Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|66| Taele (Taeyong x Chenle) (NCT)

Szedłem ciemną ulicą, z kapturem na głowie i rękami w kieszeniach. Było już bardzo późno, ale mnie to nie obchodziło. Dorosłość oznacza wolność, mogę sobie robić co chcę. Wyjąłem z tylnej kieszeni spodni paczkę papierosów, wyjąłem jednego i zapaliłem. Wciągnąłem trochę dymu i odetchnąłem. Dlaczego palenie, gdy jest się niepełnoletnim jest zabronione? Pewnie dorośli nie chcą, by zabierano im takie przyjemności. Ale teraz sam do nich należę, więc jestem zadowolony. W dzieciństwie matka mi wszystkiego zabraniała i cały czas pilnowała. W swoje osiemnaste urodziny uciekłem i zamieszkałem z przyjacielem. Papierosy, alkohol i seks to najlepsze rzeczy, jakie odkrył człowiek. Wypuściłem dużą chmurę dymu, gdy usłyszałem czyjeś krzyki. Jeden należał do mężczyzny, a drugi do chłopca. Zajrzałem w ślepy zaułek, skąd dobiegały odgłosy szarpaniny i ujrzałem w nikłym świetle latarni napakowanego faceta, który przytrzymywał z tyłu ręce chłopca, w wieku jakoś siedemnastu, osiemnastu lat*, który próbował się uwolnić. Starszy zasłonił mu usta i jadowicie wysyczał:

- Zobaczymy, czy będziesz tak krzyczeć, jak będę cię pieprzył.

Normalnie bym poszedł sobie dalej, niech sobie sam radzi, takie jest życie, ale poczułem w środku ukłucie. Nie panując nad ruchami podbiegłem do nich i uderzyłem napastnika z pięści w skroń. Mężczyzna puścił młodego, który upadł ciężko dysząc, a tamten ryknął wściekle.

- Chcesz mi go zabrać? Chcesz się zabawić z nim sam? On jest mój, ja go złapałem! -krzyknął i rzucił się z pięściami na mnie.

Obroniłem się przed kilkoma ciosami, ale raz trafił mnie w szczękę. Poczułem metaliczny smak w ustach, co mnie jeszcze bardziej rozjuszyło. Kopnąłem go w krocze, przywaliłem w brzuch i dobiłem, popychając go na ścianę tak, że porządnie uderzył w nią tyłem głowy, tracąc przytomność. Ciężko oddychając, dotknąłem swoich warg i szczęki. Tylko rozcięta skóra. Przypomniałem sobie, że ktoś był jeszcze tutaj, więc odwróciłem się w stronę chłopaka. Skulił się przerażony pod ścianą po przeciwległej stronie. Miał srebrne włosy i delikatne rysy twarzy. Był bardzo chudy, jakby bardzo rzadko jadł. Na sobie miał skórzaną czarną kurtkę, czerwony T-shirt i czarne rurki, a na nogach czarne trampki, brudne i poszarpane. Dziecko ulicy. Tylko czemu taki słaby? Obojętnie się odwróciłem i skierowałem w stronę wyjścia z zaułka.

- D-dziękuje - usłyszałem za sobą cichy głosik. Zatrzymałem się, ale nie spojrzałem na niego.

- Miałeś szczęście, szczeniaku. Ale następnym razem może ci już nie sprzyjać.

Zrobiłem kilka kroków, gdy usłyszałem, że za mną idzie.

- Jak ci na imię? - spytał. Zacisnąłem pięści. Nie po to go ratowałem, by się mnie teraz uczepił.

- Są rzeczy, których nie powinieneś wiedzieć.

- A to powinienem. W końcu mnie uratowałeś. -zrównał ze mną kroku i spojrzał na mnie, obdarzając mnie uśmiechem. Ładny miał uśmiech. Był mniej więcej mojego wzrostu, ale wyglądał dalej dziecinnie.

- Taeyong -westchnąłem, rzucając swoje imię, by się odczepił.

- Ja jestem Chenle. Miło mi cię poznać.

Coraz bardziej mnie denerwowała jego serdeczność. Nie powinien być przerażony? Trząść się ze strachu? Przed chwilą obcy mężczyzna chciał go brutalnie zgwałcić.

- Wracaj do domu. Mama na pewno się martwi.

Wtedy uśmiech zszedł mu z twarzy. Zastąpił go smutek, w oczach ujrzałem łzy, odbijające światło ulicznych lamp. Nie obchodziło mnie, co się stało, chciałem już wrócić do domu i iść do klubu. Przyspieszyłem kroku, by się od niego oddalić.

- Ja nie mam mamy. I nie mam domu. -wyszeptał.

Starałem się wyglądać na niewzruszonego, chociaż w głębi duszy mnie to dotknęło. Aish, dlaczego moja dziecięca wrażliwość pozostała? Nie jestem już tym małym słodkim Taeyongiem.

- To wracaj, gdzie chcesz, ale odczep się ode mnie. -warknąłem. Już miałem przyspieszyć, gdy poczułem ucisk na nadgarstku.

- Proszę, nie zostawiaj mnie. Nie bądź kolejną osobą, która mnie rani. -powiedział, pociągając nosem. Na jego policzkach widniały mokre ślady. Nie wiedziałem co robić. Żal mi go było, chociaż nie chciałem tego czuć. Przyszło mi do głowy jedno. Nigdy nie próbowałem stosunku z dzieckiem. Byłoby to nowe doświadczenie, a smarkacz i tak nie ma nikogo. Uśmiechnąłem się demonicznie, skrywając twarz w cieniu kaptura.

- No dobrze, chodź ze mną.

Dzieciak się nauczy, że nie należy ufać obcym, a ja się trochę z nim zabawię, dla własnej przyjemności. W głębi duszy zacierałem ręce, już chciałem go wypróbować. Gdyby tak skosztować jego małych usteczek? Nie, to ma być bez czułości. Ma być brutalnie i przyjemnie. Dla mnie oczywiście. Ciekawe jak bardzo jest ciasny? Już mocno napalony dotarłem do drzwi mieszkania mojego przyjaciela, Yuty. Ten pewnie już na imprezie, bo w środku nikogo nie było. Zaprosiłem młodego do środka i zamknąłem drzwi na klucz. Dziś zrezygnuję z klubu. Taka okazja się może nie powtórzyć. Chenle usiadł na kanapie i zaczął się rozglądać po pokoju. Wykorzystałem to i poszedłem po potrzebne rzeczy: lina, pas i wibrator. Schowałem wszystko za plecami i podszedłem do kanapy. Lecz chłopak już zdążył usnąć. Świetnie, będzie mi łatwiej. Jednak coś mnie powstrzymywało. Śpiący wyglądał jeszcze bardziej bezbronnie, delikatnie, pięknie. Odłożyłem wszystkie narzędzia, wziąłem koc i go nim przykryłem. Chwilę się wzbraniałem, ale cmoknąłem go delikatnie w czoło i poszedłem do pokoju, sprzątając przyniesione rzeczy.

***

Obudziły mnie promienie słońca, natarczywie próbujące mnie oślepić oraz ciepło po mojej prawej stronie. Otworzyłem oczy, starając się przyzwyczaić do jasności i ujrzałem Chenle, śpiącego obok mnie, wtulonego w mój tors. Nie miał na sobie kurtki, a jego koszulka się lekko podwinęła, ukazując mlecznobiały brzuch. Zagryzłem wargi, ale się szybko otrząsnąłem. Nie zrobię mu tego. Zbyt wiele pewnie przeszedł w życiu, czemu miałbym je jeszcze bardziej niszczyć? Spojrzałem na łóżko Yuty. Ten spał jak zabity. Raczej szybko się nie obudzi i pewnie potem będzie długo leżał z powodu kaca. Ostrożnie odsunąłem chłopaka od siebie i wstałem. Musiałem zapalić. Wyszedłem na balkon i po chwili moje płuca wypełnił duszący, ale przyjemny dym. Co mam z nim zrobić? Nie ma rodziców, nie ma domu. Albo mieszka na ulicy, albo uciekł z domu dziecka. Mam go oddać policji? Nie chcę mieć bachora na głowie, jednak miałem poczucie, że nie powinienem tego robić.

- Już wstałeś, hyung? - usłyszałem za plecami. Hyung? Znamy się dopiero dziesięć godzin. Wypuściłem chmurę dymu i spojrzałem na niego kątem oka. Był taki piękny i pociągający. Może jak minie mi zwątpienie, to go wykorzystam? Zgniotłem niedopałek, zrzuciłem go i wszedłem do środka, nie racząc go wzrokiem. Im więcej na niego patrzę, tym bardziej jest mi go szkoda. A potem mogę żałować, że nie wykorzystałem okazji. Poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Pustka. Trzeba będzie podwędzić w autobusie jakieś pieniądze.

- Głodny jestem.

Westchnąłem. Jego też trzeba nakarmić.

- Chodź, pojedziemy do miasta. - powiedziałem i wziąłem klucze.


- A on? - młody wskazał na zamknięte drzwi sypialni.

- On szybko nie wstanie.

***

Już najedzony przyglądałem się, jak młody chłopak zajada swoje pudełko z chińskim żarciem. Musiał długo nie jeść, albo dawno nie jadł nic porządnego i sycącego. W autobusie był wyjątkowy tłum, więc wyciągnięcie dużej sumy pieniędzy było bułką z masłem. Starczy jeszcze na jedzenie na 3 dni, żeby sobie pozwolić jeszcze na papierosy, alkohol i dziwki.

- Dziękuję, było pyszne! - Chenle oblizał wargi z resztki sosu. Kultura została. Trzeba będzie wracać i zanieść jedzenie Japończykowi, razem z wodą i tabletkami przeciwbólowymi. Pewnie już się obudził i umiera. Wyrzuciłem pudełko i poszedłem w stronę przystanku. Wiedziałem, że malec będzie szedł za mną. Przez całą drogę zadawał mi różne pytania o mnie, a ja go ignorowałem, albo zbywałem krótkimi odpowiedziami, ale on się nie poddawał.

- Dlaczego mnie wtedy uratowałeś? - spytał niespodziewanie. Spojrzałem tylko obojętnym wzrokiem i wzruszyłem ramionami.

- Bo tak mi się zachciało.

Nie odzywał się już do końca podróży.

***

Minęło kilka dni od uratowania Chenle. Yuta się na początku zdenerwował, że ma wydawać na niego część pieniędzy przeznaczonych na wódkę. Ale potem się przyzwyczaił. Młody był bardzo ciekawy wszystkiego, co mnie coraz bardziej denerwowało. W końcu nie wytrzymałem.

- Możesz się wreszcie zamknąć?! - krzyknąłem, pobudzany jeszcze procentami we krwi. Uniosłem rękę i wymierzyłem w jego twarz. Przerażony zamknął oczy, przygotowany na ból. Lecz wtedy coś mnie zatrzymało. Zamiast go uderzyć, złapałem jego twarz w dłonie i złączyłem nasze usta. To był impuls. Jego wargi były miękkie i smakowały słodkimi bułeczkami, które mama mi dawała w dzieciństwie do szkoły. W końcu zrozumiałem swoje zachowanie. Chciałem ukryć swoje uczucie. Zakochałem się w nim. Zakochałem się w o 6 lat młodszym chłopaku, którego chciałem zgwałcić. On nie oddał pieszczoty, był w takim samym stanie, jak na początku pocałunku. Poruszyłen wargami i go przyciągnąłem do siebie. Wtedy mnie objął i próbował powtórzyć to co ja z ustami. Popchnąłem go na łóżko i usiadłem na nim okrakiem. Nie chciałem go wykorzystać. Już nie. Chciałem wprowadzić w to trochę namiętności, jak to miałem w zwyczaju. Odsunąłem się od niego i spojrzałem mu w oczy. On patrzył na mnie z niedowierzaniem i dotknął swojej wargi.

- D-dlaczego? - wyjąkał, ciężko dysząc. Na jego policzkach wykwitły urocze rumieńce.

- Bo chyba jesteś dla mnie ważny. - cmoknąłem go w nos i przytuliłem. - Bardzo ważny.

*wg systemu koreańskiego, zachodni system: 16/17 lat

Dla respyoonbe
Początek uważam, że wyszedł, ale potem zjebałam wiem

Ale mi najebałyście zamówień XDDD ale ja nie dam rady?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro