Rozdział 9
W piątek po ostatnich zajęciach Eryk porozmawiał jeszcze chwilę z profesorem Rotkiewiczem. Musiał koniecznie poprawić jedno niezaliczone kolokwium i to jak najszybciej, inaczej nie zostanie dopuszczony do egzaminu końcowego. Nie był z tego powodu zadowolony, tym bardziej, że wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że nie potrafił skupić się na nauce.
Wychodził właśnie z sali i minął grupkę dziewczyn z roku, wśród których stała również Zuza.
– Dziewczyny! Spadam! Wracam z moim chłopakiem! – usłyszał za plecami jej głos, a moment później już wisiała na jego ramieniu. – Hej, odwieziesz mnie do domu? – zapytała entuzjastycznie.
– Mhm – odmruknął Eryk.
Nie podobało mu się zachowanie Zuzy, a tym bardziej zachowanie jego samego. Powinien tę całą sprawę naprostować od razu, zaraz po tym nieszczęsnym pocałunku u niego w pokoju. Właściwie, to w ogóle nie powinno dojść do żadnego pocałunku. Przystanął na moment, uświadamiając sobie, że naprawdę musi teraz coś z tym zrobić, bo im dłużej z tym zwleka, tym gorzej będzie później.
– Co jest? No chodź. – Zuza lekko szarpnęła go za rękę.
Rozejrzał się dookoła, po czym ruchem głowy wskazał na ławkę pod ścianą na korytarzu.
– Usiądźmy na chwilę, dobra?
W pierwszej chwili dziewczyna zdziwiła się jego nienaturalną powagą i dziwnym napięciem malującym się na jego twarzy, ale wzruszyła ramionami i przysiadła na ławce. Eryk usiadł obok.
– Słuchaj, Zuza... – Spojrzał na nią i czuł jak ze stresu robi mu się potwornie duszno. – Doszło do... nieporozumienia.
– Eee... Co? – zapytała, bo zamilkł na dłuższą chwilę.
– Nie jesteśmy parą i nie nazywaj mnie swoim chłopakiem – wypluł szybko.
Zamrugała i zmarszczyła czoło.
– Co?
– No... Wiesz... to, że raz się pocałowaliśmy, to przecież nic nie znaczy.
Kącik jej ust drgnął, a na twarz wypłynął wyraz lekkiej konsternacji. Spuściła wzrok i z zamyśleniem krótko wpatrywała się w podłogę, po czym ponownie przeniosła spojrzenie na chłopaka. Na jej obliczu wyraźnie malował się wyraz rozczarowania.
– Ale co jest ze mną nie tak? Nie podobam ci się? – zapytała piskliwie.
– Słońce... – Eryk złapał ją za rękę. – Wszystko jest z tobą w jak najlepszym porządku. Jesteś cudowną dziewczyną i wspaniałą przyjaciółką. Ja po prostu... Emm... – nie wiedział jak delikatnie jej wytłumaczyć, że jest dla niego jak siostra.
Już wziął wdech, żeby coś powiedzieć, ale wtedy Zuza mocniej ścisnęła jego rękę i zrobiła wielkie oczy.
– Ja wiem! – zawołała olśniona i posłała mu pokrzepiający uśmiech.
Rozejrzała się dookoła, jakby z niepokojem, bo po korytarzu kręciło się sporo studentów. Pochyliła się konspiracyjnie do chłopaka, zerkając jeszcze dyskretnie na najbliżej przechodzących ludzi. Jej dziwna pozycja sprawiła, że Eryk też pochylił się ku niej z takim zaciekawieniem, jakby miała zaraz wyjawić mu jakąś tajemnicę.
– Jesteś gejem, prawda? – zapytała szeptem.
– Co?! – zawołał, niemalże z oburzeniem i natychmiast się wyprostował.
– Cii... Spokojnie... – Zuza ścisnęła jego dłonie, chcąc dodać mu otuchy. – Nikomu nie powiem.
– Ale... Ja... – W głowie Eryka synapsy pracowały na przyspieszonych obrotach. Chciał zaprzeczyć słowom Zuzy, bo nie były prawdą, a z drugiej strony taka wymówka rozwiązałaby problem ich niby związku.
– Zastanawiałam się nad tym już od jakiegoś czasu – kontynuowała dziewczyna. – Ale nie chciałam pytać cię wprost. Rozumiem, że na razie wolisz się z tym nie ujawniać. Możesz być pewien, że zachowam to dla siebie. Twój tata wie?
Eryk wpatrywał się w nią oniemiały. Co to miało znaczyć, że zastanawiała się od jakiegoś czasu? Biorąc pod uwagę, że wcale nie był gejem, to stwierdzenie było niepokojące.
– Nie. Nie wie – odpowiedział jak automat.
– Czyli ja jestem jedyną osobą, której powiedziałeś?
„Przecież nic ci nie powiedziałem! Sama to wymyśliłaś!"
Potakująco pokiwał głową.
– O rany... – szepnęła z szeroko otwartymi oczami. – Czyli w sumie przez przypadek wyszedłeś z szafy... Gdyby nie ten pocałunek, to pewnie nadal byś to ukrywał?
Miał ochotę wrzeszczeć z frustracji.
– Możemy już o tym nie rozmawiać? – zapytał z wyraźnym dyskomfortem.
– Jasne. Tylko pamiętaj, że jak będziesz czuł się gotowy, żeby porozmawiać na ten temat, to mów od razu. Będę cię w tym wspierać. Wiesz, mam taką koleżankę, ona obraca się w środowisku lgbt, ma dużo znajomych, mogłaby cię z nimi zapoznać. Może znalazłbyś chłopaka...
– Zuza, proszę cię – syknął.
– A, tak, jasne. – Przyłożyła palec do ust. – Pogadamy o tym, jak będziesz gotowy.
– Dzięki. Tylko wiesz... Nie mów nic nikomu na razie. Nikomu, jasne?
– Przysięgam, że nikomu o tym nie powiem. – Zuza z absolutną powagą wymalowaną na twarzy położyła swoją dłoń w okolicy serca.
– Super. Jedziemy do domu? Podrzucić cię?
Eryk wstał z ławki i rzucił dziewczynie niecierpliwe spojrzenie.
– Tak! Jedziemy! – zawołała entuzjastycznie i razem ruszyli w kierunku wyjścia z budynku.
Eryk czuł się teraz jeszcze gorzej niż przed rozmową. Nie tak to miało wyglądać... Zdawał sobie sprawę z tego, że namieszał jeszcze bardziej, a jego kłamstwo z pewnością za jakiś czas wyjdzie na jaw.
***
W sobotę i Roman i Sylwia mieli dzień wolny i postanowili spędzić go w domu na nic nierobieniu. Roman za namową Sylwii wyłączył telefon na cały dzień i miał go ponownie włączyć dopiero w niedzielę rano, choć liczył na to, że nikt nie będzie go niepokoił tego dnia. Siedział teraz w salonie przed telewizorem i szukał jakiegoś ciekawego filmu, a po południu mieli wybrać się na spacer po Łazienkach Królewskich zwieńczony wieczorem kameralnym koncertem ulubionej jazzowej grupy Romana.
Dochodziła dwunasta kiedy Eryk wyszedł ze swojego pokoju i zszedł na parter. Sylwia stała w kuchni i kroiła ciasto, którego kawałki układała na dużym, kryształowym talerzu. Chłopak podszedł do aneksu i bez słowa otworzył lodówkę, z której wyjął kefir. Od razu odkręcił butelkę i pociągnął kilka łyków, po czym oparł się biodrem o blat i przypatrywał się, jak Sylwia kroi.
– Cześć – powiedziała, nawet na niego nie spoglądając.
– Cześć – odmruknął. – Ty upiekłaś?
– Nie. Stefania zrobiła wczoraj wieczorem. Biszkopt ze śmietaną i galaretką. Chcesz kawałek?
Przestała na chwilę kroić i spojrzawszy na Eryka oblizała palec, na którym zostało trochę śmietany.
– Taaa... – odparł przeciągle, jakby automatycznie.
Sięgnęła do szafki nad blatem i wyciągnęła stamtąd mały talerzyk, a następnie położyła na nim świeżo ukrojony kawałek, wydobyła z szuflady łyżeczkę i podała chłopakowi. Wziął to od niej i dłuższą chwilę wpatrywał się w ciasto ze zmarszczonym czołem.
– Spokojnie, nie otrułam tego, możesz zjeść – powiedziała Sylwia nieco ironicznie.
Eryk podniósł na nią wzrok i wbił łyżeczkę w ciasto.
– Stefanii nie ma?
– Nie, wzięła wolny weekend.
Sylwia wyłożyła na talerz ostatni kawałek, wzięła dwa talerzyki oraz łyżeczki i ruszyła w kierunku salonu, ale zatrzymała się po trzech krokach.
– Chcesz obejrzeć z nami film? – rzuciła do Eryka.
Obróciła się i spoglądała na niego wyczekująco. Czekała aż jej odpowie i rzucała mu zniecierpliwione spojrzenie.
– Właściwie mogę z wami posiedzieć. – Wzruszył ramionami, siląc się na nonszalancję.
Podążył za Sylwią, która przeszła do salonu i postawiła na stole paterę z ciastem oraz dwa talerzyki. Sama usiadła na kanapie obok Romana, a Eryk rozsiadł się w fotelu. Sięgnęła po talerzyk i włożyła sobie kawałek ciasta. Chłopak obserwował jak nabrała na łyżeczkę słodki przysmak, po czym wsunęła do ust. Patrzył na nią trochę za długo, bo wyczuła to i zerknęła na niego, przeżuwając kawałek. Uniosła pytająco brwi.
– Smakuje ci ciasto? – zapytała, przełknąwszy.
– Tak, dobre – odparł, chociaż nawet jeszcze nie spróbował.
Sylwia odwróciła od niego wzrok i skupiła się na ekranie, bo właśnie zaczął się film. Szybko dojadła ciasto i odłożywszy talerz na stół, wyciągnęła się wygodnie na kanapie, nogi opierając o uda Romana. On natychmiast zaczął głaskać jej nagą łydkę.
Eryk bardzo starał skupić się na filmie, ale co chwilę dyskretnie zerkał w stronę ojca i Sylwii. Za którymś razem dłoń Romana znalazła się wysoko na udzie kobiety, które przysłaniały krótkie, sportowe spodenki. Jego palce to zaciskały się, to rozluźniały na jej nodze, jakby od niechcenia. Eryk przypatrywał się tym gestom z dziwnym napięciem i poczuł się niezwykle nieswojo, kiedy uświadomił sobie, że zachowanie dwójki ludzi na kanapie niesamowicie go drażni.
– Możecie przestać? – rzucił w końcu z pretensją w głosie.
Sylwia i Roman spojrzeli na niego zaskoczeni.
– Ale co? – zapytał Roman, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
– Przestań ją tak macać. Zachowujecie się jak para niewyżytych nastolatków.
Roman zmarszczył czoło, jakby nie do końca zrozumiał to, co usłyszał i jeszcze raz przetwarzał słowa swojego syna, starając się znaleźć na nie jakąś odpowiedź. Sylwia natomiast parsknęła śmiechem.
– Przepraszam bardzo, ale co ci się dzieje? – zapytała rozbawiona.
– Nic mi się nie dzieje – warknął. – Chcieliście, żebym obejrzał z wami film, to zachowujcie się normalnie, a nie odstawiacie tu jakieś macanki. Może jeszcze zaczniecie się zaraz ruchać?
Jego ton był naprawdę wzburzony, co całkowicie skonfundowało Romana, Sylwia natomiast westchnęła głośno.
– Po pierwsze, nie zmuszaliśmy cię, żebyś tu siedział, tylko grzecznie zaproponowałam czy chcesz z nami obejrzeć. Po drugie, nie macamy się, a po trzecie, dlaczego gapisz się na nas, a nie w telewizor?
– Bo rozprasza mnie wasze mizdrzenie się do siebie i nie mogę skupić się na oglądaniu.
Po tych słowach Roman zabrał rękę z uda Sylwii i wyciągnął ramię wzdłuż oparcia kanapy.
– Serio? – spojrzała na niego niemalże zszokowana i prychnąwszy krótko złapała jego rękę i z powrotem położyła sobie na udzie.
Eryk odłożył niedojedzony kawałek ciasta na stolik i wstał z fotela.
– Pójdę do siebie – oznajmił i rzucił Sylwii poirytowane spojrzenie.
Podniosła się do pozycji siedzącej.
– O co ci znowu chodzi, dzieciaku? Myślałam, że już jest okej między nami, a ty znowu szukasz czegoś, do czego możesz się przyczepić.
– Nie nazywaj mnie tak – syknął.
– To dlaczego się tak zachowujesz?! Zwal sobie czy coś, bo jesteś strasznie drażliwy!
– A ty jak się zachowujesz?! Krótszych spodenek nie miałaś?! Może zaraz z gołą dupą się tu położysz?! Lubisz jak cię mój stary maca przy ludziach?!
– Roman to mój narzeczony i może mnie nawet tu wziąć teraz na tej kanapie na twoich oczach i mam gdzieś co o tym myślisz!
– Przestańcie! – wtrącił się Roman. – Co to ma znaczyć?! Jak wy się zachowujecie?
– On zaczął! – oburzyła się Sylwia.
– Macie się dogadać i koniec. Nie chcę tu żadnych konfliktów. Mam wystarczająco stresu w pracy, żebyście jeszcze dokładali mi w domu. Chcę mieć tutaj spokój, jasne?!
Roman gniewnie spoglądał to na syna, to na narzeczoną.
– Ja tylko odpowiadam na te jego zaczepki – usprawiedliwiła się.
– Nie obchodzi mnie to, kto zaczyna. Ma być spokój.
– Świetnie – skwitowała kwaśno i znów położyła się, opierając głowę o podłokietnik, a ręce zaplotła na piersiach i z miną obrażonej dziewczynki wpatrywała się w telewizor.
– A ty – Roman zwrócił się do Eryka. – Lepiej zastanów się nad swoim zachowaniem.
Nic nie odpowiedział, tylko obrócił się na pięcie i wyszedł z salonu. Po chwili dało się słyszeć trzask drzwi wyjściowych.
– Kochanie... – Roman rzekł łagodnie do Sylwii i pogłaskał ją po nodze. – Przepraszam, ale wy naprawdę musicie się jakoś dogadać. Nie chcę tutaj takich cyrków jak przed chwilą.
– Ale to on zaczął. To zawsze on zaczyna.
– Ignoruj.
– Zabrałeś rękę z mojej nogi, bo mu to przeszkadzało – odparła z wyrzutem.
– Tylko dla świętego spokoju – westchnął.
– I co jeszcze zrobisz dla świętego spokoju? Ciągle tak mu ulegasz?
Nie odpowiedział od razu. Odchylił głowę i przez chwilę w zamyśleniu wpatrywał się w sufit.
– On naprawdę dużo przeszedł... Jako dziecko stracił matkę, a ja nie poświęcałem mu wystarczająco dużo czasu...
– Ale to nie oznacza, że masz być w stosunku do niego taki... miękki. Spójrz jak on odnosi się do ciebie.
Roman westchnął głęboko i potarł dłonią czoło.
– Po prostu nie kłóćcie się – rzekł, tym samym kończąc tę rozmowę.
Wychylił się do stolika po pilot od telewizora i cofnął film do początku.
***
W niedzielny poranek Sylwia siedziała przy toaletce w sypialni i szczotkowała włosy, nucąc coś cicho pod nosem. Z sypialnianej łazienki, gdzie Roman właśnie brał prysznic, dobiegały dźwięki lejącej się wody. Drzwi od pokoju były lekko uchylone.
Nagle w lustrzanym odbiciu Sylwia dostrzegła ruch, a drzwi otworzyły się szerzej i w progu stanął Eryk. Patrzył chwilę na kobietę, a ona obserwowała jego odbicie.
– Cześć – powiedział w końcu.
Sylwia odwróciła się od lustra.
– Cześć.
– Przepraszam za wczoraj – rzucił szybko. – Po prostu... – westchnął i spuścił wzrok na podłogę. – Ostatnio mam trochę problemów. Doszło do pewnego nieporozumienia z Zuzą... To moja koleżanka. I przez to jestem ostatnio trochę zdenerwowany i wszystko łatwo wyprowadza mnie z równowagi.
Sylwia milczała chwilę, przypatrując mu się z lekkim zamyśleniem.
– Okej, w porządku – odparła, zdecydowanie zaskoczona jego skruchą. – Pokłóciłeś się z dziewczyną, możesz być drażliwy, rozumiem.
– Nie, ona nie jest moją dziewczyną – zaprzeczył natychmiast. – W dodatku ona myśli, że ja... że jestem... – zaciął się. – Właściwie nieważne. Em... zrobiłem na śniadanie tosty z serem i szynką. Poczęstujcie się, póki są jeszcze ciepłe. – Machnął ręką w stronę korytarza.
To zaskoczyło Sylwię jeszcze bardziej i od razu wzbudziło podejrzliwość.
– Hm... Dzięki – rzekła. – Zaraz zejdziemy na śniadanie, jak Roman wyjdzie spod prysznica. Na pewno się poczęstujemy.
– Okej... Okej, to... smacznego – uśmiechnął się krótko i wyszedł z pokoju.
Trzy minuty później Sylwia, już ubrana, zeszła do kuchni. Faktycznie, na blacie stał duży talerz pełen zapieczonych trójkątnych tostów, a w kuchni unosił się delikatny i przyjemny zapach sera i pieczywa. Podeszła bliżej blatu i sięgnęła jedną kanapkę. Uniosła do oczu i przyglądała jej się, starając się dopatrzeć jakiegoś podstępu. Delikatnie rozkleiła dwie tostowe kromki, żeby sprawdzić czy w środku nie ma jakiejś nieprzyjemnej niespodzianki, ale znalazła tam tylko ser, szynkę i trochę ketchupu. Wprawdzie mógł tam też być, na przykład, środek przeczyszczający, ale nie był widoczny na pierwszy rzut oka i zapewne niewyczuwalny. A czy tam rzeczywiście był okazałoby się dopiero po zjedzeniu.
– Nie otrułem tego.
Na dźwięk głosu tuż za swoimi plecami Sylwia pisnęła przestraszona i wypuściła z ręki kanapkę, która upadła na czubek stosu na talerzu.
– Co się tak czaisz i straszysz ludzi?!
– Sorry, nie chciałem cię przestraszyć. Nie otrułem tych tostów i nie dodałem do środka nic podejrzanego. Zjedz.
– Słyszałem, że są jakieś tosty. – Do kuchni wkroczył Roman.
Jego wzrok od razu przykuł talerz pełen opieczonych kanapek, więc natychmiast porwał jedną i wgryzł się w chrupiący chleb.
– Mmm... Dobre – oświadczył, przełknąwszy.
Wziął do ręki cały talerz i przeszedł z nim do salonu, żeby usiąść sobie na kanapie.
Sylwia spojrzała na Eryka, a on patrzył na nią jakby z lekkim wyrzutem.
– No co? – mruknęła. – Wczoraj ty bałeś się ruszyć ciasto, którego nawet nie piekłam, tylko dlatego, że podałam ci kawałek. I już wiem do czego jesteś zdolny, a mój instynkt samozachowawczy wciąż działa nienagannie.
– Serio, nie mam już zamiaru ci dogryzać – wyjaśnił. – Przepraszam za wczoraj, to był ostatni raz.
– Okej, przeprosiny przyjęte, ale nie zmienia to faktu, że nadal niespecjalnie ci ufam.
– Trudno, będę musiał z tym żyć. – Wzruszył ramionami.
Sylwia odwróciła się i przeszła do salonu, dołączając do Romana.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro