^Kageyama x Reader^
Postać: Tobio Kageyama
Relacja: miłość
~~~~~~~~~~
Nawiedzony dom
~~~~~~~~~~
To, że Tobio był wygadany, wiedział każdy. Wszystko co było związane z siatkówką, on już to wiedział i się wykłócał. Nawet jeśli coś nie było związane z tym sportem, on i tak musiał pokazać, że wie lepiej, choć nie miał bladego pojęcia, o co chodzi albo po prostu nie chciał pokazać się ze słabszej strony.
Tak było i tym razem.
Był ładny piątkowy dzień, kiedy Kageyama zadzwonił do mnie, czego zazwyczaj nie robi, bo woli SMSy. W sumie też mi wygodniej, bo mogę sobie jego słowa przemyśleć i lepiej mi wtedy sformułować odpowiedź. Nie zawsze bowiem rozumiem jego słowa za pierwszym razem.
- Powtórz mi to jeszcze raz, bo chyba nie rozumiem - odparłam bazgrząc na kartce, którą miałam przede mną.
Siedziałam na ławce w parku, bo uwielbiam przebywać na świeżym powietrzu, a rzadko wyjeżdżam poza miasto. Obecnie zaczęłam rysować drzewo znajdujące się przede mną, zaś pod nim siedziała dziewczyna i czytała książkę. Idealna sceneria dla mojego malunku.
- Przecież to jest proste, [__] - prawie krzyknął do słuchawki. Czy on nie potrafi korzystać z telefonu? Powinien wiedzieć, że słyszę go bardzo dobre. - Znowu wpakowałem się w niezłe gówno.
Już przestałam go upominać, że nie podoba mi się jego słownictwo, bo to i tak nie przynosiło rezultatu. Za to zaczęłam słuchać, co ma do powiedzenia, co jakiś czas przytakując.
Tobio zaczął od tego, że przechwalał się jak to on świetnie gra w siatkówkę i nie ma lepszego od niego. Nie zdziwiło mnie to, bo w tym zazwyczaj brał udział dodatkowo Hinata. Oraz czasami Tsukishima, gdy już nie może znieść gadaniny mojego chłopaka. Nie znam reszty drużyny dokładnie, bo tylko z opowieści Kageyamy.
Ale do sedna.
Zaczęli się wykłócać, kto jest silniejszy, wyższy i odważniejszy. I tak się zaczęło.
- I wiesz, co wtedy Tsukishima do mnie powiedział?
- Nie mam pojęcia - odparłam znudzonym głosem, bo o tego rodzajach kłótni słyszę minimum raz w tygodniu. Gdybym się rozłączyła to pewnie też by tego nie zauważył.
- Powiedział, że jestem tchórzem! [__], czy ja jestem tchórzem? - zapytał z nadzieją w głosie.
Hmm... Czy mam skłamać, aby nasz związek przetrwał?
- I jak zareagowałeś na słowa okularnika? - odrzekłam mając nadzieję, że nie wróci do swojego pytania, bo chyba nie potrafiłabym mu skłamać.
- A jak myślisz? Chciałem mu przywalić, ale Sugawara-senpai mi przerwał.
Odetchnęłam z ulgą. Po pierwsze, nie oczekiwał odpowiedzi, a po drugie, ktoś inteligentny go powstrzymał. Nie mam nic do inteligencji Tobio, ale mógłby zacząć używać mózgu do czegoś poza siatkówka.
- No i? Bo nie rozumiem tego całego zamieszania.
Chłopak westchnął.
- Sugawara-senpai zaproponował, że jeśli chcę już udowodnić, że jestem taki odważny, to abym przenocował dzisiaj w strasznym domu pana Kimo.
Od razu skojarzyłam, o jaki budynek chodzi. Pan Kimo mieszkał w centrum miasta niedaleko domu Kageyamy. Zmarł jeszcze przed naszym urodzeniem, więc wiemy o nim tylko z opowieści dorosłych oraz starszych kolegów. Podobno zabił swoją żonę oraz siostrę, a ich zwłoki wrzucił w piwnicy. Wszyscy trzymamy się od tego domu z daleka i nawet agenci nieruchomościami się do nich nie zbliżają, bo nikt nie chce go kupić.
Jak ten miły srebrnowłosy rozgrywający mógł wpaść na taki pomysł, żeby on miał tam przenocować?
- Chyba się nie zgodziłeś? - zapytałam mając nadzieję, że nie jest aż taki głupi. Kiedy mi nie odpowiedział już wiedziałam, w co wpakował się ten bezmózgi pierwszoklasista. - W takim razie masz problem - podsumowałam.
- Wiem, pani mądralińska.
- Ale nadal nie wiem, po co dzwonisz do mnie.
Wtedy zauważyłam, że tamta dziewczyna, którą rysowałam, sobie poszła. Czyli pozostaje mi uwiecznienie tego pięknego drzewa.
- Pomyślałem, że wybrałabyś się tam ze mną.
To było w sumie urocze. Chłopak zaprasza mnie na romantyczną noc do nawiedzonego domu. Tak szczerze, to lubię horrory i mnie to całe domostwo z duchami nie przeraża, bo wiem, że to tylko bajki.
Za to on wprost przeciwnie. Boi się wracać po ciemku do domu, bo myśli że duchy go porwą. Ale oczywiście, musi coś chlapnąć przy każdej okazji, a potem mi się skarży, że znowu musi coś komuś udowadniać. Rzecz jasna nie musi, ale jego męska duma by nie pozwoliła odpuścić.
Po chwili przemyśleń wszystkich plusów i minusów, odparłam:
- Okej, ale jesteś mi winny przysługę.
To pójście z nim nie będzie trudne, a przysługa zawsze się przyda.
***
Punktualnie o dwudziestej pierwszej miałam się spotkać ze swoim chłopakiem przed domem pana Kimo. Byłam przed czasem, ale miałam nadzieję, że on też przyjdzie wcześniej.
Nie mogłam się bardziej mylić. Jeszcze że nie przyszedł o czasie, to jeszcze się spóźniał. Lecz czego ja się spodziewałam. Przecież on nigdy nie przychodził punktualnie. Przez myśl przeszło mi nawet, że mnie wystawił, ale czy on jest w stanie posunąć się co czegoś takiego?
Zdecydowanie tak.
Chodziłam w tę i z powrotem wzdłuż ogrodzenia domostwa. Słońce już dawno zaszło, więc drogę oświetlały mi latarnie. Wiatr też wiał lekko chłodny, a ja robię z siebie idiotkę i na niego czekam. Jeśli nie przyjdzie w ciągu pięciu minut, to przy najbliższej okazji nogi mu z dupy powyrywam.
Albo przebiję jego piłkę do siatkówki.
Odwróciłam się, aby po raz kolejny się przejść, kiedy kilka metrów ode mnie zobaczyłam Tobio. Ale nie był sam.
- Przepraszam, że się spóźniłem, [__] - powiedział trochę zachrypniętym głosem rozgrywający.
Nie patrzyłam jednak na niego. Obok niego stał jego znajomy z drużyny.
- Chciał uciec - odparł z wyższością blond okularnik, który stał obok niego. - Jakie szczęście, że go spotkałem po drodze i go przyprowadziłem. Już bym pomyślał, że chce stchórzyć.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Też bym o tym pomyślała, gdyby go nie przywlókł.
- Zamknij się, Tsukishima! - krzyknął Kageyama czerwony na policzkach. Nie wiem tylko, czy to przez to, że jest zły na znajomego czy przez to, że się zawstydził tym, że tamten powiedział prawdę. W sumie wychodzi na to samo.
Okularnik uśmiechnął się.
- Jeśli nie jesteś tchórzem to dlaczego chcesz, aby dziewczyna z taką poszła? Sam się boisz, co?
Powietrze zrobiło się ciężkie od panującej atmosfery między tą dwójką. Czy im te kłótnie nigdy się nie znudzą?
- Wziąłem ją jako świadka. Będzie tylko po to, aby wam potwierdzić, że byłem tam całą noc.
- Jasne. - Uśmiech nie schodził z twarzy blondyna. Po chwili zwrócił się do mnie. - Współczuję chłopaka. - Po czym wyminął mnie i poszedł przed siebie.
Nawet na tamtego nie popatrzyłam, bo bez przerwy wpatrywałam się w lekko obrażoną twarz Kageyamy.
- I co się patrzysz? Chodź. - Szatyn złapał mnie za nadgarstek, po czym pociągnął w stronę bramy, przez którą po chwili weszliśmy na posesję. To było nawet trochę dziwne, że była tak po prostu otwarta, ale nie miałam zamiaru narzekać.
Trawa oraz krzewy porastały każdy centymetr kwadratowy pomiędzy budynkiem, a ogrodzeniem. Widać, że nie mieszkał tu nikt od dłuższego czasu. Śmieci walały się po trawniku, a co jakiś czas mijaliśmy jakiegoś bezpańskiego kota, który się tu przybłąkał.
Czym bardziej zbliżaliśmy się do drzwi, z czego Tobio cały czas trzymał mnie za nadgarstek, tym bardziej byłam podekscytowana.
On chyba mniej, bo przed samym wejściem zwolnił, aż całkowicie się zatrzymał.
Wyprzedziłam go więc, wyrywając się z objęć jego ręki. Popatrzyłam na stary dom, który z bliska wyglądał jeszcze gorszej. Biała farba, która zaczęła już odchodzić od desek, przykrył kurz, więc była teraz raczej koloru szarego. Pajęczyny w każdym możliwym miejscu oraz stare deski na ganku w nie najlepszym stanie.
- Serio, chcesz tam nocować? - zapytałam odwracając się w jego stronę, choć jego twarz wyrażała wszystko. Był blady jakby już zobaczył ducha. Myślałam nawet, że zaraz zemdleje.
- Tak - odparł niepewnie. Nie zdziwiłabym się, gdyby wziął nogi za pas i uciekł.
- To chodź. - Otworzyłam stare drzwi, które nigdy nie były zamykane na klucz. Wiem, bo kiedyś sprawdzałam.
Zauważyłam, jak Tobio nerwowo przełyka ślinę. Zrobił parę korków, po czym przeszedł przez próg. Aby go ubezpieczać szłam tuż za nim. A tak konkretnie, aby nie uciekł. To kara za to, że zgodził się na taką głupotę.
Będąc już wewnątrz zauważyłam, że drzwi zamknęły się same. Hmm... Całkiem spoko, jakby był tu jakiś kamerdyner widmo.
Dołączyłam swojego chłopaka, po czym włączyłam latarkę, którą ze sobą wzięłam. On oczywiście o niej nie pomyślał. Rozglądał się na boki, więc zrobiłam to samo.
Sam wystrój jak dla mnie był boski. To dlatego, że kocham klimaty starych ruin, pajęczyn i upiornych legend. Gdyby to był Halloween to w ogóle byłabym wniebowzięta.
Innego zdania był mój towarzysz, który wyglądał jakby miał się rozpłakać.
- Chodź [__], poszukamy jakiegoś miejsca do spania - powiedział, widząc, że przyglądam się jego przerażonej minie.
Przytaknęłam. Od razu skierowaliśmy się schodami na piętro, co nie było może najlepszym rozwiązaniem, przez stare schody, które przy każdym kroku wydawały taki dźwięk, jakby miały się zaraz zawalić. Po dotarciu na miejsce poszliśmy przed siebie korytarzem, uważając na pajęczyny, które zwisały z sufitu, po czym otworzyłam pierwsze lepsze drzwi.
Za nimi znajdował się pokój, więc nie trafiliśmy najgorzej.
- Może być, co nie? - odparłam, bo do tej pory szliśmy w ciszy.
- Przynajmniej nie ma tu żadnych zwłok - powiedział Kageyama, wchodząc tuż za mną i zamykając je za sobą.
Pokój był niewielki i jak wiadomo, zakurzony jak reszta domu. Znajdowało się w nim łóżko, jakaś szafa i stolik z krzesłem. Mogłam mu powiedzieć, że zwłoki zazwyczaj nie leżą tak na widoku, ale postanowiłam go nie straszyć.
- Usiądziemy na podłodze, oprzemy się o łóżko i zaśniemy - wyjaśniłam swój plan działania. Na początek sama go zrealizowałam.
Kucnęłam, po czym przetarłam dłonią podłogę. Tobio poszedł w moje ślady. Po chwili siedzieliśmy obok siebie w ciszy i dobrze, że przynajmniej miałam źródło światła. Słychać było skrzypienie desek, odgłos uderzania gałęzi w szybę oraz świst wiatru.
Pomyślałam, aby zgasić latarkę, lecz zaraz po nastaniu ciemności usłyszałam krzyk bruneta.
- [__], włącz tą latarkę!
Musiałam więc ustąpić.
Po jakimś czasie ogarnęła mnie senność i nawet światło nie przeszkodziło mi w tym, aby zasnąć. Niestety, nie było mi to dane.
- [__], słyszałaś? To na pewno duch - szepnął mi do ucha, obejmując mnie w talii.
- Ile mam ci mówić, że duchy nie istnieją. Idź spać.
Taka sytuacja zdarzała się kilkakrotnie i pewnie bym się wkurzyła, gdyby nie jego słowa tuż przed jego zaśnięciem.
- Jeśli umrę we śnie to wiedz, że cię kocham bardziej niż mleko jagodowe.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Gdyby tylko wiedział, że to wszystko było zaplanowane przez jego kolegów z drużyny i że to właśnie oni chodzili po całym budynku, aby go nastraszyć. Ale czego się nie robi, aby w końcu chłopak ci wyznał swoje uczucia.
Nawet jeśli porównuje cię do mleka.
~~~~~~
Pierwszy one-shot od dłuższego czasu :-) Mam nadzieję, że w miarę się podobał, bo pisałam go chyba trzy dni ;-)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro