Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pomocy...

Keith

Często zastanawiam się nad sensem swojego istnienia. Po co się urodziłem, skoro zostałem sierotą? Po co poszedłem szukać szczęścia, skoro już wcześniej upadałem? Po co codziennie patrze w lustro, skoro zawsze widzę to samo, żałosne odbicie. Westchnąłem cicho przejeżdżając delikatnie palcami po szkle hełmu, wpatrując uważnie w każdy szczegół mojej twarzy na niej naniesionej. Smutno uśmiechnąłem się na wspomnienie dostania czerwonego przedmiotu w ręcę. Momentu gdy stałem się Czerwonym Palladynem. Przełknąłem śline i podniosłem głowę patrząc przez okno na miliony maleńkich obiektów. Wpatrując się coraz to intensywniej zobaczyłem kształty, przypominające rzeczy o których tak marze. Dom, rodzice, ciepło... chciałbym być kochany. Niestety, rzadno z pragnien się niespełni. Jestem tylko żołnierzem, który w każdej chwili może stracić życie i już nigdy się nieobudzić. Zapomniany, niekochany, niepotrzebny znikne wszystkim z oczu.

Otarłem szybko policzki z słonej cieczy, pociągając kilka razy nosem. Dlaczego nie moge być jak wszyscy? Mieć kogo przytulić, szukać, potrzebować. Wciągnąłem powoli powietrze, starając się dopchnąć je do płuc, przez zapchane zatoki.

Czemu nie moge być inteligentny jak Pidge?

Czemu nie moge być opiekuńczy jak Shiro?

Czemu nie moge być pomocy jak Hunk?

Czemu nie moge być mądry jak Coran?

Czemu nie moge być silny jak Alluura?

Czemu... chwila... czy jest coś, czego mógłbym zazdrościć Lance'owi?

Ma wielkie mniemanie o sobie, śmieszną obsesje na punkcie swojego wyglądu, Kubańską, ciemną cere, dzięki czemu zawsze wygląda jak po silnym solarium, morskie oczy, przypominające kraj z którego pochodzi, zadarty nos, brwi wydepilowane jak od szklanki, irytujący wyraz twarzy i co najważniejsze mieszanke cech dla typowego pozera, który przeruchał tyle lasek, a tak naprawde jedyną cipke jaką widział, to swojej mamy gdy go rodziła.

Czemu ja się trudze w opisywaniu tego dzieciaka!? Nie obchodzi mnie on, jak i jego wredny, oraz złośliwy stosunek do mnie. Ciągle tylko mi dokucza, wyzywa, wyśmiewa, jakby łapał dodatkowe punkty do kolejnego poziomu swojej zarozumiałości. Nie wiem, jak reszta może znosić jego monologi, kim to on nie był, bez ani jednego uszczypliwego komentarza. Może i odrobine sam się prosze o wojne, ale cierpliwość należy do moich wad, a raczej jej brak.

Potrząsnąłem głową, chcąc oczyścić swój umysł z kpin szatyna, a kosmyki moich czarnych włosów odkleiły się, od mokrych kości policzkowych. Opuszczkami palców przejechałem po bliźnie na nadgarstku. Moja twarz wykrzywiła się w wyraz zniesmaczenia. Nigdy chyba nie zejdzie ślad silnego uderzenia mojej depresji. A dokładnie rok temu, w moje urodziny. Przeżyłem wtedy wielkie zawiedzenie. Wszyscy świetnie bawil się miesiąc wcześniej na imprezie Hunk'a, a moich zapomnieli. Dzisiaj jest dokładnie ta sama sytuacja. Siedze w tym samym miejscu, robiąc dokładnie to samo. Smutny oparłem się o ściane, wbijając znowu wzrok, tym razem martwy, w gwiazdy i inne ciała niebieskie. Jestem, aż taki okropny, że nikt nie chce poświęcić mi chodź jednego dnia?

Przymknąłem powieki, roniąc tym samym kilka łez. Spływały powoli po mojej jasnej skórze, aż spadły z cichym pluskiem na ziemie.

- Czemu nikt mnie nie kocha? - powtarzałem cicho, łkając, z wtuloną twarzą w kolana.

Coraz więcej kropelek uciekało z moich ciemnych oczu, a moja twarz przypominała kilka strumyków, ułożonych blisko i gęsto obok siebie. Płakałem, jak co roku, od kiedy się urodziłem tylko w ten jeden dzień, bo uświadamiałem sobie ciągle jedną i tą samą rzecz.

Jestem sam, otoczony innymi ludźmi, ale nadal sam.

Moja wykończona psychika zawsze upada, gdy przypomne sobie, że nikt nigdy niepowiedział w moim kierunku głupiego...

,,Kocham Cię".

Jestem skrajnie wyczerpany. Mimo, że dzisiaj nie było treningu, moje ciało trzęsie się ze zmęczenia. Opuchnięte oczy ledwo co odbierają bodźce, kostki coraz bardziej bledną, gdy umacniam uścisk na swoich ramionach, oszukując swoją skóre, że to nie ja sam się desperacko otulam. Mój nos całkiem się zapchał, przez co jestem zmuszony otworzyć otworzyć mokre od łez usta. Nogi przycisnąłem bliżej ciała, chcąc zamienić się w całkowitą kuleczke. Schowałem głowę, bliżej klatki piersiowej, zamykając na świat zewnętrzny, a otwierając na wymiar cierpienia.

Trwałem tak kilka godzin, a może minut, gdy ktoś mnie zaczął szturchać desperacko.

- Keith? Keith?! Błagam odpowiedz! - usłyszałem zmartwiony głosy, gdy łagodne miotanie nasiliło się.

Uniosłem głowę, otwierając oczy, aby zaraz je przymknąć, za sprawą jasnego światła. Ktoś nade mną stał. Potrząsał osłabionym ciałem, próbując przywołać do egzystecji również duchowej. Po chwili dopiero wstrząsów zacząłem odbierać bodźce, widzieć kształty, oraz kolory i rozpoznawać głosy. Przez moją głowę przepłynęła fala myśli, gdy zidentyfikowałem osobę, próbującą mnie obudzić z transu bólu i rozpaczy.

Lance... co on tu robi?

- Lance? - wymamrotałem, chcąc odzyskać czucie w twarzy.

- Nareszcie jakaś reakcja!!! - złapał zręcznie, ale delikatnie podbródek w swoją dłoń, nakierowując nasze oczy na siebie - już nie płacz. Spokojnie... nic się nie dzieje.

Mówił do mnie jak do dziecka, w akcie silnej paniki. Jego oczy zaszkliły się, najwyraźniej widząc mój agonalny stan. Przejechał delikatnie palcami po moim czole, zgarniając posklejane włosy z moich oczu. Był przerażony. Wnioskuje to, po jego roztrzęsionej dłoni. Teraz, gdy jestem słaby, on wogóle mnie nie atakuje. A nawet zaczął coś w rodzaju chrony. To dziwne. Nie znam go takiego.

- Jesteś takim idiotą - przytulił mnie szczelnie do siebie.

Przeżyłem szok, czując uścisk, który nie był mój. Przyjemny dreszcz przeszedł po moich plecach, a ja bezwładnie ułozyłem się na ciele Niebieskiego Palladyna.

- Dlaczego ty cholernie głupi dupku chciałeś się zabić? - załkał zrozpaczony, spoglądając na mój zabandarzowany nadgarstek.

Chciałem popełnić samobójstwo, nie chcąc go. Znaczy moja psychika była za, a ja nie. Z tego z widze przegrałem i podjeła decyzje za mnie, przejmując kontrole nad ciałem. W chwili gdy wszystko traciło ostrość, ja już dawno krwawiłem. Spojrzałem na krwawą droge od okna do ściany i wielką plame czerwonej cieczy. Ja to zrobiłem? Kiedy i czym się pociąłem? Zaczynam się sam siebie bać.

- Dupek... nierób tego nigdy więcej pajacu - złapał moją dłoń i ucałował koniszek palca wskazującego - już ja zadbam, żebyś niczego więcej takiego nieodwalił.

- Lance... - zacząłem zachrypiałem głosem, ale szatyn zamknął mi usta dłonią.

- Potem powiesz, a teraz powinieneś dostać porządne lanie, więc się zamknij. I tak już cały się trzesę. Ty wiesz jak ja się o ciebie bałem!? Znikasz nagle ze swojej imprezy urodzinowej mowiąc, że idziesz do łazienki, a potem na półgodziny sobie znikasz!!! Jesteś cholernie nieodpowiedzialny, głupi... - mówił bardzo szybko, masjąc nerwowo moją dłoń.

- Jestem chory... - wykaszlałem powoli, opierając głowę o jego ramie.

- Co?! - prawie że krzyknął zaskoczony, a ja skrzywiłem lekko.

- Jestem chory - powtórzyłem słabo - słysze głosy, boje się, czuje sie sam, nie panuje nad ciałem, bo... jestem chory na jakieś psychiczne gówno.

- D-dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?! - teraz się już niepowstrzymał przed uniesieniem głosu, a z jego oczu wypłynęły pojedyńcze łzy.

- Myślałem, że sobie poradze - chrząknąłem słaby i zamknąłem oczy - ale pierwszy raz moje ciało samo chciało się zabić. Pomóż mi... - uroniłem kilka kropelek słonej cieczy.

- Nie jesteś już z tym sam. Jestem przy tobie kochanie - ucałował czubek mojej głowy, przyciskając ostrożnie do siebie i podnosząc z ziemi.

- Dziękuje - wyszeptałem sennie, słuchając bicia serca mojego kochanka.

- Kocham cię - powiedział wprost do mojego ucha, zanim zasnąłem ukołysany przez równomierne kroki wyższego chłopaka.

Czułem się potrzebny, kochany i przytulony. I nawet moja chora psychika niebyła wstanie tego zagłuszyć. Gdyby tak się dało, mógłbym się leczyć Lance'm. Jego cudownym głosem, nieziemskim, cytrusowym zapachem, ciepłym i zadbanym ciałem, pysznymi ustami, rozgrzewającym spojrzeniem, dobrym sercem tylko dla mnie, silnymi ramionami, które kochają mnie tulić.

Chciałbym być poprostu zdrowy i mój chłopak napewno mi w tym pomoże. Pokonam chorobę i już zawsze będę słyszał szczere...

,,Kocham Cię"...

Od niedawna zaczęłam się interesować serią Voltron Legendary Defender. Serial trafił do mojego serduszka przez dwa największe oszołomy w galaktyce, czyli Lance'a i Keitha. Są tak słodcy przez swoją nienawiść, że mój cukrometr wybuchł i sprawił, że napisałam 1200 słów w około trzy godziny :') Chwalić Klance Bruiseshippingo podobne :'''). Wybaczcie ci, którzy mnie nie znają za zmordowanie Keitha... ja uwielbiam pisać smutki i tortury psychiczne. Taki styl wypracowałam :'). Licze na ocenę i komentarz jak bardzo mnie nienawidzicie za chorobę psychiczną ;3. Przepraszam za błędy, potem poprawie. Papapatki :* ~Fucia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro