vincent x Sharon Fitzgerald
To był twój pierwszy dzień w nowej pracy. Miałaś nocne zmiany w słynnej pizzerii "Fredy Fazber's pizza" której właścicielem był twój dobry przyjaciel Scott Cawton ,bardzo nie chciał abyś u niego pracowała z niewiadomych przyczyn. Była właśnie 23:00, Scott powiedział abyś przyszła na wszelki wypadek o godzinę szybciej, miałaś mieć zmianę vincentem a przynajmniej tak powiedział Scott i kazał ci na niego uważać, podobno dziwny typ.
Weszłaś do pizzerii i poszłaś do biura tam był jakiś fioletowy koleś był dosłownie CAŁY FIOLETOWY!
Sharon: emm... Cześć?
Vincent: o! Już jesteś!- Uśmiechną się szeroko- ty pewnie jesteś nowa!
Sharon: tak! A ty jesteś vincent tak?
Vincent: we własnej osobie! Dobra to co zaczynamy zmianę. To ty będziesz na początku przy kamerach a ja przy drzwiach.
Sharon: po co przy drzwiach?
Vincent: co? Scotty ci nie powiedział?! No bo widzisz te roboty jakby "ożywają" w nocy i chcą na z zabić.
Sharon: CO?!
Vincent: Spoko! Puki ja tu jestem to nic ci nie grozi!
Zaczeliście zmianę i bacznie obserwowałaś kamery rozmawiając z Vincentem. Nagle na kamerze ze sceną zauwarzyłaś że bonnie znikną wiedziałaś jak się nazywa ponieważ o nich czytałaś na necie.
Sharon: vincent bonnie'go nie ma...
Vincent: pewnie jest w łazience spokojnie.
Gdy rozmawialiście dalej usłyszeliście krzyk foxy'ego który biegł przez korytarz vincent nie zdążył zamknąć drzwi złapał cię za rękę i biegł do Pirate cover. Wskoczyliście za kurtynę i odetchneliście.
Vincenr: na razie jesteśmy bezpieczni...Na razie...
Sharon: Czemu tak zareagował?
Vincent: nie mam pojęcia.
Usłyszałaś głos za wami mówiący "uciekaj id niego" "Zrobi ci krzywdę" "do paska ma przypiętą broń"
Sheron: głosy po chwili ustały a ty zdziwiona wróciłaś z Vincentem do gabinetu. Po drodze Wincenty wywalił się przed drzwiami do gabinetu a jego koszulka podniosła się zauwarzyłaś że przy pasku ma siekierę.
Sharon: p-po co ci to?!
Vincent: to nie tak jak myślisz! Wyjaśnie to! to na animatrony! Jakby Nas zaatakowały.
Sharon: na pewno?
Vincent: słowo.
Po jakimś czasie wspólnego stróżowania byłaś zmęczona vincent to zauważył i usiadł przy kamerach posachił cię na kolana i przykrył zarumieniony
Sharon: vincent? Co robisz...?
Vincent: prześpij się zajmę się wszystkim.
Posłuchałaś go I zasnełaś gdy się obudziłaś vincent siedział przybkamerach a ty spałaś na obrotowym wygodnym krześle obok przykryta jego kórtką.
Vincent: już 5:00 niedługo koniec!
Sharon: już?
Vincent: tylko Freed jest wnerwicowany.
Po godzinie wybiła 6:00 im. I wyszliście z pizzeni.
Vincent: super było! Mam nadzieje że to nie ostatnia wspólna zmiana.
Sharon: vincent co o mnie myślisz?
Vincent: ja...? -widać było że był zakłopotany- widzisz ja...Kocham cię.
-------------------------------------------------------------
Wiem beznadziejne
Ale nie mam dziś weny przepraszam!
To był one shot dla: Foxy_husky
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro