Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

^OC x Akaashi^

*One-shot dla Gocha_Zocha*

~~~~~~~~~~

Ukryty opiekun

~~~~~~~~~~

- Hej, hej, Akaashi, wystaw mi, wystaw! - krzyczał Bokuto, a jego głos rozchodził się po hali, w której drużyna siatkarska Fukurodani miała trening.

Siedziałam na ławce niedaleko boiska, na którym chłopcy rozgrywali właśnie taki mini mecz. Próbowałam rysować i całkiem nieźle mi to wychodziło mimo ciągłych krzyków i dzięków odbijanej piłki. Szkicownik miałam oparty o kolana, ale i tak mimo tych trudności rysunek wyszedł mi całkiem nieźle. Wzrok przesuwałam od szkicownika w stronę siatkarzy i z powrotem. Chciałam uchwycić na rysunku w końcu jak najwięcej ruchu.

Gdybym miała wybierać co kocham najbardziej - siatkówkę czy rysowanie - nie potrafiłabym zdecydować. Dlatego bardzo często przychodzę tutaj, na treningi siatkarzy, gdzie mogę połączyć przyjemne z pożytecznym. Uwielbiam ich rysować, kiedy serwują, atakują, blokują... Dodatkowo mogę się również spotkać z moimi jedynymi przyjaciółmi, Akaashim i Bokuto, którzy nie mają może wiele czasu, ale po treningach zawsze wracamy razem, więc możemy wtedy pogadać.

- Sam sobie wystaw, Bokuto-san. Ja robię przerwę - odparł brunet w stronę kapitana.

Spojrzałam na rysunek, który był już prawie skończony. Przedstawiał on Akaashiego, który skacze niedaleko siatki, aby odbić piłkę i wystawić ją któremuś z graczy. Uchwyciłam skupienie w jego oczach, które widzę za każdym razem.

Przypatrywałam się swojemu tworowi, jakby był żywym człowiekiem, od czasu do czasu dotykając go opuszkami palców.

Głupio mi samej przed sobą to przyznać, że jego rysuję najczęściej, a przyczyna tego jest bardzo oczywista. Jestem po uszy zakochana w Akaashim. Na początku widziałam w nim tylko przyjaciela, tak samo jak w Bokuto, ale z czasem, kiedy spotykaliśmy się ze sobą coraz częściej, a rozmowy z typowych szkolnych pogaduch przeszły na tematy bardziej osobiste, zaczęłam widzieć w nim kogoś więcej.

On o niczym nie wie. Wstydzę się mu to powiedzieć, bo to na pewno zniszczyłoby naszą przyjaźń, a tego bym nie chciała. Akaashi nigdy nie widział tych rysunków. Pokazuje mu tylko te, na których nie ma nic ciekawego oraz te, które tworzę kiedy bardzo mi się nudzi.

- Dokończyłaś już, Mika ? Mogę zobaczyć? - usłyszałam jego głos nad swoją głową. Od razu błyskawicznie przerzuciłam na wierzch czystą kartkę.

- Nie wyszedł mi. Pokażę ci, kiedy go poprawię. - Próbowałam uspokoić swój głos, bo naprawdę mnie wystraszył swoim pojawieniem się.

- No co ty, twoje wszystkie rysunki są świetne. - Akaashi usiadł obok mnie na ławce wyciągając przed siebie nogi, a na szyi miał przerzucony ręcznik.  - Masz wielki talent. Musisz mnie kiedyś narysować.

- Może kiedyś - odparłam cicho, chowając szkicownik do torby.

- Hej, hej, Mika! - krzyczał Bokuto machając do mnie z drugiego końca boiska. - Chodź i mi wystaw!

Razem z brunetem poparzyliśmy na niego. On jest tak nienormalny i dziwny, że aż kochany.

- Bokuto-san - powiedział mój towarzysz wstając z ławki. - A może zakończyłbyś już ten trening, co? Zaczyna się ściemniać.

- Tak szybko? - oburzył się kapitan podbiegając do nas. - Reszta też jest jeszcze w pełni sił, co nie chłopaki? - zapytał innych siatkarzy entuzjastycznie. Nikt mu niestety nie odpowiedział, bo wszyscy leżeli na parkiecie i ciężko oddychając, próbowali odpocząć.

- Właśnie to widzę. - Pokręcił przy tym głową rozgrywający. - Nie wiem jak ty, ale ja idę do domu. Mika idziesz czy zostajesz?

- Idę - odpowiedziałam bez namysłu biorąc torbę, wstając i idąc za Akaashim w stronę wyjścia.

- Róbcie jak chcecie. - Machnął ręką kapitan. - Świetnie sobie poradzimy bez was. No chłopaki, wstawać, nie pora na przerwę - usłyszałam zanim zamknęłam za sobą drzwi.

Na zewnątrz na serio zaczęło robić się coraz ciemniej. Słońce już prawie całkowicie zaszło, więc bezchmurne niebo było teraz pomarańczowe. Ciekawe, jak długo Bokuto ma zamiar trzymać tych biednych chłopaków na treningu.

- Proszę - usłyszałam od bruneta, który szedł obok mnie. W ręku trzymał swoją białą bluzę z piątką na plecach. - Robi się chłodno, a nie chcę żebyś zmarzła. Jesteś moją jedyną przyjaciółką, a o przyjaciół należy dbać.

Wahałam się, ale ostatecznie wzięłam ją. Byłabym chyba głupia, aby nie przyjąć takiego prezentu, nawet jeśli będę musiała go zwrócić. Poza tym miał rację. Miałam na sobie czarną spódniczkę oraz białą koszulkę z krótkim rękawem, czyli obowiązkowy mundurek szkolny, więc zaczęło mi być trochę zimno. Nie jest to mój styl ubierania, ale jak trzeba to trzeba.

- Wiem, że nie jest to bluza zakładana przez głowę, którą tak bardzo lubisz, ale moja, choć rozpinana, też jest ciepła.

- Dzięki Akaashi. Jesteś świetny, wiesz o tym? - rzekłam zakładając ją powoli, bo musiałam się jeszcze uporać z torebką, po czym zapięłam ją do połowy.

Jeśli miałabym wybrać moją ukochaną bluzę, a tą, bez namysłu zabrałabym mojemu przyjacielowi połowę garderoby. Odzież, którą obecnie od niego otrzymałam, tak intensywnie nim pachniała, że mogłabym w niej spać i pewnie wyspałabym się za wszystkie czasy.

On na moje słowa uśmiechną się. Rzadko to robi, ale jego uśmiech to najpiękniejszy widok jaki w życiu widziałam.

- Wiem, tylko szkoda, że tylko ty mnie doceniasz.

Nawet nie wiesz, jak bardzo.

***

Biegłam ile sił w nogach. Czułam chłodny wiatr, który otulał mnie ze wszystkich stron, ale i tak nie zatrzymałam się nawet na chwilę. Bardzo lubię biegać po parku rankiem przed lekcjami lub, jak w tym przypadku, wieczorem. Nie ma wtedy wielu ludzi, którzy tylko by mi przeszkadzali.

Zatrzymałam się na środku chodnika, gdy w płucach zaczęło mi już brakować powietrza. Szkoda, że mój brat nie może być tu razem ze mną. On też uwielbiał biegać i to właśnie za jego namową również zaczęłam to robić. Gdyby nie ten wypadek, w którym zginął, nadal wyprzedzałby mnie, a potem czekał za kolejnym zakrętem.

Znowu zrobiło mi się smutno, chociaż nie pamiętam, kiedy byłam tak naprawdę szczęśliwa i uśmiechnięta. Chyba ostatnio uśmiech gościł na mojej twarzy trzy lata temu, kiedy miałam czternaście lat. Było to wtedy, kiedy zabrał do wesołego miasteczka.

Zacisnęłam powieki, aby się nie rozkleić. To było dawno i wiem, że nigdy o nim nie zapomnę, ale muszę nareszcie zacząć nauczyć się z tym żyć.

Zaczerpnęłam głęboko powietrza, po czym ruszyłam przed siebie. Zaczęłam znowu myśleć o Akaashim i jego uśmiechu, który jako jedyny potrafiłby wywołać go również i u mnie.

***

Rano obudziłam się w paskudnym stanie. Boli mnie głowa, ręce, nogi... Kogo ja oszukuję, wszystko mnie boli. Z trudnością dźwignęłam się z łóżka i ruszyłam do kuchni po termometr.

Wynik był jednoznaczny. Miałam 38,3 stopnia. Cudownie, musiałam się przeziębić, kiedy biegałam wczoraj wieczorem. Poszłam w drogę powrotną do łóżka. Nie jestem głodna, choć jest już pora śniadania. Chociaż w sumie nawet nie wiem, która godzina, ale na pewno dosyć późna, bo słońce jest już wysoko.

Wzięłam komórkę z szafki, która stoi obok łóżka. Wyświetlacz wskazywał jednoznacznie, że jest pięć po dziesiątej. Opadłam zrezygnowana na poduszkę. Czyli chyba nici z pójścia tego dnia do szkoły.

Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Powoli wstałam i zaczęłam iść w stronę wejścia. Nawet nie patrząc kto za nimi się znajduje, otworzyłam.

- O hej, Akaahi. Co tutaj robisz? - zapytałam zaspanym głosem, po czym kilka razy odkaszlnęłam.

Przyjaciel przyjrzał mi się uważnie.

- Jesteś chora. Natychmiast idź do łóżka - rozkazał, a wiem to, bo miał bardzo stanowczy ton.

- Dobra, jak tam chcesz. - Ledwo kontaktowałam, więc po prostu poddałam się i wycofałam się w głąb domu. Akaashi wszedł do środka zaraz za mną zamykając za sobą drzwi.

- Masz jakieś lekarstwa w domu!? - krzyknął z kuchni, bo ja w tym czasie już leżałam w łóżku owinięta kocem. Keiji bardzo często do mnie przychodzi, więc wie, gdzie co w moim domu się znajduje. A przynajmniej tak mniej więcej.

- Nie wiem - po prostu powiedziałam, bo nie miałam siły mu odkrzyknąć.

Akaashi wszedł do pokoju, w którym leżałam.

- To ja skoczę do apteki i zaraz wracam.

- Nie musisz. Lepiej idź na lekcje, bo i tak dwie pierwsze już opuściłeś.

On na te słowa założył ręce na piersi.

- Chyba  żartujesz. Nie zostawię cię w takim stanie. Nie martw się o mnie, tylko o siebie. Ja szybko pójdę po lekarstwa i będę z powrotem. To do zobaczenia.

Nie czekając na moją reakcję odwrócił się i wyszedł.

Nie wracał przez jakiś czas. Może to było dziesięć minut, może godzina. Głowa tak strasznie mnie bolała, że ledwo mogłam wytrzymać, więc mam nadzieję, że wróci szybko. Dodatkowo zamknęłam oczy, bo wtedy ból lekko ustępował i był nawet znośny.

Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. To na pewno Akaashi, bo nie spodziewałam się nikogo innego.

- O zasnęłaś - powiedział cicho, kiedy tylko wszedł do pokoju. Usłyszałam szelest reklamówki, więc kupił pewnie dużo leków. Przystanął niedaleko mnie i położył delikatnie jednorazówkę na stoliku.

Nie wiem, dlaczego wtedy nie otworzyłam oczu, przecież wcale nie spałam. Może po prostu nie chciałam wyprowadzać go z błędu.

Poczułam jego delikatną dłoń na czole, którą odgarnął mi włosy.

- Jak mogłaś pomyśleć, że cię zostawię samą - wymamrotał.

Nagle poczułam coś na swoich ustach. Czyżby on... mnie pocałował? Serce biło mi bardzo szybko, a dłonie, które miałam pod kocem zaczęły mi drżeć. Może to przez tą gorączkę mam omamy, ale nie wydaje mi się, aby były one aż tak realistyczne.

Po chwili oderwał swoje usta od moich, po czym wyszeptał mi do ucha:

- Kocham cię i już zawsze będę się tobą opiekował.

~~~~~~

Podoba mi się ten one-shot i mam nadzieję, że wam również się spodobał :-)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro