Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Gdy w poniedziałkowy poranek Eryk zszedł do kuchni okazało się, że w domu jest już pusto. Stefania zapewne wybrała się po zakupy, a ojciec pojechał do biura. Eryk nie wiedział czy Sylwia ma stałe godziny pracy, czy codziennie jeździ do hotelu, a może pracuje częściowo z domu, więc nie był pewien czy też już wyszła, czy może wyleguje się teraz w łóżku w sypialni Romana.

Włączył ekspres do kawy i wybrał sobie mocne espresso. W międzyczasie sięgnął do lodówki po owocowe smoothi w dużej, litrowej butelce i wrzucił to do plecaka. Szybko wypił gorącą kawę i wyszedł z domu.

Na podjeździe wciąż stał zaparkowany samochód Sylwii, a ona sama kręciła się przy tylnym kole po stronie kierowcy. Na dachu auta położyła swoją torebkę i szarpała się z czymś, próbując wyciągnąć to z bagażnika. Jak się po chwili okazało, zapasowe koło.

Eryk przeszedł obok, kompletnie ją ignorując. Czekał aż otworzy się brama garażowa, gdy Sylwia go dostrzegła i zawołała. Udawał, że nie słyszy, ale kiedy po trzecim zawołaniu podeszła do niego, to już nie wypadło mu tak po prostu jej zignorować.

– Eryk, wołałam cię – oznajmiła i dotknęła jego ramienia, skłaniając go tym samym, żeby odwrócił się w jej stronę.

– Sorry, nie słyszałem – odparł olewająco, zaszczycając ją jedynie krótkim spojrzeniem.

– Emm... Wiesz, złapałam gumę. Pewnie wczoraj, gdzieś tu blisko domu, bo dzisiaj jeszcze nie wyjeżdżałam, a teraz się okazało, że mam totalnego flaka. I tak się zastanawiam, czy może miałbyś chwilę, żeby pomóc mi zmienić koło? Prawdę mówiąc nigdy tego nie robiłam, więc...

– Sorry, ale spieszę się na zajęcia – przerwał jej. – Nie chciałbym się spóźnić. Na YouTubie na pewno znajdziesz instrukcję jak zmienić koło w aucie. Dasz sobie radę.

– Prawdę mówiąc też się trochę spieszę. – Sylwia niespokojnie przestępowała z nogi na nogę. – Właściwie już jestem spóźniona. A ty jedziesz do Warszawy, tak?

– Tak.

– A może... Może mogłaby zabrać się z tobą? – zapytała niepewnie.

– Niestety, po drodze zgarniam koleżankę, a moje auto jest dwuosobowe.

– Och... No szkoda.

– Zadzwoń sobie po taksówkę czy Ubera – skwitował Eryk, podszedł do auta, bo brama garażowa zdążyła się już dawno otworzyć, po czym usiadł za kierownicą.

Sylwia wciąż stała na wprost, blokując mu wyjazd, ale gdy tylko głośno odpalił silnik cofnęła się spłoszona.

Eryk wyjechał z garażu, a następnie z posesji i odetchnął z ulgą, gdy skręcił na drogę, a Sylwia zniknęła mu z pola widzenia. Historyjkę o zabraniu koleżanki wymyśli na poczekaniu. Tak naprawdę nie zgarniał nikogo po drodze, ale nie chciał spędzać nawet pięciu minut w towarzystwie tej kobiety, a siedzenie z nią pół godziny, albo i dłużej, w samochodzie, byłoby dla niego wyjątkowo niekomfortowe.

Był ciekaw, czy poskarży się Romanowi, że odmówił jej pomocy. Owszem, mógł jej pomóc, pewnie nawet nie spóźniłby się mocno na zajęcia, mógłby nawet odpuścić sobie poranny wykład i odpisać notatki od Zuzy, ale po co miał sobie brudzić ręce dla kolejnej narzeczonej ojca, która pewnie zniknie za pół roku?

Stojąc w korku w Warszawie Eryk cały czas odtwarzał w kółko dzisiejszy poranek. Nie chciał sobie już tym zaprzątać głowy, ale wciąż miał przed oczami błagalne spojrzenie Sylwii. Delikatnym makijażem podkreśliła swoje oczy, które wydawały się mieć odcień ciemnego cyjanu. Policzki miała odrobinę zarumienione od porannego chłodu, a spokojny wiatr poruszał jej długimi, jasnymi włosami, które w pewnym momencie odgarnęła za ucho subtelnym ruchem, niczym onieśmielona dziewczyna.

– Przestań – syknął sam do siebie, starając się przerwać bieg myśli i podgłośnił muzykę w radiu.

Gdy zaparkował na parkingu przy uczelni, dostrzegł Zuzę stojącą przy wejściu do budynku. Ona również dojrzała charakterystyczny, czerwony samochód i pomachała Erykowi.

– Hej – przywitał się i cmoknął ją w policzek.

– Hej. Masz na dzisiaj tę analizę dla Rotkiewicza? – zapytała na dzień dobry.

– Jaką analizę? – zdziwił się, bo nie przypominał sobie, żeby coś było do zrobienia.

– Tak myślałam, że zapomnisz, więc zrobiłam ci kopię na bazie mojej. Różnią się trochę tak, że profesor nie powinien doszukać się podobieństw i małego oszustwa. – Zuza puściła oczko.

– Co ja bym bez ciebie zrobił? – rzucił Eryk i z wdzięcznością wziął od niej zadrukowana kartkę.

Weszli do budynku, bo do rozpoczęcia zajęć zostały trzy minuty.

***

Po skończonych zajęciach wczesnym popołudniem Eryk zabrał Zuzę na obiad do knajpy, potem ze względu na ładna pogodę udali się na spacer po Polu Mokotowskim, a następnie zaproponował, że odwiezie ją do domu.

Kiedy wrócił do Mariewa było już po piątej. Stefania krzątała się w kuchni i szykowała późny obiad, jak to zwykle bywało w tygodniu, bo Roman chyba nigdy nie wracał z pracy przed piątą.

– Cześć! – zawołał do Stefanii.

Rzucił plecak na podłogę i zgarnął z miski z blatu jabłko, w które od razu się wgryzł.

– Jak na uczelni? – zapytała Stefania trochę od niechcenia.

– W porządku – odparł zdawkowo.

– Sylwii zepsuł się samochód? Bo stoi pod domem od rana, a jej nie ma.

– Złapała kapcia.

– Ty ją zawiozłeś rano do pracy? – Stefania z uniesionymi brwiami spojrzała z nadzieją na chłopaka.

– Nie – skwitował krótko. – Niech sobie sama radzi.

– Moj Boże! – kobieta wyrzuciła ręce w górę. – To nie mogłeś jej pomóc? Przecież i tak jechałeś do Warszawy!

– Nie czuję się w obowiązku, żeby jej w czymkolwiek pomagać. To dla mnie obca baba.

– Nie tak cię wychowałam. – Stefania oparła ręce na biodrach i ciskała gromy z oczu na Eryka.

– Ona irytuje mnie samą swoją obecnością, więc nie mam zamiaru spędzać z nią nawet pięciu minut mojego czasu. I daj mi już spokój.

– Co cię ugryzło, chłopcze? Zachowujesz się jak rozchwiany emocjonalnie nastolatek.

– O której będzie obiad? – Eryk starał się uciąć temat.

– Za pół godziny i nie zmieniaj tematu.

– Nie zmieniam, bo tematu nie było. Nie obchodzi mnie Sylwia i wszystko co z nią związane, więc daj mi już spokój. Nie jest moją matką, nie jest nawet częścią rodziny, to tylko kolejna dupa Romana, która prędzej czy później zapewne zniknie.

– A ja myślę, że Roman w końcu ułoży sobie życie i będzie z nią szczęśliwy. A jak wezmą ślub to Sylwia będzie częścią tej rodziny. Ja też nie jestem z tobą spokrewniona ani spowinowacona, a wydaje mi się, że traktujesz mnie jak członka rodziny.

– Ty jesteś moją przyszywaną matką, to co innego. Ciebie szanuje, ją niekoniecznie.

– Jesteś podły i to w dodatku bez powodu – skwitowała Stefania oburzonym tonem.

– Zawołasz mnie jak obiad będzie gotowy? – Eryk złapał plecak z podłogi i już zrobił jeden wolny krok w stronę schodów.

– Taa... – Stefania zrezygnowana tylko machnęła ręka i wróciła do mieszania w garnku.

***

W trakcie obiadu nie doszło do żadnych nieprzyjemnych rozmów i incydentów. Sylwia nie poruszyła tematu porannego problemu z autem i braku pomocy ze strony Eryka. Wręcz zmieniła nieco opis zdarzeń, bo oświadczyła Romanowi, że gumę złapała dziś, wracając z pracy, zapewne już gdzieś blisko domu, bo udało jej się dojechać do posesji. Wróciła przed Romanem, więc nie miał powodu jej nie wierzyć. Obiecał, że po obiedzie zmieni jej koło.

Mimo iż i Stefania i Eryk wiedzieli, jaka była prawda nie odezwali się ani słowem w tym temacie.

Niedługo po obiedzie chłopak wziął z lodówki butelkę piwa i poszedł na werandę. Siedział na ławeczce pod oknem i przewijał TikToka, kiedy drzwi domu otworzyły się i na zewnątrz wyszła Sylwia. Eryk na sekundę podniósł wzrok, ale zaraz skierował go z powrotem w ekran.

Sylwia jednak zatrzymała się na werandzie i stała obok, wwiercając w niego swoje spojrzenie. Czuł, że próbuje zwrócić na siebie jego uwagę, więc po kilku sekundach wygasił telefon i spojrzał na nią, jednocześnie pytająco i wyrażając zniecierpliwienie, jakby chciał bez słów przekazać „czemu znowu muszę poświęcać ci swój cenny czas?"

Sylwia miała na sobie prostą, lnianą sukienkę w kolorze pudrowego różu i narzuciła na to błękitny sweter, choć początek kwietnia był dość chłodny, zwłaszcza o tak późnej porze. Włosy miała upięte w luźny kok, a twarz pozbawiona makijażu wydawała się niezwykle młoda. Wyglądała niewinnie niczym pensjonarka.

– Mogę się dosiąść? – zapytała, wskazując miejsce na ławce obok Eryka.

– Cała ławeczka twoja. I tak miałem się już zbierać – oznajmił i wstał.

Sylwia zrobiła krok wprzód i położyła dłoń na jego ramieniu, jakby chciała go zatrzymać.

– Chciałabym z tobą porozmawiać.

– Nie mamy o czym – stwierdził i złapał jej dłoń, żeby zsunąć ją ze swojego ramienia.

Kiedy jednak jego palce dotknęły miękkiej i jedwabistej skóry, zatrzymał się na chwilę. Nieznacznie poruszył palcami po grzbiecie jej dłoni z zaskoczeniem badając ciepłą i przyjemną w dotyku strukturę.

Sylwia uniosła brwi zdziwiona, a wtedy Eryk oprzytomniał i szybkim, gwałtowny ruchem odrzucił od siebie jej rękę. Przycisnęła dłoń do swojej klatki piersiowej, jednocześnie obejmując ją drugą ręką, a minę miała taką, jakby się właśnie oparzyła.

– Przepraszam – powiedziała cicho, choć tak właściwie nie miała za co przepraszać.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytał chłopak opryskliwie.

– Słuchaj, Eryk... – westchnęła głośno. – Nie wiem dlaczego na dzień dobry mnie nienawidzisz, ale jak już wspomniałam, nie jestem twoim wrogiem. Chciałabym, żebyśmy mieli normalne i zdrowe relacje. Pewnie myślisz, że jestem z twoim ojcem dla pieniędzy, ale ja naprawdę kocham Romana.

– Super, nie obchodzi mnie to – mruknął.

– W takim razie, dlaczego tak się zachowujesz?

– Niby jak?

– Po prostu chamsko. Nic ci nie zrobiłam, więc nie wiem czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie.

Eryk zrobił krok w jej stronę. Sylwia odruchowo miała ochotę się cofnąć, bo zdecydowanie wszedł w jej sferę osobistą, ale powstrzymała się i tylko nieznacznie się zachwiała. Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, a stalowoniebieskie oczy przypominające swoją barwą wzburzone morze wpatrywały się w nią niemalże złowrogo.

– Tym, że w ogóle śmiałaś się tu pojawić – syknął.

Eryk stał tak blisko, że wyraźnie czuł zapach jej perfum, delikatny i kwiatowy, bardzo dziewczęcy i pasujący do stojącej przed nim kobiety. Przypatrywał się jej twarzy i nagle przeszła mu przez głowę myśl, czy jej policzki są tak samo gładkie i miękkie jak dłonie. Przez chwilę miał nieodpartą pokusę, żeby zdjąć klamrę z jej koka i zobaczyć jak długie włosy w kolorze jasnego blondu spływają po jej ramionach.

– Przepraszam, że niepokoję twoje ognisko domowe, ale tak się składa, że to Roman jest właścicielem tego domu i ma prawo przyprowadzać tu kogo chce. A ty, jako jego syn, musisz się do tego dostosować i raczej niewiele masz do gadania w tej kwestii – powiedziała Sylwia, przerywając jego myśli i powoli tracąc już cierpliwość.

– Nie wchodź mi w drogę – rzucił tylko, wyminął ją i wszedł do domu.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro