Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Miłosne (nie)szczęście (HuaLian)

Based on true story ^^

Tagi: #modernau, #light&sweet, #coincidence, #annoyingfriend, #fluffydog.

* * * * * * *

W życiu Xie Liana nigdy nie było idealnie, ale mogłoby się zdawać, że coś, co zwą miłością, omijało go tak szerokim łukiem, że zahaczało o dwa bieguny, przynosząc mu stamtąd jedynie chłód i oziębłość relacji z płcią przeciwną. Jego przyjaciel Shi Qingxuan, który był duszą towarzystwa i zawsze pełnym wigoru oraz dobrej energii młodzieńcem, od miesięcy próbował mu pomóc, biorąc na swoje barki odpowiedzialność, by znaleźć mu partnerkę.

Nie musiała być idealna, gdyż każdy ma swoją własną teorię ideału i nigdy nie wiadomo, kto komu się spodoba. Z tego powodu nie obawiał się eksperymentować, umawiając go z najróżniejszymi osobami, w wieku od osiemnastu do nawet sześćdziesięciu lat, od nieznajomych spotykanych na ulicy dziewczyn, do samotnej, owdowiałej i gadatliwej ciotki, do której jeździł co weekend na popołudniowe herbatki.

W końcu w prawdziwej miłości ani wiek, ani pochodzenie nie były ważne, prawda?

Zawsze uśmiechnięty i myślący optymistycznie o życiu Xie Lian po skończeniu studiów wyprowadził się od rodziców i postanowił żyć na własną rękę. Wynajął kawalerkę na osiedlu w dziesięciopiętrowym bloku na czwartym piętrze i rozpoczął pracę w księgarni. Nie miał do niej daleko, bo wystarczyło minąć wysokie budynki, przejść przez ulicę do centrum handlowego i już był na miejscu. Sam bardzo lubił czytać, więc często robił "książkowe wieczorki" i siedząc z grupą dzieci na dużych poduszkach na jednym z pięter dużej księgarni, czytał im bajki. Urządzał im taką rozrywkę raz na tydzień w piątki i zawsze w ten dzień pojawiały się tłumy najmłodszych, których rodzice w ciszy i z uśmiechami na twarzach obserwowali swoje pociechy.

Z tego powodu odmawiał spotkań w piątki i jego przyjaciel za każdym razem narzekał, że z takim podejściem, nigdy nikogo sobie nie znajdzie.

Xie Lian lubił swoje zwyczajne, poukładane życie i ani razu nie ugiął się pod uciążliwym i nieustającym namawianiem Shi Qingxuana. Udało mu się wywalczyć, aby randki w ciemno ustawiał mu nie częściej niż dwa razy w tygodniu. Za to on sam, nie chcąc wystawić partnerek do wiatru przez wymysły namolnego przyjaciela, za każdym razem zjawiał się w umówionym miejscu i zawsze na czas.

Podczas jednego z takich spotkań, który oczywiście okazał się kolejnym niepowodzeniem, wracał do domu piechotą przez miasto. Była wiosna, więc uważał, że taki spacer dobrze mu zrobi i pozwoli się trochę rozluźnić. Dzisiejsza partnerka już na wstępie zaatakowała go tysiącem pytań o dosłownie wszystko: od ocen w szkole podstawowej do rozmiaru skarpetek, aż po ulubionego piosenkarza z jakiejś znanej grupy k-popowej BTS. Pierwszy raz słyszał tę nazwę, dlatego nie potrafił jej odpowiedzieć. Dziewczyna była zgorszona i nie mogła zrozumieć, jak może nie słuchać k-popu. Teraz wracał i przeglądał Internet w smartfonie w poszukiwaniu tego całego BTS. Zastanawiał się, co w nim jest takiego niezwykłego. Może naprawdę był zacofany i powinien się trochę doinformować o tym, co jest popularne i "na czasie"?

Przechodził przez park, kiedy zauważył kobietę siedzącą na ławce i trzymającą na kolanach dziwnie wyglądają tarczę o wielkości talerza stołowego. Były na niej jakieś kropki, symbole, kreski pionowe i poziome. Przystanął i z zafascynowaniem przyglądał się temu, zastanawiając, co to może być.

Kobieta widząc go, uśmiechnęła się i gestem dłoni zaprosiła, żeby się do niej przysiadł. Nie miał powodu do odmowy, a sama osoba wydawała się mieć dobre intencje. Chwilę rozmawiali i okazało się, że była to początkująca wróżbitka, która właśnie próbowała przekazać dobrą energię do dwudziestocentymetrowej srebrnej figurki. Przedstawiała ona młodego uśmiechniętego mężczyznę. Stał dumnie w swoich bogatych szatach, gdzie nie szczędzono ozdób i małych upiększeń jego stroju. Długie, gęste włosy spięto na czubku głowy grubą spinką. Miał zawadiackie spojrzenie, bardzo harde i pewne siebie, a światła latarni bijące na posążek dodawały mu tylko energiczniej dzikości.

Wróżbitka powiedziała Xie Lianowi, że to figurka jednego z bogów, który na swoich wiernych zsyła miłość. Jakkolwiek źle wyglądałoby dotąd ich życie miłosne i czy ciążyłaby na nich jakaś klątwa, prosząc tego boga przed snem o miłość, wkrótce poznawali swoją przyszłą partnerkę bądź partnera.

Xie Lian śmiał się, nie dając temu wiary, ale kobieta zapewniała, że jest to autentyczny przedmiot i właśnie kończy nasycać go pozytywną energię.

A co mam do stracenia? – pomyślał po kolejnych kilku minutach dość przyjemnej rozmowy i za niewygórowaną kwotę kupił od niej figurkę pradawnego bożka o wątpliwym pochodzeniu i rzekomej mocy sprowadzania miłości.

Dotąd o prawdziwej miłości czytał tylko w książkach, a widział ją na obrazkach mang. Do tego ostatniego nikomu się nie przyznawał, gdyż najbardziej podobały mu się mangi o tematyce boys love. Nie wiedział dlaczego, ale te wydawały się bardziej romantyczne. Miał nawet kilka tomów jednej serii w mieszkaniu, które czytał, jak miał gorszy dzień. Zawsze po takiej lekturze czuł ciepło w piersi, choć jednocześnie krępowało go, że na widok miłości dwóch mężczyzn – osób tej samej płci, sam był szczęśliwy.

Może to dlatego, że dotąd spotkane kobiety denerwowały go i więcej było takich "problematycznych" niż fajnych?

Po powrocie do domu przy świetle mocnej lampki przy biurku obejrzał nowy nabytek jeszcze raz. Xie Lian był przekonany, że posążek nie jest cały wykonany ze srebra, ponieważ cena się nie zgadzała. Zapłacił za niego niewiele więcej niż za dwie książki, tymczasem przedmiot był naprawdę ciężki. Młody mężczyzna na odlewie patrzył na niego i śmiał się. Wyglądał na pewnego siebie bogatego panicza i co musiał przyznać – był naprawdę przystojny. W świecie, w którym istniał, mógł uchodzić za prawdziwego łamacza serc, a od kobiet zapewne musiał się odpędzać.

– Jeśli potrafiłeś z nimi rozmawiać – zwrócił się do niego na głos i mając na myśli kobiety – żadna nie mogła ci się oprzeć.

Podniósł statuetkę i zobaczył, czy nie pochodzi czasami z pobliskiego marketu, ale drobny grawer nic mu nie mówił. "HO HO" – nie słyszał jeszcze o takiej marce, tym samym był jeszcze bardziej skłonny, aby uwierzyć wróżbitce. Wieczorem przed snem postanowił patrzeć na figurkę i powtarzać sobie "znajdę miłość", "zakocham się, a ten ktoś we mnie i będziemy najwspanialszą parą".

Tak szczęśliwą, jak dwaj panowie, o których czytał niedawno w jednej z ulubionych serii mang boys love.

Z takimi myślami zasnął.

*

Przez kolejne trzy tygodnie nadal myślał każdej nocy o miłości, że ją znajdzie i będzie szczęśliwy, i spotykał się z kobietami, które wybierał mu przyjaciel. Za każdym razem miał nadzieję, że to będzie "ta" osoba i znów za każdym razem jego serce doznawało rozczarowania, a on coraz bardziej pogrążał się w miłosnej rozpaczy, którą potęgowało narzekanie Shi Qingxuana i jeszcze częstsze umawiane go na randki.

Ostatnimi trzema kobietami, z którymi się spotkał, pierwszą była pracownica biura rachunkowego – nałogowa palaczka, która z nerwów bezustannie stukała obcasami o podłogę i odpalała jednego papierosa od drugiego. Pod koniec spotkania i narzekania na firmy transportowe, które nie dostarczają na czas faktur do rozliczenia, dopiero zapytała Xie Liana, jak ma na imię, kończąc stwierdzeniem, żeby nie zapominał o rozliczeniu PIT–ów na czas, bo potem w kwietniu jej biuro ma urwanie głowy.

Druga wydawała się lepsza. Miła, kulturalna, z początku nieśmiała, ale jak zaczęli temat o ochronie środowiska, okazało się, że w restauracji, w której byli nic nie mogą zjeść, gdyż wszystko kiedyś żyło, oddychało, miało rodziny i chciało żyć, a jedząc nawet frytki zabijamy zwierzęta. Według kobiety olej ze smażenia jest wylewany do rzek i zatruwa florę i faunę. Ostatecznie wypili tylko wodę mineralną ze szklanej zwrotnej butelki i rozeszli się do swoich domów.

Gdy przyszło do kolejnej randki Xie Lian był na skraju wyczerpania psychicznego. Z jednej strony Shi Qingxuan bombardował go kolejnymi propozycjami, ciągle pisząc i dzwoniąc, że nie odpuści, dopóki mu kogoś nie znajdzie, z drugiej nie miał siły a nawet ochoty znów tracić czas, dlatego był zdziwiony, gdy w restauracji do jego stolika, przy którym siedział, podeszła kobieta około czterdziestki.

Była naprawdę zgrabna, wysoka jak Xie Lian, w eleganckiej czarnej sukience, z subtelnym upięciem brązowych prostych włosów i ładnym uśmiechem. Trzymała na przedramieniu małą czarną torebkę z małymi połyskującymi ozdobami.

Xie Lian miał dwadzieścia sześć lat, a ona mogła być spokojnie jego matką, ale może właśnie z tą osobą w końcu porozmawia normalnie?

Przywitali się, wymienili imionami i krótką informacją, czym się zajmują. Ona była właścicielką zakładu jubilerskiego, ale nie przeszkadzało jej, że Xie Lian niedawno skończył studia i pracuje teraz w księgarni. Rozmawiało im się przyjemnie, zjedli kolację przy świecach, wypili po dwie lampki wina. Wszystko zdawałoby się iść w dobrym kierunku, gdyby nie pewna prośba, od której wszystko zaczęło się psuć.

– Pozwól, Xie Lianie, abym kupiła ci nową koszulę.

– Koszulę? – zapytał zdziwiony. – Mam koszulę, nawet niejedną i chyba nic im nie brakuje.

– Nie mówię o takich koszulkach – powiedziała z delikatnie kpiącym uśmiechem, wskazując na jego pierś, którą zdobił śnieżnobiały odprasowany materiał. – Mam na myśli prawdziwą koszulę. Taką z jedwabiu i złotymi haftami. Do takiego przystojnego młodego człowieka pasuje złoto.

– Schlebiasz mi, Jian Lan, ale naprawdę nie trzeba. Nie mogę pozwolić, by kobieta kupowała coś mężczyźnie.

– Och, nie bądź taki staroświecki. – Machnęła dłonią w jego stronę. – Ja mam pieniądze i chciałabym zobaczyć cię w czymś ładnym.

Xie Lian starał się zrozumieć intencje kobiety, ale chyba cały czas coś mu umykało. Jednak nie zamierzał dać się namówić, by mu coś fundowano! Jakim byłby mężczyzną, gdyby się zgodził. To uwłaszczało jego męskiemu ego.

– A czy teraz nie wyglądałem dobrze? – spytał, starając się, rozluźnić sytuację i nadać temu żartobliwy ton.

– Oczywiście, że wyglądasz dobrze. Gdyby nie to, nawet bym tu nie usiadła – oznajmiła wprost. Xie Lian siłą powstrzymał się, by nie zmarszczyć brwi. – Mój gust do mężczyzn jest bardzo specyficzny, a ty idealnie mi odpowiadasz.

Niby był to komplement, ale on odebrał to jak pochwalenie nowej kolekcji sukni w swojej garderobie albo naszyjnika w przeszklonej gablocie. Może jej głos był delikatny, ale w tej chwili mężczyzna poczuł się jak rzecz. Jego dobry nastrój zaczął się psuć, ale nadal się nie poddał, próbując wybrnąć z tej sytuacji z podniesioną głową i znaleźć rozwiązanie, jakąś wspólną falę, na której mogliby razem płynąć, kontynuując rozmowę.

– Cieszę się, że jestem w twoim guście.

– Tacy młodzi ludzie, jak ty, powinni brać całymi garściami, co oferuje im życie – kontynuowała kobieta, patrząc w oczy Xie Lianowi i po blacie stołu sunąc dłonią w jego stronę. – Macie tyle do zaoferowania...

– Tak? – zapytał, przełykając nerwowo. Coś w tej sytuacji przestawało mu się podobać. Wzrok kobiety był... jakiś dziwny. – Co na przykład?

– Swoją młodzieńczą energię, uśmiech, który zwala z nóg każdą kobietę, powodując, że z chęcią rozchyliłaby przed tobą nogi.

Xie Lian nie chciał tego czuć, ale odziana w wysoką szpilkę stopa właśnie dotknęła jego łydki i sunęła w górę.

– Każda kobieta byłaby na twoje skinienie, kochanie. Ponadto jak ja cię wezmę pod swoje skrzydła, ubiorę, uczeszę, dodam odrobinę złota tu, srebra tam, przyozdobię twoją spinkę od mankietów brylantem, będziesz moim najpiękniejszym świecidełkiem. – Głos jubilerki był coraz bardziej uwodzicielski, ale czerwona lampka nad głową Xie Liana świeciła coraz mocniej, wydając przy tym cichy ostrzegawczy dźwięk. – Jak zacznę pokazywać się na bankietach z tak uroczym i przystojnym chłopcem, moim przeciwniczkom handlowym silikonowe wkładki na ich piersiach z miseczką A+ wypadną.

Twardy czubek szpilki dotarł już do kolana i teraz przesuwał się w górę uda.

Xie Lian podniósł się ze swojego krzesła tak nagle, że przez całe pomieszczenie restauracji przebiegł nieprzyjemny zgrzyt i kilka osób spojrzało w ich kierunku. Twarz Xie Liana była czerwona, lecz nie z podniecenia, jakie mogły wywołać kobiece słowa i ta uwodzicielska gra, ale z niesmaku zaistniałą sytuacją i złością, której nie potrafił już pohamować.

Wyciągnął z kieszeni portfel. Całą należna kwotę za ich oboje plus napiwek położył twardo na stole, wywołując tym samym kolejny huk i siląc się na spokój, powiedział:

– Droga pani Jian Lan. Bardzo mi przykro, ale nie mogę być pani kolejną zabawką do chwalenia się znajomym. Poza tym nie lubię sztywnych bankietów – dodał odrobinę ciszej, czując, jak pieką go policzki.

Chrząknął, chcąc jeszcze coś dodać, ale ostatecznie się rozmyślił. Rzucił jeszcze tylko krótkie "Do widzenia i miłego wieczoru", po czym wyszedł.

Nie pamiętał, czy trzasnął drzwiami, ale wiedział, że miał na to straszną ochotę. Szedł przed siebie, zaciskając palce w pięść i napinając barki, tym samym tłumiąc ogarniającą go furię. Jeszcze nikt nigdy nie potraktował go tak przedmiotowo.

– Ta babka... – przemówił na głos.

Chciał wyrazić się niecenzuralnie, więc zmełł resztę zdania i przełknął je. Nie zniży się do takiego poziomu przez jakąś głupią, napaloną kobietę, by nie utrzymać swojego języka na wodzy! Nie jest przecież słabym mężczyzną.

Przyspieszył kroku, aby pozbyć się frustracji. Głowa mu parowała, a na domiar złego letnie powietrze nie chłodziło jego ciała, więc powtarzał sobie w kółko "Spokojnie, Xie Lianie. Tylko spokojnie. To nie twoja wina, że to się tak skończyło. To nie twoja wina, że trafiasz na takich ludzi. To nie twoja...".

Nagle stanął w miejscu, patrząc tępo w szarą kostkę od chodnika, na którą padało żółte światło latarni.

– Oczywiście – powiedział cicho do siebie. – To przecież nie moja wina, tylko Shi Qingxuana! To wszystko przez niego. To on mnie namawiał do odstawiania tej całej szopki. Ale koniec z tym. Ani jednej przeklętej randki więcej! – postanowił twardo.

Uniósł głowę i jeszcze szybciej poszedł w kierunku mieszkania. Dziś był czwartek. Mógł jeszcze pójść do baru na szybkie piwo, aby zastąpić koszmarny wieczór jakąś namiastką nie zmarnowania kolejnej godziny swojego życia bez nadziei na miłość, ale nie miał na to ochoty. Jedyne, co teraz musiał zrobić, to wejść do domu, wziąć ze stołu telefon i zadzwonić do przyjaciela, definitywnie kończąc chorą grę w randkowanie.

Pięć minut później nadal z głową pełną emocji i wrzącą wewnątrz ciała krwią przekroczył próg kawalerki. Bez zdejmowania butów poszedł wprost do pokoju po telefon. Kipiał ze złości, nie mogąc zapomnieć tego obrzydliwego dotyku na nodze, wzroku tej kobiety i jej słów. Musiał jak najszybciej wziąć prysznic i zapomnieć o tym dniu.

Złe emocje kumulowały się w nim na tyle długo, że gdy w słuchawce usłyszał nagrany na sekretarce głos przyjaciela, poczekał na sygnał i nagrał mu wiadomość głosową. Starał się brzmieć spokojnie, ale dosadnie, a po wyrzuceniu z siebie potoku słów, niemal bez sił opadł na kanapę. Odchylił głowę w tył i zobaczył stojący na komodzie srebrny posążek. Uśmiechnięty mężczyzna wpatrywał się w niego tak samo jak pierwszego dnia, ale dziś Xie Lian odniósł wrażenie, że szyderczo się śmieje.

– No i co ci tak wesoło, bożku pecha – rzucił mu z pretensjami. – To była najgorsza randka, na jakiej byłem!

Zamknął oczy, ale szybko je otworzył, bo cały czas przed oczami miał uśmiech Jian Lan. Będzie musiał zablokować jej numer, żeby przypadkiem do niego nie dzwoniła.

Odlana w srebrze lub innym metalu męska postać nadal się śmiała. Xie Lian nie mógł tego znieść. Wstał z kanapy i podszedł do komody, biorąc przedmiot w dłoń.

– Jesteś chyba cholernym bóstwem antymiłości i to przez ciebie to wszystko – mówił, patrząc na niego krytycznie. W oczach Xie Liana nadal malowała się złość. – Możesz być sobie nie wiadomo jak przystojny, ale prawdziwej miłości nigdy mi nie dasz. Co mi z wyglądu i co mi z tego, że jestem jeszcze młody, skoro brakuje mi osoby, która po prostu cieszyłaby się z mojego towarzystwa? – spytał, lecz nie miał kto mu odpowiedzieć.

Gorycz podchodziła mu do gardła. Miał już wszystkiego dość. Musiał odciąć się od ludzi, skupić bardziej na sobie. Może znalazłby sobie jakieś hobby jak gotowanie, czemu oddałby się bez pamięci, zamiast tracić czas na innych ludzi i próbę bycia kimś, kogo od niego oczekiwali. W domu, we własnej kuchni może zachowywać się normalnie. Ubrać stary znoszony dres i koszulkę z dziurą przy pasie. Mógł to wszystko mieć i uśmiechać się do siebie i swojego własnego towarzystwa. Nikt by go nie krytykował i nie próbował zmienić.

– Ty też mi już nie będziesz potrzebny – zdecydował, po czym mocniej zacisnął dłoń na statuetce i cisnął nią w bok, gdzie przez otwarte okno wyleciała na zewnątrz.

Uśmiechnął się, czując nareszcie ulgę. Trwała ona jednak dokładnie trzy sekundy, zanim głośny jęk nie rozbrzmiał za oknem.

Kiedy uświadomił sobie, co właśnie zrobił, jego źrenic powiększyły się i do skroni zaczęła napływać krew. Modlił się, by to jednak było coś innego, niż to, o czym pomyślał. W trzech susach znalazł się przy parapecie i wyjrzał na zewnątrz. Przy latarni na chodniku leżał na plecach mężczyzna, a duży pies biegał wkoło niego i co chwilę trącał łapami metalowy przedmiot.

Figurkę "HO HO"!

– Proszę nie wstawać! Już idę! – krzyknął Xie Lian.

Nie było mowy, żeby teraz udawać, że to nie on. Nawet jak mężczyzna pozwie go do sądu i każe płacić sobie odszkodowanie, to była jego wina, za którą musi zapłacić.

– Ale jestem głupi... Co ja najlepszego zrobiłem? Jak mogłem... – mamrotał pod nosem, zbiegając po schodach z czwartego piętra po trzy i cztery stopnie na raz.

Wyleciał jak z procy przez oszklone drzwi wejściowe klatki schodowej i pobiegł prosto do leżącej osoby. Duży malamut o czarnym grzbiecie i białych bokach ciała z wyciągniętym różowym jęzorem kręcił się w kółko. Zanim Xie Lian do niego dobiegł, zdążył już trzy razy obwiązać szeroką smyczą ramię poszkodowanego, który był najprawdopodobniej nieprzytomny, gdyż nie poruszał się.

Kiedy pies zobaczył nadciągającego mężczyzną, stanął w miejscu, zamykając biały pysk ze smolisto czarnym nosem i nagle zaczął machać wściekle czarnobiałym ogonem, wyrywając się w przód. Ciało na chodniku siłą rozpędu psa przesunęło się o kilka centymetrów, ale właściciel czworonoga wybudził się i cichym zachrypniętym i bezsilnym głosem zawołał:

– E-Ming, do nogi.

Ogromny pies musiał być dobrze wytresowany, bo posłusznie wrócił do leżącego mężczyzny i usiadł na wysokości jego lewej łydki. W dalszym ciągu nie spuszczał wzroku z nadbiegającej osoby, machając wesoło ogonem. Sapał, mając otwarty pysk i ewidentnie się cieszył. Xie Lian nie wahał się podejść, zupełnie ignorując zwierzę z jednym ślepiem jasnoniebieskim, drugim brązowym, mocno wpadającym w czerwień. Husky często miały dwubarwne oczy, ale większego od nich malamuta z czerwoną tęczówką jeszcze nie spotkał.

Człowiekiem leżącym na ziemi okazał się młody chłopak. Miał na sobie czarne spodnie i rozpięta czerwoną bluzę z zamkiem, pod którą takiego samego koloru nosił zwykłą bawełnianą koszulkę. Teraz dźwignął się na łokcie i rozejrzał dookoła. Mrużyły oczy, jakby miał problemy z widzeniem.

– Proszę, nie wstawaj – powiedział Xie Lian, przyklękając przy nim i podkładając dłoń pod tył głowy, by go przytrzymać.

Drugą ręką nacisnął na jego obojczyk i delikatnie pchnął w dół, aby się położył. Chłopak zerkał to na niego, to w niebo. Xie Lian zdjął białą koszulę, w której był na nieszczęsnym spotkaniu z jubilerką, zwinął ją w rulon i podłożył pod głowę poszkodowanego. Został tylko w T–shircie i jeansowych spodniach, ale nie czuł chłodu. Wiosna całkowicie zastąpiła zimę.

– Bardzo cię przepraszam – wydukał, w końcu przyglądając się bladej, choć przystojnej twarzy chłopaka. – To... to moja figurka spadła ci na głowę.

Sięgnął po nią i postawił obok na widoku jak postronnego świadka, choć to on był wszystkiemu winny.

– Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby ją wyrzucać – dodał przepraszająco.

Młoda osoba ciągle na niego patrzyła, nie odzywając się. Xie Lian pomyślał, że jest w szoku, że na niego nie krzyczy albo dostał tak mocno, że nie może przyswoić jego słów.

Powinienem wezwać pogotowie – pomyślał.

Dotknął się po udach, szukając w kieszeni telefonu i przypomniał sobie, że przecież był nadal w salonie.

– Poczekaj i nie ruszaj się stąd – powiedział poważniej, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Nigdzie nie uciekam, ale zostawiłem telefon w domu, a muszę zadzwonić po karetkę.

Chłopak na te słowa nagle ożył, jakby dopiero się obudził i złapał Xie Liana za nadgarstek. Pies wstał i od razu znalazł się przy nich, pchając swój duży łeb pomiędzy dwa ciała.

– E-Ming, siad! – zawołał chłopak tym razem mocniejszym głosem. Pies posłusznie usiadł i po sekundzie się położył, opierając szeroką łapę, a po niej pysk na piersi swojego pana.

Chłopak nie strącił jej, ale nadal trzymając obcego mu mężczyznę i teraz patrząc na niego, odezwał się:

– Nic mi nie jest, Gege. Nie potrzebuję lekarza. – Puścił rękę i złapał się za głowę, a następnie popatrzył na dłoń. Obracając ją przodem do mężczyzny, dodał: – Widzisz? Nie ma krwi. Nic mi nie jest.

Zanim Xie Lian przyjrzał się dłoni, jego blade policzki nabrały nieco barwy. Nie miał rodzeństwa i z większością znajomych nie spoufalał się za bardzo, a nawet jego przyjaciel Shi Qingxuan mówił mu po imieniu. Tymczasem ten młody chłopak nazwał go takim miłym określeniem!

– Mam na imię Xie Lian – oznajmił, po czym oczyścił gardło cichym chrząknięciem. – Nie jestem chyba dużo starszy od ciebie, by nazwać mnie bratem...

Usta chłopaka na te słowa drgnęły i wygięły się w szerokim uśmiechu.

– Żartujesz, Gege? – zapytał, ukazując szereg białych zębów, które dodały jego uśmiechowi coś, co na chwilę wstrząsnęło sercem Xie Liana. – Mam dopiero 19 lat! Jak mógłbym nie nazywać cię Gege?

Wesoły głos brzmiał czysto, dźwięcznie i bardzo melodyjnie. Była w nim też młodzieńcza radość, energia, ale i pewnego rodzaju pewność siebie oraz charyzma, której nie dało się nie wyczuć już od pierwszych wypowiadanych słów.

Chłopak nadal leżał z głową na jego koszuli, uśmiechem na twarzy i psim pyskiem na piersi. Xie Lian niewiele myśląc, a starając się przestać tak uparcie wpatrywać się w te radosne usta, bezwiednie położył dłoń na psiej futrzastej biało-czarnej głowie i zaczął ją głaskać. Zawsze miał słabość do zwierząt i nie mógł się powstrzymać przed przystanięciem przed każdym czworonogiem i chociaż podrapaniem go za uchem. Tym razem musiał odwrócić czymś swoją uwagę.

– Piękny malamut – powiedział całkiem szczerze. – Jak się wabi?

– E-Ming – odparł chłopak.

Xie Lian skarcił się w myślach, bo przecież już dwukrotnie słyszał imię psa. Miał tylko nadzieję, że nieznajomy nie uzna go za tak roztrzepanego, by mieć pamięć złotej rybki, dlatego dalej pytał:

– A ty, jak masz na imię?

– San Lang.

– Mieszkasz niedaleko, San Lang?

– En. Kilka bloków dalej.

Xie Lian kiwnął głową i zobaczył, że jego przedramię dotyka mostka chłopaka. Szybko zabrał dłoń z pyska E-Minga, który mruknął niezadowolony, że przerwano pieszczotę i oparł się o własne kolano.

– M-myślę, że chodnik to nie najlepsze miejsce do rozmów – wymruczał lekko zakłopotany. – Czy... Czy możesz pójść ze mną do mieszkania?

San Lang uniósł brwi w zdziwieniu, więc Xie Lian od razu wytłumaczył:

– Mówiłeś, że nie chcesz karetki... W tym świetle nie widać, czy twoja głowa jest cała, a nawet jak nie masz rany otwartej, to na pewno masz guza. W pokoju mam jasną lampę, to obejrzę cię dokładnie i schłodzimy to miejsce. – Spojrzał na niego i uświadamiając sobie kolejną gafę, od razu dodał: – E-Ming też może pójść. Nie mam żadnych zwierząt.

Po pięciu minutach dwójka mężczyzn dotarła do niewielkiej kawalerki. San Langowi kręciło się w głowie i kiedy wstał, zatoczył się na bok, więc Xie Lian zarzucił sobie jego ramię na szyję i pomógł iść, przytrzymujące go za plecy. W drugiej ręce trzymał statuetkę oraz luźną smycz z psem, który zachowywał się nadzwyczaj spokojniej, idąc grzecznie przy nodze Xie Liana i spozierając swoimi inteligentnymi oczami raz na niego raz na swojego pana.

W mieszkaniu dziewiętnastolatek usiadł na przysunietym na środek pokoju hokerze, a Xie Lian zwiększył natężenie oświetlenia na maksimum i zaczął oględziny głowy. Wcześniej odstawił statuetkę na swoje poprzednie miejsce, obiecując sobie, że nigdy więcej nie będzie tak lekkomyślny, by rzucać czymkolwiek za okno, próbując zabić bogu ducha winną osobę. Chłopak miał trochę przydługie i zachodzące na uszy czarne lśniące włosy, ale z tyłu głowy od nasady karku biegł cienki długi warkoczyk, który wieńczyła czerwona ozdoba.

Wysuwające się we włosy ostrożnie palce Xie Lian zetknęły się jakby z miękkim jedwabiem, gęstym i delikatnym zarazem. Odsunął ich część za ucho, w którym odkrył niewielkie srebrny kolczyk z równie czerwonym co ozdoba w upięciu oczkiem, i rozpoczął dokładne oględziny. Starał się być delikatny, ale gdy dotarł do miejsca, gdzie srebrna figurka uderzyła, chłopak drgnął, sam nic jednak nie mówiąc.

– Przepraszam, San Lang.

– To nie wina Gege.

– Jak to nie moja wina? – zapytał zdziwiony. – Przytrzymaj tutaj – poprosił, a potem poszedł do lodówki po mrożoną fasolkę szparagową. – To przecież ja rzuciłem niebezpiecznym przedmiotem przez okno... Jak jakiś dzieciak...

– To naprawdę nie twoja wina. Gdybym ja szedł moją zwykłą trasą na wieczorny spacer z E-Mingiem, do niczego by nie doszło. A zachciało mi się zrobić większe koło... Gege, nie miej sobie nic do zarzucenia. Na pewno miałeś powód, by ta figurka znalazła się po tamtej stronie okna.

Xie Lian westchnął. Przyłożył mrożonkę do rosnącego na głowie guza i usiadł na niskim stole.

– Miałem, czy nie, nie powinienem rzucać niczym na oślep.

Chłopak patrzył na niego, by w końcu zapytać:

– Miałeś dziś nie najlepszy dzień, Gege?

– Żebyś wiedział, San Lang – odparł, śmiejąc się pod nosem i znów odnajdując dłonią gęste psie futro. E-Ming prawie nie odstępował go na krok, jakby zapomniał, kto jest jego prawdziwymi właścicielem i żywicielem.

– Nie przejmuj się. Jeśli jest źle albo bardzo źle, to znaczy, że może być tylko lepiej – powiedział, przysuwając się z krzesłem bliżej psa i głaszcząc go po karku. – Gorzej, jakby było bardzo dobrze, wtedy często nie spodziewamy się, że coś się nagle zawali i przez to bardziej cierpimy.

– Sądzisz, że w naszym życiu powinno być od czasu do czasu gorzej, aby czekać na lepsze czasy?

– Kto wie, Gege – odparł wymijająco. – Ale pomyśl, co gorszego może cię jeszcze dziś spotkać?

– Skoro było tragicznie, to...

– Od punktu, gdzie ta figurka znalazła się za oknem, może być już tylko lepiej.

– O ile nie pozwiesz mnie do sądu na sprawę cywilną o uszkodzenie ciała.

– Tego niestety nie mogę dla ciebie zrobić – rzekł radośnie i przymknął oczy. Gdy ponownie je otworzył, uśmiech nadal tkwił na jego ustach, ale głos miał już poważniejszy. – Mogę za to spróbować sprawić, aby twój dzień nie był do końca taki zły.

Obaj spojrzeli na wiszący na ścianie i głośno tykający duży zegar, który wskazywał godzinę jedenastą.

Xie Lian powrócił do psich ślepi i drapania czworonoga pod pyskiem.

– Odkąd was spotkałem, mimo tego niefortunnego zdarzenia, już czuję się lepiej. Choć na pewno teraz zabrzmiało to bardzo egoistycznie, bo ty, San Lang, nadal cierpisz z mojego powodu.

– A czy choć przez chwilę Gege widział, żebym cierpiał?

– Na przykład teraz?

Zamilkli, patrząc na siebie.

– Co w takim razie powiesz na to, żeby w ramach rekompensaty przez kolejny tydzień towarzyszyć mi podczas spacerów? E-Ming ma dużo siły, więc jeśli razem wychodzilibyśmy na spacer, to mógłbyś mnie asekurować lub go przytrzymać, gdyby się wyrywał.

Twój pies wydaje się być dobrze wyszkolony... – pomyślał, lecz jak mógłby odmówić tej prośbie? Nie chciał się wymigiwać od wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny, a wychodzenie na spacer, to przecież żadne zobowiązanie! A wręcz przyjemność, bo i polubił psa i właściciela.

Chłopak był inny niż wszystkie kobiety, z którymi się dotychczas spotykał. O wiele lepiej mu się z nim rozmawiało, nie czuł prawie żadnego dyskomfortu, nie próbował udawać, że jest kimś innym lub że jest lepszy. Przeciwnie, pokazał się mu z jednej ze swoich najgorszych stron jako całkiem nieodpowiedzialna osoba. Bo kto normalny rzuca ciężkimi, niebezpiecznymi rzeczami przez okna? Tymczasem chłopak był dla niego bardzo miły, nie myślał o sobie, a przejmował się jego problemami i starał się pocieszyć. Przy nim sam poczuł się jak gówniarz.

San Lang czekał na jego odpowiedź, więc Xie Lian nie trzymał go dłużej w niepewności.

– Oczywiście, San Lang! Bardzo chętnie będę z wami spacerował, ale nie tylko wieczorami. Mogę zajmować się E-Mingiem nawet i przez większość dnia, a wychodzić z nim za każdym razem, jak będzie chciał.

– Nie trzeba. To już byłby za duży problem. Na pewno masz pracę, a taki wielkolud da ci się we znaki. Tak naprawdę, to przecież nic mi nie jest, ale pomyślałem, że poczujesz się lepiej, jeśli cię o coś poproszę – przyznał się, ściszając nieco głos.

– Jest tak jak mówisz. Cokolwiek będziesz chciał lub potrzebował ode mnie, nie krępuj się prosić. Jestem twoim dłużnikiem.

Mężczyźni rozmawiali jeszcze jakiś czas o zwierzętach i ich wychowywaniu. Wymienili się numerami telefonów oraz swoimi dokładnymi adresami. Xie Lian dowiedział się, że chłopak jest studentem i sam wynajmuje dwupokojowe mieszkanie dwa bloki dalej. Cieszył się, że są sąsiadami i spędzą razem kolejne siedem wieczorów. Rozmawiało mu się z nim bardzo swobodnie, żartowali, śmiali się i zanim się obejrzał, San Lang powiedział, że będzie się już zbierał, bo rano ma zajęcia.

Dopiero po jego słowach zorientował się, że minęła już północ. Pies się położył, fasolka się rozmroziła, a on nie poczęstował gościa ani herbatą, ani jedzeniem, a psu nie dał nawet wody. Co z niego za gospodarz? A wszystko przez to, że tak zaabsorbowała go rozmowa.

– San Lang – zwrócił się do chłopaka, kiedy cała trójka wstała, szykując się do wyjścia. Miał zamiar odprowadzić go do domu i nie przyjmował słów sprzeciwu. – Jeśli będziesz miał wolny weekend, to zapraszam cię na herbatę i ciasto. Następny razem ugoszczę cię odpowiednio.

– Z chęcią skorzystam z zaproszenia. Za to Gege przyjdzie do mnie któregoś dnia na obiad. Co ty na to?

– Z największą przyjemnością.

Chłopak przywołał do nogi E-Minga i spojrzał w prawo na niewielką gablotkę z przeszklonymi drzwiami. Zatrzymał na chwilę tam wzrok i rozszerzył oczy w zdziwieniu. Jego krew zawrzała i szybko przekręcił głowę, starając się ukryć delikatny rumieniec.

Xie Lian niczego nie dostrzegł, tarmosząc puszyste czarne uszy malamuta i przytulając się do jego szyi. Kochał zwierzęta i nie raz zastanawiał się nad adopcją, ale wydawało się mu, że zwierzę będzie za dużo czasu spędzało samo w domu, więc będzie nieszczęśliwe. Gdyby był z kimś związany, domowe zwierzę miałoby więcej miłości i na pewno nie czułoby się samotne.

To przecież jak ja. Gdybym mógł porozmawiać z kimś tak jak teraz z San Langiem, uśmiech nie schodziłby z moich ust.

Wiedział, że są to tylko marne mrzonki, bo może nigdy nie spotka osoby, która go pokocha. Z tego powodu, odprowadzając chłopaka do jego mieszkania i śmiejąc się, że muszą uważać, bo coś mogłoby znów spać im na głowy, uświadomił sobie, że już zdążył go polubić i cieszy się na jego prośbę. Spacerowanie z nim i E-Mingiem zapowiadało się na miłą odmianę po wszystkich wcześniejszych nieudanych randkach.

Nie mógł się doczekać kolejnego dnia.

*

Rano wstał niewyspany, ponieważ miał tak dobry humor, że w nocy spalił kadzidło przy posążku, obiecując mu, że ostatni raz mu wybacza, bo spotkał miłego człowieka. Jednakże, jeśli jeszcze raz odwinie mu numer jak z jubilerką, to wyląduje na dnie kosza na śmieci, żeby znów nikomu nie stała się przez ich dwójkę krzywda.

Gdy leżał w łóżku, wziął z regału wszystkie dotychczas zgromadzone mangi i wcale nie pełen nadziei na romans, lecz chcąc wywołać ciepło na sercu, czytał dość wstydliwe, choć w dalszym ciągu bardzo urocze i romantyczne historie z gatunku boys love. Zasnął nad ranem z lekturą na piersi i uśmiechem na ustach.

Godziny pracy minęły mu szybko. Musiał wspomóc się mocną kawą, ale potem miał urwanie głowy, a tym samym nie myślał o odpoczynku. Jego dzień dopełniły dzieci i czytanie im bajek, więc wrócił dopiero po dwudziestej. Był zmęczony, głodny, spragniony i ledwo patrzył na oczy. Nie zdążył jednak nawet usiąść na kanapie, gdy jego telefon w kieszeni spodni zawibrował. Odczytał nadesłaną wiadomości, odpisał i szybko pobiegł do łazienki. Miał kwadrans, aby zjawiać się pod blokiem San Langa na umówiony spacer "zadośćuczynieniowy".

Dobiegał do klatki schodowej, akurat kiedy chłopak wychodził. E-Ming od razu go poznał. Ruszył jak hart, któremu postawiło się przed nos królika, ale krótka mocna komenda "spokój" momentalnie zatrzymała zwierzę w miejscu. Przysiadł na zadzie, szorując gęstym ogonem po chodniku.

– Naprawdę nie wiem, co się z nim dzieje – odezwał się San Lang, czekając, aż Xie Lian do nich podejdzie. – Zazwyczaj jest spokojny, ale jak widzi Gege, to najchętniej skoczyłby na ciebie i kto wie, co mógłby zrobić.

W odpowiedzi mężczyzna roześmiał się, mówiąc:

– Na pewno nic by mi nie zrobił. To taki wesoły i niegroźny olbrzym.

Zaczął głaskać psa po głowie i w końcu przywitał się z jego właścicielem:

– Dobry wieczór, San Lang.

– Dobry wieczór, Gege.

Podali sobie dłonie i Xie Lian nadal z lekką po biegu zadyszką zapytał zwierzę:

– Pilnowałeś swojego pana, aby się nie przemęczał?

E-Ming zaszczekał i polizał jego rękę.

– Jak się czujesz, San Lang? – zapytał z uśmiechem, patrząc uważnie na chłopaka.

– Bardzo dobrze, Gege. Mówiłem, że nie ma się o co martwić. Mój mózg chroni naprawdę twarda czaszka.

– Mimo to wczoraj straciłeś na chwilę przytomność. Nie można lekceważyć urazów głowy.

– Prócz niewielkiego siniaka, nic mnie nie boli.

– A zawroty głowy?

– Nic takiego mnie nie spotkało.

Xie Lian odetchnął spokojniej i złapał za zwisającą końcówkę smyczy.

– To dobrze, że nic poważniejszego ci się nie stało. – Obaj spojrzeli na smycz i na siebie. – Mogę?

San Lang przez chwilę wpatrywał się w jego oczy, ściskając mocniej grubą linę. Ich dłonie były tak blisko siebie, że czuł ciepło bijące od drugiej osoby. Zwolnił chwyt i uśmiechnął się jeszcze szerzej. E-Ming spojrzał na Xie Liana, a potem jakby pytająco na swojego pana.

– Dziś ten Gege jest twoim panem, więc zachowuj się jak należy i nie przynieś mi wstydu – przemówił do niego ostrzegawczo i chłodno, a następnie zwrócił się do mężczyzny: – Gege, nie wahaj się skarcić go, jak będzie zbytnio szalał. Dasz mu palca, a weźmie całe ramię.

– Ha, ha, niepotrzebnie się martwisz, San Lang. Twój E-Ming jest jednym z najgrzeczniejszych zwierząt, jakie spotkałem. Słucha każdego twojego polecenia.

– Z takim cielskiem miałbym problem, gdyby nie był posłuszny.

Niespiesznie szli wzdłuż chodnika, a pies nawet na luźnej smyczy nie oddalał się od nich na krok.

– Ile waży? – spytał Xie Lian.

– Prawie pięćdziesiąt kilogramów.

– Potężny pies – stwierdził, wyciągając dłoń i drapiąc go pomiędzy uszami. – Ale jego oczy są tak niezwykłe, że nie mogę się na nie napatrzeć.

– Ta czerwień mocno kontrastuje z jasnym błękitem.

– En. To właśnie miałem na myśli. Jest piękny.

Chłopak idący obok milczał. Jego wzrok utkwiony był w mężczyźnie i jego profilu twarzy. Przesuwał go od czubka głowy i ciemnobrązowych włosów, które umyte i jeszcze lekko wilgotne miękko opadały mu na czoło. Musiało minąć kilka miesięcy, odkąd był ostatnio u fryzjera, ale dzięki temu wyglądał naturalnie... pięknie. Dodając do tego cienkie zmarszczki przy kącikach oczu, kiedy się śmiał, długie ciemne rzęsy, nie za duży, zgrabny nos i idealne usta, na które zerkał, ilekroć Xie Lian na niego nie patrzył – to wszystko sprawiało, że powiedział:

– En – dodając jeszcze cichym szeptem i minimalnym ruchem ust: – Jesteś piękny.

– Jaki pies, taki jego pan – powiedział wesoło Xie Lian, skubiąc futrzaste ucho. – Ty też jesteś przystojny, San Lang. Na pewno masz powodzenie u dziewczyn w szkole.

San Lang zrobił zdziwioną minę, którą szybko zamienił w uśmiech, odpowiadając:

– Nie mam czasu na randki, Gege. Za dużo jest na mojej głowie.

– Racja. – Kiwnął głową. – Studia wymagają wiele wysiłku i wolnego czasu, ale dzięki nim później będziesz mógł się starać o wymarzoną pracę.

– Gege coś pewnie o tym wie – odparł. – Mogę wiedzieć, co studiowałeś?

Xie Lian spojrzał na niego i zaczął opowiadać. Na rozmowie upłynęła im godzina i nawet nie zorientował się, kiedy stanęli przed jego blokiem, a dziewiętnastolatek wziął od niego końcówkę smyczy. Rozmawiało mu się tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Coś w tym chłopaku było niezwykłego, co wywoływało u niego spokój. Relaksował się przebywając z nim, nie czuł żadnej presji lub przymusu rozmowy. Poruszali liczne tematy. Na każdy miał coś do powiedzenia i pierwszy raz nie odbierał tego jako przesłuchania lub analizy, czy nadaje się na czyjegoś partnera czy nie. Czy jest bogaty, czy nie. Wszystko przychodziło tak naturalnie jak oddychanie.

Bratnia dusza – pomyślał, gdy leżał w łóżku i choć zmęczony, to wciąż nie mógł zasnąć, widząc przed oczami uśmiech właściciela uroczego malamuta i słysząc jego głos.

Sięgnął na szafkę nocną po nieskończoną poprzedniej nocy mangę i kontynuował czytanie od momentu, w którym zasnął. Nigdy nie myślał, by wiązać się z mężczyzną. Nie mógł znaleźć miłości wśród kobiet, a co dopiero myśleć o osobach tej samej płci. Przewrócił kolejną stronę i uśmiechnął się do czytanego tekstu.

"Nawet jeśli obaj mamy w spodniach to samo i tak samo jesteśmy zbudowani, to nie oznacza, że nie możemy być dla siebie bratnimi duszami. Prawda?"

Spojrzał na posążek nieznanego bożka o niezwykle przystojnej młodzieńczej twarzy. Zastanawiał się, czy śmieje się z niego, czy uśmiecha. Oparł głowę o poduszkę i zamknął oczy.

– Prawda. Coś w tym jest.

* * *

Tydzień minął Xie Lianowi bardzo przyjemnie, gdyż dzielił go na pracę, posiłki, zakupy, a po tym spacery z San Langiem i jego psem. Na nie czekał najbardziej. Tak naprawdę, to myślał o chłopaku, odkąd rano się budził, a wieczorem zasypiał. Przez zaledwie 7 dni zdążył przyzwyczaić się do jego towarzystwa i wyczekiwał kolejnego dnia, gdy będą mogli się spotkać.

Ale... ich umowa dotyczyła tylko określonego czasu. Wymienili się numerami telefonów już pierwszej nocy, więc zastanawiał się, czy zadzwonić do niego po pracy, czy zaryzykować i jak zwykle pojawić się wieczorem przed jego klatką. Za każdym razem umawiali się na dziewiątą wieczór. Podejrzewał, że chłopak nadal będzie wychodził o tej godzinie. Postanowił nie dzwonić, ale po prostu się pojawić. Jednak następnego dnia rano dostał wiadomość od niego.

"Gege, przez kilka dni będę miał trochę więcej zajęć, więc nie mogę się z tobą wieczorem spotkać. Przepraszam. Odezwę się, kiedy wszystko wróci do normy. Obiecuję, że poczęstuję cię wtedy najlepszą herbatą, jaką miałeś okazję wypić.

San Lang"

Xie Lian był akurat w połowie szykowania się do pracy. Przeczytał wiadomość dwukrotnie. W pierwszym odruchu zasmucił się, ale SMS zwiastował, że ich znajomość nie zostanie przerwana i co więcej już nie mógł się doczekać obiecanej herbaty. Nadal może nie zjedli obiecanego ciasta u niego i obiadu u San Langa, ale przez ostatnie dni tak dobrze się bawił, że całkiem o tym zapomniał. Chłopak najwidoczniej także. W niczym to nie szkodziło, jeśli za jakiś czas będą mogli znów się spotkać. Miał nadzieję, że nadrobią zaległości.

W pracy panował przysłowiowy młyn. W księgarni na pierwszym piętrze od rana pojawiało się więcej klientów niż zwykle, zwłaszcza młodych dziewczyn. Xie Lian nie był dobry w ocenianiu czyjegoś wieku, ale ich mundurki świadczyły, że są ze szkół średnich, choć nie brakowało też studentek. Kręciły się głównie przy stoiskach z mangami i dopiero, jak któraś z nich zapytała, o której godzinie jedna ze sławnych autorek mang pojawi się, by własnoręcznie podpisywać egzemplarze najnowszego tomu, Xie Lian przypomniał sobie, że faktycznie, dziś nareszcie będzie miał okazję poznać autorkę mangi, którą tak uwielbiał! Rozglądając się jednak po wnętrzu księgarni wypełnionej w większości płcią piękną, uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Gdzie on, dorosły facet miałby się przyznać, że czyta "takie" rzeczy?

Trzy godziny później dostarczono zwiększony nakład ostatniego tomu mangi, która rozeszła się jak świeżo upieczone bułeczki. Ledwo udało mu się odłożyć jedną dla siebie, ale wewnętrznie cieszył się, że będzie mógł ją przeczytać. Nawet bez autografu. Z jednej strony był smutny, że miłosna historia będzie miała jakieś zakończenie, choć wszystko wskazywało na to, że szczęśliwe, z drugiej wiedział, że będzie tęsknił za bohaterami i uroczą relację, jaką między sobą dzielili.

O czwartej ustawiono w kąciku pod ścianą stół, gdzie już zebrała się pokaźna kolejka dziewcząt, a równo o piątej podekscytowany tłum jeszcze bardziej zgęstniał. Xie Lian ostatnią godzinę pracy spędził na innym piętrze, układając dostawę nowego kryminału. Takie też lubił. Rozwiązywanie zagadek i analiza, kto jest mordercą, zawsze mu się podobały. Lubił "wcielać" się w bohaterów, o których czytał i niejednokrotnie trafnie wskazywał przestępców.

Równo z wybiciem godziny osiemnastej jego zmiana się skończyła. Udał się do szatni, aby zdjąć fartuch, jaki nosili wszyscy pracownicy księgarni i usiadł na ławce przy swojej szafce. Ważył w dłoni zakupiony ostatni tomik mangi, ciągle wahając się, czy podejść i poprosić o autograf, czy jednak sobie odpuścić.

– Ostatni tom, Xie Lianie – przemówił do siebie w pustej szatni. – Może już nie będziesz miał okazji, by zobaczyć swoją ulubioną autorkę nigdy więcej.

Zebrał się na odwagę i postanowił zaryzykować. O tej godzinie zamykano księgarnię, więc co najwyżej tylko kilka osób, które nie zdążyły otrzymać podpisu na okładce, mogło czekać na swoją kolej. Zawsze mógł powiedzieć, że to prezent dla siostry.

Pokrzepiony tą myślą wszedł na pierwsze piętro. Przy stoliku stała tylko jedna dziewczyna, więc poczekał, aż odejdzie i z opuszczoną głową, nadal odrobinę się krępując, podszedł do osoby siedzącej na krześle. Była ukryta za ostatnim regałem, więc spuścił głowę jeszcze niżej i patrząc na czubki swoich butów, położył przed sobą egzemplarz.

– To dla... dla... – zaciął się, gdyż zapomniał, że nie wymyślił imienia dla nieistniejącej siostry. W końcu palnął: – Dla Xie Liana!

Zacisnął mocniej powieki i ściągnął ramiona, starając się schować. Wiedział, że jest czerwony na twarzy, ale nie mógł powstrzymać zażenowania. Wydawało mu się, że słyszy czyjś krótki śmiech, ale bał się spojrzeć przed siebie. Jeśli ich oczy się spotkają, będzie pewny, że nie zdoła zapomnieć o tym dniu nigdy, a tak, jeszcze była dla niego nadzieja.

Egzemplarz mangi pojawił się znów na stole, obrócony do niego przodem. Czyjeś palce przesuwały go w jego stronę, więc sam wyciągnął drżącą dłoń i chwycił za brzeg. Przełknął nerwowo, nie mogąc zapanować na tym odruchem i przez wzgląd na to, że tak bardzo polubił pracę tej autorki, zdobył się na odwagę i jeszcze jedną krępującą rzecz. Krępującą tak samo, jak wyrzucenie bożka "HO HO" przez okno i konfrontacja ze skutkami tego lekkomyślnego czynu.

– Ta hi-historia głęboko mnie poruszyła i ch-chciałbym bardzo pani p-podziękować za narysowanie tej mangi. – Ze stresu jąkał się, co było w jego wieku uwłaszczające, ale zaczął, więc nie mógł przerwać w połowie wypowiedzi. – Myślę, że musi być pani wspaniałą osobą, że w pani pracy było tyle uczuć, tyle... miłości. – Wziął wdech i dokończył: – Nigdy jeszcze nic nie poruszyło mnie tak bardzo, bym czuł ciepło na sercu na myśl, że związek między ludźmi, a nawet między osobami tej samej płci może być taki piękny. Uwielbiam panią!

– Pana – usłyszał nagle przed sobą.

Palce na okładce w końcu powoli się uniosły. Drżały jak jego własne i zamiast się cofnąć, to chwyciły go bardzo delikatnie. Xie Lian zdziwiony i onieśmielony tym niespodziewanym gestem przesunął wzrok nieco wyżej na czerwony rękaw koszuli, na wyszywane na niej motyle i jeszcze wyżej. Przy zgięciu łokcia na blacie stała plastikowa tabliczka:

Hua Cheng – autor "Miłosne błogosławieństwo niebios"

Autor... autor – powtarzał w myślach. – Nie autorka!

Oczy Xie Liana rozszerzyły się jeszcze bardziej, kiedy w końcu zobaczył twarz "autorki". Znane mu tak dobrze, choć w tej chwili zaróżowione policzki, uniesione w uśmiechu usta i czarne oczy, które szkliły się, jakby miał się zaraz rozpłakać.

– Gege – odezwał się niskim gardłowym głosem – to najpiękniejsze podziękowanie, jakie kiedykolwiek otrzymałem. Do tego od osoby, która pierwsza sprawiła, że naprawdę uwierzyłem, że to, co było tylko w moich marzeniach, o czym skrycie myślałem, przelewając na kolejne strony tej mangi, może być takie w rzeczywistości. To ciepłe uczucie, o którym wspomniałeś... Ja czuję to samo, kiedy patrzę na ciebie.

Byli na piętrze sami, gdyż inni pracownicy zamykali drzwi wejściowe i rozliczali utargi w kasach. Xie Lian był zszokowany tak wieloma rzeczami na raz, że nie wiedział, czy się roześmiać, czy płakać ze szczęścia.

Ich dłonie w dalszym ciągu były złączone i nie wiedzieć czemu, dopiero teraz Xie Lian zwrócił na nie większą uwagę. Trzymali się i wyglądało na to, że żadnemu z nich to nie przeszkadza. Tak jak z rozmową – przyszła im naturalnie i Xie Lian prawie nie czuł się tym skrępowany. Miał w tym momencie do niego tyle pytań, o tyle rzeczy chciał zapytać, a powiedzieć mu jeszcze więcej. Porozmawiać o jego mandze, zaprosić jeszcze raz na herbatę, najlepiej od razu, jeśli znajdzie czas, a jak nie, to jak najszybciej... lecz na razie powiedział tylko jedno:

– Przepraszam, że to mówię, San Lang, ale myślę, że wyrzucenie tego przeklętego posążka i trafienie akurat ciebie, to najlepsza i najbardziej szczęśliwa, choć nieszczęśliwa rzecz, jaką zrobiłem w życiu. Aczkolwiek nadal głupia – dodał ciszej i ze wstydem.

– Całkowicie się z tobą zgadzam, Gege, ale nic, co robisz, nie uważam za głupie.

Obaj zaśmiali się i nerwowe napięcie zostało zastąpione zupełnie nowym uczuciem, nieznanym im, lecz wyczekiwanym – przyjemnym podekscytowaniem. Rodziło się wewnątrz ciała jak prawdziwe ciepło, a ujawniało się tylko wtedy, gdy patrzyli na osobę potrafiącą poruszyć serce i duszę. Wyjątkowe uczucie zwane miłością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro