Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Reader × Nox

Ptaki wzniosły się w powietrze. Zawirowały, zamieniły się miejscami, zaświergotały. [T.I] wpatrywała się w nie nieobecnym wzrokiem. Poprawiła jedną z wstążek, które swobodnym ruchem falowały na wietrze, będąc częścią wielkiej i błękitnej kokardy znajdującej się u dołu jej sukni, ciasno oplatając jej talię. Dziewczyna dostrzegła marniejącą róże, której krwisty kolor pobladł i zgnił. Czerwień. Krew. Kolejne morderstwo. [T.I] skrzywiła się lekko, gdy w jej pamięci ponownie zawitał ten obraz. Martwe ciało, krew, dużo krwi, wyprute flaki i zatarte znaki. [T.I] przesunęła opuszkami palców po róży, a jeden z płatków oderwał się i opadł na bruk. Dziewczyna przymknęła oczy na moment. Wiedziała, że ten turniej to nie były przelewki ani dworska zabawa, szczególnie dla jej uczestników. Działy się tu nieprzyjemne sytuacje, a ona nie mogła się wycofać. Szczególnie, gdy jej rywalka, druga i ostatnia kobieta w tym turnieju już odnalazła spore grono sojuszników. W tym księcia i samego Chaola Westfalla. Zawiał wiatr, a ptaki zniknęły już w koronach drzew. Dostrzegła tą trójkę przechadzającą się jedną z alej, daleko od niej.

[T.I] zerwała uschnięty kwiat krzewu, idąc dalej. Obracając w dłoniach kwiat, wyczuła, że ktoś jest za nią. Nie zareagowała. Po miękkich i zwinnych krokach, wiedziała, że to nie mógł być strażnik, ani ktoś z gości pana tego zamku. To musiał być ktoś z uczestników, jednak po odgłosie kroków, wiedziała, że to żaden z rzekomych potencjalnych wygranych. Mimo, że była w obszernej i niewygodnej sukni, miała szanse w walce. Wiedziała to.

- Strażnicy dali ci wolną rękę? - dziewczyna nawet nie drgnęła. U jej boku pojawił się wysoki chłopak o czarnych włosach i świdrujących jej sylwetkę szarych oczach. Miał splecione ręce za plecami. Nox Owen, pomyślała. Złodziej, dlatego normalnie ktoś mógłby nie usłyszeć jego kroków.

- Jak widać. - mruknęła, marszcząc brwi dostrzegając, że Cealena i jej towarzysze zniknęli jej z oczu. [T.I] podniosła głowę, aby przyjrzeć się twarzy bruneta. - Dziwię się natomiast, że Ciebie puścili wolno... - powiedziała, unosząc podbródek.

Nox uśmiechnął się krótko. 

- Mnie także to zaskoczyło, ale nie narzekam. - błysnął białymi zębami w ponownym uśmiechu, na co ta przekręciła oczami, nigdzie nie zauważając tamtej trójki. Zaniepokoiło ją to. Z takimi ludźmi miała wielkie szanse wygrać. Towarzystwo księcia Doriana przy niej było zrozumiałe, Westfalla z początku także, jednak... w tej relacji można było doszukać się czegoś więcej.

Miała nadzieję, że czarnowłosy chłopak wyczuje jej małe zainteresowanie tą rozmową i sobie pójdzie. Chciała odetchnąć i pobyć sama. Może i czegoś się dowiedzieć.

- Planujesz iść na bal? - zapytał, na co ta uniosła na niego spojrzenie zimnych oczu. Zaskoczył ją tym.

- Mam inne plany. - odpowiedziała po chwili, starannie dobierając słowa.

- Mianowicie leżenie w swoim pokoju, urozmaicone spaniem? - zapytał.

- Otóż to. - ucięła, idąc w kierunku strumienia. Chłopak się nie poddawał.

- Może... gdyby był ktoś interesujący na tym niby przyjęciu, poszłabyś? - dopytywał dalej, kładąc dłonie na piersi. Oboje się zatrzymali.

- Jeśli myślisz o sobie, to spanie jest bardziej kuszące. - uśmiechnęła się pod nosem. Po chwili jednak spochmurniała. 

- To jak będzie? - zapytał, przybliżając się do niej.

[T.I] odsunęła się. Zrobiła kwaśną minę. Towarzystwo Noxa, może być pożyteczne. Z pewnością nie będzie bardzo uciążliwe, a i może tym sposobem uzyskać dobrą przykrywkę i wolną rękę i spokój od nachalnych starych mężczyzn.

[T.I] spuściła wzrok, puszczając kwiat róży, który się rozpadł pod jej mocnym dotykiem i wleciał z pomocą podmuchów wiatru do strumyka. Opadł na taflę wody, częściowo znikając pod powierzchnią wody. Popłynął dalej. Zawirował.

- Przyjdź po mnie godzinę przed tym całym balem... muszę coś wcześniej sprawdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro