Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Więc nie odpuszczaj - Capela x Erwin

Zapraszam na nowy OneShot, 

Mam nadzieję, że wam się spodoba, Miłego czytania <3




Pov. Capela

Już miałem dosyć tego, że ciągle zostaje posądzony o korupcję. Choć kochałem tę pracę i poświęciłem jej prawie całe dotychczasowe życie, to postanowiłem rzucić tę robotę i zająć się czymś, co chciałem zawsze robić. Dlatego właśnie, wszedłem do biura szefa, gdzie znajdował się prawie cały High Command. Brakowało tylko Grzesia.

- Zwalniam się - powiedziałem prosto z mostu, ponurym tonem. Oni spojrzeli na mnie jak na idiotę. Może nim jestem, ale nie musieli mi tak dobitnie tego pokazywać.

- Oszalałeś Capela - powiedział Pisicela. Oni chyba myślą, że to jakiś słaby żart, ale ja na serio kończyłem karierę jako policjant..

- Nie, ja mówię całkowicie poważnie - powiedziałem grobowo.

Mówiąc to, odłożyłem odznakę, pistolet i tazer. Wyszedłem szybko z biura, nie dając im nic powiedzieć. Chciałem stąd jak najszybciej wyjść. Wiedziałem, że będę za tym tęsknić, ale nie chcę dłużej pracować z tymi ludźmi. Niszczy mnie to psychicznie. Przebrałem się w normalne ciuchy i poszedłem do swojego mercedesa. Od dawna już coś ciągnęło mnie do napadów, a praca w policji to zdecydowanie utrudniała. Jechałem przez ulicę Los Santos, aby dojechać do swojego domu. Myślałem o tym, czy dobrze postąpiłem, gdy nagle zaczął dzwonić telefon. Odebrałem.

- Ciebie naprawdę popierdoliło Capela - na te słowa, mruknąłem tylko cicho potwierdzenie. Przecież wiem o tym. Jednak, zdecydowałem się już. - Jak zaraz mi tutaj nie wrócisz, Capela, nigdy więcej nie będziesz mógł już wrócić do policji! - syknął.

- Wie co szef? Mam to gdzieś. Do widzenia - rozłączyłem się, nie dając mu dokończyć. Miałem totalnie w dupie, to, co chciał mi powiedzieć, ja już podjąłem decyzję. Czy słuszną? Nie wiem, ale w końcu, to była moja decyzja. Czy dobra, czy nie, zobaczymy później. Nigdy nie chciałem być jak mój ojciec, ale jak widać to chyba genetyczne. No cóż. Dojechałem do domu, zdjąłem spodnie i przebrałem koszulkę. Tak poszedłem spać, czekając co nadejdzie jutro.

Stałem na polanie, a na niej był koc z jedzeniem. Spojrzałem w dal i zobaczyłem jezioro, a na brzegu mężczyznę. Widziałem tylko zarys jego sylwetki, więc starałem się bezszelestnie do niego podejść. Nagle usłyszałem głośne chrupnięcie pod nogami. Walona gałąź... szybko spojrzałem na chłopaka. On obrócił się i spojrzał w moją stronę, a ja przez cały czas stałem nieruchomo. Wstał i zaczął uciekać, a ja, chcąc go dogonić, biegłem za nim. Gdy już byłem blisko ten postanowił się zatrzymać i odwrócić się.

Powiedział mi: - Obudzisz się i nie będziesz tego pamiętał, ale to dobrze. Pamiętaj tylko żeby nie odpuszczać. - I choć staliśmy twarzą w twarz nie potrafiłem rozpoznać kto to jest. Wiem, że go znam, ale kim jest? Tajemnicza osoba nagle wyciągnęła pistolet i wycelowała we mnie. To chyba jakieś żarty przemknęło mi przez głowę. Strzelił.

Obudziłem się przez jasne światło w mojej sypialni. Muszę w końcu zainwestować w rolety... Postanowiłem, że skoro schodzę na drogę przestępstwa, to zrobię kasetkę. Szybko się ubrałem i pojechałem do najbliższego sklepu. Zakułem sprzedawcę i zacząłem brać pieniądze z kasy. Gdy skończyłem, szybko uciekłem ze sklepu i odjechałem. Policja nawet nie przyjechała. Oni się nigdy nie zmienią.

Postanowiłem pojechać do Burger Shota, gdyż nie jadłem śniadania. Podczas drogi rozmyślałem o swoim życiu. Mam 23 lata, a moim marzeniem zawsze było założenie rodziny. Razem w jednorodzinnym domku z ogrodem i mieć dwójkę pięknych dzieci. Westchnąłem cicho, wiedząc, że nie zapowiada się mi takie życie.

Dojechałem na miejsce i wszedłem do budynku. Gdy podszedłem do lady, usłyszałem krzyki pastora z zaplecza. Może jednak stąd pójdę? Nie mam ochoty się z nim widzieć... Niestety, nawet nie zdążyłem zdecydować, bo ten wparował i powiedział:- Co podać, panie Capela?

- Daj shake'a - wymamrotałem niemrawo.

- Co ty Capela taki smętny?- zapytał.

- Trudno nie być złym, gdy zwolniłeś się z roboty - mruknąłem. Kurwa, ja to powiedziałem? Dlaczego go nie olałem? Świetnie, jeszcze tego brakowało.

- Wyjebali cię? - zapytał, śmiejąc się. Bardzo śmieszne, normalnie zwijam się ze śmiechu.

- Głuchy jesteś? Sam się zwolniłem..

- Dlaczego?- zapytał, podając mi shake'a

- Nie czułem się tam tak dobrze - westchnąłem. Postanowiłem, że mu powiem, bo inaczej, będzie mnie cały czas męczył. - A poza tym, od zawsze ciekawiła mnie ta gorsza strona. Jak mojego ojca - dodałem, krzywiąc się na tą myśl.

Dobra, jednak mogłem zamknąć tą swoją jadaczkę. Szybko wyszedłem z restauracji i udałem się do domu. Dlaczego ten chłopak musi mnie tak przyciągać? Od zawsze coś do niego czułem, ale nigdy się nie przyznawałem. Może dlatego, że wcześniej, nigdy nikogo nie kochałem?

Time Skip. Miesiąc

Parę razy, no dobra może kilkanaście razy, gdy byłem na mieście, spotykałem Erwina. Zawsze szybko kończyłem rozmowę i wręcz uciekałem. Nie chciałem z nim rozmawiać i coraz bardziej się do niego zbliżać... żeby się nie zakochać. Niestety to raczej było nieuniknione i chyba najciężej było mi się do tego przyznać przed samym sobą.

Właśnie przejeżdżałem obok parku i zobaczyłem trzech gości spierdalających przed policją, z czego jeden miał torbę z pieniędzmi. Postanowiłem, że im pomogę, więc podjechałem bliżej i krzyknąłem, żeby wsiadali. Jeden spojrzał na mnie i machnął w kierunku swoich kolegów, żeby wsiedli. Szybko odjechałem, a za nami jechała policja. Nagle zdjęli maski. Nie no, to jest jakiś kurwa żart.

- Kocham cię Capela! - wyszczerzył się Erwin, mówiąc to chyba przez emocje. Nie no, nie rób mi nadziei... proszę... - Zajebiście jest cię widzieć w takiej chwili, Dante - dodał, uśmiechając się przymilnie do mnie. Z trudem odwróciłem od niego wzrok.

- Ta, fajnie czy nie fajnie, muszę się skupić na drodze, żeby uciec - mruknąłem cicho.

- Może się przesiądziemy? - zapytał Carbonara.

- Nie trzeba, tylko siedźcie cicho - powiedziałem i docisnąłem gazu. Niesamowicie było poczuć tą adrenalinę płynącą w żyłach od szybkiej jazdy. To chyba jednak była najlepsza decyzja, jaką wtedy podjąłem.

Jechałem i prawie w ogóle nie puszczałem hamulców, przez co moi pasażerowie pewnie trochę obawiali się tego, że nas złapią. Ja za to zacząłem wjeżdżać w uliczki, przez to, że miałem ostatni miesiąc żeby się podszkolić i byłem w policji łatwiej mi szło.

- Dzięki Capela - powiedział David, widząc, że zgubiłem pościg.

- Spoko - mruknąłem cicho w odpowiedzi.

Podjechałem pod Burger Shota, żeby ich odstawić. Gdy wysiedli, szybko odjechałem do domu, zostawiając ich w tyle. Gdy wszedłem do domu, szybko zakluczyłem drzwi i usiadłem na kanapie. Myślałem o wszystkim...Dawnych patrolach z Krackersem... Dawnych współpracownikach... Pięknych złotych oczach...Siwych włosach... Kurwa. Mimo tego, że bardzo chciałem, to nie potrafiłem przestać o nim myśleć. Zwłaszcza odkąd mamy taki dobry kontakt. Nie chciałem go stracić, ale chciałbym mieć go dla siebie. A wiem, że nie mogę...

Nagle usłyszałem mocne pukanie w drzwi. Jezu, kogo niesie. Otworzyłem drzwi, a przede mną ujrzałem śliczne złote tęczówki. Starałem się zamknąć drzwi, ale on uniemożliwił mi to wsadzając nogę między drzwi. Poczułem pchnięcie i zostałem przyparty do ściany. Czułem jego oddech na swoich ustach, a Erwin nie odrywał od nich wzroku.

- Capela... Nie wytrzymam dłużej - szepnął blisko moich ust tak, że prawie się nimi spotkaliśmy.

- Erwin..

- Nie, proszę, daj mi dokończyć - odparł szybko i wręcz błagalnie. - Wiesz...Odkąd zwolnili cię z policji, staram się do ciebie zbliżyć. Niestety gdziekolwiek cię spotkałem, zawsze szybko uciekałeś. Capela... Kocham cię - musnął moje usta i czekał na mój ruch. Odsunął się, ale ja z powrotem go przyciągnąłem i mocniej naparłem na jego usta.

Tak oto zacząłem uczestniczyć w wielu akcjach Zakshotu. Od paru miesięcy, byłem niemal członkiem owej grupy. Wszystko było perfekcyjne, aż do tej nocy.

Klękałem przed jego ciałem, uciskając jego ranę. Z moich policzków ściekały łzy, krzyczałem, żeby ktoś wezwał karetkę. Zrobili to. Patrzył na mnie z bólem. Nie, nie, nie... nie mogę go stracić. Leżał tu pode mną i się powoli wykrwawiał. Dlaczego do tego dopuściłem?

- Widzę te minę, to nie twoja wina Dante. Dobrze o tym wiesz...- powiedział słabo, patrząc na mnie z delikatnym uśmiechem.

Może miał rację? Strzelanina była nieunikniona, a to wszystko przez to, że policja była wkurwiona i ciężko było z nimi negocjować. Wygrywaliśmy, ale nagle usłyszałem ten jeden strzał i upadające ciało. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem leżącego Erwina. Podbiegłem do niego, gdy strzelanina nadal trwała. Ja słyszałem wszystko w oddali, głosy krzyczące o poddaniu się, pisk opon, syreny radiowozów, strzały.

Dobrze, że chociaż resztę naszych uratowali... Ale ja nie mogłem go zostawić. Dlatego teraz jesteśmy w tej sytuacji. Policjanci odciągnęli mnie od niego, zakuli i teraz wiozą nas obu na szpital. Nie kontaktowałem, myślałem tylko o tej sytuacji. Byle żeby przeżył, to jest najważniejsze. Na szczęście, pozwolili mi przy nim posiedzieć. Nie wiem na jak długo. Jak tylko usłyszałem, że będę mógł go zobaczyć, totalnie się odciąłem.

Time Skip. Tydzień

- Capela, choć cię lubię, musimy cię wysłać do więzienia - powiedział Janek, wchodząc do sali.

- Dajcie mi tu posiedzieć proszę... Wyślecie nas razem, a po za tym kilka dni was nie zbawi - powiedziałem cicho, ale tak, żeby mnie usłyszał. Cały czas trzymałem Erwina za rękę, bez przerwy patrząc na jego nieruchomą twarz. Taka spokojna, taka piękna.

- Dobrze - westchnął zrezygnowany. - Mogę się na coś takiego zgodzić, ale cały czas będzie przy was jakiś funkcjonariusz. Będzie was pilnował, jasne?

- Oczywiście - powiedziałem cicho. Nie ufał mi, co było zrozumiałe, ale i tak wiedziałem, że to będzie najcięższe kilka dni, albo nawet i lat.

Parę dni później siedziałem w celi, wylądowałem tu przed Erwinem. Nie wiem kiedy go tu wyślą. Gdy Erwin się wybudził, Pisicela po prostu wysłał mnie do więzienia. Czas mi się dłużył, dlatego gdy mieliśmy czas dla siebie, na spacerniaku, po prostu położyłem się na ławce. Usłyszałem kroki, lecz nie otwierałem oczu.. Leżałem tak, ignorując świat, aż nie usłyszałem głosu. Tego głosu, tak pięknego. Nie słyszałem go od kilku dni, tak mi go brakowało...

- Cześć, mogę się dosiąść?- zapytał. Choć było ciepło przeszły mnie dreszcze. Otworzyłem oczy i spojrzałem w te złote tęczówki. Błyszczały się, jak najpiękniejszy bursztyn.

- Oczywiście - odpowiedziałem mu i podniosłem się do pozycji siedzącej. Erwin usiadł mi na kolanach i schował głowę w mojej szyi.

- Tęskniłem wiesz? - mruknął cicho.

- Ja bardziej, kochanie - powiedziałem i objąłem go mocniej. - Ale wiesz co? Mamy dla siebie całe 5 lat.

- Tylko dla siebie...Brzmi kusząco - Czułem, że się uśmiechnął, a ja zaśmiałem się cicho. Ciągle myśli tylko o zbreźnych rzeczach,

Pov.3os.

Wychodzenie razem na spacerniak było jedyną chwilą, aby być tak blisko siebie. Zawsze spotykali się na tej samej ławce, aż po kilku tygodniach wyryli tam napis "Entuzjazm+Depresja". Cudem, mieli cele obok siebie, więc kiedy nie mogli być na spacerniaku, to i rozmawiali. Choć siedzieli tam bardzo długo, tematy im się nie kończyły. Gdy Capela nie mógł zasnąć, co działo się dość często, mówił cicho do Erwina: - Kocham cię, podasz mi rękę?

I tak spotykali się przez okrągłe pięć lat, wciąż będąc razem..

Pov.Erwin

Właśnie wychodziliśmy z więzienia. Wypuścili nas razem za dobre sprawowanie i przekupienie jednego ze strażników. Gdy wyszliśmy przed bramy więzienia, razem wzięliśmy głęboki oddech. Wolność... W końcu.

W oddali zobaczyłem auto i oparte o nie jakiegoś chłopaka. Spojrzałem na Dante, a on szeroko się uśmiechnął na widok bruneta. Nagle, chłopak zaczął krzyczeć: - Cześć Tato! Jak miło cię widzieć!

Chwila...jaki tato? Czy ja o czymś nie wiem?

- Cześć Krakers! Ciebie też miło widzieć - powiedział Capela, przytulając go z całej siły. Odkaszlnąłem teatralnie, by zwrócili na mnie uwagę.

- Okej, czy ktoś może mi wyjaśnić co tu się dzieje?- powiedziałem, wskazując na nich.

- A no tak, bo wy się nie znacie - powiedział Dante, drapiąc się po karku. - Jakby ci to powiedzieć... To jest mój syn, którego adoptowałem mentalnie. Poznaliśmy się, jak jeszcze byłem w policji.

- Miło cię w końcu poznać. Dante czasami wspominał o tobie w więzieniu - uśmiechnąłem się, przypominając sobie opowiadania Capeli o wspólnych patrolach z Ernestem. Uścisnąłem rękę i przedstawiłem się: - Erwin Knuckles

- Ernest Krackers, ja niestety o panu zbyt dużo nie słyszałem... Tylko pan Montanha, coś czasami wspominał o panu - powiedział z uśmiechem na ustach. - Przyjechałem, bo pomyślałem, że będziecie potrzebowali podwózki.

Miło z jego strony. Ruszyliśmy do auta, cały czas rozmawiając o tym, co Krackers robił przez cały czas jak nas nie było. Zrezygnował z Yakuzy, żeby móc być z ojcem, gdy ten wyjdzie z więzienia. My też w więzieniu postanowiliśmy, że ograniczymy przestępcze życie i będziemy pomagać tylko w gorących sytuacjach. Przecież mam grube miliony na koncie i mogę z tego na spokojnie nas ustatkować.

Time Skip. 5 miesięcy

To ten dzień. Oświadczyny. Mieszkamy razem od kilku miesięcy. Pamiętam dzień w którym stresowałem się, czy się zgodzi. Martwił się o Krackersa, więc zaproponowałem, że zamieszka z nami. Tak oto mieszkamy w domku jednorodzinnym z salonem, trzema pokojami, dwoma łazienkami i dużą kuchnią.

Właśnie idę do kuchni, bo poczułem ładne zapachy. Gdy wszedłem do niej, zobaczyłem Dante gotującego coś. Podszedłem do niego i objąłem go od tyłu. Lekko się wzdrygnął, ale gdy ogarnął, że to ja, wtulił się. Oparłem głowę o jego ramię. Wtedy do kuchni wszedł Ernest i uśmiechnął się na nasz widok. Dobrze wiedzieć, że jest szczęśliwy. Dlatego postanowiłem zrobić coś, co mam nadzieję go uszczęśliwi.

- Krackers? - zapytałem, odwracając się do niego.

- Mhm - mruknął zaciekawiony.

- Co byś powiedział na to, żebyśmy byli oficjalnie twoimi prawdziwymi rodzicami? - oboje spojrzeli się na mnie. - No co rzuciłem tylko luźną propozycję... - speszyłem się lekko, na brak reakcji.

- Jasne że tak!- Ernest wykrzyczał z entuzjazmem.

- Okej - w myślach odetchnąłem z ulgą. - To dobrze się składa, wystarczy, że wszyscy to podpiszemy - mówiąc to, pokazałem dokumenty o adopcję, - Możemy to zrobić, nawet zważając na to, że już jesteś pełnoletni - powiedziałem z uśmiechem. Dante lekko parsknął śmiechem, ale widziałem w jego oczach szczęście.

Podpisaliśmy.

Time Skip. Kilka godzin

Piknik na polanie. Zamówione jedzenie ze specjalnej restauracji. Nie umiem gotować więc to było jedyne rozwiązanie... Wracając. Siedzieliśmy obok siebie przytuleni, rozmawiając o wszystkim i o niczym.

- Przejdziemy się?- zapytałem, patrząc na niego.

- Jasne - odpowiedział.

Szliśmy tak chwilę, aż przystanąłem. Raz się żyje.

- Dante, jesteś dla mnie najważniejszy. Przeżyliśmy razem tyle i wiem, że nie chcę cię nigdy opuścić. Dlatego więc, Dante Capela, czy wyjdziesz za mnie? - Złapałem go za ręce i uklęknąłem na jedno kolano.

- Erwin... Oczywiście, że tak!- też uklęknął i mnie mocno pocałował. Czuję się jak w niebie.

Niedługo potem adoptowaliśmy roczną dziewczynkę Sophia i Dante spełnił swoje marzenie o małej, szczęśliwej rodzinie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro