Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zegarek (Baśniobór)

Brackendra (Kendra×Paprot)

AU bez magii

Zamówienie: marysia0129

Kendra była uznawana za kujonkę. Często chodziła do biblioteki i dobrze się uczyła. Większość uczniów znała ją tylko dlatego, że była starszą siostrą największego łobuza szkoły, Setha Sorensona.

Paprota wszyscy uważali za typowego sportowca. Trenował koszykówkę i był w tym świetny. Wzdychały do niego prawie wszystkie dziewczyny w szkole i kilku chłopaków.

Wydawało się, że nic ich nie łączy, że nie mają wspólnych zainteresowań. Byli przecież totalnym przeciwieństwami. Jak to możliwe, żeby się przyjaźnili? Rzecz w tym, że Kendra była zagorzałą fanką koszykówki, a Paprot kochał powieści historyczne oraz przygodowe. Jakimś dobrym fantasy też by nie pogardził. Tylko nie było osoby, która mogłaby to zauważyć.

Kendra szła do biblioteki, by podczas przerwy odrobić wszystkie zadania domowe, a po lekcjach mieć czas na... cóż, na cokolwiek innego. Spojrzała, na swój lewy nadgarstek, by sprawdzić, ile ma jeszcze czasu, ale jedyne co zauważyła to lekko czerwony odcisk. Pobladła. Ten zegarek był jej ostatnią pamiątką po dziadkach Larsenach. Jedynym co jej po nich zostało. Właśnie wtedy wpadł na nią Paprot.

- Kendra potrzebuję... Coś się stało?

- Zgubiłam zegarek. Ten niebieski. Od dziadków Larsenów.

- I co płaczesz, poszukamy go i zaraz znajdziemy.

- Ok... Ale ja wcale nie płakałam.

- Wmawiaj sobie... Dobra, gdzie widziałaś to po raz ostatni?- spytał rzeczowym tonem, na co Kendra zamyśliła się na chwilę. Paprot uważał, że bardzo ładnie wyglądała, gdy intensywnie myślała. Zawsze marszczyła wtedy brwi i nos, co upodabniało ją do wściekłego królika.

- W sali od chemii. Potem byłam w sklepiku, następnie miałam matematykę i stamtąd szłam do biblioteki, ale do niej nie doszłam.

- No to idziemy do sali chemicznej. Wyścig?- zapytał.

- Zawsze i wszędzie- odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się. Właśnie za to kochała... znaczy się, lubiła Paprota. Niezależnie od sytuacji potrafił zachować zimną krew i ją pocieszyć. Zaczęli biec, wymijając uczniów i nauczycieli, którzy oburzeni wolali za nimi by zwolnili, bo inaczej dostaną uwagi. Jednakże żadne z nich tego nie słyszało. Częściowo dlatego, że było głośno, częściowo dlatego, że pędzili jak wariaci, a częściowo dlatego, że nie chcieli słyszeć. Bieg sprawiał im tak wielką przyjemność, jak chyba nic innego. Gdy dotarli do odpowiedniej klasy, wyhamowali ze ślizgiem, wykorzystując śliskość podłogi. Kendra nacisnęła klamkę, ale drzwi okazały się zamknięte. Na szczęście niedaleko stała na dyżurze nauczycielka chemii. Dziewczyna podeszła do niej i z przymilnym uśmiechem zapytala:

- Przepraszam, proszę pani, czy ma pani klucz do sali 25?

- Tak, a o co chodzi?

- Chyba zostawiłam w sali zegarek i chciałabym go odzyskać. Mogłaby mi pani otworzyć?

- Oczywiście.- nauczycielka podeszła do drzwi i je otworzyła, po czym wróciła do swoich dyżurowych obowiązków. Kendra weszła do sali, a zaraz po niej wkroczył Paprot i razem zaczęli szukać zguby. Niestety zegarka nie było ani w tej klasie, ani w sklepiku, a gdy chcieli pójść do sali matematycznej, zadzwonił dzwonek. Dziewczyna w bardzo złym humorze ruszyła na lekcje angielskiego, a Paprot szybko pobiegł na WF. Był o dwa lata starszy od Kendry, więc nie mieli razem lekcji. Szatynka przez całe zajęcia nie mogła się skupić. Trochę była to wina braku zegarka, przez który czuła się w jakiś dziwny sposób niepełna, a trochę przez Paprota. Był jej przyjacielem, ale ostatnimi czasy myślała o nim częściej niż wcześniej. Chciała być ładna, aby się mu spodobać. Denerwowały ją te wszystkie dziewczyny śliniące się na jego widok i wszystkie uśmiechy, które im posyłał. Choć nie potrafiła się do tego przyznać sama przed sobą, Paprot zaczął się jej podobać. I robiła się o niego zazdrosna. Po lekcji szybko poszła do sali matematyki. Paprot już na nią czekał, co było dość dziwne, biorąc pod uwagę to, że miał dłuższą drogę do przebycia i dodatkowo jego poprzednią lekcją był WF, po którym trzeba się przebrać, ale Kendra nie zwróciła na to uwagi. Chciała już odzyskać swój zegarek i móc odrobić zadania domowe, aby potem robić coś ciekawszego. Na przykład wyjść dokądś z przyjacielem. Podeszła do swojej ławki. Na podłodze zauważyła swoją zgubę, więc uśmiechnęła się zwycięsko i weszła pod stolik. Potem nastąpiła seria nie do końca przyjemnych wypadków. Paprot nie zauważył wystających spod ławki nóg Kendry, potknął się o nie i wywrócił. Zaskoczona dziewczyna próbowała wstać, ale zapomniała, że wciąż miała nad sobą blat, więc uderzyła w niego głową. Zrobiła to na tyle mocno, że ławka się przewróciła, przygniatając chłopakowi palce. Krzyknął głośno, zwracając na siebie uwagę nauczyciela mającego dyżur na korytarzu. Zaniepokojony belfer wpadł do klasy i zobaczył... cóż, zobaczył pobojowisko. Przywrócona ławka, niebezpiecznie przechylone krzesło, kolejną ławkę wyglądająca, jakby zaraz miała dołączyć do wywróconej koleżanki, a pośrodku tego wszystkiego dwójka uczniów leżąca na podłodze. Dostali uwagi oraz polecenie posprzątania sali. Kendra zwróciła uwagę na to, że palce prawej ręki Paprota były czerwone i napuchnięte. Miała nadzieję, że nic mu się nie stało i opuchlizna zaraz zejdzie.

*-*-*-*-*

Okazało się, że palce Paprota nie wytrzymały konfrontacji z rozpędzoną ławką i były połamane. Przez prawie miesiąc chłopak był zmuszony do pisania lewą ręką lub proszenia o zastępowanie to w pisaniu. W tej roli bardzo często była Kendra. Czuła się winna z powodu tego wypadku (było to w pełni uzasadnione, ale Paprot i tak zawsze się irytował, kiedy o tym mówiła), więc starała się jak najbardziej pomóc przyjacielowi w pokonywaniu jego skutków. Tamtego dnia siedziała w bibliotece i pisała podyktowane przez niego wypracowanie na geografię, a potem Paprot wyskoczył z propozycją:

- Możemy zagrać w pewną grę?

- A jaką?

- Będę Ci zadawał pytania, a ty będziesz odpowiadać pierwsze, co Ci przyjdzie do głowy, ok?

- Ok, ale potem jest zamiana.

- Dobrze, no to zaczynam. Czerwony, czy niebieski?

- Czerwony.

- Pizza czy lasagne?

- Lasagne.

- Morze czy góry?

- Morze.- odpowiadała bardzo szybko.

- Las czy pole?

- Pole.

- Rysowanie czy koszykówka?

- Koszykówka.

- Podobam Ci się?

- Tak... znaczy — zarumieniła się mocno- nie... znaczy... uh co to za pytanie?

Paprot uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- To w końcu tak, czy nie? Możesz powiedzieć, przecież nie gryzę.

- Oj, zamknij się Papciu.

- Tylko nie Papciu. Za bardzo kojarzy się z „kapciu".

- Będę Cię nazywać Papciem, jeśli ty będziesz mnie pytać o takie rzeczy.

- Ale możesz mi udzielić jasną odpowiedź?

- Nie, nie mogę.

- Czyli tak, podobam Ci się.

W odpowiedzi na to Kendra, choć wydawało się to niemożliwe, zarumieniła się jeszcze mocniej.

- Nieprawda.- skłamała. Zerwała się z krzesła, by uciec. To była jej naturalna reakcja na zażenowanie. Jednak Paprot był szybki. Szybszy niż ona. Złapał ją zaraz za drzwiami. Ostrożnie obrócił ją tak, żeby widzieć jej twarz.

- Spójrz na mnie, dobrze?- powiedział, ale dziewczyna dalej wbijała spojrzenie w podłogę, więc tylko westchnął i zaczął mówić dalej- Chciałem Ci to powiedzieć już od jakiegoś czasu, ale nie potrafiłem się na to zebrać. Uważam, że jesteś bardzo ładna i mądra i... I chyba... i się w tobie zakochałem.

Zaskoczona dziewczyna podniosła głowę, by spojrzeć w oczy chłopaka.

- Mówisz serio?

- Bardziej serio niż Seth o płatkach czekoladowych.

Przez chwilę stali w ciszy.

- Czas na moją serię pytań.- powiedziała Kendra z uśmiechem.- Czy w tym momencie oficjalnie zaczynamy ze sobą chodzić?

- Myślę, że tak.

Wrócili do biblioteki po swoje rzeczy, a potem Paprot odprowadził swoją dziewczynę do domu. Przez całą drogę trzymali się za ręce.


*******

@marysia0129 i jak się podoba?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro