^Oikawa x Reader^
/One-shot dla Ola_Uzumaki/
Postać: Tooru Oikawa
Relacja: od przyjaźni do miłości
~~~~~~~~~~
Mandarynka
~~~~~~~~~~
Na ten dzień przygotowywałam się dosyć długo.
Może przesadziłam. Przygotowywałam się dopiero od wczoraj, ale po kolei.
Oikawa to debil jakich mało, każdy to wie i niestety ja też. Przyjaźnię się z nim od dwóch lat, ale niestety tylko on do tej pory widzi to w kategorii przyjaźni. Mi spodobał się jakieś dwa miesiące po tym kiedy go poznałam, a on nadal ma mnie za przyjaciółkę.
Starałam się jakoś mu to powiedzieć i wyznać uczucia, ale to na nic. Lekkie aluzje na niego nie działają. Próbowałam chyba wszystkiego, więc szkoda mi tego wszystkiego wymieniać. Myślałam już nawet o tym, żeby wykrzyczeć mu to prosto w twarz na szkolnym korytarzu, ale na szczęście powstrzymałam się w porę. To dopiero byłby wstyd, a on obróciłby to wszystko w żart.
Aż do wczoraj, kiedy to zaprosił mnie - dodam, że z własnej woli i nie musiałam go do tego namawiać poprzez tortury - do kina, a potem na karaoke. Od razu włączył mi się w głowie alarm.
"Pewnie zrozumiał moje uczucia!!!" - krzyczał komunikat w mojej głowie.
Z racji tego, że dzisiaj jest wigilia, a tego dnia zakochani w Japonii chodzą na randki, zaczęłam szaleć z radości.
"Na pewno chce ze mną zacząć chodzić" - myślałam bez przerwy.
Pobiegłam więc od razu do sklepu i kupiłam nową błękitną sukienkę, płaszcz i buty. Jakąś pasującą torebkę powinnam znaleźć w szafie. Za to dzisiaj od rana się szykuję. Maseczka, malowanie paznokci i takie tam.
Spojrzałam na zegarek. Była już siedemnasta, a jestem z Tooru umówiona na dziewiętnastą. Mam jeszcze trochę czasu.
Mam już wszystkie wyprasowane ubrania, a włosy się wysuszyły. Zaraz zacznę robić makijaż. Naturalny, ale bez przesady. Rozłożyłam wszystkie kosmetyki jakie miałam na toaletce, po czym usiadłam przy niej. Wycisnęłam trochę podkładu i rozprowadziłam go po twarzy. Mam nadzieję, że nie będę wyglądała jakbym miała tapetę na twarzy.
Po kilkudziesięciu minutach, będąc przy rysowaniu drugiej kreski na powiece, usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Dobrze, że komórkę miałam pod ręką, bo na drugi koniec pokoju bym nie szła.
Odłożyłam eyeliner, po czym wzięłam telefon i odtworzyłam wiadomość.
Wybacz [...], ale nie dam rady dzisiaj się z tobą spotkać. Mama zaciągnęła mnie do cioci. Widzimy się po świętach. Zabiorę cię do maka czy coś XD
W pierwszym odruchu przeczytałam tą wiadomość jeszcze raz.
On tak poważnie?
Zaraz, zaraz... SERIO?
Rzuciłam telefon na łóżko, a eyeliner o ścianę. On był mi najbardziej pod ręką. Dobrze, że nie wyrządził dużo szkód, ale w tym momencie miałam to gdzieś.
Rodzice pojechali do babci, a wywinęłam się tylko dzięki temu, że Oikawa, ten wrzód szkoły Aoba johsai, miał ze mną spędzić wieczór. Mama go polubiła, więc nie miała nic przeciwko temu, a on...
Wstałam, po czym potargałam włosy. Po co mi teraz ładna fryzura, skoro nie będę się z nim widziała.
Ponownie usiadłam, by następnie spojrzeć w lustro. Byłam blada jak śmierć, a przez to, że kreski mi się rozmazały, wyglądałam jakby malowała mnie sześciolatka.
Jak go spotkam to mu wygarnę!
Wzięłam wacik, a w drugą ręką płyn do demakijażu. Czyli czeka mnie cudowny wieczór.
Przecierałam właśnie oko w celu pozbycia się eyelinera, kiedy dostałam kolejną wiadomość.
Zrodziła się we mnie iskierka nadziei. A może jednak będzie mógł przyjść, bo jego plany się zmieniły. Odłożyłam czarny już wacik, po czym podeszłam do łóżka. Wzięłam komórkę i z oczekiwaniem otworzyłam wiadomość od chłopaka.
Jednak nadzieja szybko znikła, kiedy zalała mnie wściekłość i rozczarowanie, bo SMS brzmiał:
Wesołych Świąt :-)
Ponownie rzuciłam urządzanie na łóżko, a ja położyłam się obok niego.
***
Minęły już prawie dwie godziny od przyjścia wiadomości od tego kretyna. Już nieco mi przeszło, ale nadal byłam na niego zła i obrażona. Pogodziłam się nieco z tą sytuacją, ale nadal miałam zamiar mu wygarnąć.
Obecnie siedziałam przed telewizorem i oglądałam jakiś film świąteczny. Nawet nie kłopotałam się, aby sprawdzić jaki ma tytuł. Przebrałam się w świąteczny sweterek i czarne leginsy. Włosy zostawiłam tak jakie były wcześniej, czyli potargane. Obok na stoliku leżała duża czekolada orzechowa, już z resztą do połowy zjedzona.
Tak, było mi smutno. Niby w kącie salonu stała mała choinka, a w radiu grały bez przerwy świąteczne piosenki, ale nie czułam się ani trochę szczęśliwa. Miałam zadzwonić do mamy, ale co miałam jej powiedzieć? "Przyjaciel mnie wystawił i siedzę sama w domu" - to brzmi wprost wspaniale.
Odłamałam kolejny pasek czekolady, po czym włożyłam go do ust. Właśnie sięgałam po pilota leżącego na stoliku, aby zmienić kanał, kiedy usłyszałam hałas za oknem.
Zignorowałam to, lecz kiedy ściszyłam telewizor, który był moim jedynym źródłem światła, nie licząc migoczącej się choinki, i usłyszałam ciche skrzypienie śniegu oraz dziwny cień, poderwałam się z miejsca. Nie mam pojęcia po co, ale jakiś taki miałam odruch. Następnie lekko się pochyliłam, by powoli i cicho poczłapać do kuchni. Dobrze, że miałam na nogach moje kochane różowe bambosze.
Kuchnia była pierwszym pomieszczeniem jakie przyszło mi do głowy, więc kiedy tam dotarłam przycupnęłam przy szafkach obejmując kolana ramionami, a serce biło mi jak oszalałe.
Czyżby to był złodziej? O tej porze roku często zdarzają się włamania, ale nigdy w mojej okolicy. Lecz w sumie to by pasowało. Nigdy tu nie byli, więc pomyśleli, że zawsze musi być ten pierwszy raz. Moja rodzina nie jest szczególnie bogata, ale zawsze coś mogą zwędzić.
Nagle poczułam przypływ adrenaliny. W sumie mogę zadzwonić do rodziców, policji czy kogoś tam, ale jeśli okaże się, że to tylko wygłup jakiś dzieciaków? Wszyscy pomyślą, że boje się byle czego.
Nie podnosząc się, poszłam na czworaka pod jedną z szafek. Otworzyłam ją, po czym wyjęłam ulubioną broń kucharzy, czyli patelnię.
Chcesz się bawić złodzieju to się zabawimy.
Lekko się podniosłam, po czym ostrożnie poczłapałam do przedpokoju. Ubrałam buty oraz pierwszą lepszą kurtkę, po czym wzięłam latarkę leżącą na stoliku przy wieszakach. Otworzyłam drzwi. Uzbrojona w patelnię oraz włączoną już latarkę wyszłam na zewnątrz.
"Jak zimno" - pomyślałam, kiedy mroźny podmuch trafił mnie w twarz. Dobrze, że przynajmniej nie padał śnieg. Świeciłam na około, ale nikogo podejrzanego nie zauważyłam. Mocno ściskałam rączkę od patelni, aby być gotowa w każdej chwili. Po jakimś czasie uspokoiłam się, bo może to tylko przypadkowa osoba przechodziła i już sobie poszła.
Postanowiłam wracać do środka, bo nie mam zamiaru się przeziębić, a robiło mi się coraz chłodniej. Miałam się właśnie odwrócić, kiedy nagle coś dotknęło mojego ramienia.
To był odruch. Zamachnęłam się i z całe siły siły uderzyłam to coś patelnią. Słuchać było głuchy odgłos, krzyk, a następnie dźwięk upadanego ciała. Na początku nie mogłam się ruszyć, lecz po chwili poświeciłam latarką na tą postać.
Pierwsze co zobaczyłam to czerwony kolor, ale na szczęście nie była to krew tylko taki odcień miał jego strój. Czerwone za szerokie spodnie, tego samego koloru coś na kształt kurtki z białym futrem przy kołnierzu.
Kurde, Święty Mikołaj.
Zamrugałam kilka razy, kiedy tamten zaczął się ruszać i wydawać dziwne odgłosy, coś pomiędzy jęczeniem a płaczem.
- Dzwonię po policję za napaść w wigilię - jęknął cicho, że ledwo go zrozumiałam, ale niestety głos rozpoznałam. - Po chwili się podniósł trzymając się za głowę, na której nadal spoczywała czerwona czapka z pomponem. - Przestań mi świecić po oczach - odparł cicho ponownie, po czym usiadł na śniegu.
Po jego słowach opuściłam strumień światła.
- Wybacz, nie spodziewałam się ciebie - powiedziałam raczej normalnie, bo jakoś szczególnie Oikawy nie było mi szkoda. W sumie zasłużył.
- Ale to nie znaczy, że masz mnie bić [...]. Czym ty... Patelnią? - odparł widząc urządzenie kuchenne w mojej dłoni. - Mogłaś mnie zabić.
- I szkoda, że cię nie zabiłam. Co ty tutaj robisz? Miałeś być u ciotki.
Tooru powoli podniósł się, po czym na chwiejnych nogach stanął naprzeciwko mnie.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę i być twoim Świętym Mikołajem w te święta. Wymyśliłem to z ciotką, ale i tak miałem zamiar przyjść i się z tobą zobaczyć - odrzekł skruszonym głosem, lecz po chwili dodał: - Ale ty wolisz bić mnie patelnią!
- To moje nowe hobby, wiesz? Bicie debili patelnią. - Miałam ochotę założyć ręce na piersi, ale przedmioty w mojej dłoni bardzo mi to utrudniały.
- Nie jestem debilem tylko chciałem ci zrobić prank, a ty już tak wszystko wzięłaś na poważnie. - Chłopak poprawił czapkę, w której wyglądał komicznie, a jednocześnie uroczo. W ogóle mu ten strój Mikołaja nie pasował, ale storo chciał mi zrobić taki prezent to co poradzę. - Ale przynajmniej mam dla ciebie prezent.
- Serio? - Zaskoczył mnie tym, bo nie mówiliśmy otwarcie o kupowaniu dla siebie prezentów, chociaż ja dla niego coś mam. - Dobra, chodź do środka. Straszne zimno na zewnątrz.
Oikawa lekko się uśmiechnął, po czym poszedł za mną do domu. Kiedy tylko byliśmy już w ciepłym pomieszczeniu zdjęłam buty i kurtkę. Nie wglądałam ślicznie w takim wydaniu, ale po jego dowcipie niczego lepszego chyba się nie spodziewał. On pozostał w swoim czerwonym stroju.
Odłożyłam latarkę i patelnię na pobliską komodę.
- Chciałbym ci to dać od razu, chociaż się stresuję - powiedział, a ja zaczęłam wewnętrznie skakać z radości. To kretyn, ale może w końcu coś do niego dotarło.
Włożył rękę do kieszeni, a ja bez przerwy patrzyłam w to miejsce próbując nie mrugać. Po chwili wyciągnął dłoń, w której znajdowała się...
- Co to jest? - zapytałam patrząc na to, co znajdowało się w wyciągniętej przed nim ręce.
- Mandarynka. Przecież widać to na pierwszy rzut oka - odparł zaskoczony, choć to ja powinnam taka być.
Tak, dał mi na święta mandarynkę. Tak mnie zamurowało, że nie wiedziałam co powiedzieć.
- Dałeś mi na gwiazdkę... mandarynkę? - upewniłam się.
On przytaknął.
Jeszcze raz spojrzałam na owoc. Może powinnam ją obrać. Może coś jest w środku. Z taką myślą wzięłam od niego owoc.
- Spoko. Tam nic nie ma. To tylko mandarynka - Oikawa uśmiechnął się dumny z siebie.
Zaraz, gdzie jest ta moja patelnia? Chyba trzeba go ponownie uderzyć, bo za pierwszym razem wydaje mi się, że coś stało mu się z mózgiem.
- Jesteś nienormalny. A przyjaciółka mi radziła: Mówię ci, lepszy Iwaizumi od tego idioty. I miała rację.
- O co ci chodzi? - zapytał zdziwiony moimi słowami.
- Nic - rzekłam, bo to nie był najlepszy moment na wyznawanie mu swoich uczuć. - Mam dla ciebie prezent, ale taki normalny. Czekaj tu na mnie. - Odwróciłam się i zostawiłam go samego w przedpokoju. Nie mam zamiaru zapraszać go na herbatę, bo chciałam tylko, aby się ogrzał i dać mu limitowaną koszulkę z kosmitą, którą mu kupiłam jeszcze we wrześniu. Miałam nadzieję, że do tego czasu coś ruszy między nami z miejsca, ale nie wiem czy jest sens mu cokolwiek mówić.
Wróciłam po kilku sekundach.
- Masz - powiedziałam, po czym podałam mu pudełko, które po chwili wziął. - A teraz wybacz, ale jestem zajęta.
- Wyrzucasz mnie? - Kiedy nie udzieliłam mu odpowiedzi, patrząc w podłogę i bawiąc się owocem, dodał: - Rozumiem cię, że się gniewasz, ale naprawdę cię lubię, a to był kolejny żart z tą mandarynką. Tu mam dla ciebie prawdziwy prezent.
Kiedy to powiedział wyjął wolną ręką z kieszeni czerwone, małe pudełeczko. O kurcze, czy on chce mi dać wisiorek? Pierścionek? Bransoletkę? Tak się ucieszyłam, że nie wiedziałam po raz kolejny co powiedzieć. I jeszcze dodał, że mnie lubi. Czy on chce, abym została jego dziewczyną.
- Otwórz - odparł z uśmiechem nadal wyciągając w moim kierunku pudełeczko.
Odłożyłam mandarynkę, po czym przyjęłam prezent. Opakowanie było lekkie, co też napawało mnie optymizmem. Powoli uchyliłam pokrywkę, a to co tam zobaczyłam zaparło dech w mojej piersi.
- To... kawałek mandarynki!!! - krzyknęłam, po czym rzuciłam w niego pudełeczkiem. Następnie chwyciłam za patelnię. Dobrze, że nie zaniosłam jej do kuchni, bo przydała się od razu. To ostatnia rzecz jaką zobaczył po tym, kiedy stracił przytomność.
***
Na szczęście za jakiś czas ją odzyskał. Przyznał się ze łzami w oczach, że całkowicie zapomniał o prezencie dla mnie i o naszym spotkaniu. Ale kiedy już sobie przypomniał, chciał się wycofać i nie przyjść i stąd ta wiadomość. Lecz po skonsultowaniu tego z przyjaciółmi z drużyny, postanowił przebrać się za Świętego Mikołaja i dać mi mandarynkę, którą znalazł w domu.
Na usprawiedliwienie miał to, że to była jego ostatnia mandarynka, a on je uwielbia, ale i tak postanowił oddać ją mnie. Przyznał się też, że podobam mu się od dawna, ale bał się przyznać.
Niespecjalnie mu uwierzyłam, ale trzymam się jego wersji. Zobaczymy co będzie dalej.
~~~~~~
Wiem, że dawno mnie nie było i pewnie straciliście nadzieję na one-shoty, ale jak widać jestem ;-) Będę je pisała, kiedy najdzie mnie konkretna wena i oczywiście mam nadzieję, że ten się podobał ^_^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro