Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Na spotkanie ze śmiercią

Pisałam to krótkie opowiadanie na konkurs jednego z Fanpage'y na temat Kuroshitsuji. Zajęłam pierwsze miejsce, ale szczerze mówiąc konkurencja była niewielka... Kilka nastolatek ledwo składających zdania. Coś jak 90% Wattpada xD

=============

Skrzydlaty młodzieniec wśliznął się przez okno do szpitalnej sali na czwartym piętrze. Z gracją zeskoczył z parapetu i uśmiechając się ciepło, podszedł do leżącej w łóżku dziewczyny.

– Wzywałaś mnie? – zapytał, kiedy otworzyła oczy.

W pomieszczeniu panował półmrok, wnętrze oświetlała stojąca przy łóżku niewielka lampka w kształcie kota. Blada nastolatka z trudem dźwignęła się na rękach i usiadła, jednak po chwili jej ciało opadło bezwładnie na poduszkę.

– Umieram, Sammy – wycharczała z trudem, odwzajemniając uśmiech blondwłosego chłopaka odzianego w biały garnitur.

Sposępniał. Złożył skrzydła i usiadł na skraju łóżka, delikatnie dotykając bladego policzka dziewczyny.

– Co mogę dla Ciebie zrobić, Chris? – szepnął, przygryzając dolną wargę.

– Powiedzieli, że została mi doba, to moja ostatnia noc – odparła, melancholijnie spoglądając

na okrągły księżyc. – Obiecałeś mi jedno życzenie! – podniosła głos, wbijając wzrok w błękitne tęczówki towarzysza.

– Cokolwiek zechcesz – przytaknął. – Uratowanie anioła otwiera wiele drzwi, ale nie mogę uratować ci życia... – dodał smutno.

Dziewczyna podrapała się po nagiej głowie. Zachichotała cicho, a jej śmiech zamienił się w dławiący kaszel. Stłumiła go i odpowiedziała:

– Nie o to chodzi, jestem gotowa. Chciałabym tylko odejść gdzie indziej.

– Wciąż tego chcesz? – Anioł podniósł głowę i ze skupieniem przyglądał się jej twarzy.

Zapadnięte policzki, trupioblada cera i pozbawiona włosów głowa – ledwie był w stanie dostrzec radosną brunetkę, która niegdyś uratowała go przed śmiercią. Chwycił jej kościstą dłoń.

– Jeśli jesteś pewna, zabiorę cię tam. – Podniósł rękę nastolatki i przysunął do niej usta, muskając skórę jasnymi wargami.

Ich ciała otoczyła jasna poświata.

– Poczekaj! – krzyknęła, próbując wyrwać dłoń z jego uścisku.

– Zmieniłaś zdanie? – Odsunął się nim blask całkowicie ich pochłonął.

– Nie. Chciałam cię tylko poprosić, żebyś... – zawahała się. – Chciałabym mieć włosy – dokończyła, czerwieniąc się.

Blondyn uśmiechnął się ze zrozumieniem.

– Będziesz je miała, nie martw się. Dodatkowo, dostaniesz zaproszenie na bal, jako gość specjalny – to powinno ci pomóc. Reszta należy tylko do ciebie – zapewnił ją i ponownie pocałował jej wątłą rękę.

Kiedy jasne światło spowiło ich oboje, nastolatka usłyszała echo niosące głos niebiańskiego wysłannika.

– Dziękuję ci, Chris.

– To ja ci dziękuję, Sammy – szepnęła, opuszczając powieki.

~*~

– Christine, Christine, wstawaj! Jeśli się nie pospieszysz, to się spóźnimy! Christine! – Piskliwy, dziewczęcy głos wybudził nastolatkę ze snu.

Leniwie otworzyła oczy i dokładnie przyjrzała się otoczeniu. Leżała w wielkim łożu z baldachimem w kolorze landrynek. Ściany pokoju pokryte były jasną, różowo-białą tapetą w pionowe paski, wykończoną złotymi zdobieniami. Miała wrażenie, że znajduje się w tandetnym domku dla lalek. Po chwili zawisła nad nią zielonooka blondynka.

– Nareszcie! Christine, za godzinę wyjeżdżamy! – ekscytowała się dziewczyna.

Chwyciła dłoń leżącej nastolatki i zaczęła wyciągać ją z łóżka. Christine niechętnie usiadła. Nie miała pojęcia gdzie dokładnie się znajdowała, ani kim była nadpobudliwa blondynka.

– Paula! Paula! – wołała nieznajoma. – Christine, Paula pomoże ci założyć sukienkę! Znalazłam jedną, będzie idealnie pasowała do koloru twoich włosów! I jest taka słodka! – krzyczała blondynka.

Otworzyła drzwi do sypialni i wybiegła z niej, nie mogąc doczekać się nadejścia Pauli – kimkolwiek ona była. Chris wstała i z niedowierzaniem dotknęła swojej głowy. Poczuła puszyste, delikatne loki. Podbiegła do toaletki stojącej pod ścianą i zamarła widząc swoje odbicie w lustrze. Wyglądała tak, jak jeszcze kilka miesięcy temu – oliwkowa cera, otoczona burzą kruczoczarnych, lekko pofalowanych włosów, pełne, jasne usta i żadnych chorobliwie wystających kości.

Sammy naprawdę się postarał – pomyślała, przeczesując dłonią jeden z sięgających do połowy pleców kosmyk.

Do sypialni ponownie wpadła roześmiana blondynka, ciągnąć za ramię brązowowłosą kobietę, ubraną w prostą, ciemną suknię.

– Panienko Elizabeth! – krzyknęła służąca.

– Paula, pomóż Christine się ubrać! – poleciła.

Paula posłusznie skinęła głową i uśmiechając się z zakłopotaniem podeszła do ciemnowłosej.

– Panienko Christine, pozwoli panienka...

– Ależ oczywiście! – dziewczyna cofnęła się o krok, robiąc służącej przejście.

Cieszyła się, że blondynka ją tu przyprowadziła, dzięki temu poznała jej imię. Anioł nie pomyślał, by zostawić jej jakąś ściągawkę. Chociaż znając jego roztrzepanie, pewnie sam nie był do końca pewny, gdzie dokładnie jego zaklęcie ulokuje ją w historii tego świata.

Dotąd zdążyła dowiedzieć się tylko, że towarzyszyć będzie jakiejś Elizabeth. To jednak nie miało zbytniego znaczenia. Najważniejsze, by dotarła do Tego domu, na Ten bal, by spotkać Tego mężczyznę. Wszystko inne było jedynie nieistotnym tłem. Błękitna suknia, którą Paula pomogła założyć dziewczynie, idealnie podkreślała jej szczupłe ciało. Dużo szczuplejsze niż przed chorobą, ale tego nie miała aniołowi za złe. Właściwie, strata na wadze była jedynym pozytywem, którego dziewczyna trzymała się przez ostatnie miesiące, dopóki pozostawał cień nadziei, że z tego wyjdzie. Gładki materiał, ozdobiony białymi falbanami na rękawach i u dołu, sięgający zaledwie do kolan odmładzał ją. Nie czuła się zbyt komfortowo w jasnych kolorach, a suknię tego typu, tak samo gorset, miała na sobie po raz pierwszy. Normalnie, pewnie krzyczałaby i próbowała zrzucić z siebie uciskający materiał, ale teraz była zbyt podekscytowania tym, że naprawdę tu jest. Dziewiętnastowieczna Anglia – zgodnie z tym, co obiecywał jej anioł – okolice Londynu, sądząc po widoku zza okna.

Za kilka godzin miała się z nim spotkać. Po raz pierwszy ujrzeć go na oczy ostatniego dnia swojego życia. Ciekawiło ją, jaki był naprawdę. Kilka strzępków w gazetach, niewyraźne zdjęcia i opowieści nawiedzonych dziwaków niewiele jej mówiły – zdawała sobie sprawę, że nie może im ufać. Całe lata próbowała go odnaleźć, dokładnie studiowała wszelkie informacje na jego temat, kroczyła jego śladami, a kiedy była pewna, że go odnalazła – przypadkiem uratowała anioła. Powiedział jej, że ten, za którym goniła prawie całe swoje życie od dawna nie żyje. Został zabity przez stworzenie, z którym sama miała się niedługo spotkać – przez Shinigami. Kiedy dowiedziała się o chorobie, podjęła decyzję. Uciskający gorset i pastelowe barwy nie były w stanie nawet na sekundę stanąć na jej drodze do osiągnięcia celu.

– Łał, Christine! Wyglądasz wspaniale! – Elizabeth oglądała brunetkę ze wszystkich stron, nie szczędząc komplementów. – Chodźmy, szybko, szybko! Ciel na pewno już na mnie czeka! – Chwyciła ją za ramię i zaciągnęła do powozu stojącego przed ogromną posiadłością.

Powiedziała „Ciel"? Czyżby to była ta Elizabeth? Elizabeth Ether Cordelia Midford? – pomyślała Chris.

Czuła, jak rosła w niej ekscytacja. Elizabeth była narzeczoną Ciela – zawsze dostała to, czego chciała. Anioł nie mógł wybrać lepiej. Goszczenie w posiadłości Phantomhive, jako towarzyszka tej dziewczyny, naprawdę stawiało przed nią niezliczone możliwości.

~*~

– Christine, obudź się. Już dojeżdżamy. – Głos Elizabeth po raz kolejny wyrwał czarnowłosą ze

snu.

Była słaba. Chociaż Sam dał jej siłę i naprawił ciało, życie dziewczyny wciąż dobiegało końca. Z każdą godziną opuszczała ją energia. Miała nadzieję, że wytrzyma jeszcze kilka godzin. Musiała tylko wejść od środka i z nim porozmawiać. Powóz przekroczył bramę posiadłości Phantomhive. Elizabeth piszczała podekscytowana, nie mogąc usiedzieć w miejscu. Z jej ust wypływał potok słów. Opowiadała pospiesznie, kim jest Ciel, jak bardzo go kocha i jakie cudowne ubranie dla niego kupiła parę dni temu w Londynie.

Konie zarżały i wóz zatrzymał się tuż przed ogromnymi drzwiami. Drewniane skrzydło otworzyło się, obie dziewczyny dostrzegły szczupłego, niebieskowłosego nastolatka. Serce Chris zatrzymało się na chwilę. Kurczowo ścisnęła rękawy sukienki i z trudem nabrała powietrza. Za chłopcem, dostojnym krokiem, szedł odziany w czerń, elegancki mężczyzna. Był niezwykle wysoki i piękny. Otaczała go przedziwna, hipnotyzująca aura. Na to brunetka nie była gotowa. W rzeczywistości wyglądał zupełnie inaczej niż na zdjęciach. One nie oddawały niezwykłości, którą emanował przy każdym, najdrobniejszym nawet ruchu.

Elizabeth wyskoczyła z powozu i podbiegła do narzeczonego, rzucając się na jego szyję z głośnym okrzykiem radości.

– Ciel! Tak bardzo za tobą tęskniłam! – piszczała, podduszając chłopaka.

Hrabia Phantomhive warknął cicho i odsunął ją od siebie.

– Witaj, Elizabeth.

– Lizzy! Mówiłam, żebyś nazywał mnie Lizzy! – naburmuszyła się i odwróciła głowę w stronę wozu. – Właśnie! Cielu, przywiozłam ze sobą gościa! – wykrzyknęła i pobiegła po towarzyszkę.

– Chodź Christine. – Uśmiechnęła się do niej, machając niecierpliwie.

Czarnowłosa z trudem przełknęła ślinę i powoli wyszła ze środka karety. Jej serce łomotało tak mocno, że jego echo zupełnie ją ogłuszało. Nieprzytomnie wpatrywała się w kamerdynera, pozwalając, by Lady Elizabeth zaciągnęła ją do swojego narzeczonego.

– To jest Lady Christine. Poznałam ją jakiś czas temu i chciałam, żebyś też ją poznał. Jest bardzo miła! – Blondynka przedstawiła gościa Cielowi.

Chłopak pokłonił się lekko i ucałował dłoń czarnowłosej, doskonale maskując niezadowolenie.

– Lady Christine, to wielki zaszczyt gościć cię w mojej posiadłości. – Uśmiechnął się uroczo. – To jest mój lokaj, Sebastian. Zaniesie twoje bagaże do sypialni. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, nie krępuj się go wykorzystać – dodał, rzucając kamerdynerowi złośliwy uśmiech.

Mężczyzna zbliżył się i pokłonił.

– Sebastian Michaelis, do panienki usług – przedstawił się i chwycił przyniesione przez woźnicę torby.

Chris stała jak zamurowana, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa. Dopiero widok dwóch ciężkich waliz w dłoniach służącego przywrócił ją na ziemię.

Mój bagaż? Przecież ja niczego tu nie mam... – zdziwiła się.

– Panienko? – Sebastian spojrzał na nią pytająco.

Wzdrygnęła się. Nieśmiało spojrzała mu w oczy i skinęła głową, po czym bez słowa ruszyła za nim do wnętrza ogromnego budynku.

Lokaj zaprowadził dziewczynę na piętro, do jednej z sypialni dla gości. Otworzył przed nią drzwi i wniósł bagaże do środka. Chris rozejrzała się z zachwytem. Eleganckie tapety, ogromne łóżko, ręcznie zdobione, drewniane meble. Marzyła o tej chwili od tak dawna. Nagle zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się i wsparła na oparciu krzesła.

– Panienko, wszystko w porządku? – Usłyszała jedwabisty głos mężczyzny.

Zamglonym wzrokiem ledwo dostrzegała kontur jego twarzy.

Jeszcze nie, proszę! – krzyczała w myślach.

Lokaj wziął ją pod rękę i zaprowadził do łóżka. Kiedy usiadła, zniknął za drzwiami łazienki, by po chwili powrócić ze szklanką wody.

– Proszę – powiedział łagodnie, podając jej naczynie.

– Dzie... dziękuję – odparła niepewnie.

Poczuła rumieniec zalewający jej policzki. Zacisnęła zęby, zmuszając się do zachowania spokoju. Całe życie czekała na tę chwilę, na możliwość spotkania tego konkretnego demona. Nie mogła pozwolić na to, by nieśmiałość pokrzyżowała jej plany. 

Napiła się i odstawiła szklankę na etażerkę. Lokaj stał obok niej, wyraźnie czekając na rozkazy. Nastolatka zorientowała się, że przy całej swojej fascynacji tą istotą, zupełnie zapomniała zapoznać się z dziewiętnastowiecznymi konwenansami. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Instynktownie dotknęła prawego uda. Po chwili zaśmiała się – jej komórka nie wyruszyła w podróż w czasie, a nawet gdyby to zrobiła, brak internetu mógłby stanowić niewielką przeszkodę w wyszukaniu informacji. Widziała zdziwienie na twarzy bruneta. Jego krwistoczerwone tęczówki śledziły ruchy jej dłoni.

– Przepraszam, nie wiem, czego ode mnie oczekujesz. Pierwszy raz jestem na szlacheckim dworze – powiedziała zakłopotana.

Kamerdyner westchnął cicho i uśmiechnął się.

– Panicz powiedział, że jestem do panienki dyspozycji. Proszę się nie krępować i prosić mnie o wszystko – wyjaśnił.

– Na to jeszcze za wcześnie... – mruknęła Christine, kurczowo zaciskając pięść.

Ignorując pytające spojrzenie demona, podniosła się i ruszyła w kierunku drzwi. Nim do nich dotarła, znów straciła równowagę. Mężczyzna uchronił ją przed upadkiem. 

Nie była w stanie opisać, jak niesamowicie przyjemne i nieprawdopodobne uczucie towarzyszyło jego dotykowi. Naprawdę tu była, a on naprawdę patrzył na nią, nie wiedząc, czy powinien się o nią martwić, czy podejrzewać o niecne zamiary. Od samego początku widział, że było w niej coś dziwnego.

Zemdliło ją. Energicznie wyrwała się z uchwytu lokaja i chwiejnym krokiem pobiegła do łazienki, zamykając za sobą drzwi.

– Jeszcze nie! – krzyknęła pochylona nad sedesem, uderzając dłońmi w deskę klozetową.

Z trudem podniosła się i podeszła do umywalki. Przemyła twarz i wbiła wzrok w odbicie w lustrze. Po zdrowej cerze nie było już śladu. Znów była blada jak ściana, a cienie pod oczami sięgały niemal do ust. Była wściekła. Naprawdę liczyła na to, że moc Sammy'iego da jej trochę więcej czasu. Jedynie włosy nie wróciły do poprzedniego stanu, jednak ze strachu przed tym, że zaczną wypadać, nawet nie próbowała ich dotknąć.

– Wszystko w porządku? – zapytał lokaj, kiedy wyłoniła się z pomieszczenia.

Twierdząco kiwnęła głową i zbierając w sobie wszystkie siły, podeszła do drzwi.

– Zaprowadzisz mnie do biblioteki? – poprosiła słabym głosem.

Wiedziała, że w każdej szlacheckiej posiadłości znajdowała się skarbnica książek. Chciała usiąść i poczytać, miała nadzieję, że to pomoże jej przetrwać do wieczora.

– Oczywiście – odpowiedział posłusznie i zbliżył się do niej, nadstawiając ramię.

Chris popatrzyła na nie sceptycznie. Nie chciała jego pomocy. Nie chciała, by myślał o niej, jak o słabej dziewczynie, która nie potrafi sama sobie poradzić. Nie jedno w życiu przeszła. Przecież uratowała życie aniołowi! Nie mogła pozwolić na to, by jedynie słabość spowodowana chorobą świadczyła o jej sile.

– Dziękuję – odparła i wyszła z sypialni, nie korzystając z jego pomocy.

~*~

– Mógłbyś mnie zostawić? – zapytała brunetka, siadając w fotelu pod oknem.

W dłoniach trzymała Hamleta i zbiór poezji Poego. Sebastian popatrzył na nią podejrzliwie.

– Proszę mi wybaczyć, ale wolałbym pozostać przy panience.

– W końcu, kto wie, czy nie próbuję zabić dzieciaka, nie? – zakpiła, nie do końca przemyślawszy swoje słowa.

Wyraz twarzy demona utwierdził ją w obawach – palnęła kompletną bzdurę. Mężczyzna podszedł do niej i pochylił się. Jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej policzka. Czuła na sobie jego ciepły oddech i przyjemny różany zapach. Groźne spojrzenie czerwonych oczu sprawiło, że po jej plecach przeszedł zimny dreszcz.

– Panienko, czyżbyś coś sugerowała? – zapytał spokojnie chłodnym głosem.

– Wybacz, to było głupie – powiedziała, odsuwając się lekko. – Chodziło mi o to, że... Wiem, że mi nie ufasz. Ale nie martw się, nie jestem tu po to, żeby zabić Phantomhivea. Gdyby to był mój cel, już dawno by nie żył – dodała pewna siebie.

Chciała, by wiedział, że się go nie boi. Nie była, co prawda bezpieczna, ale jej życie dobiegało końca, więc co miała do stracenia?

– Samariel – warknął demon.

– Skąd wiesz o Sammym? – zdziwiła się Christine.

– Czuć od ciebie jego smród. Bez względu na to, co łączy cię z aniołem zapewniam, że nie pozwolę ci skrzywdzić mojego pana. – Kamerdyner chwycił dziewczynę za szyję i wepchnął ją w oparcie fotela.

– Bez obaw. Mówiłam, że nie po to tu jestem, kamerdynerze – wykrztusiła z trudem, jednak na jej twarzy zagościł triumfalny uśmiech.

Demon puścił ją i przyjrzał się badawczo pobladłej twarzy nastolatki.

– Dziwny z ciebie służący, ale martwisz się o swojego pana, dlatego wybaczę ci – ciągnęła, zadowolona ze swojej dowagi.

– W takim razie, proszę mi wybaczyć. Pójdę zająć się przygotowaniami do wieczoru. – Lokaj pokłonił się i wyszedł.

~*~

Dziewiętnastowieczny bal nie różnił się specjalnie od tych, które Christine znała ze swoich czasów. Była muzyka, byli i tańczący goście. Wszyscy ubrani w przepiękne kreacje, korzystający z okazji, by nawiązać nowe relacje, które pomogą im osiągnąć wymarzone cele. Wszyscy ludzie byli tacy sami, samolubnie pragnęli spełnienia. Nie gardziła nimi za to, była dokładnie taka sama. Najlepiej świadczył o tym fakt, że tutaj była.

Wbrew słabnącemu ciału, kołysała się lekko w rytmie walca, zastanawiając się, czy da radę wytrzymać do końca imprezy. Dotąd, może nie dokładnie tak, jak chciała, ale osiągnęła część swojego celu – demon nie widział w niej tylko słabej niewiasty. Groźne spojrzenie, którym ją obdarował było nagrodą, którą ofiarował jej, nie zdając sobie z tego sprawy. Zasiała w nim ziarno niepewności, nie bez pomocy anioła. Cieszyła się, że nosiła na sobie jego zapach, chociaż wprawiało ją to w lekki dyskomfort. Nie zauważyła, by pachniała jakoś inaczej, ale skoro Sebastian się zorientował, coś było na rzeczy.

– Mogę prosić do tańca, Lady Christine? – Hrabia Phantomhive podszedł do brunetki i wyciągnął dłoń w jej stronę.

Skinęła głową i udała się wraz z nim na parkiet. Podejrzewała, że kamerdyner o wszystkim mu opowiedział. Nie myliła się. Kiedy tylko zaczęli tańczyć, uprzejmy wyraz zniknął z twarzy chłopaka, ustępując miejsca zaciętemu spojrzeniu wielkiego, błękitnego oka.

Ciekawe, jak wygląda to drugie – pomyślała.

Pragnęła mieć okazję zobaczyć znak kontraktu wyryty w drugiej tęczówce, jednak wiedziała, że to bardzo mało prawdopodobne.

– Kamerdyner powiedział mi o twoim niepokojącym zachowaniu – zaczął nastolatek. – Jeżeli zamierzasz kogoś zabić, albo coś ukraść, radzę ci dać sobie spokój – wyjaśnił spokojnie.

– Nie po to tu jestem – odpowiedziała brunetka, przez chwilę przyglądając się z rozbawieniem drżącej brwi chłopaka. – Właściwie, jestem tutaj, żeby ofiarować coś twojemu lokajowi – wyjaśniła bez zbędnych tajemnic.

– Co masz na myśli?

– Ciel... – powiedziała przyciszonym głosem. – Wiem, kim tak naprawdę jest Sebastian.

Słowa dziewczyny zaalarmowały młodego hrabiego. Odruchowo ścisnął dłoń partnerki, jednak wciąż starał się zachować pozory spokoju.

– Czego chcesz? – warknął.

Nastolatka uśmiechnęła się błogo. Szło lepiej, niż się spodziewała. Teraz oboje, zarówno demon jak i jego właściciel, widzieli w niej zagrożenie. Teraz już na pewno nie była kimś słabym.

Chłopak nie rozumiał, dlaczego się śmiała. Skoro wiedziała, kim był Sebastian, musiała zdawać sobie sprawę, że w każdej chwili mógł ją zabić.

– Jeśli mam być szczera, chciałabym zobaczyć twój znak – powiedziała radośnie, dotykając dłonią przepaski zasłaniającej oko hrabiego.

Nastolatek odepchnął jej rękę i odsunął się, przerywając taniec.

– Ciel, proszę. Do wieczora zniknę stąd na zawsze, masz moje słowo – poprosiła, podchodząc do niego.

Nie rozumiał czemu, ale z jakiegoś powodu naprawdę jej ufał. W każdym razie, nie miał niczego do stracenia, skoro i tak znała prawdę. Delikatnie podniósł opaskę i powoli otworzył naznaczone oko. Fioletowy tetragram zabłysk delikatnie, jakby witał się z obserwującą go brunetką.

– Jest piękniejszy niż sądziłam – szepnęła pełna podziwu.

– Dotrzymaj słowa – burknął Phantomhive i poprawiając opaskę, odszedł od niej, znikając w tłumie gości.

– Wybacz mi, Ciel... – szepnęła, patrząc jak odchodzi.

Żałowała, że tylko w ten sposób mogła pokazać im, że nie jest słaba. Może gdyby miała więcej czasu. Może, gdyby jej życie nie miało skończyć się za kilka godzin. Może wtedy miałaby szanse pokazać się z innej strony, nie wzbudzając niechęci. Pragnęła, by mieli o niej dobre zdanie, ale wiedziała, że nie może mieć wszystkiego. Mając do wyboru bycie słabą, dobrą osobą lub zagrożeniem, którego nie mogą ignorować, nie mogła wybrać inaczej. Zbyt długo oczy wszystkich, którzy na nią patrzyli, wyrażały współczucie i żal. Tutaj była obca, nikt nie wiedział o jej chorobie, mogła zdecydować, jaka ekspresja utuli ją do wiecznego snu. 

Poczuła przeszywający ból, boleśnie przypominający o kończącym się czasie. Zacisnęła pięści i z trudem zaczęła wlec się w stronę krzesła. Obraz przed oczami Chris stawał się niewyraźny, dźwięki muzyki ginęły w echu, które dudniło w jej głowie. Chociaż bardzo się starała, nie wytrzymała. Bezwładnie upadła na ziemie, uderzając głową w twardą posadzkę.

– Sebastian! – krzyknął Ciel, odwróciwszy się, słysząc piskliwy krzyk narzeczonej.

Demon skinął posłusznie i podniósł dziewczynę z ziemi.

– Zanieś ją do sypialni i wracaj tu. Musimy porozmawiać – polecił stanowczo.

Podszedł do Elizabeth i objął ją, by przestała płakać.

– Ciel, musze z nim iść! – łkała w jego ramię.

– Lizzy, nie możesz, musi odpocząć. Będzie lepiej, jeśli tu zostaniesz. Zatańcz ze mną.

~*~

Christine obudziła się i z trudem otworzyła oczy. W półmroku dostrzegła zarys sylwetki kamerdynera.

– Cholera – zaklęła pod nosem. – Nie tak to miało wyglądać, Sammy.

– Pora, żebyś powiedziała prawdę – usłyszała spokojny głos demona.

Popatrzyła na niego smutno i spuściła wzrok.

– Prawda jest taka, że wiem, kim naprawdę jesteś, Sebastianie – mruknęła zrezygnowana, pozwalając by kilka łez spłynęło po jej bladych policzkach.

Kamerdyner usiadł na skraju łóżka i delikatnie chwycił podbródek dziewczyny, podnosząc jej głowę.Patrzył na nią błyszczącymi szkarłatem oczyma.

– Domyśliłem się. Ciekawi mnie jednak, skąd o mnie wiesz – odparł, zbliżając do niej twarz.

– Czy to ważne? – zapytała cierpko, przygryzając dolną wargę, by powstrzymać kolejne łzy.

Zawiodła. Znów okazała się tylko słabą, nieuleczalnie chorą dziewczyną, której życie dobiegało końca. Pragnęła, by potworny ból ustał na zawsze, zabierając ją ze sobą w czarną nicość.

– Nalegam. – Sebastian lustrował ją wzrokiem.

W jego oczach nie dostrzegała ani współczucia, ani żalu. Płonęły jedynie ciekawością. Chciała, by ich piękny blask był ostatnim, co ujrzy. Zamknęła oczy, zapisując obraz jego twarzy w pamięci.

– Ja... – zaczęła niepewnie, ponownie na niego spoglądając. – Nie jestem stąd.

– Wiem o tym.

– To zabrzmi idiotycznie, ale jestem z przyszłości.

Czekała na wyraz jego niedowierzania, jednak takowe nie nadeszło. Może, mimo wszystko, nie doceniła go?

– W moich czasach, szukałam cię... Nieprzerwanie, przez całe życie – zamilkła nagle.

Dławiący kaszel nie pozwolił jej kontynuować. Kamerdyner pomógł jej się położyć.

– Spotkałam Shinigami, uratowałam anioła, a on obiecał spełnić jedno moje życzenie. Zwlekałam, ale kiedy powiedział mi, że nie żyjesz, wiedziałam już, czego chcę – mówiła szybko, bojąc się, że przy kolejnym ataku kaszlu zamilknie na zawsze.

Demon przysłuchiwał się niewiarygodnej opowieści, nie ukrywając zdziwienia. Nie zaskakiwała go podróż w czasie, lekkoduszny Samariel, ani Shinigami. Nie potrafił pojąć, jak zwykła śmiertelniczka uratowała niebiańskiego wysłannika. W skupieniu słuchał kolejnych słów konającej nastolatki.

– Poprosiłam go, żeby mnie tu przeniósł. Chciałam cię poznać – dokończyła, unosząc dłoń, by dotknąć twarzy lokaja.

Chwycił jej rękę i ostrożnie ułożył na pościeli.

– Dlaczego tak bardzo chciałaś mnie poznać? – zapytał.

Uśmiechnęła się. Nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie liczyła na to, że wzbudzi jego szczere zainteresowanie.

– W moich czasach jesteś legendą, Sebastianie Michaelis – szeptała coraz słabiej.

– Dlatego poprosiłaś anioła, by cię przeniósł?

– Nie do końca. Chciałam cię o coś prosić. Obiecałam Cielowi, że zniknę dziś na zawsze. Nie kłamałam. Umieram. Sammy dał mi trochę siły, ale nie może odwlec tego, co za chwile nastąpi.

– Więc czego ode mnie chcesz?

– Chcę, żebyś zabrał moją duszę... – powiedziała niemal niesłyszalnie.

Były to ostatnie słowa, jakie przyszło jej wypowiedzieć. Dławiący kaszel i narastający ból całkowicie ją sparaliżowały. Ledwie oddychała, nie mając siły, by przeciwstawiać się kolejnym skurczom układu oddechowego. Z każdą chwilą traciła świadomość. Po jej policzkach płynęły łzy, kiedy ciemność spowijała obraz przed zamglonymi oczami. Twarz demona powoli znikała. Czuła tylko dotyk jego dłoni na swojej twarzy. Krzycząc w duszy, modliła się, by spełnił jej prośbę. Nie miała pojęcia, czy będzie o tym wiedzieć, czy zorientuje się, w jaki sposób odchodzi. Mogła już tylko wierzyć. Wierzyć, że całe życie rozpaczliwych poszukiwań zostanie nagrodzone śmiercią z ręki tego, któremu oddała całą siebie. Pragnęła, by jakaś cząstka jej bezwartościowej duszy na zawsze żyła we wnętrz legendarnego demona. Wypuściła powietrze z płuc. Nie czuła już niczego. Jej myśli uspokajały się, aż w końcu zamilkły zupełnie. Odeszła.

~*~

– Michaelis! Odejdź od niej! – Do sypialni wpadł jeden z Bogów Śmierci.

Krótko ścięty brunet popatrzył z obrzydzeniem na ocierającego twarz demona. Sebastian uśmiechał się z satysfakcją i wstał z łóżka, powoli odsuwając się od ciała nastolatki.

– Jest twoja – rzekł złośliwie.

Shinigami pochylił się nad dziewczyną. Ze złością zacisnął pięść na trzymanej w ręku kosie i odwrócił się do kamerdynera, posyłając mu mordercze spojrzenie.

– Zaskakująco, była niesamowicie smaczna. Powinienem podziękować Samarielowi. Wreszcie się do czegoś przydał – zaśmiał się demon, nie kryjąc zadowolenia, które wzbudzała w nim wściekłość Williama.

– Piekielny pasożyt – warknął Bóg Śmierci i zrezygnowany wyszedł przez okno, zostawiając demonicznego kamerdynera ze zwłokami młodej Christine.

Na twarzy brunetki panował niesamowity spokój. Niemal się uśmiechała. Chociaż do ostatniej sekundy nie była pewna, czy jej marzenie się ziści, już na zawsze pozostanie częścią tego, którego tak bardzo pragnęła. Aż do jego śmierci, element jej duszy będzie nieprzerwanie towarzyszyć w jego wędrówce.

Sebastian opuścił sypialnie i powrócił na salę balową, by poinformować swojego pana, że dziewczyna nie przyniesie mu więcej zmartwień.

~*~

Nad ciałem Christie pojawiła się skrzydlata postać. Smutnymi oczami wpatrywała się w jej

nieruchomą twarz. Anioł dotknął dłonią zimnego policzka opustoszałego naczynia.

– Przynajmniej odeszłaś szczęśliwa, Chris. Dziękuję ci za wszystko – szepnął.

Pomieszczenie wypełnił jasny blask, a kiedy zniknął w pokoju nie było ani anioła, ani ciała nastolatki.

Dziękuję ci Sammy.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro