Chapter 1 "Tomorrow"
Jimin POV :
Głośne echo muzyki odbijało się z ogromną mocą od ścian. Sprawiało to wrażenie dudnienia, które napierało na mnie całego.
Idealne dźwięki znajomej mi piosenki, zakłócane były moimi szybkimi krokami jak i piskami ocieranych butów o parkiet.
Moje serce uderzało niemiłosiernie szybko o zebra, gdy w samotności wykonywałem choreografię do Not Today.
Raz po razie aby uzyskać idealną harmonię.
Chciałem aby moje ciało reagowało na każdy poszczególny bit, sprawiając wrażenie związanego z muzyką niewidzialną linią.
Chciałem sprawiać wrażenie małej kukiełki, poruszanej przez kuglarza, którym była muzyka.
Wykonując ostatnie kroki, spojrzałem na swoje odbicie.
Muzyka ucichła, a jedyny dźwięk jaki wypełniał sale treningową był mój szybki oddech.
Przeczesałem palcami moje mokre, klejące się do czoła kosmyki.
Sięgnąłem po butelkę wody, kiedy drzwi się otworzyły, a ciche kroki dotarły do moich uszu.
W tym samym czasie zobaczyłem sylwetkę, mojego najlepszego przyjaciela.
Jego idealne czarne kosmyki, były ułożone w artystyczny nieład, który mu akurat idealnie pasuje.
Za duża czarna bluza, idealnie opinała jego umięsnioną klatkę piersiową.
-Znowu spędzasz cały dzień na treningu Jimin'ssi? - Odezwał się w moją stronę bardzo przyjaznym głosem.
Mimowolnie przewróciłem oczami. Tego dzieciaka równie mocno kochałem, co czasem miałem ochotę udusić gołymi rękoma.
-Czy ty kiedyś nauczysz się używać tego magicznego zwrotu "Hyung"? Czy raczej nie ma takiej mocy na tym świecie, aby to się stało? - Spytałem nieco sarkastycznie, posyłając mu lekki uśmiech.
Jaki był taki był, ale każdy kto chociaż przez chwilę miał do czynienia z Jeon Jeonggukiem wie, że ten chłopak jest wspaniałym przyjacielem.
Wkurzającym również.
Czując jego wzrok na swojej sylwetce usiadłem pod ścianą, chcąc poczuć jej chłód.
Niedługo później młodszy usiadł u mojego boku, wydając ciche westchnienie.
-Oj tam, niepotrzebnie się spinasz. I tak wiem, że mnie kochasz - roześmiał się, opierając głowę o ścianę.
Niestety ja w jego śmiechu słyszałem nieco sztucznosci, jakby wcale nie było mu do śmiechu.
Chłopak zdawał się być inny niż dotychczas, zupełnie jakby coś go niepokoiło przez co jego serce było niespokojne.
-Moja miłość do Ciebie w końcu może przeminąć Jungkook'ah, więc mnie nie prowokuj bo będę złym Park Jiminem-zagroziłem żartobliwie, opierając głowę na jego ramieniu.
Wpatrywałem się w lustrze w nasze odbicia, starając się uspokoić przyspieszony przez trening oddech.
Poza tym w sali panowała kompletna cisza.
Bardzo niepokojąca jak na mój gust.
Zwiastująca coś niedobrego.
Trwaliśmy więc tak, w kompletnej ciszy. Ja wpatrując się w nasze odbicia, próbując odgadnąć jego dziwne zachowanie - on będący myślami gdzieś naprawdę daleko.
W pewnym momencie kiedy cisza zaczęła, wypalać niewidzialne piętno na moim zaniepokojonym sercu odezwał się młodszy.
-Czy Ciebie również czasami przerasta ilość obowiązków Jiminssi? - Spytał spoglądając głęboko w moje oczy. Zmarszczyłem lekko brwi-Ugh niech ci będzie Hyung.
-Też Cię kocham dzieciaku-uśmiechnąłem się do niego słodko, po czym pokiwałem głową. - Czasami.. Tak. Kocham to co robię, jednak każdy z nas pewnego dnia będzie czuł jak ilość obowiązków go przerasta-odparłem ze spokojem.
-Um.. A ilość... Osób wokół nas... I.. Nadzieji jakie w nas pokładają nie przeraża Cię? - Spytał cichym głosem, sprawiając wrażenie małego zagubionego chłopca.
Patrząc w jego oczy, ponownie widziałem tego szesnastoletniego Jungkooka, który z przerażeniem patrzył na świat.
Przez chwilę trwałem w kompletnej ciszy. Lustrowałem jego przystojną twarz, myśląc nad odpowiedzią.
-Cóż.. Zależy co masz na myśli mówiąc pokładają w nas duże nadzieje.
Głośne westchnienie opuściło jego usta, a oczy znowu zaczęły błądzić po pokoju.
-Ludzie.. Którzy nas.. Otaczają bardzo w nas wierzą.. - zaczął niepewnie.
-To chyba dobrze-wciąłem mu się zdanie, na co przygryzł wargę - Uh kontynuuj.
-Chodzi mi o to, że dają nam poprzeczkę bardzo wysoko. To cudownie, że w nas wierzą..
-Ale? - Spytałem cicho, mocniej się w niego wtulając.
Chłopak wziął moją małą rączkę(która swoją drogą nadal nieco mnie irytuje) i zaczął ją leciutko głaskać.
-Boję się, że pewnego dnia zmęczenie nad nami wygra... Pewnego dnia nie podołamy i.. Ze szczytu.. Spadniemy na samo dno.. Wytykani palcami-wyjaśnił drżącym głosem.
Zimny dreszcz przeszył moje ciało, przez co przymknąłem oczy.
-Nie mów tak - poprosiłem - BTS dawało radę już w gorszych okolicznościach.. To się nie wydarzy-zapewniłem, czując wzrastający niepokój.
-Owszem przechodziliśmy-przytaknął-Lecz wtedy.. Nie było tej ciszy.. Pustki..
-Ja.. Nie rozumiem..
-Właśnie, że rozumiesz - powiedział, a jego głos głos zrobił się chłodniejszy. Poczułem jak puszcza moją dłoń i się odsuwa.
Uchyliłem więc powieki, patrząc na niego błagalnie.
-Jungkook'ah..
-Nie Jimin. Każdy z nas to widzi. Każdy z nas czuję, że BTS ma ciężki okres.. Powiedz mi kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas? - Zapytał powodując nieprzyjemny uścisk na moim sercu.
Spuściłem głowę, palcami bawiąc się rękawami koszulki.
-No właśnie-zaśmiał się sarkastycznie - Każdy z nas to ignoruje, zamiast coś z tym zrobić i to powoduje, że ta więź jaką mieliśmy zanika.
-To nie jest prawda! - powiedziałem zdenerwowanym głosem, podnosząc na niego wzrok - To, że mamy teraz cięższy okres nie świadczy o tym, że nasza więź znika. Nie jesteśmy tylko zespołem a rodziną.. W rodzinie zdarzają się gorsze chwilę - starałem uspokajać się, sam siebie lecz widząc wzrok Jungkooka spuściłem wzrok.
-Sam w to nie wierzysz Park Jimin-odparł chłodnym głosem, a po chwili głośny trzask drzwi dotarł do moich uszu.
Zacisnąłem mocno powieki.
Gdzieś w podświadomości wiedziałem, że młodszy ma rację.
Czułem jak nasza bliskość zatraca się przez obowiązki i ciągłe kłótnie.
Spychałem jednak tą myśl za każdym razem gdzieś głęboko, na samo dno mojego serca chcąc cieszyć się z każdej chwili kiedy mogłem być u ich boku na scenie.
Na drżących nogach podniosłem się, kierując w stronę drzwi.
Potrzebowałem zimnego prysznica, który w pełni wyrzuciłby z mojej głowy napierający na mnie niepokój.
Niestety wystarczyło abym otworzył drzwi i przeszedł kawałek korytarza, aby dziura, którą utworzył w moim sercu zaczęła rosnąć powodując ból.
Odwróciłem głowę w stronę pokoju Taehyunga, słysząc za drzwi jego głośną wymianę zdań Hoseokiem.
-Dasz radę Jimin-powiedziałem sam do siebie. Powoli, z głośno bijącym sercem zbliżyłem się do drzwi. Uniosłem dłoń chcąc zapytać, lecz wtedy stanąłem twarzą w twarz z rozzłoszczonym Hoseokiem.
-H.. Hyung-wyjąkałem, przełykając ślinę, niestety Hoseok pokręciłem głową.
-Muszę iść Jimin, wybacz - odparł wymijając mnie, bez słowa wytłumaczenia.
"Ta więź jaką mieliśmy zanika" - usłyszałem z głośnym echem słowa, najmłodszego z nas sprzed paru chwil.
-Czy mogę Ci jakoś pomóc Mochi? - usłyszałem uprzejmy głos Taehyunga, wyrywający mnie z świata moich własnych myśli.
Uchyliłem powieki, patrząc na niego niepewnie.
Bałem się, że zobaczę u niego żal bądź gniew jednak to wciąż był mój dobry Tae, z którym byłem przyjacielem.
Uśmiechnąłem się lekko do niego, bez słowa się w niego wtulając.
-Jimin śmierdzisz-skomentował, wywołując u mnie śmiech.
-Zamknij się i mnie tul-rozkazałem, a po chwili znalazłem się w jego ramionach. - Dziękuję.
-Proszę, ale to nie zmienia tego, że jak chcesz się ze mną miziać idź się wykąp-odparł rozbawiony, powodując u mnie przewrócenie oczami.
Uderzyłem go lekko w biodro.
-Ty to zawsze zepsuje każdą romantyczną chwilę - odparłem, odsuwając się od chłopaka. Popatrzyłem na niego z udawanym gniewem-Jeszcze będziesz chciał tuli, a ja ci wtedy powiem, że śmierdzisz.
-Jasne, jasne. Tak sobie mów. Masz za dobre serce na to Park-odparł rozbawiony, wracając do swojego pokoju. Wydałem z siebie ciche parsknięcie, uśmiechając się pod nosem.
Krótka chwila bliskości z przyjacielem, a jak potrafi pomóc.
~×~×~×~×~
Późnym wieczorem, kiedy postanowiłem posiedzieć na balkonie zauważyłem, że był ktoś kto zdążył mnie w tym wyprzedzić.
Kąciki moich ust mimowolnie uniósły się na widok naszego lidera, który jak zaczarowany wpatrywał się w gwiazdy.
-Czasami.. Chciałbym być jedną z tych gwiazd-odparł cicho, wywołując u mnie zaskoczenie.
W pierwszej chwili myślałem, że mówił w kierunku nieba lecz w tym samym czasie obejrzał się w moim kierunku - Chciałbym być jedną z nich, aby nie musieć podejmować decyzji.
Poruszyłem bezgłosnie ustami, mocniej otulając się swoim żółtym kocykiem.
Tymczasem wzrok młodego lidera ponownie spoczął na nocnym niebie.
-Jesteś.. Jedną z gwiazd... I.. Twoje.. Wybory są dobre - Wyszeptałem, podchodząc do niego powolutku. Usiadłem obok niego na małej ławeczce, przyglądając się jego zaniepokojonej twarzy - Ja.. W Ciebie wierzę i jestem dumny z twoich wyborów - dodałem szybko, chcąc podnieść lidera na duchu.
Chciałem również dać mu tym znać, że ma moje pełne poparcie.
I chyba nawet mi się udało, ponieważ lekki uśmiech rozjasnił jego oblicze.
-Jesteś naszą małą kuleczką szczęścia Jiminnie-odparł wywołując u mnie lekkie rumieńce. Chcąc jednak to ukryć, odchrząknąłem odwracając wzrok-Widziałem-dodał na co cicho zaklnąłem.
-Dajecie mi tak dużo, że chociaż tyle mogę.. Ja wam dać - wyjaśniłem cicho, przymykając oczy gdy zimny wiatr zaczął muskac moje rozgrzane policzki i rozwiewać blond kosmyki.
-Dajesz o wiele więcej. Zaufaj-powiedział, ani na moment nie odwracając wzroku od gwiazd. - Wiesz.. Kiedy udałem się do Big Hitu..nie miałem marzeń.. Wszystko.. Wydawało się czarno-białe-wyszeptał z cichym smutkiem. Mimowolnie otuliłem go rączkami, powodując u niego szerszy uśmiech - I wtedy.. Pojawiliście się wy. Każdy z was był inny. Na początku bałem się, że nie odnajdziemy wspólnego języka i nie poddołamy temu wszystkiemu-wyjawił ciężko wzdychając - Tymczasem teraz zaczynam się bać.. Co się stało, że ten wspólny język.. Który tak świetnie odnaleźliśmy zanika w codzienności obowiązków i kłótni..
Spuściłem wzrok, czując jak łzy napływają do moich oczu.
Mocno zacisnąłem powieki, nie chcąc aby ani jedna z nich spłynęła po moim policzku.
-To tylko chwilowe, prawda? - Spytałem z nadzieją, czując jak mój głos drzy.
Odpowiedziała mi cisza. A po chwili starszy wyszeptał ciche.
-Nie wiem.
Wsłuchiwałem się w szum wiatru, mocno wtulając się w jego klatkę piersiową czując jak strach zaczyna palić mnie żywcem.
-Wiesz.. Jeszcze na samym początku gdy znałem tylko YoonGiego, często siadaliśmy na dachu wieżowców mówiąc o tym czego pragniemy i czego się boimy. Hyung powiedział mi wtedy.. Ze gwiazdy go inspirują.
Leciutko przygryzłem wargę. Poczułem jak moje małe, obolałe serduszko nieco przyspiesza na wspomnienie chłopaka, w którym od pewnego czasu potajemnie się podkochuje.
-Powiedział.. Ze są najpiękniejsze, jednak nigdy nie chciałby aby nasz przyszły zespół.. Był nimi - dodał powodując u mnie zaciekawienie.
Uchyliłem powieki, patrząc na starszego wyczekująco.
-Dlaczego?
-Ponieważ każda gwiazda.. Umiera.. Każda gwiazda pewnego dnia po prostu znika.. I zostaje po niej pustka...I dopiero teraz zrozumiałem sens... Jego słów.. Kiedy nasza gwiazda..
-Nie! - wykrzyknąłem gniewnie, zrywając się. Popatrzyłem na niego z bólem-Nie kończ! To nie prawda!
-Jiminnie.. - wyszeptał, ciężko wzdychając - Przepraszam, ale wiesz, że to prawda.
Pokręciłem przecząco głową.
Zacząłem chodzić nerwowo po balkonie, w końcu zatrzymując się przy balustradzie.
Poczułem jak długo ukrywane łzy w końcu spływają po policzkach a moje serce się rozpada.
Uniosłem zaszklone spojrzenie na gwiazdy.
"Kiedy nasza gwiazda..."
-Umiera.. - Wyszeptałem łamliwym głosem, mocno zaciskając palce na poręczy.
"Nie! Nie i jeszcze raz nie!
Nie pozwolę na to! "-krzyczałem gniewnie w myślach.
Czułem się wzburzony, niczym ocean podczas sztorm. Myśli uderzały we mnie, niczym wzburzone fale z podwójną mocą.
Byłem zraniony. Zlękniony.
Oraz zdeterminowany.
Nie ważne jak źle było.
Obiecałem sobie jedną rzecz.
Chociaż miałbym stanąć na głowie, BTS ponownie stanie się jedną z najpiękniejszych gwiazd.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro