|58| Woojin (Stray Kids)
'ᴢᴀᴄᴢęłᴏ ꜱɪę ᴏᴅ ɴᴏżʏᴄᴢᴇᴋ, ꜱᴋᴏńᴄᴢʏłᴏ ɴᴀ żʏʟᴇᴛᴄᴇ'
Mały Woojin spojrzał przez dziurkę od klucza wgłąb łazienki, gdzie przebywał jego starszy brat i coś robił. Ciemne oczy chłopca obserwowały, jak ciemnowłosy bierze przedmiot odbijający błyski światła i przesuwa nim po skórze na przedramieniu. W miejscu zetknięcia narzędzia z ciałem pojawiła się czerwień, coś skapnęło na ziemię. Chłopczyk nie rozumiał, co się dzieje, Youjin był jego wzorem do naśladowania, myślał, że wszystko co robi, jest dobre. Nie widział jednak łez płynących z oczu starszego. Przedmiot, którym posługiwał się jego brat wyglądał na ostry. Mały Kim postanowił zrobić to samo, w końcu jego brat też tak robi? Pobiegł do swojego pokoju, ale jedyne co znalazł to szkolne nożyczki. Przejechał nimi po swojej białej skórze, lecz została na niej tylko zaczerwieniona kreska. Za słabo? Powtórzył czynność, tym razem mocniej dociskając przybór. Spod ostrza wypłynęła szkarłatna ciecz, skóra zaczęła szczypać. Przerażony upuścił nożyczki, rozumiejąc, że to jego własna krew. Ale poczuł też podekscytowanie. Jest taki jak jego brat. Poszedł do pokoju Youjina z podwiniętym rękawem i czerwonymi śladami na ręce.
- Patrz, hyung! - zawołał radośnie pokazał mu, co zrobił. Oczy jego brata wyszły z orbit z przerażenia. Pięciolatek nic nie rozumiał. Przecież on sam tak robił! Youjin wziął chusteczkę, złapał jego rękę i wytarł krew. Przykleił kilka plastrów, które później jeszcze zakrył bandażem, aby nie było widać powstałej rany. Kucnął przed swoim młodszym bratem i spojrzał w jego czarne oczy.
- Nie pokazuj tego rodzicom, jeśli zauważą, to powiedz, że zahaczyłeś o płot w ogrodzie, ja to potwierdzę. Nie mów nikomu co widziałeś w łazience. I nigdy więcej tego nie rób.
W główce chłopca kłębiło się wiele myśli i pytań. Czemu ma nikomu nie mówić? Czemu on to zrobił, a jemu zabronił? I co to miało na celu? Chciał je wszystkie zadać, ale wzrok jego brata mówił, że koniec tematu. Zrezygnowany Woojin zgodził się i wrócił do swojego pokoju. Usiadł przy biurku, poczym spojrzał na nożyczki. Na ostrzu widniała już skrzepnięta krew. Zrobił nimi coś złego. Bez wahania wyrzucił je do kosza. W jego piersi rósł niepokój. Co się dzieje z jego bratem?
'sᴛʀᴀᴄɪł ɴᴀᴊᴡᴀżɴɪᴇᴊsᴢą ᴡ żʏᴄɪᴜ ᴏsᴏʙę'
Kilka dni później domownicy jedli kolację wspólnie. Wszyscy mieli dobry humor, poza Youjinem, który grzebał pałeczkami w swoim makaronie.
- Dlaczego nie jesz? - spytała mama rodzeństwa, nabierając kolejne nitki klusek w swoje pałeczki.
- Nie mam apetytu. - odpowiedział, nie odrywając wzroku od słojów na drewnie. Rodzice nie przejęli się tym bardzo, tylko Woojin patrzył z niepokojem na brata. Gdy jadł, przypadkiem zamoczył rękaw koszulki w sosie. Kobieta westchnęła i sięgnęła do rąk swojego młodszego syna, by mu podwinąć rękawy. Spod materiału wyłonił się biały bandaż. Dorośli spojrzeli zdziwieni na to, a potem na drugiego syna.
- Co się stało? - spytał surowo ojciec. Rodzice wcześniej tego nie zauważyli, bo przez ich pracę całe dnie Woojinem się zajmował jego brat.
- Zadrapałem się o płot. - pisnął chłopiec, czując, że jego bratu się oberwie, a tego nie chciał.
- A czemu nam nic nie powiedziałeś? - tym razem spytała matka.
- Bo my was nie interesujemy, tylko praca. - burknął Youjin i wstał, odchodząc od stołu. Rodzice spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wrócili do posiłku.
- Potem z nim porozmawiam. - powiedziała mama. Woojin się bał. Przecież to nie wina jego brata! Kilka razy próbował im to wytłumaczyć, ciągle zarzekał się, że naprawdę zahaczył o płot, wymyślając jak najbardziej wiarygodną historię, jednak rodzice go zbywali. Po skończonej kolacji tata zaproponował synowi oglądanie wspólnie bajek. Mama poszła na górę pod pretekstem wzięcia relaksującego prysznica. Jednak chłopczyk nie potrafił się skupić na kolorowych obrazkach, przeskakujących na ekranie. Słyszał dochodzące z pokoju brata jego krzyki i matki, ale nie rozumiał, o co się kłócą. Tata dodatkowo podgłośnił dźwięk. Woojin nie był głupi.
- Tato, Youjinowi nic nie będzie? To naprawdę nie jego wina. - powiedział, patrząc załzawionymi oczami na ojca. On się lekko uśmiechnął i przytulił syna.
- Wiemy, synku. Wszystko będzie dobrze.
'ɴɪᴄ ɴɪᴇ ʙʏłᴏ ᴅᴏʙʀᴢᴇ'
Woojina obudziły krzyki jego matki. Zaspany chłopiec wyszedł z pokoju, ale zanim zdążył przekroczyć próg, ktoś go przytulił. To był tata. Czuł się zagubiony. O co chodzi? Jego rodzic się zachowywał, jakby chciał mu coś zasłonić. Próbował się wyrwać, zobaczyć, co się dzieje. Ujrzał tylko kilku mężczyzn, którzy nieśli coś przykryte materiałem. Z pokoju chłopca zawiał wiatr i odchylił białe płótno. Woojin zastygł. Tam leżał Youjin. Był blady, wręcz siny na twarzy, oczy miał zamknięte. Nie ruszał się. Matka stała koło swojego pierworodnego syna i trzymała chusteczkę, płacząc rzewnymi łzami. On rozumiał. Chciał pobiec za nimi, ostatni raz spojrzeć na niego. Ale nie było mu to dane. Już nigdy nie ujrzy swojego najukochańszego brata.
'ᴄᴢᴜł ᴘᴜsᴛᴋę'
Minęło sporo lat. Woojin już nie był tym samym uroczym chłopcem. Śmierć brata zasiała w nim coś złego, coś co kiełkowało przez wiele dni, miesięcy, lat. Coś niepokojącego i strasznego. Żałoba trwała kilka dni, a potem wszystko wróciło do normy. Przynajmniej dla rodziców. Dla ich już jedynego syna nie. Po czasie zrozumiał, o co w tym wszystkim chodziło. Czuł się winny. To przez niego jego brat popełnił samobójstwo. Znalazł w łazience żyletki i się im przyjrzał. Gdyby nie dziecięca głupota, Youjin by żył. Ostra krawędź naznaczyła czerwony ślad. Skoro to jego wina, powinien odbywać karę. Robił to codziennie, coraz więcej ran i blizn znaczyło jego rękę. Jedna się wyróżniała. Pierwsza, która powstała, gdy był jeszcze pięciolatkiem. Ból z rany łagodził ból duszy. Jednak czy do końca? Równo jedenaście lat po tragedii, gdy Woojin miał 16 lat, podjął decyzję. Był w tym samym wieku, co jego brat w ten dzień. Rodzice tylko chwilowo byli pogrążeni w smutku. Jeśli tylko tyle, to znaczy, że ich nie kochali. Ważna była tylko praca. Nie stracą wiele. A on chciał spotkać swojego brata. Przytulić go, poczuć jego silne ramiona, jak wtedy, gdy pocieszał go, gdy obtarł sobie kolano na placu zabaw. W ten dzień poszedł na tory, które były w pobliżu ich domu. Usiadł na nich i czekał. Za niedługo powinien jechać jakiś pociąg. Po kilkudziesięciu minutach poczuł drżenie metalowych szyn i daleki stukot kół. Chwilę później wyłoniła się ogromna, czarna, przerażająca niczym potwór maszyna, rycząca, chcąc pochłonąć ofiarę. Chłopak nie zwracał uwagi na trąbienie maszynisty. Był coraz bliżej spotkania z bratem. Tylko tego pragnął.
'ᴛᴏ ʙʏł ᴊᴇɢᴏ ᴋᴏɴɪᴇᴄ'
Przepraszam, mam m00d na takie powieści
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro