Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 58

Był początek wiosny.

Przyroda budziła się do życia, wszystko wokół rozkwitało. Kryło się w tym coś pięknego i niezwykłego.

(Y/N) uwielbiała obserwować odradzającą się naturę, co było doskonałym pretekstem, by coraz więcej czasu spędzać na dworze, ze szczególnym uwzględnieniem ogrodu Zetsu.

Pełen zieleni, rozwijających się powoli delikatnych roślinek, robił na niej wielkie wrażenie i z pewnością był jednym z jej ulubionych miejsc.

Dziewczyna nie traciła czasu jedynie na patrzenie. Podczas swoich wizyt w ogrodzie, chętnie pomagała właścicielowi w pielęgnacji roślin, które zdawała się kochać tak samo mocno jak on.

— A co z tymi doniczkami? — zapytała, wskazując kciukiem przez swoje ramię na gliniane formy.

— Je zostaw w spokoju — nakazał Czarny, nie fatygując się, by na nią spojrzeć.

— W spokoju? Mam rozumieć, że one również mają uczucia? — zapytała trochę prześmiewczo.

Kiedyś bowiem Zetsu upomniał ją, że powinna się obchodzić z roślinami z większą delikatnością, gdyż mogło się im nie spodobać szorstkie traktowanie. (Y/N) zastosowała się do jego rady, jednak podchodziła do tego zawsze z lekkim rozbawieniem.

— Pojęcia nie mam — burknął Czarny.

— Doniczki nie mogą mieć uczuć —  zauważył Biały, obracając głowę w jej stronę.

— A roślinki już tak — dopowiedziała uroczystym tonem, przypominając naukę, którą Zetsu jej przekazał.

Chciała pokazać, że pamiętała jego słowa, jednak zielonowłosy odebrał to nieco inaczej.

— Jeśli cię to bawi, to nie musisz tu przychodzić i mi pomagać — powiedział szorstko Czarny, który miał wrażenie, że dziewczyna się z niego nabijała.

— Och, nie! — zaprotestowała natychmiast, unosząc ręce w uspokajającym geście. — Cenię twoje rady i chcę ci dalej pomagać. Naprawdę mnie to ciekawi — zapewniła i uśmiechnęła się łagodnie, lecz ostrożnie, chcąc zwiększyć swoje szanse na przekonanie go do swoich słów.

— Czyli źle zrozumieliśmy i tyle — odparł Biały, a kącik jego ust ledwo widocznie się uniósł.

Dziewczyna odetchnęła cicho z ulgą, ciesząc się z takiej odpowiedzi. Nie chciała, by Zetsu się na nią obraził. Czas spędzany w ogrodzie był w jej mniemaniu na swój sposób magiczny, dlatego nie planowała złościć ogrodnika, który o to wszystko dbał. Wolała mu pomagać, bo za każdym razem dowiadywała się czegoś nowego o roślinach. Zetsu był skarbnicą wiedzy, którą się z nią dzielił, gdy spędzali razem czas, dbając o ten cały zieleniec.

— A ja nadal uważam, że ona sobie stroi z nas żarty — burknął Czarny.

— Wcale nie! — (Y/N) wydęła lekko policzki i tupnęła nogą.

Choć już od dawna pozostawała w swojej dorosłej postaci, to w tamtej chwili wydała się Zetsu tak niewinna jak wtedy, gdy była kruchą pięciolatką.

— Udowodnię ci, że się mylisz. Będę przychodzić codziennie i pomagać —  zadecydowała stanowczo, po czym wyszczerzyła nieco zęby.

— Znudzi ci się, zobaczysz — stwierdził pesymistycznie Czarny.

— Nie, obiecuję, że znajdę choć trochę czasu każdego dnia dla roślinek... I dla ciebie też, Zetsu — dodała ciszej, a ostatnie słowa szczególnie wryły się zielonowłosemu w pamięć.

Była to obietnica, której planowała dotrzymać. Z zapałem zaczęła przychodzić codziennie, zazwyczaj po śniadaniu lub obiedzie, do czego Zetsu zdążył się przyzwyczaić i choć nie mówił tego wprost, cieszył się jej towarzystwem.

Pewnego dnia jednak (Y/N) kazała długo na siebie czekać. Nie było jej przez cały ranek. Nie pokazała się również w południe i po. Wieczór zielonowłosy także spędził samotnie, a gdy słońce zaszło, stracił nadzieję, że dane mu będzie w ogóle zobaczyć dziewczynę.

Jego wnętrze wypełniło uczucie pustki, którego z początku nie rozumiał. Biały i Czarny sprzeczali się, czym było to spowodowane. Jasna strona twierdziła, że to musiało być związane z nieobecnością (Y/N).

Zetsu przyzwyczaił się do jej codziennych odwiedzin, do wspólnych rozmów, do spoglądania w jej kierunku, gdy akurat nie patrzyła, czy nawet do samej świadomości, że po prostu była blisko.

Czarna strona starała się wypierać jednak te myśli. Przyznanie się do tego nie wchodziło w grę.

Chociaż tak naprawdę w środku obie połowy były zgodne. (Y/N) nie była im obojętna.

— Nie bądźmy głupi — mówił Biały. — Jest nam smutno, bo jej nie ma —  wyjaśnił.

— Nie jest nam smutno. — Skrzywił się Czarny. — To głód. Wszystko wina głodu. Zaspokoimy głód i nie będziemy czuć się puści — stwierdził z przekonaniem. W jego głosie dało się wyczuć frustrację.

— Nie jesteśmy głodni — powiedział Biały i westchnął cicho. — To przez (Y/N). Tęsknimy za nią.

— Nie, nie tęsknimy. Jesteśmy na nią źli.

— Źli, bo nie przyszła, a my tęsknimy —  upierała się jaśniejsza połowa, która w świetle księżyca wyglądała bardziej ludzko niż czarna strona, którą w środku targały silniejsze emocje. —  Kochamy (Y/N). Powiedzmy jej to.

Nie przyszła — wysyczał nieprzyjemnie przez zęby Czarny.

— Może miała powód — bronił dziewczyny Biały. Miał jeszcze coś powiedzieć, gdy nagle usłyszał szelest trawy w oddali.

Ktoś prócz Zetsu był w ogrodzie. Obie połowy doskonale wiedziały, do kogo należały lekkie, zwinne kroki.

— Jednak przyszła...

* * *

(Y/N) rozglądała się po pięknym ogrodzie skąpanym w świetle okrągłej, srebrno-białej tarczy księżyca wiszącej na bezchmurnym niebie w towarzystwie setek maleńkich, jasnych punktcików.

— Zetsu? Jesteś tu? — zawołała, nie mając pojęcia, że zielonowłosy obserwował ją z ukrycia, zastanawiając się co zrobić.

Biały chciał się jej pokazać, jednak Czarny upierał się, że skoro ona kazała im tyle czekać, to mogli się odpłacić tym samym. Jednak w tej kwestii wola białej połowy okazała się silniejsza. Zetsu wtopił się w ziemię, by chwilę później niespodziewanie wynurzyć się tuż przed (Y/N), która zrobiła zachowawczy krok w tył.

— Jesteś — powiedziała z lekkim opóźnieniem, a na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech.

— Myśleliśmy, że nie przyjdziesz — powiedział Biały, uważnie się jej przyglądając.

— Wybacz, ale od rana nie było mnie w bazie. Miałam misję. Niby nic trudnego, ale zajęło mi to cały dzień — wyjaśniła pokrótce.

Zetsu skinął głową w geście zrozumienia, w środku kilkukrotnie analizując jej słowa. Była ma misji. Właśnie dlatego wcześniej nie przyszła. Gdy w pełni to pojął, niespodziewanie poczuł ulgę, że jednak nie złamała obietnicy i mimo dnia pełnego pracy, znalazła choć chwilę, by... No właśnie, co? Przyszła, aby pomóc przy roślinach czy się z nim zobaczyć?

— O, właśnie! — Dziewczyna zaczęła czegoś szukać po wewnętrznych kieszeniach płaszcza. — Zobacz, co udało mi się przy okazji kupić — powiedziała, wyciągając mały woreczek.

Podała go zielonowłosemu, a gdy ten zdjął sznurek, jego oczom okazała się zadziwiająca zawartość.

— Handlarz powiedział, że to nasionka roślin, które żyją tylko jeden dzień. Takie same jak te twoje – wyjaśniła, nie ukrywając dumy, jaką czuła na myśl, że udało jej się znaleźć coś tak rzadkiego.

Zetsu spojrzał na nią, gdy wypięła pierś i zaczęła się beztrosko kiwać w przód i w tył, oczekując od niego jakiejś pochwały. Zamiast tego zielonowłosy parsknął cicho śmiechem.

— Ale jesteś durna — powiedziała czarna połowa, dezorientując tym (Y/N). — Przecież to jest najzwyklejszy goździk.

Usta dziewczyny mimowolnie się otworzyły. Patrzyła to na woreczek to na Zetsu, nie dowierzając jego słowom. Wydała małą fortunę na nasionka, które okazały się być tandetną podróbką. Gdy zrozumiała, jak łatwo dała się oszukać, poczuła złość i zażenowanie. Odchrząknęła cicho i odwróciwszy wzrok, podrapała się nerwowo po policzku.

— Nie przejmuj się tym. Goździki też są fajne — odezwał się Biały, chcąc ją jakoś pocieszyć, co niestety niezbyt pomogło.

(Y/N) skinęła tylko głową i ruszyła przed siebie, by chwilę później zatrzymać się i usiąść na małym głazie. Zgarbiła sylwetkę, opierając łokcie o kolana i głowę na dłoniach. Zamknęła oczy i westchnęła cicho, zrezygnowała.

Nie ukrywała, że chciała się jakoś popisać przed Zetsu. To miała być niespodzianka. Nasionka kupiła specjalnie dla niego. Myślała, że tym sposobem łatwiej będzie przekazać, co do niego czuła, jednak poniosła porażkę na własne życzenie, przez własną głupotę czy lekkomyślność.

Gdy tak siedziała w ciszy, a odbite światło księżyca padało na jej posturę, Zetsu widocznie się nad czymś zastanawiał. Nie chciał widzieć jej smutku, co zgodnie stwierdziły obie połowy.

Po krótkim namyśle poszedł do niej bezszelestnie i usiadł tuż obok, na miękkiej trawie.

— Chciałam dać ci coś wyjątkowego — szepnęła niespodziewanie (Y/N), a jej cichy głos niósł chłodnawy, nocny wiatr.

— Co? — Zielonowłosy uniósł delikatnie brwi.

— Żeby ci się przypodobać — wyznała, ignorując pieczenie, które pojawiło się na jej policzkach. — Twój ogród jest piękny. Masz tu tyle niesamowitych roślin. Chciałam dać ci coś równie ciekawego i cennego.

— Ale dlaczego? — zapytały obie połowy.

(Y/N) poruszyła się nieznacznie i spojrzała na niego niepewna tego, co chciała zrobić. Z jednej strony czuła się trochę nieswojo, a jednak w środku odczuwała coraz silniejsze pragnienie wyznania swoich uczuć. Niewiele myśląc, pod wpływem chwili, postanowiła dać upust temu napięciu.

— Bo cię lubię — oznajmiła cicho. — I chciałam ci to pokazać, ale... Sam wiesz, że nie wyszło. To tylko głupie goździki... Nie są nic warte — szepnęła, spuszczając wzrok.

Zetsu chwilę wpatrywał się w nią, analizując, co właśnie usłyszał. (Y/N) chciała mu zaimponować, bo go lubiła. Naprawdę go lubiła. Tak samo, jak on lubił ją. Dla niego sprawa wydawała się prosta. Skoro oboje się lubili, nie potrzebne były żadne zabawy w podchody i utrudnienia, które często na drodze stawiali sobie ludzie.

Wiedział jednak, że taka chwila powinna być w jakiś sposób wyjątkowa, jak ogród, w którym przebywali. Rozejrzał się po okolicy, a w głowie zakołatała mu pewna myśl. Znał się na kwiatach i postanowił to wykorzystać.

— Goździki też są sporo warte, jeśli wiesz, co symbolizują — odezwał się Biały, a dziewczyna odruchowo uniosła na niego spojrzenie. — To symbol obietnicy...

— I zauroczenia — dokończył Czarny, a (h/c) włosa poczuła dziwne łaskotanie w środku.

— Obie rzeczy do ciebie pasują — kontynuował Biały, przyglądając się jej twarzy. — Przyjęliśmy twoją obietnicę...

— Przyjmiemy również to drugie — dodał ciszej Czarny.

(Y/N) zamurowało. Wpatrywała się w Zetsu, a im dłużej to robiła, tym na jej twarzy kwitł coraz piękniejszy uśmiech, którego nawet nie była świadoma.

— Też cię lubimy — wyjaśnił jeszcze Biały, jakby poprzednie słowa okazały się niewystarczające.

Gdy dziewczyna w pełni to zrozumiała, bez zastanowienia poleciła w stronę Zetsu i wtuliła się w niego na tyle, na ile pozwala jej na to muchołapka.

Tej nocy poczuła ulgę i radość – tak wielką, że nawet nasionka pospolitego goździka wydały jej się wyjątkowe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro