Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Samotność

Piękna praca, wykonana przez __Oriona2__ ( naprawdę polecam jej koteczki, są takie cute)

Stałam w cieniu pod olbrzymim krzewem czerwonych, trujących jagód. Obserwowałam koty, które słuchały swoich przywódców. Mimo wolnie uroniłam łzę. Moje rude futerko było bardzo dobrze widoczne, ale nikt nie zwracał na mnie uwagi.

Nie wiem, ile jeszcze tam stałam. Po prostu... widząc radosnych uczniów, rozmawiających wojowników wróciło To...

***

Urodziłam się w Klanie Strumienia. Powstał on, po tym jak Klan Rzeki podzielił się na dwa inne: Klan Potoku i właśnie Klan Strumienia. Głównym powodem ich podziału, jak się okazało była przywódczyni: Lamparcia Gwiazda. Po tym jak zgodziła się połączyć Klan Rzeki i Cienia i po śmierci Tygrysiej Gwiazdy, część kotów nie chciało aby ,,zdrajczyni" dalej sprawowała władzę. Dlatego stało się tak, jak się stało.

Moja matka była wspaniałą kotką, tak samo jak mój ojciec. Kiedy jednak ja i moje rodzeństwo przyszło na świat...

-Jak to się mogło stać?- miauknął zdezorientowany Skrzydlata Wola.

Skrzydlata Wola- to mój ojciec. Otrzymał swoje imię, kiedy był zmuszony zdradzić sekret swojego brata. Jego klan go znienawidził. Ten, jednak dzięki sile woli, zdołał odbudować sobie reputację.

-Nie wiem, kochany- mruknęła przestraszona Prędka Rzeka.

Otóż problem był taki, że.... Urodziłam się ruda. Moi bracia byli czarni, a moja siostra srebrna.

W naszym klanie od pokoleń rodziły się szare, srebrne, białe i ewentualnie czarne koty.

Naszym klanem rządziła Mglista Gwiazda, która była srebrno-szara. Dlatego przyjęto, że tylko koty kojarzące się z strumieniem są ważne i wielkie. Ja... Byłam wyrzutkiem.

Koty rude i ciemno-rude były traktowane jak kara od Klanu Gwiazdy. A najgorsze były rude, złote koty cętkowane. Chyba wszyscy wiecie, z kim się to łączyło...

Gdy ówczesna przywódczyni przyszła odwiedzić moją rodzinę była .... zaskoczona, moim widokiem.

-Yyyy- widocznie się zastanawiała- skąd się wzięło w Klanie Strumienia To zabarwienie?- zapytała wskazując na mnie ogonem.

-Nie wiem, Górska Gwiazdo- wymiauczała przestraszona Prędka Rzeka.

Przywódczyni przyjęła spokojny wyraz twarzy i mruknęła spokojnie:

-Jesteście świetnymi rodzicami. Decyzję co zrobicie z omenem zostawiam wam- oznajmiła.

Moi rodzice wymienili spojrzenia i miauknęli:

-Wychowa się z nami.

***

Prędka Rzeka nigdy nie pozwalała mi bawić się z innymi kociętami i trzymała w żłobku, zdała od nienawistnych spojrzeń. Nie rozumiałam tego. Byłam tylko dzieckiem, prawda?

***

W końcu, skończyłam 6 księżyców i nadszedł czas, abym została uczennicą. Moje piękne, rude, pasiaste futro powiewało na wietrze. Górska Gwiazda czekała na mnie na Piaskowej Skale. No tak. Zapomniałam dodać. Zostałam nazwana Sreberko. Przez pewien okres swojego życia, zastanawiałam się, dlaczego tak mnie nazwali. Nie miałam nic wspólnego ze tym kolorem. Wędrując, zdałam sobie sprawę, że chociaż imieniem usiłowali zamaskować ,,Złowieszczy Omen" który na mnie ciążył.

-Sreberko, od teraz, aż do uzyskania imienia wojownika, będziesz znana jako Srebrna Łapa. Twoim wyszkoleniem zajmie się Szybki Wir.

Moje rodzeństwo dawno temu zostało mianowane, a ja zostałam jako ostatnia. Kocur nawet do mnie nie podszedł.

Żaden kot nie zaczął stalkować mojego imienia. Nie rozumiałam. Co jest że mną nie tak?

Było tak cicho, że słyszałam piski myszy. Moje rodzeństwo ocknęło się i zaczęli głośno krzyczeć moje nowe imię. Zaraz po tym mama i tata.

***

-Lisie Łajno!- wyzywali mnie uczniowie.

-Zostawcie ją!- wrzasnął mój brat.

Pozostałe rodzeństwo stanęło przede mną, osłaniając mnie od prześladowców.

-Wszystko dobrze?- zwrócił się Brzmiąca Łapa.

-Tak, ale dlaczego wszyscy oprócz was i rodziców unikają mnie?

-Nie wiemy - miauknęli równocześnie.

Skuliłam się i podeszłam do Szybkiego Wiru.

-No. Jesteś wreszcie - warknął i nie dając mi czasu na odpowiedź ruszył z miejsca. Starałam się za nim nadążyć.

-Granice już znasz. Poluj teraz!- syknął i zaczął wylizywać łapę.

-Ale jak ja mam...- zaczęłam, ale mi przerwał.

-Do niczego się nie nadajesz! Ile jeszcze razy mam cię edukować?

-Jesteś moim mentorem...- mruknęłam cichutko pod nosem.

Kocur wysunął pazury i już miał na mnie skoczyć. W ostatniej chwili osłoniła mnie Górska Gwiazda.

-Co to ma znaczyć, Szybki Wirze?

-Żądam zmiany ucznia!- krzyknął i zniknął w krzakach.

Dalej stałam skulona za jasno-szarą przywódczynią.

-Ja zajmę się twoim nauczaniem- oznajmiła kocica.

Po raz pierwszy od tak dawna uśmiechnęłam się.

***

-Mamo! Proszę, nie! - miauczałam, widząc zakrwawione ciało.

Napadł na nas Klan Potoku. Prędka Rzeka broniła najmłodszych kociąt naszego klanu, przed Deszczowym Szumem. Widziałam napastnika na własne oczy. Duży, czarny, pełen blizn kocur. Skrzydlata Wola podbiegł do partnerki i razem ze mną i rodzeństwem opłakiwaliśmy.

-To Twoja wina!- warknął na mnie Jastrzębi Szpon.

Jastrzębi Szpon- był on zastępcą.

-Zostaw ją w spokoju!- syknął mój ojciec.

Odszedł, prychając przy tym. Widząc widocznie moją minę, tata podszedł i otulił mnie swoim ogonem.

-Nie słuchaj go.

***

Trzymając świeży mech, biegłam do legowiska starszych. Moim zadaniem było zająć się nimi, aż Górska Gwiazda wróci z patrolu.

-Dzień dobry- przywitałam się grzecznie.

Jeden ze starszych warknął na mnie;

-Nie zbliżaj się, zły omenie!

Opuściłam trzymane zielsko i położyłam uszy po sobie. Wybiegłam stamtąd ze łzami. Schowałam się w zaroślach. Dopiero wtedy zrozumiałam, dlaczego Prędka Rzeka nie pozwalała bawić się z innymi kociakami. Dlatego Szybki Wir nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Dlatego uczniowie mi dokuczali. Dlatego nie mogłam znaleźć przyjaciół. Byłam widocznym złem w Klanie Strumienia.

***

-Auł..... - miauknęłam z bólu.

Uczniowie stali nade mną i wyrywali rude futro! Warknęłam ostrzegawczo, a oni odskoczyli. Po chwili zaczęli się śmiać.

- Srebrna Łapa łysieje! Do medyka powinnaś iść.

-Nie! Uzdrowiciel nie wiele pomoże, jak się jest przeklętym!

Chichocząc odeszli od mnie. Spojrzałam na swój bark.

Z wielkim obciążeniem, ruszyłam do Śnieżnego Płatka.

- Pomożesz mi?

Kocur z wielką ostrożnością zbliżył się. Rzucił do mnie liść, na którym była maść. Westchnęłam i wzięłam na łapę odrobinę tego i jakimś sposobem posmarowałam sobie bolące miejsca.

***

Położyłam uszy po sobie i zasyczałam. Borsuk długo się nie zastanawiał i skoczył na mnie. Moje oczy powiększyły się że strachu. Chciałam uciec, ale łapy przykleiły mi się do ziemi. Szykowałam się na ból i śmierć. Kiedy odważyłam się otworzyć ślepia, zobaczyłam coś strasznego.

Skrzydlata Wola zagryzł zwierzę, ale teraz leżał i zwijał się z bólu. Podbiegłam do niego. Jednak ojciec był już martwy. Wtedy nadbiegł Jastrzębi Szpon, słysząc skomlenie. Warknął na mnie;

-Wiedziałem, że jesteś złym omenem! Przez ciebie giną koty!

Skoczył na mnie i drapnął w ucho. Ze strachem pojęłam, że nie mam kawałka. Czułam, że jednak zasłużyłam....
Zastępca niósł ciało mojego taty, a ja szłam z boku z opuszczonym ogonem.

-Co się stało!?- zapytało równocześnie moje rodzeństwo.

-To jej wina!- wskazał na mnie łapą- zaatakował ją borsuk, a Skrzydlata Wola ją uratował.

-Co?!

-Tak. - złapał mnie pazurami za szyje- ona jest złym omenem, zesłanym na nasz klan!

Od tego czasu moje rodzeństwo odwróciło się ode mnie. Przestali mnie bronić, a wręcz popierali dokuczanie innych.

***

-Górska Gwiazdo?- miauknęłam przestraszona - wszystko w porządku?

Przywódczyni miała mnie teraz mianować na wojowniczkę. Przyniosłam jej świeżą srokę. Nie zdawałam sobie sprawy, że była zatruta....

Po chwili do jaskini przywódczyni wparował Jastrzębi Szpon. Widząc, że kocica nie odpowiada, warknął;

-COŚ TY ZROBIŁA?

-Jaaaa n... ni... nic....- wyjęczałam przestraszona.

Kocur warknął i przejechał pazurem po moim pysku. Poczułam metaliczny posmak.

Wyszedł z legowiska i wskoczył na Piaskową Skałę:

-Koty Klanu Strumienia! Górska Gwiazda nie żyje!

Po polanie przebiegł szum zdumienia.

-Została otruta przez Srebrną Łapę!- wrzasnął tak, aby każdy zrozumiał.

Wszystkie koty odwróciły się i spojrzeli na mnie. Ich oczy błyszczały gniewem.

-Co z nią zrobimy?- zapytał za wszystkich Brzmiący Potok- czyli mój brat.

Serce pękło mi na tysiąc kawałeczków. Własne rodzeństwo uważało mnie za winną!

-Nie mamy dowodów, że Srebrna Łapa to zrobiła. -Mruknął dosadnie Potężny Wiatr- to sroka mogła być nieświeża, a uczennica mogła o tym nie wiedzieć.

Niektórzy wydali pomruki potwierdzenia.
Zastępcy widocznie się nie spodobała ta reakcja.
Ale nie mógł zaprzeczyć. Westchnął tylko zirytowany i krzyknął;

-Jutro wybieram się do Księżycowego Kamienia. Potężny Wietrze, zajmiesz się obozem w czasie mojej nieobecności.

Zeskoczył ze skały, warknął w moim kierunku i poszedł do jaskini medyka.

Ułożyłam się na posłaniu i zasnęłam...

***

Kiedy się obudziłam następnego dnia, Jastrzębi Szpon, a raczej Gwiazda, zwołał zebranie...

-Srebrna Łapo, Górska Gwiazda miała cię mianować wojownikiem. Nie zdarzyła niestety- powiedział to z dziwną radością. -Dlatego ja to uczynię.

Nie wypowiedział, żadnej regułki, tylko wrzasnął:

-Srebrna Łapo od dziś będziesz znana jako Przeklęte Serce!

Moje serce stanęło mi w miejscu. Co? Dlaczego? Wszystko wokół mnie stało się szarą, rozmytą plamą.

Nawet do mnie nie podszedł. Po prostu zeskoczył. Stałam jeszcze chwilę, z żalem. Chciałam odejść, ale ktoś zagrodził mi drogę. Spojrzałam przed siebie i dostrzegłam kocura. Był czarny niczym noc, jego oczy bursztynowe pęknie lśniły przy wschodzie księżyca. Silna sylwetka od razu budziła respekt.

-O... Przepraszam, Potężny Wietrze.

Chciałam go wyminąć, ale ten dalej stał i patrzył na mnie. W jego oczach widziałam swoje odbicie. Sama nie wiem czemu, zaczęłam szlochać. Kocur bez słowa podszedł i wtulił się we mnie. Po raz pierwszy od tak dawna, czułam się, że końcu komuś mogę zaufać.

Odsunęliśmy się od siebie. Po chwili miauknął niskim głosem:

-Nie martw się. Jeżeli tak denerwuje cię twoje imię, to je przerób.

Zaczęłam myśleć. W sumie nie głupi pomysł. Jastrzębia Gwiazda nie wypowiedział specjalnych słów, więc Klan Gwiazdy nie powinien mieć mi za źle.

-Pasuje Zaklęte Serce? -zapytał.

Mimo wolnie uśmiechnęłam się.

-Tak- mruknęłam. - Ale dlaczego mi pomagasz? W końcu mogę zrobić ci krzywdę.

-Jeżeli mam być szczery, to nie wierzę w te historie o złych omenach.

Patrzyliśmy sobie w oczy.

-Chodź- zwrócił się do mnie.

***

Wzdycham. Gdybym wtedy wiedziała, jak to się skończy...

***

Początkowo wszystko było w jak najlepszym porządku. Potężny Wiatr wyznał mi miłość. Zaczęliśmy razem spędzać dużo czasu. Z czasem zaczęłam zauważać to, że prosił mnie o udział zamiast jego w patrolach. Bez względu na to jaki to jest: czy graniczny, czy łowiecki.

Osobiście sprawiało mi to ból. Ale nie taki dosłowny. Ślepo wierzyłam jednak, że to tylko chwilowe.

-Potężny Wietrze, możemy iść na spacer?- zapytałam.

-Nie widzisz, że jestem zajęty?- warknął.

-Proszę - miauknęłam- chciałam z tobą spędzić trochę czasu.

Kocur warczał i prychał, ale podniósł się z posłania i ruszył za mną. Szłam z opuszczoną głową, aż wyszliśmy z obozu.

-To o czym chcesz gadać, że musieliśmy się ruszyć z obozu? - syknął.

-Bo ten....

-Co? Nie mam całego dnia!- wrzasnął.

-Spodziewam się Twoich kociąt!- krzyknęłam i natychmiast skuliłam się pod jego cieniem.

-CO!?- splunął- kocięta?! Uważam że jesteśmy za młodzi na bycie rodzicami!

Nic nie odpowiedziałam.

***

Następne dni były dla mnie męczące. Potężny Wiatr ciągle się ze mną wykłócał.

-Zostawię cię! Nie potrzebuje kociąt!- warknął kocur.

-Proszę nie! Wychowam je sama! - błagałam go.

Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo mną manipulował. Tak bałam się stracić jedynego kota, któremu rzekomo na mnie zależało. Po jakimś czasie, to mi, przestała podobać się wizja Potężnego Wiatru jako ojca. A co jeżeli zrobi im krzywdę?

-Ooo Przeklęte Serce, jak się mają twoje również przeklęte kocięta? - zadrwił że mnie Brzmiący Potok.

-Odczep się od moich dzieci- warknęłam i drapnęłam go łapę.- O dzieciach swojej siostry mówisz.

-Ty nie jesteś moją siostrą i nigdy nie byłaś.

Wyrzekł się mnie, tak samo reszta. Wydawało mi się, że serce mi wybuchnie. Drapnęłam go w grzbiet.

Kocur syknął z bólu i pobiegł do uzdrowiciela.

-Mam cię dość Potężny Wietrze, sama sobie poradzę!- prychnęłam i ruszyłam do swojego legowiska.

-Tak? Chcesz stracić jedynego kota, który jest po twojej stronie?

Poczułam ukłucie w sercu. Wyprostowałam się. Nie wiem co się ze mną działo, ale czułam, że muszę to w końcu zakończyć.

- Od zawsze nie byłaś nic warta.

-Byłam! To nie moja wina, że nikt tego nie zauważył! -Warknęłam i podrapałam mu oko.

-Haha. Wmawiaj sobie to, ale od zawsze byłaś tylko przekleństwem, złym omenem !

Zabolało. Mocno. Chciałam uciec do swojego legowiska.

Kilka kotów zagrodziło mi drogę.

- Jastrzębia Gwiazdo, Przeklęte Serce spodziewa się kociąt!

-Nie!- wrzasnął, - to się nie może zdarzyć!

-Ale tak się stanie!- warknęłam w końcu.- to moje kocięta i nie pozwolę nikomu zrobić im krzywdy!

Blokada do posłania karmicielek otwarła się. Przedarłam się i zwinęłam w kłębek.

***

Wydawało się, że wszystko jest już dobrze. Potężny Wiatr zaczął o mnie dbać. Chodził za mnie na patrole, codziennie przynosił jedzenie. Co najważniejsze nie wykłócał się że mną o kocięta. Wydawało mi się, że w końcu zrozumiał swój błąd i będziemy wspaniałymi rodzicami i idealnymi partnerami. Ale ... Się myliłam.

Pewnego dnia, jedząc mysz poczułam nieprzyjemne skurcze.

-Proszę, zawołaj medyka!- prosiłam swojego partnera.

Ten jednak się nie poruszył. Miauknęłam teraz do siostry:

-Piękne Jezioro, zawołaj uzdrowiciela!

Oni patrzyli na mnie wyniośle. Widząc, że nie ruszą się, zdałam sobie sprawę, że ja... Miałam zginąć. Oni byli sobie blisko, nawet za blisko. Oni byli.... PARTNERAMI! Bawili się moim kosztem!

Pomimo bólu wydostałam się z legowiska i zaczęłam się czołgać. Dotarłam na środek polany i słabym głosem poprosiłam;

-Pomóżcie mi....

Nie zapomnę swojego strachu, kiedy to się działo. Teraz wiem, że mój partner mnie truł, abym ja i kocięta umarli. Śnieżny Płatek nie zdołał uratować kociąt.

-Dlaczego... Dlaczego one, a nie ja?!- łkałam.

Uzdrowiciel nie miał siły już mnie pocieszać.

Pewnie zastanawiacie się, skąd wiem o zielsku. Powiedział mi to medyk, podkreślając jak bardzo było to niebezpieczne.

Po tym wiedziałam jedno.

Muszę stąd odejść.

Wybierałam się właśnie, aby powiedzieć o swojej decyzji Jastrzębiej Gwieździe. Miałam wejść do jego legowiska, ale nagle usłyszałam coś, czego nie powinnam;

-To było takie proste. Miałeś rację, Jastrzębia Gwiazdo. To zioło, którym otrułeś Górską Gwiazdę, prawie zabiło Przeklęte Serce.

-Wiem.

Nadepnęłam na gałązkę. Obydwoje odwrócili głowy. Teraz już nie miałam wyboru. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie.

-Złapcie ją- wrzasnął przywódca.

Wojownicy ruszyli za mną. Byłam taka przestraszona, że nawet nie pamiętałam gdzie biegnę. Odwróciłam się, aby sprawdzić czy daleko są ode mnie. Nagle zderzyłam się z czymś. Przede mną stał Potężny Wiatr. Jego mina była złowieszcza i niepokojąca.

Pochwycił mnie za skórę karku i zatachał z powrotem. Usiłowałam się wyrwać, szarpałam się nieustannie, ale nie wiele to pomogło. Puścił mnie na środku obozu i obserwował groźnym spojrzeniem.

Jastrzębia Gwiazda stał na Piaskowej Skale, gdzie siedział dostojnie. Z przymrużonymi oczami spojrzał na mnie. W jego oczach błyszczała nienawiść.

-Przeklęte Serce! Natychmiast chcę cię widzieć u siebie!- warknął i wszedł do legowiska.

Myślałam o próbie ucieczki, ale kocur mocno trzymał mnie, abym nie kombinowała zanadto.

Siedziałam teraz naprzeciw przywódcy. Jego ogon drgał z nerwów i bił o ziemię. Domyślam się, że był zezłoszczony. W końcu jego tajemnica wisiała na włosku.

-Czemu nas podsłuchiwałaś?!- zapytał.

Wahałam się nad odpowiedzią. Nagle poczułam nieprzyjemny ból. To mój ,,partner" wyrywał mi futro z grzbietu. Moje biedne ciało. Najpierw ucho, później blizna, a teraz brak futerka. Kiedy usiłował znowu mi to zrobić, miauknęłam pospiesznie:

-Ja nie chciałam- zwróciłam się błagalnie do przywódcy. - Niech on przestanie. To boli!

-A będziesz odpowiadać na pytania?- zapytał z błyskiem w oku.

Pokiwałam głową twierdząco. Jastrzębia Gwiazda spojrzał na kocura. Ten, od razu przestał mnie maltretować.

-A więc....

-Chciałam ci oznajmić pewną decyzję, kiedy usłyszałam wzmiankę o Górskiej Gwieździe, ale nie wiedziałam o co chodzi. Miałam odejść, kiedy nadepnęłam na gałązkę. Uciekłam przestraszona- odrzekłam.

Wymienili spojrzenia. Otoczyli mnie. Przywódca syknął:

-Jeżeli komukolwiek powiesz, to co usłyszałaś, oskarżę cię o morderstwo poprzedniej przywódczyni i skaże na śmierć. Potężny Wietrze- zwrócił się teraz do mojego dawnego partnera- będziesz za nią chodził i upewnisz się, że dotrzyma danego słowa.

Moje serce znowu pękło. Mam mieć ochroniarza.

-Po prostu pozwól mi odejść!- wymamrotałam.

-Żebyś wygadała mój sekret?! Nie ma takiej opcji!- wrzasnął i powiedział to w ten sposób, że nawet dalsze próby przekonania, nic nie zmienią.

Wyszłam więc, a za mną wędrował były. Ułożyłam się na posłaniu, a pysk położyłam na łapach. Widziałam przed sobą bawiące się kocięta, rozmawiających wojowników i radosnych uczniów. Wiedziałam, że to nie jest moje miejsce.

,,Muszę stąd uciec! I nawet mam pomysł."

***

Położyłam się spać, a mój ogon drgał nerwowo. Potężny Wiatr już drzemał. Z doświadczenia wiedziałam, że to jeszcze nie ten czas.

Właśnie, zapomniałam dodać. Klan Strumienia nigdy nie zabrał mnie na zgromadzenie. Według nich mogę wywołać jakiś omen. Do dziś zastanawiam się, od czego wzięła się ich wiara w takie bzdury.

Cały klan był na zgromadzeniu. Idealny czas na ucieczkę.

Potężny Wiatr teraz na prawdę już padł zmęczony. Byłam tego pewna. Wstałam ostrożnie i bezszelestnym krokiem, wyszłam z jaskini. Pobiegłam przed siebie. W pewnym momencie zatrzymałam się. Przed sobą dostrzegłam trujące ziele. Przypomniał mi się ból, kiedy moje kocięta odeszły. Dlaczego, Klanie Gwiazdy, dlaczego?

Wbiegłam i teraz miałam dylemat. Do czego włożyć trujące ziele? Wpadłam na pomysł. Po trochę dodałam go do każdego zwierzątka.

Właśnie miałam odejść, ale wiedziałam, że nie będę uciekać jak ostatni tchórz. Schowałam się w koronie drzewa. Księżyc świecił na mnie mocnym blaskiem, kiedy klan wrócił ze zgromadzenia.

-Nie ma Przeklętego Serca!

-A co z Potężnym Wiatrem?

-Śpi!

Kilka kotów zaczęło jeść pożywienie, ale widocznie było coś nie tak.

-Ono jest zatrute!

Przez księżyc, wyglądałam niczym kot Klanu Gwiazdy. Stanęłam przed nimi na gałęzi.

-Kim ty jesteś?

-Jestem Górska Gwiazda- naśladowałam swoją mentorkę, błagając Klan Gwiazdy, aby mi wybaczył.

-Co?

-Tak. Zginęłam zatruta przez..- już miałam to wypowiedzieć, kiedy ktoś mi przerwał.

-Przez Przeklęte Serce?

-Nie - zagrzmiałam- przez Jastrzębią Gwiazdę. A za złe traktowanie Srebrnej Łapy wasza zwierzyna będzie zatruta albo nieświeża. Taka jest decyzja Klanu Gwiazdy!

Zniknęłam w liściach drzew. Nie zamierzałam pozostawać tu, ani minuty dłużej. Pobiegłam przed siebie. Udało mi się choć częściowo zemścić, ale nie sprawiało mi to radości. Biegłam, nie odwracając się za siebie.

Jednak nie przewidziałam jednego. Że Szybki Wir i Potężny Wiatr depczą mi po ogonie. Kiedy ich zobaczyłam, było za późno. Otoczyli mnie. Nie miałam szans na wygraną.

-Trzeba się ciebie w końcu pozbyć! Ty zły omenie od Klanu Gwiazdy.

I rzucili się na mnie. Myślałam, że to mój koniec, ale nagle ktoś mi pomógł. Były to koty Klanu Potoku.

Szybko przepędzili pozostałych i popatrzyli na mnie z góry.

-Pozwólcie mi przejść. Możecie nawet za mną iść, żeby się upewnić.

Patrol wymienił spojrzenia, ale po chwili zerknęli na mnie.

-Niech będzie- wymamrotał w końcu zastępca tamtego przywódcy.

Asystowali mi, aż do końca ich terytorium. Kiedy je opuściłam, biegłam przed siebie bez opamiętania. Chciałam być jak najdalej od tego wszystkiego. Od smutku, samotności, krwii i morderstw....

***

Znowu o tym myślę. Dalej nie mogę uwierzyć, że miało to miejsce niecały księżyc temu. Zmieniłam swoje imię na Samotność. Widocznie pisane mi, być samemu. Patrzę jeszcze chwilę na zgromadzenie. Już mam odejść, kiedy usłyszałam głos:

-Kim jesteś i z jakiego klanu? Nigdy cię tu nie wiedziałam.

Niechcąc odpowiadać, odwracam się i miaucząc do rudej, puchatej kotki z frędzlami na uszach;

-Samotność i tak musi pozostać.

Odchodzę, mijam ją i wchodzę w krzewy.

POV: Wiewiórczy Lot.

Ze zdziwieniem patrzę na trasę zostawioną przez kotkę. Wydeptana trawa tworzy różne koty, gwiazdy a na samym końcu widać łzy.

Patrzę na powiewający rudy, pasiasty ogon znikający w oddali....

Witajcie! To jest mój pierwszy oneshot. Wiem, miały się pojawić także Oneshoty do Mgły. I nie martwcie się. One powstaną. Ale powoli. Na razie macie coś takiego. Podoba wam się? Napiszcie w komentarzach

Ps. Jadę na wycieczkę do Wrocławia. Będę aktywna na Wattpadzie, ale na pewno rzadziej. Do zobaczenia kochani!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro