Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[Levi x Reader] Najsilniejsi

Gdyby jeszcze kilka tygodni temu ktoś powiedział ci, że będziesz jednym z najlepszych zwiadowców, ciężko byłoby ci w to uwierzyć. Na szkoleniu nawet nie byłaś w pierwszej dziesiątce, tylko, o zgrozo, ukończyłaś je na jedenastym miejscu w oddziale. To uczucie, że tak mało ci brakowało do możliwości wybrania żandarmerii było dobijające, ale nie mogłaś nic na to poradzić. Walczyłaś dość przeciętnie, raczej płytko cięłaś i nie miałaś specjalnych zdolności przywódczych, a twoim jedynym atutem była prędkość. Na manewrach nikt nie mógł za tobą nadążyć, w powietrzu czułaś się pewnie i swobodnie. A teraz, kiedy minęło kilka miesięcy, prawie wszystkimi umiejętnościami prawie dorównywałaś Levi'owi, najlepszemu z korpusu.
Gdyby ktoś ci kiedyś powiedział, że ten wiecznie ponury i zdystansowany kapral się w tobie zakocha, wyśmiałabyś go i poleciłabyś mu udać się na badania w trybie natychmiastowym. A gdyby wspomniał, że będziesz siedzieć mu na kolanach, całując go, i to w jego nieskazitelnie czystym gabinecie, sama pobiegłabyś po leki dla tej osoby.

To, że to właśnie się działo, można było zakwalifikować do cudów typu powrotu do życia po śmierci klinicznej i wygrania głównej nagrody w lotto. Cały czas nie mogłaś uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, to było tak piękne, że aż nierealne. Wieczorami marzyłaś o takich scenach, w dzień zerkałaś na niego ukradkiem. Dlaczego tak bardzo się w nim zakochałaś? Przecież na początku prawie nie zwracałaś na niego uwagi. Racja, był silny, ale Mikasa też była, więc nie widziałaś w tym nic specjalnego. Może kiedy podczas ekspedycji za mury uratował ci życie, coś się zmieniło. Mimowolnie o nim myślałaś, i w końcu dręczona natrętnymi wyrzutami sumienia postanowiłaś spłacić swój dług.

Gdy mu o tym powiedziałaś, prawie od razu odesłał cię z powrotem, mówiąc że uratował już dużo osób, i spłacanie jakichś śmiesznych długów nie ma sensu. Nie wiedzieć czemu, pod wpływem impulsu poprosiłaś go wtedy, żeby cię podszkolił, żeby już nikt nie musiał cię ratować. Nie zgodził się, oczywiście. Wtedy nagle do pokoju weszła Hanji, pytając was, "co tu robicie?". Przyszła do Levi'a, więc nie chcąc im przeszkadzać udałaś się za drzwi. Z pokoju słychać było gorączkową rozmowę. Stałaś tam chwilę, myśląc czemu to zrobiłaś, co cię podkusiło żeby prosić kaprala o trening, kiedy niespodziewanie drzwi otworzyły się z trzaskiem, i z pomieszczenia wyszedł Levi. Zdziwiłaś się na jego widok, a kiedy powiedział, "Jutro o 19. Nie będę czekać", mimo że te słowa były oschłe, ty czułaś jakby ktoś wręczył ci cudowny prezent (i w środku krzyczałaś z radości niczym zawodowa fangirl). Pomyślałaś, że masz dług u Hanji, i ciut zbyt entuzjastycznie skinęłaś głową w odpowiedzi na jego słowa. Wtedy kapral rzucił ci znudzone spojrzenie, jakbyś nic nie znaczyła, i odszedł,  zostawiając cię samą.

Na początku treningu był dla ciebie wredny i cały czas traktował cię jak kogoś gorszego od siebie. Irytował cię tym, ale dla własnego bezpieczeństwa na następnych ekspedycjach postanowiłaś być cierpliwa. W końcu te kilka godzin ćwiczeń mogło ci później uratować życie, prawda?. Problem w tym, że mało co ci wychodziło, a przy każdej twojej porażce Levi się na ciebie wkurzał i chciał to skończyć. Na szczęście jakoś przebrnęłaś przez naukę walki wręcz z najsilniejszym zwiadowcą (co bynajmniej było fascynującym przeżyciem), i przyszedł czas na manewry. Od razu nabrałaś nowej motywacji, bo mało kto dorównywał ci w tej dziedzinie. Zaraz kiedy zapięłaś sprzęt przy pasie i wystrzeliłaś w górę, poczułaś się wolna. Powietrze gwizdało ci w uszach. Byłaś niesamowicie szybka i o tym wiedziałaś.

Kiedy zeszłaś na ziemię, Levi wydawał się być pod wrażeniem. Gdy oboje lataliście między ogromnymi drzewami, zauważyłaś, że jesteś szybsza od niego. On też to widział i chyba nie mógł tego znieść, bo tak bardzo się starał, że po każdym treningu z tobą wracał do siebie zmęczony i zdyszany. Budziłaś w nim poczucie rywalizacji, ale również radość. Kiedy urządzaliście sobie wyścigi, widziałaś, jak lecąc uśmiechał się, czasami nawet się zaśmiał.

Przez to, że uczył cię wszystkiego, spędzałaś z nim dużo czasu, po kilka godzin dziennie przez cztery miesiące. Często zastanawiałaś się, czy to możliwe, żeby darzył cię sympatią, chociaż na tyle, żeby mieć cię za przyjaciółkę. W pewnym momencie już po prostu chciałaś jego uwagi i przyznałaś się do tego. Problem w tym, że nie wiedziałaś czy masz jakiekolwiek szabnse na bycie dla niego "kimś ważnym". Wszyscy wam mówili, że pasujecie do siebie- podobno nawzajem się uzupełnialiście, twój radosny i porywczy charakter, i jego powaga i nieokazywanie emocji zlewały się ze sobą w idealnych proporcjach. Miałaś jednak wrażenie, że jemu na tobie w ogóle nie zależy, aż do pewnego momentu. Po kolejnej ekspedycji zostałaś poważnie ranna, i byłaś w śpiączce przez wiele dni. Gdy wreszcie się wybudziłaś, Eren, który cię wtedy pilnował, powiedział ci, że kapral prawie nie wychodził z tej sali, cały czas siedział przy tobie i czekał, aż się obudzisz. To on jedyny miał jeszcze nadzieję, że z tego wyjdziesz. Mimo że tego nie okazywał, zależało mu na tobie.

Kilka godzin później, kiedy próbowałaś wstać i przejść się na rannej nodze, drzwi nagle się otworzyły i do środka zajrzał Levi. Kiedy cię zobaczył, od razu do ciebie podbiegł i mocno, czule przytulił. Oparł ci głowę na ramieniu i wyszeptał "nie zostawiaj mnie więcej". Słyszałaś po raz pierwszy tak dużo emocji w jego głosie. Twoje serce wypełniło wtedy miłe ciepło. Szczęście. Uścisnęłaś go równie mocno, i mogłaś przysiąc, że to była najpiękniejsza chwila twojego życia.

Od tamtej pory prawie nie odstępował cię na krok. To zabawne, ile człowiek musi stracić, żeby docenić to, co ma. Dla niego byłaś najcenniejszym skarbem.

Dziś po obiedzie wszedł z tobą do swojego gabinetu, ciągnąc cię za rękę. Wydawał się czekać na tą chwilę przez całe długie kilka godzin, bo gdy tylko zamknęłaś za wami drzwi, pożądliwie wpił się w twoje usta, przyciskając cię do siebie. Z zapałem odwzajemniałaś jego pocałunki, kiedy powoli przybliżaliście się do biurka, na którym usiadł, a ty wspięłaś się na jego kolana.

Siedziałaś mu na kolanach, rozkoszując się smakiem jego miękkich ust. Kawa-pomyślałaś i uśmiechnęłaś się, na chwilę odrywając się od niego, żeby złapać oddech. Pachniał kawą i cytryną, pewnie od jakiegoś środku czyszczącego. Pedancik. Czasami myślałaś, że sprzątanie jest dla niego ważniejsze od ciebie, i czułaś się zazdrosna, ale nie mogłaś nic zrobić. To była najszczersza miłość jego życia- on był Romeo, a miotła do kurzu jego Julią. Oczywiście ty też byłaś bardzo ważna, ale jednak nawet będąc w związku nie zmienia się swoich zwyczajów.

Levi przyciągnął cię delikatnie do siebie, obejmując w talii. Czułaś przyjemne ciepło jego ciała, przebijające się przez białą koszulę od munduru. Zbliżył twoje usta do swoich, zatapiając się w namiętnym pocałunku, wypełniając twoje ciało ogniem. Dłońmi błądziłaś po jego ciele, chciałaś czuć, że jest przy tobie na ile to tylko możliwe. W końcu położyłaś mu rękę na karku, cały czas go całując, czując jakby to on dominował przy tych pieszczotach. Był silny i pewny siebie, przy nim czułaś się jak bezbronne zwierzę, jednak tylko przez niego miałaś prawo się tak czuć. Nikt inny nie zmusiłby cię do tego stanu, i Levi już tego dopilnował. Mimo że większość czasu poddawałaś się jego inicjatywie, podobało ci się to, nawet bardzo. Z zapałem oddawałaś każdy pocałunek, wyłapując każdy ruch silnych rąk przyciskających cię do niego. W tej chwili nie dzieliło was nic z wyjątkiem cienkiej warstwy ubrań.
Po chwili Levi odsunął się trochę od ciebie i bez powodu zapytał:
-Jak twoja noga?-martwił się o ciebie. To było urocze, bo przy tych słowach na jego twarz wpłynął delikatny rumieniec, ale nie dał po sobie tego poznać.
-Już jest dużo lepiej, jeszcze z dwa tygodnie i będę mogła chodzić tak jak kiedyś! - odpowiedziałaś mu z uśmiechem, czule ocierając się nosem o jego nos.-Dobrze że wtedy tak szczęśliwie spadłam, i tylko trochę się połamałam.

-Mogłaś bardziej uważać. Po co ci było całe to szkolenie, skoro i tak prawie zginęłaś przy pierwszym tytanie.-Tak, to był Levi, on nie bawi się w czułe kłamstewka. Nie brałaś do siebie jego słów, już taki był. Mimo to żartobliwie odpowiedziałaś:

-Ałć. I to nieprawda, zdążyłam zabić siedem, zanim ten jeden mnie zaskoczył.

-Po tylu godzinach użerania się z tobą powinnaś zabić ich co najmniej dziesięć, i wyjść z tego bez szwanku.

-Chyba masz co do mnie za duże oczekiwania. -zaśmiałam się.-Nie jestem tobą. I nie jestem tak, em... Zdolna jak ty.

-Właśnie jesteś, [Twoje imię]. Powinnaś, chyba że te miesiące nic nie dały.

-A jeśli faktycznie nic nie dały? Może powinniśmy zacząć trening od początku?-Droczyłaś się z nim.

-Nie będę marnować czasu na takie niewyuczalne stworzenie jak ty.-Odparował.

-Sądzisz że jestem niewyuczalna? Przecież kilka razy nawet mnie pochwaliłeś.

-Widocznie niesłusznie, bo prawie zginęłaś.-Posłał ci wyzywający uśmieszek.

-Dobrze, przyznaję to, jesteś najlepszy, a ja nie mam talentu i nie powinnam walczyć z tytanami.-przewróciłaś oczami.

-Poprawnie. Dlatego muszę ci zapewnić intensywne, prywatne szkolenie, żebyś mogła to robić i nie umrzeć.

-Nie mogę się doczekać.-Zaśmiałam się i wtuliłam w niego.

-Nie masz się z czego cieszyć. To będzie ostry trening.-Żartował. Przez chwilę siedzieliście tak razem, rozkoszując się swoją bliskością.-Mogłem wtedy do ciebie podlecieć i zabić tego tytana. Byłabyś teraz cała...-Powiedział po chwili ze smutkiem. Wiedziałaś, że ma o to do siebie żal, ale to nawet nie była jego wina.

-Levi, nie dałbyś rady, byłeś za daleko.-Oparłaś czoło o jego tors, a on objął twoje ramiona.-Nie obwiniaj się.
-Mogłem to zrobić, [twoje imię]. Gdyby wtedy stało się coś poważniejszego, nie wybaczyłbym sobie.

-Nie myśl tak, proszę. Nie chcę, żebyś przeze mnie się tak czuł.-Powiedziałaś, patrząc mu w oczy i przyłożyłaś delikatnie dłoń do jego twarzy. Bez słowa przyciągnął cię znowu do ciebie i czule pocałował. Jak ty go kochałaś. Tego gburowatego, bezkompromisowego dupka, skrywającego swoje uczucia pod warstwą cynizmu. Najsilniejszego żołnierza ludzkości, który jedynie przed tobą pokazywał swoją słabość, i jednocześnie najsilniejszą psychicznie osobę, jaką znałaś. Przeszedł tak wiele, a dalej walczył. To było cudowne, czuć, że walczy też dla ciebie.

Szczególnie, jeśli był to Levi Ackerman, twój narzeczony.

--------------------------------------

Nie jest na zamówienie, bo, uwaga, NIE MAM ŻADNYCH ZAMÓWIEŃ i płaczę w środku, umierając z nudy. Takie coś na poprawę humoru (mojego xd). Jeszcze niesprawdzane, przepraszam za błędy. Zastanawiam się, czy to jeszcze kończyć, bo dodałam specjalnie dla was o ludzkiej godzinie, czyli 22:00. No więc mam nadzieję że ktoś to przeczyta, zamawiajcie coś proszę, i dziękuję za wszystkie gwiazdki komy obs i takie tam.

Kc was ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro