Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|5| Mark (Got7)

Spakowałam ostatnie spodnie do walizki i padłam na łóżko. Jutro rano lecę z tatą na wakacje do Nowego Jorku na miesiąc. Bardzo się zdziwiłam, jak powiedział mi, ile tam będziemy. Podobno będziemy spać u jego jakiejś koleżanki ze studiów. Moja mama nas opuściła, jak miałam 5 lat, więc mam nadzieję, że im się jakoś powiedzie. Dziś ukończyłam 2 klasę liceum i zaczęły się wakacje. W przyszłym roku matura. A teraz wracając do wyjazdu. Co ja tam będę robić? Szczerze, nie wiem. Może poznam przystojnego chłopaka? Tak, jako nastolatka myślę tylko o jednym. No cóż, zdarza się. Przebrałam się w piżamę, umyłam i poszłam spać.

***

Patrzyłam leniwym wzrokiem na widoki za oknem. Zauważyłam szereg wielu dosyć podobnych domów. Przed jednym z nich stała ciężarówka z logiem firmy transportowej. Nowy mieszkaniec? Jednak zdziwiłam się, gdy zatrzymaliśmy się przed tym właśnie domem.
-Jesteśmy na miejscu -oznajmił tata i szybko wysiadł z auta. Wyskoczyłam za nim z pojazdu.
-Tato, gdzie mieszka ta twoja koleżanka?
Wskazał na dom, przy którym się właśnie znajdowaliśmy.
-Ma nowego lokatora?
Wtedy wskazał na nas. Nic z tego nie rozumiem. Jednak, gdy spojrzałam na ciężarówkę i zobaczyłam jak wypakowują z niej MOJE biurko, wszystko zrozumiałam.
-Okłamałeś mnie -zwróciłam się do taty, powstrzymując łzy.
-Musiałem, wiedziałem, że się nie zgodzisz...
-Nie będę tu mieszkać! Chcę z powrotem do Londynu!
I uciekłam. Nie znałam okolicy, ale mnie to w tym momencie nie obchodziło. Chciałam się jakoś rozerwać. Klub! Przeszłam kilka kroków w stronę jednego, który był blisko jednak się zatrzymałam, gdy zdałam sobie sprawę, że mnie tam przecież nie wpuszczą. Zrezygnowana usiadłam na kamiennym murku, ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać. Bo tata mnie okłamał, bo nie chcę mieszkać w Ameryce, bo się nie pożegnałam ze znajomymi.
-Coś się stało? -usłyszałam przed sobą. Wytarłam oczy i popatrzyłam w stronę głosu. Przede mną stał niewysoki, blond włosy chłopak o azjatyckich rysach. Uśmiechał się, ale widać było, że się martwi.
-Chyba nie znamy się na tyle, bym mogła się podzielić z tobą moimi problemami?
-Mark Tuan -podał mi rękę jednak widziałam w jego oczach coś jak niepewność.
-Alice Anderson -również podałam mu rękę i się przedstawiłam. Wtedy ta niepewność u niego zniknęła.
-Więc, co się stało?
Westchnęłam i odpowiedziałam wszystko, co mnie spotkało. Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Tylko trzeba to zrobić podstępem.
-Chciałabym uciec i wrócić do Londynu, jednak podróż tam to nie najlepszy pomysł, bo mnie znajdą. -oparłam się rękami na trawie za mną. Czekałam co odpowie.
-Chcesz ze mną polecieć do Korei?
Spojrzałam na niego, niby zdziwiona jego propozycją, jednak mentalnie przybiłam sobie piątkę za sukces.
-Naprawdę? To znaczy, jasne, tylko koszty, muszę jakoś załatwić pieniądze...
-Ja zapłacę za lot.
Nie tego chciałam. Może i podróż samolotem jest droga, ale nie chciałam go obciążać kosztami i źle bym się z tym czuła.
-Ale nie, nie możesz mi tak...
-Kupiłem przypadkiem dwa bilety na samolot, a linie lotnicze nie przyjmują zwrotu, korzystasz?
To jakieś zrządzenie losu? Westchnęłam zrezygnowana, bo wiedziałam, że i tak postawi na swoim.
-Ok, ale kiedyś ci oddam?
-Może... Lot jest jutro rano, leć się pakować, w nocy po ciebie podjadę, by ojciec nie zauważył. Tylko powiedz mi gdzie mieszkasz.
Zaproponowałam mu wspólny spacer do "domu", bo sama nie znałam adresu. Na szczęście nie oddaliłam się za bardzo, a ciężarówka ułatwiła dostanie się do odpowiedniego budynku. Mark sprawdził ulicę, zapisał w telefonie, powiedział, że przyjedzie o 2:00, pożegnał się i poszedł. Weszłam do domu.
Czułam z kuchni piękny zapach jedzenia, jednak nie wiedziałam, co to. Tata siedział w kuchni i rozmawiał z jakąś kobietą.
-Ann, to moja córka, Alice.
Podałam kobiecie rękę. Wydawała się miła. Szkoda, że długo tu nie pomieszkam. Poszłam do swojego pokoju. Koło łóżka stała moja walizka i plecak. Chociaż tyle, że nie muszę się po kryjomu pakować. Powiem tacie, że po podróży jestem zmęczona i nie chce mi się rozpakowywać. Padłam na łóżko i weszłam na konwersacje klasową.

Kluchy

Ej ziomki

Kaktus: no

Bo ja jednak nie pojechałam na wakacje
Przeprowadziłam się do Ameryki

Prezydent: I nic nam nie powiedziałaś?

Sama o tym nie wiedziałam. Myślałam, że to tylko wyjazd na wakacje, a tu się okazało, że przeprowadzka

Kapeć: No ale czekaj, wiedziałaś i tak wcześniej

No właśnie nie, dziś się dowiedziałam na miejscu, ojciec to zrobił podstępem, bo wiedział, że się nie zgodzę
Przepraszam was

Prezydent: Nie masz za co przepraszać, nie twoja wina. Namów ojca byś na kilka dni poleciała do Londynu ;)

Dres: Właśnie <3

Postaram się :D

Chyba nie dam rady tam wrócić. Jest już 20:00, za kilka godzin przyjedzie Mark.
-Alice, kolacja!
Niechętnie zeszłam na dół i usiadłam przy stole. Na blacie stała pieczeń w sosie własnym, purèe i sałata w octcie balsamicznym. Leniwie zaczęłam jeść, bo pomimo dobrego jedzenia, nie byłam głodna. Tata chciał ze mną porozmawiać, jednak wyraźnie mu pokazałam, że nie mam na to ochoty. Po jedzeniu po prostu wróciłam do pokoju. Jeszcze 5 godzin. Co ja będę przez ten czas robić? Jestem bardzo zmęczona i najchętniej bym poszła po prostu spać. Jednak nie mogę zaspać, a włączanie budzika niezbyt wchodzi w grę. Nie mogę ich obudzić. Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Wygrzebałam z torebki moją Mp3, znalazłam dosyć głośną piosenkę na dzwonek i podłączyłam słuchawki. Budzik będzie działał przez słuchawki, więc obudzi tylko mnie, a nie cały dom. Potem wzięłam laptop i włączyłam jakiś film, by zabić 2 godziny.

***

Obudziła mnie piosenka Alan'a Walker'a. Przetarłam oczy i od razu wstałam. Wyszłam po cichu na korytarz, by sprawdzić teren, jednak oni nie śpią, co bardzo mi utrudnia sprawę. Wyjrzałam za okno. Koło domu już stało ciemne auto. Nie widziałam jaka jest wysokość, bo zasłaniał mi dach. Może tak się uda zejść? Sprawdziłam, czy niczego nie zapomniałam, zgasiłam światło, otworzyłam okno i ostrożnie wystawiłam nogę. Zeszłam z bagażem w dół dachu, zostawiłam je tam i wspięłam się z powrotem, by lekko przymknąć okno. Zamknąć się niestety nie dało. Zeszłam znowu w dół dachu i zrzuciłam plecak na trawnik, modląc się by nie było tego bardzo słychać. Na szczęście nikt chyba nie zwrócił na to uwagi. Jednak została walizka i ja. Za Chiny nie wiedziałam jak to zrobić. Wtedy usłyszałam trzask drzwi auta i zbliżającą się blond czuprynę. Mark przeskoczył płot i cicho kazał mi podać walizkę. Potem uniósł ręce w moją stronę. Troszkę się cykałam ze skokiem, bo bałam się, że mnie nie złapie. Ale udało mu się. Gdy byłam w jego ramionach czułam bezpieczeństwo? Spokój? Jednak szybko mnie odstawił na ziemię, wziął moją walizkę i poszedł w stronę auta. Ja szybko złapałam plecak i pobiegłam za nim. Wsiadłam do auta i odetchnęłam z ulgą.
-Dlaczego nie mogłaś wyjść drzwiami? -chwilę ciszy przerwał Mark.
-Ojciec siedział na dole, nie miałabym szans przemknąć. I dzięki za pomoc.
-Nie ma sprawy.
Przez całą drogę do jego domu patrzyłam tępo w ulicę przede mną. Byłam strasznie zmęczona, a nie chciałam tutaj usypiać. Jednak zmęczenie wzięło górę i usnęłam.

***

Obudziły mnie promienie słońca. Rozejrzałam się i zauważyłam, że jestem w jakimś pokoju. Przecież jak zasnęłam, to jechałam autem. Pewnie Mark mnie wyniósł z auta, a ja tak mocno spałam, że się nie obudziłam. Wstałam z łóżka i zaczęłam szukać salonu albo kuchni. Jednak gdy zobaczyłam w salonie jakąś kobietę, się cofnęłam i wpadłam na Mark'a. Szybko odskoczyłam wystraszona.
-Aż tak jestem straszny? -zaśmiał się -Chodź, poznasz moją mamę.
Lekko speszona weszłam za Mark'iem do salonu. Kobieta miała wschodnie rysy, tak jak Mark. Coś tam wiedziałam na temat Azji, więc niezbyt wiedziałam, czy się jej ukłonić czy po prostu powiedzieć dzień dobry. Zdecydowałam się na to drugie, głupio mi było się kłaniać.
-Zrobiłam wam kanapki na teraz i na podróż, usiądźcie przy stole.
-Mamo, my musimy już iść, bo inaczej się spóźnimy.
-To macie chociaż bento na drogę. -kobieta podała nam dwie dość duże śniadaniówki z uroczymi nadrukami. Podziękowałam i poszłam do pokoju po telefon, który tam zostawiłam, bo Mark się już kazał zbierać.
Pożegnałam się z kobietą, wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Chwilę później wsiadł Mark, odpalił auto i pojechaliśmy. Pomimo włączonej muzyki, odczuwałam nieprzyjemną ciszę. Nikt nie zaczynał rozmowy, a ja już się zaczynałam nudzić.
-Właściwie to po co lecisz do Korei? -spytałam, przerywając milczenie.
-To mój drugi dom.
Wyglądał na spiętego. Dlaczego? Nie chciałam go jeszcze dobijać, więc o to nie pytałam. Dojechaliśmy na lotnisko.
-Skoro mieszkasz w Korei, to gdzie teraz zostawisz auto?
-Mam swój garaż.
Kim on jest, że ma tyle pieniędzy? Wygląda na bardzo młodego. Może niewiele starszy ode mnie. Co można osiągnąć w tak młodym wieku? W sumie w dzisiejszych czasach wszystko można osiągnąć, nawet w młodym wieku.
-Za 2 godziny mamy lot, chodź na odprawę.
Poszłam za nim, ciągnąc swój bagaż. Ciekawe, czy ojciec już zauważył? Może jeszcze śpi, niczego nie świadomy? Z resztą, co mnie to teraz obchodzi? Mam właśnie lecieć do Korei z naprawdę przystojnym chłopakiem. Czekaj, Alice. Co ty pierdolisz?

Dałam na taśmę moją walizkę, pani za stanowiskiem sprawdziła dwie kartki i nasze paszporty i oddała je Mark'owi, życząc nam miłej podróży. Gdy szliśmy do bramek, ciągle się gapiłam na jego profil. On jest serio mega przystojny. On to zauważył i znów było widać strach w jego oczach. Sama też się wystraszyłam, przyłapał mnie. Jednak jego strach się szybko ulotnił, a on uśmiechnął.
-Mam coś na twarzy? -zaśmiał się. Zrobiłam się czerwona i nic nie odpowiedziałam. Dałam plecak i łańcuszek na taśmę, a sama przeszłam przez bramkę.
-Coś się stało? -spytał z troską w głosie.
-Nie, wszystko w porządku. -odpowiedziałam.
-A wygląda, jakby nie było. -powiedział i mnie przytulił. -Możesz mi powiedzieć, ale nie zmuszam.
Teraz na pewno nie jest w porządku, bo przytula mnie chłopak, w którym się zauroczyłam. Miałam ochotę mu to powiedzieć, ale ugryzłam się w język. Co by sobie o mnie pomyślał? Wyśmiał by mnie? Odsunął się ode mnie, coś wyjął ze swojego plecaka i mi podał.
-Lepiej ją załóż teraz. -powiedział, a sam założył to coś, czym się okazała czarna maska, podobna do tych chirurgicznych. Założyłam ją, chociaż nie wiedziałam, po co. Po godzinie czekania na samolot właściwie w milczeniu, weszliśmy do środka i usiedliśmy na swoich miejscach. Nie był to duży samolot, przynajmniej jak te standardowe, ale też jakiś mały nie był. Siedzenia były podwójne, czyli siedziałam tylko z Mark'iem. Z jednej strony mi się to podobało, a z drugiej nie. Westchnęłam i chciałam ściągnąć maskę, jednak czyjaś ręka mi na to nie pozwoliła.
-Poczekaj na odlot.
Czemu to jest takie ważne? Jest jakimś piosenkarzem, aktorem? A może przestępcą? W co ja się wpakowałam. To by było logiczne. Chce mnie porwać do Korei, boi się, że go rozpoznam, może było o nim w telewizji, a ja nie oglądałam? Próbuje zdobyć moje zaufanie bym nic nie podejrzewała. Kto by zwrócił uwagę na płaczącą dziewczynę na ulicy? Kto by się poświęcał, jadąc po mnie w nocy? I wydając pieniądze na samolot? Raczej to co mówił nie było prawdą. Ten uśmiech, gdy się na niego patrzyłam... Spojrzałam na niego kątem oka. Zapinał pasy.
-Nie patrz się, tylko zapinaj swoje, zaraz lecimy.
Znowu mnie przyłapał. Zapięłam swoje pasy. Szczerze? Bałam się i żałowałam pójścia na jego układ. Owszem, byłam wkurzona na ojca, jednak wolałabym teraz być w domu, choćby nie był mój, tylko tej jego Ann.
-Możesz już ją zdjąć. -powiedział i zdjął swoją maskę. Był nieziemsko przystojny. Jednak co się kryje pod taką twarzą? On się schylił i wyjął jakiś pakunek z torby.
-Chcesz? -spytał się, wyciągając w moją stronę pocky.
-Nie, dziękuję.
Wiedziałam, że przesadzam z takim osądzaniem, ale mój umysł teraz był ostrożny i kazał nie brać nic od niego. Wzięło mnie na spanie. Znowu. Nie chciałam spać, więc się opierałam.
-Na miejscu pojedziemy do mojego mieszkania, pewnie będziesz zmęczona, więc ja pojadę do dormu, a rano zapoznam cię z chłopakami.
-Czekaj, ty mnie zostawisz samą?
Głupia. To chyba dobrze. Albo nie. Zamknie mnie w mieszkaniu. Przyjdzie z chłopakami. Co oni chcą zrobić?
-A chcesz bym został? -uniósł jedną brew.
-Nie! To znaczy, nie trzeba...

***

Obudziło mnie szturchanie.
-Lądujemy, mała.
Głowę opierałam na jego ramieniu. Serio? Otępiała podniosłam się lekko i schowałam słuchawki do plecaka.
-Słodko wyglądałaś, jak spałaś. -powiedział mi, gdy szliśmy w stronę taśm z walizkami i się uśmiechnął. Nie ma wątpliwości, pedofil. Jednak ile on może mieć lat? 17? 18? Już w takim wieku? A z resztą, to dzisiejsze czasy, tego nie zrozumiesz. Myślałam nad ucieczką, jednak nie znam Seulu i się na pewno zgubię, a to mi nie pomoże.
-Zapraszam serdecznie. -otworzył przede mną drzwi do czerwonej Toyoty. Niepewnie na niego spojrzałam, ale wsiadłam. Niby może być zboczeńcem, ale z drugiej strony nie umiem się mu oprzeć. Czemu miłość jest ślepa. Alice, zamknij się, nic ci jeszcze nie zrobił. No właśnie, nie zrobił.
-Opowiesz o sobie coś więcej? Bo wiesz, zapłaciłem za lot kogoś, kogo praktycznie nie znam. -zaśmiał się. No i co teraz? Nawet jakbym nie miała takich podejrzeń, to nie wiedziałabym co mu powiedzieć.
-No w sumie nie wiem co ci powiedzieć...
-Ile masz lat, masz jakieś zainteresowania, hobby?
-Mam 19 lat, uwielbiam śpiewać i tańczyć.
W jego oczach zauważyłam radosne iskierki. Mam się bać?
-A ty?
-Dojechaliśmy. Pogadamy jutro, muszę lecieć do chłopaków, bo mamy dużo roboty. -mrugnął do mnie, podał mi klucz i wziął moją walizkę.
-Mam nadzieję, że ci się tu spodoba. Tutaj masz jedzenie, bo w lodówce nic nie ma. Z resztą chyba sobie poradzisz? Jakby coś się działo, dzwoń, tu masz numer. Do jutra, mała. -powiedział i wyszedł z mieszkania. Od razu się rzuciłam na telefon. Jest wifi? Uf, jest. Wyszukiwarka. "Mark Tuan". Muszę wiedzieć jak bardzo jest niebezpieczny. Jednak zamiast wiadomości wyskoczyła mi Wikipedia. Mało telefonu nie upuściłam. "Got7 - wielonarodowy k-popowy boysband utworzony przez JYP Entertainment w 2014 roku...", a obok na zdjęciu był... Mark! Jezu, Alice, ale z ciebie idiotka! Przecież to oczywiste! Nie słucham k-popu, więc go nie znam, ale przecież po jego zachowaniu było widać, że nie chce zostać rozpoznany przez fanki! Aleś ty głupia. Zaczęłam szukać więcej informacji o nim i Got7. Zadebiutowali w tym roku. Przesłuchałam ich debiutancką piosenkę i mnie wciągnęła. Spojrzałam na jego zdjęcie.
-Pewnie niejedna fanka by dała wszystko, by być na moim miejscu. -westchnęłam i padłam na łóżko. Może i mam jednak szczęście? Nie, na pewno mam szczęście.

***

-Więc chłopaki, to jest Alice.
Ukłoniłam się, jak to chyba trzeba zrobić.
-Annyeong! -odpowiedzieli i także się ukłonili. Nie wiedziałam za bardzo który to który. Wiedziałam tylko, który to Jackson, Jaebum i oczywiście Mark.
-To jest Jackson, Yugyeom, Jaebum, BamBam, Youngjae i Jinyoung. Jackson jest z Chin, a BamBam z Tajlandii, reszta to Koreańczycy. Mam nadzieję, że się dogadacie. -powiedział i objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego krzywo, ale nic nie zrobiłam.
-Podobno śpiewasz i tańczysz. Zechciałabyś pokazać nam swoje umiejętności? -spytał Jaebum, lider z tego co wiem. Czyli już o mnie powiedział wszystko? Dzięki za zachowanie mojej prywatności, stary. Postanowiłam zaśpiewać "All of me", bo ta piosenka jest piękna. Zaczęłam śpiewać, wszyscy się patrzyli we mnie jak w obrazek. Ok, przyznam, że sama uważam, że mam ładny głos, ale bez przesady. Przy drugim refrenie do śpiewania dołączył Jinyoung.
-And you give me all you, oh. -końcówkę zaśpiewaliśmy na dwa tony. Wszyscy zaczęli klaskać, ja się lekko zarumieniłam, nie lubię występować. Jednak Mark się na mnie dziwnie patrzył. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, naprawdę są świetnymi osobami, ale Mark wydawał się jakby nieobecny. W którymś momencie wstał.
-Ja idę tylko do toalety. -oznajmił i poszedł. Zachowywał się dziwnie.
-Ja pójdę po telefon, zostawiłam w kurtce.
Wyszłam z kuchni i zamiast do przedpokoju poszłam za nim. Głupio mi było chodzić po obcym domu, jak po swoim, ale chciałam wiedzieć, o co chodzi. Skręciłam w pierwsze drzwi i ujrzałam go siedzącego na kanapie i trzymającego w dłoni coś błyszczącego.
-Co taki ponury? Coś się stało? -spytałam, stojąc w progu. Chwilę milczał. Myślałam, że nie chce o tym mówić, więc się odwróciłam i chciałam wyjść, gdy się odezwał.
-Kiedyś byłem na obozie. Było to w Anglii. Razem ze mną była pewna piękna dziewczyna. Bałem się na tym, bo byłem nieśmiały i "inny". Ta dziewczyna jako pierwsza do mnie podeszła. Wtedy zacząłem do niej czuć coś więcej niż zwykłą znajomość. Pod koniec obozu było nam smutno, że się musimy rozstać. Wtedy dała mi ten łańcuszek i obiecała, że zawsze będzie ze mną. Potem się nigdy nie odezwała, nasz kontakt się urwał. Czułem się pusty. Miałem złamane serce. Zostało mi po niej tylko to.
Uniósł łańcuszek i się mu przyglądał. Wtedy zauważyłam, że jest na serduszku Wygrawerowane AA. Alice Anderson. To ja byłam tą dziewczyną! Już pamiętam! Zapomniałam o tym tylko dlatego, że Mark wtedy nie był dla mnie nikim więcej.
-Mark... To naprawdę ty... -rzuciłam się mu na szyję. Objął mnie i ścisnął. -Ja przepraszam, że wtedy cię porzuciłam i zapomniałam... -po moim policzku spłynęła łza. Było mi wstyd.
-Nie szkodzi. Ale jakoś to wynagrodzisz. -kącik jego ust się lekko uniósł, a policzki się zaczerwieniły.
-W jaki sposób?
-Czy zostaniesz moją dziewczyną?
Zatkało mnie trochę. Moje serce szybko biło. Zebrałam się w sobie i powiedziałam:
-Tak!
Wtedy przybliżył swoją twarz i mnie pocałował. Nie opierałam się. Teraz czułam, jak za nim tęskniłam. Ile wspaniałych chwil z nim wtedy przeżyłam. Było mi źle, że zapomniałam. Wplotłam palce w jego włosy i oddałam się całkowicie tej pieszczocie. Zapomniałam, dlaczego tu jestem, że ojciec się pewnie martwi i jest wkurzony. Ale czy bez tego bym się tak zbliżyła do Mark'a? Może później, a może nie w takim stopniu. A może nigdy.

Pobiłam swój rekord. 2879 słów. Pół roku pisałam. I napisałam

MOŻNA SKŁADAĆ ZAMÓWIENIA NA ONE SHOTY HOMO I HETERO, ZWYKŁE I +18 TU LUB NA PRIV

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro