"Pada deszcz"
(Y/N) przechadzała się właśnie głównym korytarzem, zastanawiając się w jaki sposób ma wykraść słoik konfitury, który ostatnio widziała w pokoju Kakuzu. Była niemal pewna, że ta misja wiąże z sobą duże ryzyko, jednak dla niektórych rzeczy warto było się narażać. W końcu wydzielająca się adrenalina podczas niebezpieczeństwa przynajmniej pobudzała do życia i sprawiała, że nie było tak nudno.
Rozmyślając o plusach, jak i negatywnych stronach jej pomysłu, zauważyła, że jedne z drzwi są delikatnie uchylone.
Rozejrzała się dyskretnie, sprawdzając czy nikogo nie widać na horyzoncie, po czym cichutko na paluszkach zakradła się pod drzwi. Zajrzała przez niewielką szparę do środka.
Pokój z początku wydawał się pusty. Dopiero chwilę później spostrzegła lidera, który przeszedł z jednego końca pomieszczenia do drugiego, trzymając w dłoniach rozłożoną mapę.
Widok jego zamyślonej twarzy wydał jej się dziwnie przygnębiający. Zastanawiała się, czy bóg bólu w ogóle opuszczał bazę w celach innych niż załatwianie interesów związanych z organizacją.
Nie widywała go często, jednak za każdym razem, gdy ujrzała jego twarz, gościła na niej maska obojętności, pod którą chował swój ból. Jeśli chęć zmieniania świata sprawia, że ludzie stają się tacy, jak on, to nie chcę niczego zmieniać, pomyślała dziewczynka.
Przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, po czym odeszła do kuchni, by sprawdzić, co będzie dziś na obiad. W kuchni zastała Sasori'ego, który usiłował gotować. Przyglądała mu się z lekkim rozbawieniem, powstrzymując się od chichotania. Widok genialnego mistrza marionetek z metalową chochlą zamiast narzędzia w dłoni był bezcenny.
Sasori zaczął narzekać pod nosem, że wszystko dzieje się zbyt długo, przez co inni muszą czekać na obiad. Krzątał się po kuchni w takim roztargnieniu, że nie zauważył nawet jak (Y/N) otwiera jedną z dolnych szafek.
Dopiero po dłuższej chwili odsapnął z ulgą i zaparł ramiona na krawędzi blatu. Słysząc szelest folii, spojrzał przelotnie w stronę dźwięku i widząc dziewczynkę trzymającą paczkę płatków, wrócił do punktu, w który wpatrywał się przedtem.
I nagle zdał sobie z czegoś sprawę.
— (Y/N), co ty tu robisz?! — zawołał zszokowany, natychmiast odwracając się w jej stronę.
— Płatki jem — oznajmiła z uśmiechem i wskazała na paczkę.
— Nie zakradaj się tak — powiedział karcąco i podszedł do niej. — Nawet nie wiedziałem, że tu jesteś — dodał zastanawiającym głosem.
— To chyba nie moja sprawa, ale czy coś się tu przypadkiem nie przypala? — spytała, a wtedy Sasori gwałtownie zesztywniał.
— Moja zupa! — Od razu doskoczył do garnka, by uratować jakoś jego zawartość.
W tym czasie (Y/N) usiadła przy niewielkim stole i zaczęła chrupać płatki. Moment później usłyszała ciężkie westchnięcie ze strony Skorpiona.
— Udało się — oznajmił i zerknął kątem oka na (e/c) oką.
— Gratulacje — oznajmiła trochę niewyraźnie z chrupkami w buzi.
Czerwonowłosy jedynie parsknął i nalał trochę zupy do jednej z przygotowanych wcześniej misek, po czym postawił ją przed (Y/N).
— Spróbuj — nakazał, dając jej również łyżkę. Mała osóbka szybko zrobiła jak powiedział i jeszcze szybciej tego pożałowała.
— Okropnie słona... — wyszeptała ze skrzywioną miną, a Sasori odwrócił się tyłem do niej i prychnął.
— Nie podoba się to nie jedz. Ja i tak nie będę tego jadł, a inni mnie nie obchodzą — oznajmił nadzwyczaj oschle, by w ten sposób ukryć, że zrobiło mu się trochę przykro przez uwagę dziewczynki.
(Y/N) popatrzyła na niego z zaskoczeniem i w tym momencie coś sobie uświadomiła. Czując, że nie powinna tak otwarcie wyrażać złej opinii na temat zupy Sasori'ego, wstała i podeszła do niego powoli. Nawet jeśli naprawdę jedzenie było przesolone, wiedziała, że Sasori na pewno się starał. I miała rację, ale jako marionetka nie odczuwał już smaku, dlatego trudno było mu odpowiednio przyprawić zupę.
Dziewczynka przytuliła młodego mężczyznę na tyle, na ile pozwalały jej na to małe rączki. Zaskoczony lalkarz spojrzał w dół, gdzie dwie dłonie próbowały objąć go w pasie. Mężczyzna zastygł w bezruchu na dłuższą chwilę, starając się zapamiętać ten moment jak najlepiej.
— Przepraszam, że powiedziałam tak o twojej zupie. Ale naprawdę przesadziłeś z solą — szepnęła, wzmacniając uścisk.
— Kto by się tym przejmował. W ogóle nie powinienem gotować i tak tego nie jem. Niech martwią się ci, którzy wpisali mnie do grafiku — odparł i dziewczynka miała wrażenie, że bawi go ta sytuacja.
— Masz rację — uśmiechnęła się lekko i odsunęła po chwili. — Właściwie to zapchałam się płatkami i nie jestem głodna — dodała z zastanowieniem. — Idę na dwór.
*****
Kiedy tylko (Y/N) wyściubiła nos na zewnątrz, spostrzegła ciemne chmury na niebie. Zmarszczyła delikatnie brwi, bojąc się, że się rozpada i nie będzie mogła się bawić.
Z tą przygnębiającą myślą miała zamiar wrócić do pokoju, gdy nagle na dworze zobaczyła znajomą sylwetkę.
Ciekawe co on tam robi... – pomyślała i w tym momencie uświadomiła sobie, że łatwo może się tego dowiedzieć.
Wyszła z bazy i dyskretnie zaczęła się zbliżać do rudowłosego. Ukryła się w pobliskich zaroślach, by obserwować.
Pain stał pod jednym z drzew i wpatrywał się pustym wzrokiem w martwy punkt przed sobą. Dziewczynka przyglądała mu się dłuższy moment, zastanawiając się, o czym on teraz może myśleć.
— Wiem, że tu jesteś. — Usłyszała i momentalnie poczuła jak jej serce mocno zabiło ze zdumienia.
— A skąd? — zapytała jakby nigdy nic, wychodząc zza krzewów.
— Widziałem, jak tu szłaś — oznajmił spokojnie mężczyzna i przeniósł na nią wzrok.
— Tak? Ano, no bo właśnie, chodzi o to, że chciałam się zapytać, czy nie poszedłbyś ze mną na spacer? — wymyśliła szybko i uśmiechnęła się zachęcająco, po cichu licząc, że Pain się zgodzi.
— Ale zaraz będzie padać.
(Y/N) delikatnie się skrzywiła i zmierzyła go poważnym wzrokiem, co w jej wykonaniu wyglądało dość uroczo.
— Myślałam, że jesteś bogiem — zaczęła i założyła ręce. — A bogowie nie boją się pogody.
— Jestem nim i zapewniam Cię, że jeśli będę chciał, to powstrzymam jakikolwiek deszcz — powiedział pewnym głosem, na co ona w duchu zaczęła sobie gratulować sprytu.
— Jeśli to prawda, to proszę, Pain-sama, zostań moim towarzyszem podczas spaceru! — zawołała zadzierając głowę, by spojrzeć mu prosto w oczy.
*****
Silny deszcz lunął na ziemię momentalnie, a wszystko wokół poddało się nieprzewidywalnej pogodzie. Pośród gałęzi słychać było jedynie szum, odgłos kropli uderzających o ziemię i huśtające się na wietrze drzewa. I nagle w oddali rudowłosy mężczyzna usłyszał wesoły śmiech.
Zauważył dziewczynkę skaczącą po kamieniach wpół zanurzonych w błotnistej kałuży.
Pain stał na tyle blisko, by dosłyszeć rymowankę, którą radośnie zaczęła śpiewać (Y/N).
Pada deszcz, pada deszcz,
Pada deszcz na dworze.
Stuka, puka, stuka puka,
Straszy kogo może!
(h/c) włosa odwróciła głowę w jego stronę, gdy skończyła śpiewać i uniosła ze zdumienia brwi, zauważając, że deszcz nawet go nie zmoczył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro