Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kiedyś byłeś mi bratem krwi, dziś... coś się zmieniło (PeiGuang) ~ NSFW

Tagi: #tgcfworld, #friendshiporlove, #spicy, #somobodyishorny, #cumaslube, #noncanon, #godxghost, #multicum

Spoiler alert!

Miejsce poniższego one-shota jest nawiązaniem do oryginału i rozdziału 222/223 Tian Guan Ci Fu, ale nic poza nim nie jest związane z nowelką i nie ma żadnych szczegółów, które mogłyby nam zepsuć jej czytaniem.

Natomiast akcja, która się tu odbędzie, nie ma nic wspólnego z fabułą.

Nic... nawet w najśmielszych snach <⁠(⁠ ̄⁠︶⁠ ̄⁠)⁠>

* * * * * * *

POV Pei Ming

Straciłem przytomność, gdy leżałem na zimnej podłodze w podziemiach mojego pałacu. Żałosne. Tak samo, jak sytuacja w jakiej się znalazłem, ale kto by się spodziewał, że za tym wszystkim stoi właśnie ON.

Nie nawykłem do roztrząsania przeszłości. Zupełnie tak samo jak z kobietami – żegnałem się z jednymi, zapraszałem drugie. W obecnej sytuacji również musiałem przywitać nową rzeczywistość.

I odpowiednio się z nią zmierzyć.

Otworzyłem oczy, czując, że nie znajduję się w już w pozycji leżącej. Co dziwne, stałem o własnych siłach, jeśli można było tak nazwać zawieszenie na łańcuchach krępujących moje nadgarstki. Niczym więzień. We własnej celi. Pod własnym pałacem.

Tak. Dziś byłem wyjątkowo żałosny.

Osoby, które wcześniej tu ze mną były, gdzieś zniknęły. Pozostał tylko ten, na którego nie chciałem patrzeć. Zmienił swoje ciało – z mojego miecza Ming Guang – w bardziej ludzkie. Blada cera dawnego kamrata nie wyglądała zdrowo. Martwiłbym się jego stanem, jeśli nadal byłby człowiekiem.

Ale nie był nim.

Sam go zabiłem.

Przyjaciela od najmłodszych lat, druha, osobę, której ufałem, a która za moimi plecami spiskowała przeciwko królestwu, wplątując w to jeszcze mnie. Nawet mój najcenniejszy miecz nazwaliśmy swoimi imionami. Jak teraz o tym pomyślę, wydaje mi się to śmieszne, ale w tamtym czasie nie podejrzewałem, że tak zakończy się nasza znajomość.

Rong Guang.

Wyglądał podobnie jak za czasów, gdy walczyliśmy ramię w ramię lub planowaliśmy kolejne ruchy wojsk. Może na jego ustach nie dostrzegałem dawnego uśmiechu, ale to nadal był on. Czarne, długie spięte wysoko włosy, czarne brwi, rzęsy i oczy, które jak zawsze patrzyły wprost na mnie. Miał na sobie szarą szatę. Zwyczajną, bez zdobień, przypominającą strój, jaki zakładaliśmy w czasach naszej młodości, kiedy wybieraliśmy się na wspólny trening.

Wiele lat temu to właśnie ja go zabiłem, dlatego dziś dziwiłem się, że on – duch, mając niebywałą okazję, nie zrobił tego samego.

Chciał pojedynku? Wątpiłem.

– Rong Guang – odezwałem się niskim, odrobinę zachrypniętym głosem.

Kaszlnąłem, czując jak boli mnie cała pierś. Może jednak mi przyłożył, jak byłem nieprzytomny?

– Pei Ming – odpowiedział krótko na powitanie, wymawiając tylko moje imię. Nawet bez "generale" w jego ustach brzmiało to poważnie i dobrze. Dawno nie słyszałem takiego szacunku do mojej osoby, jaki zawsze otrzymywałem od niego.

– Zawiesiłeś moje ciało jak zwierzę przed wypatroszeniem, czyżbyś chciał mnie dręczyć przed śmiercią?

– Nie zmieniłeś się ani trochę przez te wszystkie lata, dumny generale.

– Ty także – odwdzięczyłem się, unosząc na chwilę kącik ust. – Nie zadałeś śmiertelnego ciosu, kiedy leżałem na ziemi bez świadomości.

Podszedł bliżej. Byliśmy tego samego wzrostu, więc patrzyliśmy sobie w oczy. Żaden z nas nie mrugał, na twarzach teraz gościła jedynie chłodna powaga i jego jeszcze chłodniejszy dotyk palców na policzku. Spodziewałem się woni zgnilizny, zepsucia, krwi, ale o dziwo pachniał tak, jakby niedawno zjadł liście mięty i wymieszał je z dojrzałymi czerwonymi owocami. Wyczuwałem też jakieś cytrusy. Limonka? Grejpfrut?

Kiedy zrobił kilka kroków w jedną i drugą stronę, nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, a jego ciało zaczęło uwalniać dziwną świeżą słodycz, jakby leżał godziny w wannie pełnej gorącej wody z wonnymi olejkami.

Dawniej obaj byliśmy przesiąknięci walką: bronią, skórzaną zbroją – lekką i pozwalającą nam poruszać się zwinnie, choć chroniącą nasze piersi przed zranieniem; czasami końmi, na których podróżowaliśmy godziny i tygodnie, wiatrem i wolnością. Później skupiliśmy się na wojnie, więc nie mieliśmy już tyle swobody. Mniej trenowaliśmy, a więcej planowaliśmy kolejne posunięcia i uczestniczyliśmy w prawdziwych walkach, gdzie lała się krew.

Wtedy wszystko między nami się zmieniło.

Dziś Rong Guang był kimś innym, choć nie do końca obcym. Tylko ten zapach, zwłaszcza ten nieznany zapach, był niezwykły. Nie jak u kobiet, z którymi niejednokrotnie dzieliłem łoże, ale w tej niespotykanej nikłej nucie słodyczy było coś, co trafiało w mój gust, co lubiłem i sam wywoływałem, zanurzając w kobiecym ciele, tracąc na chwilę zmysły.

Nie.

Szybko otrząsnąłem się z tych myśli. Nigdy nie pomyślałem, że jakiś mężczyzna mógłby wywołać moje zainteresowanie w sferze innej niż walka.

Piękne kobiety i bitwy – tylko to mnie w życiu interesowało.

Musiałem dwa razy sobie o tym przypomnieć, żeby patrzeć na niego jak kiedyś.

– Nie czujesz do mnie urazy, po tym co ci zrobiłem, doprowadzając do tego stanu? – zapytałem wprost. Musiałem się dowiedzieć, czego naprawdę ode mnie chce. – Zabiłem cię. Własnymi rękoma. Mieczem przebiłem twoje ciało i serce.

– Naszym mieczem – poprawił mnie.

Słusznie, ale nic na to nie odpowiedziałem, uśmiechając się.

Przystanął. Na tyle daleko, żeby nie zadać ciosu bronią zatkniętą za pas, ale wystarczył krok, by mnie dosięgnął. Miałem się na baczności, ale jeśli dotychczas się wstrzymywał, musiał mieć ku temu powód.

– Czego chcesz? – zapytałem.

Nie odpowiedział. Oderwał wzrok ode mnie, patrząc w bok.

– Jeśli pragniesz zemsty, nie będzie lepszej okazji – ciągnąłem swobodnie. – A może... – Z błyskiem w oczach wyciągnął zza pasa miecz i w sekundę znalazł się przy mnie. Srebrne ostrze dotykało mojej szyi, ale nie powstrzymało to przed dokończeniem: – Może chcesz ode mnie czegoś innego?

To był ślepy strzał. Nie miałem nic do stracenia, poza życiem oczywiście, ale czułem, że nie pozwoli mi tak szybko odejść z tego świata.

Ciemne oczy wpatrywały się we mnie, a ja uparcie nie uciekałem. Moje spojrzenie było takie jak zawsze – nieustępliwe, głębokie, dominujące. Byłem Generałem Północy. Nawet jeśli moja aktualna pozycja wydawała się niekorzystna, nigdy nie ugnę się przed przeciwnikiem.

Przysunąłem twarz jeszcze bliżej dawnego kompana, aż ostrze zanurzyło się w skórze. Intuicja rzadko mnie zawodziła, a w tym momencie mówiła, że z jakiegoś powodu nie jest chętny do pozbawienia mnie życia.

Zabrał miecz, kierując czubek ostrza w podłogę. Widziałem, jak oczy mu płoną. Nienawiścią? Złością? Furią? Coś w sobie tłumił, a ja miałem zamiar to stamtąd wydobyć.

Uśmiechnąłem się. Nie triumfowałem, bo to dopiero było małe zwycięstwo.

Rong Guang zacisnął szczękę i zrobił krok w tył.

– Jesteś szalony – powiedział. – Tak bardzo chcesz dziś umrzeć?

– A jeśli tak? Masz coś przeciwko, żeby odebrać mi życie? – zapytałem lekko, nie przestając unosić ust w butnym i pozbawionym strachu uśmiechu. – Po co cofnąłeś miecz? Mogłeś go pchnąć i pociągnąć w bok. Nawet wojenne bóstwo nie przeżyje tak łatwo poderżnięcia gardła.

Patrzyłem na jego twarz. Nic nie odpowiadał. Nic nie robił. Stał, patrzył na mnie, słuchał.

– Kiedyś – zacząłem z zawahaniem – byłeś mi bratem.

– I zniszczyłeś to wszystko.

Zaśmiałem mu się w twarz.

– Ja? Ja to zniszczyłem? Kto zaplanował ten bunt? Kto chciał, żebym zajął miejsce króla? Kto?

– Ja! – krzyknął.

Znów był przy mnie, znów zapach mięty i delikatnego cytrusa dotknął moich nozdrzy i ust.

– Ale czyż nie ty powinieneś tam zasiadać? – pytał, będąc tak blisko, że czułem przenikający przez materiał szat chłód. – Nasz król był nieudolny. Nigdzie nie zaprowadziłby Xuli, chyba że do upadku. Tylko z tobą mogliśmy zwojować świat, przejąć go, brać udział w wielu wojnach... Później miałbyś tyle kobiet, ile byś chciał... Cały świat leżałby u twoich stóp...

– Nigdy tego nie chciałem...

– Ale ty wolałeś trwać bezczynnie, zabawiając się z pięknościami – kontynuował, nie bacząc na moje słowa. – Wybrałeś kobiece perfumy i tarzanie w pościeli. Zabawę. Tylko to cię w życiu obchodziło. Nie pomyślałeś o nas? Twoich żołnierzach? O mnie, przyjacielu, najlojalniejszym człowieku stojącym zawsze przy twoim boku, który poszedłby za tobą w ogień? Należało ci się, Pei Ming. Jak nikomu innemu, tylko tobie. Bycie władcą całego pieprzonego Xuli!

– Nie chciałem rządzić krajem. To były twoje pragnienia. Tylko twoje. Ja nie byłem ujęty w tej wizji.

– Jak nie!? – wrzasnął potężnie, aż prawie wstrzymałem oddech. – Wszystko to robiłem dla ciebie!

Patrzył na mnie. W moje oczy, na moje usta, na szyję i pierś. Spuścił wzrok na kamienną podłogę i złączył nasze czoła razem. Nie mocno, jakby chciał nie znokautować, ale...

Agh! – zagryzłem.

W tym ruchu był żal, bezsilność, zmęczenie, ale też coś, czego nadal nie potrafiłem opisać słowami. Silne pragnienie i jednoczesne wstrzymywanie się. Wahanie przed ruchem, który zapewne plątał się w jego głowie i nie mógł go stamtąd wypędzić... Albo nie chciał.

Jego zimna skóra powinna przynieść mi otrzeźwienie. Uspokoić mnie, tak jak on wykrzyczał swoje emocje, a po tym zamilkł. Ale u mnie to nie zadziałało.

Zamknąłem oczy, biorąc kilka głębokich wdechów. Nie poniosło mnie jak jego, ale i tak moje serce biło szybko. Po części wiedziałem, co czuł, ale to go nie usprawiedliwiało. Za moimi plecami chciał zrobić ze mnie władcę. Uważał, że na to zasługuję, a ja nigdy tego nie potrzebowałem.

To tylko dodatkowy problem.

Dlaczego nie mógł wtedy tego zrozumieć? Dlaczego akurat mnie chciał widzieć na tronie? Dlaczego sam nie mógł tam zasiąść? Przecież kochał władzę, wojny, walkę i...

Na ustach poczułem chłód. Coś lekko mnie dotknęło, ale kiedy uniosłem powieki, Rong Guang był już krok ode mnie. Przełknąłem, a językiem wychwyciłem miętowy posmak. Nie patrzył na mnie, za to ja nie mogłem oderwać od niego oczu. Blada twarz wydawała się jeszcze bielsza, prawie przezroczysta. Widziałem napięte mięśnie szczęki i szyi. Jego barki były delikatnie uniesione, palce zaciśnięte w pięść, stopy wrośnięte w podłogę, a jego pierś falowała, choć przecież był duchem i nie potrzebował powietrza do życia.

– Rong Guang? – zagadnąłem cicho.

Nie zareagował.

– Co zrobiłeś?

Nie. Na pewno on nie...

Mój umysł pracował szybko. Przesunąłem językiem po ustach, ale nie było tam chłodu ani mięty.

Czy mi się to wydawało?

– Dlaczego... – Nie. Zmieniłem zdanie i zacząłem inaczej: – Rong Guang. Odpowiedz tylko na jedno moje pytanie. Dobrze? Potem możesz mnie zabić lub zrobić ze mną, co tylko chcesz. Ale muszę wiedzieć jedno.

– Pytaj – powiedział obojętnie.

– Dlaczego chciałeś zrobić dla mnie tak wiele, że byłeś gotowy nawet poświęcić naszego króla?

W końcu podniósł na mnie wzrok.

– A jak myślisz?

– Ciebie pytam.

– Nie jesteś głupi. Znasz już odpowiedź.

– Być może, ale obiecałeś, że mi odpowiesz.

– Powiedziałem tylko, że możesz zapytać. Niczego ci nie obiecywałem – odparł smętnie.

– Rong Guang, chcę to usłyszeć od ciebie wprost.

– Jak możesz mnie o to pytać? – Delikatnie uniósł głos. – To... przez ciebie. To wszystko przez ciebie. To nie tak jak myślisz, że byłem zazdrosny o te wszystkie kobiety. Pragnąłem, żebyś był na szczycie, by inni patrzyli na ciebie tak jak ja, by widzieli, jaki jesteś wielki, mężny, silny, inteligentny. Aby widzieli ciebie takim, jakbym ja ciebie widziałem. Chciałem, żebyś chociaż trochę...

Pei Ming! Jesteś ekspertem w miłości, a nie dostrzegłeś pod swoim nosem...? – Zacisnąłem mocno usta, a wzrok utkwiłem w ścianie. – Gdybym nie był ślepy na moich własnych żołnierzy, najbliższą osobę, może wszystko potoczyłoby się inaczej.

Kochałem wiele kobiet, wiele odtrąciłem, czasami złamałem serce. Przez lata nauczyłem się robić to odrobinę subtelniej, więc jakbym wiedział, może teraz stalibyśmy po tej samej stronie?

– Chciałeś mojej miłości? – zapytałem.

– Zamknij się – warknął.

Spróbowałem więc łagodniej.

– Atencji?

Nie odezwał się i milczał przez minutę, ale potem minimalnie skinął głową.

– Mogłeś coś powiedzieć. Odrzuciłbym twoje uczucia, ale wtedy nie byłoby między nami żadnych niedopowiedzeń.

– Daruj sobie.

– Wiesz – kontynuowałem – nigdy tego nie zauważyłem. Może... może jakbyś powiedział mi to wprost, inaczej ułożyłaby się nasza przeszłość.

– Przecież wiem, że kochasz tylko kobiety.

– To prawda, ale nie mógłbym nie docenić szczerych słów oraz twoich intencji. Gdybyś mi pokazał swoje uczucia, zabiegał o mnie, może...

– Może co? – zaśmiał się zimno. – Może zlitowałbyś się nade mną i pozwolił mi potrzymać się za rękę?

– Czyli twoje uczucia były aż tak niewinne? – Nie mogłem ukryć zdziwienia.

Złapanie za rękę? To jak zabawa dla kilkuletnich dzieci!

– A jeśli tak, to byś mi na to pozwolił? Żartuj sobie ze mnie nadal.

– Dlaczego uważasz, że to żart? Nigdy nawet nie spróbowałeś.

Przeskakiwał wzrokiem z mojego prawego oka na lewe i z powrotem. Wydawał się być zagubiony, niczym dziecko. Stałem w dalszym ciągu skrępowany, na jego łasce, ale wcale nie wyglądało na to, żeby któryś z nas był niżej lub w gorszej pozycji.

Podszedł do mnie i uniósł rękę, z niepewnością patrząc mi prosto w oczy. Opuszkami zimnych palców dotknął wnętrza mojej dłoni i przesunął nimi w górę. Szorstka skóra powoli sunęła po palcach, aż moja dłoń i jego zetknęły się całą powierzchnią.

Nie odrzuciło mnie to. Mimo początkowego wzdrygnięcia chłodem i tym, że miałem przed sobą mężczyznę, nie było to odpychające. W końcu to był tylko Rong Guang, z którym się wychowałem i uczestniczyłem w niejednej wojnie, wypiłem niezliczone butelki wina, przegadałem tysiące nocy...

Utkwione we mnie czarne oczy czekały na mój ruch. Na pewno się zastanawiał, co teraz myślę, czuję, czy mam jakiś plan w swoich działaniach i sprowadzenia nas do tej sytuacji. Cokolwiek sądził, ja nie miałem pojęcia, co dalej robić.

Mógł mnie podziwiać, ale żeby czuć coś... romantycznego?

Niedorzeczne.

Jego dłoń pozostała na mojej, ale stopy się zbliżyły. Był duchem, był zimny, nieprzyjemny, martwy, ale jego spojrzenie i nasz nawet nie czuły dotyk wywoływały w moim ciele ciepło. Znajdował się tak blisko, że jakby się pochylił, nasze klatki piersiowe mogłyby się dotknąć, ale on tę przestrzeń wypełnił swoją drugą dłonią, kładąc ją na moim barku. Szata w tym miejscu zamiast od razu stawać się zimna od jego skóry, rozgrzewała się od mojej.

– Tak – mruknął cicho w moje usta – chciałem trochę twojej uwagi, Pei Ming.

Powinienem się teraz zaśmiać, kopnąć go, powiedzieć, żebyśmy przestali już sobie żartować, ale wbrew temu i sobie, splotłem nasze palce. Wypuścił powietrze, biorąc kolejny wdech, ale wtedy przysunąłem głowę i na sekundę złączyłem nasze usta. To było tak niespodziewany i lekki dotyk, że nie tylko on był zdziwiony.

Sam oprzytomniałem, otwierając szeroko oczy i odsuwając głowę, by szybko się z tego wykpić, ale tym razem to Rong Guang przylgnął do mnie. Teraz on mnie zaskoczył. Mruknąłem, przekręcając głowę, ale od razu za mną podążył. Nie pozwolił mi od siebie uciec. Jeszcze kilkukrotnie próbowałem to przerwać, lecz w pewnym momencie moje ciało zareagowało samo, oddając subtelną pieszczotę. Pochyliłem głowę ku niemu i cicho sapnąłem.

Jego wargi były zimne, suche i odrobinę sztywne, ale chyba nie przeszkadzało to ani jemu, ani...

Nie tylko jemu.

Musnął mnie i się odsunął, a potem znów nie pozwolił niczego roztrząsać. Zamknął mi usta, tym razem na dłużej.

Całował niewprawnie, ale ta niechlujność była dla mnie nowa, porywająca. Świeża, jak jego oddech, który wcale nie powinien taki być. Miętowy, minimalnie ostry i piekący w język, dziwnie zachęcający, abym się nie odsuwał. Nie przeszkadzało mi to wcale, a im dłużej nasza delikatna skóra naciskała na siebie, pocierając nawzajem, odsuwając się i łącząc w coraz dłuższe pocałunki, coraz bardziej mi się to podobało. Pieściłem delikatnie górną wargę, zsuwałem się na dolną, powoli ogrzewając je swoimi ustami i wydychanym powietrzem. Idealnie mnie naśladował, przyłączając się do tej czułej i pełnej subtelności zabawy. Nie spieszyłem się. Rong Guang był nienawykły do oddawania kontroli, ale bardzo szybko dostosowywał się do sytuacji i mojego tempa. Czułem, że czerpie z tego taką samą niezrozumiałą przyjemność jak ja. Choć dłonie mu drżały, zaciskając się na mojej skórze, starał się pozostać spokojny i panować nad swoim ciałem.

Zaczynał uwodzić mnie swoją niewinnością.

Wysunąłem końcówkę języka i delikatnie polizałem coraz cieplejsze wargi. Jęknął cicho, tak naturalnie. Nie było w tym nic udawanego, przesadzonego... To czysty dźwięk odczuwanego pożądania i błogości.

Mogę być łamaczem damskich serc, ale ten dźwięk sam w sobie działał na mnie bardzo pobudzająco. A przecież miałem przed sobą mojego dawnego przyjaciela. Ducha.

Mężczyznę.

Na którego miałem coraz większą ochotę.

Ścisnąłem mocniej dłoń, a język wsunąłem głębiej. Odpowiedział tym samym, otwierając szerzej usta. Wpuściłem go do mojego wnętrza, a on do swojego. Było wilgotne od śliny, jego język miękki, ale sprężysty, silny i nieustępliwy. Trącaliśmy się nimi niespiesznie, ale mój umysł stopniowo przestawał racjonalnie pracować.

Chciałem zmienić nasze miejsce i przyprzeć jego ciało do muru, zacisnąć palce na pośladkach, przyciągnąć jego biodra do siebie i mocno pocałować, żeby nie myślał o niczym, prócz mojego języka przebijającego się przez jego kolejne ściany samokontroli i tego chłodnego opanowania.

Jednak... nadal byłem skuty.

Bezbronny.

Choć... czy na pewno było to dla mnie problemem?

– Szyja – szepnąłem ciepłym oddechem w jego rozchylone usta. Uniosłem powieki i spotkałem duże, zasnute przyjemnością oczy. Oblizałem się. – Chcę ją.

Zauważyłem, że jego policzki nadal pozostawały blade, ale oddech już nie niósł za sobą zimna. Ja też się rozgrzałem. Nie tylko moje usta zrobiły się gorące i powietrze, którym oddychałem. Całe ciało odczuwało przyjemność zaledwie z pocałunku.

Z mężczyzną, który powoli mnie upajał.

Nie wiem, czy nadal wątpił, że to się dzieje naprawdę i że jego dawny generał oddaje mu pocałunki, ale mnie nie uwolnił. Nie, żeby to w czymkolwiek przeszkadzało.

Złapał mnie za drugą dłoń, stając tak blisko, że nasze unoszące się piersi naciskały na siebie i z pewną nieśmiałością skrytą za uciekającym w bok wzrokiem odchylił głowę.

Uśmiechnąłem się na ten widok. Szyja rysowała się równie kusząco jak u niejednej młodej damy, której dałem godziny przyjemności.

Przyłożyłem do skóry czubek nosa i zaciągnąłem się mocno.

Och, znów ten słodki i oszałamiający zapach. Musiał cały nim przesiąknąć.

Delikatnie przesunąłem się w górę, powoli i drażniąco wypuszczając przez nozdrza gorące powietrze. Zatrzymałem się przy uchu, lekko całując wrażliwe miejsce zaraz za nim. Uśmiechnąłem się, czując poruszające się jabłko Adama i jego głośny oddech przy mojej głowie. Milimetr nad skórą powróciłem wzdłuż napiętej szyi aż do barku, który skrywała szata. Miałem ochotę złapać ją w zęby i zedrzeć, aby móc zsuwać się dalej po ciele i poznać je całe.

Skóra Rong Guanga była wyjątkowo jedwabista, gładka, upajająca i jednocześnie zimna. Jednak to on drżał zaledwie pod moim delikatnym dotykiem. To jego emocje dokładnie widziałem. Podawał mi je jak na dłoni, nie broniąc się przed niczym, co robiłem, w jaką stronę prowadziłem jego zmysły, owiewając je własnym oddechem i zawijając o język zostawiający mokry ślad, dowód, że to ja mu to robię, ja jestem przy nim i przyciągam go do siebie. On ślepo za mną podążał i na wszystko mi pozwalał. Ufał. Powoli się zatracał, umysł zaczynał myśleć przez pryzmat naszych zetkniętych ciał, uścisku dłoni i niemych słów na wargach przytkniętych do nagiej skóry.

Zatrzymałem się pośrodku szyi i pocałowałem ją. Ledwo przytknąłem usta, a jego palce jeszcze mocniej mnie złapały. Zaśmiałem się bezgłośnie i polizałem to miejsce.

– Mmm – zamruczałem zadowolony.

Niezidentyfikowana słodkość... Lotos? Może odrobina jaśminu? Głęboko wciągnąłem powietrze i wypuściłem. Jego klatka piersiowa uniosła się, robiąc wdech. Polizałem większą powierzchnię szyi i z wyczuciem złapałem w usta kawałek ciała. Cały się spiął.

Uroczo.

Zassałem się i puściłem, drażniąc go samym językiem.

Był doskonały: nie za mdły, idealnie słodki, świeży. Pachniał cudownie.

Spokojnie smakowałem coraz większy obszar, który stawał się wrażliwszy, mokry od śliny i cieplejszy. Dawno nie czułem takiego podniecenia po zaledwie pocałunkach i obcałowywaniu czyjejś szyi.

Przygryzłem płatek ucha i wychrypiałem uwodzicielsko:

– Druga strona.

Ku mojemu niezadowoleniu tym razem nie posłuchał.

Na usłyszaną prośbę opuścił głowę i całkowicie uciekł z zasięgu moich ust. Czekałem, nie popędzałem go. Wiedziałem, że moje pocałunki budziły nie tylko te skrywane przez lata uczucia, szaleńczy bieg myśli, ale także ciało, które samo go zdradzi, pragnąc więcej mnie.

Nie tylko szeptów i ust.

Odsunął się, patrząc w moje oczy. Nigdy nie miał problemów z podejmowaniem szybkich decyzji. Teraz także. Zamachnął się i jednym celnym ruchem przeciął łańcuchy nad moimi dłońmi. Nie spuszczał ze mnie wzroku, zapewne zastanawiając się, czy dotychczas to, co zrobiliśmy, było tylko grą, czy nie rzucę się teraz na niego, chcąc zabić po raz drugi. Może wyrwać mu miecz i ponownie przebić jego ciało. Wyglądał, jakby się pogodził, że cokolwiek to będzie, znów mnie nie zatrzyma i przyjmie moją wolę.

Resztki łańcucha szczęknęły, kiedy złapałem go za kołnierz i szarpnąłem w górę. Dłonią sięgnął do rękojeści miecza, ale ostatecznie zrezygnował. Zagryzłem, mając na końcu języka, że jeszcze nie jest za późno, żeby wymierzył we mnie ostrze i mi się odpłacił.

To była jego ostatnia szansa.

Nie wykorzystał jej na czas, a ja w następnej sekundzie już przyciskałem go do ściany, smakując ponownie ust. Tym razem nic mnie nie wstrzymywało przed daniem upustu buzującym emocjom. Złapałem go za głowę, zduszając nikłe protesty, kiedy chciał się odsunąć. Trwało to tylko chwilę. Może on szybciej niż ja obudził się z tej dziwnej więzi, jaka między nami zaistniała, ale sam jęknąłem, poruszając w jego ustach językiem i natrafiając na jego. Zadrżał, zastygając na sekundę, a potem i on oddał pieszczotę. Przysunął się do mnie. Bliżej, mocniej, zachłanniej. Jedną dłonią ścisnął moje ramię, drugą objął policzek, przesuwając się dalej i ciągnąc za włosy.

Ten miętowy pocałunek nie miał końca i nie chciałem, żeby nadszedł. Jego usta stały się ciepłe, miękkie, wilgotne. Nawet jak dotykałem ich palcem, to całe ciało przechodził prąd i zachęcały, by zagłębić w nich nie tylko język, ale także coś większego, do czego musiałby szeroko otworzyć tę poważną buźkę.

Z ust przesunąłem się na brodę i słodką szyję. Oparł tył głowy o ścianę i pozwolił, abym lizał i całował go bez opamiętania. Głośno sapał, trzymając się mojego karku, łapiąc go mocniej, kiedy moje pocałunki stawały się bardziej brutalne.

Udo między jego nogami pomagało mu utrzymać równowagę, a także subtelnie pobudzić bardziej wrażliwe fragmenty ciała. Kiedy go pocierałem, sztywniejąca męskość drgała niekontrolowanie. W tamte rejony na razie moje dłonie się nie zapuszczały. Jeszcze za wcześnie. Czułem, że jest bardziej podniecony, twardszy, spragniony czułości i chętny na wszystko, co mu ofiaruję.

Nie obchodziło mnie, że fizycznie byliśmy tacy sami, że jego klatka piersiowa była umięśniona i płaska, że głos miał niższy, jabłko Adama odznaczało się na jego szyi, dłonie na mojej skórze były duże, szorstkie, zimne i silne, albo w spodniach miał to, co ja. Niesamowicie podniecał mnie jego zapach, jęki, to jak starał się być cicho, choć ze mną mu się nie udawało.

Był całkiem szczery w swoim zachowaniu, dlatego to, co robiliśmy, jeszcze mocniej we mnie uderzało swoją prawdziwością.

On również potrafił użyć siły, by oderwać mnie od swojej szyi i pocałować głęboko. Umiał objąć moje plecy i złączyć nasze biodra, otrzeć się o mnie, wyrwać z gardła niebezpieczne warknięcie i sprawić, że ciśnienie między nogami w bardzo krótkim czasie niebezpiecznie wzrastało. Miałem jak nigdy ochotę rzucić go na ziemię, zedrzeć ubrania, zachować się jak zwierzę i pieprzyć, chcąc, by jęczał pode mną, aż zdarłby sobie gardło, błagając o przerwanie.

Wziąłem głębszy oddech, odsuwające te demoniczne myśli, bo jeśli bym to zrobił, nieważne, że mam przed sobą rosłego, wytrzymałego mężczyznę, ten akt nie różniłby się niczym od gwałtu. Byłem na niego coraz bardziej napalony, ale miałem w sobie resztki człowieczeństwa i umiar.

Taką miałem nadzieję.

– Jakiego rodzaju atencji oczekujesz? – zapytałem, nosem sunąc po skórze i podgryzając go co chwilę.

– Każdego – odparł ze szczerością.

Cudownie.

Złapał mnie za ramiona i płynnie zmusił do zmiany naszych miejsc. Teraz to ja opierałem się o ścianę. Chłód przenikał przez dwie warstwy szat, a gorące od testosteronu ciało odczuwało go jeszcze silniej. Oderwałem usta od jego szyi naznaczonej czerwonymi śladami i spojrzałam na przystojną twarz. Zerwał z moich nadgarstków kajdany, które ze szczękiem wylądowały na podłodze. Zapomniałem, że przez cały czas tam były.

Zimne dłonie gwałtownie przedostały się pod moje ubranie, na moment pozbawiając mnie tchu. Przesuwały się po barkach i ramionach, odchylając poły szaty i stopniowo odsłaniając nagą skórę. Przez całe życie trenowałem, walczyłem, dlatego byłem umięśniony. Wcale się siebie nie wstydziłem. Tym bardziej nagości.

Obaj oddychaliśmy głęboko, jak byśmy toczyli pojedynek. Obserwował mnie, a wzrok podążał w ślad za palcami dotykającymi mojego ciała. Mięsień po mięśniu.

Z niego nie bił taki gorąc jak ze mnie. Gdyby nie lekko zamglony od przyjemności wzrok, którym na mnie patrzył i rozbierał wraz z zimnymi opuszkami, czy twardość poniżej brzucha, mógłbym pomyśleć, że nie działamy na siebie tak samo. Że jest znudzony.

Tym bardziej pragnąłem go rozpalić, zerwać maskę chłodu i obojętności z twarzy. Zapoznać się z każdą częścią jego ciała, nauczyć je mojego dotyku i reagowania na sunący po niej język lub zagłębiające się w mięśniach palce, którymi nadam nowy kształt. Pasujacy do moich dużych dłoni, gorący, spragniony atencji, o którą zabiegał. Marzący o tym, bym nigdy go nie puścił.

Chciałem poznać smak zakamarków jego ciała, ciepłotę wnętrza, każdy rodzaj słodkiego jęku, jaki będzie potrafił z siebie wydać, zobaczyć pot spływający po jego gładkiej skórze, po plecach, udach, pośladkach...

Przełknąłem głośno. Tak, miałem ogromną ochotę zanurzyć się w nim. Sprawić, by był tam gorący od mojego tarcia i nasienia. Chciałbym w trakcie długich głębokich pchnięć, przesuwać palcami po napiętych plecach i zostawić na nich czerwone linie. Słuchać mojego imienia, które będzie w kółko powtarzał, karząc mi przestać, a później prosząc o więcej.

Na materiale szarej szaty w górnej części ud wyraźnie widziałem wybrzuszenie.

Nie mogłem już się doczekać, kiedy dobrze poznam także tamtą część ciała.

Zacząłem rozwiązywać pas, a on rozsuwać szaty okrywające mój tors. Opuścił głowę, całując pierś, skubiąc skórę, ledwo zaznaczając ją zębami. Językiem robił mokry ślad, a po nim delikatnie gryzł. Wiedział, jak to robić, żeby moje palce zwolniły przy jego biodrach, poddając się tej słodkiej torturze. Kciukami pocierał twardniejące sutki i musiałem zacisnąć usta, żeby nie zacząć sapać.

Opuściłem na ziemię kawałek materiału, a wraz z nim brzęknął miecz, lecz żaden z nas nie zwrócił na to uwagi. Byliśmy zajęci bardziej absorbującymi sprawami. Złapałem głowę mojego byłego zastępcy i nakierowałem na środek jednej piersi. Gorący język przejechał po brodawce, a usta i zęby na zmianę zaciskały się na niej, tak idealnie trafiając w mój próg bólu, że zasyczałem. Prąd przyjemności skierował się przez żołądek do podbrzusza i pulsującego członka. Rong Guang okazał się brutalniejszy niż niejedna kobieta, ale dokładnie odzwierciedlało to jego pragnienia.

Odbił czerwony ślad swoich zębów i językiem przesuwał się przez mostek na drugą stronę ciała. Stymulował sutek w ten sam sposób, nie przyspieszając powolnych katuszy i nie dając mi czasu na uporządkowanie myśli lub próbę zebrania się do kupy.

Mogłem tylko zacisnąć palce na jego włosach, starając się nie krzyczeć i z góry obserwować, jak niesamowicie pobudzająco wygląda, zabawiając się tak ze mną. Ugryzienia piekły i paliły, a jego masujące te miejsca palce nawet na parę sekund nie pozwalały mi zapomnieć o przyjemności.

Naraz zsunąłem materiał jego szaty, która zatrzymała się na zgiętych łokciach. Przytrzymałem jego zimne dłonie na własnej piersi, a usta opuściłem pomiędzy szyję a bark. Napiął mięsień, więc zamiast mocno go tam pocałować, złapałem między zęby.

– Kurwa! Pei Ming!

Podniosłem głowę. Nadal trzymałem go przy sobie za nadgarstki, choć teraz usiłował się wyrwać.

– Za bardzo się spinasz – skarciłem go z uśmiechem.

– To nie musisz mnie gryźć.

Przyciągnąłem go do siebie i delikatnie nakryłem jego usta swoimi.

– Wolisz tę delikatną czułość? – zapytałem aksamitnym głosem. – Czy może miarowe rozpalanie zmysłów? – Powoli wsunąłem mu język między miękkie wargi. Drażniłem go oddechem i spokojnym ślizganiem się języków w naszych ustach. Stopniowo pogłębialiśmy pocałunek, dodając do niego dotyk na naszych twarzach, błądzących palców na karku i szyi, delikatnego przeczesywania włosów, masażu napiętych ramion.

Z każdą minutą delikatne muśnięcia stawały się coraz bardziej mokre, namiętne i niepohamowane. Odgłosy cmokania, łączenia się ust i krótkiego ich odrywania powodowały, że palce niecierpliwie przesuwały się po cudzym ciele. Nadal jednak wszystko kontrolowałem: siebie, swoje odruchy i napięcie między nami.

To było jak słodkie wprowadzenie do dania głównego, w które miałem nadzieje wgryźć się ze smakiem i napełnić żołądek, i właśnie uświadomiłem sobie, jak to zrobić po mojemu.

Nie spodziewałem się, że drugi mężczyzna może tak na mnie działać. Że jego dotyk będzie potrafił być delikatny kiedy trzeba, a kiedy atmosfera się zagęści, subtelności zastąpi gorącem pożądania, gdzie żaden z nas nie będzie potrzebował miłosnych słów, romantycznych zapewnień, że osoba obok jest piękna, jej włosy są jedwabiste, ciało jędrne, twarz nieskazitelna. Nie będę musiał obiecywać, że będzie "jej" dobrze ze mną w łóżku i że jest aniołem, któremu zapewnię najlepszą noc w jej życiu... Rong Guang znał mnie od dziecka i wiedział o mnie niemal wszystko.

Każde słowo, zapewnienie o niezwykłości, miłości czy komplementy były zbyteczne.

Tu, w tym momencie między nami istniało czyste pragnienie, chemia ciał, które chciały "porozmawiać" ze sobą na swój własny wyjątkowy sposób. Uwielbiałem grę wstępną, kiedy mogłem zobaczyć tak wiele zachowań, które pokazuje się tylko, gdy pewne granice zostają przekroczone. Podobało mi się, jak dawny przyjaciel reagował na moje dłonie, usta i słowa. Nawet jak za tą zimną maską obojętności, nieśmiało odwracał wzrok.

Mimo takiego podejścia do tematu nie zaprzeczę, że nie zrobiło się między nami niezwykle intymnie. Na przykład gdy w pewnym momencie położył dłoń na mojej skroni, pieszcząc ją samymi opuszkami lub delikatnie pochwycił w zęby moją wargę i pociągnął.

Przekręciłem nas, znów dociskając go do ściany, spijają rozkoszne pomruki. On głaskał mnie po brzuchu, zaczepiał palcami o żebra i brzeg spodni. Jęczał seksownie, ocierając się o mnie i pocierał moje ucho...

Cholera! To mnie naprawdę rozpalało!

– Chcę, żebyś nie mówił nic więcej – poprosił gardłowym, zmienionym od emocji głosem. – Żebyś nie traktował mnie jak nikogo wcześniej. Tylko tyle.

Zaśmiałem się, całując go ponownie i kolejny raz ja znalazłem się pod ścianą.

– Nigdy nikogo tak nie traktowałem i nie potraktuję. Możesz być pewny, że jesteś jedyny.

"Jedyny" brzmiało jak najlepszy żart... Choć przecież wiedziałem, że to prawda. Nikt inny nie byłby w stanie zmusić mnie do całowania się z mężczyzną i dążenia, by dać mu tyle przyjemności, ile zdoła przyjąć.

Popatrzył na mnie, jakby nie wiedział, czy mówię prawdę, czy może droczę się z nim lub podpuszczam, chcąc uwieść, bo po prostu byłem ciekawy reakcji. Ale jeśli naprawdę mnie znał, to powinien mieć świadomość, że z takich rzeczy sobie nie kpiłem. Kiedy lądowałem z drugą osobą w łóżku, traktowałem ją poważnie, nie żeby "zaliczyć" i dopisać do długiej listy kochanek.

Szaty z jego ramion opadły na wilgotną podłogę. Objął mnie za szyję i wiedziałem, że to jego odpowiedź. Mój palec skończył rysować wzór na drzwiach, które miałem za plecami, i nacisnąłem na klamkę. Wyjrzał zaskoczony ponad moim ramieniem i niepewnie na mnie spojrzał.

– Przecież twoja moc została zapieczętowana – powiedział ostrożnie. Chyba myślał, że coś kombinuję i chcę go wciągnąć w pułapkę.

Po części się nie mylił.

– Owszem – odparłem swobodnie, sięgając jego ust. Rękę zawinąłem o dół jego pleców, żeby mi się nie wyrwał i wytłumaczyłem: – Wykorzystałem sposób Jego Wysokości Księcia Koronnego Xie Liana oraz Szkarłatnego Deszczu Szukającego Kwiatu i pożyczyłem od ciebie trochę energii. Nie martw się, odwdzięczę się w łóżku.

Pociągnąłem go mocno na siebie i przeszedłem do pokoju, zatrzaskując nogą drzwi. Prawda była taka, że nie zabrałem od niego dużo i starczyło tylko na stworzenie szyku zmniejszającego odległość, który przeniósł nas do jednej z komnat w moim pałacu, ale do nieużywanej części. Nie mogłem ryzykować, aby On się dowiedział, że Rong Guang mnie nie zabił, a na dodatek, zamiast cierpieć u jego stóp, on zaraz będzie się wił pode mną w ekstazie.

Kiedy zamknięty w moich ramionach duch zobaczył skąpane w jasnym świetle księżyca łóżko, musiał się domyślić, że cały czas byłem z nim szczery, dlatego nie oponował, gdy zaciągnąłem go w głąb pokoju i pchnąłem na pościel.

Czarne włosy miał rozpuszczone, odrobinę potargane i na tle bieli, ten kontrast z jego jasną cerą prezentował się wspaniałe. Podparł się na łokciach, nie odrywając ode mnie wzroku. Srebrzysty blask padał na nagą skórę, powodując, że wydawał się jeszcze bledszy i zimniejszy. Ja sam się przekonałem, że mogę to zmienić i sprawić, by rozpalić w nim ogień. Pierś już teraz się unosiła, usta były spuchnięte, a szyja ozdobiona czerwonymi śladami.

Kliknąłem językiem zadowolony i opadłem na ręce z dwóch stron jego ramion. Kolanami uwięziłem wąskie biodra, żeby nie mógł mi uciec, co najwyżej nas obu bardziej pobudzić, gdyby otarł się o wnętrze moich ud.

Pochyliłem się, celowo ominąłem zaróżowione wargi, całując szyję i schodząc niżej.

– Twoja skóra – zacząłem, dotykając ustami obojczyk – jest cholernie kusząca. Wysmarowałeś się jakimś afrodyzjakiem z Miasta Duchów, że nie mogę ci się oprzeć?

Ułożył się na plecy i zdjął złotą szpilkę z zapięcia na moich włosach, które zsunęły się na pościel i jego ciało.

– Nie miałem kiedy tam pójść – odpowiedział, wsuwając palce przy skórze głowy. Ten dotyk był chłodny i odprężający, aż westchnąłem z ulgą.

– Czyli mówisz, że naturalnie taki jesteś? – Dotarłem językiem do prawego sutka, złapałem go w zęby i pociągnąłem do góry.

Wydał z siebie odgłos, który zdecydowanie odpowiednio działał na mój umysł.

– Nie wiem, o czym mówisz. – Jego słowa były ciche, za to oddech stawał się coraz głośniejszy.

– W takim razie jesteś uroczo nieświadomy.

Przesunąłem usta na drugą pierś, a dłoń położyłem na mostku i kierowałem ją powoli w dół. Mięśnie brzucha miał napięte, a tam, gdzie zaczynały się spodnie, "coś" napierało na nie z wnętrza. Dotknąłem wybrzuszenia, czując, jak się unosi i aż prosi, żebym się nim zajął. Zsunąłem dłoń jeszcze niżej, na jądra. Rong Guang uniósł tułów, złapał za moją rękę i chciał pociągnąć ją z powrotem. Przewidziałem to i ciężarem mojej piersi przygniotłem go do łóżka, żeby grzecznie leżał i pozwolił mi na wykonanie czynności, w których byłem naprawdę dobry – w pozbawieniu moich kochanek wszelkich zahamowań. Tym razem był to kochanek, ale co za różnica, jeśli jego ciało reagowało w podobny sposób? Nawet było mi łatwiej, bo dokładnie wiedziałem, jaki punkt nacisnąć, aby wydusić z niego słodki jęk.

Wróciłem do przerwanego drażnienia sutków, które zrobiły się twardsze, całe mokre od śliny. Nie mogłem się oprzeć i mocniej zacisnąłem na nich zęby. Rong Guang mruknął, wypinając pierś. Widziałem, jak jedną dłoń zaciska na pościeli. Drugą przesunął na moje plecy, szarpiąc szatę i drapiąc pod nią skórę. Palcami błądziłem po materiale między pośladkami, ale zaciskał je, nie dając mi swobody.

Wykorzystując chwilę nieuwagi, zmieniłem nasze miejsca, siadając i wciągając go na siebie. Usadowił się w rozkroku w górnej części ud. Działałem szybko, żeby nie zdążył zrobić nic głupiego, jak na przykład się odsunąć. Objąłem talię, łącząc nasze biodra jeszcze ściślej, drugą dłonią przytrzymując tył jego głowy, ciągnąc do moich spragnionych ust. Przywitał mnie językiem i gorącym oddechem. Musiał być rozpalony od wewnątrz i byłem tym miło połechtany.

Poruszałem dolną częścią jego ciała, jakbym chciał wpasować go w siebie. Mruczał jak drapany za uchem kocur. Rowek między pośladkami co chwilę napierał na moje przyrodzenie, a jego uwięziona twarda męskość ocierała się o mnie zaczepnie, aż zacząłem się zastanawiać, czy to ja się z nim droczę, czy on ze mną. Wydawał się pewny w swoich działaniach i mniej nieśmiały niż wcześniej.

– Ujeżdżałeś kiedyś faceta? – zapytałem, odrywając nasze usta i całując jego szczękę.

– Głupie pytanie.

Uniósł brodę, pozwalając mi lizać szyję. Długimi palcami przeczesywał moje włosy aż po same końce, jakby podobała się mu ich gładkość i miękkość.

– Masz do tego naturalny talent – stwierdziłem zachwycony jego zapachem i twardym penisem, który właśnie wbijał się w mój brzuch. – Gdyby nie te spodnie, już błagałbyś, żebym go w ciebie wsadził.

Czułem, jak unosi kącik ust i zakłada część moich włosów z ucho.

– Kawałek materiału jest problemem dla nieśmiertelnego generała niebios?

Och, czyli możemy już kończyć grę wstępną? Znakomicie.

– Sam prosiłeś.

Odepchnąłem go od siebie. Padł na łóżko, wpatrując się we mnie odrobinę zaskoczony. Moje dłonie trzymały go za pośladki, więc z wprawą złapałem za brzeg spodni, pozbawiając ostatniego skrawka ubrań. Nie opierał się, a jego zdziwienie przerodziło się z zainteresowanie moimi kolejnymi działaniami.

Przytrzymałem w górze obie nogi i oparłem je o własną pierś. Nareszcie był nagi. Pochłaniałem pożądliwym wzrokiem szczupłe ciało bez grama tłuszczu, lecz z widocznymi mięśniami, dzięki którym wielokrotnie nasze pojedynki były takie zacięte. Jego zimne uda studziły moje gorące ciało, lecz nie zapał z jakim zacząłem je całować i kąsać. Przesuwałem się od łydek w dół, patrząc w czarne oczy, które z dołu także nie odrywały się od mojej twarzy.

– Wiesz, na co mam ochotę, kiedy tak uparcie mi się przyglądasz? – Mocno pocałowałem wrażliwy kawałek ciała pod kolanem i wcisnąłem tam kciuk, całując dalej jego ciało i mówiąc: – Zrobić coś, żeby cię zawstydzić. Tak bardzo, że będziesz chciał uciec ode mnie, ale i tak twój wzrok podąży za moimi oczami, za ustami dotykającego twojego ciała i językiem, który... – pocałunkami dotarłem do początku ud – doprowadzi cię na szczyt.

– Niczym mnie nie zawstydzisz, generale – rzekł lekko drżącym głosem, ale dumnie, co w moich uszach zabrzmiało niemal wyzywająco.

Jakim byłbym mężczyzną, jeśli nie lubiłbym wyzwań? Tym bardziej łóżkowych.

– Przytrzymaj nogi i zrelaksuj się – poprosiłem, gładząc długie kończyny. – Nie chcemy, żebyś jutro nie mógł chodzić o własnych siłach.

– Nie będziesz w stanie zmęczyć mnie do takiego stopnia – prychnął, nadal leżąc i pozwalając mi na dotykanie jego nóg, piersi, zataczanie opuszkami kręgów na jego pośladkach.

Może naprawdę miał tylko blade pojęcie, jaki jestem w łóżku?

– Czy jesteś tego taki pewny? – zapytałem, przykładając palec do rowka między nogami, z satysfakcją obserwując, jak się wzdrygnął. Przesuwałem opuszkiem w jedną i drugą stronę, za każdym razem zatrzymując się przy odbycie. Oblizałem lubieżnie usta, które uniosłem w uśmieszku. – Obawiam się, że będziesz błagał, żebym przestał i dał ci odpocząć.

On także się uśmiechnął, choć nic już nie dodał. Chwycił się pod kolana, lepiej eksponując tyłek. Podsunąłem się bliżej, unosząc jego biodra w górę, aż oparł kość ogonową na początku moich żeber.

Wiedziałem, że udaje niewzruszonego. Ciekawe, jak długo wytrzyma.

– Otwórz usta – poprosiłem, zachęcając go dodatkowo pocałunkiem w wewnętrzną część uda. Skóra tu była blada, lecz wrażliwa, dlatego odrobinę napiął mięśnie.

Zanim wykonał moje polecenie, językiem zwilżył usta.

Prowokator z ciebie, Rong Guang. Kto by się spodziewał po tak przykładnym zastępcy generała.

– Bądź grzeczny – upomniałem go, przygryzając miękką tkankę blisko krocza, którą polizałem z lubością i pociągnąłem językiem aż do jąder. Miałem nadzieję, że zrozumiał aluzję, że jak będzie się mnie słuchał, dostanie jeszcze więcej przyjemności.

Zbliżyłem dwa wyciągnięte palce do jego twarzy i włożyłem wprost do buzi. Opuszkami nacisnąłem na język, którym powoli mnie oplótł. Miękkość i ciepła ślina sprawiały, że na chwilę zatraciłem się w tej wyuzdanej czynności rodem z dzielnicy czerwonych latarni. Gdy wsadziłem palce głębiej, zacisnął na nich zęby, a potem puścił, zaczynając je jeszcze bardziej zmysłowo lizać i ssać. W mojej piersi serce zaczęło niespokojny bieg, a wnętrze spodni wilgotniało w ekspresowym tempie. Cofnąłem dłoń, a potem włożyłem trzy palce, łapiąc go za język. Westchnął cicho.

O tak, daj się temu porwać. Podporządkuj się moim słowom i ciału.

Opuszkami delikatnie łaskotałem podniebienie, przesuwając się aż po śliskie gardło. Widziałem, jak jego wzrok robi się bardziej szklisty i zaczyna się krztusić. Cofnąłem lekko rękę, napawając się widokiem cieknącej po brodzie śliny. Znów skupiłem się na ruchliwym języku, zębach, starając się, by moje palce byłby jak najbardziej mokre.

Miałem coraz większą ochotę pieprzyć jego usta. Długo i mocno. Mój penis w spodniach rwał się, by jak najprędzej spełnić moje wyobrażenia, ale jeszcze bardziej chciałem zrobić coś innego. Jego męskość była twarda jak pień. Strużka wydzieliny wypływała ze szczytu i ciągnęła się aż do brzucha. Bezbarwna, gęsta, pachnąca apetycznie. Pragnąłem ją natychmiast zlizać.

Zabrałem naślinione palce i zanim cokolwiek z nich spłynęło, włożyłem środkowy palec między jego nogi. Wszedł w głąb ciała zaskakująco gładko, prawie jakby mnie wyczekiwał. Zacisnął się miło, a swoje paznokcie mocniej wbił w podtrzymywane uda. Chyba nikomu nigdy nie pozwolił na dobranie się do swojej dupy. Poczekałem, aż pierwszy skurcz minie i w zimnym wnętrzu zacząłem miarowy ruch w górę i w dół.

Ciekawe, czy kiedy przestanę go rozciągać, zdąży się rozgrzać?

Musiałem to sprawdzić.

W środku był zaskakująco miękki i delikatny, rozciągliwy, uzależniający na tyle, że nie miałem ochoty przestawać go dotykać. Po wsadzeniu dwóch palców opuszkami uciskałem ścianki, szukając miejsca odpowiedzialnego za przyjemność. Kobiety znałem na wylot, ale palce w tyłku faceta miałem pierwszy raz.

Dotąd Rong Guang trzymał się aż za dobrze. Był za cichy, za spokojny.

Czas to zmienić.

Gwałtownie opuściłem ciasne wnętrze, chwyciłem każdą ze stóp i rozchyliłem nogi mocniej ma boki. Próbował je zacisnąć, ale na próbach się skończyło. Rozłożony przede mną, z widocznymi żebrami wygiętej klatki piersiowej i z pośladkami na moich udach prezentował się tak dobrze, że moja samokontrola nagle się ulotniła.

Bez obiekcji, że nie mam przed sobą kobiecych krągłości i miejsca między nogami do wylizania, powróciłem palcami do jego tyłów i złapałem w dłoń członka, nakierowując go w górę. Nie był mały, ale do mojego rozmiaru trochę mu brakowało. Powoli zagłębiając się w ciele palcami, zniżyłem głowę i przesunąłem całą powierzchnią języka od trzonu męskości aż po mokry czubek. Jęknął głośniej niż poprzednio. Dłużej, rozkosznej, pobudzająco. Jego penis nie był tylko twardy. Był cholernie twardy, śliski od bezbarwnego płynu sączącego się z dziurki, którą drażniłem końcówką języka i przyjemnie drgający z powstrzymywanej przyjemności.

Dobrze wiedziałem, jak był blisko. Tak samo byłem facetem i szalałem, kiedy po długiej grze wstępnej i dziesiątkach pocałunków mój penis ogrzewał giętki język, a potem lądował w czyichś ustach. Poznałem parę sztuczek dotyczących męskiego ciała.

Objąłem samą główkę miękkością ust, dając stymulujący ucisk, jednocześnie poniżej dołożyłem trzeci palec. W końcu znalazłem jego prostatę, więc bez wstrzymywania się, delikatnie ją masowałem. Mój język cały czas pracował, przesuwając się po penisie, nie dając jego właścicielowi czasu na wzięcie oddechu. Teraz naprawdę moje spodnie zrobiły się ciasne i mokre, ale sztywny, pulsujący pal prowokował mnie za mocno. Wsadziłem go sobie głęboko. Przytrzymałem w gardle, próbując przełknąć i tym sposobem sprawić, by moje twarde, gorące ścianki zacisnęły się na nim niemożliwie błogo, doprowadzając go w kilku prostych, zwartych ruchach na sam szczyt.

Nie potrzeba mu było wiele. Po tak ekscytującej grze wstępnej wcale się nie dziwiłem, że pierwszy pode mną zadrżał w ekstazie.

Rong Guang zdążył krzyknąć coś niezrozumiałego, po czym sam docisnął moją głowę do podbrzusza. Jego penis wytrysnął obficie w moich ustach, a dłoń na głowie przytrzymała mnie nieruchomo jeszcze kilka sekund, podczas których nadal pulsował i dochodził.

Na wszystko byłem przygotowany: na jego smak spermy, słodkawy i ciągle kuszący zapach jego brzucha oraz rosnących tam krótkich czarnych włosków, a nawet na chwilowe unieruchomienie mnie i poddanie jego zachciankom. Jednak nie przewidziałem, że połączenie tego tak cholernie mnie podnieci. Że Rong Guang tak silnie na mnie zadziała, bo miałem cholerną ochotę jeszcze raz i znów to powtórzyć. Poczuć jego drżące ciało, usłyszeć niehamowane jęki, smakować jego skórę...

Skarciłem się w myślach.

Pragnąłem tego, ale mój penis ledwo wytrzymywał, więc nie mogłem tego powtórzyć w tej chwili.

Nie, kiedy moje usta pełne były nawilżenia. A tylko jego mi brakowało, żeby w pełni cieszyć się seksem. Dzięki niemu mi będzie łatwiej się poruszać, a on nie nabawi się otarć, nawet gdy zrobimy to kilka razy pod rząd. Z tym duchem miałem ochotę na całą noc świntuszenia, zapomnienia o całym świecie, walkach; otoczony jękami, mokrymi uderzeniami spoconych ciał, wijąc się w wygniecionej pościeli, a potem zasnąć ze splatanymi ze sobą kończynami. Mój dawny przyjaciel był większy, masywniejszy od partnerek, ale miałem ochotę zrobić z nim to samo co z innymi, a może nawet więcej. Zmęczyć go, wybrudzić, postawić na krawędzi samokontroli, odrobinę zbeszcześcić to piękne, blade ciało i pozostawić na nim swój ślad. Odbicia zębów i bolesnych pocałunków. Zaciśniętych na biodrach palców i naszej zmieszanej spermy na nim i w nim.

Dziś mogłem sobie pozwolić na zwolnienie hamulców i puszczenie wodzy fantazji.

Tylko z nim. Bo dawno poznałem granice jego ciała i wychodziły daleko poza jakąkolwiek partnerkę.

Jak przewidziałem, zamroczony wzrok miał nadal utkwiony we mnie. Ten mężczyzna był uparty i wytrwały. Tęskniłem za taką śmiałością, milczeniem i zaufaniem. Bez niego nie pozwoliłby mi się nawet tknąć. Oddychał przez otwarte usta, ze świstem wciągając i wypuszczając powietrze, ale miałem świadomość, że wystarczy mu chwila, aby dojść do siebie.

Wyciągnąłem jego męskość z ust, pozwalając kilku kroplom spermy spłynąć po brodzie i wylądować na zimnym brzuchu. Podsunąłem wyżej nagi tyłek, kolana dociskając do materaca, aż pięknie się wypiął. Miałem doskonały widok ja dwa pośladki, pomiędzy którymi mała zaróżowiona szczelina wprost prosiła o uwagę. Wsunąłem w nią dwa palce, poszerzając jedynie twardy mięsień przy wejściu i przysunąłem tam usta. Od razu zaczął się wyrywać, dlatego przytrzymałem go ramionami. Otworzyłem buzię i pozwoliłem spermie wymieszanej ze śliną spłynąć po języku w dół.

Wprost do jego dziurki.

– Kurwa! – krzyknął, w dalszym ciągu się szamocząc.

Zerknąłem na niego. Na prawie nieruchomym dotąd obliczu pojawiły się rysy, a na policzkach nareszcie rumieniec. Niewielki, lecz już wiedziałem, że zawstydzają go takie rzeczy.

Ciekawe.

Uśmiechnąłem się.

Mokrym, gorącym językiem polizałem go aż do jąder. Wzdrygnął się, więc na tę reakcję otworzyłem szeroko usta i objąłem jedną wrażliwą krągłość. Pieściłem ją językiem, a potem z wyczuciem łapałem skórkę w zęby i ciągnąłem. Zabawiając się tak z nim, nie mogłem przeoczyć zwisającego nad ładnie umięśnionym brzuchem penisem, który z powrotem stawał się nabrzmiały. Przesunąłem po nim wierzchem dłoni, ciesząc się, że ma tak dobrą kondycję, by w kilka chwil być gotowym do ponownej zabawy.

– Chcesz mnie? – zapytałem.

Palcem wskazującym rozprowadzałem po obrzeżach odbytu śliską maź. Nie trafiła do środka, ale idealnie nadawała się, aby zwilżyć jego rowek. Jeździłem po nim palcami, które każdorazowo zatrzymywałem na chwilę w strategicznym miejscu. W końcu to tam znajdowało się źródło naszej przyszłej rozkoszy.

– Przyznaj, że już nie możesz wytrzymać, aby zobaczyć, jak twoja dziewicza dziurka mnie pochłania.

Przesunąłem dłonie między pośladki i włożyłem po jednym palcu obu rąk do środka, rozsuwając na boki.

– To nie jest... – zaczął mówić przez zaciśnięte zęby.

– Zabawne? – dokończyłem.

Miałem przed sobą niezwykle erotyczny widok. On natomiast próbował się zacisnąć, choć dobrze wiedział, że mu na to nie pozwolę.

– Zrób już to – wyjęczał cicho.

– O czym mówisz? – Udałem głupiego, bardziej poszerzając dziurkę. – Powiedz wprost, czego chcesz, a może spełnię twoją prośbę.

Zbliżyłem wysunięty język między jego nogi i wiedziałem, że tym razem nie będzie bezczynny. Wyciągnął dłonie i zatrzymał moją twarz centymetry nad pośladkami. Końcówki palców zaczepił pod moją żuchwą i przyciągnął do siebie krótkim, stanowczym ruchem. W jednej chwili znalazłem się między jego nogami, kładąc się na nim, z głową nad jego głową i z nieco chłodnym już językiem przeciskającym się między moimi wargami, zahaczającym o zęby i sięgającym podniebienia. Głęboki i namiętny pocałunek pozbawił mnie tchu. Nadal smakowałem spermą, moje dłonie kleiły się od niej, jednak zupełnie nie zwracałem na to uwagi. Mój umysł przejął teraz całkowicie Rong Guang.

Oparłem przedramiona o materac i z dwóch stron włożyłem kciuki w jego usta. Zacisnął na nich zęby, ale zaraz puścił. Wsunąłem się głębiej, do wrażliwego podniebienia, pod którym nasze języki obijały się o siebie, przepychały, tarły w zaciętej potyczce. Palce nie pozwalały mu się skupić, gładząc i łaskocząc wnętrze ust, dlatego teraz ja nadawałem pocałunkom tempo. Pochłaniałem coraz więcej jego jęków, czułem palce we włosach i na karku, dociskające mnie do ust, a potem dłonie na plecach, próbujące zdjąć ze mnie szatę.

W końcu szarpnął za nią i rozerwał.

Zaśmiałem się, wyciągając zaślinione kciuki. Masowałem nimi zarumienione policzki i skronie. Cały drżał pode mną. Ja także nie mogłem już wytrzymać tortury, którą sam sobie sprawiałem.

– Chcesz mnie dosiąść, czy być na dole? – zapytałem między pocałunkami. Dałem mu chwilę na zastanowienie, zdobiąc szyję dziesiątkami śladów po moich ustach.

– Na dole – odpowiedział, ciągnąc mnie znowu w górę.

Musiał uwielbiać całowanie albo wstydził się tego, co mogłem zrobić mu poniżej brzucha. Objął mnie nogami w pasie i docisnął piętami nasze biodra. Obaj westchnęliśmy, kiedy spragnione seksualnego ulżenia penisy nacisnęły na siebie. Odrzuciłem resztki szaty na boki i wspólnie pozbyliśmy się ostatnich spodni.

Moje gorące ciało z jego zimnem wywołały gęsią skórkę.

Uniosłem biodra i pomagając sobie jedną ręką, nakierowałem penis między mokre pośladki. Część spermy wypłynęła, bo ślizgałem się końcówką, jakbym wylał tam olejek. Zatrzymałem się przy otworze i naparłem. Przerwaliśmy pocałunek, oddychając w swoje usta i patrząc w oczy. Czułem opór, ale stopniowo go łamałem. Otwierał się dla mnie powoli, przyjmując mój czubek.

Rong Guang zamknął usta. Nie powiedział, że go boli, nie poprosił, żebym był delikatny. Uparty i dumny. Rozsunąłem językiem jego wargi i wkradłem się do środka. Poniżej pasa zacisnął się na członku, więc przeczekałem, aż skurcz minie i pozwoli mi zagłębić się dalej. Kawałek po kawałku wciskałem się głębiej, ale za połową się zatrzymałem. Próg przyjemności i bólu jest blisko siebie, ale wolałem, aby między nami przeważało to pierwsze. Musiałem odrobinę powściągnąć żądze.

Obejmowaliśmy się ramionami, zetknięci piersiami i brzuchami. Jeszcze się w nim nie poruszałem, na razie całując z żarliwością i będąc całowany tak samo chętnie. Penis Rong Guanga podrygiwał, zdradzając swojego właściciela z tym, co nie chciał głośno powiedzieć. Do czego się nie przyznawał – że kurewsko mu się podoba. Poniżej, w jego ciele było przyjemnie mokro, jeszcze nie gorąco, ale już dość ciepło, a przede wszystkim cholernie ciasno.

Zacząłem się bać, że długo tak nie wytrzymam, ale... cóż.

Noc była długa. Będzie jeszcze niejedna okazja, żeby to powtórzyć.

Wysunąłem się na cal i wbiłem na poprzednią długość. Jęknął, zaciskając palce na moich ramionach. Uśmiechnąłem się z satysfakcją.

Chyba od razu to wyczuł, bo obrócił głowę w bok, uciekając moim oczom i powiedział z wyrzutem:

– Czy boga seksu coś śmieszy?

Mój uśmiech tylko się powiększył.

– Mmm, chciałem okazać moje zadowolenie z tej sytuacji. – Uniosłem biodra i opadłem w dół. Towarzyszyło temu zduszone westchnięcie. – Ten bóg seksu jest prawdziwym szczęściarzem. – Ponowiłem poprzedni ruch jeszcze kilkukrotnie. Nadal ostrożnie, choć z coraz większą swobodą. Złapałem za jego policzki i przekręciłem na wprost mnie. – Marzę jeszcze tylko o tym, żebyś otworzył te krnąbrne usta i pozwolił wydostawać się stamtąd wszystkim dźwiękom.

Sugestywnie właśnie w nich utkwiłem pożądliwy wzrok. Wysunąłem się do połowy i nabiłem mocno. Zaskoczony, otworzył szerzej oczy i zacisnął mięśnie.

– Chciałbym słuchać dowodu twojej przyjemności. – Musnąłem jego usta swoimi. – Chciałbym, żebyś jęczał, krzyczał moje imię, szlochał spazmatycznie, łapiąc oddech... – Zacisnął się na penisie, ale sekundę potem przyjemnie rozluźnił.

Powolnymi, krótkimi ruchami przyzwyczajałem go do swojej wielkości. Spokojnie i miarowo. Delikatnie, ale tym razem bez przerw.

– Jeśli pokażesz mi, jak jest ci przyjemnie – ciągnąłem coraz niższym i bardziej kuszącym głosem – to moja własna przyjemność także się zwiększy. Jak sam nie raz mówiłeś: jestem Pei Ming, facet z dużym ego.

Kąciki jego ust drgnęły, próbując się nie zaśmiać.

– To prawda. Tylko twoje ego jest duże.

– Taaaak – mruknąłem w jego szyję. – Wszystko inne we mnie jest po prostu gigantyczne.

Rozluźniałem go jeszcze kilka minut: leniwymi ruchami bioder, całowaniem ust, lizaniem szyi, szeptaniem do ucha, żeby zapomniał się w naszym seksie i zwolnił hamulce. Choć się nie opierał, nadal był Rong Guangiem, zastępcą generała, który nie chciał sobie pozwolić na pokazanie się z innej strony, tej uległej, płaczącej z przyjemności, czerwonej od emocji, bezbronnej. Nie potrafił całkowicie oddać się swoim pragnieniom i moim ramionom, które stopiłyby wszystkie bariery przyzwoitości, które na siebie nałożył.

Z tego powodu bez pośpiechu naciskałem kolejne guziki, wiedząc, że w końcu się podda albo zatraci w naszym akcie.

Uniosłem tułów, uklęknąłem przed nim i zacząłem się nabijać, trzymając go za uniesioną na moją wysokość miednicę. Dłonie miał w górze, eksponując zgrabne, jasne ciało. Przy każdym moim ruchu jego plecy, łopatki i głowa tarły o pościel, a coraz bardziej mokre odgłosy towarzyszyły odbijaniu się ud o pośladki i penetrowaniu wnętrza. Nie wchodziłem cały i nadal wszystko robiłem z wyczuciem, jakbym miał przed sobą dziewicę. Analną dziewicę. Mógł być duchem i regenerować się tak szybko jak ja, ale po co do przyjemności dodawać ból? Potem wszystko wymiesza się ze sobą, ale na razie musiałem go dobrze przygotować i rozgrzać. Przyzwyczaić do siebie i, nie ukrywam, zniewolić sobą. Żeby nigdy tego nie zapomniał i przyszedł po więcej.

Choć to przecież właśnie on dał mi do zrozumienia, że coś do mnie czuł przez te wszystkie lata, tak teraz byłem z tego zadowolony. Wdzięczny mu. Odrobinę nawet szczęśliwy.

Poczułem dreszcz podniecenia, kiedy to sobie uświadomiłem. Pchnąłem mocniej. Wypuścił powietrze, jakby miał zamiar rozluźnić się jeszcze bardziej. Uniosłem go wyżej i odrobinę przyspieszyłem tempo. Wnętrze zaciskało się na moim penisie i otulało, jakby zostało stworzone specjalnie dla mnie. Męskość na mokrym brzuchu podrygiwała, klatka piersiowa wyginała się ku górze, a powieki opadły.

Jednym ruchem docisnąłem się głębiej niż dotychczas i przytrzymałem nas w tej pozycji. Usiadłem, złapałem go za ręce i podciągnąłem na siebie, żeby okrakiem mnie dosiadł. Ścianki trzymały mnie mocno, a ja nie miałem ochoty się nigdzie oddalać.

Złapał za mój kark, a ja jedną dłonią przytrzymałem mu plecy, a drugą rozszerzyłem jeden z pośladków. Ścisnąłem go w dłoni i miętosiłem, ocierając o własnego członka. Palcem odnalazłem jego wejście i spróbowałem się przecisnąć obok mojego penisa, ale nadal był za ciasny i za suchy.

– Oprzyj wygodnie stopy na łóżku i ujeżdżaj jak narwanego mustanga – zaproponowałem, unosząc usta i całując go w gardło. Dłonie przeniosłem na talię i zataczałem całym ciałem niewielkie okręgi. Penis wyginał się w nim na różne strony, powoli uciekał z ciepła i wracał. Wszystko po to, aby rozepchać wnętrze i żeby łatwiej mu było się poruszać.

– Mustanga – rzucił kąśliwie. – Chyba miałeś na myśli starą, napaloną kobyłę.

A czyja to wina, że tak kurewsko cię pragnę?

– Nie zaprzeczę, że jestem na ciebie napalony.

Jedną rękę przesunąłem na plecy, gładząc skórę, a palce drugiej ułożyłem na sterczącej męskości. Napinała się do granic możliwości. Była prawie tak duża jak moja i chyba cudem nie eksplodowała. Ścisnąłem ją u nasady, aby powstrzymać wytrysk. Rong Guang oparł czoło o moje i wziął kilka uspokajających oddechów.

– Pokaż mi, jak bardzo jesteś na mnie napalony – zaproponowałem.

– Nie jestem... – odpowiedź zmieniła się w syk, kiedy przesunąłem dłoń po trzonie w górę i kciukiem nacisnąłem na otwór na szczycie.

– Nie ma się czego wstydzić. Sam czujesz, jak mi mało brakuje, żeby rozlać się w tobie. Ale chciałbym, żebyś ty nadał nam rytm, który będzie ci odpowiadał. – Pocałowałem jego bark, ramię i przedramię, które ciągle miał uniesione przy mojej głowie, obejmując mnie za szyję. – Rozluźniłeś się, rozciągnąłeś, więc nie powinieneś mieć problemu, żeby mnie poujeżdżać. Na pewno masz ochotę na dominację nad taką starą kobyłą – zasugerowałem, przygryzając skórę przy łokciu.

Spojrzał na mnie i po krótkim pocałunku, wygiął się w tył, podpierając ręką. Drugą dla równowagi trzymał się mojego karku. Nie poganiałem go, z wyczuciem masując męskość. Uniósł pośladki, wypuszczając mnie ze swojego ciepła, a potem opadł. Nasze penisy drgnęły prawie jednocześnie. Para czarnych oczu rozbłysła, jakby chciała mi powiedzieć: Szykuj się na swój słodki koniec.

Wiedział, że moja dłoń sunąca po jego prąciu nie będziesz wiecznie taka delikatna. Czekałem tylko, aż będzie się poruszał płynnie i znajdzie taki kąt opadania, że sam trafi w to miejsce w swoim ciele dostarczające największą przyjemność. Nieporównywalnie większą od każdego innego seksu, ukryte w ciasnym wnętrzu, które pobudzi szczyt mojej męskości. Na samą myśl o tym mocniej przyciągnąłem go do siebie.

Zaśmiał się.

– Wielki generał już nie może się doczekać, aż ktoś po swojemu wykorzysta jego najważniejszą część ciała?

Wspiął się na mnie wyżej niż poprzednio i opadł szybko. Jego odbyt pasował tak dobrze do mojego kształtu, że niemal zawyłem. Po swoich słowach rozpoczął powolną torturę. Raz dosiadał mnie dziko, by następnie zwolnić tak bardzo, że czułem jak ciepłe ścianki dotykają każdej wypukłości na członku, każdej żyłki. Wygiął się mocniej w tył, prezentując pierś.

Nie wytrzymałem.

Puściłem go i chwyciłem za oba sutki, szczypiąc je. Pocierałem je między palcami, aż zrobiły się czerwone. Członek był mokry od bezbarwnej substancji, mój co chwilę pojawiał się i znikał, pochłaniany tak sprawnie, że musiałem odwrócić wzrok, żeby nie dojść od tego widoku.

– Chodź do mnie – ledwo wychrypiałem. – Chcę cię blisko siebie.

Złapał mnie pod łokciem, a ja błyskawicznie przyciągnąłem go do piersi. Podstawiłem dłonie pod pośladki i pomogłem mu przyspieszyć. Tęskne wargi znów przywarły do siebie, jakby na nowo chciały sobie przypomnieć ich kształt, a języki witały się spragnionego swojego smaku i miękkości.

– Jestem blisko – szepnął.

Od razu złapałem go za męskość, synchronizując się z resztą ciała. Zaczął głośno pojękiwać, więc sam wychodziłem mu biodrami naprzeciw, abyśmy połączyli się w połowie drogi. Na szczyt doprowadziłem nas w tym samym momencie. Rozlał się na nasze brzuchy i moją dłoń, którą pompowałem jeszcze kilka sekund. Sam nadal dochodziłem, a skurcze trwały tak długo, jakbym od miesięcy żył w celibacie.

Wzajemnie przytknęliśmy nasze głowy w zagłębienia szyi i ciężko oddychaliśmy, próbując się uspokoić. Nie pamiętam, kiedy seks był tak satysfakcjonujący.

Poczułem na barku, jak policzki starego przyjaciela się unoszą, a zaraz potem usłyszałem jego słowa:

– Czyżbyś już się zmęczył?

Zadziora.

– Dopiero się rozgrzałem – odparłem, przełykając śmiech.

Pocałowałem spoconą skórę. Cieplejszy wydawał się jeszcze bardziej upajający i przyćmiewający moje zmysły. Roztaczał taką aurę i zapach, że wystarczyła mi tylko minuta niewinnego przytulania i całowania, żeby ponownie poczuć, jak mój penis na nowo rośnie i przyjemnie drga. Wewnątrz sperma zaczęła ściekać wzdłuż pozostawionej tam męskości, ale wreszcie było gorąco.

Teraz mogłem bez wstrzymywania się porządnie go wypieprzyć.

Pchnąłem go na pościel. Wysunął się ze mnie i poleciał na plecy. Jego ciało nabrało kolorów, ale brudny od swojej spermy brzuch, a pośladki od mojej były jeszcze bardziej seksowne.

– Wyglądasz cholernie ponętnie.

– A ty jakbyś patrzył na obiad.

– Nawet nie wiesz, jaką mam ochotę cię teraz wylizać i ponownie doprowadzić do takiego stanu. – Czułem, jak ślina zbiera się w moich ustach. – Ale najpierw jeszcze trochę splamię to ciało, żebyś nie miał siły mi potem odmówić.

Nie byłem pewny, czy w moich słowach dostrzegł przestrogę czy obietnicę, ale wypływająca z jego odbytu sperma spowodowała, że nie byłem w stanie dłużej się mu się opierać.

Podciągnąłem go za łokieć do siadu. Zbliżyłem się do jego ucha i zacząłem je lizać. Najpierw krawędź, sam płatek, a potem włożyłem język głębiej, posapując. Czułem, jak jest cudownie rozluźniony. Trzy palce zagłębiały się w nim bez oporu i do końca. W gorącu, delikatniej ściance wewnątrz i spływającemu po palcach mojemu własnemu nasieniu.

– Obróć się na brzuch. – Zassałem się na miękkim fragmencie ucha i przez chwilę drażniłem je językiem.

Wyrwał się mi i spojrzał z wyrzutem, a potem agresywnie wymusił na mnie pocałunek. Nie dał mi nawet czasu, żebym się nacieszył jego ustami, bo przekręcił się, kładąc płasko. Jak chce, potrafi być jednocześnie irytujący i słodki. Sfrustrować mnie, mile zaskoczyć i rozniecić ogień pod skórą.

Usiadłem okrakiem na jego udach, wiążąc kolanami i kciukami rozsunąłem ściśnięte pośladki. Dziurka była zaróżowiona, ale nawet w świetle księżyca błyszczała od lepkiej substancji. Niesamowicie kusiła. Poruszyłem biodrami i główką penisa przesunąłem się po rowku. Najpierw w górę, potem w dół, lekko trącając jądra. Ślizgałem się, ciesząc lekkim uciskiem po bokach prącia, które w zaledwie pół minuty przywróciło mi wcześniejszą twardość i pełen wzwodu.

Zatrzymałem się przy wejściu i naparłem na nie. Widziałem i czułem jak się poszerza, obejmując mnie pierścieniem mięśni i powoli przyjmuje w siebie. Wpuszczał do środka, prawie wciągając, a ja tylko potrafiłem tonąć w nim, dopóki jądrami nie dotknąłem pośladków.

Zacząłem się poruszać. Jednostajnie, leniwie, jakbym robił to po raz pierwszy, starając się go nie zranić. Urzeczony chwilę obserwowałem, jak znikam w nim i pojawiam się nabrzmiały i śliski, a potem odrobinę przyspieszyłem. Oparłem ręce na jego ramionach i przycisnąłem je do materaca. Był uwięziony pode mną, zdany na miarowe, długie pchnięcia. Za każdym razem wysuwałem się aż po czubek, po czym wbijałem do końca. Pokój wypełniały jego zduszone sapnięcia, a spomiędzy ciał seksowny chlupot, kiedy sperma z niego wypływała.

Zagryzałem wargi i zaciskałem palce na jego ciele, bo te dźwięki powodowały, że chciałem posuwać go mocniej, szybciej i głębiej.

Sam także w końcu przestał być obojętny. Oddawał mi swoje ciało, ustępował, pozwalał się zdominować, przyjmował moje ruchy z cichymi jękami, które stawały się coraz głośniejsze, bardziej wyuzdane, drżące i słodsze. Mógłbym tego słuchać całą noc.

Przesunąłem czarne włosy na bok i pocałowałem jego ramię. Gdy biodrami docisnąłem go do łóżka, pochyliłem głowę nad karkiem i złapałem w zęby kawałek skóry. Wydał z siebie zbolałe mruknięcie. Objąłem zaczerwienione miejsce ustami i zacząłem ssać, odbijając się od jego pośladków coraz energiczniej. Trząsł się pode mną, zaciskał palce na pościeli, prawie skowył, aż w końcu cały się spiął. Przyspieszyłem jeszcze bardziej, niemal szaleńczo się w niego wbijając. Chciałem dać mu kolejny orgazm. Tym razem bez pomocy rąk, palców, jedynie moim kutasem w jego tyłku i szorstkim prześcieradłem, o które się ocierał.

Po chwili jego odbyt zaczął pulsować, zaciskając się na mnie i rozkosznie stymulując. Wyhamowałem moje ruchy, pozostając w jego cieple. Uśmiechnąłem się i oparłem dłonie na łóżku, żeby mógł złapać oddech. Dyszał z głową obróconą w bok. Miał zamknięte oczy i otwarte usta. Nie mogłem się powstrzymać, żeby w ramach małej rekompensaty nie obcałować delikatnie całej szyi i barków. Wydawał się zmęczony, ale kiedy uspokoił oddech, przekręcił głowę mocniej i już wiedziałem, że dziś jednak będzie najlepszy seks mojego życia.

I mój, i jego.

Całowaliśmy się bez pośpiechu, ale nie mniej namiętnie. Podciągnąłem jego tyłek w górę, każąc mu uklęknąć. Wpiął się seksownie, od razu pochłaniając mnie całego. Ledwo powstrzymałem się przed jęknięciem. Położyłem dłonie po bokach jego torsu, sunąc delikatnie po gładkiej skórze. Poniżej z wyczuciem poruszyłem się między jego nogami. Wydawał z siebie słodkie odgłosy odczuwanej przyjemności. Stał się niezwykle wrażliwy, więc ja nie przestawałem go całować, sięgając ustami we wszystkie dostępne partie jego ciała. Byle spotęgować jego rozkosz, stopić wszelkie bariery, wypełnić go czystą, nieskrępowaną przyjemnością.

Dłońmi zsuwałem się na przód, gdzie błądziłem po jego brzuchu i piersiach. Pocierałem sutki, a ustami skubałem mięśnie przy łopatkach i lizałem wzdłuż kręgosłupa. Rong Guang oddawał mi się chętnie, wyginając się finezyjne, sapiąc i mrucząc, jakby stawało się to jego ulubionym zajęciem.

Słuchanie go, pieszczenie, kochanie się z nim – powoli stawało się też i moim.

W skroniach słyszałem głośne bicie serca, w powietrzu jego ciche skomlenie, pod palcami miałem ciało, które pragnąłem wciąż dotykać, nie dać mu się odsunąć, przyciągając do własnej piersi, całując, jakbym chciał na zawsze zapamiętać to uczucie, tak żebym nigdy o nim nie zapomniał, żeby on nigdy tego nie zapomniał, żeby...

Kurwa...

Jęknął głośno, kiedy pchnąłem mocniej niż poprzednio.

– Pei... Ming... – wysapał bez tchu.

Wyprostowałem tułów. Złapałem go za biodra i zacząłem wbijać się w niego tak mocno, aż dźwięk naszych zderzających się ciał pomieszany z głosami był jedynym, co słyszeliśmy. Pod skórą czułem ogień. Każde wsunięcie w ciasnotę tylko raziło mnie prądem. Byłem pobudzony jak nigdy, naelektryzowany każdą częścią Rong Guanga i każdym szczegółem w jego zachowaniu, kiedy rozdzielaliśmy się i łączyliśmy w jedno. Wszystko skupiało się w moim podbrzuszu i członku, prowadząc nas obu coraz bliżej nadchodzącej ekstazy. Nie chciałem, żeby się ona kończyła.

Położyłem się na nim całym ciałem, wciskając się do samego końca, jak tylko pozwalała mi długość penisa i zacząłem robić okrężne ruchy. Był w środku taki gorący, taki przyjemny, jego ścianki co chwilę otulały mnie mocniej, a ja wstrzymywałem powietrze, żeby nie dojść.

Podstawiłem mu poduszkę pod głowę i nacisnąłem na górną część pleców. Twarzą wylądował w miękkim puchu, uniesionymi biodrami tworząc idealny kąt dla mojego penisa. Przyjmował mnie chętnie, gdy znów zacząłem od głębokich, flegmatycznych pchnięć. Pośladki poruszały się przy każdym wejściu, jego zlane od potu ciało trzęsło się, jakby błagając mnie o koniec, aż sam zaczął się na mnie nabijać. Główka penisa uderzała precyzyjnie w jego prostatę. Raz za razem, bez chwili wytchnienia. Stopniowo przyspieszałem, wiedząc, że to już nasza ostatnia prosta. Byłem zziajany, rozpalony, porwany w gwałtowny huragan doznań, otępiały, choć także do granic pobudzony.

Rong Guang wyciągnął do mnie rękę w tył. Nie wiedziałem, czy chciał mnie dotknąć, czy odepchnąć, ale złapałem go za nadgarstek i uniosłem ponad materac. Zgarnąłem z łóżka drugi nadgarstek. Cały ciężar ciała oparł na kolanach. Ufając, że go nie puszczę, wypiął pierś w przód. Łopatki miał pięknie wyeksponowane, a plecy wygięły się w tak doskonały łuk, że zagryzłem wargę, żeby się na nie nie spuścić.

Szarpnąłem go na siebie, aż oparł głowę i szczyt barków o mój obojczyk. Posuwałem go teraz dziko, jakbym był na skraju szaleństwa. Warczałem jak zwierzę, gryzłem ramiona i barki, całowałem szyję, lizałem delikatną skórę za uchem, pieszcząc palcami twarde i gorące sutki. Sapałem, jeszcze ciasnej go obwiązując ramionami, żeby mu pokazać, że w tej chwili należy do mnie. Tylko do mnie.

W ferworze naszych krzyków, splątanych myśli, boleśnie wpasowanych w sobie ciał po raz kolejny osiągnęliśmy orgazm. Był gwałtowny i intensywny, aż mój umysł stał się całkiem pusty, biały. Poczułem taką błogość, jakiej nigdy i z nikim w przeszłości nie zaznałem.

Przytrzymałem prawie bezwładne ciało. Wisiał w moich ramionach, jakby ktoś wydarł z niego życie. Ręce miał opuszczone, usta otwarte i spazmatycznie wciągał przez nie powietrze. Nogi odmawiały mu posłuszeństwa i cały nadal się telepał od targających nim dreszczy po tak silnym seksualnym zaspokojeniu.

Wszystko to moja zasługa.

Duch, nie duch, w dalszym ciągu był osobą, którą sam doprowadziłem do takiego stanu, więc musiałem teraz o nią zadbać. Wyszedłem z niego powoli, nie przejmując się, że wraz z penisem wylewa się spora ilość spermy, która kapie na łóżko oraz spływa po udach. Jedną ręką trzymałem go w klęczkach, drugą odsuwałem czarne włosy z wilgotnego karku. Lśnił od potu, mojej śliny i był ponaznaczany dziesiątkami małych czerwonych sińców, których byłem dumnym twórcą.

Przyłożyłem tam usta – tym razem delikatnie, ostrożnie i z czułością, której zabrakło mi w kilku ostatnich minutach.

Obaj byliśmy wykończeni, ale znalazłem jeszcze siłę, aby obrócić go przodem do siebie i złożyć na jego ustach ostatni pocałunek.

Ta mięta będzie mnie już na zawsze prześladować, ten smak łącznie z resztą słodkiego ciała pozostawi wieczny ślad przypominający mi o tej nocy.

Zgarnąłem go w ramiona i opadliśmy na materac. Byłem w stanie jedynie sięgnąć po kawałek prześcieradła, którym niedbale zasłoniłem nasze ciała. Całkowicie wyczerpałem zapasy energii. On także nadal lekko drżał, niezdolny do poruszenia choćby kończyną. Jego przyjemny ciężar leżał na mojej piersi, a każdy ciepły oddech zatrzymywał się na spoconej szyi. Nie mogłem zdjąć z ust tego głupkowatego uśmiechu, kiedy uświadomiłem sobie, co zrobiliśmy. Jego policzki także się uniosły. Może myślał o tym samym co ja?

Bóg i duch, obaj rozpaleni, zaspokojeni, szczęśliwi.

Fizycznie wykończeni, psychicznie zrelaksowani.

Mogłem to śmiało powiedzieć za niego, bo choć nie widzieliśmy się od stuleci, kiedyś był jak brat, jak moja druga, inna połowa. Sprzeczaliśmy się, czasami sobie dopiekaliśmy, ale zawsze potrafiliśmy w końcu znaleźć rozwiązanie.

Szkoda, że tym razem musiało minąć aż kilkaset lat...

Położyłem dłoń na jego głowie i przeczesałem włosy.

Dziś... – pomyślałem, już na skraju świadomości – coś się zmieniło... choć okazuje się, że nadal jesteś mi najbliższy.

Tylko już inaczej niż w przeszłości.

Zasnąłem.

The end ^⁠_⁠^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro