uśmiech rozjasnił jego oblicze.
-Jesteś naszą małą kuleczką szczęścia Jiminnie-odparł wywołując u mnie lekkie rumieńce. Chcąc jednak to ukryć, odchrząknąłem odwracając wzrok-Widziałem-dodał na co cicho zaklnąłem.
-Dajecie mi tak dużo, że chociaż tyle mogę.. Ja wam dać - wyjaśniłem cicho, przymykając oczy gdy zimny wiatr zaczął muskac moje rozgrzane policzki i rozwiewać blond kosmyki.
-Dajesz o wiele więcej. Zaufaj-powiedział, ani na moment nie odwracając wzroku od gwiazd. - Wiesz.. Kiedy udałem się do Big Hitu..nie miałem marzeń.. Wszystko.. Wydawało się czarno-białe-wyszeptał z cichym smutkiem. Mimowolnie otuliłem go rączkami, powodując u niego szerszy uśmiech - I wtedy.. Pojawiliście się wy. Każdy z was był inny. Na początku bałem się, że nie odnajdziemy wspólnego języka i nie poddołamy temu wszystkiemu-wyjawił ciężko wzdychając - Tymczasem teraz zaczynam się bać.. Co się stało, że ten wspólny język.. Który tak świetnie odnaleźliśmy zanika w codzienności obowiązków i kłótni..

Spuściłem wzrok, czując jak łzy napływają do moich oczu.
Mocno zacisnąłem powieki, nie chcąc aby ani jedna z nich spłynęła po moim policzku.
-To tylko chwilowe, prawda? - Spytałem z nadzieją, czując jak mój głos drzy.

Odpowiedziała mi cisza. A po chwili starszy wyszeptał ciche.
-Nie wiem.

Wsłuchiwałem się w szum wiatru, mocno wtulając się w jego klatkę piersiową czując jak strach zaczyna palić mnie żywcem.
-Wiesz.. Jeszcze na samym początku gdy znałem tylko YoonGiego, często siadaliśmy na dachu wieżowców mówiąc o tym czego pragniemy i czego się boimy.  Hyung powiedział mi wtedy.. Ze gwiazdy go inspirują.

Leciutko przygryzłem wargę. Poczułem jak moje małe, obolałe serduszko nieco przyspiesza na wspomnienie chłopaka, w którym od pewnego czasu potajemnie się podkochuje.

-Powiedział.. Ze są najpiękniejsze, jednak nigdy nie chciałby aby nasz przyszły zespół.. Był nimi - dodał powodując u mnie zaciekawienie.
Uchyliłem powieki, patrząc na starszego wyczekująco.
-Dlaczego?
-Ponieważ każda gwiazda.. Umiera.. Każda gwiazda pewnego dnia po prostu znika.. I zostaje po niej pustka...I dopiero teraz zrozumiałem sens... Jego słów.. Kiedy nasza gwiazda..
-Nie! - wykrzyknąłem gniewnie, zrywając się. Popatrzyłem na niego z bólem-Nie kończ! To nie prawda!
-Jiminnie.. - wyszeptał, ciężko wzdychając - Przepraszam, ale wiesz, że to prawda.

Pokręciłem przecząco głową.
Zacząłem chodzić nerwowo po balkonie, w końcu zatrzymując się przy balustradzie.
Poczułem jak długo ukrywane łzy w końcu spływają po policzkach a moje serce się rozpada.

Uniosłem zaszklone spojrzenie na gwiazdy.

"Kiedy nasza gwiazda..."
-Umiera.. - Wyszeptałem łamliwym głosem, mocno zaciskając palce na poręczy.

"Nie! Nie i jeszcze raz nie!
Nie pozwolę na to! "-krzyczałem gniewnie w myślach.
Czułem się wzburzony, niczym ocean podczas sztorm. Myśli uderzały we mnie, niczym wzburzone fale z podwójną mocą.

Byłem zraniony. Zlękniony.
Oraz zdeterminowany.
Nie ważne jak źle było.
Obiecałem sobie jedną rzecz.

Chociaż miałbym stanąć na głowie, BTS ponownie stanie się jedną z najpiękniejszych gwiazd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro