Boruto one shot "Co by było, gdyby..."
Siódmy Hokage, mój ojciec, został porwany przez członków, uważanego za wymarłego, klanu Ootsuki. Ja, wujek Sasuke i wszyscy pozostali Kage ruszyliśmy mu na ratunek. Udało nam się, a raczej mi, powstrzymać Momoshikiego Ootsuki. Niestety tacie nie było dane wyjsć z tego cało. Umarł. Wielki Naruto Uzumaki, syn Yondaime Hokage, mojego dawno nieżywego dziadka- Minato Namikaze. Człowiek, który zakończył czwartą wielką wojnę shinobi, pokonując Madare Uchihę wraz z Kaguyom Ootsuki i nawracając przyjaciela Kakashiego-sensei- Obito Uchihę, zmarł. Dokonał tego, a jednak stracił życie w obronie swojej wioski- Osady Ukrytej w Liściach. Do tego wszystkiego to wszystko była moja wina. Gdybym nie był wstrętnym frajerem, oszustem i leniem nie przyjąłbym tego gadżetu ninja od Katasukego, mój tata byłby bezpieczny. Z mamą Hinatą, z moją kochaną siostrzyczką Himawari i ze mną... jego nic nie rozumiejącym i głupim synem Boruto.
Nie mogę już nic zrobić. Nie mogę cofnąć czasu, czy przywrócić go do życia. Gdybym znał technikę ożywienia od razu bym zaczął ją studiować... ale nie znam nikogo, kto mógłby takową znać... nie ważne.
Rozmyślając o wydarzeniu, który zmienił moje życie nie sądziłem, że może się stać coś o wiele gorszego. Nie przeszło mi to na myśl chociażby przez chwilę. Ale jednak, stało się. Moja matka zmarła z przepracowania. Zostałem sam. Tylko ja i siostra, którą jako jej starszy brat musiałem się opiekować i dbać o nią.
Do domu przygarnęła nas ciocia Sakura i wujek Sasuke, który po śmierci ojca został w wiosce jak to mówił: "na stałe". Sarada pocieszała mnie i Himawari, jednak bezskutecznie. Nic nie zastąpi mi moich rodziców. Teraz wiem jak czuł się za młody mój tata. Bez rodziców, bez kogokolwiek bliskiego... nie, ja nie mam tak jak miał on. On miał o wiele gorzej.
-Wujku, jaki był mój ojciec w moim wieku?- zapytałem pewnego pochmurnego wieczora. Mój głos, jak zwykle przypominał bezuczuciowym bełkotem.
-Naruto?- chciał upewnić się właściciel rinnegana. Przytaknąłem na co on kontynuował:
-Twój ojciec był idiotą, frajerem, debilem, tchórzem...
-Nie o to pytałem...- przerwałem mu na co on spojrzał na mnie wzrokiem "teraz ja mówię, nie przerywaj!", więc znów zamilkłem.
-Był także moim najlepszym przyjacielem.- uśmiechnął się delikatnie.- Gdy ja pragnąłem posiąść moc, aby zabić mojego brata Itachiego, on chciał mnie za wszelką cenę powstrzymać. Dosłownie. Mówił, że jak nie pójdę po dobroci to wyrwie mi kończyny i siłą zaciągnie do wioski...
-Jak był traktowany?- znów wszedłem w słowo czarnowłosemu.
-Mieszkańcy wioski patrzyli na niego z nienawiścią i strachem. Bali się uwięzionego w nim demona dziewięcioogoniastego lisa. Wszyscy myśleli, że Naruto straci nad nim kontrolę albo, że stracił ją już dawno i Bijuu może w każdej chwili ponownie zaatakować osadę. Nie znali go, nie chcieli go poznać. Dla nich był tylko maszyną do zabijania, bezwględnym potworem.- spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. On... płakał? Wielki pan Uchiha, ostatni z potężnego rodu sharingana, a on okazuje uczucia w ten sposób?
-Podobno ludzie z klanu Uchiha potrafią kochać najmocniej.- do rozmowy doszła ciotka Sakura uśmiechając się ciepło. Na tacy niosła tuzin ciasteczek z czekoladowymi kawałkami. Nie miałem jednak ochoty na słodycze. Chciałem wysłuchać opowieści do końca.
-Tak więc, twój ojciec od narodzin miał w sobie ogoniastą bestię. Zapieczętował ją twój dziadek- Minato. On i jego żona Kushina- matka Naruto - zmarli zaraz po ataku dziewięcioogoniastego umieszczając jego połowę w swoim nowonarodzonym synu. Drugą połowę przyjął na siebie czwarty i zmarł razem z połową czakry lisa. Mieszkańcy wioski winili Uzumakiego za smierć Yondaime i kazali swoim dzieciom się z nim nie zadawać, a co gorsza bawić. Omijali go szerokim łukiem, a wychowawcy go ignorowali.
-I ON SIĘ TAK PO PROSTU DAWAŁ?!- wykrzyczałem nagle. Gwałtownie wstałem przewracając krzesło, na ktorym siedziałem. Przerażona ciotka potrąciła tacę z ciasteczkami i wysypała wszystkie na podłogę. Spojrzała na mnie wściekłym wzrokiem.
-Boruto, marsz do pokoju.- zacisnęła dłonie w pieści, próbując się uspokoić.
-A-ale...- chciałem przeprosić, jednak różowowłosa była nieugięta... i wściekła, że wysypałem jej wypieki, które i tak nikomu nie smakują.
-DO POKOJU MARSZ!- podniosła głos. Uderzyłem pięścią w stół i rozwścieczony takim obrotem sprawy wszedłem po schodach na piętro, gdzie miałem wspólny pokój z Himawari.
-Co się stało, braciszku?- zapytała, gdy otworzyłem drzwi i stanąłem w progu.
-Nic, nic. Pokłóciłem się z ciotką.- wyznałem zakłopotany drapiąc się po karku.
-Wkurzyłeś moją matkę.- usłyszałem głos za swoimi plecami.
-S-Sarada?!- zanim zdołałem się odwrócić cios mojej przyjaciółki z drużyny sprowadził mnie na ziemię, dosłownie.
-Młotku! Przez ciebie ja będę miała przerąbane! Wiesz jak ciężko ją udobruchać?! Jeszcze jak tata znów odejdzie z wioski! O matko! Wolę już o tym nie myślec!- żaliła się czarnowłosa.
-TO NIE BYŁA MOJA WINA!- wrzasnąłem wyprowadzony z równowagi. Zacisnąłem dłonie w pieści i wściekłym wzrokiem lustrowałem właścicielkę sharingana. Nie wiem dlaczego się tak na niej wyżyłem, przecież to nie jej wina...
-Weź się w garść Boruto. Niedługo mają wybrać nowego Hokage.- odparła zimnym tonem Sarada marszcząc ze zdenerwowania brwi.
-Nowego Hokage?!- wymamrotałam pod nosem próbując zapanować nad emocjami. Nie udało mi się. Z pod zaciśniętych powiek popłynęły potoki łez.
Wyprosiłem Uchihę z pokoju, a sam położyłem się na łóżku wypłakując się w losową poduszkę znajdującą się na materacu. Himawari, widząc mnie w takim stanie podeszła do mnie i bez słowa przytuliła.
-Nie będę tarzać jak wybierają kolejnego cholernego przywódcę!- warknąłem podrywając się z leża lekko potrącając przy tym siostrę.- Wybacz.- szepnąłem podchodząc do narożnikowej szafy. Otworzyłem pierwszą szufladę od góry i wyjąłem z niej pomarańczowy dres.
"Tato..."
"Dlaczego?!"
Szybkim ruchem założyłem na siebie bluzę, niegdyś należącą do Naruto Uzumakiego, mojego ojca. Naciągnąłem nogawki spodni. Do pierwszego, lepszego plecaka spakowałem kilka noży kunai, shurikeny i zwój, w którym narysowana była mapa wszystkich pięciu nacji. Kiedy Hokage był jeszcze wśród żywych zabrałem go z jego gabinetu, kiedy akurat nie patrzył.
-Blaciszku, co robis?- zapytała mnie granatowowłosa cieniutkim tonem głosu.
-Idę.- odparłem wyglądając przez okno na rozgwieżdżone niebo. Kilka świecących punktów odbiło się od moich niebieskich tęczówek.
-Dokąd?- spytała po raz drugi.
-Znajdę sposób, aby sprowadzić ojca z powrotem.- powiedziałem uśmiechając się po raz pierwszy od tamtego feralnego wydarzenia.
-Nie idź!- krzyknęła za mną siostrzyczka widząc jak przekładam prawą nogę przez framugę okna.
-Spokojnie Himawari. Wrócę zanim się obejrzysz!- na sekundę wróciłem do pokoju, pocałowałem granatowowłosą w czoło i wyskoczyłem na zewnątrz.
"Tato, naprawię to zepsułem!" Z tą myślą wybiegłem z Konohy. Nie wiedziałem jeszcze gdzie, ale wiem jedno - jak wrócę ciotka Sakura zabije mnie swoim słynnym prawym sierpowym - Shannaro!
Dziękuję za przeczytanie tym, którzy dotrwali do końca! Nie wiem jak wymyśliłem coś takiego... chyba natchnęło mnie podczas oglądania filmu "Boruto the movie" kiedy Naruto wrócił do domu, a Boruto zrozumiał przez co musiał przejść jego ojciec. Film mi się spodobał ,ale ubolewam nad końcem "Naruto Shippuuden!" Ostatni odcinek już za niecałych pięć dni! 😭😭
Nadal zbieram zamówienia i nie martw się Hime_czan nadal główkuję nad one-shotem z Subaru 😜(przez szkołę nie mogę nic wymyślić 😂)
Pozdrawiam serdecznie!
Anonimek
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro