Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[Levi x Reader] Lodowisko

-Uwaga!- Krzyknęłaś, prawie wpadając na faceta po trzydziestce z dzieckiem. Złapałaś równowagę, kurczowo łapiąc za jego kurtkę i odpychając się w kierunku bandy. Chwiejąc się i panicznie machając rękami, kiedy przechylało cię do przodu dojechałaś do barierki, której od razu złapałaś jak ostatniej deski ratunku, z ulgą łapiąc oddech.

Chyba jazda na łyżwach nie była twoją mocną stroną. Nie mogłaś utrzymać równowagi, cały czas na kogoś wpadałaś i się przewracałaś. Musiałaś przyznać, że jeździsz tragicznie, nawet jak na pierwszy raz na lodzie. Większość osób na pierwszej jeździe trzymała się blisko barierki, nie rozwijając dużych prędkości, ale na twoich zasuwających jak szalone łyżwach nie dało się jechać powoli. Pożyczyłaś je od kuzynki która miała dużo większą wprawę w łyżwach od ciebie, żeby nie musieć płacić za wypożyczenie i teraz nie mogłaś nad nimi zapanować. Musiałaś nieźle irytować ludzi na lodowisku. Co chwila wjeżdżałaś w bogu ducha winne dzieci czy wyśmiewających twój brak talentu nastolatków. Nigdy w życiu się tak nie upokorzyłaś.

Westchnęłaś ze zmęczeniem, niebezpiecznie ześlizgując się po barierce w dół, aż w końcu praktycznie zawisłaś na jednej ręce, prawie dotykając tyłkiem do lodu. Nie dość że trudne, to jeszcze męczące. Gdyby nie zakład z koleżanką już dawno zeszłabyś z krytego lodowiska i rzuciła łyżwy w diabły, ale nagroda była kusząca- wszystko, o co poprosisz w McDonaldzie obok szkoły, przy której rozstawiono lodowisko. Właściwie mogłaś jeść ile tylko dasz radę na jej koszt, więc spięłaś pośladki i próbowałaś okiełznać łyżwy, dla darmowej wyżerki.

Problem w tym, że żeby wygrać, musiałaś wykonać na jej oczach piruet albo inny równie widowiskowy trik, a jedyna "widowiskowość" u ciebie to majestatyczny upadek na twarz. Jednak ta myśl o frytkach, ulubionej kawie i innych fast foodach dodawała ci siły.

Zebrałaś się na odwagę i oderwałaś rękę od barierki, co było trochę nieprzemyślane, bo zaraz po tym boleśnie spadłaś na tyłek. Stęknęłaś z bólu i wstydu, ale po chwili podniosłaś się do pionu i ruszyłaś z nurtem innych obecnych na lodowisku, próbując zrozumieć trudną sztukę łyżwiarstwa.

Odepchnij się nogą, dołącz ją, powtórz z drugą. Wyobraziłaś sobie siebie, jak w blasku reflektorów mkniesz po lodzie, wywijając piruety i inne takie, chociaż w rzeczywistości przypominałaś bardziej kaczkę której ktoś założył wrotki. Chciałaś dobrze jeździć, ale nie mogłaś przełamać tej bariery, która dzieliła cię od sukcesu.

Mimo wszystko szło ci coraz lepiej. W pewnym momencie już wydawało ci się, że załapałaś i teraz będzie lepiej, złapałaś równowagę i mogłaś płynnie jechać, kiedy nagle uderzenie w czyjeś plecy brutalnie zdeptało twoje nadzieje. Zaryłaś nosem w szarą bluzę z kapturem, noga ci się poślizgnęła i runęłaś jak długa na nieznajomego, który w jednej chwili zdążył się obrócić i złapać cię w ramiona niczym zawodowy tancerz. Bo tak to wyglądało. Skończyłaś dotykając końcówkami włosów lodu z nieznajomym facetem pochylającym się nad tobą, tworząc scenę rodem z Tańcu z Gwiazdami. 

Chłopak spojrzał na ciebie, oszołomiony że przypadkowa dziewczyna wryła mu się w plecy, a on instynktownie ją złapał. Podziękowałaś bogu że nie jest obleśnym, spasionym facetem tylko całkiem przystojnym młodzieńcem o kobaltowych oczach. Czarne kosmyki dość specyficznie przyciętych włosów opadały mu na twarz, która wyrażała zdziwienie. Dziwnie było oglądać go z tej perspektywy.

Ty sama oblałaś się czerwonym jak majowe róże rumieńcem. Może i to było trochę szalona, ale i urocza scena. Mogłaś przysiąc że kiedy zdezorientowani patrzyliście sobie w oczy, twoje serce zabiło troszeczkę szybciej. 

Po kilku sekundach spędzonych na patrzeniu ci w oczy i próbie zorientowania się, co się właśnie wydarzyło, chłopak ostrożnie podniósł cię do pionu i odsunął od siebie.

-Patrz jak jeździsz. -powiedział znudzonym tonem, rujnując cały romantyzm sceny, po czym odjechał, a ty zszokowana jego zachowaniem i zawiedziona, że jednak nie okazał się przypadkową miłością rodem z fanfiction patrzyłaś, jak z ogromną prędkością sunie po lodzie. W sumie to mu się nie dziwiłaś- sama też byś się wkurzyła, gdyby wjechał w ciebie jakiś żółtodziób. Ale jednak olał twoją urodę, a poza tym wkurzyłaś się na niego, że tak oschle cię potraktował. Już rozważałaś dojechanie, a właściwie doczłapanie do niego i przyłożenie mu w twarz za zniszczenie ci marzeń o książkowym romansie, ale całe szczęście zdecydowałaś się jeszcze bardziej nie upokarzać. Twoja opinia społeczna po tej jeździe miała i tak spaść o połowę.

Znowu wjechałaś na lód i po jakimś czasie ku swojemu zdziwieniu złapałaś tempo i mogłaś już w miarę płynnie się poruszać, kiedy nagle jakiś nastolatek zajechał ci drogę z prędkością tysiąca kilometrów na godzinę, straciłaś równowagę i balansowałaś na jednej nodze, w panice próbując się nie przewrócić. Przejechałaś kilka metrów, gibiąc się jakbyś chodziła po linie, po czym runęłaś jak długa na bolesne spotkanie z lodem. To był moment, w którym miałaś dość, zamierzałaś w tym miejscu zrzucić z siebie te szatańskie buty i przejść do wyjścia w skarpetkach. Już miałaś się podnieść i zacząć z wściekłością rozpinać łyżwy, kiedy nagle poczułaś palący ból w boku, po czym czyjś ciężar na sobie. Ktoś wpadł na leżącą ciebie i się przewrócił, przygniatając cię do lodu i wjeżdżając ci łyżwą w bok. Zdusiłaś krzyk i stęknęłaś z bólu, nie mogąc uwolnić się z plątaniny kończyn. Leżeliście w dziwnej pozycji, a przypadkowy napastnik przygniatał cię do ziemi, przez co cały czas przyciskałaś policzek do lodu. 

Z trudem odwróciłaś głowę, żeby zobaczyć kto się o ciebie potknął, i z zaskoczeniem odkryłaś że był to ów młodzieniec o kobaltowych oczach, który jeszcze przed chwilą jeździł jak profesjonalista. Twoja twarz, piekąca od zimna, pokryła się karmazynową czerwienią. O ile poprzednia scena wyglądała romantycznie, to było co najmniej żałosne. Chociaż teraz twoja twarz była jeszcze bliżej jego twarzy, niż poprzednio. Dzieliły je może trzy centymetry. 

O boże, o czym ty myślałaś? Koleś właśnie prawdopodobnie rozciął ci brzuch, przez to że wyrżnęłaś się na lodowisku, i jeżeli nie dopisze ci szczęście, tą niefortunną jazdę skończysz jeszcze bardziej niefortunnym szpitalem. Przez głowę przeleciała ci myśl, że skoro aż tak to boli, możesz mieć złamane żebro, albo coś podobnego. Z przerażeniem pobladłaś i odruchowo sięgnęłaś do miejsca, w które dostałaś, sprawdzając, czy jest bardzo źle, i poczułaś lepką ciecz pod koszulką. Kiedy dotykałaś, bolało dwa razy bardziej, więc dałaś sobie spokój.

Chłopak zdążył się wyswobodzić. Wstał, ze zdenerwowaniem otrzepując ciemne jeansy z drobinek śniegu i spojrzał na ciebie wzrokiem, który mógł zabijać. Wybuchową mieszanką obojętności i wściekłości na ciamajdę, która zajechała, a właściwie wywaliła się na drogę przed nim, czyli ciebie. Też spróbowałaś się podnieść, ignorując spojrzenie chłopaka, ale z dwóch prostych powodów nie dałaś rady: 1.nie mogłaś złapać równowagi i tylko ślizgałaś się po lodzie; 2.przez niezapowiedziane rozcięcie brzucha zrobiło ci się słabo. Postanowiłaś, że już nigdy nie wsiądziesz na łyżwy. W życiu.

Nieznajomy chyba zauważył, że nie możesz wstać, kiedy przy którejś próbie posłałaś mu błagalne spojrzenie. Westchnął poirytowany, po czym z podjechał do ciebie od tyłu i złapał cię pod ramionami, podnosząc w górę. Poczułaś na skórze materiał jego skóry, a potem hop, i już mogłaś stanąć na własnych nogach. Popatrzyłaś na niego z wdzięcznością, ale ból lekko przyćmiewał ci wzrok. Odruchowo przycisnęłaś dłonie do rany, próbując zachować uśmiech, z czego wyszedł zapewne dość przykry do oglądania grymas.

Chłopak przyglądał ci się zdezorientowany, próbując ustalić, co się stało.

- Jesteś cała? -zapytał. Nie wiedziałaś, jak masz to potraktować. Ten ton był tak obojętny, że miałaś wrażenie że nie obchodzi go odpowiedź. Westchnęłaś.

- Jeśli nie liczyć cholernie bolącej rany na brzuchu, to tak. -Odpowiedziałaś z nutką ironii. Musiałaś zachować twarz nawet w skrajnych sytuacjach.

- Muszę przyznać, że sama się podłożyłaś pod łyżwy, ale to też moja wina. Przepraszam.-Westchnął. - Chodź.

Ku twojemu zaskoczeniu objął cię w talii i stanął tak, że wasze ramiona się stykały, po czym ruszył w stronę zejścia, ciągnąc się za sobą. Poczułaś jak przy jego dotyku przeszedł cię przyjemny dreszcz. Było ci o wiele łatwiej jechać, bo to on prowadził, jak w tańcu, a ty musiałaś tylko mocno się trzymać. Zrobiło ci się gorąco.

To była bardzo zwariowana sytuacja. Pewnie gdyby nie tępy ból, tłumiący uczucia i zmysły, cieszyłabyś się z niespodziewanego bliskiego kontaktu z przystojnym chłopakiem dwa razy bardziej. Ludzie na was patrzyli- wyglądaliście jak para zakochanych, ale za to nie dostrzegali, że zwijasz się w agonii, próbując nie zemdleć na miejscu.

W końcu dotarliście do zejścia, gdzie chłopak wypuścił cię z rąk, a ty niebezpiecznie się zachwiałaś. Zmieniłaś łyżwy na zwykłe buty i oparłaś się o ścianę za ławką, ciężko oddychając. W głowie miałaś jedną myśl: błagam, nie do szpitala, którą powtarzałaś jak w amoku. Zauważyłaś, że chłopak stoi przed okienkiem recepcji i rozmawia z kobietą za ladą, ale nie mogłaś dosłyszeć, o czym rozmawiają. Przymknęłaś oczy, ale poczułaś, że odpływasz, więc pochyliłaś głowę, patrząc w ziemię. Po chwili wrócił do ciebie razem z ubraną w zbyt dużą bluzę i obcisłe jeansy kobietą, która pochyliła się nad tobą.

- Pokaż to, mała.-Powiedziała spokojnym głosem, w którym było coś, przez co nawet się nie sprzeciwiłaś. Odkleiłaś bluzkę od skóry, krzywiąc się z bólu, a ona przyłożyła dłoń do rany i nacisnęła w kilku miejscach. Zacisnęłaś zęby. Oby wiedziała, co robi. 

Kazała ci przyciskać t-shirt do rany, żeby zatamować krew. Skinęłaś głową na znak, że zapamiętałaś.

Po chwili zadumy krótko i rzeczowo oświadczyła:

-Jak dla mnie trzeba szyć. Ty- Wskazała na chłopaka- masz samochód?

Spojrzał na nią zdezorientowany.

-Tak, ale co to ma do...

- Zawieziesz ją do szpitala.-Przerwała mu. Jęknęłaś cicho. Czyli jednak.

- Co?!- oburzył się, marszcząc brwi.

-Idź po auto i jedźcie. Ja nie mogę się urwać z pracy, poza tym to nie moja sprawa, że się zderzyliście.

-Tch.-Prychnął ze złością, po czym podszedł do ciebie i znów objął cię w talii, żebyś mogła doczłapać z jego pomocą do samochodu. Nie miałaś pojęcia, jak wytłumaczysz to rodzicom, że w magiczny sposób znajdziesz się w szpitalu oddalonym o ponad 30 kilometrów od domu. Oparłaś ciężar ciała częściowo na ręce chłopaka, skinęłaś głową w podziękowaniu kobiecie z recepcji i szurając nogami dotarłaś do auta, gdzie ciężko opadłaś na siedzenie z tyłu. Uczucie było podobne do tego, kiedy złamałaś rękę, tylko tym razem trochę bardziej intensywne.

Levi zapiął pas na przednim siedzeniu i poprawił lusterko, przy czym przez moment patrzył ci w oczy. Oprócz irytacji wydawał się też zmartwiony. Miło.

Nie odzywaliście się przez prawie całą drogę. Chyba postanowił ci nie przeszkadzać i już nie męczyć cię rozmową, za co byłaś mu wdzięczna. Myślałaś o tym, jak zwariowana jest ta sytuacja, kim jest twój kierowca i czy może się zaprzyjaźnicie, jak już będziesz mogła wrócić do domu.

-Dojechaliśmy.- Zakomunikował, niespodziewanie wyciągając cię z rozmyślań. Słabo skinęłaś głową i wyczołgałaś się z samochodu. Przy wyjściu znowu pomógł ci chłopak, ale tym razem po pierwszych krokach kompletnie zamroczyło ci się przed oczami i bezwładnie opadłaś w jego ramiona. Zemdlałaś.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Obudziłaś się na szpitalnym łóżku. Wokół roznosił się charakterystyczny, sterylny zapach, jaki czuć tylko w takich miejscach. Wciągnęłaś to powietrze nosem i nieśmiało otworzyłaś oczy. Nie lubiłaś szpitali, nie chciałaś tu być. Wiązały się z nimi przykre wspomnienia.

Byłaś w małym pokoju z jednym łóżkiem. Obok niego stały stojaki z kroplówkami i całe to wyposażenie, które umiałabyś nazwać dopiero po skończeniu medycyny na studiach, telewizor na ścianie, podłączony do plątaniny kabli i skromna półka z książkami. Światło padało przez duże okno idealnie na twoje łóżko, tworząc coś w stylu promieni, jakbyś była skąpanym w blasku bohaterem bitewnym. 

Przewróciłaś się na bok i po swojej lewej zobaczyłaś chłopaka, który cię tu przywiózł. Siedział na małym stołku, oparty o ścianę. Robił coś na telefonie. Na jego widok twoje serce zabiło trochę szybciej, jakby zaskoczone tym, że tu jest. To było miłe uczucie, wiedzieć że ktoś przy tobie siedział. Przyglądałaś mu się jakby był nieuchwytnym zwierzęciem, które przez przypadek udało ci się zobaczyć, a każdy najdrobniejszy dźwięk może je spłoszyć. Oświetlony przez ostatnie promienie zachodzącego słońca, mącone przez liście paproci na oknie. Nawet nie znałaś jego imienia, ale patrząc na tą skąpaną w pomarańczu scenę, coś w tobie drgnęło, jakby ktoś przeciągnął między wami cienką nić, delikatną jak utkana z powietrza, którą zerwie nawet oddech. 

Cicho, praktycznie bezgłośnie podniosłaś się do pozycji siedzącej i zacisnęłaś palce na kołdrze. Nie chciałaś przerywać tej sceny, chociaż było to zwyczajne popołudnie, zwyczajne światło, zwyczajny pokój, a ten chłopak był zupełnie zwyczajnym chłopakiem, który potrącił cię na łyżwach. Jednak to wszystko razem, z pozoru przeciętne i szare, tworzyło razem piękną kompozycję. Refleksy słońca, odbijające się od jego ciemnobrązowych, wpadających w czerń włosów, można by oprawić w ramkę.

Nagle oderwał wzrok od telefonu i mimochodem spojrzał na ciebie, a kiedy zorientował się, że już wstałaś, nagle się wyprostował i opuścił rękę z telefonem. Przez moment patrzyliście sobie w oczy, ale wiedziałaś, że zapamiętasz tą chwilę jako wieczność. Obojętność na jego twarzy, a ty zapamiętasz to jako coś głębszego. 

W tamtej chwili, kiedy dla ciebie czas się zatrzymał, jakbyś zawisła razem z nim w dryfującym świetle zachodu, nie rozumiałaś siebie, swoich uczuć. Wydawało ci się, że to nie dzieje się naprawdę, a jedynie czytasz o tej scenie w książce, oglądasz, śnisz o niej.

Nagle dramatycznie przyziemna sprawa przerwała moment, w którym wasze spojrzenia się spotkały- telefon chłopaka zadzwonił, rozrywając ciszę na strzępy. Skrzywiłaś się od natarczywego dźwięku, a czarnowłosy odrzucił połączenie i schował komórkę do tylnej kieszeni w spodniach.

-Jak się czujesz?- Zapytał chłodno.

Chwilę zajęło ci przypomnienie sobie trudnej sztuki rozmawiania, ale zaraz potem z czerwienią na policzkach odpowiedziałaś:

-Jest okay. Trochę boli mnie głowa... Dostałam coś nasennego?

-Tak. Z tego co wiem zaszyli ci brzuch.- Mimo znudzonego tonu, miałaś wrażenie że dręczy go poczucie winy. Musiało, skoro nadal przy tobie siedział. Właśnie...

-Ile spałam?- Odgarnęłaś włosy w twarzy, wcześniej zaglądając pod bluzkę. Na pionowym rozcięciu widniało kilka czarnych szwów. Zacisnęłaś zęby.

-Dziewięć godzin.- Odpowiedział. Otworzyłaś szerzej oczy z niedowierzania.

-Dziewięć?! I cały czas tu siedzisz?- Prawie krzyknęłaś, miętosząc kołdrę w dłoniach. 

- Pierwszą godzinę próbowali cię zszyć, a później kazali mi przyjść tu. Powiadomiłem twoich rodziców, że dzisiaj nie wrócisz na noc do domu.- Powiedział. To było słodkie, że cały czas tu był. Rany, dzisiejszy dzień zaczynał przypominać fanfiction, które czytałaś. Gdybyś tylko miała talent pisarski, sama byś je spisała- dziewczyna przez przypadek wpada na lodowisku na przystojnego chłopaka, zaprzyjaźniają się, a później zakochują w sobie. Były tylko dwie przeszkody: pierwsza, że pokraczne zderzenie z tym chłopakiem i rozcięcie brzucha łyżwą nie bardzo pasowało do klimatu fanfiction ze słodkimi, przypadkowymi sytuacjami, a druga, chłopak, na którego wpadałaś okazał się tak zimny i nieprzystępny, że miałaś wątpliwości czy on kiedykolwiek by się w tobie zakochał. A ty nie byłaś pewna, czy dałabyś radę się w nim zakochać, chociaż biorąc pod uwagę co przy nim wyprawiało twoje serce, istniały bardzo spore szanse.

Nagle się zorientowałaś, co przed chwilą usłyszałaś, i jak poparzona krzyknęłaś:

-Zaraz, używałeś mojego telefonu?!- To oznaczało, że już byłaś martwa w jego oczach, wasza wymarzona przez ciebie miłość była martwa, i jeśli okaże się plotkarzem, twoja opinia społeczna była martwa. Może i przesadnie dramatyzowałaś, ale jeśli on zobaczył tapetę z twoim ulubionym shipem, wygaszacz ekranu z całującą się parą, a co najgorsze przez przypadek wszedł na tumblr i wattpad, wolałaś nawet sobie nie wyobrażać, co o tobie pomyślał. Pokazanie komuś tych rzeczy było jak odsłonienie prawdziwej tożsamości, siebie. Dlaczego nie założyłaś wcześniej tej blokady?!

-Skąd indziej miałem wytrzasnąć numer do twoich rodziców?- zapytał spokojnie i chłodno, nie oczekując odpowiedzi, a ty pogrążyłaś się we wiecznej rozpaczy. Ze wstydem pochyliłaś głowę.

-Widziałeś..?- prawie wyszeptałaś z przerażeniem. Musiał widzieć, żeby dostać się do kontaktów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że na tapecie była para całujących się gejów. Z anime. 

"Czym sobie zasłużyłam, Boże?"- pomyślałaś ze łzą w oku i smutnym, grymasem przypominającym uśmiech.

-Tak, wszystko.- Powiedział, a te słowa ugrzęzły ci w pamięci jako "największe upokorzenie 2k17". Pomyślałaś, że to już pora żeby kompletnie odciąć się od społeczeństwa, zamieszkać w małej leśnej chatce, i całymi dniami czytać, oglądać anime.- Nie wiem co cię jara w całujących się pedałach, ale to nie mi to oceniać.

Słowa przeszyły twoją duszę, raniąc duszę yaoistki, ale byłaś zbyt czerwona żeby się bronić. Wyglądałoby to śmiesznie.

-Proszę, zapomnij o tym.- Spojrzałaś błagalnie na chłopaka.- Albo chociaż nikomu nie mów!

-Nie powiem, ale to chore i odpychające. Jeśli pokażesz to przyszłemu chłopakowi, od razu cię rzuci.- oświadczył, a ty znowu poczułaś ukłucie. Ał.- Naprawdę ludzie czytają takie opowiadania?

-Czekaj, widziałeś też wattpad?-załamałaś się.

-Siedzenie przy śpiącej dziewczynie z gejowskim fetyszem przez dziewięć godzin jest nudne. A twój telefon był pod ręką.- To już było bezczelne. Może i uratował cię, ale nie miał prawa czytać tych opowiadań, to było bardziej intymne niż gdyby zobaczył cię nago.- Chociaż, muszę przyznać, że ładnie rysujesz. Te posty na tumblr, mimo że gejowskie, ładnie narysowane. I styl pisania też masz dobry, ale tych scen seksu już sobie nigdy nie odwyobrażę. Ładne, ale jednak zdrowo pierdolnięte.

"Zabiję się."-Pomyślałaś. Na szczęście powiedział chociaż jedną miłą rzecz, aczkolwiek obojętnym i wypranym z emocji głosem. I widział tumblr. O boże, widział tumblr'a, czytał opowiadania, widział tapetę... Ten nieznajomy wiedział o tobie więcej niż ktokolwiek. 

-Jak masz na imię?- zapytałaś cicho, przypominając sobie że nawet nie znasz jego imienia.

-Levi. Levi Ackerman.- odparł chłodno. Brzmiało dziwnie znajomo. - A ty?

-Jestem [Twoje Imię]. Więc, Levi, czemu cały czas przy mnie siedziałeś?- Pokój robił się coraz bardziej pomarańczowy od schodzącego pod horyzont słońca. Chciałaś zmienić wreszcie temat, żeby później samotnie zapalić znicz dla swojej społeczności. 

--------------------------------------------------------

Nie sprawdzane.

Wstawiam jako zapowiedź opowiadania, które być może kiedyś pociągnę na kilkanaście-kilkadziesiąt rozdziałów. Potraktujcie to jako zwiastun/ w pewnym sensie zamówienie, bo ktoś mnie o to prosił, ale teraz nie przypomnę sobie kto xD Czytałby ktoś coś takiego? Dajcie znać w komentarzach.

Teraz biorę się za wszystkie one shoty z którymi zalegam, wyczekujcie fali :) 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro