STAŻ
one shot dla:
BAKUGO
-nowy stażysta co?-mruknąłem pod nosem patrząc na papiery- męska omega?-gadałem do siebie nawet nie zauważając, że ktoś wszedł do mojego gabinetu
-k..kacchan?-wypuściłem głośniej powietrze słysząc ten irytujący głos
-chyba kurwa gadaliśmy jak masz do mnie mówić w pracy!?
-przepraszam...kacchan-walnąłem mocno papierami o biurko
-czego chcesz!?
-bo...
TODOROKI
Wszedłem do budynku, w którym miałem mieć staż. Chyba każdy myślał, że pójdę do agencji mojego ojca. Jedyne co zrobiłem to naplułem mu na buty, nigdy przy nim nie miałem własnego zdania. ''zostaniesz bohaterem'' ''będziesz najlepszy'' ''masz mieć same najlepsze oceny'' Nigdy nie interesowało go to, że jestem omegą i nie będę taki sam jak moje rodzeństwo, które było alfami i betą. Liczyło się to jaką mam moc. Zawsze powtarzał mi, że nigdy nie przyjmie do głowy, że mogę, kiedykolwiek urodzić dziecko. Prychnąłem cicho i skierowałem się do gabinetu ground zero . Tak to u niego chciałem mieć staż, mojego bohatera. Mojego? A tak, gdy miałem wtedy około 13 lat wracałem ze szkoły. Nigdzie mi się nie spieszyło więc wracałem wolno do domu. Nie spodziewałem się, że przez moją nieuwagę stanę się zakładnikiem. Nim w ogóle zorientowałem się co się stało on mnie uratował. Nowy bohater świeżo po szkole. Zapukałem do drzwi a po chwili wszedłem
-pukać nie umiesz!?-usłyszałem krzyk alfy, który patrzył na mnie z agresją
-pukałem-mruknąłem beznamiętnie
-....kiedy
-no teraz
-nie jestem głuchy! Nie pukałeś gówniarzu!
-kacchan on pukał...-mruknął cicho deku znany bohater-....już się zestarzałeś? głuchy jesteś...?
-a ciebie kto pytał o zdanie!? Wynocha!-zawarczał na niego, a omega szybko wyszedł, blondyn usiadł ponownie na krześle -ty jesteś Todoroki - popatrzył na mnie i zlustrował wzrokiem- nie wyglądasz na omegę
-to ma być komplement czy problem?-popatrzyłem na niego stając tam gdzie stałem
-nie obchodzi mnie, jaką masz drugą płeć-prychnął-tylko czy nie zdechniesz na pierwszym patrolu-popatrzył na mnie-ale jeśli chcesz możesz uznać to za komplement-chwile jeszcze porozmawialiśmy, w końcu dałem podpisać mu dokumenty, które będę musiał zanieść do szkoły. On sam też podał mi swoje dokumenty, które ja musiałem podpisać. I tak spełniam swoje pierwsze marzenia-właśnie zawarłeś pakt z diabłem, bój się-prychnął
JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
BAKUGO
-Będziesz mieć dziś trening ze mną-popatrzyłem na niego wchodząc z nim do szatni, gdzie mieliśmy się przebrać. Chłopak kiwnął głową otwierając swoją szafkę. Gdy się przebierał mój wzrok znalazł się na jego ciele. Obserwowałem każdy skrawek jego umięśnionego torsu, ramion czy pleców. Miał bardzo dobre ciało jak na omegę, ogółem omegi z natury były mniejsze, chudsze czy bez dużych mięśni. Cóż bywały też wyjątki, których było coraz więcej
-..możesz się na mnie nie patrzeć?-oparłem się o szafki patrząc się ciągle na niego. Tak, robiłem mu na złość
-a jeśli powiem nie?
-wiesz, że to, co robisz może podchodzić w jakimś stopniu pod napaść wzrokowo-seksualną i pedofilie?-mruknął zapinając kostium
-nie gadaj tyle tylko się szybciej ubieraj, albo pokaże ci prawdziwą pedofilie -prychnąłem sam szybko się przebierając w swój kostium. Nie czekając już na niego poszedłem w stronę sali gdzie miał odbyć się trening
Trening zaczęliśmy od rozgrzewki, czyli lekkiego rozciągania. Nie mam zamiaru bawić się w kontuzje i zwolnienia. Następnie przeszliśmy do pojedynku. Walczyliśmy w miarę na równi. Jednak zauważyłem, że omega jest jakiś rozkojarzony. Uderzyłem go kolanem w brzuch, a następnie strzeliłem w niego wybuchem podcinając mu nogi przez co upadł
-uważaj!-warknąłem-na misji nie ma czasu na myślenie o gównie! Jeśli z kimś walczysz musisz być skupiony albo będziesz wąchać kwiatki od spodu!
-p...przepraszam-mruknął trzymając się za brzuch-poprawie się...-powili wstał z ziemi
-no ja myślę! Nie mam zamiaru zbierać cię po pierwszym treningu- warknąłem i wróciłem do walki. Każdy mój cios był coraz bardziej szybszy i mocniejszy w końcu zauważyłem, że ruchy chłopaka były wolniejsze, a na jego twarzy pojawił się grymas, jest ranny... -ściągaj górę!- warknąłem podchodząc do niego, chciał coś powiedzieć jednak mu przerwałem-ściągaj!-już po chwili zobaczyłem lekkie oparzenie na jego brzuchu i biodrze.
-to...
-ty jebany debilu! masz mówić jeśli coś cię boli!-warknąłem łapiąc go mocnej za nadgarstek
-ale na misji...z-to nie misja, tylko trening! po za tym dziś ja jestem za ciebie odpowiedzialny! Wiesz ile będzie przez to papierkowej roboty DLA MNIE!?- pociągnąłem go do swojego gabinetu, gdzie kazałem mu usiąść, przyniosłem apteczkę. Nie chciało mi się lecieć z nim do medyka. Ja to nawet zrobię lepiej! Powoli opatrywałem każdy kawałek jego rany - raczej nie zdechniesz-mruknąłem parząc mu w oczy wtedy zobaczyłem jego zawstydzenie, a do nosa doszedł mi mocniejszy zapach
-przepraszam...ale
-czy ty właśnie dostałeś rui-poparzyłem na niego jak na debila. Mocniejszy zapach, reagowanie na dotyk moich rąk na jego brzuchu i biodrach no i oczywiście widoczny problem w spodniach-...wiesz, że w takim stanie powinieneś zostawać w domu...-przeczesałem włosy czując mocniejsze feromony chłopaka
-...mam nieregularne...-oddychał głośno leżąc plackiem na mojej kanapie w gabinecie. Nie regularne ruje czy gorączki to coś okropnego. Prychnąłem na wspomnienie tego jak ja miałem kiedyś nie regularne gorączki ale to było w czasach szkoły
-gdzie masz...leki- próbowałem nie wdychać jego zapachu jednak omega patrzył na mnie wzrokiem pożądania, a jego zapach stawał się jeszcze bardziej mocniejszy.
-n..nie mam-szepnął cicho
-jak to nie masz... wiesz, że masz nieregularne ruje a nie nosisz leków przy dupie!? jakim cudem ty nie jesteś jeszcze w ciąży?-on tylko podniósł się i pocałował mnie w usta. Nie chciałem go oddawać jednak w końcu się poddałem i pogłębiłem go. Zaczęło się od spokojnego tępa. Powoli oddał pocałunki, a ja je pogłębiałem. Nie kontrolowanie wypuściłem mocne feromony, przez co chłopak zaciągnął się i głośniej westchnął. Położyłem go na kanapie i zacząłem całować po szyi zostawiałem malinki czy ślady po moich zębach. Gdy już miałem ściągać z siebie ubranie, drzwi od gabinetu się otworzyły, a do środka wszedł deku
-kacch...kacchan!? boże!! przepraszam
-deku...-warknąłem groźnie, a on zaczął się cofać zasłaniając twarz kartkami prawdopodobnie raportem, który chciał mi dać
-j-już...ide!
-wypierdalaj stąd albo zrobimy trójkącik, ale ty cało z tego nie wyjdziesz!!-już po chwili chłopak uciekł, a ja zostałem z omegą-no to na czym skończyliśmy~
///
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro