Widelec (Niezgodna)
Eric×OC (Estelle Chen)
Zamówienie: Toupees
Estelle miała czasem ochotę przywalić ludziom odpowiedzialnym za to, że w chodnikach było tyle dziur. Nie ważne, że miała osiem lat i jako członkini Erudycji powinna raczej myśleć o możliwości rozwiązania tego problemu, a nie na mszczeniu się na ludziach za zjawiska fizyczne, na które nie mieli wpływu.
Tak samo miała ochotę przywalić dwa lata starszemu od niej Ericowi, który zobaczył jak przewróciła się o jedną z tych piekielnych dziur i zaczął się strasznie śmiać. To zachowanie doprowadzało ją do szału. Właściwie ponieważ stał tuż przed nią to nie miała powodu, żeby się hamować i faktycznie go uderzyła w twarz. Tylko, że on oddał jej dużo mocniej. Za to ona, kiedy już znowu wstała, ponownie go walnęła jednak tym razem w brzuch. Potem natomiast uderzenia przestały być wymienianie naprzemiennie i po prostu zaczęła się chaotyczna bijatyka. Ponieważ Eric był starszy, większy oraz silniejszy oczywiście miał sporą przewagę, ale wściekła Estelle nie była łatwym przeciwnikiem. Dlatego bójka trwała i trwała aż jakiś bezfrakcyjny siłą ich nie rozdzielił.
Oboje byli mocno potłuczeni, do tego dziewczynka miała ranę na brwi, a chłopiec pęknięta wargę. Głośno dyszeli, mordując się wzrokiem, trzymani za kołnierze. Usilnie próbowali się jednak wyrwać, ale im się nie udawało, głównie dlatego, że ten bezfrakcyjny, który ich trzymał, był strasznie silny. Najprawdopodobniej był z Nieustraszoności.
- Uspokójcie się mądrale.- warknął, odciągając ich od siebie jeszcze mocniej.- Te młoda. Zaraz cię puszczę i pójdziesz domu. Trzydzieści sekund później puszczę ciebie młody. Oboje spokojnie wrócicie do siebie. Jeśli jeszcze raz zobaczę, że odwalacie coś takiego, to nie będę taki delikatny, jasne?
Szybko przytaknęli, po czym Estelle poczuła jak uścisk na jej karku znika. Zmrużyła oczy, chcąc wyglądać groźnie i wyszeptała tak, żeby tylko Eric ją usłyszał:
- To jeszcze nie koniec.
Potem zanim ktokolwiek zdążył zareagować na to wyznanie, odwróciła się i pobiegła w kierunku domu, niezwykle pieczołowicie unikając wszystkich dziur. Obiecała sobie, że ten niemiły chłopak jeszcze zrozumie jak wielki błąd popełnił śmiejąc się z niej.
Później zaczęli sobie nawzajem dogryzać przy wszystkich możliwych okazjach. Po jakimś czasie zapomnieli wręcz od czego to wszystko się zaczęło. Po prostu przy wszystkich przypadkowych kontaktach między nimi dochodziło do jakiegoś zwarcia, jakiejś kłótni, głośnej dyskusji, ale bijatyk unikali. Samo wyzywanie zupełnie im wystarczyło. Satysfakcja z dobrej riposty była chyba jeszcze większa niż z dobrze zadanego ciosu. Poza tym takie utarczki słowne były o wiele ciekawsze również dla ich otoczenia. Nigdy nie było wiadomo o co pójdzie mi tym razem, ale zawsze stali wobec siebie w totalnej opozycji, nawet jeśli w głębi serca zgadzali się ze sobą. Po prostu szczerze za sobą nie przepadali łagodnie mówiąc. Podsumować to można słowami samej Chen:
- Jeśli zaraz nie przestanie tak robić, to wydłubię mu oko widelcem i nawet się nie wzdrygnę.
- Ale jedne, co robi to stoi i oddycha.
- No właśnie!
*~*~*
Kiedy Eric odszedł do Nieustraszoności Estelle nie zamierzała przyznać się do tego, że trochę za tym tęskniła. Przez te sześć lat zdążyła wręcz polubić ich niemalże codzienne kłótnie. Sprawiały, że życie było ciekawe. Nie zamierzała jednak z tego powodu jakoś nie zwykle rozpaczać. Przerzuciła się po prostu ze swoim zwyczajowym wbijaniem szpilek na innych ludzi. Szczerze mówiąc ogólnie bardziej ją to cieszyło i korzystała pełną piersią ze spokoju od tego irytującego dupka. Żyła jakby nie istniał.
Przynajmniej do czasu testu predyspozycji, podczas którego wyszła jej Nieustraszoność. Zastanowiała się, czy to był jakiś żart od losu. To, że polubiła ich kłótnie, nie oznaczało, że polubiła jego. Wciąż go niecierpiała.
Jednak kiedy przybyła do Nieustraszoności przeżyła swego rodzaju szok. Ten Eric, który w tamtym momencie był dość ważnym człowiekiem w ich hierarchii, nie był tym samym Ericiem, z którym kłóciła się o smak jedzenia na stołówce szkolnej. Już nie widziała tego okropnego chłopaka z ulizanymi na tony żelu włosami. Nie powiedziała tego nikomu, nawet sama za bardzo nie potrafiła się do tego przed sobą przyznać, ale ten drugi Eric wyglądał, jej zdaniem, na prawdę dobrze. Te kolczyki na całej twarzy i długie włosy albo władcza aura jaką wokół siebie roztaczał... Właściwie nie była pewna co to takiego było, ale czuła się tym zaintrygowana. Trochę żałowała, że to nie on miał prowadzić treningi transferów, ale na szczęście co jakiś czas się tam zjawiał, co umożliwiało jej stwierdzenie bardzo istotnego faktu. Tak, z charakteru też się zmienił i podobała jej się ta zmiana.
Co nie zmieniało faktu, że jej małym hobby wciąż było dogryzanie mu na każdym kroku, jednocześnie zastanawiając się jak mogłaby sprawić, żeby przestał widzieć w niej tę chamską gówniarę, która kiedyś kłóciła się z nim o prawie wszystko.
Nieświadomie udało jej się tego dokonać kiedy wytarła podłogę za pomocą Molly Atwood. Byli w Nieustraszoności, umiejętność bicia się była w cenie.
Nie była pewna, w którym momencie ich relacja zaczęła nieco normalnieć. Ona zaczęła widzieć w nim dobrze wyglądającego mężczyznę, a on zaczął widzieć w niej całkiem ładną młodą kobietę. Ba, mimo że czasem razem gdzieś się spotykali i ogólnie spędzali razem więcej czasu niż kiedyś, zdarzało im się nie pokłócić się o nic przez cały dzień, co spokojnie mogli uznać za swój osobisty sukces. Jednak wciąż nie było to nic częstego. Właściwie w kilka tygodni zdołali przyzwyczaić do tego chyba wszystkich Nieustraszonych, którzy nie spędzali całych dni w piwnicy lub innych równie odosobnionych miejscach.
- Te młoda, zaraz sobie odgryziesz wargę.
- Właśnie o to mi chodzi. Za duża jest.- Nie chodziło o to. Nawet nie wiedziała, że ją zagryzała. To była mimowolna reakcja na JEGO widok. Jednak miała jakąś dumę, która chyba doprowadziłaby ją do samobójstwa, gdyby przyznała się do czegoś takiego.
- Trzeba tak było od razu. Mam nóż to Ci pomogę.
- Czy ja dobrze słyszę? Eric Coulter oferuje mi swoją pomoc? Gdzie jest jakiś kalendarz, to trzeba zapisać dla potomnych.
- W okolicy żadnego nie ma.
- Cholera. No cóż, trzeba będzie szybko jakiegoś poszukać. Nie dziękuję, z wargą poradzę sobie sama.
- Próbujesz od kilku tygodni i ciągle ci nie wychodzi, a nożem będzie szybko i prawie bezboleśnie.
- Podziękuję.
- Twój wybór. Jak coś, to jestem dostępny na przyszłość.
*~*~*
Oboje chcieliby wiedzieć, w którym momencie mimo wszystko zaczęli się trochę personalnie lubić. Tak samo chcieliby wiedzieć, w którym momencie zgodzili się na mocno zakrapianą grę integracyjną nazywaną potocznie butelką. Chcieliby również wiedzieć czemu dotrwali do końca.
Zaczęło się dość niewinnie. Same typowo nieustraszone wyzwania takie jak:
1. Zrobienie sobie dużego tatuażu.
2. Wejście na budynek z tyrolką i wykrzyczenia jakichś głupot, których nikt dokładnie nie pamiętał.
3. Zjazd tą tyrolką w różnych dziwnych pozycjach.
4. Śpiewanie bardzo głupich piosenek pod oknami domów innych frakcji.
Ogólnie wielu różnych głupot, które grających z jakiegoś powodu (prawdopodobnie promili krążących po krwioobiegu) doprowadzały do łez śmiechu, a wszystkich innych do szewskiej pasji. Jednak kiedy już zaczęli się naprawdę mocno chwiać, wrócili do siedziby Nieustraszoności zanim doszło do jakiegoś wypadku i później ograniczyli się tylko do różnych dziwnych pytań oraz sporadycznie do spokojniejszych wyzwań takich jak:
1. Polizanie ściany/podłogi/własnej łydki.
2. Turlanie się po podłodze.
3. Czołganie się i wicie się po ziemi.
4. Tańczenie do dziwnych piosenek puszczanych z urządzenia wziętego nie wiadomo skąd.
5. Rzucenie wiązanki w kierunku któregoś z graczy i czekanie na jego reakcję, zwykle niezbyt pozytywną, jednak czego innego można było się spodziewać po pijanych Nieustraszonych.
Kiedy Estelle dostała wyzwanie z ostatniej grupy, bez zawahania wykorzystała bufor bezpieczeństwa w postaci promili we krwi oraz szansy na to, że nikt nie będzie tego następnego dnia pamiętał i wykrzyczała wiązanki w kierunku każdego gracza z osobna. Pewnie ktoś zechciałby jej coś za to zrobić, ale większość ledwo siedziała w pionie, więc prawie nikt nie zareagował. Prawie nikt, bo Eric jako odpowiedzialny przywódca, nie upił się do tego stopnia. Jednak mimo wszystko trochę tego alkoholu w jego krwi było, dlatego bez zawahania wyzwał czarnowłosą dziewczynę do walki.
Nieco chwiejnie stanęli przed sobą i ustawili się w pozycji gotowości do bijatyki. Chen uśmiechała się dość głupio. Właściwie cała "walka" skończyła się dość szybko, bo Estelle po kilku uderzeniach została przyciśnięta do ściany. Banan na jej twarzy jeszcze bardziej się poszerzył, kiedy bez zastanowienia pochyliła się w jego kierunku i szybko pocałowała go w usta. Zaskoczony chłopak puścił ją, przez co wylądowała tyłkiem na ziemi. Przez chwilę lekko się skrzywiła i wybełkotała coś, co miało chyba znaczyć "Hej, to bolało", ale nikt nie był tego pewny. Zaraz potem zaczęła się jednak strasznie śmiać, właściwie bez powodu. Tymczasem Eric próbował zrozumieć co właśnie się wydarzyło i dlaczego mu się to podobało nawet mimo tego, że dziewczyna śmierdziała alkoholem.
*~*~*
Następnego dnia, podczas wielkiego nalotu na toaletę, okazało się, że jej znajomi jednak pamiętali jak koncertowo ich zwyzywała, nawet jeśli nie dokładnie co powiedziała, to ogólny przekaz, a odpowiedź "No sorry, zasłużyłeś/łaś sobie" nie pomagała jej w załagodzeniu konfliktu. Dlatego na kacu musiała stoczyć jeszcze kilka walk, które jednak trwały trochę dłużej, bo przynajmniej nie miała problemów z utrzymaniem się w pionie oraz dlatego, że jej przeciwnicy byli w najlepszym wypadku sponiewierani równie mocno jak ona.
Na jej nieszczęście pamiętali również jak zakończyła swoją walkę z Ericiem. To, ile czasu wiercili jej dziurę w brzuchu, byle tylko przyznała się do wszystkiego, jej zdaniem przechodziło ludzkie pojęcie. Wprawdzie każdemu odpowiedziała to samo "Byłam pijana i chciałam wygrać, czego nie rozumiesz?", ale oni i tak doszukiwali się jakiegoś drugiego dna. W końcu równie dobrze mogła go uderzyć w jakieś czułe miejsce albo ugryźć. Pocałunek... Pocałunek MUSIAŁ znaczyć coś więcej.
Oczywiście znaczył, ale Estelle miała swoją dumę i chyba by się powiesiła, gdyby coś takiego wyszło na światło dzienne. Albo sztuczne.
Natomiast Eric coraz mocniej dochodził do słusznego wniosku, że jednak nie chodziło tylko o promile w ich krwi i faktycznie oboje od jakiegoś czasu mieli ochotę to zrobić. Dlatego w pewnym momencie po prostu do niej podszedł i kazał jej się stawić na najwyższym poziomie całej siedziby za dziesięć minut. Nie miał zamiaru owijać w bawełnę, czy bawić się w podchody. Mieli tylko wyjaśnić co się stało oraz dlaczego i rozejść się w swoje strony na tyle, na ile było to możliwe.
- Podobało Ci się to. Wiesz o czym mówię.
Estelle prychnęła głośno i odrobinę przygryzając dolną wargę, powiedziała:
- Chciałbyś.
- Myślisz, że jestem głupi i ślepy?
- Tak. Właściwie to wymyśliłeś nowy rodzaj głupoty.
- Flirtowałaś ze mną.
- Niby kiedy?
- Czemu zawsze wszystko utrudniasz? Oboje dobrze wiemy, że tobie się to podobało, mi się podobało, więc czemu tak usilnie zaprzeczasz. Cholera, po prostu zróbmy to na trzeźwo, kiedy nie jedzie od nas alkoholem.
Zrobili. Oraz zostali parą, ale tym nie zamierzali się zbyt głośno chwalić. Nie było potrzeby.
*~*~*
- Wkurwia mnie ten gość.
- Dlaczego?
- Tak jakoś.
- Przywal mu, żeby się ogarnął.
- To nie zadziała.
- Po prostu boisz się zrobić co trzeba.
- Nie! Skądże znowu!
- Sama wydłubię mu oko widelcem czy coś, skoro nie masz do tego psychy. Wielki pan przywódca najlepszej frakcji ze wszystkich.
********
I jak Toupees, podoba się?
Przepraszam, że musiałaś czekać cały miesiąc. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, po prostu jestem leniwym bublem.
Wyszło trochę krótkie i nieco chaotyczne, ale chyba da się to jakoś czytać. Mam taką nadzieję, a jeśli nie, to przypominam, że przyjmuje reklamację i w razie czego mogę spróbować napisać jeszcze raz. Chciałabym wierzyć, że nie ma tu jakichś rażących błędów, ale szanujmy się, sprawdzałam to niedługo przed pierwszą w nocy, jest spora szansa, że coś pominęłam. Jeśli tak jest, to proszę o wytknięcie mi tego w komentarzu.
Miłego dnia lub nocy
Vide de mox
Wandixx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro