Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Kiedy nadeszło upragnione piątkowe popołudnie, wraz z zakończeniem ostatnich tego dnia zajęć, Eryk już chciał wsiadać do swojego samochodu, gdy Zuza zdążyła go dogonić.

– Czekaj, Eryk! – zawołała, biegnąc w jego kierunku.

Posłusznie poczekał, a dziewczyna po kilku sekundach zatrzymała się tuż przed nim, dysząc głośno i wachlując się jedną ręką.

– Tylko nie zjedź mi tu teraz – zaśmiał się, widząc jak Zuza walczy o oddech.

– Bardzo... śmieszne... – sapnęła między wdechami.

– Brakuje ci kondycji.

– Ja po prostu nienawidzę biegać. A sprint to samobójstwo.

– Co mogę dla ciebie zrobić, słońce? Podrzucić cię gdzieś?

Zuza złożyła ręce jak do modlitwy i zrobiła słodką minkę.

– Jaki ty jesteś cudownie domyślny – uśmiechnęła się. – A że akurat masz po drodze, to nie będziesz musiał nadrabiać. Muszę podjechać do babci, do Borzęcina.

– No, faktycznie po drodze. Wskakuj.

Kiedy wreszcie uwolnili się od warszawskich korków, Eryk mógł w końcu nieco mocniej wcisnąć gaz. Zuza narzekała trochę na wczorajsze zajęcia, ale poza tym nie rozmawiali wiele.

– Moj stary przygruchał sobie nowa dupę – rzekł w końcu Eryk.

– To chyba dobrze, co? – zapytała Zuza niepewnie.

– Biorąc pod uwagę, że jest od niego dużo młodsza i dam sobie rękę uciąć, że bardziej niż Romana kocha jego hajs, to nie wiem.

– Dobrze ją znasz?

– Wcale jej nie znam.

– Aha – skwitowała Zuza. – Nie znasz, ale oceniasz.

– Wszystkie są takie same. Poznałem ją w zeszłą sobotę. Stary od razu przedstawił ją jako swoją narzeczoną, a w ten weekend ma się do nas wprowadzić.

– Czyli jednak z nią rozmawiałeś?

– Zuza... Zamieniłem z nią ze dwa zdania. Jestem ciekawy, kiedy Roman ma zamiar powiedzieć mi o dacie ślubu, bo od Stefki już usłyszałem, że podobno październik.

– Tego roku? – W głosie dziewczyny było słychać zdumienie.

– Yup.

– Twój tata się nie ociąga – zaśmiała się.

– Nie dojdzie do tego ślubu – odparł Eryk tonem doświadczonego przez życie człowieka.

– Ty akurat nie masz w tej kwestii zbyt wiele do gadania. Daj spokój swojemu tacie i pozwól mu być szczęśliwym. Skoro oświadczył się tej kobiecie, to znaczy, że chce z nią być.

– Oby się tylko na niej nie przejechał – westchnął chłopak.

Niebawem dojechali do Borzęcina, więc Eryk wysadził Zuzę przy drodze, a dalej miał już rzut beretem do domu.

Kiedy dotarł do posiadłości zauważył, że na wjeździe pod garażem ojca znajduje się dostawczak, z którego dwóch gości wyładowuje jakieś kartony, a w drzwiach od domu stoi Sylwia. Przejechał przez bramę wjazdową i skierował się do swojego garażu. Ostrożnie zaparkował swoją maszynę i przeszedł bocznymi drzwiami prowadzącymi bezpośrednio do holu w domu.

Cały hol zawalony był kartonami, walizkami i workami, a wokół nich krzątała się Sylwia.

– Cześć, Eryk – przywitała się, jak tylko go zauważyła.

– Cześć – mruknął bez entuzjazmu.

Wyminął bałagan na parterze i skierował się w stronę schodów.

– Emm... Eryk... – Sylwia znów się odezwała, a w jej głosie czuć było delikatną niepewność.

Chłopak niechętnie odwrócił się do niej z pytającą miną.

– Miałbyś może chwilę, żeby pomóc mi zanieść na górę te rzeczy? Niektóre są dosyć ciężkie i nie wiem czy dam radę sama...

Eryk obrzucił wzrokiem znajdujące się na podłodze toboły.

– Mam nadwyrężony bark, nie mogę go obciążać – rzekł w końcu, spojrzawszy znów na Sylwię.

– Och... No tak... Trudno – uśmiechnęła się z przymusem. – To jakoś dam radę.

Chłopak nic nie odpowiedział tylko ruszył schodami na górę. Tak naprawdę nic mu nie dolegało i jakby chciał, to by jej pomógł. Problem polegał na tym, że nie chciał. Skoro Roman sprowadza sobie tu tę pannę, to niech sam o nią zadba. On nie będzie robił za tragarza.

Eryk zamknął się w swoim pokoju, od razu przebrał się w sportowe ciuchy, założył na uszy bezprzewodowe słuchawki i wsiadł na rower stacjonarny, stojący pod ścianą na wprost drzwi balkonowych. Pedałował sobie w spokoju dobre dwadzieścia minut, głośno słuchając muzyki, kiedy nagle ktoś zerwał mu z głowy słuchawki. Zaskoczony spojrzał na intruza i natrafił na niezadowoloną minę Stefanii.

– Co?! – zapytał z oburzeniem, przestawszy pedałować.

– Co?! – rzuciła piskliwie. – Czy ty jesteś niepoważny?

– O co ci chodzi?

– Biedna kobieta sama taszczy na górę ciężkie graty, a ty tu sobie na rowerku popierdzielasz zamiast jej pomóc? I jeszcze kłamiesz, że masz problem z barkiem? – Stefania była niemało wzburzona.

– Jakie „kłamiesz"? Może mam – prychnął Eryk.

– Bujać to my, a nie nas. – Pogroziła mu palcem, jak przedszkolakowi. – Idź tam i jej pomóż.

Eryk roześmiał się, nieco sztucznie.

– Nie – powiedział stanowczo.

– Co cię ugryzło?

– Roman wiedział, kiedy ona się wprowadza, więc mógł zadbać o jej przeprowadzkę. To on jej powinien pomóc, a nie ja. To jego dupa, ja mam na nią wyjebane.

– Niewiarygodne – mruknęła pod nosem Stefania. – Z czystej przyzwoitości mógłbyś pomóc.

– Daj mi już spokój, co? Wyjdź, proszę – rzekł i wyciągnąwszy słuchawki z jej rąk, założył je z powrotem na głowę.

Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i opuściła pokój.

Schodząc na parter minęła się z Sylwią na schodach.

– Kochana, ja ci pomogę z tymi tobołami – oznajmiła, złapawszy blondynkę za ramię. – Nie wiem co Eryka ugryzło, chyba jakiś wyjątkowo upierdliwy giez.

– Nie szkodzi, naprawdę. Dziękuję za pomoc, szybciej się z tym uporamy.

– Jak Roman wróci z biura to poproszę go, żeby porozmawiał z młodym.

– Nie trzeba, Stefanio. Nie chcę, żeby Eryk miał przeze mnie jakieś problemy i zgrzyty z ojcem.

– No dobrze. To wezmę co lżejsze i pomogę ci pownosić.

Kobiety we dwie szybko uporały się z rzeczami Sylwii i po pół godzinie wszystkie bagaże były już częściowo w sypialni Romana, którą od teraz miał dzielić z narzeczoną, a częściowo w niewielkim pokoiku, który miał służyć Sylwii za gabinet.

Sylwia podziękowała Stefanii za pomoc i oznajmiła, że z resztą sama sobie poradzi. Stefania zatem zostawiła ją samą, oświadczając jednocześnie, że przygotuje obiadokolację, bo Roman miał dziś kończyć pracę o szóstej, więc będą mogli zjeść wszyscy razem.

Kiedy starsza z kobieta zeszła na parter, Sylwia oparła ręce na biodrach i westchnęła głośno rozglądając się po obszernej, nowocześnie zaaranżowanej sypialni. Najpierw zajrzała do wielkiej szafy i ku jej radości okazało się, że Roman już przygotował tam miejsce na jej rzeczy. Zaczęła więc na początek rozpakowywać ciuchy. Tych było sporo, bo Sylwia uwielbiała się stroić i miała ubrania na każdą okazję.

Jak tylko uwinęła się z ciuchami i innymi sypialnianymi bibelotami oraz toną kosmetyków (wejście do łazienki było wprost z sypialni), to z resztą rzeczy przeszła do gabinetu.

To pomieszczenie było zdecydowanie skromniej urządzone i znajdowały się w nim tylko podstawowe meble. Sylwia pomyślała, że to nawet lepiej, że jest tu prawie pusto, bo będzie mogła zaaranżować ten pokój wedle własnego uznania, właściwie od zera.

Straciła kompletnie poczucie czasu i nim się obejrzała było już wpół do siódmej, a z dołu dobiegł ją głos Romana, który wrócił właśnie z pracy, i wołanie Stefanii, żeby zeszła na kolację.

Sylwia zostawiła pozostałe trzy nierozpakowane kartony i postanowiła, że dokończy po posiłku. Wyszła z gabinetu, zostawiając otwarte drzwi i ruszyła korytarzem w kierunku schodów. Nagle jedne z drzwi po prawej otworzyły się, a z pokoju wyszedł Eryk, tuż przed nos Sylwii, przez co z rozpędu na niego wpadła.

– Oj! Przepraszam! – zawołała, gdy dosłownie odbiła się od jego ramienia.

Eryk obrzucił ją zniecierpliwionym spojrzeniem, ale nic nie odpowiedział, tylko od razu odwrócił się i doszedł do schodów.

– Hej! – zawołała za nim Sylwia.

Zatrzymał się na moment i spojrzał na nią, unosząc brwi.

– Nie jestem twoim wrogiem – oznajmiła.

Nie lubiła, gdy ktoś darzył ją wyraźną niechęcią bez konkretnego i jasnego powodu, bo dość mocno wpływało to na jej równowagę psychiczną.

– Oczywiście, że nie. Dla mnie jesteś po prostu nikim – odpowiedział, tak łagodnym tonem, jakby mówił do dziecka.

– Słucham? – Nie kryła swojego oburzenia.

Eryk zignorował ją i zszedł na parter.

Stała tak chwilę w bezruchu, lekko zszokowana. Po chwili jednak jej szok ustąpił miejsca złości. Jakim prawem ten chłopak tak ją traktuje, skoro nawet jej dobrze nie zna? Nie mogła pojąć tego, że dorosły mężczyzna zachowuje się jak niezrównoważony nastolatek.

Westchnęła z dezaprobatą i zeszła na dół.

– Cześć, kochanie – przywitała się z Romanem, który już siedział w szczycie stołu w jadalni.

– Dobry wieczór, skarbie – odpowiedział czule, posyłając jej skromny uśmiech.

Podeszła do niego i cmoknęła go w policzek, po czym usiadła na krześle po jego lewej. Wyprostowała się, poprawiła sukienkę i spojrzała na wprost, bo czuła na sobie spojrzenie siedzącego naprzeciwko Eryka. Wpatrywał się w nią w taki sposób, jakby właśnie obmyślał plan, jak ją zamordować, żeby nie pozostawić żadnych śladów.

Mimo lodowatego spojrzenia Sylwia uśmiechnęła się do niego uprzejmie, choć z trudem, bo mięśnie twarzy odmawiały jej posłuszeństwa.

Wtem do jadalni weszła Stefania z wielką tacą pełną jedzenia, czym zwróciła na siebie uwagę wszystkich zgromadzonych.

Postawiła jedzenie na stole, a sama usiadła obok Eryka.

– Pachnie wybornie, Stefciu – oświadczył Roman i pierwszy sięgnął po półmisek. – Umieram z głodu. Straszne urwanie głowy dzisiaj i nie miałem nawet czasu, żeby zjeść lunch.

– Zaharujesz się w tej pracy – skwitowała Stefania. – Dlaczego nie zatrudnisz więcej ludzi do pomocy?

– To tak nie działa. Jestem prezesem i to na mnie, mimo wszystko, spoczywa największa odpowiedzialność za ten biznes.

Dłuższą chwilę jedli w ciszy, a w tle rozbrzmiewała muzyka relaksacyjna, którą Stefania włączyła, zanim zasiedli do stołu.

– A jak wy się właściwie poznaliście? – zapytała kobieta, spoglądając to na Romana, to na Sylwię.

Stefania była bardzo bezpośrednia. Kiedy chciała się czegoś dowiedzieć, to pytała, nawet jeśli mogła wyjść na wścibską. Nie szczędziła też komentarzy i chętnie dzieliła się swoim zdaniem, nawet jeśli miałaby tym kogoś urazić.

– Sylwia jest managerem jednego z moich hoteli, tego w Warszawie – wyjaśnił krótko Roman.

– O! – zawołała Stefania z zaskoczeniem. – Od dawna?

– Prawie trzy lata – odparła Sylwia. – Ale z hotelarstwem jestem związana już od dawna. Wcześniej pracowałam jako manager w Novotelu, przez pięć lat, ale w końcu stwierdziłam, że pora na zmiany i była to zdecydowanie dobra zmiana.

– Czyli ty i Roman znacie się prawie trzy lata?

– Nie do końca. Wcześniej widywaliśmy się bardzo przelotnie, tak naprawdę więcej zaczęliśmy pracować wspólnie jakiś rok temu.

Eryk wydał z siebie zduszone parsknięcie, na co Stefania spojrzała na niego podejrzliwie.

– A tobie co?

– Nic. Zakrztusiłem się, przepraszam – mruknął i dyskretnie zerknął na Sylwię.

Usta miała zaciśnięte, a brwi ściągnięte. Gniewnie wbiła widelec w purée.

– Myślałem, że romansowanie z pracodawcą jest mocno niemoralne – odezwał się Eryk, tym razem uśmiechając się lekko kpiąco.

– Moja relacja z Sylwią to żadne romansowanie – wtrącił Roman. – W firmie wszyscy wiedzą, że jest moją partnerką, a sprawy zawodowe oddzielamy od prywatnych. W pracy mamy stosunki służbowe.

– A po pracy seksualne? – zapytał Eryk bez cienia skrępowania.

Przy stole zapanowała niezręczna cisza. Roman z wyraźnym niedowierzaniem wpatrywał się w rozbawione oblicze syna.

– Komu jeszcze mięsa? – zapytała Stefania, chcąc jakoś rozpędzić gęstą atmosferę.

– Co się z tobą dzieje? – szepnął Roman i z dezaprobatą pokręcił głową.

Chłopak nic nie odpowiedział. Znowu spojrzał na Sylwię, a potem odsunął od siebie talerz i wstał od stołu.

– Dziękuję, nie jestem głodny – oznajmił i skierował swoje kroki w stronę schodów na piętro.

– Co to ma znaczyć, Eryk? Przestań odstawiać takie cyrki! – zdenerwował się Roman.

Już wstał ze swojego krzesła, ale Sylwia przytrzymała jego rękę.

– Usiądź, proszę – powiedziała spokojnie. – Może jakbyś mu powiedział o nas wcześniej, to lepiej by to przyjął.

– Wcześniej? Lepiej? – Roman zrobił wielkie oczy, ale usiadł z powrotem. – On jest dorosły, nie powinno go obchodzić z kim układam sobie życie. Ja mu dziewczyny nie wybieram, z kimkolwiek się spotyka, to jego sprawa. Chcę, żeby do mojej relacji z tobą miał takie samo podejście.

– A może on jest zazdrosny? – wypaliła nagle Stefania.

– Jak zazdrosny? – zdziwił się Roman.

– No... – Stefania zawahała się na moment. – Może Sylwia mu się spodobała – podsunęła, trochę nieśmiało.

Sylwia i Roman przez chwilę patrzyli na nią z konsternacją, po czym niemalże równocześnie wybuchnęli śmiechem.

– No coś ty, Stefciu... – Sylwia pobłażliwie machnęła ręką.

– Ja myślę, że chodzi mu o mnie – przyznał Roman. – Tak, jak ci mówiłem – zwrócił się do Sylwii – miałem już dwie narzeczone, ale niestety nie wyszło. Wydaje mi się, że poświęcałem im więcej czasu, niż własnemu synowi i może mieć do mnie o to żal. Zapewne wychodzi z założenia, że to znowu się powtórzy. Niestety nie mamy najlepszych relacji.

– Relacje zawsze można naprawić – wtrąciła Stefania.

– Chyba powinienem w końcu coś z tym zrobić – westchnął Roman, wbijając widelec w mięso.

Stefania tylko pokiwała głową.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro