Rozdział 16
– Eryk... No skup się... – rzuciła Zuza niemalże błagalnym tonem.
Chłopak leżał na jej łóżku z rękami złożonymi na brzuchu oraz głową opartą o wysoką poduszkę i zamglonym wzrokiem patrzył w sufit. Dziewczyna siedziała obok na wiklinowym fotelu, a cała ta scena wyglądała jak sesja u psychologa. Zuza trzymała w rękach notatnik w twardej oprawie i zadawała Erykowi pytania, w międzyczasie dopisując coś do własnych notatek. Pytania były wyjątkowo trudne, a Eryk niezwykle rozkojarzony, więc cała ta naukowa sesja szła koszmarnie topornie.
– Bożeee... – jęknął i zakrył twarz dłońmi. – Nie wiem! Nie pamiętam tego. Kurwa... Nie zdam tego jebanego egzaminu! – warknął sfrustrowany.
– Przestań już miauczeć. Zdasz – odparła stanowczo Zuza.
Usiadł i obrócił się do niej, żeby mieć ją naprzeciwko siebie, a plecami oparł się o ścianę.
– Już mam dosyć, naprawdę. Która godzina?
– Dochodzi szósta.
– Może już wystarczy? Zaraz mózg mi się ugotuje, a poza tym jestem głodny.
Zuza z hukiem zatrzasnęła gruby zeszyt.
– Jak chcesz, ale z takim podejściem, to mgliście widzę twoją tróję.
– Najwyżej poprawię we wrześniu.
– I całe wakacje będziesz musiał zakuwać.
– Zamówimy coś do jedzenia? – zapytał błagalnie Eryk.
Dziewczyna westchnęła głośno i pokręciła głową.
– Dobra, to zamów coś.
– Na co masz ochotę?
Eryk na myśl o jedzeniu wyraźnie się ożywił. Wyjął z kieszeni telefon i włączył aplikację do zamawiania.
– Nie wiem... Może pizza? – rzuciła Zuza bez większego entuzjazmu.
– Idealnie.
– Ale jak zjesz, to dalej będę cię odpytywać – zastrzegła.
– Dobra, wszystko jedno – machnął ręką i położył się z powrotem.
***
Kiedy Eryk przyjechał do domu zapadał już zmierzch. Wjeżdżając na posesję dostrzegł, że ojciec i Sylwia siedzą na werandzie, a na niewielkim ogrodowym stoliku płonie ogromna świeca. Postanowił, że podejdzie do nich, dając znać, że wrócił, chociaż i tak zapewne widzieli jak podjeżdżał pod dom. Gdy zbliżył się do werandy do jego uszu dobiegł cichy dźwięk muzyki relaksacyjnej wydobywającej się z przenośnego, niewielkiego głośnika. Muzykę wzbogacały głośne cykania świerszczy ukrytych w trawie i krzakach róż ozdabiających wejście po schodkach.
– Cześć – rzucił Eryk i zatrzymał się obok ławeczki.
Ojciec siedział oparty o dużą poduszkę w rogu ławki, a Sylwia opierała się o niego, nogi miała podkurczone i okryte cienkim kocem. Oboje czytali książki, ale na dźwięk powitania podnieśli wzrok na Eryka i odpowiedzieli niemal równocześnie.
– Jak tam nauka? – zapytał Roman.
Eryk wzruszył ramionami.
– Jakoś. Właściwie to ciężko. Zuza twierdzi, że egzamin powinien mi dobrze pójść, ale sam nie wiem...
Przysiadł na skraju ławki, a Sylwia bardziej podkurczyła nogi, żeby zrobić mu trochę miejsca.
– Na pewno dasz sobie radę. To nie są wybitnie trudne studia – skwitował Roman. – A gdyby coś ci jednak nie poszło, to mogę pogadać z rektorem, żeby wykładowcy trochę przymknęli oko na twoje wyniki – dodał.
– Jeśli już mam coś osiągnąć, to wolę dojść do tego uczciwie – odparł Eryk.
– Młody jesteś, jeszcze mało wiesz o życiu – rzucił Roman. – Czasami trzeba działać trochę nieuczciwie, żeby coś w życiu zyskać. Przede wszystkim trzeba myśleć o sobie i swoich najbliższych.
– Chcesz przyznać, że sam działasz nieuczciwie?
– Zdarzyło mi się. Życie to walka. Jeśli chcesz coś zyskać, to musisz o to walczyć, a nie zakładać, że samo przyjdzie. Nawet jeśli miałbyś zyskać to kosztem kogoś innego.
Eryk z powątpiewaniem wpatrywał się w oblicze ojca, po czym, jakby nieświadomie i z lekkim zamyśleniem przeniósł swoje spojrzenie na Sylwię. Ona akurat na niego patrzyła, ale w sekundę poczuła się dziwnie nieswojo i z powrotem spuściła wzrok na czytaną książkę.
– Hmm... – mruknął chłopak. – Dobrze wiedzieć.
Podniósł się z ławeczki i już chciał otwierać drzwi.
– Eryk – rzuciła nagle Sylwia.
Zastygł w bezruchu z dłonią na klamce i spojrzał na kobietę pytająco.
– Zrobiłam w końcu te lody śmietankowe. Jak masz ochotę to poczęstuj się, są w zamrażarce, w dużym plastikowym pudełku.
– Okej... Zjem trochę, dzięki – odparł i uśmiechnął się lekko.
Sylwia również posłała mu krótki uśmiech, po czym bardziej opatuliła się kocem i zacisnęła palce na książce.
***
We wtorek zaraz po egzaminie Eryk wyszedł z sali blady jak ściana. Sam nie potrafił określić, czy poszło mu dobrze, czy wręcz przeciwnie. Niby odpowiedział na wszystkie pytania, ale czy dobrze, to okaże się dopiero po otrzymaniu wyników. Profesor Rotkiewicz oznajmił studentom, że wyniki będą dostępne w czwartek.
– I jak? – zapytała Zuza, dopadając Eryka, który opuszczał salę jako ostatni.
– Jak to zdam, to znaczy, że mogę wszystko – odparł nieco matowym głosem.
– No ale odpowiedziałeś na wszystkie pytania, tak?
– Tak, ale nie wiem czy dobrze.
– Na pewno dobrze – pocieszyła go, poklepując po ramieniu.
– Idziemy się napić? – zaproponował.
– Ale dopiero dwunasta – zauważyła Zuzka, spoglądając na zegarek.
Właśnie minęli niewielką grupkę kolegów z roku, kiedy zaczepił ich jeden z nich, Adam.
– Chcecie iść z nami się napić?
– Ale dopiero... – zaczęła Zuza, ale wszedł jej w słowo.
– Dwunasta. Tak wiem. Właściwie to pięć po dwunastej, więc już można pić – wyszczerzył się w uśmiechu.
– Idziemy – rzucił Eryk i złapawszy Zuzę za ramię dołączył do grupy.
Całą ekipą przeszli korytarzem do wyjścia z uczelni. Zatrzymali się na placyku przed budynkiem, skąpanym w prażącym słońcu. Dzień był idealny, żeby posiedzieć gdzieś w plenerze.
– A może pójdziemy nad staw na Polu Mokotowskim? – zaproponowała Zuza, mrużąc oczy od słońca i po chwili zrobiła sobie daszek z dłoni, spoglądając pytająco na chłopaków.
– Właściwie spoko pomysł – zatwierdził Adam. – Możemy wejść do Żabki po browary i faktycznie posiedzieć nad stawem.
– Ale tam nie można pić alkoholu – przypomniała dziewczyna.
Koledzy spojrzeli na nią z politowaniem.
– A zakład, że można? – rzucił Adam z uśmiechem.
– Dopóki ktoś nie zgłosi tego na policję albo straż miejską to tak. – Zuza zaplotła ramiona na piersi. – Jak chcecie płacić mandaty to wasza sprawa.
– Dobra, to postanowione. Kierunek Żabka, a potem park – zawyrokował Adam i wskazał drogę.
Ruszyli ulicą w stronę sklepu, a po drodze natknęli się jeszcze na Oliwię i Zosię, więc dziewczyny zachęcone wizją browarka w plenerze dołączyły do nich.
***
Był kwadrans przed szóstą, kiedy Sylwia podjechała pod dom. Otworzyła bramę i zatrzymała auto tam, gdzie zwykle. Sapnęła ciężko, jak tylko wysiadła z klimatyzowanego samochodu na gorące późno popołudniowe powietrze. Sięgnęła jeszcze torebkę z siedzenia pasażera i zarzuciła ją sobie na ramię, po czym ruszyła w kierunku werandy. Już złapała za klamkę, żeby otworzyć drzwi, ale kątem oka zobaczyła coś na ławeczce i zerknęła w tamtą stronę.
Eryk leżał na boku, na całej długości ławki, z nieco podkurczonymi nogami i głową opartą na wyciągniętym ramieniu. Miał rozczochrane włosy, rękawy koszuli podwinięte do łokci, spodnie wygniecione i ubrudzone na jednej nogawce, a jego marynarka leżała na ziemi.
Sylwia przypatrywała mu się chwilę ze zmarszczonym czołem. Wyglądał jakby spał, tylko dlaczego na ławce pod domem?
– Eryk? – powiedziała dość głośno, ale w ogóle nie zareagował.
Podeszła do niego i dotknęła jego ramienia. Ponownie nie otrzymała żadnej odpowiedzi, więc szarpnęła go lekko, ale to też nic nie dało.
– Hej! Pobudka! – zawołała głośno i mocno poklepała go po policzku.
Zmarszczył nos i mruknął coś, po czym z trudem rozchylił powieki.
– Wszystko okej? – zapytała.
Przez chwilę spoglądał na nią nieprzytomnie, jakby nie zrozumiał o co pytała. Potarł ręką oczy i próbował wyprostować nogi, ale utrudniała mu to poręcz od ławki. Skrzywił się nagle, dotykając skroni i zaczął powoli podnosić się do pozycji siedzącej. Znów zamknął oczy i kurczowo trzymał się ławki, jakby się bał, że zaraz z niej spadnie.
– Kurwa... – jęknął zbolałym tonem. – Ale się najebałem.
– I śpisz na ławce jak jakiś żul – skwitowała Sylwia, zaplatając ręce na piersi. – Dobrze, że pod domem, a nie gdzieś na mieście.
– Jak ja się tu dostałem? – mruknął, bardziej do siebie, niż do Sylwii.
– Człowieku, dochodzi ledwo osiemnasta, a ty leżysz sponiewierany pod domem.
– Po egzaminie poszliśmy na piwko – wyjaśnił, podnosząc wzrok na stojącą przed nim kobietę.
– Na piwko? – uniosła sceptycznie brew.
– No może dziesięć. Musiałem się napić, bo egzamin był ciężki.
– Dobra, podnoś się i wejdź do domu. Lepiej, żeby Roman nie widział cię w takim stanie, a pewnie zaraz przyjedzie.
Nagle Eryk nieco oprzytomniał.
– Czekaj... A gdzie moje... – pomacał się po kieszeniach spodni, a oczy nieco mu się rozszerzyły.
Gwałtownie dopadł leżącej na podłodze werandy marynarki i jak tylko ją podniósł to odetchnął z ulgą, bo okazało się, że przykrywała rzucone na ziemię telefon i portfel.
– A klucze? – mruknął i zaczął przetrząsać kieszenie marynarki.
Okazało się, że klucze spoczywały w wewnętrznej kieszeni.
– Brawo, gratulacje, nic nie zgubiłeś – rzekła ironicznie Sylwia.
Eryk z trudem dźwignął się z ławeczki, a Sylwia podeszła do drzwi i otworzyła je na oścież. Chłopak podszedł do nich lekko chwiejnym krokiem, jednocześnie patrząc w telefon.
– A, dobra. Wróciłem Uberem – stwierdził, po przejrzeniu historii w aplikacji.
Sylwia poczekała aż wejdzie do domu, po czym weszła za nim i zamknęła drzwi. Zdjęła buty, a torebkę odłożyła na półeczkę w przedpokoju, jedynie wyjęła z niej telefon. Eryk natomiast, nie ściągając butów wszedł do salonu i ciężko opadł na kanapę.
– Ale jestem głodny. Nic nie jadłem od śniadania. Zrobisz mi coś do jedzenia? – zwrócił się do Sylwii.
Spojrzała na niego tak, jakby przed chwilą wpadł do salonu przez dziurę w dachu i parsknęła krótko.
– Dobry jesteś – skwitowała.
– Ojebałbym kebsa...
– Stefania zrobiła na dziś jakiś obiad, więc zajrzyj do lodówki i odgrzej sobie. Ja zjem z Romanem, jak wróci z pracy.
– A pierogi i lody mi zrobiłaś... – mruknął, posyłając jej spojrzenie biednego kotka.
– Zrobiłam z myślą o wszystkich, a nie tylko dla ciebie.
– A zrobiłabyś coś tylko dla mnie?
Sylwia na moment zamknęła oczy i westchnęła wymownie, z wyraźnym zniecierpliwieniem.
– Ja bym zrobił dla ciebie wszystko – wyszeptał.
Patrzyła na niego z lekkim rozbawieniem i pokręciła głową.
– Naprawdę? – zapytała takim tonem, jakby zwracała się do małego dziecka. – To przestań męczyć i skończ z piciem. Zwłaszcza na pusty żołądek, na dobre ci to wyjdzie.
– Wszystko oprócz tego – powiedział z trudem.
– Eryk, ogarnij się, bo chyba jeszcze nie do końca wytrzeźwiałeś. Idę na górę. Jak chcesz jeść, to podgrzej sobie obiad.
Minęła kanapę i weszła po schodach na piętro.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro