Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kankuro x Reader - Burza piaskowa

- Zbiera się na burzę piaskową... - wymamrotała [kolor włosów] kobieta, stając przy niewielkim okrągłym okienku. Założyła ramiona na piersi, marszcząc brwi. Wyjrzała przez okno, spostrzegając, że niebo z każdą chwilą robiło się coraz ciemniejsze. Kobieta wiedziała, że wprowadzając się do swojego chłopaka musiała się liczyć z nagłymi zmianami pogody, które tutaj zmieniały się momentalnie. Musiała na pożegnać się z dobrze jej znanymi zielonymi lasami Konohy.

Kankuro, który siedział na kanapie, która stała tyłem do okna, przy którym stała, mruknął coś niezrozumiale. Zgarbił się bardziej, nie odpowiadając jej nic. Kobieta zauważyła, że od jakiegoś czasu był on małomówny i markotny. Próbowała dowiedzieć się co jej powodem jego zachowania, jednak ten szybko ją zbywał albo zmieniał temat. [Kolor oczu] postanowiła nie naciskać. Jak będzie gotowy to jej powie co się stało. 

- [T.I]... - zaczął Kankuro, na co kobieta spojrzała na niego przez ramię. - Ja... - nim zdążyłby powiedzieć słowo więcej przerwało mu pukanie do drzwi, na co ten przeklął pod nosem, pewnie myśląc, że kobieta tego nie usłyszy.

[T.I] uśmiechnęła się lekko, wzdychając. Ruszyła w kierunku drzwi. Zaciekawiony mężczyzna odchylił głowę starając się dostrzec cokolwiek zza ściany, za którą znajdowały się drzwi, przy których znajdowała się jego dziewczyna. Zmarszczył brwi, słysząc, że ta z kimś rozmawia. Stąd nie mógł rozpoznać głosu.

- Wybaczcie za najście... - powiedział Gaara, który wszedł za kobietą do salonu, na co Kankuro przybrał niezadowolony wyraz twarzy. To nie tak, że nie ucieszył go widok brata. Po prostu jak zwykle wybrał najmniej odpowiednią chwilę. - Wracałem akurat z biura z złapała mnie burza, a to, że mieszkacie w pobliżu...

- Nie martw się. - powiedziała spokojnie kobieta, uśmiechając się. - Zjadłbyś coś? Akurat przed chwilę jedliśmy, więc jest jeszcze ciepłe.

- Jeśli to nie problem. - powiedział, na co ta skinęła głową, oddalając się do przylegającej do salonu kuchni.

- A, właśnie. - Gaara podszedł do Kankuro, patrząc na niego wyczekująco. - Ostatnio nie miałem okazji zapytać czy ty już... - Kankuro jak oparzony zerwał się z kanapy, zakrywając dłonią usta brata. Czerwono włosy spojrzał na niego zaskoczony, gdy [T.I] nakładała ryżu do miseczki.

- Nie tak głośno. - syknął spanikowany szatyn. Ku jego uldze kobieta nie zauważyła całej tej sytuacji. - Nie, jeszcze nie! Zachowaj choć trochę dyskrecji... - powiedział, zabierając mu dłoń z twarzy.

- Gotowe. - powiedziała kobieta, kładąc jedzenie na stole w kuchni. Kankuro ostatni raz posłał bratu ostrzegające spojrzenie, popychając go lekko w stronę kuchni.


Kankuro spanikowany zmieniał temat, uciszał barta lub kopał go dyskretnie pod stołem, gdy ten mówił coś, co według niego mogłoby zaalarmować kobietę. Za którymś razem [T.I] dostrzegła co robi szatyn, przez co oberwało mu się od niej.

- Burza chyba przeszła bokiem... - wymamrotał czerwono włosy, wstając od stołu pod wieczór. - Dziękuję za gościnę.

- Wpadaj częściej do nas. - odpowiedziała kobieta, odprowadzając go do wyjścia. 

Kankuro poczuł jak część stresu go opuszcza, mimo tego wciąż był spięty. Wstając od stołu, podrapał się po karku, odsuwając drzwi od balkonu, czując na swojej skórze chłodne powietrze nocy. Oparł się o kamienny murek, spoglądając w górę. Gwiazdy zalśniły, a niewielki przedmiot w jego kieszeni zaczął znowu ciążyć.

Mężczyzna spiął się zaskoczony, gdy poczuł jak ramiona obejmując go od tyłu w pasie. Zaraz potem poczuł znajome ciepło i kobiece ciało przylegająco do jego pleców. Uśmiechnął się lekko, gdy poczuł jak kobieta składa pocałunek na jego szyi. Zaśmiała się przy jego skórze, kładąc podbródek na jego ramieniu.

- Nie wiem o co dzisiaj chodziło... - mruknęła.

- To nic takiego. - odpowiedział.

- Ale musisz przyznać, że mina zaszokowanego Gaary, gdy dostałeś ode mnie po łbie, była bezcenna. - wyszeptała, znów chichotając, na co ten westchnął, też nie powstrzymując uśmiechu. W końcu rozluźnił się całkowicie. 

Uśmiechnął się, wyswobadzając się z jej uścisku, stając przed nią przodem, na co ta przechyliła głowę w bok. 

- Chciałbym Ci coś powiedzieć... - wyszeptał, wyjmując z kieszeni srebrny pierścionek. Jego twarz złagodniała, lecz zaraz potem, gdy na moment spojrzał w bok spiął się cały. Wychylił się przez balkon, patrząc zły na swoje rodzeństwo.

- Co wy tu robicie?! - wrzasnął, machając w ich kierunku pięścią.

- W końcu! Ile można czekać! - odkrzyknęła mu Temari.

[T.I] z początku zaskoczona, westchnęła, po czym zaśmiała się łagodnie. Nie wyobrażała sobie swoją przyszłość jak nie u boku tego mężczyzny oraz jego wspaniałego rodzeństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro