Randy
Andy
Mogłoby się wydawać, że bycie wilkołakiem jest darem od boga, a gdy jeszcze jesteś nim w liceum, to już na pewno, żyjesz jak w bajce. Masz więcej siły i mięśni, dzięki czemu każda napotkana osoba, od razu pożera cię wzrokiem. Twój doskonały węch i słuch sprawiają, iż możesz wiedzieć jakie zdanie mają o tobie wszystkie plotkary, albo w jakiej kolejności powinieneś zaznaczyć odpowiedzi na sprawdzianie, by uzyskać lepszą ocenę. Poruszasz się szybko ale z gracją, więc po kilku godzinach wychowania fizycznego nie wyglądasz niczym spasiona świnia w piekarniku. A o tym jak cholernie dobry jesteś w łóżku nie wspomnę. Niestety po za tymi pięknymi aspektami jest jeszcze jeden...
Dobra dwa powody dla których, to wszystko wyżej jest chuja warte.
Po pierwsze są pieprzone podziały.
Alfa - bóg bogów i światłość we wszechświecie, a potocznie, zapatrzony w siebie dupek. Dobra może nie każdy taki jest ale większość z nich, prędzej pomogłoby gwałcicielom niż uratowało cię z opresji. Chociaż tak na dobrą sprawę, jeśli już się zakochają, dbają o ciebie bardziej niż mamusia podczas choroby. Nie mniej jednak to puste worki sierści.
Następne na liście to - Bety.
Jeśli myślałeś, że te czerwonookie bestie są straszne to muszę boleśnie cię poinformować, że jesteś cholernie naiwną istotą.
Jest znacznie gorzej.
Wyobraź sobie zastępcę kapitana szkolnej drużyny, który ma tak duże ambicje jak Wieża Eiffla w Paryżu ale zdolności o połowę mniej. Do tego dorzuć brak adoracji u rodziców każdego bogatego dzieciaka i IQ zawsze wychodzące poniżej 0.
Tak, tym razem się nie mylisz - to potwory.
Żółte oczęta szczeniaka i buźka aniołka, a w środku istny diabeł. Wyżywają się na tobie tylko dlatego, że to nie oni są najważniejsi w stadzie. Na każdym kroku wypomną ci jak niski w porównaniu do nich jesteś, oczywiście nie zapominając o wspaniałych pomysłach jak dowartościować sobie ego. Jeśli nie masz pojęcia o czym mówię, to się ciesz, miałeś cudowne życie.
Ostatnie - jak zresztą zawsze i wszędzie - są omegi. One mają po prostu przejebane jak żyd w niemieckim czołgu podczas II wojny światowej. Są poniżane jak dziwki w burdelu przez bogate szmaty. Mało tego pełnią rolę zabawek łóżkowych, sprzątaczek, kucharek - jednym zdaniem.
Szukasz kury domowej?
Otóż ma niebieskie oczy i jest najsłabsza w stadzie.
Na pewno trafisz.
Ciche, skryte, nieśmiałe i zakompleksione.
Po drugie - ruje i gorączki.
Jak przed chwilą wymieniłem, Alfa jest najwyżej postawiony w stadzie, natomiast omega najniżej. Jak bardzo cię zaskoczę tym, że to właśnie, te dwa, nijak podobne rodzaje, są dla siebie stworzone?
Otóż to, nasze wspaniałe dupki przechodzą czas rui, czyli okres w którym ich jądra produkują najwięcej plemników. A, że oni z ogółu myślą kutasem, wtedy po prostu ich mikro móżdżki zanikają do granic możliwości, pozostawiając tylko jedno słowo - SEKS.
I uwierz mi, wystarczy tylko twój naturalny zapach, by te knoty powstały na baczność.
Nie martw się to jeszcze nie wszystko.
Jak mówiłem są jeszcze gorączki, które niestety przeżywają Omegi. Wyobraź sobie, że gdziekolwiek byś nie był w każdej chwili możesz ją dostać. Wtedy nie interesuje cię twoja cnota, ani jak wygląda poszczególna osoba. Jeśli twój naturalny śluz się wydzieli, po prostu skończysz pieprząc się po kątach tak długo póki wszystko z ciebie nie zejdzie.
Dlaczego wymieniłem tylko te dwa podgatunki?
Otóż Alfy są z nami połączone w kręgu życia. Oznaczają wybraną Omegą, czyniąc ją najszczęśliwszą na świecie. Ale zanim twój książę z bajki się objawi, musisz przejść masę samotnych, mokrych i cholernie uciążliwych gorączek.
Takich jak ja dzisiejszego dnia...
Biegam po pokoju jak dziecko z zespołem niespokojnych nóg, czy ADHD, szukając swojej skrytki, kiedy za 20 minut rozpoczynają się lekcje.
Przecież ja znowu się spóźnie!
- Andy nie zdążysz zaraz! - krzyk mojej rodzicielki odbił się echem po ścianach, sprawiając, że z zaskoczenia, potknąłem się o końcówkę dywanu.
- Mam cię! - wręcz piszczę, widząc swój różowy kartonik, który magicznym sposobem znalazł się za biurkiem - Jeszcze zdążę przed lekcją - mówię, sam do siebie, od razu lecąc do łazienki.
Szybko ściągam spodnie, by zaraz włożyć małą, wibrującą kulkę analną w swój nawilżony tyłek. Na pilocie wciskam drugi przycisk, a za chwilę czuję słodkie tortury przy swojej prostacie.
Tak, gorączka nie spodziewanie zaatakowała mnie dzisiaj, gdy mam przeprowadzić koncert charytatywny dla biednych Omeg z południowej części Afryki. Niestety jestem jedynym wokalistom i moja obecność jest obowiązkowa, co z tym idzie muszę wytrzymać cały dzień w szkole pełnej niewyżytych Alf i napalonych Bet.
Pomału osiągam spełnienie, kiedy w progu pokoju słyszę stukot obcasów.
- Andrew'ie Robert'cie Fowler'ze jeśli za sekundę nie opuścisz pokoju ograniczę ci wszystko. Nawet wieczorki z pizzą u Brooklyn'a! - panicznie podciągam spodnie i wyłączam zabawkę w biegu, zapominając o wyciągnięciu jej.
Moja łaskawa mama zawiozła mnie pod bramę szkoły, dzięki czemu znalazłem się w niej kilka sekund po dzwonku. Wiedząc, że na pierwszej lekcji mam próbę, szybko ruszyłem biegiem do klasy. Niestety przez swoją naturalną niezdarność, wpadłem na kogoś w korytarzu. Myśląc "kogoś" miałem na myśli, najbardziej zidiociałego alfę w szkolę - Blair'a.
- Hej suko uważaj jak chodzisz! - krzyknął, prostując swoją koszulkę, której NIC się nie stało.
- Spierdalaj spieszę się - wyminąłem go, następnie wchodząc do klasy.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to był błąd.
Próba przebiegała bez zbędnych pogaduszek, musieliśmy mieć dopracowany każdy szczegół na tip top, ponieważ to ostatnie drobiazgi przed występem. Śpiewałem ostatnią piosenkę, kiedy poczułem małe wibrację. I nie chodzi mi o wyciszony telefon, a coś GŁĘBOKO w sobie. Momentalnie zacisnąłem usta w połowie słowa, pocąc się niczym gotowane kluski na parze.
- Andy wszystko dobrze? - zdezorientowana mina nauczyciela matematyki, a zarazem szkolnego muzyka, przywróciła mnie na ziemię.
- Ta-ak tyl-ko - nie wiedziałem co odpowiedzieć, gdy wibracje napastujące moją prostatę ustały - Przepraszam, zakręciło mi się w głowie - wziąłem głęboki wdech, próbując ukryć swój zapach, przed betami w zespole.
- Dobrze, w takim razie, wszystko mamy przećwiczone. Zmykajcie na lekcje, a ty Andrew spróbuj pokonać tremę - Pan Collins uśmiechnął się troskliwie, otwierając drzwi od sali.
Biegiem ruszyłem po swoje rzeczy, przekopując cały plecak w poszukiwaniu pilota, którego O ZGROZO nie było tam. Cały czerwony ze stresu, wybiegłem z sali modląc się, by był wciąż gdzieś w pobliżu - mimo, iż wiedziałem jaka jest prawda. Zajrzałem do każdego możliwego zakątka, wiedząc, że mama wie co to za pilot i nie bawiłaby się nim, gdyby znalazł się w jej rękach. Słysząc dzwonek, zacząłem się kierować do łazienki, aby wyciągnąć z siebie zabawkę ale niestety nauczyciel z którym miałem lekcje sprytnie złapał mnie za ramię.
- Lekcje panie Fowler... Lekcje - mruknął, wpuszczając mnie do sali.
Kiedy myślisz, że bardziej przejebane nie mogłeś mieć, pojawia się nad tobą pierdolony Lucyfer pokazując, iż tak naprawdę nie wiesz co znaczy słowo PIEKŁO.
Potulnie usiadłem w pierwszej ławce, zaraz obok nic nie świadomego blondyna.
- Musisz mi kurwa pomóc - szepnąłem, dając nacisk na pierwsze słowo.
- O co chodzi księżniczko? - Brooklyn prychnął, na swój jakże zabawny żart, wpatrując się w moje oczy.
Ledwo przełknąłem ślinę, gdyż moje gardło zwinęło się w supeł, cholernie ciasny, niczym za małe stringi na pierwszoklasistkach kokietujących starsze roczniki, jakby to miało im pomóc. Musiałem przyznać, że nie przemyślałem tego co miałbym odpowiedzieć, a wzrok mojego rówieśnika wcale nie pomagał w wymyśleniu jakiegokolwiek nie żenującego wyjaśnienia.
- Mam cholerną gorączkę i potrzebuje iść do łazienki ale nasz wspaniały nauczyciel się na to nie zgodzi - powiedziałem na jednym wydechu, mentalnie błagając wszystkich możliwych Bogów, by to wystarczyło.
- Dobra ale nie zabij mnie - chłopak schylił się do plecaka, następnie oblewając mnie pomarańczową cieczą. I nie, to nie był sok pomarańczowy, a pierdolona starta marchewka - Zanim zaczniesz krzyczeć w mojej szafce są zapasowe spodnie - mrugnął do mnie, dodając - I kondomy - prychnąłem, uderzając go w bark.
- Boże Idioto dziś jest koncert! - krzyknąłem, zwracając na siebie uwagę nauczyciela.
- Panie Fowler, przeszkadzam? - mruknął, skanując mnie od góry do dołu.
- Ależ skąd, tylko ta niezdara wylała na mnie swoje drugie śniadanie i muszę zmienić spodnie czy.... cz.. y.. czy...- wziąłem drżący oddech, kiedy zabawka we mnie zaczęła się poruszać.
- Andy pyta czy może wyjść się przebrać - dokończył za mnie blondyn, któremu posłałem wdzięczny uśmiech.
- Idź ale wracaj szybko, mamy dziś ważną lekcję - mruknął, powracając do tematu.
Niczym pędząca lokomotywa, wybiegłem z sali, po drodze potykając się o plecak.
Biegłem jakby za mną rozrywała się ziemia, a nie tylko moja samokontrola. Kuleczka we mnie szybko zwiększała obroty, przez co pomału miękły mi nie tylko kolana ale i duma. Wiedziałem, że jeśli szybko tego nie wyciągnę nie wytrzymam.
Najbliższa łazienka była dziewcząt zaraz obok - o ironio - kantorka pana woźnego. Wdarłem się przez drzwi chcąc zakończyć swoje cierpienie, lecz przekraczając próg, stanąłem jak wryty. Pod oknem nonszanlacko, z chytrym uśmieszkiem, który będzie śnił mi się do końca życia - w koszmarach oczywiście - stał najbardziej przystojny - a zarazem król wszystkich dowodów na to, iż Alfy to bezmózgie istoty - chłopak w szkole.
Ryan pieprzony Beaumont.
- Nie ciebie się spodziewałem blondyneczko - mruknął, poszerzając swój uśmiech.
Otwierałem usta, by jak zwykle odpowiedzieć mu ciętą ripostą, gdy spomiędzy moich pośladków wyleciał śluz. Moja wewnętrzna Omega zawyła niszcząc barierę, którą ukrywałem swój zapach. W środku składałem się bólu niczym origamii, które Wyatt robi na lekcji matematyki, aby zabić czas, ale na zewnątrz, patrzałem w te mleczno-czekoladowe oczy, które teraz żarzyły się krwistą czerwienią.
Czerwienią pożądania.
Kolana, jakby nienależące już do mojego ciała, ugięły się pod natarczywością tego spojrzenia i gdyby nie silne, umięśnione ramiona padłbym jak długi. Nie miałem odwagi odezwać się słowem, wiedząc, że z moich ust wydobyłby się tylko - proszący, wręcz błagający - skamlący jęk. Podniosłem jedynie oczy, wdychając piękny zapach wiosennego poranka i miodu. Moje płuca paliły żywym ogniem, chcąc wchłonąć jak najwięcej tego zapachu. Brunet poprawił mnie w swoich ramionach, powodując, że moje usta zbliżyły się niebezpiecznie blisko tych jego.
- Pozwól mi, cię posiąść - szepnął, owiewając moje wargi gorącym powietrzem - Andy nie wiem na ile starczy mi jeszcze kontroli, by się na ciebie nie rzucić - dodał, lecz jego głos nie był już ciepły niczym promienie słońca we wiosenny poranek, a wręcz warczący, nieznoszący sprzeciwu, z samych czeluści piekieł.
W tym momencie nie obchodziło mnie skąd, brunet zna moje imię, ani jak pilot znalazł się w jego dłoniach. Miałem gdzieś, iż jesteśmy w publicznej łazience w dodatku damskiej i że ktoś zaraz może tu wejść. Zapomniałem o koncercie, brudnych spodniach. Chciałem tylko krzyczeć, wierzgać się, wiercić, aby chociaż trochę sobie ulżyć i poczuć jakiekolwiek tarcie lecz w odpowiedzi z moich ust wyleciał tylko jeden przeciągły jęk. Jęk, który otworzył drzwi, zburzył mur i spalił mosty dzielące nas od tego co zaraz nastąpi. Nie kontaktowałem już ze światem, pozwoliłem, by pożądanie zawładnęło moim wilkiem, a on mną. Aby chłopak, który uporczywie trzymał mnie w ramionach zdarł ze mnie spodnie oraz przyszpilił do ściany. Dałem mu zezwolenie na penetrowanie moich ust swoim gorącym językiem. Oddawałem żarliwie pocałunki, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata lecz wiedziałem, iż i on nie przeszkodził by nam teraz. Sam Bóg wraz z Lucyferem mógłby stanąć obok przeklinając nas i grożąc wszystkim co najgorsze, a my nie zwrócilibyśmy na to uwagi. Liczyły się tylko gorące pocałunki, składane niedbale, gubiąc wargi, aby za chwile je znaleźć. Dłonie chcąc za wszelką cenę poznać ciało przed nim, uporczywie pozbywając się zbędnego materiału. Krew buzująca w mojej głowie, przesłoniła nawet najprostszy dla każdego proces. Zapomniałem jak się nazywam, jak oddychać. Oczy zaszły mi mgłą, rozmazując twarz naprzeciwko mnie i tylko ręce pozwalały mi widzieć. Penis wbijający mi się w biodro jedynie potwierdzał, realność tej sceny. Wiedziałem, iż postępuje cholernie nie odpowiedzialnie, i że jutro będę na ustach całej szkoły, ale pożądanie oraz pragnienie były silniejsze niż jakiekolwiek wątpliwości.
Ryan
Obróciłem blondyna, niedbale kładąc go na zimnych oraz zapewne cholernie brudnych i niesterylnych kafelkach damskiej łazienki. Wręcz wgryzłem się w jego szyję, tworząc na niej czerwone zasinienia, nie interesując się jak chłopak to wytłumaczy. Rękoma badałem ciężko oddychające ciało pode mną. Blondyn z pozoru nie wyróżniał się niczym, wyglądał jak przeciętny chłopak. Ani brzydki, ani ładny, taki po prostu nijaki. Lecz kiedy przypatrzysz się bliżej zauważysz, iż jego talia ma wcięcie nad biodrami, które - zapewne nie specjalnie - kiwają się na boki, kusząco podkreślając krągłości pod nimi. Piękne pośladki oraz cholernie zgrabne, chude nogi. Kiedy pozbędzie się zbędnego materiału dostrzegasz jeszcze więcej. Mleczną, jedwabistą skórę, bez żadnej skazy. Chudy brzuch i wystające obojczyki, małe, sprawne dłonie. Lecz gdy masz przed sobą jego twarz, to wiesz, że to ona jest wisienką na torcie. Duże, niczym letnie niebo, oczy, przysłonięte długimi, czarnymi rzęsami. Mały, zgrabny nosek oraz te pełne, malinowe usta, które zachęcają do grzesznych rzeczy, w które teraz wkładam palce, a chłopak pode mną zatacza na nich kółka i przeplata między nimi język. Gdy ja zasysam się na jego stojących sutkach, ręką bawiąc się przy mokrym wejściu, wkładając dwa palce i krzyżując je wewnątrz, zapraszającego pierścienia, a on wychodzi mi naprzeciw, samemu się na mnie nabijając.
- Nawet nie wiesz jak pięknie teraz wyglądasz - zamruczałem, przygryzając płatek ucha blondyna - Taki zniecierpliwiony i potrzebujący - dokończyłem, liżąc gorącą skórę tuż przy ustach.
Jęk wydobył się z tych wspaniałych, większych niż zwykle ust chłopaka, gdy zabrałem rękę.
- Weź mnie już - sapnął, zachęcająco kręcąc biodrami.
Nie sprzeciwiałem się, sam już miałem dość tej zabawy w podchody, lecz mimo wielkiej rządzy pieprzenia go oraz pożądania, nie chciałem, aby go bolało. Ostrożnie wyjąłem palce i rozszerzając mleczne biodra, wszedłem w niego od razu po same jądra, w tym samym czasie atakując usta blondyna, w które krzyknął. Poruszałem się powoli, pomimo chęci przyspieszenia, by jak najszybciej rozładować napięcie w moim podbrzuszu, scałowywałem łzy lecące po policzkach, goniąc je językiem do samej szyi.
- Taki piękny. Tylko mój - szeptałem w usta chłopaka, ledwo je dotykając.
Patrzałem w te cholernie wspaniałe oczy, czując, iż chłopak zaczyna się pode mną rozluźniać. Uśmiechnąłem się gdy objął moje biodra nogami, a plecy dłońmi, zostawiając na nich co jakiś czas ostre, krwawe pręgi. Jęczał mi wprost do ucha, nieziemsko się na mnie zaciskając, kiedy poruszałem się coraz szybciej. Gdy trafiłem w jego prostatę, wgryzł mi się w bark, zagłuszając krzyk i przyszpilając całe swoje ciało do mojego, tak, iż między nami nie było nawet milimetra wolnej przestrzeni. Pot spływał mi po karku, w głowie wybuchła eksplozja, z barku kapała krew, a penis w końcu eksplodował w tym samym czasie co Andy pode mną. Knot poszerzył się i ulokował wewnątrz blondyna, jakby tam od zawsze było jego miejsce. Mój wilk wył razem ze śnieżnobiałym chłopaka. Wiedziałem, że już żaden seks nie da mi tego samego i tylko ON będzie wstanie mnie zaspokoić. Opadłem na wymęczonego blondyna, usta zatrzymały się na jego czole, natomiast dłonie uspokajająco gładziły policzek. Zanim dotarło do mnie co właśnie się stało. Telefon chłopaka zadzwonił przeraźliwie irytującym dzwonkiem. Andy znieruchomiał na dosłownie nanosekundę, następnie zrzucając mnie z siebie. Mimo widocznego dyskomfortu na jego twarzy, ubierał się najszybciej jak mógł, by wypaść z łazienki niczym strzała z łuku. Nie wiedziałem co się właśnie stało, ale dzwonek kończący lekcję doskonale mnie w tym uświadomił. Leżałem nago, dalej ze stojącym oraz ociekającym knotem, w DAMSKIEJ KURWA ŁAZIENCE. Równie szybko co chłopak chwile temu, ubrałem się i przepłukałem twarz zimną wodą. Poprawiłem włosy, zabrałem pilot oraz kuleczkę Andy'ego, by następnie powoli wyjść na korytarz.
W innych okolicznościach pewnie szedłbym uśmiechnięty od ucha do ucha, jakbym był panem tego pierdolnika, lecz moją głowę zaprzątała jedna, choć cholernie uwierająca myśl.
Dlaczego on uciekł?
Odpowiedź nasunęła się sama dwie godziny później, gdy zobaczyłem go śpiewającego na scenie podczas koncertu charytatywnego. Dopiero teraz na mojej twarzy zagościł uśmiech. Ten blondyn był nie z tej ziemi. Cholernie piękny, tak bardzo seksowny i uroczy jednocześnie.
A jego głos...
Spotkałem anioła.
Gdy nasze spojrzenia się napotkały na chwilę jego oczy zalśniły tym samym żywym niebem, by za sekundę wrócić do zwykłego koloru. Wiedziałem co to znaczy, nie było potrzeby się oszukiwać.
Mój wilk wpoił się w jego.
Teraz albo spowoduje, że będzie mój, albo umrę w katuszach.
Po koncercie od razu udałem się pod scenę, ignorując spojrzenia rzucane w moją stronę. Stanąłem za blondynem i delikatnie objąłem go w talii.
- Nie ładnie tak uciekać - szepnąłem, by tylko on mógł to słyszeć.
- Ja przepraszam ale koncert i to wszystko, nie uciekłem przez ciebie - mruknął, obracając się do mnie przodem.
- Już myślałem, że tylko chciałeś zaspokoić swoje potrzeby - uśmiechnąłem się, kiedy i on mnie objął.
- To był mój pierwszy raz - zarumienił się, a ja stanąłem jak wryty.
- O żeś psia mać - mruknąłem, rozśmieszając tym chłopaka - Nie wierze, jesteś za dobry - dodałem, patrząc się w te piękne oczy, o moim ulubionym kolorze.
- Cóż miło mi to słyszeć - zachichotał.
- W takim razie wiem, że zjebaliśmy kolejność ale poszedłbyś ze mną na randkę? - zapytałem, błagając wszystkie bóstwa.
- A oddasz co nie twoje? - uśmiechnąłem się szerzej.
- Tylko jeśli się zgodzisz - zacmokałem, ocierając nasze nosy o siebie.
- W takim razie chyba nie mam wyboru - cmoknął mnie w policzek.
Teraz cały świat dopiero nabrał barw.
Jedna gorączka, spędzona w szkole z pozoru wydająca się zwykłym dniem, zmieniła dwóch cholernie różnych chłopców.
Zmieniając ich w mężczyzn.
Jeden uświadomił sobie jak bardzo się mylił, a drugi jak bardzo jego szczeniackie zachowanie było nie na miejscu.
Rozpoczęli ten dzień oddzielnie, by skończyć go razem.
Teraz i już zawsze.
-----------------------------------------------------------
Dobry wieczór kochani❤ tak jak mówiłam male kroczki i do przodu. Jak wam sie podoba shocik?
Jest on dla takiej jednej perelki która cholernie mnie zmotywowala i ona wie ze o nia chodzi ❤
Poprosze o jakieś komentarze wiem ze nie bedzie ich tyle co zawsze ale naprawdę jeden mi wystarczy ❤
Dobrej nocy❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro