"Ostatni dzień"
⚠️️UWAGA:⚠️Oneshot zawiera sceny +18, więc jeśli nie jesteś zbyt dojrzały na czytanie takich rzeczy lub brzydzą Cię to natychmiast opuść to miejsce. A jak jeszcze tu jesteś to miłego czytania :)
Ship: Oumami (Kokichi Ouma x Rantaro Amami)
Osoba, która zamawiała: turtelxd
Niestety to mój ostatni dzień w tym mieście. Od jutra będę paręset kilometrów dalej zostawiając wszystko co kocham. Przyjaciół, szkołę, miejsca w których przebywam, by czasem zapomnieć o otaczającym mnie świecie i mojego chłopaka. Dobra, co do przyjaciół i szkoły to kłamałem, ale reszta to najprawdziwsza prawda, przysięgam! Wszystkich irytuję i mają mnie dosyć. Jedynie przyjaźnię się z tą głupią krową Miu, ale chyba nie ma nic przeciwko jak ją traktuję, zresztą odwdzięczam się tym samym. Chcielibyście pewnie usłyszeć jak opowiadam o swojej drugiej połówce? Pewnie, czemu nie. Nazywa się Rantaro Amami i jest również najlepszym kumplem. Znamy się od trzech lat, ale ja byłem tym co poprosił go o chodzenie ze mną rok temu.
- Dobra. - Wtedy wzruszył po prostu ramionami.
Ale powodem było to, że na środku chodniku wykrzyczałem mu w twarz to czy chce ze mną być, a wszyscy inni ludzie wokół nas gapili się z wyczekiwaniem. Ostatecznie, gdy nie doszło do wielkiego pocałunku miłości większość yaoistek opuściła miejsce z oburzeniem w trybie natychmiastowym. Gdy poszliśmy do jego domu, rzecz jasna wynagrodził mi że inaczej nie zareagował, ale i tak dostałem niezły opieprz.
Ciekawe czemu?
Nawet dobrze to wspominam. Za każdym razem śmiałem się z tej sytuacji jak wariat, a Rantaro nazywał mnie dużym dzieckiem. Przed naszym zejściem się, traktował mnie bardziej jak młodszego brata, dlatego wątpiłem w to czy coś do mnie czuje.
Teraz szedłem podekscytowany na miejsce spotkania z zielono-włosym. Miało to być niedaleko kawiarni, gdzie zazwyczaj chodziliśmy, by wypić dobry, gorący napój. To było tylko umowne miejsce, ponieważ Rantaro zapowiedział, że zabierze mnie gdzieś z okazji naszego ostatniego wspólnie spędzonego dnia. No może nie taki ostateczny, ale na pewno już nie będziemy spotykać się tak często. Co bardzo mnie martwiło, no bo jak w takim razie przetrwa nasza relacja? Będziemy jeszcze się kontaktować? Czy Rantaro o mnie nie zapomni? Nie powinien wątpić w jego lojalność co do mnie, ale życie podrzuca nam wiele przeszkód pod nogi. Nigdy jeszcze nie miałem drugiej połówki przed nim, ale nie było takiego momentu bym nastawiał się na spędzenie resztę życia "z tym jedynym". Nie, po prostu wiedziałem że życie nie jest idealne i zapewne odnajdę tą osobę w wieku około 30 lat. W końcu nastolatkowie tacy są, co nie? Zmieniają obiekt westchnień jak rękawiczki. Może gadam teraz jak stary dziad, ale taka jest smutna prawda. Wszyscy są tacy sami. Mimo to ufam Rantaro jak nikomu innemu i pozwolę mu samodzielnie wybrać ścieżkę życia. Czy wybierze mnie, czy kogoś innego. A odpowiedź powinienem poznać już wkrótce.
Kiedy stanąłem obok bramy prowadzącej do kawiarni westchnąłem i ze zniecierpliwieniem czekałem. Czas mijał mi niemiłosiernie długo, nawet jeżeli minęło nie mniej niż pięć minut. Nawet zacząłem liczyć mrówki na chodniku, Gonta byłby ze mnie dumny...
Zacząłem też chodzić w tę i we w tę, skakać na jednej nodze i ganiać wiewiórki. Niektórzy z powodu mojego wzrostu uznaliby mnie pewnie za dwunastoletnie dziecko, ale również za nieadekwatne do prawie dorosłego człowieka zachowanie. Ale mnie to nie obchodziło, czasem chciałbym wrócić do tych dziecięcych lat kiedy moim jedynym zmartwieniem było jaki smak lodów wybrać.
Podczas moich kilkuminutowych rozterek w końcu nadszedł Amami. Wyglądał bardziej niż pociągająco; ale się wystroił! Też starałem się jak na moje oko nie najgorzej ubrać, zwłaszcza gdyż ten dzień miał być wyjątkowy. Podszedłem do chłopaka z wielkim uśmiechem na twarzy i zanim zdążyłem cmoknąć go w usta, ten porwał mnie w objęcia i sam złożył na moich wargach soczysty pocałunek.
Zaśmiałem się dosyć charakterystycznie po tym czynie i odsunąłem się od Rantaro udając oburzenie.
- No weeeź, znów to TY musiałeś mnie zaskoczyć. - Fuknąłem, ale oczywiście było to pozytywne uczucie.
- Kokichi, to ja miałem dziś sprawić Ci przyjemność, pamiętasz? - Odparł z rozbawieniem.
- Hmm? Oświeć mnie, bo tak średnio wiem co masz na myśli, ne-hehe.
Rantaro wziął w swoją rękę moją dłoń i jakże po dżentelmeńsku ją ucałował.
- Wkrótce zobaczysz mój drogi. Ale najpierw co ty na to, by pójść do twojego ulubionego parku rozrywki, najeść się waty cukrowej i puszczać na wodzie kaczki?
Moje oczy zapewne się powiększyły, gdy tylko to powiedział. To prawie spełnienie najskrytszych marzeń!
- Brzmi jak świetny plan Rantaroni!
- Rantaroni...? - Wyższy uniósł brew w zdziwieniu.
- A co, wolisz pepperoni? Dobrze pepperoni-chaan!
- Ty i te twoje wymysły. - Przewrócił oczami na wpół zirytowany, na wpół rozbawiony.
Trzymaliśmy się za ręce całą drogę gawędząc beztrosko o mało ważnych rzeczach. Toteż dlatego tak się dobrze bawiliśmy. Ale to nie zastąpi przeepickiej jazdy rollercoasterem! Chciałem nawet wstać z wagonika, by się pochwalić, że nic mi nie jest straszne, ale awokado od razu mnie skarcił mówiąc, że w dzieciństwie chyba upadłem na głowę. Pomijając tą akcję, skorzystaliśmy ze wszystkich innych atrakcji, jedliśmy to na co mamy ochotę, a nawet ukradłem dziecku balonika i miękkim kijem uderzałem jakiegoś pana udając, że jest aligatorem. Ochrona mnie wyprowadziła razem z moim chłopakiem, który przyglądał się temu z niedowierzaniem. Eh, i tak zrobiliśmy tam już wszystko co mieliśmy.
Po tym poszliśmy nad jezioro rzucając obiecane kamienie do wody. Pobiłem rekord Amamiego, ha! Coś mi się w końcu dzisiaj udało! A nie, chwila... Ta rozpierducha w parku rozrywki też rozwaliła system!
- Ale było super! Musimy to kiedyś powtórzyć! - Powiedziałem, gdy już się ściemniało, a my spacerowaliśmy po ulicach miasta.
- Mam nadzieję, że nie masz na myśli sytuacji z parku rozrywki? Jeżeli tak, to ja odpadam. Przesadziłeś Ouma. - Zahihotał cicho pod nosem.
- A jednak się śmiejesz! Czyli podobało Ci się, no przyznaj już.
- Śmieję się z twojej głupoty i dziecinności.
- No to nie wyobrażam sobie byś mógł mnie pod innymi względami pokochać. - Odgryzłem mu usatysfakcjonowany.
Rantaro tylko się uśmiechnął wymijająco i jakby zrobił się zbyt cichy. Musiał się czymś zamyślić, ale ja nie przeszkadzałem mu w dumaniu. Ale, gdy już kusiło mnie by to zrobić, odezwał się.
- Może pójdziemy do mnie do domu? Głupio byłoby odmówić, już prawie jesteśmy. - Pokazał dłonią obszar przed sobą.
- No jasne, tak szybko się mnie jeszcze nie pozbędziesz!
Kiedy odpowiedział coś co ledwie usłyszałem, stanęliśmy już przed jego mieszkaniem. Otworzył kluczem uwieszonym na jego szyi drzwi do klatki schodowej i weszliśmy do środka. Gdy dotarliśmy już do kolejnych drzwi od jego mieszkania, wpuścił mnie do środka.
Rantaro zaproponował mi coś do picia, a ja żywo odpowiedziałem, że pantę. Był taki kochany, że często posiadał zapasy tego napoju specjalnie na moje przyjście. Gdy popijaliśmy swoje "trunki" gadaliśmy w większości o przyjemnych rzeczach. Bo po co gadać o tych złych jeśli to nasz ostatni dzień? Obgadywaliśmy też naszych kolegów z klasy, w szczególności ja.
- Dziwię się, że chociaż Miu chce mieć z tobą coś do czynienia, jak owinąłeś ją sobie wokół palca? - Zielono-włosy zaśmiał się i położył dłoń na moim kolanie, a po moich plecach przeszły ciarki.
- No wiesz... Uroki kłamcy, czyż nie? - Wyszczerzyłem się, szybko mrugając powiekami.
Rantaro przez chwilę wpatrywał się we mnie bez słowa. Nawet nie wiem czy to było długo czy nie. Zaraz chłopak przysunął swe usta mi do ucha i szepnął:
- A skłamałbyś, gdybym spytał Cię czy mnie kochasz? - I pocałował mnie w kącik ust.
- Hmm, zależy to od mojego humoru Amami-chan.
Mój ton głosu nie byłby taki nonszalancki, gdyby Rantaro wcześniej schodził ustami w dół mojej szyi. Zamurowało mnie, nawet jeśli zdarzało mu się robić to wcześniej. Jednak teraz jest inaczej. Atmosfera bardziej intymna i jak z filmów dla dorosłych. Nie żebym oglądał czy coś.
Nie miałem pojęcia co teraz zrobić, a tym bardziej co powiedzieć. Jeszcze nie znajdowałem się w takiej sytuacji, a w głowie miałem pełno głupich myśli. "Czy on chce TO teraz robić?", "A jeśli tak to co jeśli się zawiedzie?", "Nie mam przecież żadnego doświadczenia!", "A może to tylko moja dzika wyobraźnia?".
- Kokichi, czemu jesteś taki spięty? - Pocałował mnie w zagłębienie mojej szyi.
- Trudno takim nie być kiedy jesteś blisko mnie... - Stwierdziłem nerwowo.
- Jeśli robię coś wbrew twojej woli, to przepraszam. Nie miałem nic złego...
Gwałtownie mu przerwałem.
- Nie! Nie o to mi chodziło. To dla mnie nowe, to tyle... Miałeś na myśli TO, prawda Rantaro? - Zarumieniłem się lekko.
Uśmiechnął się troskliwie.
- Nie zrobiłbym nic co wykraczałoby po za twoją strefę komfortu. Lecz też mogę Ci umilić ten wieczór...
- Tak, proszę. - Powiedziałem szybko niekontrolując się. - Nie poznałem Cię jeszcze wystarczająco dobrze, ne-hehe.
- Do niczego Cię nie zmuszam, przecież wiesz...
- A ty zawsze musisz zrzędzić jak stary zgred. Mówię Ci na co mam ochotę i że jestem teraz cały twój...
Ugh, naprawdę muszę przestać paplać co mi ślina na język przyniesie. To tylko powoduje, że robię się coraz bardziej czerwony.
Rantaro skinął lekko głową, a potem położył mi dłoń na klatce piersiowej. Od każdego choćby najmniejszego jego dotyku, cały drżę. Lekko się zaskoczyłem, a on chyba to zauważył, bo wypuścił z ust dźwięk przypominający śmiech. Podwinął mi koszulkę, by odsłonić mój brzuch. Ucałował go lekko zostawiając na nim mokry ślad. Z każdym jego gestem byłem coraz bardziej podekscytowany. Odruchowo dotknąłem wybrzuszenia w swych spodniach czekając na tę upragnioną chwilę. Chłopak wymusił ode mnie jęk składając co nowsze pocałunki na moim torsie.
Następny ruch był bardziej niż niespodziewany. Moje ciało uniosło się w górę. Spojrzałem na ukochanego z niezrozumienien. Niósł mnie gdzieś coś na styl panny młodej tylko sukienki ślubnej brak.
- Co ty... robisz?
- Nie sądzisz, że kanapa to dość kiepskie miejsce na kochanie się?
- Dla Ciebie to pewnie żadna różnica... - Po chwili domyśliłem się jak mogło to okropnie zabrzmieć. - Mam na myśli, że w na pewno w każdym miejscu jesteś dobry! Znaczy się...
Za dużo gadasz jebany Kokichi! Ponownie się moje policzki płonęły żywym ogniem. Rantaro tylko się zaśmiał i gdy wszedł ze mną do sypialni, delikatnie położył mnie na łóżku. Byłem w lekkim rozkroku, a on usiadł między moimi nogami, tak że były widoczne tylko jego kolana. Dotknął rozgrzanego policzka i powiedział do mnie czule:
- Odpręż się i niczym się nie martw.
Po tych słowach już ostatecznie zdjął moją koszulkę ukazując blady tors oraz wystające żebra. Byłem dość chudy, to fakt. Może nawet miałem niedowagę, ale mi to nie przeszkadzało. Wiele osób mi to powtarzało, ale ja byłem zadowolony z takiego stanu rzeczy.
Zielono-włosy delikatnie dotknął mojego boku jakby bał się, że mi coś zrobi. Jego pożądanie było zaćmione przez miłość co mnie nawet cieszyło. Nie cierpiałem przedmiotowego traktowania. Zdarzało się, że z tego powodu byłem nazywany aseksualnym choć to nie była prawda. Dla mnie liczyła się bardziej relacja między osobami, a nie fizyczne przyjemności.
- Umm, Rantaro? Wszystko dob-...?
- Nie chcę byś już więcej chudł.
- Co...?
- To co słyszałeś. Zrobisz sobie krzywdę, nie można popadać w skrajność. Kokichi, jak mnie nie będzie to kogo się posłuchasz? Tylko mi łatwo ulegasz. - Uśmiechnął się smutno.
- Naprawdę nawet teraz musisz zaczynać ten temat? Myślałem, że chciałeś umilić mi ten wieczór. - Pokręciłem głową z drobnym zirytowaniem.
- Pewnie, że chcę, ale nie możesz...
- Zostawmy to na później, dobrze? Amami-chan, proooszę. - Przeciągnąłem uroczo. Wiedziałem, że to zawsze na niego działa.
Westchnął jakby miał mnie już dosyć. A i tak to nie była prawda.
Opuszkami palców miękkimi jak puch zaczął rysować kółka na moim ciele. Potem zaznaczył swą obecność malinką zrobioną tuż na moim ramieniu. Swą dłoń włożyłem w jego mięciutkie włosy. On cały był jak pluszowy miś.
Wiem, że on to zaproponował, ale nie chciałem pozostać mu dłużnym, więc mając zamknięte oczy, błądziłem po materiale jego bluzki aż w końcu zdjąłem ten zbędny w tej chwili element odzienia. Odrzuciłem go niezgrabnie na bok i zająłem się pieszczeniem palcami klatki piersiowej. Ideał w każdym calu, obawiałem się że jakakolwiek moja czynność naruszy tą nieskalaną świątynie. On jakby to zauważył i chwycił mnie za nadgarstki mocniej przyciskając je do swojej piersi. Uśmiechnął się zachęcająco jakby pozwalał mi na robienie czego chcę.
Nie byłem obyty w tych sprawach, więc wolałem poddać się Rantaro, jednakże to nie tak, że będę spoczywać na laurach. Chwyciłem go za podbródek i przycisnąłem swe wargi do niego językiem walcząc o dominacje. Dłonie położyłem mu na ramionach mocno wbijając w dół, by lekko podnieść się do góry. Teraz byłem delikatnie wyższy od niego. Amami oddawał moje pocałunki z równą pasją i oddaniem. Całowaliśmy się jakby świat miał się skończyć. Jakby to miał być nasz ostatni spędzony razem dzień. Może i tak właśnie miało się stać? Nie, nie mogę teraz o tym myśleć.
Poczułem jak coś majstruje przy moim pasku od spodni niedługo potem sprawiając, że dżinsy zsunęły mi się z bioder. Dłoń chłopaka złapała mnie lekko za pośladki i ucałował miejsce tuż nad linią bokserek. Cicho westchnąłem obsesyjnie obmacując plecy ukochanego. W końcu spojrzał mi prosto w oczy, a jednocześnie bawił się gumką od mojej bielizny, aż ta irytująco powolnie została mi odebrana.
Zaczerwieniłem się. Jeszcze nigdy w naszej relacji nie zaszliśmy tak daleko. To było dość krępujące, czy ja... Czy ja powinienem tak się czuć?
Co mnie zaskoczyło, Rantaro dalej wpatrywał się mi tylko w oczy. Za to ja oddychałem nierówno, a mój wzrok fruwał po całym pomieszczeniu.
- Hej, Kokichi. Boisz się? - Zapytał mnie znienacka.
- C-co? Ja nie boję się... Znowu coś wymyślasz...
Awokado posłał mi jeden ze swych pięknych uśmiechów i położył dłoń na moim już nagim udzie.
- Widzę jak drżysz, a myślę że nie jest Ci zimno. - Zmrużył oczy.
Szlag, przejrzał mnie.
- Przede mną nie musisz udawać. Gdy coś Ci nie będzie pasować, od razu przestanę i zapomnimy o tym. Zgoda?
- T-tak. Pasuje mi.
Uśmiechnąłem się po czym oparłem głowę o materac zamykając oczy. Aż nadszedł moment przy którym zaskoczony krzyknąłem. Coś mokrego owinęło się wokół mego przyrodzenia. Ale to było takie przyjemne uczucie, że nie mogłem nic robić oprócz nierównomiernego oddychania, a także wydawania cichych jęków. Uniosłem się do delikatnego siadu i ujrzałem Amamiego, którego widok był zapierający dech w piersiach.
Jeszcze nigdy nie było mi tak dobrze, miałem wrażenie że to jakiś erotyczny sen, z którego lada moment się wybudzę. Próbowałem coś powiedzieć, choćby to, że też chciałbym pomóc mu w pozbyciu się spodni, ale najwidoczniej nie miał jeszcze zamiaru skończyć. Przyglądałem mu się z zaciekawieniem. Upływ czasu towarzyszący przy tej czynności był niewielki, bo nagle Rantaro wstał z kolan, by porzucić swoją część garderoby, ale ja szybko się do niego rzuciłem, by w tym go wyręczyć. Z lekkim śmiechem pozwolił mi, a wtedy spodnie od razu z bielizną poszły w zapomnienie. Oniemiały widokiem przed sobą delikatnie dotknąłem czubka jego penisa, by potem go objąć dłonią. Poruszyłem nią powoli w górę i w dół wydobywając z ust chłopaka przyjemne dla ucha dźwięki.
Z czasem zrobiłem mu taką samą przyjemność jak on mi wcześniej. Przy okazji masowałem mu też uda od wewnętrznej i zewnętrznej strony. Bawiłem się też jego jądrami trochę je nawilżając, lecz nagle Rantaro wziął mnie z zaskoczenia, bo ponownie położył mnie na łóżku, tym razem trochę bardziej agresywnie, a jego wzrok spotkał się z moim swobodnie nade mną zwisając. Kąciki ust utworzyły śliczny uśmiech pełen czułości i pogładził kciukiem mój policzek.
- Będę uważać, ale jakby się coś stało, to krzycz najgłośniej jak potrafisz.
- Nie martw się... Na pewno będę, nie ważne co. - Wydyszałem podjarany żartując.
Chłopak się zaśmiał, a potem... Prawie że zemdlałem. Wszedł tak gładko, że nawet nie zorientowałem się kiedy. Jedynymi dźwiękami w pomieszczeniu były cichy stukot uderzających o siebie ciał i jęki bólu, których za nic nie mogłem powstrzymać. Wziąłem do ust palca i mocno go ugryzłem, by zająć umysł czymś innym. Rantaro "zapewnił" mnie, że zaraz powinno byç przyjemnie. Nie wie tego, najwidoczniej to też jego pierwszy raz. Nie spodziewałem się tego.
Jednakże, miał rację. Ból jaki się zrodził przy rozciąganiu mojego ciała stał się dziwnie przyjemny. Ciężko to opisać, ale jakby moje ciało odlatywało. Czułem się lekki jak piórko, jakbym zamiast kości i mięśni miał w sobie mnóstwo helu.
Skóra odbijała się od Amamiego jak piłka robiąc przy tym coraz głośniejszy hałas, gdyż cała akcja przybrała szybsze tempo.
Zielono-włosy w końcu odsunął się ode mnie i pomógł mi wstać. Wtedy on zaś usiadł na łóżku i wskazał swe kolana, prawdopodobnie chciał żebym teraz na nich się umiejscowił. Zrobiłem to, a w swoją rękę wziąłem jego intymną część ciała i nakierowałem tam z powrotem. Ponownie cicho syknąłem zamykając oczy. Objąłem jego plecy przytulając się mocno, a on zaczął ruszać biodrami. Starałem się choćby go pocałować, ale wyszło na to, że zamiast w usta trafiłem w policzek. Trochę zażenowany wgapiłem się w niego z krzywym uśmiechem, i tak już wiedział co planowałem.
Sam mnie gwałtownie pocałował obsesyjnie wędrując dłońmi po mym ciele. Natomiast ja, zdecydowałem podrażnić jego sutki co chyba mu się spodobało, bo wydał z siebie rozkoszny jęk.
Zbliżał się punkt kulminacyjny i oboje o tym wiedzieliśmy. Rantaro pod koniec gwałtownie przyspieszył wyrywając ze mnie głośny krzyk jakby ktoś kogoś zarzynał. Byłem wyczerpany, jakbym dźwigał sto kilogramów. Marzyłem teraz tylko o tym, by się położyć z moim ukochanym. Zszedłem powoli z niego i pół siedząc, pół leżąc zerknąłem na niego. Zbliżył się i otoczył mnie ramieniem z gracją łabędzia i pocałował czoło.
- Byłeś dzielny. - Zaśmiał się cicho. - Mam nadzieję, że będziesz miło wspominać te nasze ostatnie kilka godzin...
- Podkreśliłbym, że może to nie są nasze ostatnie chwile... Ra... Rantaro. - Ze zmęczenia ledwo mogłem powiedzieć to co miałem na myśli. - Nie chcę Cię stracić, ja... Chcę byś jeszcze był przy moim boku wiele dni i nocy. - Położył głowę na jego klatce piersiowej.
- Nie martw się Kokichi, damy sobie radę. Ty dasz sobie radę. Ze wszystkim...
Chłopak przykrył nas kołdrą i wdychaliśmy nawzajem swoje zapachy, za którymi będziemy niejednokrotnie tęsknić. Dość szybko udało nam się zasnąć. A to co się stało później... To już inna historia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro