[Suzuya x Reader] Przeszłość
Przez to, że mieszkałaś zaraz przy zakładzie poprawczym, prawie codziennie widywałaś to upiorne miejsce. Od budynku poprawczaka dzieliła twoje podwórko jedynie cienka warstwa młodych brzóz, posadzonych żeby zasłonić go przed zwykłymi mieszkańcami, jakby było czymś, co nigdy nie powinno się tam znaleźć, i musiało zostać ukryte. Miały też utrudnić przejście pod siatkę, która oddzielała twoją wioskę od zakazanego terenu, a przez to, że były tak blisko, nikt nie zapuszczał się w tamte rejony.
Nikt, z wyjątkiem ciebie.
Już jako ośmiolatka wymykałaś się tam i udawałaś, że za tą siatką są zombie, a ty musisz zbudować sobie bezpieczne schronienie i obóz. Warunki były idealne- Za kilkunastometrowym laskiem znajdowała się mała polana, ze wszystkich stron otoczona drzewami. To właśnie tam spędzałaś prawie cały swój czas, stawiając szałasy z patyków i próbując rozpalać ogniska. Po kilku godzinach wracałaś do domu żeby nie martwić mamy, której zawsze mówiłaś że idziesz do koleżanki, przez co nie martwiła się, że coś ci się stanie. Ty też się tym nie przejmowałaś, wydawało ci się, że w płaskim, szarym budynku nikt nie mieszka, a to, co zostało obrosły kępki trawy. Zapomniałaś, że istnieje w nim życie.
Aż do chwili, kiedy spotkałaś jego.
Pewnego dnia, kiedy jak codziennie szłaś tuż obok wysokiej na kilka metrów, grubej siatki zakończonej drutem kolczastym, za nią zobaczyłaś białowłosego chłopca. Był mniej więcej w twoim wieku. Siedział po turecku przed ogrodzeniem, patrząc na niebo nieobecnym wzrokiem. Miał na sobie szarą koszulkę i dresy, które każdy musiał tam nosić, ale w długie włosy chaotycznie powpinał czerwone wsuwki. Wyglądał, jakby był teraz w zupełnie innym świecie.
-Na co tak patrzysz?-podeszłaś do niego i zapytałaś. Chłopak odwrócił się w twoją stronę i posłał ci promienny uśmiech.
-Nic takiego, tylko chmury...
-A co w nich takiego ciekawego?- naciskałaś.
-Eee... Nie wiem. Mają fajne kształty.- przechylił głowę w lewo, cały czas na ciebie patrząc.
-Takie, które przypominają zwierzęta albo rzeczy?-dopytałaś. Rozpromienił się i skinął głową.
-I co już znalazłeś?-usiadłaś przed nim na letniej trawie. Siedzieliście naprzeciwko siebie, rozdzieleni przez ogrodzenie.
-Dużo. Każda przypomina coś innego.-wyjaśnił, po czym spojrzał w górę. -O, tamta na przykład wygląda jak królik!
Sama też zadarłaś głowę w górę, śmiesznie się chwiejąc, kiedy próbowałaś znaleźć królika na niebie. Usłyszałaś śmiech chłopczyka.
-Z czego się śmiejesz?!- Zrobiłaś się cała czerwona na twarzy i nadęłaś policzki.
-Z ciebie. Śmieszna jesteś.- Jeszcze bardziej się zawstydziłaś i zakryłaś usta za długimi rękawami bluzki.-Królik jest tam.
Wskazał ci palcem miejsce na niebie. Spojrzałaś w tym kierunku i chwilę próbowałaś znaleźć zwierzę na niebie, aż nagle zobaczyłaś w chmurach długie uszy, wystające zza drzewa.
-Przecież to nie królik, tylko zając! Zające mają długie uszy, a króliczki o takie!-Pokazałaś, przykładając rączki do głowy.
-Ale ten ma przecież krótkie uszka!
-Nieprawda, przecież widzę, że są długie!
-Krótkie!
-Długie!
-Krótkie tysiąc razy! Wygrałam!- Z tych emocji nie zauważyliście, że oboje wstaliście, i teraz zawzięcie kłóciliście się o długość uszu chmury.
-Ej! Może i ma uszy zająca, ale cała reszta wygląda jak królik!
-Nie widzę reszty! Głupie drzewa mi zasłaniają!- Z przejęciem tupnęłaś nogą w ziemię.
-To podejdź tu, ja widzę całego.-Zachęcił cię.
Ze złością i zaciekawieniem podeszłaś do siatki i wychyliłaś głowę, próbując zobaczyć chmurę. Cały czas coraz bardziej przechylałaś się na ogrodzenie, trzymając je w palcach. Widziałaś coraz więcej nieba, które wcześniej było zasłonięte przez brzozę.
W pewnym momencie odwróciłaś wzrok na twojego towarzysza, który teraz patrzył na ciebie z przerażającym wyrazem twarzy. Zamarłaś. Byłaś tylko małą dziewczynką, którą przerażały nawet krzywe cienie po zmroku, a teraz ten chłopiec patrzył na ciebie, jakby zamierzał cię zabić. Wstrzymałaś oddech.
Nagle rzucił się w twoją stronę. Na jego twarzy zabłysnął krzywy, psychopatyczny uśmiech. Krzyknęłaś z przerażenia i skuliłaś się za siatką, a on zatrzymał się tuż przy niej.
Czemu tak zrobił?- pomyślałaś. Może jednak mama naprawdę ostrzegała cię przed tym miejscem, a nie tylko opowiadała straszne bajki, żeby odciągnąć cię od lasu... Ludzie, którzy tam przebywali, nie byli normalni.
-Haha, ale się przestraszyłaś! Szkoda że nie widziałaś swojej miny!- Chłopak złapał się za brzuch, dusząc się ze śmiechu. Przerażająca mina nagle stała się przyjaznym uśmiechem. Ostrożnie na niego spojrzałaś.
-Jak mogłeś! Ty głupku...!- Krzyknęłaś i zacisnęłaś piąstki, kiedy uświadomiłaś sobie, że zrobił to tylko dla żartu. W twoich oczach błyszczały łzy złości.-Nie bawię się tak! Idę do domu!
Odwróciłaś się na pięcie i obrażona zaczęłaś iść w stronę ulicy. Nie cierpiałaś kiedy ktoś cię straszył. Już miałaś wyjść z lasu, kiedy nagle usłyszałaś błagalny krzyk chłopca.
-Nie, proszę! Nie zostawiaj mnie tu samego! Błagam!
Nagle coś w tobie pękło. Zrobiło ci się go żal i po chwili zastanowienia zmieniłaś zdanie. W końcu i tak pewnie jutro tu wrócisz, i będziesz musiała go zobaczyć.
-Ale jak tu zostanę, dalej będziesz mnie straszył...- Dąsałaś się.
-Nie, obiecuję! Już cię nie przestraszę, tylko zostań! Okropnie mi się tu nudzi!- Przechylił się na siatkę która ugięła się pod jego ciężarem, łapiąc ją trzema palcami. -Pooglądamy razem chmury, dobra? Będzie fajnie.
Po chwili bicia się z myślami bez słowa położyłaś się obok niego, rumieniąc się. Patrzyłaś na błękitne niebo, po którym płynęły białe chmury. Zdziwiony, że posłuchałaś, położył się po drugiej stronie.
-Jak masz na imię?-zapytałaś.
-Rei, a ty?
-[Twoje imię].
Przez chwilę leżeliście w ciszy, przyglądając się niebu.
-Tamta wygląda jak samolot.-Zaczęłaś po chwili.
-Która?
-Ta, po lewej.
-Dla mnie to bardziej odcięta ręka.
-Fuuuj! Dziwny jesteś, Rei.-Zaśmiałaś się.
-No zobacz, tu leżą palce, a obok jest krew.
-Teraz to już nawet nie przypomina samolotu. Rozwiała się.
Nawet nie zauważyłaś, kiedy po kilku godzinach zrobiło się ciemno, a ty byłaś już grubo spóźniona. Pewnie mama na mnie nakrzyczy- pomyślałaś. Kiedy tak rozmawiałaś z nowym przyjacielem, straciłaś poczucie czasu.
-Muszę iść.- Oznajmiłaś, otrzepując się z piasku. Chłopak szybkim ruchem podniósł się z ziemi.
-Juuuż? Nie możesz zostać jeszcze chwilę?-Jęknął niezadowolony.
-Nie mogę, mama będzie na mnie zła. Nie chcę jej martwić.
-A jutro przyjdziesz się ze mną pobawić?
-Przyjdę, obiecuję.
Ruszyłaś w stronę domu, nie oglądając się za siebie. Nagle usłyszałaś za plecami:
-Lubię cię, [Twoje Imię].
-Też cię lubię, Rei.
Po chwili ogrodzenie, las i białowłosy zostali daleko w tyle.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Przyszłaś następnego dnia, i kolejnego, jeszcze następnego, aż dni przerodziły się w lata. Codziennie spotykałaś go o tej samej porze, czekającego na ciebie przy siatce. Przez spędzony z nim czas stał się twoim najlepszym przyjacielem, znaliście wszystkie swoje sekrety. To on pomagał ci zdobyć pierwszego chłopaka, doradzał ci jaką sukienkę założyć na bal, pocieszał po śmierci bliskich. Ty byłaś dla niego światłem w tym mrocznym miejscu, w którym musiał mieszkać. Kilka razy ci o nim opowiadał. Pod tym samym dachem byli brutalni mordercy, przemytnicy narkotyków, sadyści. Najgorszy możliwy typ dzieci. A on, jako najmłodszy, najczęściej od nich obrywał. Był tylko małym, słabym dzieciakiem, który nawet nie potrafił się obronić. Nie mógł się tam z nikim zaprzyjaźnić. Był sam.
Dlatego ty byłaś dla niego wszystkim.
Tak jak on dla ciebie. Mimo że był trochę szalony, zbyt dziecinny jak na swój wiek, nie miałaś nikogo bliższego, kto troszczył by się o ciebie jak on. Za każdym razem na ciebie czekał. Pocieszał cię, kiedy płakałaś. Raz, kiedy było ci zimno, oddał ci swoją rozpinaną bluzę. Zawinął w nią kamień i przerzucił nad siatką. Mimo że to wyglądało raczej śmiesznie, zrobiło ci się miło. Siedziałaś w nią zawinięta cały wieczór, powtarzając w myślach: pachnie jak on. Tak mówiła jedna bohaterka z książki, którą czytałaś, kiedy jej chłopak oddał jej kurtkę, więc dzięki koledze mogłaś poczuć się jak ona. Byłaś wtedy za mała, żeby żywić do kogoś romantyczne uczucia, poza tym Rei był tylko Rei'em.
Problem był ze zwróceniem jej właścicielowi. Rzuciłaś ją w górę, ale doleciała ledwie do połowy, przez co chłopak zaczął się z ciebie śmiać. Nadęłaś policzki i spróbowałaś jeszcze raz, ale znowu nie dorzuciłaś. Wtedy zaczęłaś się zastanawiać nad jakimiś zajęciami z rzutu kulą, żeby poprawić kondycję. W końcu po kilkunastu nieudanych próbach usiadłaś zmęczona przed przyjacielem, który nadal się z ciebie nabijał. Pff. To że nie możesz przerzucić tej bluzy jeszcze nic nie znaczy.
-Możesz ją zatrzymać.-Powiedział, kiedy przestał dusić się ze śmiechu.- Powiem że ją zgubiłem, dostanę coś innego.
-Dzięki, ale czemu wcześniej mi nie powiedziałeś?!- warknęłaś, łapiąc oddech.
-Śmiesznie wyglądasz, jak się złościsz.
-Głupek. -Uśmiechnęłaś się.
Kiedy mieliście po czternaście lat, pewnego dnia chłopak powiedział:
-Chciałbym cię przytulić.
Zarumieniłaś się.
-Rei, wiesz że nie możesz. Wróć do tematu jak znajdziesz sposób na przejście przez siatkę.- Nie chciałaś z nim o tym rozmawiać. Po tych kilku latach sama przeklinałaś w duchu ten mur, który was dzielił. Mogliście złapać się za ręce (Rei miał chude nadgarstki. W ogóle był wychudzony.), ale nic poza tym. Gdyby jej tu nie było, wreszcie moglibyście zrobić coś innego niż tylko rozmawiać, na przykład gdzieś razem pójść, obejrzeć telewizję u ciebie w domu. Marzyłaś, żeby kiedyś pójść z nim do MacDonalda (to, co dostawał do jedzenia w poprawczaku, chyba nawet się nie zaliczało do "jedzenia"), ale wiedziałaś, że to się nie uda. Rei był oddzielony od świata.
-Chyba już znalazłem. I spróbuję.- Powiedział niepewnie. Ze zdziwienia otworzyłaś oczy. Czemu wcześniej nic nie mówił?!
-Zaraz, wiesz jak się stąd wydostać i nic mi nie powiedziałeś?!- krzyknęłaś.
-Spokojnie.- Uniósł ręce w geście poddania się i posłał ci swój firmowy uśmiech. -Wymyśliłem to dopiero wczoraj. Daj mi chwilę.
Po tych słowach zaczął wspinać się na siatkę. O dziwo świetnie mu to wychodziło, jakby to nie był pierwszy raz, kiedy robi coś takiego. Z podziwem patrzyłaś jak wspina się coraz wyżej. Dotarł aż na samą górę, gdzie wisiał drut kolczasty. Obserwowałaś go z przerażeniem.
-Rei, może to jednak nie jest taki dobry pomysł...- krzyknęłaś z wahaniem. Przecież nie przejdzie przez ostry drut, spadnie albo się na niego nadzieje.
-Poradzę sobie!- Odkrzyknął, i zawisając na jednej ręce, podniósł drugą i pokazał kciuk w górę, posyłając ci promienny uśmiech. Jezu, ten chłopak przyprawi cię o zawał serca. Był prawie siedem metrów nad ziemią, a trzymał się tylko jedną ręką.
Przeszedł kawałek w lewo, tak, że teraz znajdował się pod metalowym prętem, który łączył fragmenty drutu. Nie miałaś pojęcia jak zamierza go ominąć, i już chciałaś krzyczeć, że to się nie uda, kiedy nagle chłopak wyciągnął z kieszeni scyzoryk i szybkim ruchem przeciął drut, który powoli opadł w górę, zawisając trochę niżej niż wcześniej. To samo zrobił z dwoma pozostałymi, tak, że przy stalowym łączeniu powstała wyrwa, przez którą mógł przejść. Obserwowałaś go z otwartymi ze zdumienia ustami.
Kiedy próbował złapać się pręta, nagle jedna ręka mu się osunęła i niebezpiecznie się zachwiał, prawie spadając. Twoje serce jakby zaczęło tańczyć sambę. Gwałtownie wciągnęłaś powietrze i w panice wykrzyknęłaś jego imię.
Jednak udało mu się chwycić metal w obie ręce. Szybko się podciągnął i oparł na nim stopy, dalej trzymając się rękami, po czym zaczął ostrożnie schodzić na twoją stronę. Odetchnęłaś z ulgą. Nie wybaczyłabyś sobie, gdyby coś mu się stało.
Po chwili był już prawie na dole. Za chwile mieliście pierwszy raz stanąć po tej samej stronie. Uniosłaś kąciki ust wysoko w górę, podekscytowana.
Chłopak zeskoczył na ziemię z głuchym tupnięciem, po czym odwrócił się w twoją stronę. Przez chwilę patrzyliście sobie w oczy. Nikt nie odważył się nic mówić- ta chwila była w pewien sposób magiczna. Staliście naprzeciw siebie z błogimi uśmiechami na twarzy, otoczeni przez jesienne liście. Chciałaś zapamiętać jak najwięcej. W końcu to był pierwszy raz po tej samej stronie.
Nagle Rei jakby wybudził się z transu.
-Udało się.- powiedział, po czym podbiegł do ciebie i objął cię rękami w talii i obkręcił dookoła własnej osi, podnosząc w górę. Przycisnął cię czule do siebie, jakbyś była pluszowym misiem, którego odnalazł po kilku latach. Twoje serce szalało, ale nie odważyłaś się nic powiedzieć, żeby nie zniszczyć tej chwili, jakby głos był tu zupełnie nie na miejscu. Przewyższał cię o kilkanaście centymetrów. Przyciskając mu głowę do piersi, słyszałaś bicie jego serca.
Wreszcie byliście razem.
Niby cały czas byliście obok siebie, jednak siedmiometrowy kawał stali między wami robił różnicę.
Staliście tak pewnie z kilka minut, próbując nacieszyć się tą chwilą. Czułaś się wtedy zupełnie inaczej, niż kiedy przytuliłaś się do chłopaka, który ci się podobał. Wtedy przy tamtym chłopaku twoje serce szalało, jakbyś ]naprawdę go kochała, ale teraz... To uczucie wydawało się bardziej prawdziwe, wyjątkowe. Jakby to on był zawsze twoją jedyną miłością.
To był najpiękniejszy dzień w twoim życiu.
Ale pewnego dnia nie przyszłaś.
Mieliście po szesnaście lat. Wypadło ci coś ważnego i po prostu nie mogłaś się z nim spotkać, ale następnego dnia po szkole od razu do niego pobiegłaś. Modliłaś się, żeby nie był zły. W gruncie rzeczy nie zjawiłaś się tylko dlatego, że tamtego dnia chłopak, w którym się podkochiwałaś, poprosił cię o zostanie jego dziewczyną. Wstydziłaś się tego, że tak go zostawiłaś. Już wiele razy nie przychodziłaś, ale za każdym razem wcześniej go o tym uprzedzałaś. Tym razem po prostu go wystawiłaś.
Jednak po chwili poczucie winy ustąpiło miejsca wściekłości. Dlaczego przez niego miałaś się izolować od znajomych? Przecież teraz miałaś chłopaka, przyjaciółki, kolegów, a po prostu ich olewając kosztem Rei'a, stracisz ich wszystkich. Nie był twoim jedynym przyjacielem.
Ale był najlepszym.
Nie, to było już za dużo na przyjaźń. Nie wiedziałaś, co do niego czuć. Był dla ciebie bardziej jak brat, ale nie potrafiłaś o nim myśleć jak o rodzeństwie. Jak przyjaciel, ale czasami chciałaś czegoś więcej. Jak chłopak, ale bałaś się go tak traktować, jakbyś miała tym samym pogrzebać całą waszą relację i przerodzić w coś mniej trwałego, niestabilnego., lub całkowicie ją zakończyć.
Szybkim krokiem minęłaś znajome brzozy. Okrążałaś je codziennie, potrafiłabyś dojść w to miejsce z opaską na oczach. Obeszłaś ostatnie drzewa, zza których wyłoniła się polana, z którą wiązało cię tak wiele wspomnień. Był tam. Jak zawsze siedział przed siatką, która jeszcze niedawno nie pozwalała wam się zbliżać. Odkąd pierwszy raz przeszedł na twoją stronę, robił to codziennie. Podobno ten mur, który was dzielił go irytował.
Dziś był inny, niż zawsze.
Jakby z wesołego, szalonego chłopaka został cień. Siedział po turecku, pochylając głowę w dół. Długie, białe włosy opadały mu na twarz. Niespodziewanie zauważyłaś coś na jego rękach. Krwistoczerwona nić, wszyta pod skórę, tworząca nietypowy wzór. Jego ubrania były postrzępione i miejscami rozerwane, a ręce pokrywały sine plamy.
Zatrzymałaś się. Z przerażenia zachłysnęłaś się powietrzem. Twój umysł zalała wściekłość.
Co oni mu zrobili?!
-Rei...-Zaczęłaś ostrożnie. Ledwo oddychałaś, z nerwów, strachu, wściekłości...
Nikt nie ma prawa. Zrobić mu coś takiego.
Chłopak zaczął się śmiać. Najpierw cicho, potem szaleńczo i głośno, trzęsąc się. Dlaczego wczoraj tu nie przyszłaś?! Głupia! Akurat wtedy stało się to, a ciebie przy nim nie było. Ty szmato, wolałaś się miziać z jakimś chłopakiem, a najbliższa ci osoba cierpiała. Znienawidziłaś się za to.
Kiedy go zobaczyłaś, pobitego i całego w siniakach, dotarło do ciebie, że to na nim najbardziej ci zależy. Dla niego poświęcisz wszystkich tych ludzi, byleby był szczęśliwy. Mogłaś zostać tylko z nim, nieważne, za kogo cię uznają. Był z tobą od zawsze.
Jak starszy brat. Kumpel z podwórka. Chłopak, który cię potrzebuje. Najlepszy przyjaciel.
-Nie jestem już Rei...- Zamarłaś, kiedy usłyszałaś jego zniekształcony głos. Powoli podniósł głowę, ukazując twarz wykrzywioną uśmiechem szaleńca. Pod okiem i przy ustach wszytą miał tą samą, czerwoną nić, otoczoną przez siniaki. Z wargi leciała mu krew, a oczy wydawały się... Puste.
Leniwie wstał i zaczął iść w twoją stronę, a w jego ręce błysnęło znajome, srebrne ostrze. Z przerażeniem cofnęłaś się kilka kroków. Zbliżał się, przechylając głowę w lewo, a białe włosy opadały mu na ramię. Pierwszy raz tak bardzo się go bałaś.
Nie, nie pierwszy. Kiedy miałaś siedem lat, też cię tak przestraszył.
Był już tuż obok ciebie. Z ociąganiem, jakby znudzony uniósł scyzoryk do twojej szyi i szybkim ruchem przyłożył ci go do gardła. Krzyknęłaś, kiedy poczułaś stal na skórze, panika zalała twój umysł. Walczyłaś ze sobą, żeby od niego nie uciec. Wiedziałaś, że to on potrzebuje pomocy, nie ty. Dlaczego wczoraj go zostawiłaś?
...Co ja narobiłam?
-Od teraz jestem Juuzou. Juuzou Suzuya.-Syknął przy twojej twarzy, zaglądając ci w oczy. Czułaś jego oddech. Był zimny.
-Rei, proszę.-Pisnęłaś z przerażeniem. Chłopak tylko się zaśmiał.- Przepraszam, Rei... Rei...
-Rei'a już nie ma.
Nagle mocniej przycisnął ci nóż do gardła. Cicho pisnęłaś, czekając aż ostrze zagłębi się w twojej skórze, ale tak się nie stało. Nawet cię nie drasnął.
Juuzou odsunął się od ciebie i odwrócił w stronę siatki. Z ulgą opadłaś na kolana, ciężko oddychając. Twoje serce galopowało w piersi. Dlaczego to zrobił?! Co się z nim dzieje?...
-Żałuj, że nie widziałaś swojej miny.- nagle powiedział. Jego głos był przepełniony smutkiem. Z szokiem podniosłaś wzrok. Stał nad tobą, na tle pomarańczowego nieba, zasłaniając ci zachodzące słońce. Widziałaś go jako ciemną sylwetkę. Złożył dłonie za plecami, a jego włosy rozwiał wiatr.
Czy on... Tylko cię przestraszył?
-Oboje złamaliśmy swoje obietnice. Straciliśmy zaufanie. Musimy się pożegnać, [Twoje Imię].
-Rei, o czym ty mówisz? Jakie...-Twój głos się trząsł. Nie miałaś pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Do oczu napłynęły ci łzy.
Nagle zrozumiałaś.
Przecież dziewięć lat temu obiecał, że już nigdy cię nie przestraszy. Ty obiecałaś, że przyjdziesz następnego dnia.
Teraz oboje się zawiedliście, zrywając te więzy przeszłości.
-Żegnaj.
Mogłaś przysiąc, że w jego głosie widziałaś uśmiech. Ten który zawsze mu towarzyszył, jakby był przyszyty do jego twarzy. Bez niego Rei nie był Rei'em.
Nagle zaczął powoli się oddalać. Krok za krokiem, znikał w pomarańczu, w którym tonęło niebo. Odchodził. Wiedziałaś, że jeśli teraz odejdzie, więcej go nie zobaczysz.
Wtedy do ciebie dotarło- Kochałaś go. Już dawno zatopiłaś się w tym uczuciu, i nawet nie zauważyłaś, że je do niego żywisz. Przecież to on był zawsze, zawsze przy tobie. Był ważniejszy od rodziny, przyjaciół, wszystkiego tego, na czym się skupiłaś, zapominając o nim. A teraz miałaś go stracić. Mimo że był tylko chłopcem z zakładu poprawczego, to bolało.
Już wiedziałaś, że musisz zrobić wszystko, byle zatrzymać go przy sobie.
Zerwałaś się z ziemi, strącając krople łez na suche liście. Pobiegłaś w jego stronę. Pędziłaś między drzewami, w panice próbując go dogonić. Przez łzy, cały twój widok był rozmyty, jedynie przed tobą majaczyły białe włosy przyjaciela.
W końcu go dogoniłaś. Podbiegłaś do niego i ścisnęłaś w pasie, przyciskając do siebie. Nie hamowałaś już płaczu.
-Rei... Rei... Proszę, nie zostawiaj mnie! Rei...- błagałaś. Osunęłaś się na kolana.
-Muszę iść, [Twoje Imię].-spróbował ci się wyrwać, ale mocno go trzymałaś.
-To weź mnie ze sobą! Nie chcę cię stracić, Rei!
Szarpnął się, próbując się uwolnić.
-Kocham cię.-Wyszeptałaś.
Nagle stanął nieruchomo. Po chwili delikatnie odsunął twoje ręce od siebie i obrócił się w twoją stronę. Między wami zapadła cisza.
Bałaś się spojrzeć mu w oczy. Emocje wzięły górę i przestałaś nad sobą panować. Ściskałaś w dłoniach zniszczony materiał jego bluzki.
Nie odchodź, proszę...
Nagle chłopak delikatnie uniósł twoją głowę, tak, żebyś patrzyła na niego, po czym bez słowa zbliżył się do ciebie. Zamknęłaś oczy i poczułaś jego usta, delikatnie muskające twoje. Pocałował cię.
Czułaś, jakbyś od dawna czekała na ten moment, a teraz wszystkie emocje w tobie szalały, zostawiając cię bez tchu. Jakby spełniło się twoje marzenie. Położyłaś mu rękę na szyi i pogładziłaś ją, zahaczając palcami o cienką nić. Teraz nie istniało nic poza nim.
Po chwili niechętnie oderwałaś się od niego, chcąc zaczerpnąć tchu. Przez płacz nie mogłaś oddychać przez nos. Juuzou też się od ciebie odsunął i spojrzał ci w oczy.
Nagle coś w nim pękło, jakby tłumił w sobie to wszystko przez całe życie. Opowiedział ci wszystko: jak został oskarżony o zabijanie zwierząt i zesłany do poprawczaka, mimo, że tak naprawdę robił to jego znajomy, że w miejscu, w którym mieszkał codziennie był bity, poniżany, jako najsłabszy. Powiedział, że pewnego dnia przypisali im nową opiekunkę, która szczególnie się na niego uwzięła. Uważała, że i tak już są zepsuci, więc więcej zła nic nie zmieni. Kazała mu zabijać ludzi, z którymi wiązały ją długi i konflikty, zrzucając winę na niego. Przebierała go w dziewczęce ubranka, udając, że jest jej córką. Biła go, cięła i poniżała.
Tego dnia, w którym zdecydował się uciec, zaszyła go jak szmacianą lalkę, tą czerwoną nicią, którą widziałaś na jego szyi.
Gdy ci to opowiadał, pierwszy raz widziałaś, jak płacze. Zawsze to on był silny, niepoprawnie radosny, pocieszał cię, a teraz wydawał się tylko bezbronnym chłopcem okrutnie potraktowanym przez los. To miejsce, do którego trafił go zniszczyło. Odebrało mu prawdziwe życie, zmieniło w wariata. Nie potrafił już czuć bólu. A tamtego dnia, kiedy go opuściłaś, zdecydował się z tym skończyć.
Zwlekał z tą decyzją tylko z twojego powodu. Byłaś dla niego jedynym jasnym punktem tego miejsca, ale kiedy go zostawiłaś, pomyślał, że już nie da rady. Więc ucieka.
A ty podjęłaś decyzję, że idziesz z nim. Już nigdy go nie zostawisz.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
15 grudnia spadł pierwszy śnieg. Słońce odbijało się od drobnych kryształków, ślizgało się po lodzie, tańczyło między drzewami. Wszystko wokół pokryło się grubą warstwą puchu, jakby ktoś wylał na Ziemię wiadro białej farby. Mróz malował nieopowiedziane historie na szybach samochodów i okien, a z nieba sypały się drobne, białe płatki. Całość wyglądała jak fragment obrazu, który przedstawia cały urok Zimy.
Tylko jedna rzecz nie pasowała do tej sceny. Po chodniku, pchana wiatrem przesuwała się wyblakła, zadrukowana kartka z porwanymi brzegami i napisem:
Zaginęła
[Twoje Imię i Nazwisko].
-----------------------------------
W sumie podobał mi się pomysł, przepraszam jak jest OOC, ale nie umiałam inaczej. Jakby coś to jest historia Rei'a Suzuyi, czyli taki spin off od przeszłości Juuzou. Sory jak jest źle ._.
Teraz będę dodawała rozdziały trochę rzadziej, bo, uwaga, nie wyrabiam się. Teraz czeka mnie dużo sprawdzianów i ogólnie NAUKA, a i tak już piszę na przerwach i wracając ze szkoły. Nie zrozumcie mnie źle, kocham pisać, ale nie mam na to ostatnio za bardzo czasu. Po prostu ostrzegam, że będziecie musieli poczekać trochę dłużej, i że zawieszę jedno z opowiadań.
I zapraszam wszystkich do czytania Tylko Pod Gwiazdami, link dla leniwych:
https://www.wattpad.com/339858291-levi-x-reader-bez-żalu-rozdział-1-tylko-pod
Głównie chodzi mi o to, że tam jest konkurs, mam dużo nagród do rozdania, i trochę przykro że nikt nie bierze udziału ._.
Miłego czytania ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro