《 14 》
- Jackson, rusz dupę! - krzyknął Jaebum, który stał dwa metry od przyjaciela - Marka nie ma, a ty sobie rozmawiasz!
- Już idę! - szybko odłożył telefon i poszedł za przyjacielem.
Jungkook i Taehyung ruszyli w jedną stronę, Jaebum i Youngjae w drugą, Jinyoung i Jackson poszli natomiast osobno.
Jackson szedł szybko, w każde możliwe miejsce byle tylko znaleźć przyjaciela i wszystko z nim wyjaśnić.
- Markkie, skarbie! Gdzie jesteś? - krzyczał, obracając przy tym głowę w każdą stronę.
Trafił aż nad małe jeziorko, usiadł na kamieniu zmęczony poszukiwaniami.
Gdy tak siedział, słychać było ćwierkanie ptaków i szum drzew, lecz w trawie usłyszał szloch. Mógłby pomyśleć, że ktoś z jego głupich przyjaciół robi sobie z niego żarty ale chyba nie tym razem.
Podszedł więc tam skąd dochodził ów dźwięk i zajrzał tam.
Zobaczył Marka, skulonego na ziemi, który... płakał. Tak bardzo płakał, a ten widok łamał Jacksonowi serce.
- Markkie... - odezwał się w końcu.
- D-daj mi spokój... Mina n-napewno potrzebuje Ciebie bardziej...
Chłopak nie mógł patrzeć jak jego przyjaciel płacze, kucnął więc przy jego drobnym ciałku i wziął je w swoje ramiona.
- Cichutko już, kochanie. - uspokajał go
Mark, choć dalej smutny przez to, co jego hyung napisał, wtulił się w jego tors.
- Powiesz mi co się stało? - zapytał - I może wracajmy już.
Tak też zrobili. Jackson nalegał lecz przyjaciel nie chciał już o tym rozmawiać. Nie chciał znowu cierpieć.
~~
Wieczorem siedzieli znowu przy ognisku. Tym razem atmosfera była o wiele lepsza niż wczoraj. Mark siedział na kolanach Jacksona przykryty kocykiem, a ten obejmował go.
- Ah, te zakochańce. - zażartował Jaebum, przez co Mark o mało nie zabił go wzrokiem.
- Sądzę, że Jackson hyung bardziej pasuje do Marka hyunga niż do Miny. - podsumował Taehyung, patrząc na dwójkę chłopców.
Mark siedział cały czerwony i jeszcze bardziej wtulił się w tors przyjaciela.
- Zimno ci, malutki? - szepnął mu do ucha
- Nie, hyung. Jest cieplutko ale jestem już troszkę zmęczony.
- Możemy pójść już, przytulę cię do spania.
- Chodźmy. - wstał z jego kolan i złapał go za rączkę, Jackson złączył ich palce.
- My już idziemy spać. Dobranoc. - powiedział szybko Jackson i nie czekając na odpowiedź, ruszyli do namiotu.
Położyli się wygodnie, Mark wtulił się w tors przyjaciela, a ten objął go mocno i ucałował s czoło.
- Kocham Cię, Jackson. - powiedział cicho młodszy
- Ja Ciebie też, braciszku.
A Mark na te słowa znowu stracił nadzieję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro