《 2 》
Po udanej sesji z Jacksonem, chłopak wrócił do domu. Dla niego każde spotkanie było udane, nawet jeśli siedzieli w kawiarni lub po prostu leżeli w pokoju, któregoś z nich i nic nie robili. Ważne, że byli przy sobie. Ich przyjaźń była bardzo trwała, przy każdej nawet najmniejszej sprzeczce potrafili znaleźć wyjście. Byli na każde swoje zawołanie, gdy Mark napisał, że potrzebuje Jacksona, ten szybko biegł do jego domu i na odwrót. Bardzo się kochali, ale oczywiście po przyjacielsku. Wang nie wiedział co tak naprawdę czuł Tuan, a on? Nigdy mu tego nie powiedział i nie powie przed długi czas. Udaje przed przyjacielem, że jest hetero tak jak on by nie zostawił go. Tego chłopak by już nie wytrzymał.
Ale wracając do teraźniejszości, Mark leżał na łóżku i przyglądał się zdjęciu zrobionym w wakacje, gdy razem z przyjacielem leżeli na trawie i patrzyli w chmury. Potrzebował go teraz przy sobie, ponieważ od niedawna miał problemy z zasypianiem i tylko przy nim daje radę. Mógłby do niego napisać i poprosić go, o to by przyszedł, ale czy to nie byłoby za wiele?
A Jackson? Leżał i patrzył na swoją tapetę w telefonie, razem z Markiem i ich przyjaciółmi. Tak bardzo ich kochał, Marka znał najdłużej ale wiedział, że może każdemu zaufać. Była też dziewczyna. I to jaka! Młoda koreanka, o małych, ciemnych jak noc oczach. Zawróciła mu w głowie totalnie ale nigdy jej o tym nie powiedział, trzymał się raczej Marka i ich przyjaciół. Teraz chciałby przytulić chłopaka do siebie i pocałować w czoło, tak jak robił co wieczór by jego przyjaciel mógł zasnąć.
W tym samym czasie weszli we wspólny chat i w tym samym czasie wysłali wiadomość.
~~
sexyhyung;
przyjdź do mnie.
cutetuan;
potrzebuję cię.
sexyhyung;
przyjdę, Markkie <3
~~
Tyle wystarczyło by młody Wang zbiegł po schodach, ubrał bluzę i pobiegł do domu przyjaciela, który był chyba 5 domów dalej.
Droga zajęła mu z 3 minuty. Nie zwracał uwagi na to, że może być chory, przecież niedawno się wykąpał. Ale zapomniał o tym, liczył się tylko jego przyjaciel.
Zapukał lekko do drzwi, otworzyła mu niska kobieta, mama Marka, a zarazem "ciocia" Jacksona.
- Mark jest u siebie, Jackson. - uśmiechnęła się miło do młodszego chłopaka, ten ściągnął buty i szybko pobiegł na górę.
Wszedł bez pukania, Mark na niego czekał jak zawsze. Podszedł do łóżka chłopaka, uniósł pościel do góry i położył się obok niego.
- Dziękuję... - szepnął Mark
- Chodź tu do mnie. - rozłożył ręce i czekał na Marka, wtuli się, jak zawsze.
Chłopiec lekko się zarumienił, ale Wang przez ciemność w pokoju nie mógł tego zauważyć. Przesunął się lekko do przyjaciela, a potem wtulił w jego tors, kochał jego ciepło i zapach.
Tyle wystarczyło, nie potrzebowali żadnych słów typu "dobranoc" czy "śpij dobrze". Oboje po jakimś czasie zasnęli, wiedzieli, że w swoich ramionach są bezpieczni i czuli się jak zawsze, wyjątkowo.
《 Dobra jest i drugi, jak podoba się ten ff na razie? 💚 》
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro