Oczy czarne, życie marne [Todomomo & Royai]
Anime: Fullmetal Alchemist + Boku no hero academia
Główne shipy: Todoroki Shoto x Momo Yaoyorozu, Roy Mustang x Riza Hawkeye
Poboczne shipy: Kirishima Eijirou x OC, Takami Keigo x OC, Bakugou Katsuki x Midoriya Izuku
Uwagi: Wyobraźmy sobie, że Momo jest tak naprawdę córką Roya i Rizy. W ten sposób powstało owo opowiadanie.
Aha, i jeszcze wspomnę, że Cicha_Psychopatka to moja partnerka w zbrodni i jest współwinna temu, co odwaliło się na końcu 😂
Prolog: Ucieczka
Nikt nie miał pojęcia, że imię i nazwisko Momo Yaoyorozu nie było od samego początku wpisane w jej metryczkę. Bowiem zaraz po urodzeniu rodzice nazwali ją Marcia Christine Mustang, jednak z pewnych niezależnych od nich powodów zmieniła się tożsamość nie tylko małej Marcii, lecz także Roya i Rizy Mustangów.
Owy poranek zapowiadał się w miarę spokojnie, w przeciwieństwie do nocy, którą Riza i Roy mieli za sobą. Ich córce zaczęły już wyrastać mleczne zęby, a że ząbkowanie od zawsze było dla dzieci nieprzyjemne, nie obyło się bez uspokajania jej na zmianę. Rano, kiedy Marcia już zasnęła, Riza siedziała obok niej, delikatnie trzymając jej dużo mniejszą rączkę i lekko przysypiając po nieprzespanej nocy.
Blondynka otworzyła oczy i uśmiechnęła się z czułością. Marcia wreszcie zasnęła. Riza pochyliła się nad nią i pocałowała ciemnowłosą główkę swojej córki, po czym cicho ruszyła ku wyjściu.
Nie zdążyła jednak wyjść z pokoju, kiedy drzwi gwałtownie się otworzyły i wpadł przez nie Roy. Gdyby drzwi otwierały się do wewnątrz, Riza pewnie przeżyłaby teraz mocne uderzenie drzwiami. Wchodząc do pokoju Marcii, Roy nie mógł nie narobić przy tym hałasu, który obudził dziewczynkę, przez co ta zaczęła chlipać.
Riza wzięła głęboki wdech i spojrzała karcąco na swojego męża, dając mu do zrozumienia, że właśnie uspała Marcię, którą on teraz obudził. Roy w mgnieniu oka przeszedł przez pokój, wyjął córkę z łóżeczka i przytulił do siebie. Dziecko wciąż chlipało przez bolesne ząbkowanie, ale bliskość ojca nieco ją uspokoiła.
— Nie płacz, Marcio — poprosił łagodnie i cmoknął ją w policzek.
Riza zauważyła, że Roy odkąd wszedł do pokoju roztaczał wokół siebie jakąś poważną aurę. Nawet czułość, z jaką odnosił się do Marcii, nie mogła tego zmienić.
Albo po prostu Riza miała jastrzębi wzrok i widziała wszystko, czego nie dostrzegali inni. Nie bez powodu przed ślubem z Royem nazywała się Hawkeye.
— Co się stało? — zapytała go cicho. Nie pytała, czy coś się stało, bo widziała po nim, że coś musiało się stać.
Roy spojrzał na Rizę, nie przerywając kołysania Marcii, która zaczęła ponownie zapadać w sen.
— Dzwonił generał Grumman, i...
— Miałeś nazywać go dziadkiem, pamiętasz? — przypomniała mu ze śmiechem. Generał Grumman, który był jej najbliższym żyjącym krewnym, zaraz po ślubie swojej wnuczki powiedział Royowi, że przez łączące ich teraz pokrewieństwo może nazywać go dziadkiem. Oczywiście pod nieobecność Rizy nakazał jeszcze prazięciowi dbać o swoją wnuczkę.
— Dalej nie mogę się do tego przyzwyczaić — zaśmiał się Roy. — Chociaż dziwnie mówić do niego generale, kiedy do nas przyjeżdża...
Riza pokręciła głową z rozbawieniem.
— No dobrze, a w jakiej sprawie dzwonił?
Usta Roya wygięły się w dół, jakby to, co chciał jej powiedzieć, nie było niczym przyjemnym.
— Kazał nam się zbierać — wyjaśnił. — Ponoć szuka nas jakiś wariat i pozostanie tu jest zbyt ryzykowne...
— Wróć. Co to za wariat? Skąd? — Riza miała to do siebie, że w trudnej sytuacji potrafiła zachować zimną krew, co już nieraz pokazała swojemu mężowi.
— Tego nie wiem. — Roy pokręcił głową. — Nie wiem też, po jaką cholerę jesteśmy mu potrzebni, ale nie zamierzam ryzykować bezpieczeństwa twojego i Marcii...
— I twojego — dodała Riza. — Nie zapominaj o swoim, bo ja i Marcia też nie zamierzamy cię stracić.
Roy uśmiechnął się, po czym pocałował żonę w czoło. Chwilę później Riza zaczęła zbierać najpotrzebniejsze w podróży rzeczy.
Jeszcze tego samego dnia Mustangowie opuścili swój dom w Amestris, po cichu udając się do Japonii, gdzie od tej pory byli znani jako Rieko i Ren Yaoyorozu.
W ten właśnie sposób Marcia Christine Mustang rozpoczęła swoje życie w Japonii jako Momo Chinatsu Yaoyorozu.
I. Przebiegły Hayate
Posiadłość Yaoyorozów mieściła się w centralnej części prefektury Aichi. Jako że z zewnątrz i wewnątrz dom ten wyglądał na bogato ozdobiony, można było stwierdzić, że mieszkają w nim równie bogaci, a przy tym zepsuci bogactwem ludzie. Stwierdzenie to nie było do końca prawdą, bo rodzina ta nie miała w zwyczaju obnosić się ze swoim bogactwem.
Momo wiedziała o tajemnicy, którą skrywali jej rodzice - kiedy już podrosła na tyle, by móc to zrozumieć, rodzice wszystko jej wyjaśnili. Początkowo dziewczyna była przestraszona faktem, że ktoś może ich poszukiwać, ale w miarę upływu czasu doszła do wniosku, że na pewno nic im nie grozi - w końcu bohaterowie trzymali pieczę nad obywatelami. Dodatkowo Rieko oraz Ren uważali, że w Japonii będą o wiele bardziej bezpieczni niż w Amestris.
Jak wiele nastolatków z darami, Momo pragnęła, by jej nadzwyczajne umiejętności były jak najbardziej użyteczne. Dlatego chciała zostać bohaterką. Władała dosyć potężnym darem, który pozwalał jej tworzyć przedmioty, o ile tylko znała ich budowę. Jej ojciec władał czymś dosyć podobnym, choć on nazywał to nie kreacją, a alchemią. Z tego, co wiedziała Momo, był w stanie wytwarzać też płomienie, bo w tym właśnie się specjalizował, kiedy jeszcze on i jego żona służyli amestryjskiemu wojsku. Momo uśmiechnęła się na wspomnienie Rena, który zawsze własnoręcznie zapalał świeczki na jej torcie urodzinowym. Dosyć szybko stało się to ich tradycją przy każdych urodzinach.
Momo wiedziała, że umiejętności jej taty wskoczyły na wyższy poziom, kiedy ten stanął przed Bramą Prawdy. Nie chciał tego, to fakt, jednak Prawda miała to gdzieś i oślepiła go. Momo zawsze była tym zdruzgotana - przecież nie zrobił niczego, co nakazywałoby Prawdzie go ukarać! Co prawda był gotów to zrobić, jednak Rieko mu na to nie zezwoliła - z samego jej wzroku wyczytał, że jeśli otworzy Bramę, osobiście doprowadzi go do gorszego stanu, niż ustawa przewiduje.
Biorąc pod uwagę umiejętności Rena oraz fakt, że wszędzie na świecie pojawiało się coraz więcej darów od natury, rodzice Momo podejrzewali, że alchemia mogła mieć sporo wkładu w to, jaki dar objawił się Momo. Dziewczyna przez wiele lat rozwijała swój dar, dzięki czemu mogła wytwarzać coraz to ciekawsze przedmioty.
Promienie słońca nieco oślepiały Momo, kiedy ta czytała książkę na werandzie. Nieco dalej za ich ogrodem znajdował się park, z którego dochodziły radosne okrzyki dzieci, które jednak nie przeszkadzały Momo tak bardzo.
Ze skupienia wyrwały dziewczynę czyjeś kroki. Uniosła głowę i zauważyła, że to jej mama przybyła na werandę. Rieko usiadła przy tarasowym stole, rozkładając wokół siebie miliony projektów strojów dla bohaterów. Głównie pracowała z domu, a rezultaty swojej pracy zanosiła do firmy, w której pracowała. W ślad za Rieko przybył ich pies, Black Hayate, który zaraz potem dla odmiany podbiegł do Momo i zaczął lizać ją po rękach. Dziewczyna roześmiała się i pogłaskała zwierzaka po głowie, po czym podniosła się z miejsca i cicho podeszła do Rieko, by spojrzeć jej przez ramię. Kobieta udawała, że wcale nie zauważyła, jak Momo podgląda jej pracę.
— Czyj to strój? — zainteresowała się Momo.
— To? — Rieko uniosła interesujący córkę strój. Wyglądał dosyć... Zwyczajnie. Jakaś podszyta futerkiem kurtka, do tego spodnie w najpewniej tym samym kolorze, co kurtka i jakieś wygodne buty. W skład stroju wchodziły też ochraniacze na uszy i osłonka na oczy, a także, co szczególnie zwróciło uwagę Momo, tył kurtki został opatrzony otworami. — Hawksa — wyjaśniła Rieko. — Najmniej wymagający klient, z jakim miałam do czynienia. Stwierdził, że strój ma być wygodny do latania, więc za bardzo go nie obchodzi, co ma na sobie, ale koniecznie potrzebuje osłony na uszy i oczy oraz otworów na plecach. To latanie to trochę jak mundury w wojsku, też ceni się wygodę, a nie pociągający wygląd — uśmiechnęła się.
Mama dosyć często nawiązywała do wojska, przez co Momo zastanawiała się, czy aby nie żałuje, że ona i Ren podjęli decyzję o porzuceniu służby wojskowej.
Skupiona na stroju dla Hawksa Rieko nie patrzyła na Momo, a mimo to wiedziała, co zaprząta głowę córki. Odchyliła się do tyłu, po czym ucałowała brunetkę w policzek.
— Wiesz przecież, Momo, że nigdy nie żałowaliśmy z Renem porzucenia wojska — przypomniała jej. — Jesteś najwspanialszym, co mogło nas w życiu spotkać, kochanie.
Na ustach dziewczyny wykwitł uśmiech. Ułożyła podbródek na ramieniu Rieko, wciąż patrząc na projekty ubrań.
— Zamierzasz cały dzień patrzeć mi przez ramię? — zapytała ze śmiechem Rieko.
Momo wzruszyła ramionami.
— Myślałam, czy nie wybrać się na spacer, pogoda dzisiaj dopisuje...
Na słowo spacer Hayate jakby dostał zastrzyku energii - zaczął biegać w kółko, goniąc własny ogon.
— Chyba nie masz wyboru — roześmiała się Rieko. — Hayate już zdecydował za ciebie.
Momo roześmiała się i przykucnęła obok Hayate.
— Przebiegły jesteś, Hayate, wiesz?
Pies zaszczekał, jakby doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej przebiegłości.
II. Sunflower
Hayate szedł tuż przy nodze Momo, podczas gdy ta obserwowała okolicę przez zacienione okulary. O tej porze po ulicy przechadzało się wielu ludzi, a niekiedy były to też dzieci, którym podobał się przyjaźnie wyglądający Hayate. Nie wszystkie zatrzymywały Momo i jej pupila, chcąc go pogłaskać, ale na szczęście ich większa część najpierw pytała Momo o zgodę. Dziewczyna niekiedy uświadamiała dzieci, że nie każdy pies jest tak przyjazny, jak Hayate, który wprost uwielbiał towarzystwo ludzi.
Popołudnie zapowiadało się na spokojne, a przynajmniej na tyle, na ile może być spokojne miasto. W pewnym momencie Momo usłyszała dosyć donośny głos jednej z bohaterek, którą doskonale znała.
— Dziesiąty raz ci powtarzam, Hawks, że nie mam zamiaru dołączać do bandy twoich sprzątaczek — te stanowcze słowa padły z ust niewysokiej kobiety, która rozmawiała ze skrzydlatym bohaterem, stojąc wraz z nim przy wejściu do parku. — Przypominam ci, że sama jestem sobie sterem, żeglarzem i okrętem.
Momo znała Mori Junko - była ona znajomą jej rodziców, a przy okazji jedną z wielu zawodowych bohaterek, jakie chodziły po świecie. Zasugerowała ona Momo, że może ją zarekomendować, by U.A. szybciej ją przyjęło. Dziewczyna długo wahała się, czy powinna się na to zgodzić, ale Mori długo nalegała, więc Momo w końcu na to przystała.
— Ale każdy okręt potrzebuje kapitana — zauważył Hawks niby od niechcenia.
Junko przekrzywiła głowę i lekko trąciła Hawksa palcem w tors.
— I ty chcesz być tym kapitanem? Nie ma opcji, nie mam zamiaru być majtkiem — odrzekła stanowczo. — Pomagam ci jak mogę, ale sprzątania po swoich akcjach ode mnie nie wymagaj.
Hawks uniósł dłonie w obronnym geście.
— Jakżebym śmiał... A na nocny lot dasz się namówić?
— Mam napięty grafik — oznajmiła wymijająco, bawiąc się słonecznikiem, który miała przyszyty do koszuli.
Momo podeszła bliżej, przenosząc okulary z nosa na czubek głowy. Szczekanie Hayate zwróciło na nią uwagę dwójki bohaterów.
— O, cześć, młoda! — zawołała Mori, machając jej dłonią. — Jak leci?
— Nie jest źle — odparła Momo, wzruszając ramionami. — Martwię się tylko, czy przyjmą mnie do U.A...
— Nie żebym się tam kiedykolwiek uczyła, ale zrobiłam ci taką reklamę, że byliby palantami, gdyby cię nie przyjęli — stwierdziła Mori. — Ale powiem ci, że dyrektor Nezu to równy gość.
Hawks spojrzał na nią tak, jakby nie dowierzał, że dyrektor może mieć u niej większe szanse od niego. Sunflower zdawała się tego nie zauważać.
— Tak czy inaczej, na moje oko już jesteś przyjęta. Zawsze przyjmują uczniów z rekomendacji. — Mori wzruszyła ramionami.
— Dziękuję, że to dla mnie zrobiłaś — powiedziała Momo, na co Sunflower uśmiechnęła się.
— Drobiażdżek — odpowiedziała, po czym jeszcze przykucnęła, by pogłaskać Hayate. — No, tak czy siak na mnie już chyba czas. Miasto się samo nie spatroluje, a zresztą ponoć gdzieś tu miał się kręcić Endeavor, a ja nie mam ochoty na niego trafić...
— Może cię gdzieś podrzucę? — zaproponował jej Hawks.
Mori już domyślała się, w jaki sposób Hawks chce ją podrzucić. I chyba wolała tego uniknąć.
— Przejdę się. Mam lęk wysokości, wolę trzymać się ziemi.
— Ach — westchnął Hawks. — No to dotrzymam ci towarzystwa.
— No, skoro musisz... — Mori wzruszyła ramionami, po czym pomachała Momo na pożegnanie. — Na razie, młoda! Ucałuj rodziców ode mnie.
Momo pożegnała się, po czym wraz z Hayate ruszyła w kierunku parku. Sunflower pewnie miała rację i rzeczywiście nie ma co się martwić o przyjęcie do U.A. Skoro została zarekomendowana przez bohaterkę, jest to już przesądzone.
Mori Junko była bohaterką, która często wspomagała innych bohaterów w walce swoim darem, jakim było światło. Była w stanie przywołać coś na wzór światła słonecznego, w ten sposób utrudniając przeciwnikowi patrzenie, a przez to i walkę. Niekiedy nawet była w stanie kogoś oparzyć. Przez swój dar nie rozstawała się z okularami przeciwsłonecznymi, a jako że przy okazji miała wadę wzroku, to nie mogła zapomnieć o soczewkach.
Sunflower niezbyt lubiła być w centrum uwagi, więc przeważnie kryła się w cieniu potężniejszych od siebie bohaterów, służąc im pomocą. Mimo że była mniej znana, wśród bohaterów miała dobrą reputację. I z jakiegoś nieznanego jej powodu Hawks koniecznie chciał, by dołączyła do niego na stałe, jednak ona uparcie twierdziła, że świetnie sobie radzi jako samotny strzelec. Hawks nie mógł zmienić jej zdania, więc jedynie coraz częściej wzywał ją do pomocy.
Momo jeszcze przez jakieś dwadzieścia minut spacerowała po parku, zanim zdecydowała się zakończyć swój spacer. Wróciwszy do domu, odpięła smycz Hayate, który natychmiast pobiegł poszukać Rieko, jakby koniecznie chciał zdać jej relację ze spaceru. Chwilę później Momo usłyszała śmiech swojej mamy, a zaraz potem kobieta wyłoniła się z salonu. W dłoni trzymała coś, co wyglądało jak koperta z listem.
— Przyszedł list do ciebie, Momo — powiedziała, wyciągając kopertę w kierunku swojej córki. Nie powiedziała nic więcej, tylko uśmiechała się, jakby już przeczuwała, że w tym liście znajdą same dobre wieści.
Momo wzięła kopertę do ręki. Zaadresowany był do nikogo innego, jak do niej, a dodatkowo koperta ozdobiona była literami U.A., co sugerowało, kto był jego nadawcą. Te dwie literki napełniły Momo nadzieją. Gdyby nie została przyjęta, nie pisaliby do niej, prawda?
Czując na sobie wzrok mamy, Momo ostrożnie otworzyła kopertę, nie chcąc niechcący zniszczyć listu. Czegoś takiego nie byłaby w stanie odtworzyć za pomocą daru.
Wydobywszy list z wnętrza koperty, Momo szybko przeleciała wzrokiem zapisany na papeterii list. W czasie czytania kąciki jej ust unosiły się w górę, w związku z czym Rieko wnioskowała, że Momo wyczytała w liście same dobre rzeczy.
I w tym przekonaniu utwierdził ją fakt, że dziewczyna przytuliła się do niej najmocniej jak umiała, ukazując w ten sposób swoją radość.
— Przyjęli mnie do U.A. — powiedziała, a kiedy spojrzała Rieko prosto w oczy, kobieta mogła zauważyć jeszcze szerszy uśmiech na jej twarzy i radość błyszczącą w jej czarnych jak noc oczach.
Rieko ucałowała Momo w oba policzki i przytuliła do siebie, z dumą głaszcząc ją po głowie.
— Jestem z ciebie dumna, kochanie.
III. Koszmar Todorokiego
Shoto z niezadowoleniem podniósł się do siadu. Rzadko miał w zwyczaju spać w dzień, ale tego dnia z jakiegoś nieznanego powodu sen zmorzył go przed południem. Według Shoto to nie było w sumie takie złe - przynajmniej przez jakąś godzinę nie musiał widzieć swojego ojca.
— Shoto! — rozległ się głos jego ojca. To jedno krótkie słowo przeszyło cały dom swoją donośnością.
Chłopak przewrócił oczami, po czym ziewnął i przejechał dłonią przez swoje czerwono-białe włosy. Chwilę później powłócząc nogami, opuścił swój pokój, by udać się do przedpokoju, skąd dobiegał głos ojca.
Niegdyś Endeavor budził w Shoto strach. Teraz nieco się to zmieniło, bo chłopak nie potrafił spojrzeć na swojego rodzica, nie czując do niego żalu i odrazy. To jego własny ojciec spowodował, że jego matka oszalała. To przez niego zginął jego najstarszy brat. I choć niekiedy Shoto głęboko myślał nad tym wszystkim i próbował mu wybaczyć, nie był w stanie tego dokonać.
Endeavor patrzył na swojego syna badawczo i wyczekująco, kiedy podał mu zaadresowaną do niego kopertę z prestiżowej szkoły dla bohaterów. Shoto otwierał kopertę powoli i bez pośpiechu, co tylko działało na nerwy jego ojca, jednak nie mogło to bardziej nie interesować młodego Todorokiego.
— O — powiedział Shoto, przeczytawszy zawartość listu. — Przyjęli mnie do U.A.
— Nie mogło być inaczej — stwierdził Endeavor z triumfem w głosie. — W końcu osobiście cię zarekomendowałem. Po szkoleniu w U.A. staniesz się bohaterem godnym pokonania All Mighta, a wtedy...
Tego jednak Shoto już nie słuchał. Niewiele myśląc, skierował swe kroki do wyjścia, chcąc znaleźć się jak najdalej od ojca.
Czy Shoto chciał pokonać All Mighta? Nie sądził, aby tak było. Pokonanie Symbolu Pokoju było tylko chorym pragnieniem Endeavora, który koniecznie chciał, aby któreś z jego dzieci zajęło miejsce najlepszego z bohaterów, skoro on sam nie był w stanie tego osiągnąć. To dlatego Shoto był przez niego trenowany odkąd tylko stanął pewnie na nogach. To dlatego rodzina Todorokich została tak rozbita.
Fakt, Shoto chciał, aby jego nadzwyczajne umiejętności przydały się ludziom. Chciał móc im pomagać, ale nie czuł potrzeby prześcigania Symbolu Pokoju w swojej wspaniałości. All Might zasłużył sobie na bycie Symbolem Pokoju, a Shoto nie zamierzał z nim rywalizować.
Młodego Todorokiego nogi same poniosły w kierunku przystanku autobusowego, skąd dostał się do szpitala, gdzie przebywała jego mama. Już nawet nie musiał nikogo prosić o drogę do jej pokoju, bo znał ją dosłownie na pamięć.
Todoroki cicho wszedł do środka, gdzie jak zawsze zastał swoją matkę. Była to kobieta o jasnych włosach, które połowicznie odziedziczył Shoto. W skupieniu patrzyła w okno, a kiedy jej syn przekroczył próg pokoju, przeniosła wzrok z okna na niego. Na jej twarzy malował się spokój. Wyciągnęła dłoń w kierunku Shoto, który zbliżył się i ją uścisnął.
Przez dłuższą chwilę trwali w takim milczeniu, które wcale nie przeszkadzało Shoto. Jeśli miał być szczery, to już przywykł do takich chwil. Dopiero po chwili dłoń kobiety wyśliznęła się z dłoni Shoto. Blondynka posłała swojemu synowi blady uśmiech.
— Shoto... Opowiadaj, co u ciebie słychać?
Tak więc Shoto opowiedział mamie o tym, co robił przez ostatnie dni, przezornie pomijając wszelkie kłótnie z ojcem, jakie się zdarzyły. Jego mama na pewno nie chciała słyszeć tak przykrych rzeczy. Opowiedział jej też o tym, co słychać u Fuyumi i Natsuo (znów przezornie pomijając kwestię Endeavora), a także...
— Przyjęli mnie do U.A. — powiedział w pewnym momencie. Zaraz po tym, jak słowa te padły z jego ust, pomyślał, że powiedzenie tego mogło nie być najlepszym pomysłem, jednak nic bardziej mylnego - Rei uśmiechnęła się delikatnie i zamknęła jego dłoń w swoich.
— Będziesz cudownym bohaterem, Shoto.
IV. Wyzywający strój
Momo była naprawdę szczęśliwa, że została przyjęta do U.A. Cieszył ją też fakt, że jej rodzice tak bardzo wspierali ją w pragnieniu zostania bohaterką. Choć reakcji taty zdecydowanie się nie spodziewała - pierwszy raz bowiem widziała, jakby był bliski popłakania się ze wzruszenia i dumy.
— Tato... Coś się stało? — zapytała Momo z przejęciem w głosie. — Nie chcesz, żebym szła do U.A.?
— Nie mogę ci tego zabronić, Momo — pokręcił głową. — Ale... Przypomniało mi się, jak Hughes zawsze chwalił się swoją córką, dumny z tego, że ta zaczęła chodzić czy powiedziała pierwsze słowo, i... Cholera, po tylu latach naprawdę go rozumiem.
Momo nie mogła nie wiedzieć czegokolwiek o Maesie Hughesie, który był niegdyś drogim przyjacielem Rena, jednak został zamordowany przez homunculusa. Ren przez długi czas poszukiwał zemsty za utratę przyjaciela i pewnego razu ją odnalazł, jednak został w porę powstrzymany od zamienienia się w bezlitosnego mordercę. Sam nie wiedział, co byłoby, gdyby Rieko go przed tym nie powstrzymała.
Nie bez powodu w pierwszym akcie urodzenia Momo zostały zapisane imiona Marcia Christine Mustang. Pierwsze z imion zaczynało się na tę samą literę, co imię Maesa Hughesa, gdyż Mustangowie chcieli go w ten sposób uhonorować. Drugie zaś z imion było ukłonem w kierunku ciotki Rena, która wychowała go po tym, jak został bez rodziców. Po zmianie tożsamości imiona Momo Chinatsu zostały wybrane według podobnej zasady.
— Zawsze żałuję, że nie mógł cię poznać — powiedział Ren z nutą zadumy i nostalgii w głosie. Zanim Momo zdążyła coś odpowiedzieć, dodał: — Po mamie odziedziczyłaś opanowanie i inteligencję, Momo, dasz sobie radę i zostaniesz najlepszą bohaterką w dziejach.
— Nie zapominajmy o twoich zdolnościach przywódczych, Ren — przypomniała Rieko ze śmiechem.
— Co ty mówisz, mamo. — Momo pokręciła głową. — Nie mam zdolności przywódczych...
— Musisz je w sobie odkryć — stwierdziła Rieko. — Tylko pamiętaj, żeby nie ufać zanadto deszczowi, niektórych czyni bezużytecznymi...
Z ust Momo wyrwał się chichot, natomiast Ren posłał żonie śmiertelnie poważne i zdegustowane spojrzenie.
☆
Przyszli uczniowie U.A. mieli w obowiązku sporządzić projekt swojego stroju bohaterskiego, który później zostałby uszyty przez krawców w szkole. Rieko postawiła, że zaprojektuje swojej córce takowy strój, więc któregoś ciepłego popołudnia ona i Momo siedziały na werandzie z herbatą, omawiając szczegóły stroju.
— Momo, czy ty sobie aby nie żartujesz? — zapytała Rieko, poznawszy wymagania córki. — Przecież to, co mi tutaj proponujesz, będzie bardzo... Ba, bardzo. Cholernie kuse.
— Wiem o tym — przytaknęła Momo. — Właśnie o to chodzi, to będzie mi użyteczne...
— Użyteczne? — Rieko uniosła brwi. — Momo, to zbyt ryzykowne posunięcie. Wiesz, jacy bywają niektórzy faceci. Nie przetłumaczysz takiemu, że prawie nagiej kobiety też nie mają prawa tknąć...
— Wiem. — Momo ponownie przytaknęła. — Ale w ten sposób mogłabym łatwiej używać mojego daru...
Rieko westchnęła głęboko, po czym odchyliła się w tył, myśląc nad czymś gorączkowo. Cholernie martwiła się o to, że ktoś zechce skrzywdzić jej córkę... I była pewna, że gdyby którykolwiek się odważył, musiałaby z ciężkim sercem powstrzymywać Rena przed wypaleniem delikwenta do samych kości.
Jednak o tyle dobrze, że mogła sama nadzorować strój Momo.
— Zobaczę, co uda mi się zrobić, kochanie.
V. Ratunek dla Momo
Stwierdzenie, że Momo była cała w nerwach przed przekroczeniem progu bohaterskieh akademii, było zbyt przesadzone. Dziewczyna miała to do siebie, że w trudnych sytuacjach pozostawała w miarę spokojna i nie traciła zdolności jasnego myślenia, co upodabniało ją do mamy, a odróżniało od taty - Ren dosyć często dawał się ponieść emocjom. Z tego względu Momo zmierzała do szkoły ze stoickim spokojem.
Zupełnie inaczej sprawy się miały z innym uczniem, który też szedł do szkoły dla bohaterów. Trzęsąc się jak fioletowa galaretka, miał ochotę z nerwów wyrywać sobie lepkie kulki, które jakimś sposobem wyrastały na jego włosach.
W pewnym momencie zauważył Momo i dostał ataku nagłego zachwytu jej urodą. Bez wątpienia była ona najpiękniejszym, co tego dnia ujrzały jego oczy.
— Wybacz, czy wiesz, gdzie znajdę klasię 1A? — spytał, dogoniwszy Momo, co było dla niego niezłym wyzwaniem z racjo tego, że był o wiele niższy od niej i jeden krok Momo równał się trzem krokom Minety.
Momo spojrzała na niskiego chłopca, który się do niej przypałętał. Może powinna przykucnąć, by patrzeć na niego z tego samego poziomu? Nie, to byłoby niekulturalne...
— Sama zamierzam jej szukać, bo... — zaczęła, ale urwała, zauważywszy, jak Mineta na nią patrzy. On dosłownie pożerał ją wzrokiem, najbardziej przypatrując się krągłościom Momo, co było dla niej okropnym przeżyciem.
Dziewczyna lekko cofnęła się do tyłu, jakby chcąc uciec od natarczywego chłopaka, jednak nie widząc, gdzie idzie, niechcący wpadła na kogoś plecami.
— Najmocniej przepraszam, nie chciałam... — urwała w połowie zdania, kiedy po obróceniu się przodem do delikwenta, na którego wpadła, dotarło do niej, jak blisko niego stoi. Momentalnie poczuła, jak jej policzki zaczynają płonąć żywym ogniem. Mając nadzieję, że rumieńce nie są aż tak widoczne, cofnęła się o kroczek do tyłu.
Jak się okazało, wpadła na chłopaka o dosyć ciekawym wyglądzie. Włosy miał przedzielone na środku - po jednej stronie były czerwone, a wręcz bordowe, a po drugiej białe jak śnieg. Podobnie się miała kwestia oczu - ciemnoszare po prawej, turkusowe po lewej stronie. Sama jego twarz nie wyrażała jakichś specjalnych emocji - nie dało się poznać, czy jest podenerwowany całą tą sytuacją, czy jest mu ona zupełnie obojętna.
— Nie szkodzi — zapewnił ją. Zaraz potem spojrzał dyskretnie na chłopca z kulkami na głowie. Zmarszczył brwi, widząc, jak ten wciąż patrzy na Momo w ten sam sposób, co wcześniej, tyle że tym razem patrzy tak na nią od tyłu.
Shoto nie lubił takiego zachowania. Według niego nikt nie miał prawa tknąć kobiety, kiedy ta sobie tego nie życzyła. Nienawidził, kiedy inni faceci ignorowali tę zasadę, a po tym tutaj osobniku widział doskonale, że on ją definitywnie ignoruje. A przynajmniej jest bliski zignorowania. Z tego względu uznał, że zrobi dobry uczynek i potowarzyszy Momo.
Bo niechcący usłyszał, że i ona, i natrętny chłopak są w klasie 1A, zupełnie tak, jak on.
— Może potrzebujesz pomocy z dotarciem do klasy? Mogę cię zaprowadzić, jeśli chcesz.
Momo była lekko zaskoczona propozycją, którą otrzymała. Ciężko było z niej nie skorzystać. Zerknąwszy dyskretnie na natręta, który w dalszym ciągu nie opuścił jej nawet na krok, przytaknęła na propozycję Shoto.
I niby zupełnym przypadkiem Shoto uwolnił Momo od natrętnego Minety, bo ten wystraszył się go nie na żarty. Za to Momo była mu wdzięczna.
VI. Gorejący okrąg transmutacyjny
Ren, jak przystało na wzorowego męża, miał w zwyczaju zajmować się przygotowywaniem posiłków tak często, jak tylko miał ku temu sposobność, by nie leżało to wiecznie na głowie jego żony i córki. Wychodził z założenia, że nie ma czegoś takiego, jak zajęcia tylko dla kobiet. Z tego względu podział obowiązków w domu Yaoyorozów często się zmieniał.
— Ciekawa jestem, jak Momo poradzi sobie w szkole — powiedziała Rieko, nie przerywając pracy nad kolejnym projektem stroju. Tym razem wprowadzała drobne poprawki w stroju Endeavora.
— Wszystko będzie dobrze — stwierdził Ren z pewnością w głosie. Odłożył nóż na blat i obrócił się w kierunku Rieko, która siedziała tyłem do niego przy kuchennym stole.
— Pewnie masz rację — przytaknęła, powoli kiwając głową. — Ale... Tyle się słyszy o tych wszystkich złoczyńcach...
— A niech któryś się odważy tknąć którąś z was — powiedział Ren, podchodząc do Rieko. Zaraz potem objął ramionami jej szyję i pocałował ją w głowę. — Odszukam moje wiekowe rękawiczki i spalę drania na popiół.
— Uwaga, bo pozwolę ci kogoś zabić — odparła Rieko ze śmiechem.
— No tak, ostatnio mi nie pozwoliłaś — parsknął, po czym westchnął cicho. — Szkoda, że doszło do tego, że musiałaś mi wygrażać pistoletem...
— Dobrze, że się opamiętałeś i nie musiałam pociągać za spust — zauważyła optymistycznie Rieko.
Ren wyprostował się, wciąż trzymając dłonie na ramionach Rieko. Tego dnia blondynka miała na sobie dosyć luźną, letnią koszulę, a że miała ona też dosyć spory dekolt z tyłu, Ren był w stanie dostrzec niewielką część okręgu trasmutacyjnego, wytatuowanego na jej plecach. Niegdyś zrobił go ojciec Rieko, a po tym, jak wstąpiła do wojska, okrąg został wypalony przez Rena. Rieko nie chciała, aby przez ten okrąg na świat przyszedł kolejny płomienny alchemik, więc okrąg pozostał na jej plecach tylko jako wypalona pamiątka po dziwactwach ojca, a Momo nie miała z ogniem nic wspólnego.
Dłoń Rena zatoczyła okrąg na plecach Rieko, co było dla niej na swój sposób relaksujące. Zauważywszy, że ją to odpręża, powtórzył czynność jeszcze kilka razy, po czym przeniósł dłonie na jej ramiona, by zacząć je lekko uciskać.
— Nie myślałeś nigdy nad karierą masażysty? — zapytała zrelaksowana Rieko. — Zbiłbyś na tym majątek.
— Preferuję zostanie twoim prywatnym masażystą — stwierdził, po czym ułożył podbródek na ramieniu Rieko i uśmiechnął się. — W kwestii zapłaty na pewno się dogadamy...
Rieko nie zaprotestowała, kiedy Ren przerwał jej zajęcie, jakim było projektowanie stroju dla Endeavora. Mogło poczekać, w końcu strój nie zając, nie ucieknie.
Muzyka, która wcześniej brzmiała w radiu, zmieniła się ze skocznej w nieco wolniejszą i bardziej romantyczną. Wtedy to Ren z uśmiechem wyciągnął dłoń do Rieko, na co ona nie mogła mu odmówić.
To, w jaki sposób wirowali w tańcu na środku kuchni, do złudzenia przypominało Rieko taniec na ich weselu. Wraz z nimi bawiło się bardzo wiele osób wojska. Byli to głównie bliscy znajomi pary młodej, jak na przykład Jean Havoc, Kain Fuery, Vato Falman, Heymans Breda i Rebecca Catalina. Nie mogło też zabraknąć majora Armstronga, który najprawdopodobniej wypłakał się ze wzruszenia za wszystkich gości, a także jego siostry, Olivier Miry Armstrong, która utrzymywała, że przybywa tam tylko po to, by na własne oczy ujrzeć, jak odpada jej główny rywal do stanowiska generała.
Ze wspomnień wyrwał ją Ren, który z zaskoczenia ją przechylił. Jednocześnie trzymał żonę pewnie w ramionach, nie pozwalając jej na upadek.
Rieko uśmiechnęła się, po czym ująwszy jego twarz w dłonie, pociągnęła go do pocałunku. Czuła, jak wargi Rena wyginają się w uśmiechu, a zaraz potem oddają pocałunek. Blondynka przytrzymała się bardziej kurczowo szyi męża, kiedy jej nogi oderwały się od ziemi, bo Ren uniósł ją w powietrze i posadził na blacie kuchennym.
Piosenka grająca w tle zdążyła się już zmienić, jednak kolejna ani trochę nie straciła na romantyczności.
— Teraz mi się przypomniało — powiedziała Rieko, przerywając Renowi składanie pocałunków na jej szyi — jak major Armstrong zastał nas w podobnej sytuacji w twoim gabinecie...
— Bo ja debil zapomniałem go zamknąć — mruknął brunet, karcąc samego siebie. — Kolejny raz już nie popełniłem tego samego błędu...
— ... bo pogroziłam ci pistoletem i zajmowałeś się już robotą papierkową, a nie mną — przypomniała mu Rieko.
— Trzeba nienawidzić swojego życia, by mieć odwagę ci się sprzeciwić — zażartował Ren. — Ale nie powiesz, że te dwa razy w gabinecie były... Nudne.
Blondynka udała, że rozważa, czy powinna przyznać mu rację, chcąc podroczyć się ze swoim mężem.
— Taak... Tego nie mogę powiedzieć...
— A pamiętasz, co powiedziałem ci za pierwszym razem? — zapytał, bokiem palca wskazującego gładząc Rieko po policzku. — Powiedziałem, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką w życiu spotkałem.
— Rzeczywiście powiedziałeś coś takiego — przytaknęła blondynka, przykładając doń do nadgarstka Rena, podczas gdy on nie zaprzestał gładzenia palcem jej policzka. — Do czego zmierzasz?
— A do tego — tu były pułkownik się zatrzymał, by ucałować obydwa policzki swojej ukochanej — że nic się od tamtej pory nie zmieniło i dalej uważam, że piękniejszej od ciebie nigdy nie widziałem.
Rieko parsknęła cicho, czując, jak szybko bije jej serce, a jej samej robi się naprawdę ciepło. Czy to od tańca, od pocałunków, od ciepłych słów, które usłyszała - to jakoś nie było dla niej szczególnie ważne, bo akurat to ciepło jej nie przeszkadzało. Czuła się przy tym tak, jakby okrąg transmutacyjny płonął na jej plecach jak wtedy, kiedy Ren wypalał go własnym ogniem. Nie był to jednak dla niej zwiastun niczego, co by ją zmartwiło.
Kiedy ich usta spotkały się w następnej chwili, cała miłość Rieko i Rena, która umacniała się przez lata, znalazła ujście za pomocą czułych i pełnych rozkoszy słów, które do siebie kierowali, a także równie czułego dotyku. Dłonie Rena pomknęły w górę pleców Rieko pod jej koszulą, zatrzymując się na okręgu transmutacyjnym, który przed laty sam wypalił.
Rieko nie zamierzała długo pozostawać na blacie kuchennym - zeskoczyła z niego, po czym pociągnęła męża do kolejnego pocałunku, który jednak nie trwał długo z uwagi na fakt, że obydwoje prawie dostali ataku serca przez dzwonek do drzwi.
VII. Półstalowy
Rieko z przerażeniem spięła włosy na nowo, by osoba, która stała pod drzwiami, nie nabrała dziwnych podejrzeń do jej nieco rozwalonej fryzury. Przechodząc obok lustra, sprawdziła, czy wszystko jest jak należy, jednak w oczy rzucił jej się siniejący ślad poniżej obojczyka, tak bardzo wyróżniający się na tle bladej skóry. Posłała mężowi karcące spojrzenie, na co on tylko się do niej uśmiechnął. Podciągnąwszy koszulę wyżej, by zakryła problematyczny ślad, otworzyła drzwi, za którymi kryło się dwoje ludzi, których Rieko już doskonale znała.
Dosyć atrakcyjny mężczyzna o złotych oczach i włosach związanych z tyłu w kucyk opierał się o framugę drzwi. Na widok znajomej poruczniczki jego twarz rozjaśnił jeszcze szerszy uśmiech. Podobnie sprawy się miały z towarzyszącym mu i dosyć podobnym do niego mężczyzną, z tą różnicą, że on cały czas się uśmiechał.
— Pani porucznik! Jak miło... — zaczął starszy z Elriców, ale jego brat w porę zatkał mu usta dłonią.
— Mieliśmy nic nie mówić wiesz-o-czym, Ed, to względy bezpieczeństwa — syknął. — Generał tak powiedział, więc...
— Sam właśnie powiedziałeś coś wiesz-o-czym, Al — stwierdził Edward, po czym uśmiechnął się do Rieko. — Wybaczy pani, pani poru... Znaczy pani Mu... Yaoyorozu, chciałem tylko powiedzieć, że bardzo miło panią znów zobaczyć — powiedział, po czym ucałował dłoń kobiety, z którą tak długo próbował się normalnie przywitać.
Alphonse pokręcił głową, po czym również przywitał się z Rieko, która uśmiechnęła się do nich i zaprosiła do środka.
— No kto by pomyślał, że Stalowy do nas zawita — powiedział Ren, wymieniwszy uścisk dłoni najpierw z młodszym Elrikiem, a potem ze starszym. — Chociaż teraz to bardziej Półstalowy...
— Odezwała się Dziewczynka z zapałkami —odgryzł się Edward, na co Rieko i Alphonse pokręcili głowami ze zrezygnowaniem. Najwyraźniej upodobanie do denerwowania siebie nawzajem, które dzielili ze sobą Edward Elric i (wtedy) Roy Mustang nigdy nie przeminęło i miało tak pozostać. — Cholera, macie więcej nazwisk niż Mustang inteligencji, gubię się w tym.
— A gdzie się podziewa Winry? — zaciekawiła się Rieko, biorąc męża pod ramię, by pohamować jego zapędy do dogryzania Edwardowi.
— A, poszły gdzieś tam... — Edward wykonał taki ruch ręką, jakby wskazywał kierunek, którego w istocie nie ma. — Na zakupy. Za dużo macie tu sklepów, toż to raj dla bab...
— ... Więc ja i Ed uznaliśmy, że was odwiedzimy — dodał Alphonse. — Długa historia, zanim Winry, Mei, Elicia i Alice wrócą... Ale chyba w niczym nie przeszkodziliśmy?
— Nie, absolutnie — zapewnił go Ren, a Rieko dla pewności poprawiła koszulę, by mieć pewność, że ta nie pokazuje pozostałości po kuchennych rozkoszach. — Więc Elicia też przyjechała?
— A zgadza się — przytaknął Edward. — Skoro wujka Mustanga uziemili w Japonii, no to Elicia przyjechała w odwiedziny. A swoją drogą, gdzie zgubiliście Marcię?
— Dziś zaczęła szkołę — wyjaśniła Rieko — ale za niedługo powinna wrócić. Napijecie się herbaty lub kawy, chłopcy? Za jakiś czas podamy obiad, będzie nam miło, jeśli zostaniecie...
— Już raz widziałem, jak pani porucznik przekonała Mustanga do zmiany zdania. Wolę nie ryzykować — odparł Edward, na co Alphonse i Rieko zareagowali śmiechem, zaś Ren posłał mu spojrzenie mogące zabijać.
— Jasne — uśmiechnęła się Rieko. — To poinformujcie dziewczęta, żeby po drodze skierowały się do nas.
Teraz to Ren parsknął śmiechem.
— No jak w wojsku...
— A żebyś wiedział — przytaknął Edward, po czym zasalutował i zabrał się za wypełnianie polecenia byłej pani porucznik.
VIII. Gość w dom...
Momo westchnęła ciężko, dotarłszy przed drzwi swojego domu. Pierwszy dzień w szkole miała już za sobą i jej zdaniem wcale nie był taki tragiczny... Ale z pewnością nie spodziewała się, że pan Aizawa ich oszuka!
Tak czy inaczej miała rację i pierwszy dzień nie był taki zły. Kolegów i koleżanki z klasy oceniała całkiem wysoko (pomijając natrętnego Minetę, który miał słabość do absolutnie każdej dziewczyny, jaką napotykał).
Wszedłszy do domu, Momo lekko się zdziwiła, bo z salonu dobiegało ją o wiele więcej głosów, niż na co dzień słyszała. Dziwne, pomyślała. Czy ja słyszę wujka Edwarda?
Chwilę później z kuchni wyszedł Ren, niosący cukiernicę, o której wcześniej zapomniał.
— O, wróciłaś już, Momo — powiedział, po czym podszedł do niej i pocałował ją w głowę. — Jak w szkole?
— W porządku — odparła Momo. — Chociaż długo by opowiadać, co tam się dzisiaj zadziało...
— Koniecznie opowiesz, bo umieram z ciekawości — stwierdził Ren. — Ale na razie chodź się przywitać.
Jak się okazywało, Momo wcale się nie pomyliła, bo istotnie usłyszała głos Edwarda Elrica. Jego oraz ciotkę Winry, a także Alice i Matthiasa, widziała ostatnio jakieś dwa lata temu. Tym razem jednak nie zauważyła syna Elriców, ponieważ ten chwilowo był nieco zajęty. Pracował jako lekarz i nie zawsze mógł wziąć wolne akurat wtedy, kiedy najbardziej by mu odpowiadało, co było zrozumiałe.
Momo przywitała się z przybyłymi gośćmi. Najdłuższe powitanie najprawdopodobniej zafundowała jej Winry, która wprost miała słabość do jedynej latorośli Yaoyorozów. Przecież musiała wspomnieć o tym, jak wyrosła przez dwa lata, no i przypomnieć, jak bardzo jest podobna do rodziców.
Zaraz potem Momo została zamknięta w mocnym uścisku przez Elicię, z którą była naprawdę blisko pomimo dzielącej je różnicy wieku.
— Przybyła i młoda alchemiczka — zaśmiał się Edward. — Wnioskuję, że prześcigasz ojca w alchemii, Marcia... No za co?! — zawołał, kiedy z jednej strony Winry zdzieliła go w głowę, a z drugiej Alphonse w ramię.
— Profilaktycznie — wyjaśniła Winry.
Momo zaśmiała się nerwowo. Chyba ciężko będzie wyjaśnić wujkowi Edwardowi, że kreacja to nie to samo, co alchemia...
W sumie tłumaczyła mu to za każdym razem, ale on dalej uparcie twierdził, że na pewno zdążyła już prześcignąć Rena w wytwarzaniu znikąd przedmiotów nieożywionych. W końcu alchemia polegała na czymś bardzo podobnym.
— To kreacja, nie alchemia — poprawiła go Momo. — A mistrza raczej nie prześcignę...
— No, byłem kiedyś bardzo utalentowany — przyznał Edward.
— Nie schlebiaj sobie, Stalowy, Momo nie mówiła o tobie — zauważył Ren. — Chociaż tak teraz myślę, że już przerosła ciebie z czasów, kiedy byłeś w jej wieku, Stalowy...
W tym momencie pozostali umierali ze śmiechu, który próbowali powstrzymać, zaś Edowi zaczęła niebezpiecznie drgać powieka.
— Odezwał się ten wielce użyteczny, kiedy pada — odgryzł się z satysfakcją.
Edward Elric darzył Roya Mustanga szacunkiem, czego w życiu by nie przyznał, ale dogryzanie sobie nawzajem było dla nich już dyscypliną sportową, której nie mogli porzucić po latach.
IX. Poszukując pomocy
Przenikliwy wzrok Shigarakiego Tomury dosłownie przyszpilał do ściany młodzieńca, który z jakiegoś powodu poprosił Ligę Złoczyńców o spotkanie.
— Kim jesteś, skąd się tu wziąłeś i czego tu szukasz? — zapytał Shigaraki powoli, niezbyt głośno i bez mrugnięcia okiem.
Choć przywódca złoczyńców patrzył na Valeriana Callawaya mało przyjaznym wzrokiem, nie spowodowało to, że ten się przestraszył. Przeciwnie, wciąż patrzył Shigarakiemu prosto w oczy, co jego tylko irytowało. Utrzymywał z nim tak zaciekły kontakt wzrokowy, bo chciał zaskarbić sobie jego zaufanie, czy coś ukryć?
Valerian był dosyć młodym mężczyzną o jasnych włosach i lekko ciemniejszej karnacji. Jego oczy były bordowe, zaś usta bez przerwy wykrzywiał jakiś dziwny uśmiech.
— Valerian Callaway. Przybyłem z dosyć daleka, poszukując kogoś, kto zechce pomóc mi w pewnej misji...
— A skąd pomysł, że będziemy chętni do pomocy? — spytał jadowicie Shigaraki. — Nie przypominam sobie, abym zakładał ośrodek pomocy zagubionym złoczyńcom.
— Z pomocy mi będą płynęły dla was same zalety — zapewnił go Valerian. — Dzięki temu odwrócę od was uwagę bohaterów. W zamian za to potrzebuję tylko drobnej przysługi. Nawet nie potrzebuję wielu ludzi...
— A dasz mi gwarancję, że moi ludzie wrócą bezpiecznie z tej twojej misji? — drążył Shigaraki. Nie mówił, że nie kusiła go wizja pomocy nieznanemu dotąd Valerianowi, ale... Lepiej się upewnić.
Valerian uśmiechnął się, a w tym momencie jego uśmiech wydał się nieco... Psychopatyczny.
— Jedyne, czego mi potrzeba, to uprowadzenia jednej osoby. Reszta już załatwi się sama.
Psychopatyczna aura Valeriana zdecydowanie spodobała się Todze, która postanowiła się za nim wstawić.
— Ja bym pomogła — stwierdziła, kołysząc się w przód i w tył. — To przecież będzie użyteczne... A do tego krew... Tortury...
— Czytasz mi w myślach, panienko — stwierdził Valerian i mrugnął okiem do Togi, u której od razu zyskał w oczach.
— Coraz bardziej go lubię — stwierdziła Toga. — Chętnie pomogę...
— Brzmi jak misja o wątpliwym powodzeniu — mruknął Shigaraki. — Kogo dokładnie chcesz zabijać? Bo coś mi się zdaje, że zamierzasz się mścić.
— Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby robił napady na życie niewinnych ludzi — rzucił Dabi. — To już w ogóle odciągnęłoby od nas uwagę bohaterów...
Toga już zaczęła przytakiwać, że to wspaniały pomysł (bo dzięki temu miałaby spory dostęp do krwi), jednak Valerian kategorycznie zaprotestował.
— Nie. Nie ucierpi nikt oprócz Mustangów.
X. Szybka lekcja angielskiego
Shoto już nieraz miał wrażenie, że jest przez kogoś obserwowany. Mijało to jednak tak szybko, jak zdążył obrócić się za siebie i upewnić się, że nie ma za nim niczego wartego uwagi. I tak byłoby pewnie i tym razem, jednak Momo zdecydowanie była warta uwagi.
Jak zdążył zauważyć Shoto, wiele dziewcząt w U.A. było zauroczone jego atrakcyjnością odkąd tylko postawił stopę w tej szkole. Shoto nie bardzo to rozumiał - czy jego osobowość była aż tak interesująca, by interesować ludzi? Todoroki raczej stronił od towarzystwa ludzi. Po tygodniu chodzenia do U.A. w klasie powstały już niewielkie grupki znajomych, a Shoto zdecydowanie nie zaliczał się do żadnej z nich. Raczej trzymał się gdzieś na uboczu, sporadycznie zagadany przez kogoś. Jego zdaniem tak nawet mogło być lepiej - przyjaźnie i inne tego typu związki bywały zobowiązujące, a on nie chciał nikogo zawieść. Najczęściej to właśnie Momo go zagadywała, choć dziewczyna zdążyła już zaznajomić się z Jiro Kyouką.
W oczach Todorokiego Momo zyskała naprawdę dobrą ocenę - uważał ją nie tylko za niezwykle miłą, ale też odpowiedzialną dziewczynę, więc przyczynił się do tego, że została ona zastępcą przewodniczącego klasy. Dziewczyna nie miała o tym pojęcia i aktualnie miało tak pozostać.
Idąc do szkoły, Shoto obrócił się za siebie, sprawdzając, czy aby na pewno nikt go nie szpieguje. Okazało się, że to tylko on miał paranoję, bo za nim do szkoły zmierzała Momo. Nie była sama, bo towarzyszyła jej nieco wyższa od niej dziewczyna o jasnobrązowych włosach i szerokim uśmiechu na ustach. Taki sam uśmiech zdobił teraz usta młodej Yaoyorozu. Wyglądało na to, że są sobie bliskie, a przynajmniej taki wniosek wysnuł Shoto, sądząc po tym, jak dobrze się dogadywały.
Zaraz potem szatynka powiedziała coś do Momo i leciutko klepnęła ją w plecy, jakby w ten sposób dodawała jej otuchy przed pójściem do szkoły. Shoto usłyszał śmiech Momo, a kiedy ta uścisnęła swoją towarzyszkę, ruszył w stronę szkoły. Nie będzie jej przecież szpiegował.
Nie minęła dłuższa chwila, kiedy Shoto usłyszał za sobą głos Momo:
— Todoroki! — Shoto zatrzymał się i obrócił się w jej kierunku. — Cześć.
— Cześć, Yaoyorozu — przywitał się. — Dobrze pamiętam, że pierwszy mamy angielski?
— Zgadza się — przytaknęła Momo. — Present Mic wspominał, że będziemy dziś ćwiczyć mówienie, ale na czym to będzie polegało...
— No tak. Niespodzianka — dodał Todoroki. — Pytanie tylko, czy powinniśmy się tego bać.
Na pierwszy rzut oka zadanie, które wymyślił Present Mic, wcale nie było takie trudne ani straszne. Jako że akurat omawiali tematy związane z rodziną, nauczyciel uznał, że genialnym pomysłem będzie podzielić uczniów na pary i pozwolić im opowiedzieć sobie nawzajem coś o swoich rodzinach.
Według Todorokiego był to najgorszy pomysł, na jaki mógł wpaść Present Mic. Rodzina była zdecydydowanie najmniej lubianym przez Shoto tematem. Akurat w tej kwestii nie lubił otwierać się przed ludźmi, bo przywoływało to wiele przykrych dla niego wspomnień.
Dziwnym zbiegiem okoliczności Present Mic uznał, że przydzielenie Shoto do Momo będzie równie genialnym pomysłem, co nakazanie uczniom rozprawiania o swoich rodzinach. Żadnemu z nich to raczej nie przeszkadzało, choć tak naprawdę nie mieliby żadnego wyboru. Nawet gdyby któreś z nich zostało sparowane z Minetą.
Todoroki miał trudność w opowiadaniu o rodzinie, jednak nie miał bladego pojęcia o tym, że Momo również chciała pominąć pewne informacje.
— My father works as a hero — mówił Shoto w języku angielskim. O wiele większy problem miał z mówieniem o rodzinie, niż z angielskim. — My mother don't work, she... She is always at home — skłamał. Momo słuchała go uważnie i najprawdopodobniej nie wyłapała wahania w jego głosie. A przynajmniej Todoroki miał taką nadzieję.
— Do you have siblings? — zainteresowała się Momo.
— Yes, I have two... Brothers. And one sister. — Shoto nieco się zawahał przy wspomnieniu braci. Jeden z nich nie żył, jednak w istocie przecież nie zmieniało to faktu, że byli rodzeństwem.
Momo uśmiechnęła się i oparła podbródek o dłoń.
— Great. I don't have any brothers or sisters, so... It sounds great for me.
— Nie zawsze jest tak świetnie, jak... Zaraz, mieliśmy mówić po angielsku — przypomniał sobie Todoroki, a kiedy jego rozmówczyni roześmiała się cicho, zadał jej pytanie: — What do your parents do? Wiesz, w kontekście zawodu...
— My mother designs costumes for heroes and my father works in company — wyjaśniła Momo. Jak zauważył, mówienie po angielsku nie sprawiało jej większego problemu. I akurat go to nie dziwiło, bo zdążył zauważyć, że Yaoyorozu była dosyć inteligentna.
XI. Przypadkowy dotyk
Momo z przerażeniem patrzyła, jak Todoroki traci przytomność pod koniec walki z Bakugou, zaś jego przeciwnik wrzeszczy wniebogłosy, chcąc godnie zakończyć walkę. Nie mogła powiedzieć, że nie martwi się o Shoto i najpewniej było to widać.
— Momo, dobrze się czujesz? — Brunetka oderwała wzrok od tego, co działo się niżej, kiedy poczuła na ramieniu dłoń Nishio Giny.
Nishio patrzyła na nią ze zmartwieniem. Ona sama wcześniej poniosła zwycięstwo w walce z Hagakure. Jak uważała, nie było to dla niej zbyt trudne - ponieważ jej ciało było w stanie wytworzyć łańcuchy, jak robiła to Momo z każdą nieożywioną rzeczą, Gina zwyczajnie tworzyła łańcuchy, którymi potem po mistrzowsku obwiązała Hagakure i wyniosła przeciwniczkę za linię, jednocześnie jednak jej nie przekraczając, co spowodowało klęskę jej niewidzialnej koleżanki. Niestety, nie udało jej się wygrać z Monomą, nad czym ubolewała - miała nadzieję zmierzyć się z Bakugou, nawet jeśli się z nim przyjaźniła. Katsuki wciąż uważał, że dziewczyna nie ma z nim szans, więc Gina chciała udowodnić mu, że się myli.
Teraz dosyć bladą twarz Giny zdobił siniak na policzku, pozostały po ranie, którą otrzymała, dostając po twarzy własnym łańcuchem. Jej krótkie, ciemne i kręcone włosy rozwiewał wiatr, zaś w brązowych oczach czaiła się troska.
— Jasne, wszystko jest w porządku — zapewniła ją Momo. — Skąd to pytanie?
— Strasznie pobladłaś — wyjaśniła Gina, po czym nachyliła się w kierunku koleżanki: — Martwisz się o Todorokiego?
— Co? Nie... — Momo zaczęła zaprzeczać, ale po chwili spytała, nachyliwszy się do Nishio: — To aż tak widać?
Gina tylko pokiwała głową, co z kolei przeraziło Momo.
Festiwal zakończył się zwycięstwem Bakugou, który jednak nie był zbyt zachwycony tym zaszczytem - nie chciał przyjąć do siebie wiadomości, że wygrał przez słabość przeciwnika. Todoroki zajął drugie miejsce, czego Momo pogratulowała mu, kiedy dogoniła go po szkole.
— Dzięki — mruknął Shoto. — Ale przecież nie wygrałem...
— Według mnie byłeś świetny — zapewniła go Momo. — Naprawdę dobrze ci szło, a to, że miałeś chwilę słabości, nie definiuje twoich umiejętności.
Jej słowa lekko pocieszyły Shoto. Spojrzał na Momo - w tym momencie dziewczyna utkwiła wzrok w chodniku, jakby zastanawiała się nad tym, co mogła zrobić, aby spisać się lepiej.
— Tobie też poszło dobrze — powiedział szczerze. — Nawet jeśli nie wygrałaś.
— Mogłam bardziej się postarać — westchnęła Momo. — Muszę bardziej doceniać przeciwników...
— Wiesz, ta przegrana wcale nie definiuje twoich umiejętności — zauważył, przy okazji powtarzając jej słowa.
Momo przez chwilę patrzyła na Shoto z zaskoczeniem, po czym z jej ust wydobył się śmiech.
— Obracasz moje słowa przeciwko mnie, Todoroki — odpowiedziała, a na usta chłopaka wkradł się blady uśmiech. — Do jutra — dodała, kiedy dotarli do bramy, która rozwidlała ich drogi.
Pożegnawszy się z Todorokim, Momo odeszła, jednak zanim to zrobiła prawie dostała zawału serca, kiedy niechcący musnęła swoją dłonią tę należącą do Shoto. Na jej policzki wkradł się rumieniec, a dziewczyna odeszła w swoją stronę, mając nadzieję, że Todoroki nie wyczuł jej dotyku na swojej dłoni.
XII. Bezsensowność we krwi
— Zaproponowałabym ci kurs już dawno — powiedziała Mori, kiedy któregoś dnia przybyła odebrać projekt swojego stroju od Rieko — ale uczepił się do mnie taki jeden jastrząb i nawet mi odetchnąć nie da.
Po festiwalu sportowym pierwszaki z U.A. mieli udać się na kursy bohaterskie. Niektórzy dzięki festiwalowi wzbudzili zainteresowanie bohaterów. Właśnie tak było z Momo, która dostała propozycję od Uwabami.
Rieko zaśmiała się pod nosem, wypełniając jakiś druczek dla Mori.
— Mam pewne podejrzenia, dlaczego się tak uczepił...
— Bez takich, Rieko, to jest technicznie niemożliwe — stwierdziła Mori, stukając paznokciami jednej ręki o paznokcie drugiej.
— No, ale nie powiesz, że ci nie imponuje? — rzuciła od niechcenia Rieko.
— Może, tylko że Endeavor to jego idol, więc chyba się nie dogadamy — ucięła Sunflower, po czym zwróciła się do Momo: — Ale gdybyś potrzebowała potem stażu, to możesz na mnie liczyć. No chyba, że All Might zaproponuje ci staż, to się nawet nie zastanawiaj, młoda.
— Na All Mighta raczej bym nie liczyła. — Momo pokręciła głową. — Ale staż z tobą brzmi ciekawie...
— Przypomnij mi się potem, młoda — Mori mrugnęła okiem do Momo, po czym wystawiła dłoń po piątkę, którą otrzymała.
☆
Momo oczekiwała, że kurs u Uwabami nauczy ją czegoś pożytecznego, jednak była w błędzie - wydawało jej się, że jedyne, czego się dowiedziała, to jakiego lakieru do włosów powinna używać.
Po tym kursie Rieko była pewna, że po raz pierwszy w życiu widzi swoją córkę tak zdesperowaną. Momo wprost nie mogła usiedzieć w miejscu, wciąż próbując dowiedzieć się, gdzie był sens.
— Ale... To nie ma sensu! — powiedziała, zatrzymawszy się na środku salonu. — Czego miałby mnie nauczyć kurs, na którym tylko wystąpiłam w reklamie? A jeśli... A jeśli w tym jest drugie dno?
Rieko pokręciła głową ze zrezygnowaniem. O ile Ren kiedyś nie myślał zbyt wiele o innych kwestiach poza zemstą, to Momo miała na odwrót - wszystko musiało mieć sens, a jeśli go brakowało, rozpaczliwie go poszukiwała.
Jednak blondynka już przywykła do takich sytuacji. Kiedyś musiała sprowadzać na ziemię męża, a teraz córkę.
— Momo — powiedziała do niej, a wtedy dziewczyna od razu skierowała na nią wzrok. Rieko widziała, jak jej córka z nerwów zagryza wargę, a w jej oczach widnieją miliony pytań. Blondynka poklepała dłonią miejsce obok siebie na kanapie, sugerując Momo, by usiadła.
Dziewczyna westchnęła ciężko, po czym przeszła przez salon i zajęła miejsce obok matki. Ona objęła ją ramieniem, przez co głowa Momo wylądowała na owym ramieniu.
— Za bardzo się tym przejmujesz, kochanie — stwierdziła Rieko. — Zresztą myślę, że czegoś cię ten kurs na pewno nauczył.
— Niemożliwe. — Brunetka pokręciła głową, z czym Rieko nie zamierzała się zgodzić.
— Nauczył, nauczył — upierała się. — Teraz wiesz przynajmniej, jak masz zachować się przed kamerą. Kiedyś na pewno ci się to przyda, skoro chcesz zostać bohaterką.
Momo przez dłuższą chwilę milczała. Może i brzmiało to bezsensownie, ale Rieko istotnie miała rację. Bohaterowie niekiedy musieli pokazywać się w mediach.
— Widzisz, o tym nie pomyślałaś — roześmiała się Rieko. — Czasami w życiu trzeba robić rzeczy, które wydają się bezsensowne. Na przykład nosić ze sobą zapas rękawiczek z alchemią, na wypadek, gdyby Płomiennego Alchemika złapał deszcz...
Teraz Momo też się roześmiała. Najwyraźniej miała tendencję do robienia bezsensownych rzeczy zupełnie tak, jak jej mama.
XIII. Brak Momo to najgorsza wiadomość
Shoto zdecydowanie należał do tej grupy uczniów, którym nie podobał się kurs bohaterski, który przebyli. Głównie dlatego, że w czasie swojego kursu Shoto był skazany na towarzystwo ojca, co szczególnie mu nie odpowiadało. Już wolałby zostać bez kursu, ale nie było takiej opcji. Ewentualnie rzucić kurs z ojcem i błagać na kolanach bohaterkę, którą spotkał podczas patrolu z ojcem, by przyjęła go na kurs. Jak uważał Shoto, mieliby przynajmniej jakieś wspólne tematy do rozmów - po tym, z jaką uprzejmością Sunflower odnosiła się do Endeavora chłopak domyślił się, że ci dwoje się nie lubią.
Jakiś czas po kursach odbyły się egzaminy, które miały zakończyć pierwszy semestr. Shoto był w drużynie z Momo, a ich przeciwnikiem był Aizawa. I musieli przyznać, że był on niezwykle trudnym przeciwnikiem. Todoroki zauważył, że Momo traciła przy nim pewność siebie - choć wiedziała, że dałoby się rozegrać wszystko lepiej, nie miała tyle śmiałości, by zaproponować zmianę planu. Uważała Shoto za kogoś lepszego od siebie, co dla niego było nonsensem - w końcu nie bez powodu zagłosował na nią przy wybieraniu przewodniczącego klasy, o czym Momo dowiedziała się wtedy, kiedy jej sojusznik na egzaminie wisiał kilka metrów nad ziemią.
Todorokiego cieszył fakt, że Momo odzyskała pewność siebie. Tym bardziej, że trochę się do tego przyczynił.
Z pewnością nie było niczego dziwnego w tym, że kilka dni po egzaminie Yaoyorozu nie przyszła do szkoły. Zwyczajnie mogło jej coś wypaść i nie mogła uczestniczyć w lekcjach, choć rzadko jej się to zdarzało - Momo była pilną uczennicą i nie opuszczała lekcji. Jednak wszystko się zmieniło, kiedy na pierwszej lekcji, jaką był angielski, do drzwi klasy ktoś zapukał, a zaraz potem do środka wszedł nieznany im mężczyzna.
Shoto widział go pierwszy raz w życiu, jednak zauważył, że mógł on być ojcem Momo - dziewczyna też miała kruczoczarne włosy i oczy czarne jak noc. Tylko... Po co jej ojciec przychodziłby do szkoły, kiedy nie ma tam Momo? W dodatku taki roztrzęsiony...
Present Mic przerwał w pół zdania tłumaczenie klasie, kiedy używa się w angielskim czasu Past Simple, by przywitać się z przybyszem.
— Dzień dobry, panie Yaoyorozu!
— Nie taki znowu dobry... — mruknął przybysz, po czym jednak uznał, że jakaś kultura musi być. — Dzień dobry, mógłbym na chwilę panu przerwać w lekcji? Mam... Pytanie do klasy.
Present Mic uniósł brwi, ale nie miał nic przeciwko, więc Yayorozu zrobił kilka kroków do przodu i powiedział:
— Kiedy ostatnio widzieliście Momo? Tylko odpowiedzcie szczerze, proszę, to ważne.
Otrzymał jednoznaczną odpowiedź - wszyscy widzieli Momo wczoraj w szkole. Trudno było poznać, czy ta informacja pocieszyła mężczyznę. Kiwnął głową, podziękował im za szczerość i ruszył do wyjścia.
Zatrzymał go jednak Present Mic.
— Panie Yaoyorozu, czy coś jest nie tak?
Ren zatrzymał się. Minęła dłuższa chwila, zanim obrócił się z powrotem w ich kierunku. Wtedy spotrzegawcze oko mogło zauważyć, że Ren ma lekko zaczerwienioną twarz, jakby uronił kilka łez.
Todoroki szybko dodał dwa do dwóch. Coś musiało się stać Momo.
I jego przeczucia się sprawdziły.
— Momo została porwana — powiedział. Wszyscy, włącznie z profesorem Yamadą, zamarli. Nauczyciel aż przeciągnął okulary z nosa na czubek głowy, przez co szok na jego twarzy był jeszcze bardziej widoczny. — Wczoraj napisała nam, że wróci później, ale... Nie wróciła, a rano dostaliśmy list z pogróżkami. Bohaterowie zaczęli szukać jej już wczoraj w nocy... Jeszcze jej nie znaleźli.
Ponownie zapanowało milczenie na dłuższą chwilę. Nikomu nie mieściło się w głowie, dlaczego Momo miałaby zostać porwana - nie zrobiła przecież niczego, czym by sobie na to zasłużyła. Jej rodzice tym bardziej nie... Prawda?
— Na pewno Momo się odnajdzie — powiedział Present Mic, a Shoto był pewien, że nigdy wcześniej nie słyszał ani nie widział go w tak poważnym nastroju. — Bohaterowie już tego dopilnują.
— Taką mamy nadzieję — przytaknął Ren, po czym rzucił coś na pożegnanie i opuścił klasę.
W pomieszczeniu zapanowała głucha cisza. Present Mic spojrzał na uczniów i zamknął podręcznik do angielskiego.
— Na dzisiaj to tyle nauki.
Shoto nie pamiętał, kiedy ostatnio martwił się tak bardzo, jak teraz o Momo.
XIV. Zaślepiony zemstą
Plan był prosty - rodzice Momo mieli udać się w miejsce, gdzie porywacze przetrzymywali dziewczynę, zaś bohaterowie mieli potem wpaść tam i pojmać przestępców. Najważniejsze, aby porywacze nie zdali sobie sprawy z tego, że bohaterowie podjęli jakiś plan. I było to prawdopodobne, bo Ren nawet nie musiał grać zdenerwowanego - załamanie minęło i teraz był gotów udusić tego drania, który porwał jego córkę.
— Proszę, proszę — usłyszeli kpiący głos porywacza. — A kto to nas odwiedził? No popatrz, złotko — tu zwrócił się do leżącej na ziemi, nieprzytomnej Momo — przecież to bohater wojenny Roy Mustang i... Ach, tak, jego wierny sługus, czyli Riza Hawkeye.
Obydwa te nazwiska wypluł z siebie z jadem, jednocześnie trzymając ostry nóż tuż przy szyi Momo. Dziewczyna leżała na plecach, głowę zaś miała obróconą w kierunku wejścia. Dodatkowo w tym samym kierunku wyciągnięta była jej prawa ręka, przez co wyglądała tak, jakby niemo i rozpaczliwie błagała o pomoc. Sposób, w jaki została ułożona, bez wątpienia nie był przypadkiem - miał on jeszcze bardziej dobić rodziców.
— Nie wiem, kim jesteś, człowieku, ale masz nieaktualne i fałszywe dane — odparł Ren śmiertelnie poważnym głosem. — Fałszywe, bo Riza Hawkeye nigdy nie była moim sługusem, a nieaktualne, bo zmieniła nazwisko na Mustang. A potem na Yaoyorozu, ale to szczegół.
Porywacz skrzywił się.
— Na żywo jesteś jeszcze bardziej wkurzający, niż z opowiadań — powiedział, po czym pomachał nożem nad szyją Momo. — Nie wiem, jak wy, ale popatrzyłbym, jak ta tutaj ślicznotka wykrwawia się na śmierć. Jak jej matka kiedyś — dodał z satysfakcją.
— Jeszcze jedno słowo, ty przeklęty draniu, a tak cię urządzę, że cię twoja własna matka po popiołach nie rozpozna — warknął Ren, a wtedy Rieko ścisnęła go za ramię, jakby chcąc go przed tym (z ciężkim sercem) powstrzymać. Spojrzał na nią pytająco, na co ona wskazała ruchem głowy na podłogę.
Ren przeniósł wzrok na podłogę, i... Teraz zauważył, na czym ułożono Momo. Był to bez wątpienia okrąg transmutacyjny, jednak tego jednego Ren wolałby nie widzieć. Okrąg ten przeznaczony był do transmutacji człowieka. Ren tylko raz w życiu widział taki okrąg i nie było to najlepsze, co zobaczył - wtedy leżała tam Rieko, z której życie uciekało wraz z krwią, teraz zaś jej miejsce zajęła Momo, która lada moment mogła podzielić jej los.
Porywacz roześmiał się z triumfem.
— Déjà vu, nieprawdaż? — powiedział z jadem w głosie. — I dla twojej wiadomości rzeczywiście matka mnie nie pozna po popiołach. Poznałaby, gdybyś jej nie spalił na ten popiół — wysyczał.
Dopiero teraz Renowi przyszło do głowy, że owy facet musi być Ishvalczykiem - jasne włosy, ciemniejsza karnacja i bordowe oczy były cechą charakterystyczną owych ludzi. Nigdy nie był dumny z tego, czego dokonał na wojnie, ale po obaleniu homunculusów udało mu się poprawić życie Ishvalczyków w Amestris.
— Ach — powiedział Ren, zrozumiawszy powód czynów Ishvalczyka. — Wierz mi lub nie, ale zemstę rozumiem najbardziej.
— Niczego nie rozumiesz! — wykrzyczał Valerian, a nóż niebezpiecznie zbliżył się do szyi Momo. — Bohater wojenny Roy Mustang, też coś... Wybiłeś większą część ludu i zbierałeś za to pokłony! Całe lata żyłem chęcią zemsty na tobie! I wreszcie jej dokonam!
Renowi serce prawie skoczyło do gardła, kiedy po szyi Momo pociekła krew. I to jej całkiem spora strużka.
— I dlatego zamierzasz zabić moją córkę, która nie jest niczemu winna?
— Moja matka też nie była niczemu winna — warknął zdecydowanie Valerian. — A jeśli tak bardzo ci zależy na tej gówniarze, to droga wolna. Masz tu gotowy okrąg transmutacyjny.
W tej sytuacji Renowi nie pozostało za wiele do stracenia. Działając najszybciej jak potrafił, klasnął w dłonie i przyłożył je do ziemi, jak to czynił od czasu zobaczenia Prawdy. Valerian uśmiechnął się i cofnął do tyłu, oczekując transmutacji człowieka, jednak okrąg transmutacyjny nie został tak łatwo wykorzystany - zamiast tego z podłogi dookoła Valeriana wyrosły cztery ściany, na tyle wysokie, by nie wydostał się z nich tak łatwo.
Przyłożywszy swoją kurtkę do rany córki, Rieko wystrzeliła trzy pociski z pistoletu, który ten jeden raz dostała od policji. W ten sposób miała dać bohaterom znać, że Momo jest już bezpieczna. Gdyby zrobiła to wcześniej, byłoby to ryzykowne ze względu na to, że porywacz, dowiedziawszy się o intrydze Mustangów, mógł posunąć się do morderstwa bez żadnego ostrzeżenia.
Valerian skrzywił się, czego Rieko i Ren nie byli w stanie zobaczyć.
— Draniu... Nie dość, że zepsułeś mi dzieciństwo, to jeszcze zemstę!
— Przykro mi, że zabiłem ci matkę — odrzekł Ren ze skruchą w głosie, po czym podniósł Momo z ziemi. — Niestety nic nie poradzę na to, że ten wariat Bradley uwziął się na lud Ishval. A co do tego drugiego, to przykro mi, ale nie mogłem pozwolić, abyś zabił mi dziecko. Możesz zabić mnie, ale ją i moją żonę zostaw w spokoju — dodał, wraz z Rieko opuszczając pomieszczenie, by czekający na zewnątrz lekarze mogli zająć się poszkodowaną Momo.
— Z radością to zrobię — zapewnił go Valerian. Nie był w stanie jednak wyjść z małego więzienia, a zaraz po tym, jak Yaoyorozu'owie opuścili budynek, przestępcą zajęli się bohaterowie.
XV. Ani żywej duszy
Wrzeszczący wniebogłosy Valerian został zabrany przez policję, zaś Momo trafiła pod opiekę lekarzy. W tym czasie Sunflower przemierzała korytarze opuszczonego hotelu, w którym kryjówkę znalazł sobie Valerian Callaway. Ona i dwóch pozostałych bohaterów sprawdzali cały budynek wzdłuż i wszerz, poszukując złoczyńców, którzy mogli się tam kryć.
Mori podskoczyła prawie wyżej, niż sama mierzyła, kiedy ktoś zaszedł ją od tyłu i położył jej dłoń na ramieniu, tym samym ją strasząc. Zaraz potem Hawks zarobił od niej mocne uderzenie w policzek.
— Zawału przez ciebie prawie dostałam! — powiedziała Mori szeptem. — Weź się tak nie skradaj, bo kiedyś za to zarobisz.
— No, już, już, spokojnie. — Hawks uniósł dłonie w obronnym geście. — Znalazłaś kogoś?
Junko pokręciła głową.
— Nie. Ani żywej duszy.
Szkoda tylko, że nie wiedziała, że za moment w budynku miało rzeczywiście nie być żadnej żywej duszy...
Chwilę później obydwoje usłyszeli głos Endeavora. Tak, jakby z kimś rozmawiał, ale z kim?
Hawks spojrzał na Mori, po czym przekazał jej zaszyfrowaną wiadomość: pokazał najpierw na siebie, potem na nią, następnie dwoma palcami zrobił taki ruch, jakby owymi palcami gdzieś szedł, wskazał palcem w prawo, gdzie miał sprawdzać Endeavor, a na końcu przyłożył dłoń do ucha, jakby coś podsłuchiwał i zrobił lornetkę z dłoni. Ja, ty, idziemy, tam, sprawdzić. Mori kiwnęła głową i ruszyła za Hawksem.
— Ty nie możesz być Touya — usłyszeli głos Endeavora. — Touya nie żyje...
— Ciekawe, dlaczego wszyscy uważają, że nie żyję — powiedział prześmiewczo złoczyńca, który podawał się za Touyę. Ani Hawks, ani Sunflower nie mieli pojęcia, kim jest Touya, jednak jasne było, że Endeavor może potrzebować pomocy. — W sumie to nawet dobrze, że tak uważają. Niech myślą, że zamęczyłeś na śmierć własnego syna...
— Gdzie ty się ukrywałeś przez cały czas? — To pytanie padło z ust Endeavora.
Hawks i Sunflower widzieli przez niewielką szparę, jak złoczyńca się uśmiecha.
— Tam, gdzie byś się nie spodziewał mnie znaleźć, co? Szkoliłeś mnie na bohatera, a tu taka niespodzianka. Stworzyłeś złoczyńcę!
Hawks pierwszy wpadł do pomieszczenia, a zaraz za nim podążyła Sunflower. Podający się za Touyę był młodzieńcem o kompleytnie zmierzwionych, czarnych włosach oraz turkusowych oczach. Jego bladą twarz zdobiły nieumiejętnie przyczepione szwy, przytrzymujące skórę w ryzach.
Endeavor zmierzył Hawksa tylko jednym spojrzeniem i szatyn już wiedział, że ma natychmiast się stąd wynieść i upewnić się, że wszyscy opuszczą budynek. Chciał prostestować, ale wtedy złoczyńca uśmiechnął się i posłał ogień w kierunku Hawksa i Sunflower, którą ten ukrył za plecami. Jednak Endeavor nie pozwolił im spłonąć - stanął przed nimi, w ten sposób osłaniając ich przed pożerającym wszystko ogniem.
Błękitne płomienie buchnęły aż do sufitu. Pożar zaczął się rozprzestrzeniać, a nieszczęśliwym trafem ogień pochłonął Endeavora, którego krzyki i swąd palonego ciała niosły się na sporą odległość. Choć Hawks i Sunflower zaraz po opuszczeniu hotelu wezwali straż pożarną, ci nie zdążyli przybyć na czas i Endeavor spłonął żywcem. Zabrał go ogień, o wiele gorętszy od tego, którym on sam władał.
Jednak najstarsze z dzieci Todorokich, które dopuściło się aktu ojcobójstwa, nie zdołało się uratować z pożaru. Touya Todoroki został pożarty przez swój własny ogień, który, choć miał być mu sprzymierzeńcem, okazał się być dla niego zdrajcą.
XVI. Róża i laurka
Momo obudziła się około szóstej wieczorem, leżąc w szpitalnym łóżku. Przez porwanie była nieco odwodniona i poraniona, więc lekarze zdecydowali się zatrzymać ją jeszcze w szpitalu. Zamrugała powiekami i od razu poczuła, jak na jej dłoni zaciska się czyjaś dłoń, którą rozpoznała jako dłoń taty.
— Jak dobrze, że już się obudziłaś — westchnął Ren, po czym podniósł się z miejsca i pochylił, by pocałować Momo w czoło. — Rieko bardzo się o ciebie martwiła, zresztą ja też... No, i jeszcze ktoś.
Momo miała w tym momencie zbyt zaćmiony snem umysł, aby być w stanie trzeźwo myśleć o tym, kto jeszcze mógł się o nią martwić. Jednak zaraz po tym, jak przybyła też Rieko, a Momo zaczęła już nieco jaśniej myśleć, dowiedziała się, kto jeszcze na nią czekał.
Do sali przyszedł Shoto, dłonie ukrywając za plecami. Rodzice dziewczyny tylko uśmiechnęli się do siebie i opuścili pomieszczenie, twierdząc, że chcą porozmawiać z lekarzem.
— Cześć — przywitał się z nią Shoto. — Jak się czujesz?
— Cóż, na pewno lepiej niż wcześniej — odparła Momo. — Dziękuję, że przyszedłeś, to miłe...
— I mam coś dla ciebie — dodał Shoto, po czym wyciągnął zza pleców białą różę, którą następnie podał dziewczynie.
Momo była lekko zaskoczona podarunkiem od Todorokiego, ale przyjęła kwiat i podziękowała koledze. Była naprawdę mile zaskoczona gestem Shoto - raczej rzadko otrzymywała kwiaty. Najczęściej to Ren miał w zwyczaju obdarowywać kwiatami dwie najważniejsze w jego życiu kobiety w dniu ich święta czy też w urodziny. Jednak róża od Shoto była czymś zupełnie innym...
Todoroki wyglądał, jakby chciał dodać coś jeszcze, ale z tego zrezygnował. Momo miała wrażenie, że coś jest nie tak.
— Todoroki... Czy wszystko dobrze? — zapytała go.
Tym razem to Shoto był zaskoczony. W tym momencie Momo miała swoje własne problemy, do tego trochę ucierpiało jej zdrowie i była po trudnym przeżyciu, a jednak martwiła się o niego. Shoto nie chciał, żeby ktoś się o niego martwił.
— Nie, to... Nic takiego — skłamał. Chciał odgonić od siebie wspomnienie tego, jak w drodze ze szkoły niczym z nieba spadł przed niego Hawks i łamiącym się głosem przekazał mu wieści o tragedii, która się zdarzyła - o tym, że jego ojciec spłonął w czasie walki z Touyą Todorokim. Jeszcze tego samego dnia wszystkie media trąbiły o tej tragedii i nawet próbowały zagadywać o to Shoto, ale on skutecznie przed nimi uciekał. Żadne media nie wiedziały, że to najstarszy syn Endeavora próbował popełnić akt ojcobójstwa, a zamiast tego spalił też samego siebie. — Nie chcę cię dzisiaj męczyć, Yaoyorozu. Opowiem ci o tym następnym razem. Obiecuję. Musisz na razie odpocząć.
Momo przez chwilę patrzyła na Shoto z zaskoczeniem, ale w końcu pokiwała głową na zgodę.
— No dobrze, skoro tak mówisz...
— Ach, byłbym zapomniał — powiedział, po czym wygrzebał z kieszeni kurtki kopertę, którą położył na kołdrze. — Cała klasa przysyła ci życzenia powrotu do zdrowia. I Kendo też cię pozdrawia.
Momo uśmiechnęła się i poprosiła Todorokiego, by podziękował im w jej imieniu.
W kopercie znalazła laurkę zrobioną własnoręcznie przez klasę 1A. Wypisane w niej zostały życzenia powrotu do zdrowia, podpisane przez każdego ucznia z klasy. Zamaszyste pismo Bakugou, jakby litery miały zaraz wybuchnąć, zaokrąglone literki Uraraki, opatrzone serduszkiem drobne i nieco niechlujne pismo Nishio, a pod nim czerwony podpis Kirishimy. Gdzieś na dole ktoś najwyraźniej rozpisywał długopis, bo znajdujący się tam kłębek linii został przerobiony na kwiatek i opisany słowami To Bakugou rozpisywał długopis, ale już my wiemy, że chciał dać ci kwiatka. Słowa te napisała Nishio, zaś pod spodem widniały krzykliwe litery, które mógł napisać tylko Bakugou: ZDYCHAJ!
Momo przejechała opuszkiem palca po każdym podpisie, jaki tu znalazła. Zatrzymała się przy jednym. Tym, którego równe litery układały się w słowo Todoroki.
XVII. Róże symbolem miłości
Dwa dni później Momo wróciła do domu. Jej stan nie był na tyle poważny, by trzymać ją nie wiadomo ile w szpitalu, a odpocząć mogła przecież w domu. Problem stanowiły tylko zaległości w szkole, ale zdrowie było jednak ważniejsze.
Momo dowiedziała się o tragedii u Todorokich już następnego dnia po wizycie Shoto. Nie potrafiła sobie wyobrazić, co może on teraz czuć. I nie wiedziała, że to, co chłopak teraz czuje, jest jeszcze bardziej zakręcone.
Dzień po tym, jak Momo wróciła do domu, Shoto odwiedził ją ponownie. I znów przyniósł jej białą różę. Poprzednia wciąż jeszcze się trzymała i stała w wazonie przy łóżku Momo, ciesząc jej oko.
— Znów mam dla ciebie kwiatka — powiedział, wyciągając w jej kierunku kolejną białą różę.
— Dziękuję — powiedziała Momo z uśmiechem i zażartowała: — Poprzednia nie będzie się czuła samotna.
Shoto roześmiał się i przysiadł na łóżku, gdzie miejsce od razu wskazała mu Momo. Rozejrzał się po jej pokoju. Nigdy wcześniej tu nie był i musiał przyznać, że dom Yaoyorozów był dosyć bogaty.
— Todoroki. — Głos Momo wyrwał go z obserwacji. — Przykro mi z powodu twojego taty.
— To nie twoja wina, Yaoyorozu — zauważył Shoto. — Był bohaterem. Liczył się z tym...
— Przybył do tego miejsca, gdzie mnie przetrzymywali — powiedziała cicho Momo. — To jakby... Jakbym miała coś z tym wspólnego... Wiem, że to tak nie działa. To tylko moje spostrzeżenie.
Shoto przez chwilę milczał. Nie lubił rozmawiać o takich rzeczach, ale teraz... Coś w nim pękło.
— Sam już nie wiem, co czuję w związku ze śmiercią ojca — powiedział, a nagła szczerość dogłębnie zaskoczyła Momo. — Zniszczył mi dzieciństwo. Moja mama przez niego oszalała. Mój brat... Zawsze myślałem, że umarł, a tak naprawdę był złoczyńcą i to on zabił ojca.
Momo nie protestowała kiedy z ust Todorokiego popłynął potok słów. Choć była zaskoczona jego szczerością, nie próbowała go zatrzymać. Czasami wyrzucenie z siebie negatywnych emocji mogło pomóc.
W ten sposób Shoto wyrzucił z siebie wszystko, co dotąd ukrywał przed światem. Od razu czuł, jak robi mu się lżej na sercu po tym wyznaniu.
Kiedy zakończył, wzrok wciąż miał utkwiony we wzorze na kołdrze Momo. Wtedy dziewczyna przybliżyła się do niego i przytuliła go do siebie, kompletnie wytrącając Shoto z normalnego rytmu.
Ich serca uderzały teraz z zawrotną prędkością, a zaraz potem Momo cicho odchrząknęła.
— Powiedziałeś mi tyle o sobie... I teraz czuję się dziwnie, bo zaufałeś mi tak bardzo, a jeszcze nie znasz największej prawdy o mnie.
— Nie mam ci tego za złe — zapewnił ją Shoto. — W końcu ja sam nikomu nie mówiłem za wiele o ojcu.
Momo przez chwilę miętoliła w dłoni materiał, w który odziana była jej kołdra. Ostatnio rodzice powiedzieli jej, że skoro jest już po wszystkim, to tak na dobrą sprawę mogliby wrócić do swoich poprzednich nazwisk, jednak... Uznali, że nie będą robić z tego sensacji i pozostaną z tym, z czym żyli od blisko piętnastu lat. Miało pozostać tak, jak jest - Riza miała pozostać Rieko, Roy Renem, zaś ich córka Marcia - Momo. Piętnaście lat temu rozpoczęli nowe życie w Japonii i teraz miało tak pozostać.
Momo wolała nie mówić o tym wszystkim po kolei, ale... Chciała, aby Todoroki się o tym dowiedział. Zaufał jej na tyle, by powiedzieć jej o sobie, więc czuła, że teraz jej kolej.
— No więc... Znasz mnie jako Yaoyorozu Momo, prawda? — zapytała go, na co Shoto przytaknął. — Ale nie urodziłam się z taką tożsamością. Kiedyś... Piętnaście lat temu nazywałam się Marcia Mustang i mieszkałam z rodzicami w Amestris.
W tym momencie oczy Shoto natychmiast się rozszerzyły. Tego na pewno się nie spodziewał.
— Marcia... Mustang?
— Zgadza się — przytaknęła Momo. — Dokładniej Marcia Christine Mustang. Tata chciał zrobić przyjemność ciotce, która go wychowywała... — Tu Momo się roześmiała. — Moi rodzice kiedyś nazywali się Roy Mustang i Riza Hawkeye. Oczywiście, po ślubie mama przejęła nazwisko taty, ale... No, nie na długo. Miałam kilka miesięcy, kiedy pradziadek nakazał nam ucieczkę z kraju, bo tam czaił się na nas jakiś żądny zemsty człowiek. Ten sam... Ten sam, który mnie ostatnio porwał.
Momo na chwilę zamilkła. Shoto nie poganiał jej, bo domyślał się, jakie to wszystko musiało być ciężkie do opowiedzenia.
— Mama i tata byli kiedyś żołnierzami i walczyli w wojnie, w której zginęło wielu ludzi z narodu tego faceta — mówiła dalej Momo. — Ten człowiek szukał zemsty na tacie, bo... Swego czasu tatę uznali za bohatera wojennego. Tata był kiedyś alchemikiem... Znaczy, dalej to potrafi, ale już mniej tego używa... Jego alchemia głównie wiązała się z ogniem. No, właśnie w ten sposób zgładził ludzi z Ishvalu. Te czyny były złe, to fakt, ale... Żołnierze z Amestris niekiedy nie mieli innego wyboru, jak tylko słuchać poleceń tego generała.
Po tych słowach Momo przerwała na dłuższą chwilę. Shoto już miał się odezwać, kiedy Momo dodała cicho:
— Mam nadzieję, że nie będziesz mnie oceniał przez pryzmat przeszłości...
Jej słowa lekko zaskoczyły Todorokiego. Momo odbiegła wzrokiem gdzieś w bok, więc chłopak położył dłoń na jej policzku i skierował jej głowę w swoją stronę, przez co ich spojrzenia się spotkały.
— Nie mógłbym tego zrobić — stwierdził, po czym mówił dalej: — To, czego dokonali twoi rodzice, nie przesądza o tym, jakimi są ludźmi. Ani jakim człowiekiem jesteś ty.
Na usta Momo wkradł się uśmiech.
— Tak samo jest z tobą, Shoto.
Todoroki też się uśmiechnął, po czym podrapał się po karku, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Tak swoją drogą... Wybacz, że zmienię temat, ale czy słyszałaś kiedyś o tym, że każdy kwiat mówi co innego?
Momo miałaby o tym nie słyszeć? Niemożliwością. Jej zdaniem symbolika kwiatowa była dosyć ciekawa i romantyczna, choć jej tata i tak miał gdzieś wszelkie symboliki i dlatego zarówno Rieko, jak i Momo dostawała róże w kolorze czerwonym.
Dziewczyna przypomniała sobie znaczenie białej róży. O matko...
Pokiwała głową i pozwoliła Todorokiemu mówić dalej.
— Mama ostatnio powiedziała mi, że białe róże mają symbolizować miłość i piękno... I wiesz, myślę, że to się zgadza z tym, co o tobie myślę, bo rzeczywiście uważam, że jesteś piękna... No i... Na Boga, jestem beznadziejny w wyznawaniu miłości...
Nie musiał nic dodawać - Momo chwyciła go za ramiona i przyciągnęła do siebie, by na krótko musnąć jego usta swoimi. Na krótko, bo zaraz potem przypomniała sobie, że może nie powinni tego robić, skoro Shoto przeżywa teraz żałobę...
Jednak Shoto tak łatwo jej nie puścił - przytulił się do niej, a ona nie zamierzała protestować.
— Więc... Marcia? — Shoto się uśmiechnął.
Momo roześmiała się.
— Możesz mnie tak czasami nazywać. Miło będzie znów usłyszeć swoje dawne imię...
Epilog: Co potrzebne do szczęścia
Jakiś czas po tym, jak porwana została Momo, podobny los spotkał Bakugou. Z tym, że on został porwany przez Ligę Złoczyńców, która zdążyła się do tego przygotować dzięki Valerianowi, który skutecznie odwrócił od nich uwagę bohaterów.
Na szczęście wszystko jakoś się ułożyło - Katsuki wrócił cały i zdrowy, zaś dyrektor U.A. postanowił utworzyć internat, aby uczniowie byli jeszcze bardziej bezpieczni. Rodzice Momo byli nieco sceptycznie do tego nastawieni, jednak koniec końców uznali, że przecież nie zatrzymają córki na siłę, a i tak nie wynosi się ona na stałe. Zresztą sama Momo by się na to nie zgodziła.
Któregoś dnia wieczorem Momo wyszła ze swojego pokoju w internacie i rzuciła okiem na kanapę. Roześmiała się pod nosem, widząc swoich kolegów z klasy, którym się tam przysnęło. Byli tam Bakugou i Midoriya, którzy zostali parą jakiś czas po tym, jak Katsuki wrócił cały i zdrowy od złoczyńców. Przez długi czas chowali się ze swoim związkiem, aż w końcu Bakugou uznał, że ma głęboko w poważaniu zdanie ich wszystkich i bezceremonialnie pocałował Izuku na środku salonu w akademiku. Policzki Midoriyi przybrały wtedy kolor, który mógłby konkurować z włosami Kirishimy o tytuł największego pomidora wszech czasów.
Na drugiej z kanap zasnęli Nishio i Kirishima. Owa dwójka miała swój wkład w związek Bakugou i Midoriyi - a tak się zabawnie złożyło, że swatając ich z katastrofalnym rezultatem (bo Katsuki potem wydarł się najpierw na Midoriyę, potem na nich, a następnie znów na Midoriyę), sami poczuli do siebie coś więcej od przyjaźni. Tyle że Kirishima już się z niczym nie cackał, jednak warto było dodać, że wyznał swoją miłość do Nishio w iście romantyczny sposób, bo zaraz po tym, jak poranił się na treningu. Stwierdził wtedy, że oświadczyny na łożu śmierci są w jego mniemaniu czymś naprawdę męskim. Nishio pacnęła go wtedy za to po głowie, mówiąc, że nie będzie teraz umierał, a dopiero po chwili ogarnęła, co dokładnie powiedział Kirishima. I do tamtej pory wypominała mu, że pewnie specjalnie się zranił, bo koniecznie musiał to zrobić z przytupem. Teraz Nishio i Kirishima spali, uroczo stykając się policzkami.
Momo wyjrzała przez okno, gdzie zauważyła Todorokiego, siedzącego na schodach werandy i patrzącego w gwiazdy. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła do niego.
Słysząc jej kroki, Shoto zerknął za siebie i uśmiechnął się do swojej dziewczyny.
— Gwiazdy dzisiaj tak jasno świecą — powiedział do niej. — Jakoś... Lubię w nie patrzeć. Są ładne.
— To prawda — przytaknęła Momo. — Aż czasami trudno uwierzyć, że kiedyś każda z nich zgaśnie.
— Gwiazdy może tak — zgodził się Shoto — ale moja miłość do ciebie nigdy.
Yaoyorozu roześmiała się i pocałowała Shoto w policzek. Przez chwilę siedzieli w ciszy, którą przerwała Momo:
— Przypomniała mi się rymowanka o oczach. Oczy czarne, życie marne. Wujek Ed zawsze optymistycznie żartuje, że marne życie to tata ma od zawsze.
— Ty też masz czarne oczy — zauważył Shoto.
— Tak, ale nie sądzę, by moje życie było marne. Mam wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba.
Shoto uśmiechnął się i pocałował ją w głowę, zaś Momo oparła policzek o jego ramię. Teraz, gdy marne chwile w jej życiu przeminęły, Momo skupiała się na tym, co dopiero miało nadejść.
Shoto miał podobne zamiary. Choć śmierć ojca i brata nim wstrząsnęła, nie zmieniły się jego bohaterskie ambicje.
Ułożył swoją dłoń na tej Momo, spoczywającej swobodnie na schodku i lekko ją uścisnął. Zaraz potem poczuł, jak dziewczyna robi w odpowiedzi to samo.
Kiedy Momo spojrzała Shoto prosto w oczy, chłopak miał wrażenie, że nie patrzy w oczy, a w niebo - nocne, czarne, ozdobione gwiazdami, choć w istocie nie były to gwiazdy, a błyski w oczach Momo. Zauważył, że dosyć często oczy jej tak błyszczały, a już zwłaszcza, kiedy była z nim.
Uniósł dłoń, by z uśmiechem na ustach nawinąć sobie na palec długie pasmo jej czarnych włosów.
— Ja też mam wszystko, Marcio.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro