☔ 3. 1942, Londyn
Ciszę przerwało czknięcie Crowleya, który rozłożył się na krześle. Było po przedstawieniu. Razem udali się do antykwariatu, napić się wina. Niestety, Aziraphael nie miał go wiele, a w sklepach nie było bogato z powodu wojny. Crowley przerzucił wzrok na stół, gdzie leżało zdjęcie, które Aziraphael zdołał podmienić. Wciąż trudno mu było uwierzyć, że tak beznadziejny magik jak on zdołał je niepostrzeżenie podmienić.
Prychnął pod nosem i napił się wina.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał anioł, odwracając się do niego. Stał przy regale z książkami, szukając jakiejś książki o magikach.
- Kto wie - westchnął Crowley, krzyżując nogi. - Nie szukaj. Nie potrzebuje tej książki - przerwał mu poszukiwania. Aziraphael skrzywił się. W końcu chwilę tam już stał.
- I mówisz to dopiero teraz?
- Uznałem, że może potrzebujesz zajęcia.
Crowley posłał mu krzywy, ale ciepły uśmiech.
- Mogłeś po prostu powiedzieć, że chcesz - przerwał i sięgnął do swojego rękawu, niezdarnie wyciągając z niej kolorową chustkę. Uśmiechnął się szeroko do Crowleya, który zakrył twarz dłonią z zażenowania. - Czarów!
- Nie... - prychnął Crowley. - Gdybyś miał więcej wina, może bym to zniósł pod wpływem. Ale nie na trzeźwo - powiedział co wiedział. Mimo, że widział ile radości sprawiało Aziraphaelowi czarowanie, to nie mógł tego znieść tego jak bardzo nieudolnie to robił. Może kiedyś będzie mu szło lepiej. Lub zrezygnuje.
- Huh - westchnął Aziraphael i schował smutno chustę. Demon musiał odwrócić wzrok, aby nie mierzyć się ze smutkiem drugiego. - No tak. Może włączę jakąś muzykę?
- Jeśli chcesz tańczyć, muszę odmówić - pokręcił głową. Odłożył naczynie, trzymane do tej pory w ręce na pobliski stoliczek.
- Niespotykane - odezwał się drugi. Sądził, że rudowłosy sam to rozwinie, ale nie, wzruszył tylko ramionami i odwrócił wzrok. - Nie chcesz powiedzieć dlaczego?
- Nie - mruknął beztrosko. - Ale pewnie i tak zapytasz.
- Dlaczego? - Aziraphael dokładnie to zrobił, uśmiechając się przy tym niewinnie.
- Oczywiście... Bolą mnie stopy - powiedział. Jednak anioł i tak się uśmiechał, już zamierzając się z nim droczyć - Poparzyłem je wchodząc do kościoła. Był święcony, wiele razy. Pewnie zdążyłeś się domyślić, ale parzyło jak cholera.
Uśmiech anioła zniknął w ciągu paru, szybkich sekund.
- Pokażesz mi je? Może zdołam coś z tym zrobić - zaproponował Aziraphael, stając tuż przed swoim towarzyszem. Zdjął swoją marynarkę, nie czekając nawet na to, aż dostanie przyzwolenie. I tak musiałby się zgodzić. Anioł czuł się winny.
- Nie sądze, że powinieneś mi grzebać w stopach - uniósł brew niepewnie. - Nie jestem mesjaszem - rzucił żartem, na który sam musiał się zaśmiać. Aziraphaela nie rozbawił na tyle, żeby się zaśmiał.
- Wystarczy, że jesteś stworzeniem Pana - odparł. Podwinął rękawy koszuli i uklęknął.
Crowley przełknął ślinę, czując mocne zażenowanie. Dziwnie się czuł, dość niekomfortowo, bynajmniej. W dodatku nie wiedział co zrobić, bardzo chciał pomocy, w końcu może anioł mógłby uczynić cud, jednak to ujęło by jego dumie.
- Jak w 33 - machnął głową, próbując zmienić temat. - Maria Magdalena.
- Mój drogi, proszę. Daj mi spojrzeć - ich spojrzenia spotkały się, krzyżując ze sobą. Crowley westchnął i wyprostował nogi, zdejmując je z siebie. Pochylił się by zdjąć buty, lecz Aziraphael zrobił to pierwszy.
Jego skarpety zdawały się przepalone, chociaż nawet nie poczuł, że te mają w sobie dziury. Cofnął niepewnie stopy, marszcząc brwii.
- Możesz mi zaufać - Aziraphael spojrzał na niego. - Chce się tym zająć - mówiąc to odsunął na bok parę eleganckich butów. Crowley niepewnie pozwolił mu się dotknąć, wciąż jednak czując się nieswojo.
Anioł zdjął obie skarpety, odkładając je do butów Crowleya i unosząc stopę przyjaciela, aby sprawdzić jej stan. Sam syknął na widok poparzeń.
- Ah - syknął i zmarszczył brwii. - Nie wygląda przyjemnie.
- Co ty nie powiesz - powiedział zawstydzony demon i spróbował wyrwać nogę, kompletnie zniechęcony.
- Crowley! - blondwłosy uniósł głos, a Crowley zastygł w bezruchu, oddychając jedynie ciężko. Aziraphael rozumiał, że musiało go to boleć, a samo doświadczenie nie należało do przyjemniejszych, ale musiał chwilę wytrzymać. - Przepraszam. Nie będę nic mówić, jeśli chcesz.
- Uh - westchnął Crowley i odwrócił wzrok. - Mów - mruknął i założył okulary na twarz. Do tej pory były schowane w kieszeni jego marynarki. Aziraphael uszanował jego życzenie, nie dopytując. Był w stanie się domyślić, że cisza byłaby niekomfortowa, zwłaszcza, gdyby przerywały ją stękania bólu demona.
- Wygląda boleśnie. Przepraszam cię, że cię w to wplątałem. Myślałem, że dam radę sam - mamrotał pod nosem Aziraphael, oglądając rany. Obie stopy były opuchnięte, a skóra wokół nich czerwona i pokryta nieprzyjemnie prezentującymi się pęcherzykami. - Ta policjantka... nie myślałem, że współpracuje z wrogiem. A po prostu chciałem być użyteczny.
- Nie musisz się tłumaczyć - warknął niezadowolony Crowley i odwrócił wzrok, marszcząc brwii. - Niczego nie żałuję... - syknął, gdy Aziraphael przyłożył swoją dłoń do jego stopy, pozbywając się świętości, tak doskwierającej demonicznemu bytowi. Ręka zalśniła, a Crowkey poczuł pieczenie. Wykrzywił się w bólu, szarpiąc nogą. Aziraphael jednak trzymał ją mocno. Demon jęknął z bólu, zaciskając zęby i ręce na uchwytach krzesła. - Nawet gdybym musiał przejść po wodzie święconej - zmarszczył brwii, a w jego oczach zarysowały się łzy. Jak dobrze, że nie było tego widać. Miał na sobie okulary. - Zrobiłbym to.
Odetchnął, gdy Aziraphael skończył. Ból w dużej mierze ustąpił.
- Cofnąłem działanie wody święconej - wyjaśnił anioł. Uznał, że nie będzie komentować tego co powiedział Crowley. Oboje zdecydowanie woleli to przemilczeć dla wzajemnego dobra. Mimo to jednak, Aziraphael posłał przyjacielowi wdzięczne spojrzenie. - Boli? - zapytał, uciskając stopę Crowleya.
- Nie - zaprzeczył, opierając się o krzesło i zamykając oczy. Był zmęczony, ale gdy ból zszedł, czuł się lepiej niż kiedykolwiek. - Lubię kiedy ty to robisz - przyznał z czarującym uśmiechem. Aziraphael bowiem już nie raz ściągał z niego działanie świętej wody.
- Odważne wyznanie - zaśmiał się anioł i sięgnął do drugiej stopy. - Uwaga - ostrzegł, po czym jego dłoń znów zalśniła.
- Na litość szatańską! - skrzywił się Crowley i przeklął, a jego uśmiech szybko zniknął. - Zaraz zwrócę wszystko co wypiłem - zaczął narzekać cichym, niezadowolonym mamrotem. Po chwili ból zniknął. Zanim Crowley zwymiotował.
Rudowłosy odetchnął i zakrył twarz dłonią, patrząc na anioła. Dopiero teraz uśmiadomił sobie jak erotycznie ta sytuacjia wyglądała. Odwrócił wzrok, czując, że jego twarz robi się czerwona.
- Przyniosę opatrunki - powiedział anioł. Podnosząc się z ziemi. Już po chwili wrócił z miską zimnej wody. - Nie zdołam ich uleczyć do końca. Zostaną blizny. Więc tak czy siak, musimy pozostać przy tradycyjnych, ludzkich metodach - powiedział, po czym zaczął owijać jego stopy bandażem. Crowley niepewnie opuścił stopy na ziemię, marszcząc brwii. Rozluźnił się, obserwując anioła, który stał tuż obok, łącząc ze sobą ręce.
- Wciąż możesz włączyć muzykę, jeśli chcesz - powiedział demon i uśmiechnął się. Machnął ręką w stronę gramofonu, który Aziraphael od zawsze trzymał w bibliotece. - Wciąż możesz tańczyć.
- Nie mam ochoty - westchnął. - Poza tym umiem tylko gavotta. Może lepiej znajdę ci jakieś książki?
- Nie sądzę, że chcę... - mruknął niechetnie i odwrócił wzrok. Nie czytał książek. Nie lubił ich. Znacznie bardziej wolał muzykę.
- Na pewno znajdę coś co lubisz, Crowley. Nie możesz nienawidzić wszystkich książek - naciskał anioł, znikając za regałem. Crowley wywrócił oczami poirytowany, a jego zauroczenie aniołem zniknęło. Czasami go denerwował. Tym jak bardzo uparty był i naiwnie lojalny. Najbardziej.
- Jasne - prychnął i spojrzał za okno, czekając aż anioł wróci.
- Mam historię zespołów ostatniego dziesięciolecia.
- Wolę słuchać ich muzyki - powiedział bez wahania. Niezaprzeczalnie.
- Zbrodnia i kara? - zapytał Aziraphael i wychylił się zza regału. Crowley skrzywił się, widząc grubość książki. Zaraz znów zniknął za rogiem.
- Ta książka jest zbrodnią - machnął ręką, odmawiając jej czytania.
- A może Atlas Roślin Pokojowych?
- Kuszące, odmówię. Wolę na nie krzyczeć.
- Krzyczeć? - zapytał retorycznie anioł. Crowley mruknął twierdząco pod nosem. Przez chwilę trwała cisza. W końcu jednak została przerwana. - Mam jedną. Nie odmówisz.
- Nie chce książek.
- Nie chcesz znów zobaczyć swoich mgławic? - zapytał anioł, a oczy Crowleya błysnęły jasno. Odwrócił się szybko, widoczne podekscytowany. Odsunął się od oparcia krzesła, wychylając się w stronę swojego towarzysza.
- Jak? - zapytał. Aziraphael uśmiechnął się ciepło. W dłoni trzymał wielką księgę, nie była gruba, ale duża. Z czarną okładką o skórzanej teksturze. - W książce? - zapytał. Prychnął lekceważąco, ale nie stracił zainteresowania.
Aziraphael zaśmiał się pod nosem i wziął swoje krzesło, przesuwając je tuż obok Crowleya. Otworzył księgę na pierwszej stronie, przewracając kartki tytułowe. Doszedł do spisu treści.
- Mgławice - przeczytał głośno i zmienił stronę. Crowley zdjął okulary i pochylił się w stronę książki, dokladnie obserwując każdy skrawek papieru. Już po chwili, Aziraphael przewrócił stronę, a ich oczom ukazała się urokliwie namalowana mgławica. Crowley wstrzymał powietrze, podziwiając to jak oddano piękno jego stworzenia.
- Wiesz, że umniejszasz mi w cierpieniu? - zapytał rozbawiony, ostrożnie odbierając książkę i przenosząc ją na swoje kolana. Przymrużył oczy, próbując wyostrzyć wzrok. Wciąż nie widział kolorów, nie tak jasno, jak mógłby ze swoimi starymi oczami. Węże dostrzegały większość kolorów w odcieniach szarości. Nie widział kolorów otoczenia. Mógł za to określać jak ciepłe coś było. Licząc, że to nada kolorów książce, spróbował wyczuć natężenie ciepła w książce. Ale to nic nie dało.
- Tutaj jest ciemnobłękitna - powiedział Aziraphael i wskazał dość szybko palcem na książce. Crowley spojrzał na niego kątem oka, a anioł uśmiechnął się niezręcznie. Wzrok demona wrócił do odcieni szarości, a jego oczy wróciły do książki z niepewnością. - Tutaj powoli robi się jaśniejsza i wpada w błękit. A z tej strony jest żółta.
- A fiolet?
- Z tej strony - pokazał mu Aziraphael, zakreślając pewien obszar na rysunku. Crowley rozszerzył oczy, ze smutkiem mierząc wzrokiem swoje dzieło. - Tu wpada w róż i czerwień - znów przejechał palcem po kartce. Zapadła głucha cisza.
- Dlaczego nie mogę jej zobaczyć? - zapytał rozżalony Crowley. Wciąż patrzył na rysunek w książce. Gdyby nie książka, nie widziałby swojej mgławicy w ogóle. Miał bardzo słaby wzrok, który nie wyłapywał światła tak słabego jak światło gwiazd.
- Masz oczy węża, więc...
- Nie, pytam dlaczego to musiały być akurat moje oczy? - zapytał, w końcu spoglądając na anioła. Aziraphael zmarszczył brwii i odwrócił wzrok, nie mogąc znieść smutnego spojrzenia. Gdyby mógł, odwróciłby to, żeby sprawić aby Crowley odzyskał swój wzrok. Chociaż na chwilę.
- Nie wiem, mój drogi chłopcze - odparł nerwowo. Demon wrócił wzrokiem do książki, czując się źle z tym, że tak zdenerwował drugiego. Może czasami lepiej było nie pytać.
Przejechał palcami po książce, starając się chociaż sobie wyobrazić swoją mgławicę. Dobrze, że przynajmniej raz widział jej kolory. Wzdrygnął się, gdy ręka Aziraphaela spoczęła na jego ramieniu.
- Wybacz mi, gdybym mógł, zmieniłbym to - wyznał zgodnie z tym co myślał. - W tej chwili mogę ci jednak zaproponować jedynie książkę. Nie mogę wpływać na boską interwencje.
- Jakby... - urwał. To co chciał powiedzieć było głupie, oczywiście, że książka pomagała. Warknął pod nosem i uderzył głową w oparcie krzesła tak mocno, że to zaskrzypiało. - Chodzi o to, że... - przerwał i zmarszczył brwii. Pokręcił głową. - Nieważne.
Aziraphael uszanował to i w tej chwili, mógł zapewnić mu jedynie poklepanie po plecach i kojący uśmiech współczucia. Przewrócił stronę, która przedstawiała kolejną mgławicę. Przez resztę nocy, przeglądali wybrany przez anioła atlas, próbując odtworzyć piękno tego co stworzył Crowley na kartkach papieru.
Dopiero nad ranem, Crowley zasnął w krześle, trzymając mocno książkę. Anioł okrył go kocem i odszedł do swojej sypialni, nie chcąc spać na krześle.
Atlas nigdy do niego nie wrócił.
Aziraphael sądził, że ten jeden egzemplarz, chociaż jedyny, mógł oddać Crowleyowi. Chciał dać mu chociaż małą namiastkę jego dawnego wzroku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro