One shot IV - Dziedzictwo
Mam na imię Miya. Jestem uczennicą japońskiej szkoły Ayuriza, która jest jedną z najlepszych. Chociaż aniołki do tej szkoły nie uczęszczają..... Bardziej gangsterzy..... I jestem w klasie z samymi chłopakami, ale to nic. I tak zostały mi jeszcze dwa lata.
Odpowiedzialność w klasie spada jak zawsze na mnie..... Chociaż wiedzą, żeby mi nie podskakiwać. Walnęło, a raczej kopnęło się już w parę klejnotów......
Do domu wracam zazwyczaj późno. A moja rodzina? Cóż. Wydają się normalni. Mam tylko brata i ojca. Matka zostawiła nas, gdy byliśmy jeszcze dziećmi. Poleciała za tak zwaną "sławą i bogactwem". A ojciec? On nie pracuje i tylko pijany jest jak co dzień. Brat pracuje w firmie i stara się o wyższe stanowisko. Bo jak na razie jest tylko jak on to mówi "robotnicą w mrowisku".
Jeszcze do niedawna odzywał się do nas kuzyn, ale przestał coś. Reszta rodziny, którą chyba mamy nie interesuje się nami. Ale to nic. Ja staram się być głową rodziny.
Wróciłam dzisiaj nad wyraz późno. Niekiedy mam wrażenie, że nie mam czasu na nic. Zaglądnęłam do skrzynki, a tam był list.
"Nadawca: Saogi Kei"
- Dziwne.... - powiedziałam - Nie znam nikogo takiego.....
"Odbiorca: Miya Kurogame"
- Czekaj..... To do mnie? - zdziwiłam się i otworzyłam list
Droga Miya,
Może być to dla ciebie dziwne, że do ciebie piszę. Ale jestem bardzo chory. Skoro dostałaś ten list, to zapewne nie ma mnie już na świecie. Chcę, byś odziedziczyła po mnie moją grupę. Chciałbym, byś została moim następcą. Wiem, że będziesz się nadawała. Mój doradca i moja prawa ręka przyjedzie po ciebie z rana, dnia kolejnego od dostarczenia listu. Może wyglądać strasznie, ale nie bój się. Yamato jest miły.
- Podpisano.... Dziadek? - powiedziałam na głos - To ja mam dziadka? Ale co mam odziedziczyć?
Podrapałam się po głowie. A może, ktoś się pomylił? Różnie bywa.....
Poszłam do domu i zastała mnie kolejna niespodzianka. Mój ojciec kłócił się z jakąś kobietą. Popatrzyłam na brata, który stanął koło mnie zniesmaczony.
- Kto to jest? - zapytałam szeptem
- Nasza matka..... - powiedział cicho, krzywiąc się
Przyjrzałam się kobiecie. Figurę miała modelki, ale widać, że była już zaniedbana. Włosy poszarpane, rozmyty lekko makijaż. Po chwili popatrzyła w naszym kierunku i ruszyła do nas szybkim krokiem. Stanęłam za bratem, ale kobieta zdążyła mnie złapać za włosy i pociągnąć do siebie.
- Jakim prawem niby TY masz cokolwiek dziedziczyć??? Jesteś niedojdą, nie powinnaś istnieć! - kobieta krzyczała na mnie, szarpiąc mną i po chwili uderzyła mnie w twarz
No nie powiem, ma mocny cios. Zerknęłam na swoje odbicie w lutrze. Będzie śliwa pod okiem, na dodatek krew cieknie mi z nosa.
- Zostaw ją! - krzyknął mój brat, odciągając mnie na bok
Niedobrze mi... I kręci mi się w głowie.... Przez ich krzyki mam wrażenie, że zaraz mi głowa eksploduje......
Popatrzyłam na drzwi wejściowe, gdy rozległo się pukanie. Matka poszła otworzyć zirytowana i nagle ucichła. W progu stał jakiś mężczyzna w garniturze, z bliznami na twarzy.
- Przyszedłem po ciebie panienko, gotowa? - zapytał mężczyzna łagodnym głosem, który nie pasował mu do jego wyglądu, wpatrując się cały czas na mnie
- Po mnie....? - zapytałam cicho, a brat zasłonił mnie własnym ciałem
- Jestem Yamato panienko, nie dostałaś listu od szefa? - zapytał Yamato. Dopiero teraz zauważyłam, że stoją za nim jacyś ludzie
- Kim jesteś..... - zmrużył oczy mój brat
- Spokojnie...... Niech wejdą.... - powiedziałam cicho i poszłam przygotować herbatę
Yamato ściągnął buty, tak jak paru innych i weszli do środka. Brat patrzył na nich nieufnie i po chwili stał koło mnie. Matka skrzywiła się patrząc na nich.
- Niby z jakiej racji to ona ma być dziedzicem??? - warknęła na nich matka
- Tak zadecydował szef. Nie masz tu nic do powiedzenia - powiedział Yamato mrużąc groźnie oczy, a matka ucichła
Przyniosłam po chwili herbatę na tacy i położyłam na stoliku.
- Dziękujemy panienko, chociaż nie trzeba było - powiedział Yamato z delikatnym uśmiechem
- O co chodzi z tym listem? - zapytałam i usiadłam przy stoliku na poduszce, kładąc na stole list
- Szef chciał, byś została jego dziedzicem po prostu. Obserwowaliśmy cię na jego rozkaz. Wiedział, że jesteś silna, mądra i poradzisz sobie z każdą trudnością - powiedział Yamato, siadając naprzeciwko mnie
- Przydałby wam się raczej ktoś silny, a nie słaby jak ja. Ja jestem tylko uczennicą - powiedziałam
- Szef w ciebie wierzył panienko, ty też uwierz - odpowiedział Yamato z delikatnym uśmiechem
- Um... No dobrze, spróbuję.... - powiedziałam niepewnie
- Kto zrobił szefowej krzywdę?? - uniósł się chłopak stojący za Yamato
- Uspokój się...... - popatrzył na niego groźnie Yamato
Matka cofnęła się o parę kroków i chwyciła za nóż, trzymając go za plecami.
- Nigdy do tego nie dopuszczę, by ta smarkula była kimś ważnym...... - powiedziała matka i rzuciła się na mnie z nożem
Yamato znalazł się nagle obok mnie, nawet nie wiem kiedy. Złapał za nadgarstek matki, gdzie w tej ręce trzymała nóż i po chwili go upuściła na ziemię z jękiem. Yamato wykręcał jej coraz mocniej nadgarstek.
- Oszczędź ją.... - powiedziałam i pociągnęłam go za rękaw delikatnie
- Jak sobie życzysz panienko - powiedział Yamato i puścił matkę, poprawiając rękawiczkę czarną
- I co niby teraz zrobicie.... WYNOCHA Z MOJEGO DOMU! - wydarł się nagle ojciec
- Weź panienko swoje rzeczy, wracamy do domu - powiedział Yamato
- Ja też? - zapytałam zdziwiona
- Hai panienko - uśmiechnął się delikatnie Yamato
Poszłam do pokoju i spakowałam do torby wszystkie potrzebne mi rzeczy. Mundurek, trochę bielizny, jakieś ciuchy na zmianę, parę butów, kosmetyki. Do plecaka spakowałam książki i zeszyty, oraz przybory szkolne. Popatrzyłam jak Yamato zapukał do drzwi i wszedł do pokoju.
- Pomogę ci panienko - powiedział Yamato i dźwignął bez problemu torbę i plecak
- Mam pytanie.... - powiedziałam niepewnie
- Tak? - uśmiechnął się delikatnie Yamato
- Czy mój brat może jechać z nami? Nie chcę go tu zostawiać..... - powiedziałam patrząc na niego
- Hm... Myślę, że nie ma problemu - powiedział Yamato
- Dziękuję! - przytuliłam się do niego z uśmiechem, a Yamato pogłaskał mnie po włosach
Po chwili pobiegłam do brata, patrząc zdziwiona na niego.
- Jesteś spakowany..? - spytałam zdziwiona
- No ta. Serio myślałaś, że puszczę cię samą? - spytał brat z uniesioną brwią
- Hai~! Czekają na nas, chodź~~ - ciągnęłam jego walizkę w stronę
Brat wziął ode mnie walizkę i poszliśmy, słysząc za sobą krzyki ojca i matki. Podeszliśmy do czarnego BMW. Wsadziliśmy, a raczej jeden facetów wsadził walizkę brata do bagażnika, po czym inny otworzył nam drzwi.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się delikatnie i wsiadłam do samochodu, siadając na tylnych siedzeniach, a brat wsiadł za mną i usiadł obok
Facet zamknął za nami drzwi i czekaliśmy. Po chwili wsiadł do samochodu Yamato i usiadł na miejscu pasażera z przodu.
- Jedziemy - powiedział Yamato, a szofer ruszył i pojechaliśmy
Podróż mijała nam w miarę szybko, chociaż jechaliśmy już prawie dwie godziny.
- A dokąd dokładnie jedziemy? - zapytał brat nieufnie
- Do domu - powiedział Yamato
- A daleko jeszcze....? - przetarłam zmęczona oczy
- Nie panienko. Jeszcze z kilka minut - odpowiedział Yamato
Po krótkim czasie dojechaliśmy do domu. Był po prostu przepiękny. Ogromny, otoczony murem i z dużą przestrzenią w stylu japońskim. Bardzo mi się podobał. Nie wiedziałam, że dziadek mieszkał w takim domu.
- Jesteśmy panienko - powiedział szofer gdy zatrzymał samochód i wyłączył silnik
Nim ktokolwiek zdążył otworzyć mi drzwi, wyszłam sama rozglądając się z uśmiechem. Brat wyszedł za mną. Otrzymaliśmy nasze rzeczy. Moje wziął oczywiście Yamato i zaprowadził nas do środka.
- Sugoi~ Ile już ma ta willa? - zapytałam z uśmiechem i ściągnęliśmy buty, nim weszliśmy do środka
- Ta willa jest przekazywana jakby z pokolenia na pokolenie. Szef ją odziedziczył po ojcu i tak dalej. A teraz ty ją odziedziczyłaś panienko - uśmiechnął się delikatnie Yamato - To twój pokój panienko - dodał i otworzył drzwi
Weszłam do pokoju rozglądając się. Naprawdę przepiękny budynek i cały wystrój.
- Podoba się? - spytał Yamato
- Oczywiście~! - uśmiechnęłam się do niego i rozpakowałam się
Yamato ukłonił się i wyszedł, pokazując bratu mojemu pokój.
Po jakimś czasie poszłam do jakby auli. Była ogromna. Czekał już tam na mnie Yamato i mój brat.
- Po co miałam się tutaj pojawić? - zapytałam
- Żeby wszyscy poznali nowego szefa panienko - odpowiedział Yamato
Poczekaliśmy i po paru minutach zaczęli się schodzić faceci. Nie mogłam ich zliczyć, więc przysunęłam się powoli do Yamato i pociągnęłam go delikatnie za rękaw, a ten się nachylił.
- Tak panienko? - spytał Yamato
- U..Um.... Ile ich tutaj jest? - zapytałam szeptem niepewnie
- Hm? Oh. Tylko 147 osób. Plus ty panienko, ja i pański brat - odpowiedział Yamato
Było słychać z sali rozmowy i szepty. Zaczęło mnie już to wkurzać po jakimś czasie. Czułam, że tak jakby mnie obgadują.
- Cisza!! - wydarłam się i nastała o dziwo cisza
- Słuchać! To nasz nowy szef! - wydarł się Yamato
- Miło mi poznać - powiedziałam głośno
- Hai oyabun! - wykrzyczeli i ukłonili się, a ja się wzdrygłam
- To jest pierwszy członek Drake, czyli wakagashira. A to drugi członek Kyo, czyli sateigashira. Ja jestem administratorem, czyli saiko-komon. Tak się do siebie zwracamy panienko - powiedział Yamato
- Dzień dobry oyabun - powiedział Drake i Kyo kłaniając się
- Dzień dobry - odpowiedziałam nieśmiało
- Jeżeli byś czegoś nie wiedziała, to możesz się ich śmiało pytać panienko - powiedział Yamato
- Hm? No dobrze~ - odpowiedziałam
- Umiesz walczyć oyabun? - zapytał Drake
- Nie..... Ale mogę kopnąć w klejnoty w razie czego - odpowiedziałam
- Nie patrzcie tak dziwnie.... Nie raz już to robiła.... - westchnął mój brat
- A co z moją szkołą? - spytałam
- Na razie panienko jesteś zwolniona z zajęć do końca tygodnia. Załatwiłem już wszystko - powiedział Yamato
- No dobrze - odpowiedziałam
- Drake i ja nauczymy cię oyabun, jak się bronić - powiedział Kyo
Kiwnęłam głową i poszłam do pokoju się przebrać. Wysoki kucyk, spodenki i jakaś koszulka by było mi wygodnie, po czym poszłam na Drake'm na jakby salę gimnastyczną.
Po paru tygodniach nauczyłam się bronić, jakoś sobie zaczęłam radzić w nowej roli, chodź często pomagał mi Yamato. Najczęściej przy wypełnianiu dokumentów. Ale najgorsze dopiero nadeszło.....
- Jak to wojna gangów? - spytałam - Jak to się odbywa? - dodałam
- Nie martw się panienko, pójdę z tobą na spotkanie liderów. Nie masz się czym martwić - uspokoił mnie Yamato
- No dobrze... - odpowiedziałam i poszłam do pokoju
Przebrałam się w mundurek szkolny i szofer zawiózł mnie do szkoły. Zajęć nie miałam dzisiaj zbyt dużo. Szofer miał przyjechać po mnie za półtora godziny. Więc poszłam się przejść na miasto. Gdy szłam chodnikiem, ktoś mnie nagle wciągnął w uliczkę i przyłożył mi coś do ust, przez co zemdlałam.
Obudziłam się dopiero parę godzin później. Rozglądnęłam się jeszcze na wpół przytomna i usłyszałam głosy. Popatrzyłam na siebie. Miałam rozdarty lekko mundurek. Usłyszałam nagle, że chcą mnie zabić. Nie mogę panikować..... Boję się, ale panika mi w niczym nie pomoże...
Podniosłam się delikatnie i sięgnęłam po mój telefon. O dziwo mi go nie zabrali. Miałam ogrom nieodebranych połączeń.
- Co ty robisz?! - wydarł się na mnie facet i zabrał mi komórkę
Odsunęłam się szybko i powaliłam go, zabierając mu nóż gdy do mnie podszedł. Faceci chcieli mnie zaatakować, ale nagle drzwi rozwalił Yamato, wchodząc do pomieszczenia. Za nim weszli moi ludzie i załatwili facetów. Yamato odwrócił mnie plecami do nich, bym nie widziała tej masakry i zaprowadził mnie do samochodu.
- Nic ci nie jest panienko?? - spytał zmartwiony
- Mi nie, ale mój mundurek się trochę podarł.... - powiedziałam
Gdy dojechaliśmy do domu, moi ludzie też się wypytywali czy nic mi nie jest. Oczywiście dowiedziałam się też, że Yamato zwolnił mnie z jutrzejszego dnia. Bo mam niby odpocząć. Ale mi naprawdę nic nie jest.
Eh.... Naprawdę ciężko być tym ich szefem.... Nadal nie wiem co dokładnie mam robić... Ale cieszę się, że ich mam. Wszyscy są dla mnie jak rodzina. Nie sądziłam nawet, że mnie tak łatwo zaakceptują. Ale i tak mam jeszcze sporo do nauki....
//////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////////
1954 słów...... Marnie marnie według mnie xD I jak zwykle zepsułam końcówkę.... Gomen...? <(")
Mam nadzieję, że przy dodawaniu zdjęć nie zjadło mi słów xDDD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro