Reader × Nox
Ptaki wzniosły się w powietrze. Zawirowały, zamieniły się miejscami, zaświergotały. [T.I] wpatrywała się w nie nieobecnym wzrokiem. Poprawiła jedną z wstążek, które swobodnym ruchem falowały na wietrze, będąc częścią wielkiej i błękitnej kokardy znajdującej się u dołu jej sukni, ciasno oplatając jej talię. Dziewczyna dostrzegła marniejącą róże, której krwisty kolor pobladł i zgnił. Czerwień. Krew. Kolejne morderstwo. [T.I] skrzywiła się lekko, gdy w jej pamięci ponownie zawitał ten obraz. Martwe ciało, krew, dużo krwi, wyprute flaki i zatarte znaki. [T.I] przesunęła opuszkami palców po róży, a jeden z płatków oderwał się i opadł na bruk. Dziewczyna przymknęła oczy na moment. Wiedziała, że ten turniej to nie były przelewki ani dworska zabawa, szczególnie dla jej uczestników. Działy się tu nieprzyjemne sytuacje, a ona nie mogła się wycofać. Szczególnie, gdy jej rywalka, druga i ostatnia kobieta w tym turnieju już odnalazła spore grono sojuszników. W tym księcia i samego Chaola Westfalla. Zawiał wiatr, a ptaki zniknęły już w koronach drzew. Dostrzegła tą trójkę przechadzającą się jedną z alej, daleko od niej.
[T.I] zerwała uschnięty kwiat krzewu, idąc dalej. Obracając w dłoniach kwiat, wyczuła, że ktoś jest za nią. Nie zareagowała. Po miękkich i zwinnych krokach, wiedziała, że to nie mógł być strażnik, ani ktoś z gości pana tego zamku. To musiał być ktoś z uczestników, jednak po odgłosie kroków, wiedziała, że to żaden z rzekomych potencjalnych wygranych. Mimo, że była w obszernej i niewygodnej sukni, miała szanse w walce. Wiedziała to.
- Strażnicy dali ci wolną rękę? - dziewczyna nawet nie drgnęła. U jej boku pojawił się wysoki chłopak o czarnych włosach i świdrujących jej sylwetkę szarych oczach. Miał splecione ręce za plecami. Nox Owen, pomyślała. Złodziej, dlatego normalnie ktoś mógłby nie usłyszeć jego kroków.
- Jak widać. - mruknęła, marszcząc brwi dostrzegając, że Cealena i jej towarzysze zniknęli jej z oczu. [T.I] podniosła głowę, aby przyjrzeć się twarzy bruneta. - Dziwię się natomiast, że Ciebie puścili wolno... - powiedziała, unosząc podbródek.
Nox uśmiechnął się krótko.
- Mnie także to zaskoczyło, ale nie narzekam. - błysnął białymi zębami w ponownym uśmiechu, na co ta przekręciła oczami, nigdzie nie zauważając tamtej trójki. Zaniepokoiło ją to. Z takimi ludźmi miała wielkie szanse wygrać. Towarzystwo księcia Doriana przy niej było zrozumiałe, Westfalla z początku także, jednak... w tej relacji można było doszukać się czegoś więcej.
Miała nadzieję, że czarnowłosy chłopak wyczuje jej małe zainteresowanie tą rozmową i sobie pójdzie. Chciała odetchnąć i pobyć sama. Może i czegoś się dowiedzieć.
- Planujesz iść na bal? - zapytał, na co ta uniosła na niego spojrzenie zimnych oczu. Zaskoczył ją tym.
- Mam inne plany. - odpowiedziała po chwili, starannie dobierając słowa.
- Mianowicie leżenie w swoim pokoju, urozmaicone spaniem? - zapytał.
- Otóż to. - ucięła, idąc w kierunku strumienia. Chłopak się nie poddawał.
- Może... gdyby był ktoś interesujący na tym niby przyjęciu, poszłabyś? - dopytywał dalej, kładąc dłonie na piersi. Oboje się zatrzymali.
- Jeśli myślisz o sobie, to spanie jest bardziej kuszące. - uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili jednak spochmurniała.
- To jak będzie? - zapytał, przybliżając się do niej.
[T.I] odsunęła się. Zrobiła kwaśną minę. Towarzystwo Noxa, może być pożyteczne. Z pewnością nie będzie bardzo uciążliwe, a i może tym sposobem uzyskać dobrą przykrywkę i wolną rękę i spokój od nachalnych starych mężczyzn.
[T.I] spuściła wzrok, puszczając kwiat róży, który się rozpadł pod jej mocnym dotykiem i wleciał z pomocą podmuchów wiatru do strumyka. Opadł na taflę wody, częściowo znikając pod powierzchnią wody. Popłynął dalej. Zawirował.
- Przyjdź po mnie godzinę przed tym całym balem... muszę coś wcześniej sprawdzić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro